Jeśli ktoś zapragnąłby mieć udział w wydaniu następnych moich pism oraz działaniu dla dobra wspólnej idei „System Miłości” i zdobywania niebiańskiej wiedzy dla siebie, „Wiedza od Ojca Pio” - to podaję osobiste konto:
Wiesław Matuch
BNP Paribas Bank Polska S.A.
Konto:
90 2030 0045 1130 0000 1538 6050 w tytule podać DAROWIZNA – aby uniknąć podatku.

Natomiast żeby przesłać kwotę do Polski z zagranicy trzeba podać tak:
PLPK90203000451130000015386050 - Wiesław Matuch Darowizna:
Lub : Wiesław Matuch
90 2030 0045 1130 0000 1538 6050 w tytule podać DAROWIZNA
Wpisać:
PPABPLPK Jak braknie pola dodać XXX


https://www.paypal.me/wiesiorynka -

Założyłem też konto na PayPal - wiesiorynka@gmail.com Jeśli ktoś chciałby wesprzeć duchową naszą wspólną oddolną działalność - to jest taka możliwość. PayPal przekierowuje na moje konto w BGŻ w Polsce. W tytule podać DAROWIZNA – aby uniknąć podatku. Komfort jest, bo można korzystać z podstawowych walut z całego świata. Wiesiu

 

Poniżej są 2 tomy "Wiedzy Ojca PIO" do pobrania za darmo w pdf. Wiesiu
 

http://sm.fki.pl/Wiedza-Ojca-Pio-Tom-1.pdf

http://sm.fki.pl/Wiedza-Ojca-Pio-Tom-2.pdf

 

 

Tu można zamawiać 1 i II tom Wiedzy Ojca Pio.

 

System Miłości Wiedza Ojca Pio - Kompendium - do pobrania


http://sm.fki.pl/Wiedza-Ojca-Pio-opracowanie.pdf

http://sm.fki.pl/Wiedza-Ojca-Pio-spis-tresci.pdf

 

System Miłości Wiedza Ojca Pio-Tom1 po Angielsku - do pobrania

http://sm.fki.pl/Wieslaw-Matuch-System-Milosci-Wiedza-Ojca-Pio-Tom1-po-Angielsku.pdf

 

System Miłości Wiedza Ojca Pio- 1 i2 tom audio a

 

https://www.youtube.com/@EnergiaMilosci   -  1 i 2 tom audio czytany przez aktora Wrocławskiego



Tu można pobrać Hymn SM stworzony przez Maćka Maciejewskiego


 http://sm.fki.pl/System-Milosci-Iskra-z-Polski_(Maciej-Info-z-Serca).MP3

Wersja Hymnu SM instrumentalna

http://sm.fki.pl/instrumental-SM-Iskra-z-Polski-sax.MP3

 

Rumble - alternatywa do YT.
Tam też wgrywam wiesiorynki.

https://rumble.com/user/WieslawMatuch

 

 


 
  O2.PL  •   BGŻ   Pobierz film z YT

   •   Cena prądu  •   Test szybkości  Internetu  •   
Kalkulator sp. paliwa

 

Mój Kanał YouTube - tu będę nagrywał filmiki z Wiedzą Ojca Pio... Wiesiu

 

 

 

`Kalendarium:

 
Dzisiaj jest 27 kwietnia

1521 - Zmarł Ferdynand Magellan. 1791 - Urodził się Samuel Morse. 1792 - Zawiązanie konfederacji targowickiej. 1822 - Urodził się Ulysses Grant, generał i polityk amerykański. 1905 - Urodził się Julian Stryjkowski, pisarz polski. 1915 - Zmarł Aleksander Skriabin, rosyjski kompozytor i pianista. 1931 - Urodził się Krzysztof Komeda, pianista i kompozytor jazzowy. 1997 - Zmarł Piotr Skrzynecki, animator i konferansjer kabaretu Piwnica pod Baranami.

 

Sobota, 27 kwietnia, 2024 roku.
Do końca roku zostało 249 dni.
Imieniny obchodzą:

Zyty Felicji Teofila Jana Anastazego Piotra Józefa. Św. Zyta, dziewica (1218-1272). urodziła się w Monsgrati koło miasta Lucca, w rodzinie biednych wieśniaków. Całe życie, od 12 roku, była służącą. Cicha, sumienna, pracowita, uprzejma, prowadziła życie surowe. Zyta była obdarzona darem kontemplacji i ekstaz. Wrażliwa na niedolę potrzebujących i biednych rozdawała im swoje skromne oszczędności. Wstawiły ją cuda, które zapisano przy zastosowaniu formalności notarialnych. Święta jest patronką miasta Lucca; ubogich dziewcząt, pracownic domowych, służących. W IKONOGRAFII św. Zyta przedstawiana jest z dzbanem, w którym woda przemieniła się w cudowny sposób w wino. Bywa ukazywana w fartuchu pełnym kwiatów, w które zamienił się chleb niesiony ubogim.

 

 

Św. Teresa z Avila  -  Dzieła św. Teresy Wielkiej...
Skróć, o mój słodki Boże, Konania tego czas i spraw, by nikły płomień ziemskiego życia zgasł.

