Jeśli ktoś zapragnąłby mieć udział w wydaniu następnych moich pism oraz działaniu dla dobra wspólnej idei „System Miłości” i zdobywania niebiańskiej wiedzy dla siebie, „Wiedza od Ojca Pio” - to podaję osobiste konto:
Wiesław Matuch
BNP Paribas Bank Polska S.A.
Konto:
90 2030 0045 1130 0000 1538 6050 w tytule podać DAROWIZNA – aby uniknąć podatku.

Natomiast żeby przesłać kwotę do Polski z zagranicy trzeba podać tak:
PLPK90203000451130000015386050 - Wiesław Matuch Darowizna:
Lub : Wiesław Matuch
90 2030 0045 1130 0000 1538 6050 w tytule podać DAROWIZNA
Wpisać:
PPABPLPK Jak braknie pola dodać XXX


https://www.paypal.me/wiesiorynka -

Założyłem też konto na PayPal - wiesiorynka@gmail.com Jeśli ktoś chciałby wesprzeć duchową naszą wspólną oddolną działalność - to jest taka możliwość. PayPal przekierowuje na moje konto w BGŻ w Polsce. W tytule podać DAROWIZNA – aby uniknąć podatku. Komfort jest, bo można korzystać z podstawowych walut z całego świata. Wiesiu

 

 

Tu można zamawiać 1 i II tom Wiedzy Ojca Pio.

 

System Miłości Wiedza Ojca Pio - Kompendium - do pobrania


http://sm.fki.pl/Wiedza-Ojca-Pio-opracowanie.pdf

http://sm.fki.pl/Wiedza-Ojca-Pio-spis-tresci.pdf

 

System Miłości Wiedza Ojca Pio-Tom1 po Angielsku - do pobrania

http://sm.fki.pl/Wieslaw-Matuch-System-Milosci-Wiedza-Ojca-Pio-Tom1-po-Angielsku.pdf

 

System Miłości Wiedza Ojca Pio- 1 i2 tom audio a

 

https://www.youtube.com/@EnergiaMilosci   -  1 i 2 tom audio czytany przez aktora Wrocławskiego



Tu można pobrać Hymn SM stworzony przez Maćka Maciejewskiego


 http://sm.fki.pl/System-Milosci-Iskra-z-Polski_(Maciej-Info-z-Serca).MP3

Wersja Hymnu SM instrumentalna

http://sm.fki.pl/instrumental-SM-Iskra-z-Polski-sax.MP3

 

Rumble - alternatywa do YT.
Tam też wgrywam wiesiorynki.

https://rumble.com/user/WieslawMatuch

 

 


 
  O2.PL  •   BGŻ   Pobierz film z YT

   •   Cena prądu  •   Test szybkości  Internetu  •   
Kalkulator sp. paliwa

 

Mój Kanał YouTube - tu będę nagrywał filmiki z Wiedzą Ojca Pio... Wiesiu

 

 

 

`Kalendarium:

 
Dzisiaj jest 19 kwietnia

1824 - Zmarł George Byron. 1560 - Zmarł Filip Melanchton, humanista niemiecki. 1588 - Zmarł Paolo Veronese, malarz włoski. 1595 - Urodził się król Władysław IV. 1775 - Bitwa pod Lexington. 1841 - Powstanie Towarzystwa Naukowej Pomocy dla Młodzieży Wielkiego Księstwa Poznańskiego. 1899 - Zmarł inż. Stanisław Kierbedź. 1943 - Wybuch powstania w getcie warszawskim. 1967 - Zmarł Konrad Adenauer, polityk niemiecki. 1983 - Zmarł Jerzy Andrzejewski, powieściopisarz.

 

Piątek, 19 kwietnia, 2024 roku.
Do końca roku zostało 257 dni.
Imieniny obchodzą:

Leona Adolfa Ekspedyta Tymona Jerzego Konrada Włodzimierza. Św. Leon IX, papież (1002-1054). Brunon urodził się w rodzinie hrabiów z Egisheim (Alzacja). Po przyjęciu święceń kapłańskich pełnił obowiązki kapelana cesarskiego na dworze Konrada II. Mając 24 lata został biskupem w Toul. W 1048 roku cesarz Henryk III na sejmie w Worm wyniósł Brunona na stolicę Piotrową. Nowy papież wszedł do Rzymu skromnie, bez orszaku, jako pielgrzym. Jego pontyfikat trwał 5 lat. W tym czasie zreformował życie duchownych oraz kurię rzymską i papieską. W ostatnich miesiącach życia Leona IX Bizantyjczycy zajęli północną Italię, Normanowie zaś najechali południową. Papież w bitwie pod Civitate poniósł klęskę i dostał się do niewoli. Zmarł wkrótce po powrocie do Rzymu, 19 kwietnia.

 

 

Św. Teresa z Avila  -  Dzieła św. Teresy Wielkiej...
Ma dusza udręczona jęczy w niewoli tej, bo w oddaleniu skryty Jest Ukochany jej. O skróć już to wygnanie! Zakończ cierpienia me! Z tęsknoty mej za Tobą ja, Panie, umrzeć chcę!

Św. Jan od Krzyża  -  Dzieła św. Jana od Krzyża...
Zagaję i puszcze rękami oblubieńca mego zasadzone, o łąki pełne zieleni, kwiatami ozdobione, powiedzcie, czy przeszedł wśród was, w którą stronę?

