Jeśli ktoś zapragnąłby mieć udział w wydaniu następnych moich pism oraz działaniu dla dobra wspólnej idei „System Miłości” i zdobywania niebiańskiej wiedzy dla siebie, „Wiedza od Ojca Pio” - to podaję osobiste konto:
Wiesław Matuch
BNP Paribas Bank Polska S.A.
Konto:
90 2030 0045 1130 0000 1538 6050 w tytule podać DAROWIZNA – aby uniknąć podatku.

Natomiast żeby przesłać kwotę do Polski z zagranicy trzeba podać tak:
PLPK90203000451130000015386050 - Wiesław Matuch Darowizna:
Lub : Wiesław Matuch
90 2030 0045 1130 0000 1538 6050 w tytule podać DAROWIZNA
Wpisać:
PPABPLPK Jak braknie pola dodać XXX


https://www.paypal.me/wiesiorynka -

Założyłem też konto na PayPal - wiesiorynka@gmail.com Jeśli ktoś chciałby wesprzeć duchową naszą wspólną oddolną działalność - to jest taka możliwość. PayPal przekierowuje na moje konto w BGŻ w Polsce. W tytule podać DAROWIZNA – aby uniknąć podatku. Komfort jest, bo można korzystać z podstawowych walut z całego świata. Wiesiu

 

 

Tu można zamawiać 1 i II tom Wiedzy Ojca Pio.

 

System Miłości Wiedza Ojca Pio - Kompendium - do pobrania


http://sm.fki.pl/Wiedza-Ojca-Pio-opracowanie.pdf

http://sm.fki.pl/Wiedza-Ojca-Pio-spis-tresci.pdf

 

System Miłości Wiedza Ojca Pio-Tom1 po Angielsku - do pobrania

http://sm.fki.pl/Wieslaw-Matuch-System-Milosci-Wiedza-Ojca-Pio-Tom1-po-Angielsku.pdf

 

System Miłości Wiedza Ojca Pio- 1 i2 tom audio a

 

https://www.youtube.com/@EnergiaMilosci   -  1 i 2 tom audio czytany przez aktora Wrocławskiego



Tu można pobrać Hymn SM stworzony przez Maćka Maciejewskiego


 http://sm.fki.pl/System-Milosci-Iskra-z-Polski_(Maciej-Info-z-Serca).MP3

Wersja Hymnu SM instrumentalna

http://sm.fki.pl/instrumental-SM-Iskra-z-Polski-sax.MP3

 

Rumble - alternatywa do YT.
Tam też wgrywam wiesiorynki.

https://rumble.com/user/WieslawMatuch

 

 


 
  O2.PL  •   BGŻ   Pobierz film z YT

   •   Cena prądu  •   Test szybkości  Internetu  •   
Kalkulator sp. paliwa

 

Mój Kanał YouTube - tu będę nagrywał filmiki z Wiedzą Ojca Pio... Wiesiu

 

 

 

`Kalendarium:

 
Dzisiaj jest 28 marca

1910 - Urodził się Akira Kurosawa. 37 - Początek rządów cesarza Kaliguli. 1364 - Konsekracja katedry wawelskiej. 1892 - Urodził się Stanisław Dąbek, dowódca Lądowej Obrony Wybrzeża w 1939 r.. 1933 - Rozwiązanie Obozu Wielkiej Polski. 1941 - Zmarła Virginia Woolf, pisarka angielska. 1943 - Zmarł Sergiej Rachmaninow kompozytor rosyjski. 1947 - Zginął gen. Karol Świerczewski. 1969 - Zmarł generał Dwight Eisenhower, prezydent Stanów Zjednoczonych. 1994 - Zmarł Eugene Ionesco, dramatopisarz francuski.

 

Czwartek, 28 marca, 2024 roku.
Do końca roku zostało 279 dni.
Imieniny obchodzą:

Joanny Jana Anieli Kastora Guntrana Krzesisława Doroteusza. Bł. Joanna Maria de Maillé, wdowa (1332-1414). Poślubiła młodego barona de Silly który wróciwszy z niewoli angielskiej zmarł z trudów i wyczerpania. Joanna osiadła w Lours, w skromnym mieszkaniu przylegającym do klasztoru franciszkanów. Wiodła życie pełne umartwienia, modlitwy i poświęcenia. Przez pewien czas pracowała jako posługaczka w miejscowym szpitalu. Umarła mając 82 lata.

 

 

Św. Teresa z Avila  -  Dzieła św. Teresy Wielkiej...
Gdym się wyzbyła tutaj wszystkiego, znalazłam szczęścia zdrój, i odtąd jestem wszystka dla Niego, a On jest wszystek mój.

Św. Jan od Krzyża  -  Dzieła św. Jana od Krzyża...
Przez ptaki w swym locie swobodne, lwy, jelenie, rogacze skaczące, góry, doliny, rozłogi, wody, przestworza jaśniejące, upiory nocne sen niepokojące.

  Różne modlitwy katolika

 

 



 Biografia i myśli Ojca de Mello

Myśli Ojca Anthony de Mello - hinduskiego Jezuity:

Postęp - Młody człowiek roztrwonił cały odziedziczony majątek. Kiedy został bez grosza, odkrył również, jak zwykle w takich wypadkach, że opuścili go przyjaciele. Nie wiedząc, co dalej robić, udał się do Mistrza i zapytał go: - Co się stanie ze mną? Nie mam pieniędzy ani przyjaciół. - Nie martw się, synu. Zapamiętaj sobie moje słowa: wszystko znów będzie dobrze. W oczach młodego człowieka błysnął promień nadziei. - Czy znów będę bogaty? - Nie. Przyzwyczaisz się do tego, że będziesz sam i bez grosza.

