Strona główna SMN

Święty Franciszek z Asyżu
(1181 -1226)





Sceny z życia św. Franciszka

List do rządców ( XII wiek )


Sprzedaż wszystkiego
Uwolnienie przez matkę
Usługiwanie trędowatym
Naprawa kościoła
Posłanie ich na świat
Pragnienie męczeństwa
Kazanie do ptaków
Miłość względem ubogich
Żłóbek jaki urządził w Boże..
Ukrzyżowany Serafin
Pozostałe sceny z życia...
O pieniądzach
O ubóstwie
Przykład


Cuda św. Franciszka


Cud stygmatyzacji
Władza nad stworzeniami
Władza nad stworzeniami
Boska łaskawość
Pani Jakobina
Zmarli wskrzeszeni
Uratowani od śmierci
Uratowani żeglarze
Uwięzieni
Niebezpieczny poród
Uzdrowienie
Niewidomi i głuchoniemi
Trędowaci
Obłąkani i opętani
Pokurczeni i połamani
Różne cuda
Koniec cudów Franciszka

Franciszek patronem ekonom

 

SM

CUD STYGMATYZACJI I ZJAWIENIE SIĘ SERAFINA

2. Nowy człowiek, Franciszek, zajaśniał nowym i zdumiewającym cudem, kiedy za szczególnym przywilejem, nie udzielanym w ubiegłych stuleciach, został odznaczony czyli ozdobiony świętymi stygmatami, i w swym śmiertelnym ciele upodobniony do ciała Ukrzyżowanego. Cokolwiek by o tym powiedział język ludzki, będzie mniejsze od chwały, jaka mu należy. Tu nie trzeba pytać o rację, bo chodzi o cud, ani szukać wzorca, bo chodzi o coś szczególnego. Wszystkie dążenia męża Bożego, tak publiczne, jak prywatne, obracały się wokół krzyża Pańskiego; i od samego początku jego rycerskiej służby Ukrzyżowanemu rozbłyskały wokół niego różne tajemnice krzyża.
Kiedy bowiem na początku jego nawrócenia postanowił pożegnać ponęty tego życia, Chrystus przemówił do niego z krzyża, gdy się modlił; z samychże ust wizerunku doszedł go taki głos: „Franciszku, idź, napraw mój dom, który, jak widzisz, cały się wali.” Odtąd pamięć męki Pańskiej głęboko wraziła się w jego serce, a po dokonaniu się w nim głębokiej przemiany dusza jego zaczęła „rozpływać się” w tym, co „mówił ukochany” (por. Pnp 5,6).
A czyż kryjąc się w krzyżu, nie przyjął habitu pokuty, przedstawiającego obraz krzyża? Taki habit bardzo dobrze odpowiadał jego zamiarowi, gdyż pobudzał go do gorliwości w ubóstwie, wszakże jeszcze bardziej Święty potwierdzał w nim tajemnicę krzyża. Albowiem jak jego duch odział się w Chrystusa ukrzyżowanego na wewnątrz, tak całe jego ciało ubrało się w krzyż Chrystusowy na zewnątrz. W tym znaku Bóg pokonał „potęgi powietrzne,” i w tym samym znaku miało służyć Bogu jego wojsko.