  Różne modlitwy katolika

 

 



 Biografia i myśli Ojca de Mello

Myśli Ojca Anthony de Mello - hinduskiego Jezuity:

Modlitwa - Mistrz nie ustawał w zwalczaniu pojęć i wyobrażeń, jakie ludzie mieli o Bogu. - Jeśli wasz Bóg przychodzi wam z pomocą i wybawia was z kłopotów - zwykł mawiać - oznacza to, że nadszedł czas, by zacząć szukać prawdziwego Boga. Poproszony o wyjaśnienie, opowiedział następującą historie: - Pewien człowiek pozostawił na placu targowym swój nowiusieńki rower i poszedł po zakupy. Przypomniał sobie o nim dopiero następnego dnia i natychmiast popędził na miejsce, gdzie go zostawił, przekonany, że rower już dawno ukradziono. Tymczasem rower stał sobie w tym samym miejscu. Z ogromną radością, natychmiast pobiegł do pobliskiej świątyni, by podziękować Bogu za to, że zachował mu bezpiecznie rower - i ledwie wyszedł ze świątyni, stwierdził, że roweru już nie było!

KIEDY POSŁAĆ PO LEKARZA - Kobieta pochyliła się nad ofiarą wypadku drogowego, a tłum się przyglądał. Nagle została brutalnie odepchnięta przez mężczyznę, który powiedział: "Proszę się odsunąć. Mam zrobiony kurs z pierwszej pomocy". Kobieta przyglądała się przez parę minut, podczas gdy mężczyzna zajmował się ofiarą. Potem spokojnie powiedziała: "Kiedy dojdzie pan do tej części, w której musi pan posłać po lekarza, jestem już tutaj". Częściej, niż ci się zdaje, lekarz już tam jest - wewnątrz osoby, której usiłujesz pomóc! Czemu więc zawracać sobie głowę pierwszą pomocą? Wezwij tego lekarza!

MLECZE - Pewien człowiek, niezmiernie dumny z trawnika w swoim ogrodzie, zauważył nagle, że na tym trawniku wyrosło mnóstwo mleczy. I choć próbował wszelkich sposobów, żeby się ich pozbyć, nie potrafił zapobiec temu, by stały się prawdziwą plagą. Wreszcie napisał do ministra rolnictwa donosząc o wszelkich usiłowaniach, jakie był podejmował, i zakończył list pytając: "Co mogę zrobić?" Wkrótce nadeszła odpowiedź: "Radzimy Panu nauczyć się ja kochać". Ja również miałem trawnik, z którego byłem bardzo dumny, i również mnie dotknęła plaga mleczy, które próbowałem zwalczyć wszystkimi możliwymi sposobami. Tak więc nauczyć się je kochać nie było wcale łatwo. Zacząłem mówić do nich codziennie. Serdecznie i przyjaźnie. One jednak odpowiadały mi gorzkim milczeniem. Jeszcze ubolewały nad walką jaką im wytoczyłem. Prawdopodobnie miały też jakieś wątpliwości co do moich motywów. Nie musiałem jednak czekać długo, by zaczęły się uśmiechać i uzyskały spokój. Wręcz zaczęły odpowiadać na to co im mówiłem. Szybko zostaliśmy przyjaciółmi. Oczywiście, że mój trawnik uległ zniszczeniu, ale za to jak uroczy stał się mój ogród!... Stopniowo tracił wzrok, mimo że starał się tego uniknąć wszelkimi sposobami. Kiedy lekarstwa już przestały działać, dalej bronił się gwałtownie. Musiałem nabrać odwagi, aby mu powiedzieć: - Radzę ci, byś nauczył się kochać swoją ślepotę. To była prawdziwa walka. Początkowo nie chciał nawiązać ze swoją ślepotą kontaktu, powiedzieć do niej jednego słowa. Kiedy wreszcie osiągnął tyle, że mógł z nią rozmawiać, jego słowa były pełne złości i goryczy. Ale nie przestawał mówić i z czasem słowa przybierały ton rezygnacji, potem tolerancji i wreszcie akceptacji aż pewnego dnia, ku jego zdumieniu, stały się słowami sympatii i ... miłości. Nadszedł dzień, w którym był zdolny objąć ramieniem swoją ślepotę i powiedzieć jej: "Kocham cię". I tego dnia zobaczyłem, że znowu się uśmiechnął. A jaki słodki był ten uśmiech! Naturalnie, stracił wzrok na zawsze. Ale jak piękna stała się jego twarz! Dużo piękniejsza niż była, nim przyszła żyć z nim ślepota.

Przepiękne teksty wielkiego Jogina Sri Nisargadatty Maharaja (1897 - 1981)

Pytania i odpowiedzi (poniższe teksty, losowo wyświetlane, dopracowałam na potrzeby katolików - Wiesław Matuch)

PYTANIE: Co to jest osobowość? ODPOWIEDŹ: Usunie pan wolę istnienia i co zostanie? Istnienie i nieistnienie odnoszą się do rzeczy w przestrzeni i w czasie: tu i teraz, tam i wtedy. Przestrzeń i czas mieszkają ciągle w umyśle. Umysł gra w zgadywankę, nigdy nie jest niczego całkowicie pewien. Jest za to nawiedzany przez obawy i niespokojny. Czuje się pan obrażony, kiedy traktuje się pana jako narzędzie i wymaga, by traktowano go jako osobę, ponieważ nie jest pan pewny własnego istnienia i nie chce zrezygnować z wygody oraz pewności istnienia jako osobowość. Może pan nie być tym, za kogo się pan uważa, ale to przekonanie daje osobowości ciągłość, pana przyszłość przepływa w teraźniejszość i staje się bez zakłóceń przeszłością. To przerażające być pozbawionym własnego istnienia, ale trzeba się z tym pogodzić i odnaleźć swą tożsamość w całości życia. Wtedy nie będzie już żadnych wątpliwości, kto jest używany przez kogo.