PAŁAC ZAJAZDEM - Sufi o groźnym wyglądzie przybył do drzwi pałacu. Nikt nie ośmielił się go zatrzymać, gdy podążył wprost do tronu, na którym siedział świątobliwy Ibrahim ben Adam. ,?Czego chcesz?" zapytał król. "Miejsca do spania w tym zajeździe" "To nie jest zajazd. To mój pałac". "Mogę spytać, kto był właścicielem tego domu przed tobą? "Mój ojciec. Już nie żyje". "A kto był właścicielem przed nim?? "Mój dziadek. On także nie żyje". "I to miejsce, gdzie ludzie zatrzymują się na chwilę, a potem ruszają dalej - czyżbyś powiedział, że to nie zajazd?". Wszyscy znajdują się w poczekalni!

ZATRUTA STRZAŁA - Przy jakiejś okazji zbliżył się mnich do Buddy i zapytał, czy dusze sprawiedliwych żyją po śmierci? Budda nie odpowiedział, jak to miał w zwyczaju. Mnich nalegał. Codziennie wracał z tym samym pytaniem i dzień w dzień otrzymywał milczenie za całą odpowiedź. Nie mógł znieść dłużej tego i zagroził, że opuści klasztor, jeśli nie otrzyma odpowiedzi na pytanie o zasadniczej dlań wadze; bo po co miałby poświęcać wszystko i żyć w klasztorze, jeśli dusze sprawiedliwych nie miały istnieć po śmierci? Wtedy Budda, powodowany współczuciem, złamał milczenie i powiedział: - Jesteś jak człowiek zraniony zatrutą strzałą i bardzo bliski agonii. Krewni pośpiesznie sprowadzili lekarza, ale ranny nie chciał, by mu wyjęto strzałę lub by mu dano jakiekolwiek lekarstwo, póki mu nie odpowiedzą na trzy ważne pytania: Po pierwsze, ten, który go postrzelił był biały, czy czarny? Po drugie, był człowiekiem wysokim, czy niskim? Po trzecie, był braminem, czy pariasem? Jeśli mi nie odpowiedzą na te trzy pytania, nie chce żadnego leczenia! Mnich został w klasztorze. O wiele przyjemniej jest rozmawiać o drodze, niż ją przebyć; dyskutować o właściwościach jakiegoś lekarstwa, niż je zażywać.

Przepiękne teksty wielkiego Jogina Sri Nisargadatty Maharaja (1897 - 1981)

Pytania i odpowiedzi (poniższe teksty, losowo wyświetlane, dopracowałam na potrzeby katolików - Wiesław Matuch)

PYTANIE: Czy miłość jest stanem umysłu? ODPOWIEDŹ: Zależy, co pan rozumie przez miłość. Pragnienie jest oczywiście stanem umysłu, ale urzeczywistnienie jedności wykracza poza umysł. Według mnie nic nie istnieje samo przez się. Wszystko jest mną, wszystko jest we mnie. Widzieć siebie we wszystkim i wszystko w sobie - to właśnie jest miłość. Jak pan kocha wydaje się panu, że cały świat należy do pana. To jest jedność i miłość. Miłość prawdziwa nie zna lęku ani prywaty. Jest poza umysłem. PYTANIE: Gdy widzę coś przyjemnego, chcę tego. Ale kto właściwie tego chce - dusza czy umysł? ODPOWIEDŹ: Pytanie jest błędnie postawione. Nie istnieje ktoś. Jest tylko pragnienie, lęk i gniew, zaś umysł powiada to ja, to moje. Nie ma tu jednak niczego, co można by nazwać mną lub moim. Pożądanie jest stanem umysłu dostrzeżonym i nazwanym przez sam umysł. Czy możliwe jest pragnienie lub cierpienie bez dostrzegającego i nadającego nazwy umysłu? PYTANIE: A czy istnieje dostrzeganie bez nazywania? ODPOWIEDŹ: Oczywiście. Nazywanie nie wykracza poza umysł, podczas gdy dostrzeganie jest samą świadomością.

Tęsknota:

Urodziny spędzę w monie moja miła we łzach zatonie ja niedługo mundur zrzucę i do Ciebie kochana wrócę!

 

Ryszard Kapuściński:

Bardziej niż rewolucja interesuje mnie to, co się działo przed rewolucją; bardziej niż front - to, co się dzieje za frontem; bardziej niż wojna - to, co się będzie dziać po wojnie. Możemy opisać jeszcze jeden przewrót, zamach stanu, bunt, jeszcze jedno spektakularne wydarzenie, ale to wszystko się powtarza i niczego nam nie wyjaśnia; powinniśmy sięgać głębiej, do przyczyn, a leżą one właśnie w kulturze. Trzeba schodzić w głąb rzeki. Jak inaczej, jeśli nie kulturowo, wyjaśnić fakt, że dzisiaj jedne kraje w Afryce stoją wyżej niż inne, podczas gdy startowały z podobnego poziomu? Kultura przejawia się bardziej w życiu codziennym niż w przewrotach, dlatego właśnie jej należy się przyjrzeć.

Cytaty Przemówienia Papieża Jana Pawła II w parlamencie polskim z 11 czerwca 1999

Zdaję sobie sprawę z tego, że po długich latach braku pełnej suwerenności państwowej i autentycznego życia publicznego, nie jest rzeczą łatwą tworzenie nowego, demokratycznego ładu i porządku instytucjonalnego. Dlatego na samym wstępie pragnę wyrazić radość ze spotkania właśnie tutaj, w miejscu, gdzie poprzez stanowienie prawa budowane są trwałe podwaliny demokratycznego państwa i suwerennego w nim społeczeństwa. Chciałbym też życzyć Sejmowi i Senatowi, aby w centrum ich wysiłków ustawodawczych zawsze znajdował się człowiek i jego rzeczywiste dobro, zgodnie z klasyczną formułą: Hominum causa omne ius contitutum est. W tegorocznym Orędziu na Światowy Dzień Pokoju napisałem: "gdy troska o ochronę godności człowieka jest zasadą wiodącą, z której czerpiemy inspirację, i gdy wspólne dobro stanowi najważniejszy cel dążeń, zostają położone mocne i trwałe fundamenty pod budowę pokoju. Kiedy natomiast prawa człowieka są lekceważone lub deptane i gdy wbrew zasadom sprawiedliwości interesy partykularne stawia się wyżej niż dobro wspólne, wówczas zasiane zostaje ziarno nieuchronnej destabilizacji, buntu i przemocy" (n. 1). Mówi o tym również bardzo wyraźnie Konkordat między Stolicą Apostolską i Rzecząpospolitą Polską w preambule: "fundamentem rozwoju wolnego i demokratycznego społeczeństwa jest poszanowanie godności osoby ludzkiej i jej praw".