Św. Jan od Krzyża  -  Dzieła św. Jana od Krzyża...
Jak noc w spoczynku cichym pogrążona, w chwili gdy się rozlewa blask zorzy rumiany, jak muzyka ciszą przepojona, samotność, w której brzmią organy, uczta, co moc i miłość daje na przemiany.

  Różne modlitwy katolika

 

 



 Biografia i myśli Ojca de Mello

Myśli Ojca Anthony de Mello - hinduskiego Jezuity:

Pierwszeństwo - Legenda głosiła, że Bóg wysłał Anioła do Mistrza z następującym posłaniem: - Proś o milion lat życia, a będą ci udzielone lub o milion milionów lat. Jak długo pragniesz żyć? - Osiemdziesiąt lat - odparł bez chwili wahania Mistrz. Uczniowie przyjęli tę wiadomość w osłupieniu. - Ależ, Mistrzu, gdybyś żył milion lat, pomyśl, ile pokoleń mogłoby korzystać z twojej mądrości. - Gdybym żył milion lat, ludzie nastawialiby się bardziej na przedłużenie swego życia, niż na zdobywanie mądrości.

GENIUSZ GEORGE'A GERSHWINA - ...i jak czują się dumni - zwykle z niewłaściwych powodów ?... Przyjaciele kompozytora George'a Gershwina usiłowali dać do zrozumienia jego ojcu, że "Błękitna rapsodia" jest dziełem geniusza. "Oczywiście, że jest', powiedział staruszek. "Czyż nie potrzeba piętnastu minut, żeby ją wykonać?".

MEDALIK - Człowiek jest sam, zagubiony w tym ogromnym wszechświecie. I jest pełen lęków. Dobra religia czyni go odważnym. Kiepska religia potęguje jego lęki. Pewna matka nie mogła sobie poradzić z synkiem, który zawsze wracał do domu po zmroku. Dlatego przestraszyła go: powiedziała mu, że na ścieżce do domu pojawiły się jakieś duchy wychodzące zaraz po zachodzie słońca. Odtąd nie musiała mu przypominać, by wracał do domu w porę. Kiedy jednak chłopiec urósł, tak bał się ciemności i duchów, że nie było sposobu, by wyszedł z domu wieczorem. Wtedy matka dała mu medalik i przekonała go, że gdy będzie go nosił, duchy nie będą mu mogły zrobić nic złego. Teraz już chłopiec wchodzi odważnie w ciemności, mocno ściskając swój medalik. Kiepska religia daję wiarę w medalik. Dobra religia pozwala wiedzieć, że takich duchów nie ma.

Przepiękne teksty wielkiego Jogina Sri Nisargadatty Maharaja (1897 - 1981)

Pytania i odpowiedzi (poniższe teksty, losowo wyświetlane, dopracowałam na potrzeby katolików - Wiesław Matuch)

PYTANIE: Jestem pełen niepokoju. Jak mógłbym osiągnąć spokój? ODPOWIEDŹ: Do czego jest panu potrzebny spokój? PYTANIE: Do szczęścia. ODPOWIEDŹ: Czy teraz nie jest pan szczęśliwy? PYTANIE: Nie, nie jestem. ODPOWIEDŹ: Co czyni pana nieszczęśliwym? PYTANIE: Mam to, czego nie pragnę, a pragnę tego, czego nie mam. ODPOWIEDŹ: Dlaczego pan tego nie odwróci. Niech pan pragnie tego, co pan ma, a nie dba o to, czego pan nie ma. PYTANIE: Pragnę tego co jest przyjemne, a nie chcę tego co przykre. ODPOWIEDŹ: Skąd pan wie, co jest przyjemne a co nie jest? PYTANIE: Oczywiście z własnego doświadczenia. ODPOWIEDŹ: Kierując się pamięcią, podążał pan za przyjemnościami i wystrzegał się pan przykrości. Czy osiągnął pan sukces? PYTANIE: Nie. Przyjemności są nietrwałe, a cierpienie powraca. ODPOWIEDŹ: Jakiego rodzaju cierpienie? PYTANIE: Pragnienie przyjemności, lęk przed przykrością - jedno i drugie bolesne. Czy istnieje niczym nie zmącone szczęście? ODPOWIEDŹ: Każda przyjemność, fizyczna czy psychiczna, wymaga jakiegoś podłoża. Podłoże, zarówno fizyczne jak psychiczne, jest materialne, wyczerpuje się i zużywa. Tym samym osiągana przyjemność ma z konieczności ograniczoną moc i wytrwałość. Cierpienie istnieje u źródeł wszystkich pańskich przyjemności. Pan pragnie przyjemności, ponieważ cierpi. Z drugiej strony samo poszukiwanie przyjemności, to także przyczyna cierpienia. Błędne koło. PYTANIE: Rozumiem mechanizm moich niepowodzeń, ale nie widzę drogi wyjścia. ODPOWIEDŹ: Samo zbadanie tego mechanizmu wskazuje drogę. Przecież pańskie błędy są tylko w pana umyśle, który nigdy dotąd nie buntował się przeciwko błędom i nigdy nie próbował się z nimi uporać. Buntował się tylko przeciwko cierpieniu. PYTANIE: A więc nic mi nie pozostaje, jak żyć tak samo nadal. ODPOWIEDŹ: Żyć czujnie. Niech pan zastanawia się, obserwuje, bada, jak najwięcej dowiaduje się na temat błędów oraz ich wpływu na pana i na innych. Przez poznanie błędów uwolni się pan od nich.