Tęsknota:

Tęskno mi do twoich dłoni, tęskno mi do twych słodkich słów, tęskno mi do twoich wyśmienitych ust, tęsknie już choć wiem ,że spotkamy się znów.

 

Ryszard Kapuściński:

Jesteśmy przyzwyczajeni myśleć o niewielkich grupach: o rodzinie, o plemionach, o społeczeństwach. W XIX wieku myślało się kategoriami narodu, regionu lub kontynentu. Ale nie mamy ani narzędzi, ani doświadczeń, które pozwoliłyby nam myśleć w skali globalnej - żeby zobaczyć, w jaki sposób inne obszary naszej planety wpływają na nas i w jaki sposób my wpływamy na nie. Innymi słowy - bardzo trudno jest nam zrozumieć, że każdy z nas jest jednostką połączoną z innymi ludźmi, że prowadzi do nas wiele nici i łączy, które rozgałęziają się w każdym kierunku. Wielu osobom trudno jest zaakceptować taką rzeczywistość, toteż przeżywamy tak wiele napięć, depresji i stresów.

Cytaty Przemówienia Papieża Jana Pawła II w parlamencie polskim z 11 czerwca 1999

Polska ma pełne prawo, aby uczestniczyć w ogólnym procesie postępu i rozwoju świata, zwłaszcza Europy. Integracja Polski z Unią Europejską jest od samego początku wspierana przez Stolicę Apostolską. Doświadczenie dziejowe, jakie posiada naród polski, jego bogactwo duchowe i kulturowe mogą skutecznie przyczynić się do ogólnego dobra całej rodziny ludzkiej, zwłaszcza do umocnienia pokoju i bezpieczeństwa w Europie.

Tęsknota:

Naucz mnie sztuki kochania, naucz mnie życia we dwoje. Lecz nigdy nie ucz mnie rozstania. Ja Cię proszę bo tego bardzo się boję.

  Wiersze
 

 
   Boscy Kochankowe  
 

 

 

 
 

Wiesław Matuch     Kontakt smilosci@gmail.com     Wrocław 2001
System Miłości Narodów 
    

     stat4u   
 

 

 
SM

ROBERT ALAN MONROE PODRÓŻE POZA CIAŁEM

(Journeys out of the Body / wyd. orygin.: 1971)

ROZDZIAŁ TRZECI: NA DOWÓD

Z końcem 1964 roku odbyło się w Los Angeles pewne interesujące spotkanie. Brało w nim udział około dwudziestu zaproszonych specjalnie psychiatrów, psychologów i naukowców – oraz ja. Celem tego spotkania było szczere i jak najbardziej poważne przedyskutowanie doznań i eksperymentów opisanych w niniejszej książce. Po wielu godzinach odpowiadania na pytania naukowców przyszła kolej na mnie. Każdemu z nich zadałem dwa proste pytania: “Co zrobiłby pan, gdyby doświadczył tego samego, co ja?"

W większości – przeszło dwóch trzecich – uznali, że należałoby podjąć wszelkie wysiłki w celu, kontynuowania tego typu eksperymentów, albowiem mogłyby poszerzyć wiedzę człowieka o nim samym. Kilku pół żartem stwierdziło, że powinienem nie pójść, ale pobiec do najbliższego psychiatry. (Żaden z obecnych nie zaoferował mi jednak swoich usług.)

Moje drugie pytanie brzmiało: “Czy pan osobiście wziął by udział w eksperymentach, które mogłyby doprowadzić do wytworzenia u pana tak niezwykłych form aktywności?"

Tutaj zdania były już bardziej podzielone. Połowa zebranych wyraziła chęć uczestniczenia w takich eksperymentach, również ci, którzy byli najbardziej sceptycznie nastawieni do realności takich doznań. Dało mi to okazję do delikatnego przytyku tym, którzy byli za kontynuacją eksperymentów, a teraz się wycofali. Jeżeli chodzi o skok do zimnej nieznanej wody, to najlepiej niech zrobi to za nas ktoś inny. Jednakże z wielu względów nie potępiam ich. Gdyby o coś takiego zapytano mnie przed dwunastu laty, to wątpię czy bym się zgodził.

Dlaczego właściwie grupa ta się zebrała? Być może z ciekawości. A może z powodu zgromadzonych przeze mnie materiałów. Mam nadzieję, że to drugie. Oto kilka kluczowych wyjątków z moich notatek, które rozpaliły ich ciekawość.

10 września 1958 r. – popołudnie.

Ponownie uniosłem się ku górze z zamiarem odwiedzenia dr Bradshawa i jego żony. Wiedząc, że dr Bradshaw jest przeziębiony i leży w łóżku, pomyślałem o złożeniu mu wizyty w sypialni. Był to pokój, którego jeszcze nie widziałem i jeżeli mógłbym go potem opisać, potwierdziłoby to moją wizytę. Znowu okręciłem się w powietrzu i zanurkowałem w tunelu, tym razem odniosłem też wrażenie płynięcia w górę zbocza. (doktor i jego żona mieszkają na wzgórzu, około 8 km od mego!' biura). Znajdowałem się ponad drzewami, a nade mną widniało jasne niebo. Nagle ujrzałem (na niebie?) zaokrągloną ludzką postać, ubraną w togę i w hełmie na głowie (przypominającym stylem orientalny). Postać siedziała z rękami złożonymi na podołku i chyba ze skrzyżowanymi nogami. Po chwili zniknęła. Nie wiem, co mogła oznaczać. Po pewnym czasie podróż w górę wzgórza stała się trudniejsza i uświadomiłem sobie, że opuszcza mnie energia. Czułem, że nie dam rady.