Tęsknota:

Wkoło wszyscy śpią gwiazdy bledną na niebie czuje się taka samotna bo brakuje mi Ciebie

  Wiersze
 

 
   Boscy Kochankowe  
 

 

 

 
 

Wiesław Matuch     Kontakt smilosci@gmail.com     Wrocław 2001
System Miłości Narodów 
    

     stat4u   
 

 

 
SM

ROBERT ALAN MONROE PODRÓŻE POZA CIAŁEM

(Journeys out of the Body / wyd. orygin.: 1971)

ROZDZIAŁ SZÓSTY: ŚWIATY RÓWNOLEGŁE

Zabrzmi to paradoksalnie, ale dzisiaj naukowcy o wiele łatwiej akceptują istnienia opisanego w tym rozdziale Obszaru III, niż Obszaru II. Dlaczego? Ponieważ pasuje on do najnowszych odkryć w dziedzinie fizyki, do maleńkich okruchów prawd odkrytych w trakcie bombardowania cząsteczek w akceleratorach, cyklotronach itp.

Najlepszym sposobem poznania Obszaru III jest prześledzenie eksperymentu, którego zapis w całości pochodzi z mojego dziennika:

5 listopada 1958 r. – popołudnie.

Wibracje przyszły szybko i łatwo. Nie były wcale nieprzyjemne. Kiedy stawały się silne, próbowałem unieść się z ciała, ale bez rezultatu. Po każdej próbie okazywało się, że wciąż jestem w tym samym miejscu. Potem przypomniała mi się sztuczka z rotacją, która wygląda tak samo, jak przekręcanie się z boku na bok w łóżku. Zacząłem więc obracać się i stwierdziłem, że moje ciało nie “obraca" się razem ze' mną. Poruszałem się powoli i po chwili znajdowałem się już “twarzą w dół", czyli dokładnie odwrotnie do pozycji mojego ciała fizycznego. W chwili, kiedy przekręciłem się o pełne 180° (poza fazą, odwrotna polaryzacja?), ukazała się dziura. Jest to jedyny sposób na opisanie tego “czegoś". Moje zmysły odbierały to jako dziurę o grubej na około 60 cm ścianie, która we wszystkich kierunkach rozciągała się w nieskończoność (w płaszczyźnie pionowej).

Zarys dziury był dokładnie taki, jak kształt mojego ciała fizycznego. Dotknąłem ściany. Była gładka i twarda. Brzegi dziury były stosunkowo ostre (wszystkich tych dotknięć dokonałem niefizycznymi dłońmi). Gdy patrzyło się przez dziurę, nie było widać nic poza ciemnością. Nie była to ciemność pokoju, lecz odczucie nieskończonego dystansu i przestrzeni, jakbym wyglądał oknem w niewyobrażalną dal. Czułem, że gdyby mój wzrok był wystarczająco dobry, to prawdopodobnie zobaczyłbym pobliskie gwiazdy i planety. Moje zmysły odbierały głębię, daleki Kosmos poza Systemem Słonecznym, nieprawdopodobne odległości.

Pochwyciłem krawędzie dziury i ostrożnie wetknąłem weń głowę. Nic poza ciemnością. Żadnych istot, nic materialnego. Wycofałem się pośpiesznie czując kompletną obcość. Ponownie okręciłem się o 180°, poczułem że wtapiam się w ciało fizyczne, i usiadłem. Na zewnątrz wciąż był jasny dzień, zupełnie jakbym opuścił ciało zaledwie na kilka minut. Upłynęła jednak godzina i pięć minut!

18 listopada 1958 r. – noc.

Przyszły silne wibracje, ale nic poza tym. Ponownie pomyślałem o rotacji. Podziałało – powoli obróciłem się o 180°. Kiedy zatrzymałem się w odwróconej pozycji, znów ujrzałem ścianę, dziurę i ciemność poza nią. Tym razem byłem jednak bardziej przezorny. Ostrożnie wsunąłem dłoń w czerń otworu. Jakże byłem zaskoczony, kiedy jakaś ręka ujęła moją i potrząsnęła nią! Była to zwyczajna ludzka ręka, ciepła w dotyku. Po uścisku szybko wycofałem dłoń a potem powoli wsunąłem ją ponownie. Także i tym razem tamta dłoń uścisnęła moją, a potem wetknęła w nią kartkę. Wyciągnąłem dłoń i “spojrzałem" na kartę. Był na niej dziwny adres. Włożyłem dłoń z kartką z powrotem do dziury, ponownie poczułem uścisk tamtej ręki, wycofałem dłoń i po wtopieniu się w ciało fizyczne usiadłem. W najwyższym stopniu niezwykłe. Będę musiał poszukać tego adresu na Broodway'u, jeżeli jest to adres nowojorski.

15 grudnia 1958 r. – rano.

