Jeśli
ktoś zapragnąłby mieć udział w wydaniu następnych moich pism oraz działaniu dla
dobra wspólnej idei „System Miłości” i zdobywania niebiańskiej wiedzy dla
siebie, „Wiedza od Ojca Pio” - to podaję osobiste konto:
Wiesław Matuch BNP Paribas Bank Polska S.A. Konto:902030 0045 1130 0000 1538 6050
w tytule podać DAROWIZNA – aby uniknąć podatku.
Natomiast żeby przesłać kwotę do Polski z zagranicy trzeba podać tak:
PLPK90203000451130000015386050
- Wiesław Matuch Darowizna:
Lub : Wiesław Matuch
90 2030 0045 1130 0000 1538 6050
w tytule podać DAROWIZNA
Wpisać:
PPABPLPK Jak
braknie pola dodać XXX
Założyłem też konto na PayPal -
wiesiorynka@gmail.com Jeśli ktoś chciałby
wesprzeć duchową naszą wspólną oddolną działalność - to jest taka możliwość.
PayPal przekierowuje na moje konto w BGŻ w Polsce. W
tytule podać DAROWIZNA – aby uniknąć podatku. Komfort jest, bo można
korzystać z podstawowych walut z całego świata. Wiesiu
Poniżej są 2 tomy "Wiedzy Ojca PIO" do
pobrania za darmo w pdf. Wiesiu
1599 - Urodził się Oliver Cromwell. 1595 - Zmarł Torquato Tasso, poeta włoski. 1719 - Robinson Crusoe. 1744 - Zmarł Anders Celsius, szwedzki fizyk i astronom. 1822 - Urodził się Edward Dembowski, działacz rewolucyjny i niepodległościowy. 1874 - Urodził się Guglielmo Marconi, pionier radiotechniki. 1901 - Prawo jazdy. 1918 - Urodziła się Ella Fitzgerald, amerykańska piosenkarka jazzowa. 1919 - W Weimarze powstało ugrupowanie artystyczne Bauhaus. 1920 - Początek ofensywy polskiej na Kijów. 1937 - Zmarł Michał Drzymała, bohater walki o polskość ziem zaboru pruskiego. 1938 - Zmarł Aleksander Świętochowski, publicysta, pisarz i historyk. 1995 - Zmarła Ginger Rogers, aktorka i tancerka amerykańska.
Czwartek, 25 kwietnia, 2024 roku. Do końca roku zostało 251 dni. Imieniny obchodzą:
Marka - ewangelisty Jarosława Piotra Rustyka Erwiny. Św. Marek, Ewangelista (+1 w), w księgach Nowego Testamentu występuje pod imieniem Jan, Dzieje Apostolskie (Dz 12,12) wspominają go jako "Jana zwanego Markiem", syn Marii, która prawdopodobnie była właścicielką domu, w którym odbyła się Ostatnia Wieczerza. Był uczniem św. Piotra. Jego Ewangelia jest wiernym echem katechezy Księcia Apostołów. Marek ze swoim krewnym Barnabą towarzyszył św. Pawłowi w jego pierwszej podróży misyjnej. Przebywał na Cyprze i w Antiochii. Podczas dłuższego pobytu w Rzymie należał do bliskiego otoczenia św. Pawia, a także św. Piotra, który nazywa go "swym synem" (1P 5,13). Według tradycji św. Marek założył gminę chrześcijańską w Aleksandrii, gdzie był pierwszym biskupem. Tam został aresztowany i wleczony przez miasto do więzienia. Wkrótce poniósł męczeńską śmierć (ok. 62 roku). Inni podają, że zginął w Rzymie za czasów Trajana. Jest patronem pisarzy, notariuszy, murarzy, koszykarzy, szklarzy oraz miast: Bergamo, Wenecji, a także Albanii. Przyzywany podczas siewów wiosennych oraz w sprawach pogody. W IKONOGRAFII św. Marek ukazywany jest w stroju arcybiskupa, w paliuszu albo jako biskup wschodniego rytu. Trzyma w dłoni zamkniętą lub otwartą księgę. Symbolizuje go m. in. lew ze skrzydłami jedno z ewangelicznych zwierząt, lew u stóp, drzewo figowe, zwój. Ewangelia św. Marka niewiele mówi o Matce Bożej; nie opisuje dzieciństwa Syna Bożego ani Maryi, która stoi pod krzyżem konającego Zbawiciela. Matka Boża pojawia się w Ewangelii św. Marka tylko raz, i to w sytuacji, którą nieprzychylni pobożności maryjnej interpretują jako odcięcie się Jezusa od swej Matki (3, 35). Tymczasem, jak to często bywa, ci, którzy powołując się na ten fragment Ewangelii twierdzą, że Maryja "nic nie rozumie" z nauczania Jezusa, sami nic nie rozumieją. Bowiem z ust Zbawiciela padły wówczas słowa największej pochwały swej Matki: Ona jest tą, która najdoskonalej wypełnia na co dzień wolę Boga. Wystarczy przyjrzeć się tej scenie w kontekście pozostałych Ewangelii, by zrozumieć, że Matka Najświętsza została postawiona za wzór dla tych, którzy w tamtej chwili otaczali Jezusa. Św. Marek nie pomniejsza roli Maryi w dziejach zbawienia. Gdyby tak czynił, nie byłby ani świętym, ani Ewangelistą.