Wtedy właśnie przydarzyło mi się coś zupełnie nieoczekiwanego: Odniosłem wrażenie, jakby ktoś ujął mnie pod ramiona i uniósł do góry. Poczułem przypływ wznoszącej mnie siły i pomknąłem szybko na wzgórze. Tam natknąłem się na dr Bradshawa i jego żonę. Znajdowali się przed domem. Przez chwilę byłem zaskoczony, ponieważ spotkałem ich, zanim jeszcze dotarłem do domu. Nie rozumiałem tego – przecież dr Bradshaw powinien być w łóżku. Bradshaw miał na sobie jasny kapelusz i płaszcz, a jego żona ciemny. Szli w moim kierunku, więc zatrzymałem się. Wydawali się być w dobrych nastrojach. Kierowali się .w stronę niewielkiego budynku podobnego do garażu. Nie widzieli mnie. Bradshaw szedł z tyłu.

Opłynąłem ich dookoła i wymachując rękami starałem się zwrócić na siebie uwagę; ale bez rezultatu. Nagle wydało mi się, że słyszę, jak dr Bradshaw nie odwracając głowy mówi do mnie: “Widzę, że nie potrzebujesz już pomocy". Sądząc, że nawiązałem kontakt, zanurkowałem z powrotem i powróciłem do biura, przekręciłem się w swoim fizycznym ciele i otworzyłem oczy. Wszystko było tu takie, jak przedtem. Wibracje wciąż trwały ale czułem, że mam już dość jak na jeden dzień.

Po doświadczeniu: Tego samego wieczora zadzwoniliśmy do dr Bradshawa i jego żony. Zapytałem tylko, gdzie byli pomiędzy czwartą a piątą po południu. (Moja żona usłyszawszy o tej wizycie powiedziała, że było to niemożliwe ponieważ dr Bradshaw leżał wtedy chory w łóżku). Telefon odebrała pani Bradshaw i jej właśnie zadałem to pytanie. Odpowiedziała, że około czwartej dwadzieścia pięć wyszli z domu do garażu. Ona miała zamiar pójść na pocztę, a dr Bradshaw stwierdził, że odrobina świeżego powietrza dobrze mu zrobi, więc postanowił jej towarzyszyć. Gdy dotarli na pocztę, była już za dwadzieścia piąta. Od ich domu na pocztę jest około piętnastu minut jazdy. Wróciłem z mojej podróży do nich o czwartej dwadzieścia siedem. Zapytałem, jak byli ubrani. Pani Bradshaw odparła, że ubrana była w czarne spodnie i czerwony sweter, a na to narzuciła czarny płaszcz, dr Bradshaw zaś miał jasny kapelusz i taką samą marynarkę. Żadne z nich nie “widziało" mnie, ani nie było świadome mojej obecności. Dr Bradshaw nie pamiętał, aby cokolwiek do mnie mówił. Najważniejszym punktem jest to, że spodziewałem się znaleźć go w łóżku, a tak się nie stało.

Występujących tu zbiegów okoliczności było stanowczo zbyt wiele. Udowodniło to – właściwie po raz pierwszy – że być może jest w tym coś więcej, niż aberracja, uraz czy halucynacja – a ja potrzebowałem jakiejś formy dowodu bardziej niż ktokolwiek inny, tego jestem pewien. To prosty przypadek, ale niezapomniany.

W trakcie spotkania u Bradshaw'ów, czas mojej wizyty pokrywał się z faktycznym wydarzeniami. Autosugestia czy halucynacja jest raczej niemożliwa. Spodziewałem się zastać dr Bradshawa w łóżku, ale gdy się tak nie stało; sam byłem zaskoczony tą niezgodnością. A oto zaobserwowane zbieżności w rzeczywistych wydarzeniach:
1. Umiejscowienie dr Bradshawa i jego żony.
2. Usytuowanie tych dwojga względem siebie.
3. Ich działania.
4. Ubrania.

Możliwość przewidzenia powyższych zdarzeń:

ad 1. Nie miałem żadnej informacji dotyczącej ich planów czy godzin, w których chodzili na pocztę. Brak możliwości.

ad 2. Nie mogłem wiedzieć, kto będzie szedł pierwszy. Możliwość nieokreślona.

ad 3. Nie mogłem przewidzieć, że będą szli w kierunku garażu. Brak możliwości.

ad 4. Być może widziałem ich kiedyś w podobnych ubraniach, ale dr Bradshawa spodziewałem się zobaczyć w piżamie. Możliwość nieokreślona.

5 marca 1959 r. – rano.