Obróciłem się w ciele i tym razem także odnalazłem dziurę. Wciąż z pewną dozą ostrożności wsunąłem w nią obie ręce. Natychmiast pochwycone zostały przez dwie inne. Potem – po raz pierwszy w moich doświadczeniach – usłyszałem swoje imię. Kobiecy głos – miękki, niski i natarczywy (zupełnie jakby ktoś budził mnie ze snu nie chcąc jednocześnie mnie przestraszyć). Wołała: “Bob! Bob!" Początkowo wystraszyłem się, lecz szybko doszedłem do siebie i zapytałem: “Jak ci na imię?" (jak zwykle poszukiwałem czegoś, co potem mogłoby mi posłużyć za potwierdzenie). Kiedy “powiedziałem" te słowa, wydawało się, że nastąpił intensywny ruch lub jakaś aktywność, zupełnie jakby moje słowa wywołały podobny efekt, jak wrzucony do stawu kamień – jakieś .falowanie, załamywanie się itp. Głos powtórzył moje imię, a ja powtórzyłem pytanie, podczas gdy dwie obce dłonie w dalszym ciągu trzymały moje. Aby upewnić się, że jestem całkiem przytomny, że pytanie wyraziłem poprawnie, wycofałem ręce, obróciłem się o 180°, połączyłem się z ciałem, usiadłem i głośno wypowiedziałem to samo pytanie. Zadowolony położyłem się na powrót, obróciłem i rzuciłem pytanie w dziurę. Żadnej odpowiedzi. Ponowiłem próby, aż poczułem, że wibracje słabną i wiedziałem, że dłużej już nie uda mi się utrzymać tego stanu. Wróciłem wiec do dała fizycznego i do normalności.

12 grudnia 1958 r. – noc.

Po osiągnięciu wibracji ponownie odnalazłem dziurę, tak jak się tego spodziewałem. Zebrałem się na odwagę i powoli wysunąłem przez nią głowę. W tej samej chwili usłyszałem głos wołający z zaskoczeniem i podnieceniem: “Chodź tu szybko! Popatrz!" Nie widziałem nikogo (być może dlatego, że chcąc utrzymać stan wibracji zamykałem oczy). Ciągle było ciemno. Osoba z tamtej strony nie wydawała się. nadchodzić. Głos wezwał mnie ponownie, natarczywie i nagląco. Wibracje stawały się słabsze, więc wycofałem się z dziury, obróciłem i bez przeszkód powróciłem do ciała.

15 stycznia 1959 r. – popołudnie.

Wibracje w końcu nadeszły i obróciłem się, aby jeszcze raz zbadać dziurę. Była tam. Wkładając weń rękę byłem lekko zdenerwowany. Potem uśmiechnąłem się mentalnie i odprężyłem mówiąc do siebie, że czegokolwiek by tam nie było, – dłonie, szpony, czy łapy – jestem nastawiony przyjacielsko. Wtedy jakaś ręka uścisnęła moją dłoń, a ja odwzajemniłem ten uścisk. Wyraźnie wyczułem emanujące z drugiej strony uczucie przyjaźni. Powróciłem do ciała fizycznego po pewnych kłopotach. Podekscytowanie spowodowało, że zapomniałem o obrocie i sygnale do powrotu!

21 stycznia 1959 r. – noc.

Na wstępie ponownie spróbowałem z dziurą. Po nadejściu wibracji rotacja poszła gładko i po chwili włożyłem w ciemny otwór jedno ramię. Kiedy zrobiłem to samo z drugim ramieniem, coś ostrego wbiło się w grzbiet mojej dłoni i niczym hak wchodziło coraz głębiej, podczas gdy ja usiłowałem wyszarpnąć rękę z otworu. W końcu udało mi się to. Byłem zupełnie wstrząśnięty, bowiem odniosłem wrażenie, jakby hak przebił mi dłoń na wylot. Właściwie nie odczuwałem bólu, ale samo wrażenie nie było przyjemne. Powróciłem obrotem do ciała fizycznego i spojrzałem na dłoń: Nie było na niej żadnych śladów (chociaż wrażenie przebicia pozostało).

21 stycznia 1959 r. – noc.

Kolejny eksperyment z dziurą, w tym samym schemacie wibracji i obrotu. Jeszcze raz ostrożnie sięgnąłem w głąb dziury. Dłoń ponownie ujęła moją i przytrzymała ją w uścisku (żadnego haka!). Potem przekazała moją dłoń innej ręce. Powoli uwolniłem się od niej i pomacałem wyżej. Ręka z pewnością łączyła się z ramieniem, a wyżej wyczułem bark: Chciałem zbadać więcej; ale ponieważ wibracje wydawały się słabnąć, wycofałem ramię i obrotem powróciłem do ciała fizycznego. Okazało się, że nie było potrzeby by wracać, nie zdrętwiała mi ręka ani noga, nie było też żadnych hałasów. Być może powodem był jakiś przypadkowy dźwięk.
5 lutego 1959 r. – popołudnie.

Być może moje zainteresowanie dziurą jest usprawiedliwione. Po wykonaniu tego samego schematu – wibracji i obrotu o 180° – sięgnąłem w głąb dziury, lecz początkowo nie wyczułem niczego. Wsunąłem rękę głębiej i nagle poczułem, jakbym włożył dłoń w naładowaną prądem gorącą wodę (najbliższe określenie). Cofnąłem ją bardzo szybko, obróciłem się i usiadłem. Ręka była zdrętwiała i czułem w niej mrowienie. Nic nie wskazywało, by złe krążenie krwi zostało spowodowane niewłaściwą pozycją ciała. W ciągu dwudziestu minut drętwienie i mrowienie powoli zniknęło.

15 lutego 1959 r. – popołudnie.

Eksperymentowałem z pionowym wchodzeniem i wychodzeniem z ciała, potem obróciłem się w stronę dziury. Zebrawszy odwagę, szybkim ruchem przesunąłem się przez nią, niczym pływak przez zalany otwór. Poczułem drugą stronę dziury. Ściana podobna była do tej po “mojej" stronie. Próbowałem coś “zobaczyć", ale dookoła istniała jedynie głęboka ciemność. Postanowiłem wyjaśnić tę sprawę raz na zawsze. Odepchnąłem się od dziury i znalazłem się dokładnie naprzeciw niej.