Św. Teresa
z Avila -
Dzieła św. Teresy Wielkiej...
I to jest twojej miłości zadaniem, abyś gotowa była w wnętrzu swoim, i stała czujna za każdym wezwaniem, By być przybytkiem i mieszkaniem moim. Poza swą duszą nie szukaj Mnie w świecie, moim Ja tak bliski istnienia twojego, Ja cię ogarniam i daję ci życie, szukaj Mnie zatem w głębi serca twego.
Św. Jan od
Krzyża -
Dzieła św. Jana od Krzyża...
Bowiem nad wszystkie rzeczy stworzone duch ludzki wyżej się wznosi, i kiedy wejdzie w ten świat tak wzniosły, pienia weselne wznosi, i ponad wszelkie ziemskie radości, ponad wszech bytów zmienności, kosztuje szczęście w tej tajemnicy, którą odnalazł w skrytości.
Myśli Ojca Anthony de Mello - hinduskiego Jezuity:
Uprzedzenie - Nic nie jest dobre lub złe - wszystko zależy od naszych myśli - rzekł Mistrz. Poproszony o wyjaśnienie tych słów, Mistrz powiedział: - Pewien człowiek z radością w sercu zachowywał post religijny przez wszystkie dni tygodnia. Jego sąsiad zmarł z wycieńczenia stosując tę samą dietę.
PASTERZ LUBI WSZYSTKIE RODZAJE POGODY - Podróżny: "Jaką pogodę będziemy mieli dzisiaj?" Pasterz: "Taką, jaką lubię" "Skąd wiesz, że będzie taka, jaką lubisz?" "Stwierdziwszy, proszę pana, że nie zawsze mam to, co lubię, nauczyłem się zawsze lubić to, co mam. Jestem wiec całkiem pewien, że będziemy mieli taką pogodę, jaką lubię". Szczęście i nieszczęście leżą w sposobie, w jaki przyjmujemy wydarzenia, nie w naturze samych wydarzeń.
SÓL I BAWEŁNA W RZECE - Nasruddin wiózł ładunek soli na targ. Jego osioł musiał przejść przez rzekę i sól się rozpuściła. Na drugim brzegu zwierzę zaczęło biec wielce zadowolone, zauważywszy, że ładunek jest lekki. Ale Nasruddin był zły. W następnym dzień targowy Nasruddin okrył worki bawełną. Przechodząc przez rzekę. osioł prawie tonął z powodu wielkiego ciężaru. - Uspokój się - rzekł zadowolony Nasruddin - to cię nauczy, że nie każde przejście przez wodę będzie dla ciebie zyskowne. Dwóch ludzi przyjęło religię. Jeden z nich wyszedł ożywiony. Drugi się udusił.
Przepiękne teksty wielkiego Jogina Sri Nisargadatty Maharaja (1897 - 1981)
Pytania i odpowiedzi (poniższe teksty, losowo
wyświetlane, dopracowałam na potrzeby
katolików - Wiesław Matuch)
PYTANIE: A nie mogę pojąć, jak może coś powstać bez przyczyny. ODPOWIEDŹ: Gdy mówię, że jakaś rzecz nie ma przyczyny, mam na myśli, że może ona być bez określonej przyczyny. Matka pana nie musiała urodzić, mogła pana urodzić jakaś inna kobieta. Natomiast nie mógł się pan urodzić bez słońca i ziemi. Nawet i te czynniki nie spowodowały pana narodzin bez czynnika najistotniejszego. Chodzi panu o własne pragnienie urodzenia się. Pragnienie właśnie prowadzi do narodzin, daje imię i kształt. Podmiot pożądany powstaje najpierw w wyobraźni i pragnieniu, a potem ujawnia się jako coś dotykalnego. Tak powstaje świat, w którym żyjemy, nasz osobisty świat. Świat realny znajduje się poza zasięgiem umysłu - widzimy go poprzez siatkę naszych pożądań jako podzielony na przyjemności i przykrości, na zjawiska wewnętrzne i zewnętrzne, na aspekty dobre i złe. Aby zobaczyć świat taki, jaki on jest, należy wyjść poza tę siatkę. Nie jest to trudne do wykonania, ponieważ siatka jest pełna otworów. Święci to osiągnęli bez problemu. PYTANIE: Co pan rozumie przez otwory? Jak można je znaleźć? ODPOWIEDŹ: Niech pan spojrzy na siatkę i jej liczne sprzeczności. Na każdym kroku coś pan robi i coś niszczy. Ludzie pragną pokoju, miłości, szczęścia, a jednocześnie wysilają się na wywołanie cierpienia, nienawiści i wojny. Pragną długowieczności, ale się przejadają, szukają przyjaźni lecz wyzyskują innych. Niech pan spojrzy na własną siatkę utkaną z takich sprzeczności, a potem je usunie. Już samo dostrzeżenie ich sprawi, że znikną. PYTANIE: Jeśli moje dostrzeżenie sprzeczności może spowodować jej usunięcie, to czyż nie ma przyczynowego związku między dostrzeganiem a usunięciem? ODPOWIEDŹ: Przyczynowość, nawet jako pojęcie, nie ma zastosowania do chaosu.