3. Czyż brat Sylwester, jeden z pierwszych braci, mąż ze wszech miar doskonały w karności, nie widział złotego krzyża, co wychodził, z ust Franciszka, a rozciągniętymi ramionami w cudowny sposób znakował cały świat? (por. 2 C 109).
Zostało zapisane i dowiedzione wiarygodną relacją zdarzenie, jak ów brat Monaldo, sławny życiem, obyczajami i asceza, widział cielesnymi oczyma świętego Franciszka ukrzyżowanego, w chwili, kiedy święty Antoni kazał o napisie na Krzyżu (por. l C 48).
Czyż u jego pierwszych synów nie powstał zwyczaj i zbożny nakaz, że gdzie tylko spostrzegą podobiznę krzyża, mają mu oddać należny cześć i uszanowanie? (por. l C 45).
Ponad wszystkie inne znaki najbardziej miłym był mu znak Thau (T), za pomocą którego podpisywał listy i wszędzie rysował na ścianach cel. A właśnie Pacyfik, mąż Boży, co miewał widzenia niebieskie, cielesnymi oczyma ujrzał na czole świętego ojca wielki znak Thau, różnobarwny i lśniący złotym blaskiem (por. 2 C 106).
Zatem i ze strony ludzkiego przekonania i ze strony katolickiego przytwierdzenia godzi się, by on, który odznaczał się zadziwiającą miłością krzyża, również w podziwu godny sposób dostąpił zaszczytu krzyża. Dlatego nic nie mówi o nim prawdziwiej, jak opowieść o stygmatach krzyża.

4. Przebieg zjawiska był taki. Na dwa lata przedtem, zanim oddał ducha niebu, w pustelni zwanej Alverna, w prowincji Toskania, gdzie w ekstazach pobożnej kontemplacji prawie że już sięgał chwały niebieskiej, ujrzał w widzeniu rozciągniętego nad sobą Serafina, wiszącego na krzyżu, mającego sześć skrzydeł, za ręce i nogi przybitego do krzyża. Dwa skrzydła unosiły się mu nad głową, dwa wyciągały do lotu, a dwa okrywały całe ciało. Widząc to, Franciszek zdumiał się gwałtownie, a gdy nie umiał wytłumaczyć, co by chciało to widzenie, wtargnęła mu w serce radość pomieszana z żałością. Cieszył się z łaskawego wejrzenia, jakim Serafin patrzył na niego, ale przybicie do krzyża przeraziło go. Natężał umysł, by pojąć, co mogłaby znaczyć ta wróżba, i duch jego silił się trwożnie nad jakimś jej zrozumieniem. Otóż, podczas gdy szukając wyjaśnienia na zewnątrz, poza sobą, nie znalazł rozwiązania, nagle objawiło mu je w nim samym odczucie bólu.
Natychmiast bowiem na jego rękach i nogach zaczęły jawić się znaki gwoździ, jak to na krótko przedtem widział u Męża ukrzyżowanego, ponad sobą w powietrzu. Jego ręce i nogi wyglądały przebite gwoździami w samym środku; główki gwoździ ukazywały się na wewnętrznej stronie rąk i na wierzchniej stronie nóg, a ich ostre końce były na stronie odwrotnej. Główki gwoździ na rękach i nogach były okrągłe i czarne, a ich ostre końce podłużne i zagięte, przy czym wychodziły z ciała i wystawały ponad resztę ciała. Zaś prawy bok, jakby przebity lancą, miał na sobie czerwoną bliznę, która często broczyła i spryskiwała tunikę i spodnie świętą krwią.
Rufin, człowiek Boży o anielskiej czystości, gdy raz jeden z synowską miłością nacierał świętego ojca, opuściwszy rękę, boleśnie uraził tę ranę. Ten dotyk sprawił świętemu Bożemu niemały ból, toteż, odrzucając rękę Rufina od siebie, wykrzyknął: „niech cię Bóg broni!”