Zacząłem się poruszać. Początkowo powoli, lecz wkrótce gwałtownie przyśpieszyłem. Mknąłem coraz szybciej, ale moje ciało wyczuwało jedynie śladowy opór powietrza. Poruszając się z ogromną – jak mi się wydawało – szybkością, niecierpliwie oczekiwałem na “dotarcie" do jakiegoś celu. Po pewnym czasie, który wydawał się bardzo długi, zacząłem się jednak niepokoić. Wciąż niczego nie “widziałem", ani nie czułem. W końcu zaczął narastać we mnie strach przed zgubieniem się. Zwolniłem, zatrzymałem się, zawróciłem i wyciągnąłem się w kierunku dziury. Podróż powrotna trwała tak samo długo. Byłem już poważnie zaniepokojony, kiedy w końcu dostrzegłem przed sobą sączące się przez dziurę światło. Zanurzyłem się w nie, przeszedłem przez dziurę, obróciłem się w ciele i usiadłem. Czas pobytu poza ciałem wyniósł trzy godziny i piętnaście minut!

23 lutego 1959 r. – noc.

Dziura jest zaludniona! Tego wieczora (ok. 19.30) wszedłem w wibracje i obróciwszy się o 180° bez wahania przedostałem się przez dziurę i wstałem. Natychmiast poczułem, że znajduję się w obecności kogoś innego. Raczej wyczułem go, niż zobaczyłem (wrażenie – mężczyzna). Z jakiegoś powodu, którego w dalszym ciągu nie rozumiem, nawet teraz kiedy wspominam to w spokoju, upadłem przed nim na kolana i zaszlochałem. Po chwili uspokoiłem się, ostrożnie wycofałem, przeszedłem przez dziurę, obrotem powróciłem do ciała fizycznego i usiadłem. Kto to był? I dlaczego zareagowałem w tak emocjonalny sposób?

27 lutego 1959 r. – noc:

Zdecydowany znaleźć więcej, lub choćby jedną odpowiedź na pytania dotyczące zagadkowej dziury, przeszedłem przez rutynowy już schemat wibracji i obrotu, i zanurzyłem się w niej. Wciąż było tam ciemno, ale nie było nieprzyjemnie. Żadnych rąk, żadnych osób. Wyczuwałem pod sobą coś twardego, więc usilnie starałem się otworzyć oczy i coś “zobaczyć". Udało mi się to – i nagle przejrzałem. Stałem obok budynku (bardziej przypominał oborę, niż dom mieszkalny), który znajdował się na dużym terenie podobnym do łąki. Pomyślałem, że mógłbym spróbować unieść się do nieba (głęboki i bezchmurny błękit), ale nie mogłem oderwać się od ziemi. Być może posiadałem tu wagę. Około 30 m dalej spostrzegłem coś, co wyglądało jak ' drabina. Podszedłszy bliżej zdałem sobie sprawę, że jest to wieża, wysoka na jakieś 3 m. Jak ptak potrzebujący miejsca do startu, wspiąłem się na szczyt wieży, wyskoczyłem w górę i spadłem na ziemię z solidnym łomotem! Myślę, że byłem wtedy tak samo zaskoczony jak ptak, któremu podcięto skrzydła.

Podnosząc się na nogi uświadomiłem sobie, że działając, w ten sposób niczego nie uzyskałem. Nie zastosowałem się do' procedury, która nawet “tutaj" musi być przestrzegana. Uniosłem ramiona do pozycji pionowej i bez przeszkód wzbiłem się w górę. Rozkoszując się widokiem, płynąłem powoli ponad łąką, kiedy nagle coś koło mnie przeleciało. Odwróciłem się akurat na czas by spostrzec, że to coś kieruje się w stronę ściany i dziury. Z nieokreślonego powodu przeraziłem się, że może spróbować wejść w moje ciało, więc zawróciłem w powietrzu i poszybowałem w stronę dziury. Za późno spostrzegłem, że to co brałem za dziurę, jest oknem w ścianie budynku – przeleciałem przez nie i wpadłem w ciemność. Przez chwilę; macałem rękami dookoła i w końcu znalazłem zarys dziury.' Przeszedłem przez nią, obróciłem się i usiadłem w swoim; fizycznym ciele.

Wszystko wyglądało normalnie, byłem we właściwym miejscu, upływ czasu zgadzał się z odczuciami. Wibracje wciąż jeszcze były silne, więc obróciłem się o 180°, przeszedłem przez dziurę i wyszedłem w światłość. Tym razem zwracałem większą uwagę na szczegóły i wkrótce zauważyłem dwoje ludzi, kobietę i mężczyznę siedzących na krzesłach nieopodal ściany budynku. Nie mogłem nawiązać kontaktu z mężczyzną ale kobieta (innych cech fizycznych nie potrafię przytoczyć) wydawała się wiedzieć, że tam jestem. Zapytałem, czy wie kim jestem, ale nie byłem w stanie odebrać niczego, poza uczuciem świadomości z jej strony. Wibracje zaczęły zanikać, więc odwróciłem się, zanurkowałem w stronę dziury, obróciłem się o 180° i usiadłem. Całe zdarzenie trwało 40 minut.

Co można zrobić z takimi opisami? Brane dosłownie sumować się mogą w niezwykłą halucynację. Jednak poczynione w trakcie tych eksperymentów obserwacje wykazują ciągłość i stały rozwój.

Po pierwsze: podobne doświadczenia – o ile kiedykolwiek były przeprowadzane – nie zostały nigdzie odnotowane. Nie dysponuję żadnym materiałem porównawczym. Opisywane przeze mnie wydarzenia nie były spontaniczne. Przeciwnie, były świadomie zaplanowane i systematycznie powtarzane. Jaka takie są więc unikalne.

Po drugie: eksperymenty te powtarzane były przez: (1) osiągnięcie stanu “wibracji", (2) obrót o 180° i (3) pojawienie się dziury. Przeprowadzone były nie raz, a co najmniej jedenaście razy.