Motel w Winston – Salem. Obudziłem się wcześnie i wyszedłem na śniadanie o 7.30. Do pokoju wróciłem o 8.30 i położyłem się. Kiedy się odprężyłem, nadeszły wibracje i wrażenie ruchu. Wkrótce potem zobaczyłem idącego chłopca, który podrzucał piłkę do baseballa. Szybkie przemieszczenie i ujrzałem mężczyznę usiłującego włożyć coś na tylne siedzenie samochodu – dużego Sedana. Ów pakunek oszacowałem jako dziecięcy samochodzik z elektrycznym napędem. Mężczyzna kręcił i obracał paczką, aż w końcu wcisnął ją na tylne siedzenie i zatrzasnął drzwi. Kolejne szybkie przemieszczenie i znalazłem się w pobliżu nakrytego stołu, wokół siedzieli ludzie. Jedna z osób rozdawała pozostałym coś, co wyglądało jak duże białe karty do gry. Pomyślałem, że to raczej dziwne aby grać w karty na stole zastawionym talerzami, zaciekawiła mnie także wielkość kart i ich nienaturalna biel. Jeszcze jedno szybkie przemieszczenie i znalazłem się nad ulicą miasta, na wysokości około 150 m, szukając drogi do “domu". Nagle spostrzegłem wieżę radiową i przypomniałem sobie, że przecież motel znajduje się bardzo blisko tej wieży. Prawie natychmiast znów znalazłem się w ciele. Usiadłem i rozejrzałem się dokoła. Wszystko wyglądało zwyczajnie i normalnie.

Po doświadczeniu: Tego swego wieczora odwiedziłem przyjaciół, państwa Bahnson; w ich domu. Wiedzieli co nie co a o mojej “aktywności", a ja w nagłym przebłysku zrozumienia uświadomiłem sobie, iż poranne zdarzenie miało z nimi jakiś` związek. Zapytałem ich o syna, a oni zawołali go do pokoju i zapytali, co robił dziś rano pomiędzy 8.30 a 9.00. Odpowiedział, że szedł do szkoły. Kiedy poproszono go, określił to dokładniej i odparł, że idąc podrzucał piłkę do baseballa. (Chociaż znałem go dobrze to nie wiedziałem, że interesuje się baseballem, ale tego akurat można się było domyśleć). Potem postanowiłem zapytać o wkładany do samochodu przedmiot. Pan Bahnson był tym wyraźnie zaskoczony. Powiedział mi, że wkładał właśnie na tylne siedzenie samochodu generator Van de Graffa. Była to duża nieporęczna platforma z kołami i elektrycznym silnikiem. Pokazał mi to urządzenie. (Było to niesamowite oglądać coś, co wcześniej obserwowało się będąc w Drugie Ciele). Następnie opowiedziałem o stole i dużych kartach. Tym razem zaskoczona była żona pana Bahnsona. Ponieważ tego ranka wszyscy wstali późno, więc chyba po raz pierwszy od dwóch lat przyniosła pocztę do stołu, przy którym jedli śniadanie. Duże białe karty do gry! Oboje byli bardzo podnieceni tym' zdarzeniem i jestem pewny, że nie był to kawał z ich strony.

I tu także czas porannej wizyty u państwa Bahnson pokrywał się z czasem rzeczywistych wydarzeń. Auto

sugestia i halucynacja były wykluczone. Nie zamierzałem składać im wizyty, chociaż nie mogę wykluczyć podświadomej motywacji. A oto zaobserwowane zbieżności:
1. Ich syn idący ulicą i podrzucający piłkę.
2. Pan Bahnson przy samochodzie.
3. Czynności pana Bahnsona przy aucie.
4. Urządzenie, które wkładał do samochodu.
5. Czynności pani Bahnson przy stole, rozdawanie “kart".
6. Wielkość kart i ich biały kolor.
7. Talerze na stole.

Możliwość nieświadomego przewidzenia tych zdarzeń na podstawie wcześniejszych obserwacji:

ad 1. Brak takiej możliwości. Nie wiedziałem o zainteresowaniach syna baseballem i o której chodzi do szkoły.

ad 2. Brak takiej możliwości. Nic nie wiedziałem o planach przywożenia generatora, a zaobserwowane czynności nie powtarzały się codziennie.

ad 3. Brak takiej możliwości. Ładowanie samochodu nie było czynnością codzienną, więc nie mogło być częścią wcześniej zaobserwowanych zwyczajów pana Bahnsona.

ad 4. Możliwość nieokreślona. Mogłem widzieć generator w innych okolicznościach.

ad 5. Brak takiej możliwości. Nie wiedziałem nic o zwyczajach pani Bahnson w tym względzie. Rozdawanie poczty przy śniadaniu było przypadkiem nietypowym.

ad 6. Brak takiej możliwości. Powody takie, jak powyżej: Ja także nie mam zwyczaju przeglądania poczty przy stole, a ponadto błędnie zinterpretowałem tę scenę.

ad 7. Możliwość nieokreślona. W tym przypadku wcześniejsze obserwacje mogły mieć znaczenie, gdyż kilkakrotnie byłem u nich na śniadaniu.

10 października 1960 r. – noc.

Rezultaty są tak sprzeczne z tym w co wierzyłem, że muszę opisać to wszystko szczegółowo. Skontaktowaliśmy się z panią M., która posiadała zdolności mediumiczne. Miałem i wciąż mam dla niej ogromny szacunek, należny osobie o wielkiej prawości i dobroci. Jednakże po dwóch “seansach", w których braliśmy udział, odniosłem wrażenie, że pani M., chociaż niewątpliwie szczera, po wejściu w trans doznawała pewnej formy rozdwojenia osobowości. “Przewodnicy", którzy przenikali w jej ciało (?) i przemawiali jej głosem byli dla mnie niczym więcej, jak tylko przejawami takiego rozszczepienia. Nie oznacza to, że pani M. robiła to świadomie, ale że wynikało to ze stanu autohipnozy. Byłem pewny, iż pani M. nie miała zamiaru nas oszukać. Nie należy do tego typu osób.