Tęsknota:

Ciężko jest kochać, a nie być kochanym. Myśleć wciąż o kimś, a być zapomnianym.

 

Ryszard Kapuściński:

Ludzie na początku XXI wieku mają wrażenie, że przyszło im żyć w świecie rozdzieranym wojnami. A to przecież nieprawda. Dziewięćdziesiąt dziewięć procent ludności żyje gorzej lub lepiej - częściej gorzej niż lepiej - ale w warunkach pokoju. Miejsca konfliktów zbrojnych to punkty na naszej planecie. Jest ich kilkanaście albo kilkadziesiąt, ale to tylko punkty. My jednak, postrzegając świat przez pryzmat mediów, koncentrujących się na tych punktach zapalnych, mamy wrażenie, że wszędzie toczy się wojna, ze wszędzie czyha śmierć i zagłada. Człowiek jest bardzo podatny na sugestię, a moc sugestii mediów jest ogromna.

Cytaty Przemówienia Papieża Jana Pawła II w parlamencie polskim z 11 czerwca 1999

Dwadzieścia lat temu, podczas mojej pierwszej pielgrzymki do Ojczyzny, razem z rzeszami zgromadzonymi we wspólnocie modlitwy na placu Zwycięstwa, przywoływałem Ducha Świętego: "Niech zstąpi Duch Twój! I odnowi oblicze ziemi. Tej Ziemi!" (2 czerwca 1979 r.). Prosząc ufnie o tę odnowę, nie wiedzieliśmy wtedy jeszcze, jaki kształt przyjmą polskie przemiany. Dzisiaj już wiemy. Wiemy, jak głęboko sięgnęło działanie Bożej mocy, która wyzwala, leczy i oczyszcza. Możemy być wdzięczni Opatrzności za to wszystko, co udało się nam osiągnąć dzięki szczeremu otwarciu serc na działanie Ducha Parakleta. Składam dzięki Panu historii za obecny kształt polskich przemian, za świadectwo godności i duchowej niezłomności tych wszystkich, którzy w tamtych trudnych dniach byli zjednoczeni tą samą troską o prawa człowieka, tą samą świadomością, iż można życie w naszej Ojczyźnie uczynić lepszym, bardziej ludzkim. Jednoczyło ich głębokie przekonanie o godności każdej osoby ludzkiej, stworzonej na obraz i podobieństwo Boga i odkupionej przez Chrystusa. Dzisiaj zostało wam powierzone tamto dziedzictwo odważnych i ambitnych wysiłków podejmowanych w imię najwyższego dobra Rzeczypospolitej. Od was zależy, jaki konkretny kształt przybierać będzie w Polsce wolność i demokracja.

Tęsknota:

Ufaj mi kochanie, dotrzymaj mi wierności, bo to długie rozstanie, to dowód naszej miłości.

  Wiersze
 

 
   Boscy Kochankowe  
 

 

 

 
 

Wiesław Matuch     Kontakt smilosci@gmail.com     Wrocław 2001
System Miłości Narodów 
    

     stat4u   
 

 

 
SM

ROBERT ALAN MONROE PODRÓŻE POZA CIAŁEM

(Journeys out of the Body / wyd. orygin.: 1971)

ROZDZIAŁ PIERWSZY: PO OMACKU

Tekst poniższy powinien znaleźć się w przedmowie lub we wstępie. Ja jednak umieściłem go tutaj w przekonaniu, że większość czytelników pomija takie wstępy chcąc jak najprędzej dotrzeć do sedna sprawy. Właśnie to co chcę teraz powiedzieć jest takim sednem. Najważniejsze powody opublikowania zawartego w tej książce materiału są następujące: (1) myślę, że poprzez rozpowszechnianie opisanego zjawiska niektórzy może unikną koszmaru prób i błędów na obszarach, gdzie nie istnieją konkretne odpowiedzi; być może poczują się bezpieczniej wiedząc, że inni mają podobne doznania; być może rozpoznają ten fenomen u siebie i dzięki temu unikną urazu psychicznego lub co gorsza, załamania nerwowego i zamknięcia w zakładzie dla umysłowo chorych, (2) jutro lub za kilka lat formalnie akceptowane w naszej kulturze nauki rozszerzą swoje horyzonty, koncepcje, postulaty i poszukiwania, i otworzą szeroko drzwi prowadzące do ogromnego wzbogacenia ludzkiej wiedzy, lepszego zrozumienia samego siebie i otaczającego nas środowiska.

Jeżeli jedno lub oba te założenia zostaną spełnione, gdziekolwiek i kiedykolwiek, będzie to wystarczającą nagrodą.

Prezentowany tu materiał nie jest przeznaczony dla jakiejś określonej grupy naukowców. Podstawową zasadą jest raczej to, aby był zrozumiały zarówno dla fachowców, jak i laików, bez popadania przy tym w mętne uogólnienia. Fizyk, chemik, biolog, psychiatra czy filozof mogą użyć bardziej specjalistycznej terminologii na określenie opisywanych tu stanów. Spodziewam się takiej interpretacji. Wydaje mi się jednak, że język potoczny jest bardziej odpowiedni dla osoby, która chce zostać prawidłowo zrozumiana przez szerokie kręgi społeczeństwa, a nie jedynie przez wąskie grono specjalistów.