Ciemność w dziurze bez wątpienia spowodowana była moimi własnymi ograniczeniami “widzenia". We wczesnych badaniach rezygnowałem z patrzenia ponieważ czułem, że jest to niezbędne do osiągnięcia stanu wibracji. Jednak kiedy decydowałem się otworzyć oczy, udawało mi się to. Szkoda, że nie skorzystałem z tej możliwości w czasie tego długiego, eksploracyjnego “lotu". Mógłbym się wiele wtedy dowiedzieć.

Wrażenie dotyku i uścisku “rąk" jest bardzo trudne do wytłumaczenia. Nie istnieją żadne dowody wskazujące, bym podczas pierwszego kontaktu z ową dłonią znajdował się pod wpływem jakichś sugestii. Dopiero drugie i następne doznania tego typu mogą być w ten sposób tłumaczone. W żaden sposób nie zmienia to jednak wrażeń owego pierwszego kontaktu. Kartka z adresem pojawić się mogła jako wspomnienie z przeszłości, łączące się z uściskiem dłoni przy pierwszym spotkaniu. Jednak w dalszym ciągu niewyjaśnione pozostaje “wbicie haka" w moją rękę.

W innych okolicznościach wołanie czyjegoś imienia wcale nie jest czymś niezwykłym. Istnieje wiele różnych zapisów o tego typu bezcielesnych głosach, słyszanych zarówno podczas snu, jak i na jawie. Wiele teorii psychologicznych usiłuje wyjaśnić ten fenomen, jednak z dość mizernym skutkiem.

Najbardziej interesujący jest fakt odkrycia mojej penetracji “dziury" przez inne istoty. Zgodnie z zapiskami, badanie “dziury" dostrzegła jakaś osoba bądź inteligentnej z dalszych okolic. Moje reakcje emocjonalne na spotkanie z tym “Kimś" w dużej mierze przypominały doznania mistyczne. Odczuwałem wtedy coś na kształt uniesienia i pokory, co wywoływało z kolei wyzwolenie emocjonalne.

Taki był początek. Serie kolejnych zdarzeń przyniosły wiele znaczących danych, lecz opierały się wszelkim próbom wyjaśnień. Dojrzały intelekt nie może jednak uznać tych doświadczeń za halucynację.

Obszar III okazał się w sumie fizyczno-materialnym światem, “niemal" identycznym jak nasza Środowisko naturalne jest tam takie samo. Są drzewa, domy, miasta, ludzie, wytwory cywilizacji oraz to wszystko na co składa się i dzięki czemu istnieje cywilizowane społeczeństwo. Są tam domy, rodziny, interesy i pracujący na swe utrzymanie ludzie. Są drogi, po których poruszają się pojazdy. Są tory i pociągi.

A teraz owo “niemal". Po pierwsze można by przypuszczać, że Obszar III jest niczym innym, jak jakąś nieznaną częścią naszego świata. Z pozoru tak to wygląda. Jednakże dokładniejsza obserwacja wykazuje, że nie może to być ani nasz obecny, ani dawny świat materialno-fizyczny.

Rozwój naukowo-techniczny jest tam zupełnie nielogiczny. Nie istnieją jakiekolwiek urządzenia elektryczne. Nie ma światła elektrycznego, telefonu, radia czy telewizji.

Silnik spalinowy, benzyna czy olej napędowy nie są tam źródłem energii. Jednakże napęd mechaniczny jest wykorzystywany. Dokładne obejrzenie jednej z lokomotyw ciągnącej sznur staromodnych wagoników pasażerskich pozwoliło mi stwierdzić, iż napędzana była silnikiem parowym. Wagony wydawały się wykonane z drewna, lokomotywa z metalu, ale o kształcie innym niż wycofane już u nas obecnie typy. Tory były znacznie węższe niż u nas, węższe nawet niż naszych górskich kolejek wąskotorowych.

Zorientowałem się też w szczegółach obsługi takich lokomotyw. Jako źródła ciepła do produkcji pary nie używano tam ani węgla, ani drewna. Zamiast tego spod kotła ostrożnie wytaczano podobne do beczek pojemniki, odłączano, a następnie przy pomocy niewielkich wózków wwożono do budynku o masywnych, grubych ścianach. Ze szczytu każdego pojemnika wystawały wypustki w kształcie fajki. Pracujący za osłonami ludzie przeprowadzali tę operację niezwykle ostrożnie aż do chwili gdy pojemnika znalazły się bezpiecznie w budynku, a drzwi zostały zamknięte. Pojemniki były “gorące", z powodu ciepła lub radiacji. Zachowanie techników wskazywało raczej na to drugie.

Ulice i drogi są tam inne, głównie z powodu rozmiarów. “Jezdnie'°, po których poruszają się ich pojazdy są niemal dwukrotnie szersze od naszych. Ich odpowiednik naszego samochodu jest dużo większy. Nawet najmniejszy ma siedzenie takiej szerokości; że może się na nim zmieścić obok siebie pięć czy sześć osób. Typowy pojazd ma tylko jedno stałe siedzenie przeznaczone dla kierowcy. Inne podobne są raczej do salonowych krzeseł, rozstawionych wokół przedziału o wymiarach od 4 do 6 metrów. Używa się kół; ale bez wypełnionych powietrzem opon. Kieruje się takim pojazdem przy pomocy pojedynczego, pionowego drążka: Element napędowy znajduje się gdzieś z tyłu. Ich prędkość nie jest zbyt wielka i wynosi około 24 do 36 km na godzinę. Natężenie ruchu nie jest duże.

Istnieją też wehikuły w formie czterokołowej platformy, sterowanej za pomocą ruchu stóp powodującego skręcanie przednich kół. Mechanizm pompowany rękami przenosi energię na tylne koła, podobnie jak w dziecinnych ,,wózkach wiosłowych". Używa się ich do poruszania na krótkie odległości.