Lecz największe wątpliwości wzbudziło we mnie to, że kiedy zadawałem jej Przewodnikom – zmarłemu mężowi i jakiemuś Indianinowi – pytania, to za każdym razem odpowiedzi były co najmniej wykrętne. Stałe słyszałem: “Odkryjesz to poprzez samego siebie". Wtedy wydawało mi się to najprostszą metodą na unikanie odpowiedzi, które mogłyby zostać potem zweryfikowane. Ważne jest, że wyraziłem całkowity sceptycyzm dotyczący pani M. i jej Przewodników.

Jednak to, co wydarzyło się zeszłej nocy i dzisiejsze sprawozdanie kompletnie zbijają mnie z tropu. R.G., przyjaciel pani M. zasugerował, że powinienem “odwiedzić" ją w czasie seansu, jaki przeprowadzi w swoim mieszkaniu w piątek. Częściowo zgodziłem się, zastrzegając równocześnie, że nie jestem wcale pewny czy to możliwe. Jednak kiedy nadeszła piątkowa noc, myśl o tym spotkaniu pochłonęła mnie bez reszty.

A oto co zaszło. Położyliśmy się spać około 23.30. Żona zasnęła prawie natychmiast. Ja leżałem głęboko zrelaksowany w półśnie. Nagle poczułem “wędrujący po krzyżu" chłód, a włosy na karku zjeżyły mi się. Przestraszony, ale równocześnie zafascynowany rozejrzałem się po pogrążonym w mroku pokoju. Nie wiem czego oczekiwałem, ale w drzwiach do hallu ujrzałem białą, podobną do ducha postać – miała około metr osiemdziesiąt wysokości i spowita była w białą falującą materię, która okrywała głowę i spoczywała na framudze drzwi.

Byłem kompletnie przerażony i nie mogłem skojarzyć sylwetki ducha z czymkolwiek. Postać zaczęła się do mnie zbliżać. Ze strachu rozpłaszczyłem się na łóżku, lecz równocześnie poczułem, że muszę zobaczyć co to właściwie jest. Prawie natychmiast oczy zasłoniły mi czyjeś dłonie i niczego już nie widziałem. Pomimo strachu próbowałem je odepchnąć, a postać znalazła się tymczasem tuż przy mnie. Potem ktoś delikatnie ujął mnie za ramiona i uniosłem się z łóżka. Wtedy uspokoiłem się, ponieważ wyczułem, że cokolwiek to jest, jest raczej przyjazne. Nie walczyłem, ani nie opierałem się.

Natychmiast pojawiło się wrażenie szybkiego ruchu i wszyscy (czułem, że jest ich dwóch, po jednym z każdej strony) znaleźliśmy się nagle w małym pokoju, ale widzieliśmy go z góry, zupełnie jakbyśmy zawiśli pod sufitem. W pokoju znajdowały się cztery kobiety. Spojrzałem na istoty przy mnie. Jedna była mężczyzną, blondynem, a druga ciemnowłosa, o wyraźnie orientalnych rysach twarzy. Obie wydawały mi się młode – mogły mieć nie więcej jak dwadzieścia kilka lat. Uśmiechały się do mnie.

Powiedziałem im, aby zechciały wybaczyć mi moje zachowanie, ponieważ nie byłem pewien tego, co robię. Potem spłynąłem w dół w stronę wolnego krzesła i usiadłem. Naprzeciwko mnie znajdowała się wysoka potężna kobieta w ciemnej sukni. Obok mnie siedziała kobieta ubrana w coś co przypominało białą długą do kostek tunikę. Dwie pozostałe były niewyraźne. Kobiecy głos zapytał, czy będę pamiętał, że tutaj byłem, a ja zapewniłem ją, że z pewnością będę. Inna kobieta powiedziała coś na temat raka i to wszystko co zapamiętałem.

Potem kobieta w ciemnej sukni podeszła bliżej i usiadła na mnie! Nie czułem jej ciężaru, ale z jakiejś przyczyny natychmiast wstała. Usłyszałem śmiech, ale moje myśli zajęte były czymś innym. Najwyraźniej kontakt z kobietą, która mnie dotknęła wszystko zmienił. W tej samej chwili usłyszałem męski głos mówiący: “Myślę, że był już na zewnątrz wystarczająco długo, lepiej zabierzmy go z powrotem".

Byłem rozdarty pomiędzy chęcią pozostania i odejścia, ale nie spierałem się. Prawie natychmiast znalazłem się z powrotem w łóżku. Okazało się, że przez cały ten czas moja żona wcale nie spała. Stwierdziła, że na zmianę to wzdychałem, to wydawałem jęczące lub piszczące dźwięki, a potem odniosła wrażenie, że oddycham bardzo słabo, albo wcale. Poza tym nie widziała ani nie słyszała niczego, za wyjątkiem tego, że śpiący w naszym pokoju kot obudził się i był bardzo niespokojny. Żona była tym wszystkim zaniepokojona i zdenerwowana. Z pewnością czułbym to samo, gdyby coś podobnego z nią się działo.