Tęsknota:
Jest kwiat, który pachnie. Jest miłość, która nigdy nie umiera. Jest ktoś, kto tęskni i szlocha. Jest ktoś, kto Cię bardzo kocha!
Ryszard
Kapuściński:
Przez setki, tysiące, dziesiątki tysięcy lat człowiek postrzegał siebie jako członka jakiegoś plemienia, społeczeństwa, wyznawcę jakiejś wiary, mieszkańca jakiegoś miejsca na ziemi. To były centralne punkty, filary jego duchowej ojczyzny. Istnienie takich centrów ukształtowało naszą wyobraźnię i naszą wrażliwość. (...) Żyjąc, staraliśmy się pozostawać w bezpośredniej bliskości - fizycznej lub emocjonalnej - tych centralnych punktów. A teraz technika i komunikacja zwielokrotniły nasz świat. Centralne punkty rozmnożyły się - i w tym samym momencie przestały być centralne, stały się równorzędne, trudne do zhierarchizowania. Człowiek znalazł się w rzeczywistości dla niego nieprzyjaznej, chaotycznej, trudno rozpoznawalnej.
Cytaty Przemówienia Papieża Jana Pawła II w parlamencie polskim z 11 czerwca
1999
Niech Duch Święty nieustannie wspiera wielki proces przemian, służący odnowie oblicza ziemi. Tej nasze wspólnej ziemi!
Tęsknota:
Me serce Cię bardzo kochało, me serce do Ciebie się śmiało, me serce bardzo zraniłeś, i mnie dla innej rzuciłeś!
Co powinno się zrobić stanąwszy w obliczu nieznane go? Odwrócić się i zapomnieć?
Taką możliwość wykluczają dwa czynniki. Pierwszy to po prostu ciekawość. No i
drugi - jak można zapomnieć lub zignorować słonia w salonie czy ducha w
sypialni?
Jednak istnieją konflikty i niepokoje bardzo realne i męczące. Muszę tu wyznać,
iż bałem się co się ze mną stanie, gdyby ten "stan" w dalszym ciągu trwał.
Bardziej obawiałem się choroby umysłowej niż uszkodzenia ciała. Wiedziałem
wystarczająco wiele z psychologii by zdawać sobie sprawę, że obawy te nie były
tak zupełnie bezpodstawne. Miałem przyjaciół wśród psychologów i psychiatrów,
ale nie chciałem rozmawiać z nimi na ten temat. Bałem się, że zaliczyliby mnie
do grona swoich "pacjentów" i utraciłbym w ten sposób swobodę, jaką daje
normalność. A przyjaciele, którzy nie byli w tej dziedzinie fachowcami, mogliby
się okazać jeszcze gorsi. Jak nic przykleiliby mi etykietkę "czubka", a to
mogłoby skomplikować życie moje i moich najbliższych.
Na szczęście wydawało się, że jest to coś, co mojej rodziny nie dotyczy. Nie
było więc potrzeby, by zamartwiali się razem ze mną. Musiałem jedynie wyjaśnić
żonie kilka dziwnych faktów. Zaakceptowała je, choć niechętnie, ale innego
wyjścia nie miała. Od tej chwili stała się świadkiem wydarzeń, które zadawały
kłam jej religijnemu wychowaniu. Dzieci były wtedy zbyt małe, by cokolwiek
rozumieć. (Później stało się to już dla nich zjawiskiem codziennym. Kiedy moja
starsza córka wyjechała do college'u opowiadała, że gdy z koleżanką, z którą
mieszkała przeszukały już swój pokój w akademiku, powiedziała: "Tatusiu, jeżeli
jesteś tutaj, to sądzę, że powinieneś już sobie pójść. Chcemy się rozebrać i iść
spać". Byłem wtedy o 200 mil od tamtego miejsca, tak w sensie fizycznym, jak
innym).
Stopniowo przyzwyczajałem się do tych dziwacznych wydarzeń w moim życiu. Powoli
uczyłem się coraz bardziej kontrolować swoje ruchy. Z kilku względów okazało się
to pomocne. Niechętnie dzieliłem się tymi doświadczeniami z innymi. Tajemnica
ich występowania ciągle podniecała moją ciekawość.