5. Gdy jednak po upływie dwu lat dotarł do szczęśliwego kresu i zamienił padół nędzy na błogosławioną ojczyznę, przedostała się do uszu ludzkich zdumiewająca wieść o tej wzniosłej sprawie. Wówczas zbiegł się mnogi lud, chwaląc i wielbiąc imię Pańskie. Tłumnie wyległo całe miasto Asyż i zbiegła się cała okolica, pragnąc zobaczyć to nowe zjawisko, jakie Bóg odnowił na tym świecie. Nowość cudu zmieniła płacz w uniesienie radości, a cielesny ogląd wprawił w zdumienie i zachwyt. Patrzyli na błogosławione ciało zdobne stygmatami Chrystusa, mianowicie nie na przebicia gwoźdźmi na rękach i nogach, ale na same gwoździe mocą boską cudownie utworzone z jego ciała, owszem wrośnięte w samoż ciało. Gdy się je nacisnęło z jednej strony, to natychmiast wychodziły po stronie przeciwnej, jako tkanka ciągła. Oglądali także bok, krwią zbrukany.
Widzieliśmy to, co opowiadamy; dotykaliśmy rękami to, ku czemu wznosimy ręce w modlitwie; łzawymi oczyma pieściliśmy to, co wyznajemy ustami; i to, co kiedyś raz stwierdziliśmy pod przysięgą, teraz, w każdym czasie publicznie zaświadczamy. Razem z nami widziało je wielu braci jeszcze za życia Świętego, a z chwilą śmierci uczciło je ponad pięćdziesięciu oraz niezliczona ilość osób świeckich. Nie ma tu miejsca na niejasność, niechże nikomu nie wyda się wątpliwym ten dar wiekuistej dobroci!
Oby ta miłość seraficzna złączyła wielu z Chrystusem, jako członki z Głową; oby posłużyła im ona jako zbroja w walce tu na ziemi, a jako wyniesienie w Królestwie. Któż zdrowo myślący nie przyzna, że chodzi tu wyłącznie o chwałę Chrystusa? Ale też i kara spuszczona na niedowiarków niech ostrzeże niepobożnych, a pobożnych utwierdzi w pewności.

6. W Potenza, mieście w królestwie Apulii, był pewien duchowny, imieniem Ruggero, mąż czcigodny i kanonik katedry. Od dłuższego czasu dręczyła go choroba. Jednego dnia wstąpił na modlitwę o zdrowie do kościoła, w którym był namalowany obraz świętego Franciszka, przedstawiający chwalebne stygmaty. Przystąpił i z całą pobożnością upadł na kolana przed obrazem do kornej modlitwy. Niestety, oczy utkwił w stygmatach Świętego, ale myślami błądził po manowcach i nie wysilił rozumu, żeby odpędzić wsuwający się ukradkiem cierń wątpliwości. Bo gdy stary wróg łudził go, on zaczął mówić sobie w rozdwojonym sercu: „Czyż prawdą było, że ten Święty zajaśniał takim wielkim cudem, czy może była to pobożna iluzja jego towarzyszy?” Mówił dalej: „To było złudzenie braci, a może nawet ich umyślne oszustwo. Przecież to przekracza ludzkie pojęcie i mija się z wszelkim sądem rozumu.”
O głupoto człowieka! Nierozumny, przecież im mniej mogłeś pojąć ten boski cud, tym więcej powinieneś był czcić go w pokorze. Powinieneś był wiedzieć, skoro byłeś świadomy, że Bogu łatwo ciągle odnawiać świat za pomocą cudów, i ciągle dokonywać w nas ku swojej chwale takich rzeczy, jakich nie dokonywał w innych ludziach.
Co dalej? Bóg zadaje lekkomyślnemu ciężką ranę, żeby z własnego cierpienia oduczył się bluźnić. Oto nagle doznaje uderzenia w dłoń lewej ręki, jako że był lewy, i równocześnie słyszy jakby dźwięk grotu, wyrzuconego z balisty. Zdumiony tak zranieniem, jak i dźwiękiem, zdejmuje rękawiczkę z ręki, nosił bowiem rękawiczki biskupie. Chociaż przedtem nie miał na dłoni żadnego przebicia, to teraz spostrzega w pośrodku ręki ranę jakby z uderzenia strzałą, z której idzie taki potężny żar, że zdaje mu się, iż cały od tego żaru mdleje. Dziw nie do uwierzenia! Na rękawiczce nie ma żadnego śladu, tak że kara jest odpowiedzią na ranę ukrytą w głębi serca.