Oczekuję także, że wiele interpretacji będzie ze sobą sprzecznych. Najtrudniej obiektywnie rozważyć koncepcję, która nawet jeżeli jest akceptowana jako fakt, burzy wszystkie dotychczasowe doświadczenia. Jednak wiele zjawisk zostało uznanych za fakt na podstawie daleko mniej przekonywujących dowodów niż prezentowane tutaj, i są obecnie akceptowane. Mam więc nadzieję, że podobnie będzie z moimi relacjami.

Takie obiektywne rozważania są rzeczywiście najtrudniejsze.

Spójrzmy na początek tego szczerego sprawozdania z punktu widzenia osobistego doświadczenia. Pędziłem wraz z rodziną zwyczajne, ustabilizowane życie. Ponieważ lubiliśmy naturę i spokój, mieszkaliśmy na wsi. Jedyną moją niezwykłą działalnością były eksperymenty z nauką podczas snu - ze mną jako obiektem tych eksperymentów.

Pierwszy sygnał o odchyleniu od normy miał miejsce pewnego niedzielnego dnia wiosną 1958 roku. Kiedy moja rodzina poszła do kościoła, ja prowadziłem eksperyment słuchając taśmy magnetofonowej w specjalnie odizolowanym pomieszczeniu. Było to proste ćwiczenie polegające na usilnym koncentrowaniu się na pojedynczych wrażeniach słuchowych, z równoczesnym obniżaniem wrażliwości na bodźce płynące z innych źródeł. O sukcesie tej techniki decydował stopień osiągniętej koncentracji.

Uwolniony od zewnętrznych obrazów i dźwięków, słuchałem taśmy. Nie zawierali żadnych niezwykłych czy przypadkowych uwag. Najbardziej znacząca w retrospekcji była silna sugestia, aby zapamiętać i może odtworzyć wszystko, co miało miejsce w czasie ćwiczenia relaksacyjnego. Powtórzyłem to dokładnie.

Po powrocie rodziny z kościoła zjedliśmy coś i wypiliśmy kawę. Rozmowa przy stole była mało istotna i nie związana z problemem.

Jakoś w godzinę później chwyciły mnie bardzo silne skurcze w okolicach przepony i splotu słonecznego, tuż poniżej żeber, jakby silna obręcz rozdzierającego bólu.

Początkowo pomyślałem, że to zatrucie pokarmowe. W desperacji zmusiłem się do wymiotów, ale żołądek miałem pusty. Inni czuli się dobrze. Spróbowałem pogimnastykować się i rozruszać sądząc, że może to skurcz mięśni brzucha. Nie był to wyrostek robaczkowy, ponieważ dawno mi go wycięto. Pomimo bólu mogłem normalnie oddychać, puls także miałem najzupełniej normalny. Nie wystąpiło pocenie ani żadne inne objawy - jedynie ten silny ból.

Potem przyszło mi na myśl, że może to być związane z przesłuchiwaniem taśmy. Przeszukałem zapis, lecz nie znalazłem niczego niezwykłego. Szukałem bowiem jakiejś podświadomej sugestii, która mogła spowodować te objawy. Niestety, bez rezultatu.

Może powinienem był zadzwonić po lekarza? Ale mój stan nie wydawał się aż tak poważny, zresztą bóle nie nasilały się. Co prawda także nie ustępowały. W końcu zadzwoniliśmy po pomoc, ale wszyscy lekarze w okolicy albo wyjechali albo grali w golfa.

Skurcz i bóle trwały od 13.30 aż do północy. Nie łagodziły ich żadne typowe, domowe środki pierwszej pomocy. Niedługo po północy zasnąłem z wyczerpania.

Kiedy obudziłem się wczesnym rankiem, skurcz i bóle zniknęły. Pozostały jedynie obolałe mięśnie, jak po ciężkim kaszlu, ale nic więcej. Do dziś nie wiem, co było powodem skurczu. Wspominam o tym jedynie dlatego, że był to pierwszy niezwykły przypadek jaki mi się przytrafił.

Wtedy jeszcze nie wiedziałem, czy był to przejaw jakiejś siły pozytywnej czy przeciwnie.

W trzy tygodnie później wydarzył się drugi niezwykły wypadek. Nie słuchałem taśm, ponieważ miałem wewnętrzne przeświadczenie, że w jakiś sposób było to związane z późniejszym złym samopoczuciem.

Znów byłą niedziela i rodzina wyszła do kościoła. Ponieważ w domu było cicho, więc położyłem się na kanapie w salonie na krótką drzemkę. Ledwie się ułożyłem (głową ku północy, o ile miało to jakiekolwiek znaczenie), gdy odniosłem wrażenie, że z północnej strony nieba wydobywa się jakiś snop lub strumień światła, biegnący pod kątem 30° ponad horyzontem. Zdawało mi się, jakby dotknęły mnie ciepłe promienie.