Obawy nie zniknęły nawet wtedy gdy stwierdziłem, że doznania nie wywołują
żadnych następstw fizycznych, i że nie jestem obłąkany bardziej niż większość
ludzi z mojego otoczenia. Lecz był to defekt, choroba, albo deformacja, która
musiała pozostać w ukryciu przed "normalnymi" ludźmi. Nie było nikogo, z kim
mógłbym porozmawiać o tym problemie, z wyjątkiem okazjonalnych spotkań z dr
Bradshawem. Jedynym innym rozwiązaniem wydawała się jakaś forma psychoterapii.
Ale .rok (albo pięć czy może dziesięć) codziennych spotkań psychoterapeutycznych
kosztowałby mnie tysiące dolarów, a efekt mógł się okazać znikomy.
Wtedy byłem bardzo samotny.
W końcu zacząłem eksperymentować z tą dziwną aberracją, uważnie zapisując każde
wydarzenie. Zacząłem także zgłębiać tematy, które do tej pory pomijałem. Religia
nie miała wielkiego wpływu na mój sposób myślenia, chociaż wydawało się, że
tylko ona poprzez swoje pisma i wiedzę, może dać mi odpowiedź. Co prawda jako
dziecko chodziłem do kościoła, ale takie pojęcia jak Bóg i religia nie znaczyły
dla mnie wiele. Nie poświęcałem temu uwagi, ponieważ po prostu mnie to nie
interesowało.
Z powierzchownej lektury dawnych i obecnych filozofów Zachodu oraz literatury
religijnej, wyniosłem jedynie niejasne odniesienia i ogólniki. Niektóre z nich
sprawiały co prawda wrażenie, jakby ktoś usiłował opisywać lub wyjaśniać podobne
przypadki. Pisma biblijne i chrześcijańskie podawały wiele przykładów tego typu,
ale bez opisu przyczyn ich powstawania i sposobów leczenia. Najlepsze rady
nakazywały modlić się, medytować, pościć, chodzić do kościoła, spowiadać się,
akceptować Trójcę, wierzyć w Ojca, Syna i Ducha Świętego, przeciwstawiać się
Złu, a oddawać Bogu.
Wszystko to pogłębiło jedynie mój konflikt. Bo jeżeli ta nowa rzecz w moim życiu
była "dobrem" czyli "darem", to najwyraźniej pochodziła od świętych, lub
przynajmniej od ich odpowiedników opisywanych w historii religii. Nie czułem, że
zakwalifikowanie mnie w poczet świętych to z pewnością przesada. A jeżeli rzecz
ta była "złem", to była to robota Szatana lub demon próbował mnie opętać i wobec
tego powinienem zostać poddany egzorcyzmom.
Ortodoksyjni przedstawiciele organizacji religijnych, których spotkałem, choć w
różnym stopniu, to jednak akceptowali ten drugi punkt widzenia. . Miałem
wrażenie, że w ich oczach jestem niebezpiecznym heretykiem. Byli ostrożni.
W religiach Wschodu odnalazłem większą akceptację dla tej idei, tak jak
stwierdził to już dr Bradshaw. Mówiło się tam wiele o egzystencji poza ciałem
fizycznym a nawet, że taki stan jest efektem rozwoju psychicznego. Tylko
Mistrzowie; Guru czy inni Święci Mężowie mieli zdolność opuszczania swojego
fizycznego ciała, i uzyskiwania w ten sposób nieopisanych doznań mistycznych.
Nie odnalazłem niestety żadnych szczegółów ani wyjaśnienia co właściwie rozumie
się przez określenie "rozwój duchowy". Wywnioskowałem, że szczegóły te były
powszechnie znane wyznawcom tajemnych kultów, sekt, lamaizmu itd.
Jeżeli była to prawda, to kim lub czym byłem? Z pewnością byłem już za stary,
aby zaczynać życie na nowo gdzieś w tybetańskim klasztorze. Samotność zaczynała
mi doskwierać coraz bardziej. Najwyraźniej odpowiedzi nie istniały. A
przynajmniej w naszej kulturze.
Wtedy właśnie odkryłem istnienie w Stanach Zjednoczonych swego rodzaju
undergroundu. Nie podlegał żadnym prawom, ani oficjalnym naciskom czy
uprzedzeniom. Ów underground tylko przypadkowo styka się ze światem interesu,
nauki, polityki czy tak zwanej sztuki. Ponadto nie ogranicza się wyłącznie do
Stanów Zjednoczonych, lecz przenika całą cywilizację Zachodu.
Wiele osób być może coś o nim słyszało lub nawet kontaktowało się z jego
członkami, lecz uważa się ich jedynie za ludzi o dziwacznych pomysłach: Jedno
jest pewne: członkowie tego undergroundu, często niezwykle szanowani w swoich
społeczeństwach, nie mówią o tych zainteresowaniach czy przekonaniach obcym,
chyba że stwierdzą, iż oni także należą do tego swoistego klubu. Doświadczenie
nauczyło ich bowiem, że szczerość nie popłaca. - można narazić się na krytykę
pastorów, klientów, pracodawców, a nawet przyjaciół.