7. Przez dwa dni krzyczał i wył dręczony okrutnym bólem i wobec wszystkich zdjął zasłonę z niewiernego serca: Wyznał wiarę, że prawdziwie u świętego Franciszka były święte stygmaty i przysięgał stwierdzając, że odrzucił urojenia wszelkiej wątpliwości. Modlił się kornie do świętego Bożego, aby mu przyszedł z pomocą przez swoje święte stygmaty, a mnogie modlitwy wzbogacał hojnie ofiarą łez. Zaprawdę dziw! po odrzuceniu niedowierzania w ślad za uzdrowieniem umysłu przyszło uzdrowienie ciała. Ustał wszelki ból, ostygła gorączka, nie zostało żadnego śladu przebicia. Stał się człowiekiem pokornym wobec Boga, pobożnym względem Świętego i oddanym Zakonowi braci w dozgonnej przyjaźni.
Ten wspaniały cud został stwierdzony pod przysięgą i jak najbardziej zawarowany przez biskupa miejsca. We wszystkim niech będzie błogosławiona cudowna Boża potęga, która w mieście Potenza okazała wielkie rzeczy.

8. Dostojne matrony rzymskie, czy wdowy czy zamężne, zwłaszcza te, które przywilej szlachectwa łączą z zamożnością, a Chrystus wlewa w nie swoją miłość, mają zwyczaj, że w swoich domach posiadają pokoiki czy miejsca zaciszne przystosowane do modlitwy. Mają tu jakaś malowaną ikonę i obraz takiego świętego, jakiego czczą w sposób szczególny.
Jedna z pań, dostojna blaskiem obyczajów i chwałą swych rodziców, wybrała na swego patrona świętego Franciszka. Miała malowany jego obraz w osobnej izdebce, gdzie modliła się do Ojca w skrytości.. Pewnego dnia, gdy pobożnie trwała na modlitwie i uważnymi oczyma szukała świętych znamion, nie znalazłszy ich, gwałtownie i z bólem zaczęła się temu dziwić. Ale cóż dziwnego, że na malowidle nie było tego, co malarz pominął. Przez wiele dni kobieta nosiła to w swoim sercu i nikomu nie mówiła, często patrząc na obraz i ciągle bolejąc. Aż oto, nagle jednego dnia pokazały się te cudowne znaki na rękach, tak jak zwykle się je przedstawia na innych obrazach; moc boska uzupełniła to, czego zaniedbała ludzka sztuka.

9. Przerażona i niezmiernie zdumiona kobieta pośpiesznie zawołała córkę, która szła śladem matki w świętym kierunku życia, i wskazując jej to, co się stało, pilnie wypytywała, czy aż do teraz widziała ten obraz bez stygmatów. Dziewczyna potwierdziła i przysięgła, że dawniej był on bez stygmatów, a teraz naprawdę okazuje się ze stygmatami. Wszakże, ponieważ umysł ludzki często sam siebie przyprawia o upadek i ponownie prawdę podaje w wątpliwość, dlatego i w serce kobiety weszło szkodliwe powątpienie, czy aby obraz od początku nie był tak oznakowany. Atoli moc Boża, chroniąc pierwszy cud przed wzgardą, dodała drugi. Bezzwłocznie znikły owe znaki, obraz został odarty z przy wilejów, iżby cud następczy dowodził poprzedniego.
Widziałem tę małżonkę pełną cnót, wyznaję, że widziałem ją, która pozostając w świeckiej szacie, ducha poświęciła Chrystusowi Panu.