Początkowo pomyślałem, że to rzeczywiście światło słoneczne, chociaż nie mogło przecież pojawić się w północnej stronie domu. Kiedy poczułem na sobie dotknięcie promienia, moje ciało zaczęło gwałtownie drżeć i "wibrować". Nie mogłem się poruszyć. Zupełnie, jak ściśnięty w imadle.

Zszokowany i przerażony próbowałem wstać. Przypominało to zmagania z niewidzialnymi więzami. Kiedy w końcu powoli usiadłem na kanapie, drżenie i wibracje ustąpiły i znów mogłem się swobodnie poruszać.

Wstałem i zacząłem chodzić po salonie. Byłem pewny, że nie straciłem świadomości a zegar wskazywał, że od chwili, kiedy wyciągnąłem się na kanapie upłynęło zaledwie kilka sekund: W czasie trwania tego dziwnego zjawiska nie zamykałem oczu. Widziałem pokój i słyszałem dobiegające z zewnątrz odgłosy. Wyjrzałem przez okno i spojrzałem na północ, sam nie wiem dlaczego, i co właściwie spodziewałem się zobaczyć. Wszystko wyglądało najzupełniej normalnie. Po chwili wyszedłem na spacer i zacząłem łamać sobie głowę nad tym co mi się właśnie przytrafiło.

Przez następnych sześć tygodni te same dziwaczne ; zdarzenia powtórzyły się jeszcze dziewięć razy: Przytrafiały mi się w różnym czasie i miejscach; a ich jedynym wspólnym elementem było to; że zaczynały się zawsze wtedy gdy się kładłem. Za każdym razem "ratowałem się" siadając z wysiłkiem, a wtedy "wibracje" ustępowały. I chociaż moje ciało "odbierało" owe drżenia, to na zewnątrz nie były one widoczne.

Podejrzewałem epilepsję choć wiedziałem, że epileptycy nie pamiętają co się z nimi działo w czasie ataku. Wiedziałem też, że epilepsja jest dziedziczna i objawia się w młodym wieku, a to nie pasowało jakoś do mojego przypadku.

Drugą możliwością było uszkodzenie mózgu spowodowane rakiem bądź naroślą. Tu także symptomy nie były typowe. Poszedłem do naszego rodzinnego lekarza, dr Richarda Gordona i opisałem mu objawy. Jako internista i diagnostyk powinien znać odpowiedź.

Po dokładnych badaniach dr Gordon wyraził przypuszczenie, że za ciężko pracowałem, że powinienem więcej spać i nieco schudnąć. Krótko mówiąc nie odkrył żadnych niedomagań fizycznych. Na sugestie istnienia raka mózgu bądź epilepsji wybuchnął śmiechem. Przyjąłem jego słowa za dobrą monetę i wróciłem do domu odrodzony.

Pomyślałem, że jeśli nie istnieje żadna przyczyna fizyczna moich dolegliwości, to muszą to być halucynacje, jakaś forma marzenia sennego. Więc gdy atak powtórzy się, będę go obserwował możliwie najbardziej obiektywnie - zobligowałem się nie wiedząc, że okazja nadarzy się jeszcze tego samego wieczora.

Zaczęło się jakieś dwie minuty po tym, jak położyłem się spać. Tym razem jednak, zamiast próbować to zwalczyć byłem zdecydowany wytrwać i zobaczyć co z tego wyniknie. Kiedy leżałem, owo "wibrowanie" spłynęło mi do głowy a następnie przepłynęło przez całe ciało.

Nie było to drżenie, raczej stałe wibracje o zmiennej częstotliwości. Były podobne do elektrycznego szoku, przebiegającego przez całe ciało, ale nie powodującego żadnego bólu. Częstotliwość wydawała się niższa od sześćdziesięciu herców, być może stanowiła połowę tej wielkości.

Byłem przestraszony, ale równocześnie trwałem uparcie w tym stanie próbując zachować spokój. Widziałem dokładnie wszystko dokoła siebie, lecz słyszałem bardzo niewiele, poza huczącym dźwiękiem powodowanym wibracjami. Zastanawiałem się co będzie dalej.

Nic się nie stało. Po mniej więcej pięciu minutach sensacje z wolna zanikły a ja wstałem, i czułem się najzupełniej normalnie. Mój puls był trochę przyśpieszony, najwyraźniej z powodu podniecenia, ale nic ponadto. W rezultacie tego doznania nie bałem się już tak bardzo o swój stan.

Przy następnych czterech czy pięciu "atakach wibracji" spostrzegłem nieco więcej. Któregoś razu wibracje wydawały się rozwijać w pierścień iskier o średnicy około 50 cm, a oś mojego ciała przechodziła przez środek pierścienia. Gdybym zamknął oczy, mógłbym zobaczyć ten pierścień. Pojawił się wokół głowy i powoli przepływał w dół aż do palców stóp i znów w stronę głowy, utrzymując cały czas regularną częstotliwość drgań. Czas takiego cyklu wynosił około pięciu sekund. Kiedy pierścień przepływał nad ciałem, wyczuwałem w tych miejscach pas silnych wibracji. Kiedy obejmował głowę, razem z nim napływał donośny łoskot i odczuwałem jakby wibrację w mózgu. Próbowałem zanalizować to zjawisko, ale nie mogłem dociec ani czym jest, ani co jest jego przyczyną.