Podejrzewam, że liczba członków takiego undergroundu może sięgać milionów - o
ile uznamy ich kwalifikacje. Można ich znaleźć wszędzie: są naukowcami,
psychiatrami, lekarzami, gospodyniami domowymi, studentami; przedsiębiorcami,
nastolatkami, a także kapłanami uznanych religii.
Grupa ta posiada wszystkie cechy ruchu podziemnego. Zbierają się w małych
grupkach, cicho i często półjawnie. (Spotkania często ogłasza się publicznie,
ale trzeba być "jednym z nich", aby zrozumieć taką informację.) Uczestnicy
dyskutują o wydarzeniach w undergroundzie tylko z jego członkami. Reszta ludzi;
poza najbliższą rodziną i przyjaciółmi (którzy prawdopodobnie także są
członkami), nie ma pojęcia o tych tajemniczych zainteresowaniach i życiu owego
swoistego podziemia. Jeżeli osobę taką zapytasz wprost, to wyprze się swej
przynależności, ponieważ często sama nie zdaje sobie sprawy, że należy już do
tego związku. Wszyscy oni w pewnym stopniu są emocjonalnie i intelektualnie
poświęceni sprawie. Mają swoją własną literaturę; język, technologię i do
pewnego stopnia swoich półbogów.
Obecnie underground jest w dużym stopniu zdezorganizowany. W rzeczywistości nie
jest to organizacja w zwykłym znaczeniu tego słowa. Czasami, chociaż raczej
rzadko, jakieś lokalne grupy posuwają się tak daleko, że przybierają tytuł lub
nadają sobie nazwę. Są one zwykle małe, lecz regularnie zbierają się w czyimś "
salonie, jakiejś sali konferencyjnej czy, co także się zdarza, w probostwie.
Grupa taka szuka i obiera różne ścieżki - jednak cel jest dla wszystkich taki
sam. Tak jak i w innych tego typu ruchach, jeżeli do niego,; należysz a
odwiedzasz jakieś miasto; bez wątpienia spotkasz innych członków. Nie jest to
zaplanowane. Tak się po prostu "dzieje".
Z kogo składa się taki underground? Po pierwsze z profesjonalistów. Na jednym
jest końcu znajdują się parapsycholodzy, stanowiący bardzo liczną grupę. Są to
ludzie legitymujący się doktoratami najlepszych uniwersytetów, szeroko znani
jako badacze zjawisk pozazmysłowych. Największym autorytetem w tej grupie cieszy
się dr J. B. Rhine, absolwent Duke University, twórca prostych kart do
statystycznych badań testowych. On też pierwszy udowodnił statystycznie
istnienie zjawisk paranormalnych. Jego wyniki są jednak przyjmowane dwuznacznie
i w większości nie są akceptowane przez psychologów i psychiatrów w USA. To tej
samej kategorii należą inni: Andrija Puharich, J. G. Pratt, Robert Crookall,
Hornell Hart, Gardner Murrphy. Jeżeli należysz do undergroundu, z pewnością
znasz te nazwiska.
Na drugim końcu tej grupy znajdują się uliczni chiromanci, uważający się za
Cyganów lub Hindusów z New Delhi, żądający pięciu dolarów za pięciominutowe
"wróżenie" z kart lub ręki. Obszary zainteresowania są bardzo urozmaicone, ale
wszystkie w taki czy inny sposób powiązane są ze sobą wspólnymi przekonaniami.
Szerokie masy undergroundu, przewodnictwa i informacji szukają jednak u owych
profesjonalistów, niejednokrotnie obdarzając ich czcią, jak dawnych bohaterów.
Ktokolwiek - pisze Książkę, organizuje Fundację, prowadzi Badania, ma Znaczące
Doświadczenia, studiował Wybitnych Profesorów, jest Medium, prowadzi Kursy
Rozwoju Umysłu i/lub Duszy, leczy Wiarą, jest Akredytowanym Astrologiem,
Wyznawcą Nauk Tajemnych, Poszukiwaczem Latających Talerzy czy wreszcie
Hipnotyzerem - jest takim zawodowcem.
Większość z nich czerpie dochody ze swej działalności. Bywa, że są zazdrośni i
podejrzliwi, jeśli chodzi o techniki i teorie spoza ich obszaru działania. Mogą
nawet wyszydzać lub traktować ż pełnym wyższości rozbawieniem to co nie jest
związane z ich specjalnością. Staje się jasne, dlaczego w tym undergroundzie nie
istnieje żadna organizacja. Jednak sami "profesjonaliści" wspierają się
wzajemnie. Zmusza ich do tego wspólny interes. Tylko pomiędzy sobą mogą
wymieniać poglądy i doświadczenia, licząc na uwagę i zrozumienie.