Tamtejsze obyczaje różnią się od naszych. Choć na ten temat zebranych zostało bardzo mało danych sądzę iż są one wynikiem odmiennego podłoża historycznego, w którym występują różne od naszych wydarzenia, nazwiska, miejsca i daty. I chociaż sam poziom ewolucyjny tych ludzi (świadomy umysł traktuje ich jak ludzi) wydaje się identyczny, to jednak rozwój techniczny i socjalny nie przebiega całkiem tak samo, jak u nas.

Główne odkrycie nastąpiło zaraz po tym, jak zebrałem się na odwagę rozszerzenia moich wypraw w obszar III. Pomimo wcześniejszych oznak, ludzie tamci nie byli świadomi mojej obecności aż do spotkania i “połączenia się" tymczasowo i mimowolnie z kimś, kto może być określony jako “ ja" żyjący “tam". Jedyne wyjaśnienie jakie przychodzi mi do głowy to takie, że całkowicie świadomy życia i bytności ;,tutaj" byłem przyciągany .i natychmiast wnikałem w ciało tamtej osoby zupełnie jak w swoje własne.

Kiedy miało to miejsce – a zaczęło się dziać zupełnie spontanicznie, gdy tylko wkroczyłem w Obszar III – po prostu “przejmowałem", jego ciało. Nie uświadamiałem sobie jego psychicznej obecności, kiedy go czasowo zastępowałem. Misja wiedza o nim i jego przeszłości pochodzi od– jego rodziny i z jego pamięci. A choć zawsze wiedziałem, że nim nie jestem, to jednak wyczuwałem emocjonalny schemat jego przeszłości. Często zastanawiałem się, jakich problemów mogłem mu przysporzyć w rezultacie okresów amnezji, powodowanych wtargnięciem w jego życie. Niektóre musiały być bardzo kłopotliwe. A oto jego życie:

“Tamten-Ja" – w czasie pierwszego kontaktu – był raczej samotnym mężczyzną. Nie miał szczególnych sukcesów zawodowych (jako architekt i przedsiębiorca budowlany), ani nie był zbyt towarzyski. Udało mu się ukończyć coś, co scharakteryzowałbym jako drugorzędny college, i należał teraz do warstwy o dość niskich dochodach. Większość wczesnej kariery zawodowej spędził w dużym mieście wykonując zwyczajną pracę. Mieszkał na drugim piętrze czynszowego domu i dojeżdżał do pracy autobusem. W mieście czuł się obco, ale udało mu się pozyskać kilku przyjaciół. (Autobus, tak przy okazji, był bardzo szeroki – osiem miejsc siedzących w jednym rzędzie, a kolejne rzędy wznosiły się za kierowcą w górę, tak że wszyscy mogli widzieć drogę przed sobą). Moje pierwsze wniknięcie w jego ciało zdarzyło się dokładnie w chwili, gdy wysiadał z autobusu. Kierowca był wyraźnie zdziwiony, kiedy usiłowałem zapłacić za przejazd: Najwidoczniej nic się nie należało.

Drugi kontakt nastąpił w chwili kryzysu emocjonalnego: “Tamten-Ja" poznał Leę, zamożną młodą kobietę z dwojgiem mniej więcej czteroletnich dzieci – chłopcem i dziewczynką. Lea była smutną, zamyśloną i zaabsorbowaną czymś osobą, która właśnie wydawała się przeżywać jakąś życiową tragedię. Miało to jakiś niejasny związek z jej byłym mężem. “Tamten-Ja" spotkał ją najzupełniej przypadkowo i głęboko pokochał. Jej dwoje dzieci znalazło w nim wspaniałego towarzysza. Lecz sama Lea, podczas tego pierwszego spotkania, okazała jedynie niewielkie zainteresowanie. Dopiero szczera troska i ciepło okazywane przez niego dzieciom, zmieniły jej podejście do niego.

Następne “wejście" miało miejsce krótko po tym, jak Lea i “Tamten-Ja" ogłosili przyjaciołom – jej przyjaciołom – że mają zamiar się “pobrać" (słowo to ma tam troszeczkę inne znaczenie). Wiadomość wywołała sporą konsternację, głównie z powodu faktu, iż upłynęło zaledwie trzydzieści dni (?) od tego ważnego wydarzenia w jej życiu (rozwód, śmierć męża, czy też jakaś forma fizycznego upośledzenia). “Tamten-Ja" był w dalszym ciągu zakochany, a Lea wciąż smutna i zamyślona.

Podczas kolejnego wniknięcia Lea oraz “Tamten-Ja" mieszkali wspólnie w stojącym na niskim wzgórzu domu, o wysokich prostokątnych oknach i bardzo szerokich okapach, przypominających pagodę. Niecałe 300 metrów od wzgórza były tory kolejowe: Biegły prosto od prawej strony, przecinały podnóże wzgórza, zakręcały w lewo i zniknęły za nim. Od domu aż do zbocza falowała wysoka zielona trawa. Tuż za domem “Tamten-Ja" miał swoje biuro – jednopokojowy budynek – w którym pracował.

Lea weszła do biura i zbliżyła się do biurka akurat w chwili, kiedy zastąpiłem w ciele “Tamtego – Mnie".

“Robotnicy chcą pożyczyć jakieś twoje narzędzia" – powiedziała. Spojrzałem na nią z zakłopotaniem. Nie byłem pewny co odpowiedzieć, więc zapytałem ją, o jakich robotników chodzi.

“O tych pracujących na drodze, oczywiście" – odparła, nie wyczuwając jeszcze niczego złego.

Zanim uświadomiłem sobie, jaki efekt mogą wywołać moje słowa powiedziałem, że na drodze nie pracują żadni robotnicy. Słysząc to Lea obrzuciła mnie badawczym spojrzeniem, w którym spostrzegłem rosnącą podejrzliwość. Niepewny co robić dalej, opuściłem jego , ciało i przez dziurę powróciłem do siebie.