“Spotkanie" to wymagało potwierdzenia, więc zadzwoniłem do R.G. i dowiedziałem się kilku ciekawych rzeczy. Po pierwsze, w seansie uczestniczyły cztery kobiety. Zebrały się w jednym pomieszczeniu (saloniku) i były tak właśnie ubrane. Kobieta w ciemnej sukni była identycznej postury jak ta, którą widziałem i ona to przez nieostrożność usiadła na krześle zarezerwowanym dla mnie: Miało to miejsce późnym wieczorem, około 23.30. Seans dawno się już skończył, a one siedziały przy stole i rozmawiały. Wysoka kobieta zerwała się z “mojego" krzesła, kiedy reszta krzyknęła: “Nie siadaj na Bobie!" Potem wszystkie roześmiały się z tego żartu. Jedna z kobiet nosiła długą białą suknię. Słowa, które zapamiętałem nie zostały wypowiedziane (czyżby porozumiewanie pozazmysłowe?) ale jedna z kobiet stwierdziła, że poprzedniego dnia pracowała w Cancer Memorial Hospital [Cancer – rak (przyp. tłum.)]. Dwie z tych kobiet spotkałem już wcześniej, tzn. panią M. oraz R.G:, ale dwie pozostałe były mi całkowicie obce. Cztery kobiety, ubiór dwóch z nich, siedzenie na krzesłach, fakt, że jedna usiadła “na mnie" i zerwała się, śmiech, mały pokój, odniesienie do “raka" – to nawet jak na mnie zbyt wiele zbieżności przekraczających możliwość halucynacji. Przekonało mnie to:

No i towarzyszący mi mężczyźni. Czyżby pani M. rzeczywiście kontaktowała się ze swym zmarłym mężem i Indianinem? Do tej pory nie wiedziałem nawet, że jej mąż był blondynem! Muszę być mniej sceptyczny a bardziej otwarty, jeśli chodzi o zdolności pani M.

Czas wizyty w pokoju zgodny był z czasem rzeczywistych wydarzeń. Halucynacja autosugestywna nie może zostać w tym wypadku całkowicie wykluczona, bo chociaż świadomie nie czyniłem prób podjęcia tej podróży, to jednak myśl o niej mogła zostać podświadomie zachowana. A oto zaobserwowana zbieżność szczegółów:
1. Wielkość pokoju.
2. Liczba obecnych kobiet.
3. Wolne krzesło.
4. Wygląd dwu kobiet.
5. Wzmianka o “raku".
6. Zachowanie kobiety siadającej na krześle.
7. Śmiech całej grupy.

Możliwość nieświadomego przewidzenia powyższego na podstawie wcześniejszych spostrzeżeń:

ad 1. Brak takiej możliwości. Nigdy wcześniej nie byłem w tymi pokoju ani mi o nim nie opowiadano.

ad 2. Możliwość nieokreślona. R.G. być może wspominał o ilości kobiet biorących udział w seansie.

ad 3. Brak takiej możliwości. Pomysł z pustym krzesłem powstał tego wieczoru.

ad 4. Brak możliwości. Nigdy nie spotkałem tych kobiet wcześniej ani nie .widziałem ich ubrań.

ad 5. Brak możliwości. Nic nie wiedziałem– o pracy nieznanej kobiety w Cancer Memorial Hospital.

ad 6. Brak możliwości. Zachowanie tej kobiety nie było zaplanowane.

ad 7. Brak możliwości. Reakcja kobiet była najzupełniej spontaniczna.

15 sierpnia 1963 r. – popołudnie.

Nadzwyczaj udany eksperyment po długiej przerwie. R.W., kobieta, którą dość dobrze znam, gdyż przez długi czas spotykaliśmy się w pracy, będąca równocześnie przyjaciółką świadomą moich “działań" (chociaż nastawiona do nich sceptycznie, pomimo raczej nieświadomego uczestnictwa), była w tym tygodniu na wakacjach na wybrzeżu New Jersey. Dokładniejszego miejsca nie znałem. Nie informowałem jej o jakimkolwiek eksperymencie, ponieważ pomyślałem o nim dopiero dzisiaj (w sobotę). Tego popołudnia położyłem się z zamiarem wznowienia doświadczeń i postanowiłem poczynić starania, aby “odwiedzić" R.W., gdziekolwiek by się znajdowała. (Reguła pierwsza w moim przypadku mówiła, że największy sukces odnosiłem odwiedzając osobę, którą dobrze znałem – a możliwość taka nie nadarzała się zbyt często). Położyłem się w sypialni około trzeciej po południu, odprężyłem, poczułem ciepło (wysoki stopień wibracji), a potem intensywnie pragnąłem “przenieść" się do R.W.

Nastąpiło znajome wrażenie ruchu, poprzez jasnobłękitny zamazany obszar, a potem znalazłem się w czymś co przypominało kuchnię. R.W. siedziała na krześle go prawej stronie. W ręku trzymała szklankę. Patrzyła w stronę dziewcząt (obie miały około osiemnastu lat, jedna blondynka, druga brunetka). Obie popijały coś ze szklanek. Rozmawiały ale nie byłem w stanie usłyszeć, o czym.

Najpierw zbliżyłem się do dwóch dziewcząt i stanąłem tuż przed nimi, ale nie udało mi się zwrócić na siebie ich uwagi. Potem odwróciłem się ku R.W. i zapytałem, czy jest świadoma mojej obecności w tym pomieszczeniu

“Och tak, wiem, że tu jesteś" – odparła (myślą lub przy pomocy komunikacji pozazmysłowej, ponieważ w dalszym ciągu rozmawiała z dziewczętami).

Zapytałem, czy będzie pamiętać, że tu byłem.

“Och, z całą pewnością będę pamiętała" – nadeszła odpowiedź.

Powiedziałem, że tym razem mam zamiar upewnić się, iż rzeczywiście będzie pamiętać:

“Będę pamiętała, jestem pewna, że będę" – zapewniła R.W., w dalszym ciągu prowadząc konwersację z dziewczętami. Stwierdziłem, że muszę mieć pewność i dlatego mam zamiar Ją uszczypnąć.

“Nie musisz tego robić, z pewnością będą pamiętać" – powiedziała pospiesznie R.W.