Pisząc to nie zamierzam wcale rzucać kalumni czy dyskredytować owych
profesjonalistów. Stanowią oni cudowną i fascynującą grupę ludzi. Każdy na swój
własny sposób poszukuje Prawdy. Jaki nudny byłby bez nich świat dowiesz się,
kiedy sam zostaniesz członkiem takiego podziemia.
Dla członków undergroundu istnieją specjalne czasopisma, magazyny, wykłady,
kluby książkowe (każdego roku wydaje się co najmniej pięćdziesiąt nowych książek
w tym rodzaju, często przez renomowane wydawnictwa), a nawet programy radiowe i
telewizyjne. Te ostatnie, tworzone przez nadgorliwych członków nie odnoszą
jednak poważniejszych sukcesów ponieważ underground jest wciąż grupą
mniejszościową. Podstawową reakcją publiczności jest zazwyczaj pytanie: "Czy ty
naprawdę wierzysz w te bzdury?"
Kto więc tworzy szare masy owego undergroundu? W przeciwieństwie do tego, czego
można by oczekiwać, nie stanowią one konglomeratu głupich, niewykształconych,
zabobonnych i bezmyślnych mistyków. Prawdą jest, że są wśród nich i tacy, ale w
nie większym procencie niż w normalnym społeczeństwie. W rzeczywistości jest
całkiem prawdopodobne, że ich przeciętny iloraz inteligencji może być znacznie
wyższy od średniego przekroju całej populacji Zachodu.
Główna przyczyna łącząca wszystkich tych ludzi jest bardzo prosta. Wszyscy
wierzą, że po pierwsze ludzkie Wewnętrzne JA nie jest ani rozumiane, ani w pełni
wyrażane w naszym obecnym społeczeństwie; a po drugie, że owo Wewnętrzne JA
posiada możliwości nieznane i nierozpoznane przez współczesną naukę: Są to
ludzie, których głównym zajęciem jest czytanie, myślenie, dyskutowanie i
uczestniczenie we wszystkim, co ma kontekst "parapsychiczny" lub "duchowy". Tego
wymaga członkostwo. Może ty sam jesteś już w takim klubie i nawet nie zdajesz
sobie z tego sprawy.
Jak oni wszyscy trafili na tę drogę? Najczęstsza odpowiedź mówi, że doświadczyli
jakiegoś fenomenu, który nie może być wyjaśniony przez współczesną naukę,
filozofię, czy religię. Jedna osoba wyrzuci coś takiego z pamięci a druga
spróbuje znaleźć odpowiedź.
Ja zostałem członkiem, ponieważ nie mogłem znaleźć żadnych innych źródeł
informacji. Niestety, poszukiwane informacje były unikalne, nawet w tym dziwnym,
łączącym w sobie stare i nowe, świecie. Ale przynajmniej byli tam tacy, którzy
rzeczywiście uważali, że Drugi Stan może istnieć i istnieje.
Wkrótce stało się oczywiste, że ów underground powstał już sto lat temu a nawet
jeszcze wcześniej, kiedy współczesna nauka zaczęła gromadzić koncepcje na temat
człowieka, oddzielając je od bezsensownej, nie opartej na niczym "wiedzy". W
trakcie tych oczyszczających wysiłków, wszystko co nie zostało sprawdzone
empirycznie spotykało się z bezwzględną krytyką intelektualnych liderów. Ci,
którzy trwali przy swych zdyskredytowanych przekonaniach, tracili reputację.
Jeżeli uporczywie upierali się przy swoim, a równocześnie chcieli pozostać
aktywni i akceptowani przez społeczeństwo, nie mieli innego wyjścia, jak ze
swoimi tajemniczymi ideami zejść do podziemia, tworząc równocześnie na użytek
ogółu nowy, "zwykły" wizerunek. Wielu z tych, którzy wzbraniali się przed
praktykowaniem podobnego oszustwa zostało "Męczennikami".
Obecnie w naszym oświeconym społeczeństwie istnieją podobne nastawienia. Spośród
profesjonalistów, znanych członkom podziemia jako rzecznicy parapsychologii i
dziedzin pokrewnych, być może jedynie pięciu zachowało respekt i szacunek swej
społeczności, dzięki osiągnięciom medycznym, psychologicznym, psychiatrycznym
czy w dziedzinie fizyki. Wydaje mi się, że spotkałem nawet całą tę piątkę.
Szkoda tylko, że nie przybyło mi od tego wiedzy, ale to nie ich wina. Oni po
prostu także mało wiedzą o Drugim Stanie czy Drugim Ciele.
Generalnie lubię ludzi z undergroundu. Napotykałem ich w dużych miastach i
małych miasteczkach, prowadząc interesy, pośród grup religijnych, a nawet w
Amerykańskim Towarzystwie Psychiatrycznym. Z reguły są to ludzie delikatni,
weseli, z poczuciem humoru. Są szczęśliwą grupą, która kiedy istnieje taka
potrzeba, potrafi się śmiać z własnych zainteresowań. W sposób instynktowny czy
też nie, są oni najbardziej altruistyczną i humanitarną grupą ludzką, jaką znam.