Moja żona i dzieci nic o tym nie wiedziały. Nie było powodu, aby je niepokoić zanim nie dowiem się czegoś bardziej konkretnego. Do mojej tajemnicy dopuściłem jedynie przyjaciela, znanego psychologa dr Fostera Bradshawa. Gdyby nie on, nie wiem gdzie bym się obecnie znajdował. Może w domu wariatów.

Opowiedziałem mu wszystko. Foster sugerował, że może to być forma halucynacji. Znał mnie bardzo dobrze, tak samo jak dr Gordon. On także śmiał się z moich podejrzeń co do schizofrenii. Zapytałem go, co powinienem zrobić. Jego odpowiedź będę pamiętał do końca życia.

"No cóż, nie możesz zrobić nic innego, jak tylko przyjrzeć się temu zjawisku i zorientować, czym ono jest." - odparł dr Bradshaw. - "A poza tym nie wydaje mi się, abyś miał jakiś wybór. Gdyby coś takiego mnie się przytrafiło, to poszedłbym gdzieś do lasu i nie ustawał w próbach, dopóki nie znalazłbym odpowiedzi."

Cała różnica polegała na tym, że przytrafiło się to mnie, a nie jemu, a ja nie mogłem pójść do lasu; czy to dosłownie, czy w przenośni. Miałem przecież na utrzymaniu rodzinę.

Minęło kilka miesięcy, a wibracje dalej występowały. Stało się to prawie nudne, aż do pewnej nocy, kiedy to leżałem w łóżku tuż przed zaśnięciem. Nadeszły wibracje, a ja ze znużeniem czekałem, by przeszły i żebym mógł wreszcie zasnąć.

Leniwie spróbowałem poruszyć dłonią i stwierdziłem, że to możliwe. Nacisnąłem lekko dłonią pled i po chwilowym oporze palce wydały się go przenikać i dotykać leżącej pod nim podłogi. Lekko zdziwiony wsunąłem dłoń głębiej. Przeniknęła podłogę i napotkała szorstką powierzchnię sufitu pokoju poniżej. Przesunąłem palcami wokół i znalazłem mały trójkątny kawałek drewna, zgięty gwóźdź i trochę trocin. Choć nieszczególnie byłem zainteresowany tym snem na jawie, wepchnąłem jednak dłoń jeszcze głębiej. Przeszła przez sufit pierwszego piętra a ja odniosłem wrażenie, jakby i moje ramię przeszło przez podłogę. Dłoń dotknęła wody. Popluskałem w niej palcami.

Nagle uświadomiłem sobie to wszystko i kompletnie oprzytomniałem. Krajobraz za oknem zalany był światłem księżyca. Czułem, że leżę na łóżku, okryty pledem, pod głową mam poduszkę a kiedy oddycham, moja pierś podnosi się i opada. Wibracje trwały, ale były mniej intensywne.

Moja dłoń jednak - co było niemożliwe - igrała w wodzie i miałem wrażenie, jakby całe moje ramię przenikało poprzez podłogę. Z pewnością byłem całkowicie rozbudzony, lecz wrażenia były wciąż takie same. Jak mogłem być rozbudzony i równocześnie "śnić", że moja ręka przenika podłogę?

Wibracje zaczęły ustępować a ja pomyślałem, że pomiędzy nimi a moją ręką przenikającą podłogę istnieje jakiś związek. Jeżeli znikną nim zdążę wyjąć rękę, podłoga może się "zamknąć" i stracę ramię. Może wibracje wytworzyły otwór w podłodze tylko chwilowo? Zastanawiałem się jak to możliwe.

Wyrwałem rękę z podłogi, położyłem na łóżku a wibracje wkrótce ustały. Wstałem, zapaliłem światło i spojrzałem na miejsce obok łóżka. Ani w podłodze, ani w pledzie nie było żadnej dziury. Obejrzałem dłoń i całe ramię, a nawet spróbowałem poszukać na dłoni śladów wilgoci. Nie było żadnych, a ramię wyglądało absolutnie normalnie. Rozejrzałem się po pokoju. Żona spała spokojnie w łóżku, a wszystko było w najzwyklejszym porządku.

Długo myślałem jeszcze o tej halucynacji, zanim uspokoiłem się na tyle, by zapaść w sen. Następnego dnia rozważałem wycięcie dziury w podłodze, żeby sprawdzić czy to czego dotykałem znajduje się tam naprawdę - trójkątny kawałek drewna, zgięty gwóźdź i trociny. Nie mogłem jednak zdecydować się na uszkodzenie podłogi jedynie z powodu jakiejś dzikiej halucynacji.

Opowiedziałem o tym epizodzie dr Bradshawowi, a on zgodził się, że był to raczej przekonywujący sen na jawie. Poparł pomysł zrobienia dziury w podłodze. Przedstawił mnie znakomitemu psychiatrze, doktorowi Lewisowi Wolbergowi. W czasie obiadu wspomniałem mu ostrożnie o fenomenie wibracji. Okazał grzeczne zainteresowanie, ale równocześnie dał mi do zrozumienia, że nie jest w nastroju do tego typu "spraw", czego zresztą nie mogłem mieć mu za złe. Nie odważyłem się więc zapytać go o rękę w podłodze.