Powiedziałem, że muszę być pewny, więc pochyliwszy się spróbowałem ją uszczypnąć, jak mi się wydawało łagodnie. Uszczypnąłem ją w bok tuż poniżej żeber. Jęknęła głośno “Au! "; a ja zaskoczony odsunąłem się do tyłu. Naprawdę nie przypuszczałem, że mogę ją uszczypnąć. Zadowolony z wywołanego wrażenia, odwróciłem się i opuściłem kuchnię. Kiedy pomyślałem o swoim ciele fizycznym, znalazłem się w nim prawie natychmiast. Wstałem (fizycznie!) i zasiadłem do maszyny do pisania. R.W. wróci w poniedziałek – wtedy ustalę, czy rzeczywiście był to prawdziwy kontakt, czy jeszcze jedno niezidentyfikowane pudło. Czas powrotu: 15.35.

Po doświadczeniu: Jest wtorek po sobotnim eksperymencie. R.W. wróciła wczoraj do pracy. Zapytałem ją co robiła w sobotę popołudniu pomiędzy trzecią a czwartą. Wiedząc dlaczego o to pytam odparła, że będzie musiała się nad tym zastanowić i odpowie mi następnego dnia. A oto, co mi opowiedziała:

Sobotnie popołudnie pomiędzy trzecią a czwartą to jedyna pora kiedy dom letniskowy, w którym się zatrzymała jest właściwie pusty. Po raz pierwszy była sama ze swoją siostrzenicą (ciemnowłosą osiemnastolatką) i jej przyjaciółką (blondynką w tym samym wieku). Od około trzeciej piętnaście do czwartej znajdowały się w kuchni. R.W. piła drinka, a dziewczęta colę. Nie robiły niczego szczególnego, po prostu siedziały i rozmawiały.

Zapytałem R.W. czy oprócz tej rozmowy pamięta coś jeszcze. Odparła, że nie. Wypytywałem ją dokładnie, ale nie przypomniała sobie niczego więcej. W końcu zniecierpliwiony zapytałem, czy pamięta uszczypnięcie. Na jej twarzy odbiło się kompletne zaskoczenie.

“To byłeś ty?" – przez chwilę wpatrywała się we mnie, a potem weszła do prywatnej części mego biura, odwróciła się i uniosła (tylko troszeczkę!) skraj swetra z lewej strony. Na jej skórze widniały dwa brązowo-fioletowe siniaki, dokładnie w miejscu gdzie ją uszczypnąłem.

“Siedziałam tam i rozmawiałam z dziewczętami" – mówiła R.W. – “kiedy nagle poczułam to straszliwe uszczypnięcie: Podskoczyłam chyba o metr w górę: Myślałam, że to wrócił mój szwagier i podkradł się do mnie z tyłu. Odwróciłam się, ale nikogo nie było. Nawet mi przez myśl nie przeszło, że to mogłeś być ty. Ależ mnie zabolało!"

Przeprosiłem ją za to i obiecałem, że jeżeli ponownie spróbuję czegoś podobnego, to z pewnością nie będę jej szczypał.

Czas był tu zgodny z rzeczywistymi wydarzeniami. Halucynacja autosugestywna raczej wykluczona, ~ ponieważ co prawda chciałem odwiedzić R.W., ale miejsce jej pobytu znałem jedynie w przybliżeniu. Zaobserwowana zbieżność wydarzeń:
1. Lokalizacja (bardziej wnętrze, niż otoczenie).
2. Liczba obecnych osób.
3. Opis dziewcząt.
4. Czynności obecnych osób.
5. Uszczypnięcie.
6. Fizyczne znaki po uszczypnięciu.

Możliwość nieświadomego przewidzenia powyższego poprzez wcześniejsze spostrzeżenia:

ad 1. Brak takiej możliwości. Mógłbym wiedzieć raczej o tym, co robiono na zewnątrz czy na plaży, niż w domu.

ad 2. Brak takiej możliwości. Mogłem wiedzieć jedynie o dorosłych w tej grupie, bowiem R.W. pojechała odwiedzić siostrę i szwagra.

ad 3. Brak takiej możliwości. Od R.W. mogłem co prawda dowiedzieć się wcześniej o siostrzenicy, ale nic nie wiedziałem o jej przyjaciółce i kolorze jej włosów.

ad 4. Brak takiej możliwości. Nie posiadałem żadnych wcześniejszych informacji o zwyczajach w tym domu o tej właśnie porze dnia.

ad 5. Brak takiej możliwości. R.W. nie wiedziała o planach tego eksperymentu, a żadne tego . typu próby nie były wcześniej robione. Nie miałem zwyczaju jej szczypać, nigdy tego nie robiłem.

ad 6. Brak takiej możliwości. R.W. w żaden sposób nie mogła wiedzieć, gdzie powinny znajdować się znaki po uszczypnięciu.

W moich notatkach znajdują się jeszcze inne relacje, z których część włączona została do późniejszych rozdziałów tej książki, aby pomóc w zilustrowaniu pewnych aspektów “teorii i praktyki". Jeden czy dwa eksperymenty wykonane były w warunkach laboratoryjnych.

Zdarzenia te same w sobie mogą być mało ważne, ale jako części mozaiki są bardzo istotne. Schemat, jaki wyłania się poprzez spostrzeżenia tego typu jest dla mnie wiarygodny i możliwy do zaakceptowania właśnie dzięki setkom takich spostrzeżeń, z których każde jest okruchem dowodu. Być może tak będzie i w twoim przypadku.