Nie jest też przypadkiem, że są religijni w prawdziwym znaczeniu tego słowa.
Nie zamierzam dyskredytować żadnych innych źródeł i materiałów określanych jako
"metapsychiczne". Każdy ma własną wersję prawdy i być może rzeczywiście istnieje
wiele Prawd. Byłem kiedyś obecny na seansie pewnego medium. Zadawałem konkretne
pytania, lecz otrzymywałem jedynie niejasne odpowiedzi, które odbierałem jako
zwyczajne uniki. A prawidłowe odpowiedzi mogły znaczyć dla mnie tak wiele.
Później jednak obserwowałem eksperyment z Drugim Ciałem, który ku ogólnemu
zdumieniu potwierdzał autentyczność zdolności tego medium. W tym przypadku
prawda jest prawdziwą tajemnicą!
Seanse Edgara Cayce'a, współczesnego świętego parapsychicznego świata, były bez
wątpienia najbardziej ewidentne i najlepiej zbadane, ale równocześnie całkowicie
niewiarygodne dla współczesnej nauki i medycyny. Bez wątpienia odkrywały pewną
prawdę, która nie została przez historię odnotowana. Dzisiaj, w jakieś
dwadzieścia lat po jego śmierci, nie wiemy tak naprawdę na czym polegał jego dar
i jak się właściwie objawiał.
Pisma Cayce'a są pomocne, ale niezwykle trudno znaleźć w nich odniesienia na
temat Stanu Drugiego. Potwierdza on co prawda istnienie takiego stanu, ale go
nie wyjaśnia. Na większość tego typu materiału silnie nakładają się jego
głębokie przekonania religijne. Pozostawia to dowolność interpretacyjną.
Wśród żyjących ludzi o zdolnościach paranormalnych są dziś i tacy, którzy mają
osiągnięcia podobne jak Cayce. Jeden z nich zrelacjonował mój przypadek
przytaczając dane na temat zdarzeń w Stanie Drugim. Przekonało mnie to o
autentycznych zdolnościach tej osoby.
Kilka "mediów" próbowało "czytać w moim życiu". Posługiwali się przy tym
szerokimi udogodnieniami, ale nie potrafili udzielić prostych, bezpośrednich
odpowiedzi na proste pytania. Jeżeli są prawdziwymi mediami (a kimże jestem; aby
twierdzić; że nie są) to ich specyficzna percepcja musi być ściśle ograniczona.
Albo mają problemy z interpretacja przełożeniem ich symboliki na język
zrozumiały dla odbiorcy. Sam doskonale wiem, jaki może to sprawiać kłopot.
Dzięki kontaktom z tego typu ludźmi zacząłem w końcu powoli pojmować, co się ze
mną dzieje. Gdyby nie dotyczyło mnie to osobiście, nigdy nie uwierzyłbym w to co
odkryłem. Równocześnie poczułem się o wiele lepiej stwierdzając, iż nie jestem
dziwacznym unikatem.
A więc o co w tym wszystkim chodziło? Mówiąc najprościej okazało się, że
dokonywałem "projekcji astralnych". Naprowadził mnie na ów trop dr Bradshaw,
chociaż sam słyszał na ten temat niewiele. Projekcja astralna jest terminem
określającym technikę opuszczania na pewien czas ciała fizycznego i poruszania
się w ciele niematerialnym, czyli "astralnym". Słowo "astralne" interpretowane
jest na wiele różnych sposobów, zarówno naukowych jak i nienaukowych. Określenie
"naukowy" znalazło się tu nie bez powodu, ponieważ współczesny świat nauki,
przynajmniej na Zachodzie, nie jest nawet w pełni świadom możliwości istnienia
tego typu zjawisk.
W mrocznej historii ludzkości rzecz miała się jednak całkiem inaczej. Słowo
"astralny" wywodzi się od wczesnomistycznych i okultystycznych praktyk
obejmujących magię, czarnoksięstwo, zaklinanie i inne, które współczesny
człowiek odrzuca jako oczywiste nonsensy. Ponieważ nie wniknięto głębiej w te
obszary, w dalszym ciągu nie wiem co dokładnie oznacza słowo "astralny". Dlatego
też wolę używać terminu "Drugie Ciało" czy "Drugi Stan".
Pewien gatunek literatury, bardzo zresztą rozległy, przedstawia świat astralny
jako złożony z wielu poziomów lub planów. Tam właśnie udają się "zmarli Osoba
podróżująca w swym ciele astralnym może zobaczyć te miejsca, rozmawiać ze
"zmarłymi", a nawet uczestniczyć w ich "życiu" tam, a potem powrócić do swojego
ciała fizycznego. Był czas, kiedy gorąco pragnąłem aby to była prawda.