Następny kontakt miał miejsce gdy “Tamten-Ja" założył laboratorium. Nie miał co prawda pełnych kwalifikacji do prowadzenia prac badawczych ale uważał, że może dokonać pewnych odkryć. Wszedł w posiadanie (prawdopodobnie dzięki majątkowi Lei) dużego piętrowego budynku, podzielił go na niewielkie pokoje i przeprowadzał jakieś doświadczenia. W trakcie jednego z nich zastąpiłem go w ciele, ale nie bardzo wiedziałem, jak prowadzić dalej rozpoczęty już eksperyment. Wtedy właśnie weszła Lea razem z gośćmi, chcąc pokazać im prace renowacyjne w budynku. Kiedy poprosiła mnie, bym opowiedział co już zrobiłem, ze zrozumiałych względów nie byłem w stanie wykrztusić ani słowa.

Odrobinę zakłopotana Lea wyprowadziła gości do drugiego pokoju. Wahałem się co robić, podczas gdy “Tamten-Ja" zapewne poszedłby za nimi: Próbowałem “wyczuć" co mógłby w takiej chwili zrobić. Udało mi się jedynie uzyskać niejasne wrażenie podejmowanych przez niego prób, mających na celu wywołanie u widzów teatralnych bardziej subiektywnych doznań. Ponieważ akurat w tej chwili wspomnienia takie na nic by mi się nie zdały, a usłyszałem, że goście wracają, nie chcąc dalej komplikować mu życia pośpiesznie wróciłem do własnego ciała.

Kolejne wejście nastąpiło w trakcie spędzanych w górach wakacji. “Tamten-Ja", Lea oraz dzieci jechali krętą górską drogą, każde na wehikule opisanym już w innym miejscu. Przypadkowo “przejąłem" kierowanie pojazdem w chwili, kiedy zjechali do podnóża jakiegoś wzniesienia i zaczynali wjeżdżać na następne. Ponieważ prowadzenie takiego pojazdu było dla mnie czymś zupełnie nowym, szybko zboczyłem z drogi i wpadłem w niewielką kupkę śmieci. Oni czekali, podczas gdy ja próbowałem wydostać się na drogę, mamrocząc przy tym, że z pewnością muszą być lepsze drogi, niż akurat ta. Uwaga ta spowodowała, iż Lea natychmiast zamilkła. Nie wiedziałem dlaczego (chociaż jestem pewien, że “Tamten-Ja" wiedział). Próbowałem powiedzieć jej, że nie jestem tym, za kogo mnie uważa, ale szybko zorientowałem się, iż pogarsza to jedynie sprawę. “Opuściłem" go i powróciłem do dziury i mojego fizycznego ciała.

Przy kolejnych kontaktach stwierdziłem, że “Tamten-Ja" i Lea nie mieszkali już razem. Mężczyzna miał pewne sukcesy, ale niektóre z jego posunięć były dla niej zupełnie niezrozumiałe. Samotny, stale o niej rozmyślał i ustawicznie roztrząsał powody, dla których ją utraci. Pewnego razu spotkał ją przypadkowo w wielkim mieście i ubłagał, aby pozwoliła mu przyjść. Powiedziała, że spróbuje dać mu jeszcze jedną szansę. Mieszkała teraz w czymś w rodzaju apartamentu, na trzecim piętrze rezydencji. Obiecał przyjść.

Na nieszczęście “Tamten-Ja" zgubił lub zapomniał adresu, jaki mu dała i w czasie mojego ostatniego z nim kontaktu był samotnym i sfrustrowanym człowiekiem. Był pewny, że Lea zinterpretuje zgubienie adresu jako obojętność z jego strony i jeszcze jeden dowód na niestałość. Pracował, ale cały wolny czas spędzał na próbach odnalezienia Lei i dzieci.

I cóż z tym wszystkim począć? Wydarzenia, bynajmniej nie idylliczne, nie pozwalają zakwalifikować tego jako ucieczki od realnego świata. Z pewnością nie jest to model życia, do jakiego mógłbym tęsknić. Można jedynie spekulować, lecz spekulacja taka musi zawierać` koncepcję nie do zaakceptowania przez współczesną naukę. Jednakże takie “podwójne" życie może dostarczyć wskazówek co do lokalizacji Obszaru III.

Najważniejsze jest to, że Obszar III i Obszar I nie są takie same. Założenie to oparte jest na różnicach w rozwoju naukowym. Obszar III nie jest pod tym względem bardziej zaawansowany, a może wprost przeciwnie. W naszej historii nie istnieje etap, w którym nauka byłaby na poziomie Obszaru III. Jeżeli Obszar III nie jest ani częścią przeszłości ani teraźniejszości, a prawdopodobnie nie jest także przyszłością Obszaru I, to czymże jest? Nie jest częścią Obszaru II, gdzie potrzebna i użyteczna jest jedynie myśl.

Być może jest on wspomnieniem fizycznej cywilizacji ziemskiej, jeszcze sprzed znanych nam czasów. Być może jest to inny świat typu ziemskiego, znajdujący się w innej części kosmosu, ale w jakiś sposób dostępny dzięki możliwościom psychicznym. Być może jest to duplikat z antymaterii naszego świata, w którym istniejemy ci sami, jednak odmienni, powiązani ze sobą siłami umykającymi obecnie naszemu rozumieniu.

Dr Leon M. Lederman, profesor fizyki na Uniwersytecie Columbia stwierdził: “Ogromna większość fizyków zgadza się całkowicie z kosmologiczną koncepcją dosłownego antyświata gwiazd i planet złożonych z atomów antymaterii, czyli ujemnych jąder otoczonych dodatnimi elektronami. Możemy wysnuć stąd intrygujące przypuszczenie, że światy z antymaterii zamieszkane są przez antyludzi, których antynaukowcy są być może w tej właśnie chwili zafascynowani odkryciem materii".