Stawało się to coraz bardziej zagmatwane. Moje środowisko i osobiste doznania wymagały od nowoczesnej techniki stuprocentowych odpowiedzi, lub przynajmniej zdecydowanej opinii. Jak na laika, miałem stosunkowo rozległą wiedzę naukową, inżynieryjną i medyczną. Teraz jednak zetknąłem się z czymś, na co nie mogłem odpowiedzieć ani szybko, ani łatwo. Nawet teraz, po upływie pewnego czasu, wciąż jeszcze nie jestem w stanie ogarnąć całości tego zagadnienia.

Jeżeli sądziłem, że stawiłem już czoła wszystkim niedogodnościom, to dlatego, iż nie wiedziałem co mnie jeszcze czeka. Jakieś cztery tygodnie później, kiedy ponownie nadeszły "wibracje", byłem ostrożniejszy. Późną nocą leżałem w łóżku tuż przed zaśnięciem. Żona spała obok mnie. Wibracje wydawały się powstawać w głowie i wkrótce obejmowały całe ciało. Kiedy leżąc próbowałem zdecydować się na jakąś metodę zanalizowania zjawiska, w pewnej chwili pomyślałem, jak to miło byłoby wziąć po południu szybowiec i polatać (było to moje ówczesne hobby). Niczego nie podejrzewając rozmyślałem o przyjemnościach latania.

Po chwili uświadomiłem sobie, że coś uciska mi bark. Zdziwiony sięgnąłem ręką do tyłu aby zbadać przyczynę. Moja dłoń napotkała gładką ścianę. Przesunąłem po niej ręką tak daleko jak mogłem sięgnąć, lecz wyczuwałem jedynie jednolicie gładką powierzchnię.

Zaniepokojony próbowałem przeniknąć wzrokiem ciemność. Stwierdziłem, że to ściana; a ja opieram się o nią barkiem. Wywnioskowałem, że po zaśnięciu spadłem z łóżka (co prawda nigdy mi się to nie przytrafiło, ale ponieważ działo się tyle dziwnych rzeczy...).

Rozejrzałem się. Coś się tu nie zgadzało. Ściana nie miała okien, nie stały przy niej żadne meble; nie było też drzwi. To nie była ściana w mojej sypialni. Jednak w jakiś sposób była znajoma. Rozpoznałem ją prawie natychmiast. To nie ściana, a sufit! Unosiłem się pod sufitem, uderzając weń łagodnie przy każdym ruchu. Zaskoczony obróciłem się w powietrzu i spojrzałem w dół. W mroku majaczyło moje łóżko, na nim dwie postacie. Po prawej stronie była moja żona. Obok niej ktoś leżał. Oboje wydawali się spać.

Co za dziwaczny sen, pomyślałem, i kto śpi u boku mojej żony? Przyjrzałem się bliżej i doznałem prawdziwego szoku. To byłem ja.

Moja reakcja była niemal natychmiastowa. Ja byłem tu, a tam było moje ciało. Umierałem - to była śmierć, a ja nie byłem jeszcze na nią gotowy. W jakiś sposób wibracje zabiły mnie. Zdesperowany zanurkowałem do własnego ciała. Po chwili poczułem łóżko i kołdrę, a kiedy otworzyłem oczy zobaczyłem, że leżę w łóżku.

Co to było? Czyżbym rzeczywiście otarł się o śmierć? Moje serce biło jak oszalałe, ale zważywszy okoliczności, nie było to takie dziwne. Poruszałem rękami i nogami. Wszystko wydawało się normalne. Wibracje zniknęły. Wstałem i przeszedłem się po pokoju, wyjrzałem przez okno a potem zapaliłem papierosa.

Długo zbierałem się na odwagę, aby położyć się do łóżka i zasnąć.

W następnym tygodniu poszedłem do dr Gordona na badania. Nie podałem mu przyczyny wizyty, ale spostrzegłem, że się zmartwił. Obejrzał mnie bardzo dokładnie, zrobił badanie krwi i moczu, prześwietlenie i elektrokardiogram, obmacał wszystkie jamy - w ogóle wszystko co tylko przyszło mu do głowy. Przebadał mózg i zadał mi wiele pytań na temat sprawności motorycznej poszczególnych części ciała. Następnie zrobił EEG (analiza fal mózgowych), ale ono także nie wykazało żadnych zmian. Przynajmniej nic mi o nich nie powiedział, a pewien jestem, że zrobiłby to, gdyby coś znalazł.

W końcu podał mi jakieś środki uspokajające i odesłał do domu z zaleceniem, żebym zrzucił parę kilo, mniej palił a więcej odpoczywał. Powiedział też, że jeżeli rzeczywiście mam jakiś problem, to z pewnością nie jest to problem fizyczny.

Spotykałem też dr Bradshawa. Kiedy opowiedziałem mu nocne zdarzenie, wykazał jeszcze mniej zrozumienia i nie doradził właściwie niczego co mogłoby mi pomóc. Był zdania, że powinienem spróbować powtórzyć to doznanie; jeżeli mi się uda. Odparłem, że nie jestem jeszcze gotowy na śmierć.