10. Rozum ludzki od samego powstania wikła się w surowych wrażeniach zmysłowych i w grubych obrazach wyobrażeniowych, tak że ruchliwa i płynna wyobraźnia zmusza go czasem do poddawania w wątpliwość tego, w co należy wierzyć. Dlatego nie tylko z trudem wierzymy w cudowne czyny świętych, ale często i w sprawach zbawienia samaż wiara napotyka na liczne przeszkody.
Otóż pewien Brat Mniejszy, kaznodzieja z urzędu, życia wzniosłego, był mocno przekonany o świętych stygmatach. Ale balansując pomiędzy tym, co zwyczajne, a tym, co niezwykle dziwne, zaczął doznawać wątpliwości co do cudu Świętego. W jego duszy rozgorzała walka. Rozum stał po stronie prawdy, wyobraźnia atakowała z przeciwka. Rozum, wsparty o liczne posiłki, twierdził, że sprawa ma się tak, jak powiedziano. A że inne hipotezy były za słabe, oparł się na prawdzie uznanej przez Kościół święty. Z przeciwnej strony zmysłowe majaki sprzysięgły się przeciw cudowi, który wydawał się przeciwny całej naturze i niesłychany we wszystkich ubiegłych stuleciach.
Pewnego wieczoru, zmęczony walką, położył się na spoczynek czując, że słabnie w nim rozum, a bardziej rozzuchwala się wyobraźnia. Śpiącemu ukazał się święty Franciszek z zabłoconymi nogami, pokornie surowy i cierpliwie gniewny. Rzekł: „Jakież to toczysz w sobie konfliktowe walki? Jakie to brudy powątpiewań? Zobacz moje ręce i moje nogi!” Zobaczył przebite ręce, wszakże nie mógł dojrzeć stygmatów na zabłoconych nogach. Franciszek rzekł: „Usuń błoto z moich nóg i zobacz miejsca gwoździ!” Brat widzi siebie, jak chwyta nogi Świętego, jak oczyszcza je z błota i dotyka rękami miejsc gwoździ. A gdy się obudził, niezwłocznie popłakał się i w publicznej spowiedzi oczyścił swe jak gdyby zabłocone poprzednie afekty.

11. Niezależnie od tego, że owe święte stygmaty niezwyciężonego rycerza Chrystusowego są znakiem osobliwego wyszczególnienia i przywilejem najwyższej miłości, co cały świat nieustannie podziwia, należy sądzić, że znaki te miały wielką moc jako potężna broń u Boga, co można zrozumieć na podstawie oczywistego, nadzwyczajnego cudu, jaki zdarzył się w Hiszpanii, w królestwie Kastylii.
Dwu mężczyzn długo waśniło się wzajemnie w zaciekle wrogim sporze. Ich złośliwość nie chciała spocząć, nie mogło być żadnej przerwy w zapalczywości i w zniewagach, a powstały żal ani na godzinę się nie uśmierzał, dopóki któryś z nich nie zginie najgorszą śmiercią z ręki drugiego. Przeto każdy z nich wdziewał zbroję i z gromadą zwolenników często zastawiał zasadzki na przeciwnika, jako że nie można było dokonać zbrodni publicznie. Pewnego wieczoru, gdy już zapadł głęboki zmierzch, zdarzyło się, że pewien mąż, wcale poczciwego życia i dobrej opinii, ciągnął tą drogą, na której czaiła się zasadzka jednego z waśniących się, by zabić drugiego.
Mężczyzna śpieszył do kościoła braci, by zdążyć na modlitwę po Completorium, jak zwykł był czynić, ponieważ miał głębokie nabożeństwo do świętego Franciszka. Wówczas porwali się synowie ciemności na syna światła, myśląc, że jest on tym ich rywalem, którego właśnie szukali, by zabić. Ze wszystkich stron wyskoczyli na niego z mieczami, poranili śmiertelnie i zostawili prawie zabitego. A w ostatniej chwili najbardziej okrutny wróg wbił mu miecz głęboko w gardło, a nie mogąc go wyciągnąć, pozostawił w ranie.