"Nie sądzę, że od razu musisz umierać" - stwierdził spokojnie dr Bradshaw. - "Niektórzy faceci od jogi, czy parający się religiami wschodu utrzymują, że mogą to robić kiedy tylko zechcą".

"Co robić?" - zapytałem.

"Przecież mówię - opuszczać na jakiś czas swoje ciało" - odparł. - "Twierdzą, że mogą poruszać się poza ciałem. Ty też mógłbyś spróbować".

Powiedziałem mu, że to przecież śmieszne. Nikt nie może poruszać się bez swojego fizycznego ciała.

"Nie byłbym taki pewien" - odparł spokojnie dr Bradshaw. - "Powinieneś poczytać trochę o Hindusach. Czy w college'u studiowałeś filozofię?"

Odparłem, że tak ale nie było tam niczego, co odnosiłoby się do podróży poza ciałem.

"No cóż, być może nie miałeś odpowiedniego profesora" - dr Bradshaw zapalił cygaro i popatrzył na mnie. - "Ale nie bądź taką zakutą pałą. Spróbuj i sam się przekonaj. Jak mawiał mój stary profesor filozofii: Jeżeli jesteś ślepy na jedno oko, kręć głową, a jeżeli jesteś całkiem ślepy, to nastaw uszu i słuchaj."

Zapytałem co ma robić ten, kto jest równocześnie i ślepy i głuchy, ale nie dostałem odpowiedzi. Oczywiście dr Bradshaw miał wszelkie powody do takiej reakcji. Ostatecznie przydarzyło się to mnie, a nie jemu. Nie wiem jednak, co zrobiłbym bez jego pragmatycznego podejścia i cudownego poczucia humoru. To dług, którego nigdy nie będę w stanie spłacić.

Wibracje przyszły i odeszły jeszcze sześć razy, zanim zebrałem się wreszcie na odwagę by powtórzyć doznanie. A kiedy to zrobiłem, było to prawie jak rozczarowanie. Gdy wibracje osiągnęły pełne natężenie pomyślałem o uniesieniu się ku górze - i uniosłem się.

Delikatnie dryfowałem ponad łóżkiem a kiedy pomyślałem, aby się zatrzymać, zatrzymałem się i zawisłem w powietrzu. Nie było to wcale nieprzyjemne uczucie, ale byłem podenerwowany obawiając się jakiegoś wypadku. Po paru sekundach pomyślałem, aby się opuścić i po. chwili poczułem, że jestem z powrotem w łóżku a wszystkie moje fizyczne zmysły działają normalnie. Od chwili, w której położyłem się do łóżka, aż do zaniku wibracji nie miałem żadnej przerwy w świadomości. Gdyby wszystko okazało się halucynacją lub snem, byłbym w nie lada kłopocie. Nie potrafiłbym powiedzieć, gdzie w takim wypadku zaczyna się granica pomiędzy jawą a snem.

W zakładach dla umysłowo chorych są tysiące ludzi, którzy mają dokładnie taki sam problem.

Kiedy po raz drugi z rozmysłem spróbowałem się oddzielić od ciała, znów mi się to udało. Uniosłem się wysoko pod sufit. Tym razem jednak poczułem tak przemożny pociąg seksualny, że nie byłem w stanie myśleć o niczym innym. Zakłopotany i zirytowany na swą niemoc w kontrolowaniu podobnych emocji, powróciłem do fizycznego ciała.

Dopiero po pięciu kolejnych takich epizodach odkryłem tajemnicę ich kontroli. Znaczenie seksualizmu w całej tej kwestii jest tak duże, że poświęcę mu później oddzielny rozdział. Wtedy jednak była to denerwująca blokada mentalna, zatrzymująca mnie w miejscu, gdzie leżało moje ciało.

Nie znając żadnej terminologii zacząłem nazywać ten stan Stanem Drugim, a niefizyczne ciało - Ciałem Drugim. Terminy te są tak samo dobre jak inne.

Do chwili pierwszego, mogącego stanowić konkretny dowód doświadczenia, wszystkie te doznania traktowałem jak sny na jawie, halucynacje, aberracje na tle neurotycznym lub fantazje spowodowane autohipnozą. Mogły to być też początki schizofrenii, a nawet jeszcze gorzej.

Owo pierwsze doznanie było szokiem. Gdybym zaakceptował je jako fakt, podważyłoby niemal wszystkie moje życiowe doświadczenia, podstawy zdrowego rozsądku oraz ocenę otaczającej mnie rzeczywistości. Przede wszystkim jednak strzaskało by moją wiarę w całość naszej kultury, no i oczywiście w naukową wiedzę. Do tej pory uważałem, że naukowcy znają odpowiedzi na wszystkie pytania. No, prawie na wszystkie.

Ale z drugiej strony, jeżeli odrzuciłbym to co ewidentne, musiałbym odrzucić także i to, co tak bardzo poważałem: niezależność rodzaju ludzkiego oraz wzniosłą walkę o przekształcenie niewiedzy w wiedzę, dzięki użyciu intelektu i podstaw naukowych.

Tak przedstawiał się mój dylemat. Mogło to być prawdziwe dotknięcie magicznej różdżki, ofiarowującej mi w ten sposób niezwykły dar. Sam nie wiem.