12. Zewsząd zbiegli się ludzie. Wznieśli ku niebu krzyk żałości. Całe sąsiedztwo opłakiwało śmierć niewinnego. Ale że duch życia jeszcze był w tym człowieku, dlatego konsylium lekarzy orzekło, by nie wyciągać ostrza z gardła. Może czynili to z myślą o spowiedzi, by mógł się jeszcze wyspowiadać, przynajmniej za pomocą jakiego znaku. Przez całą noc aż do godziny świtu lekarze pracowali, by zatamować krew i zawiązać rany. Ale że ciosy były liczne i głębokie, nic nie wskórawszy, zaprzestali zabiegów.
Bracia Mniejsi razem z lekarzami stali koło łóżka, przejęci niezmiernym bólem, oczekując śmierci przyjaciela. A oto dzwon braci zadzwonił na Matutinum. Żona jego usłyszawszy dzwon podbiegła do łóżka i wzdychając, rzekła: „Panie mój, wstań szybko, idź na Matutinum, ponieważ twój dzwon cię wzywa!” Natychmiast on, co wydawał się konający, zająknął się w głębi piersi i bełkocąc, usiłował wypowiedzieć jakieś zdławione słowa. Rękę podniósł do miecza tkwiącego w gardle, i zdało się, że skinął na kogoś, by go wyciągnął. Istny cud! Nagle, na oczach wszystkich, miecz wyskoczył ze swego miejsca i poleciał aż do drzwi domu, jakby rzucony ręką bardzo silnego mężczyzny. Człowiek wyprostował się i odzyskawszy doskonałe zdrowie, jakby zbudzony ze snu, opowiedział dziwne sprawy Pańskie.

13. Serca wszystkich objęło przerażenie, stali się jak nieprzytomni, myśląc, że to co się dzieje, jest urojeniem fantazji. Na to ów uzdrowieniec rzekł: „Nie bójcie się, nie myślcie, że patrzycie na majaki!, ponieważ święty Franciszek, którego zawsze czciłem, a który dopiero co odszedł stąd, całkowicie uleczył mnie ze wszystkich ran.
Swoje najświętsze stygmaty przyłożył do każdej z mych ran i słodyczą ich wszystkie rany ukoił; jak widzicie, za pomocą ich dotknięcia cudownie zabliźnił wszystkie okaleczenia. Wtedy, gdyście słyszeli rzężenie mych piersi, prześwięty ojciec po uzdrowieniu z całą czułością wszystkich ran, zdawał się chcieć odejść, zostawiając miecz w gardle. Ponieważ nie mogłem mówić, słabą ręką pokazałem mu, żeby wyciągnął miecz, stanowiący szczególne zagrożenie śmiercią. Zaraz pochwycił go i potężną ręką wyrzucił, jak to wszyscy widzieliście. I tak, jak pierwej, stygmatami świętymi pogładził i posmarował zranione gardło; w ten sposób całkowicie mnie uleczył, tak że nie widać żadnej różnicy między ciałem w miejscach poranienia, a ciałem które nigdy nie było zranione.”
Kto się więc tym nie zdumieje, kto poczyta wieść głoszoną o stygmatach za coś innego, a nie za sprawę całkowicie boską?

___

Św. Franciszek najbiedniejszy z biednych jest pierwszym Patronem SMN
po nim:
Św. Ojciec Pio,
Św. Teresa z Avila,
Św. Jan Bosko,
A najpierwszym z wszystkich Patronem SMN jest Św. Michał Archanioł

Ojciec Święty Jan Paweł II o Świętym Franciszku z Asyżu:

Ojciec Święty Jan Paweł II podczas pielgrzymki do Grobu Biedaczyny z Asyżu w dniu 5 listopada 1978 r., podkreśla w swoim przemówieniu ducha św. Franciszka:

„Ty, który nosiłeś w swoim sercu wszystkie zmienności współczesnych tobie ludzi, swoim sercem tak bliski Sercu Zbawiciela, wspomóż nas, byśmy mogli objąć losy dzisiejszej ludzkości, trudne problemy społeczne, ekonomiczne, polityczne, kulturowe, problemy współczesnej cywilizacji, wszystkie cierpienia dzisiejszego człowieka, jego wątpliwości, sprzeczności, rozbicie; jego dążenia, kompleksy, niepokoje...”
Jan Paweł II - Papież

 
 

 

Czytelników na stronie:    

                                            Copyright © Wiesław Matuch - kontakt   Wrocław 2001 System Miłości Narodów