By zaznać tego cudownego stanu trzeba żmudnie ćwiczyć, lub lepiej - jak
powiedzieliby okultyści "rozwinąć się duchowo". Wskazówki takie prawdopodobnie
przekazywano od wieków, a przeznaczano dla tych, którzy byli na tyle
zaawansowani, by ten stan osiągnąć. Niektórzy sami odkrywali tę tajemnicę bądź
przypadkowo poznawali technikę do niej prowadząc W przeszłości byli
kanonizowani, paleni, karani, wyśmiewani i zamykani w miejscach odosobnienia.
Wszystko to nie brzmiało obiecująco.
Zakrawa na paradoks, ale większość moich notatek wydaje się potwierdzać
okultystyczne podejście do tej kwestii - co było dla mnie sporym szokiem. Przy
dość swobodnej interpretacji wiele moich przeżyć rzeczywiście można uznać za
zjawiska okultystyczne. Równocześnie część z nich zataiłem, chociaż sam nie wiem
dlaczego.
Zgodnie z literaturą na tematy parapsychologiczne, w religijno-mistycznej
historii człowieka występują wyraźne odniesienia do Drugiego Ciała. Na długo
przed Chrystusem i ukazaniem się Biblii - kultury Egiptu, Indii i Chin (by
wymienić tylko kilka) - uznały Drugie Ciało za zwykły stan aktywności. Historycy
bez przerwy odnajdują podobne odniesienia, ale oczywiście przypisuje się je
mitologii tamtych czasów.
Jeżeli przeczytamy Biblię pod tym kątem, to wzmianki o takich zjawiskach
występują na kartach zarówno Starego, jak i Nowego Testamentu. W Kościele
Katolickim możemy odnaleźć relacje świętych i innych postaci religijnych o tego
rodzaju doświadczeniach, przy czym część z nich doznała ich poprzez medytację.
Nawet w Protestantyzmie niektórzy z wyznawców wspominają o doznaniach spoza
ciała, występujących podczas pewnych form religijnej ekstazy.
W religiach Wschodu pojęcie Drugiego Ciała od dawna uważane jest za naturalny i
akceptowany przejaw rzeczywistości. To rozległa wiedza. Jest wiele książek o
kulturach orientalnych potwierdzających koncepcję Drugiego Ciała, a jednocześnie
dowodzących, że istnieją mnisi, guru, lamowie ćwiczący siły zarówno ciała jak i
umysłu - wliczając w to aktywność Drugiego Ciała - a efekty ich ćwiczeń
pozostają w całkowitej sprzeczności z obecną wiedzą naukową. W dodatku te
doświadczenia i doznania są całkowicie ignorowane przez nasze materialistyczne
społeczeństwo, ponieważ nie mogą zostać sprawdzone w sposób laboratoryjny.
W archiwach różnych organizacji zajmujących się badaniami parapsychicznymi
istnieją całe setki udokumentowanych doniesień o doznaniach spoza ciała.
Nierzadko pochodzą sprzed stu lat, a w starożytnych źródłach pisanych znajduje
się więcej takich doniesień. Są przeznaczone dla tych, którzy pragną wyjaśnić ów
fenomen.
W rzeczywistości wszystkie przytoczone tam zdarzenia są spontanicznymi,
odosobnionymi przypadkami. Zazwyczaj zdarzały się gdy człowiek był ciężko chory,
osłabiony lub przechodził poważny kryzys emocjonalny. I chociaż wszystkie te
przeżycia wydają się być wysoce subiektywne, to jednak ich ilość jest już
dowodem samym w sobie. W naszym stuleciu wiele takich doznań zostało opisanych i
powinno dotrzeć do badaczy zajmujących się tą problematyką. Mają one jedną ale
za to oczywistą wadę: ich charakter jest wybitnie reportażowy a uzupełniane są
jedynie domysłami. Brak przykładów opartych na bezpośrednich relacjach. Powód?
Najwidoczniej nigdy nie podjęto żadnych poważnych badań naukowych.
W bardzo rzadkich przypadkach publikuje się jednak relacje ludzi; którzy są w
stanie wywołać u siebie Stan Drugi i podróżować w swoich Drugich Ciałach. Być
może jest ich więcej, ale w naszych czasach pojawiły się zaledwie dwie takie
osoby. Jeżeli inni doświadczają tego rodzaju doznań, to zatrzymują je dla
siebie.
Pierwszą ze wspomnianych osób jest Anglik Oliver Fox, aktywny praktyk i badacz
zjawisk paranormalnych. Opublikował w 1920 szczegółowe sprawozdanie dotyczące
doznań poza ciałem i opisywał techniki umożliwiające osiągnięcie takiego stanu.
Poza ścisłym kręgiem, prace jego nie spotkały się z jakimś szerszym odzewem.
Niemniej stanowiły pierwsze próby racjonalnego wyjaśnienia tego zjawiska.
Drugim i zarazem najbardziej znanym był Sylvan Muldom który współpracując w
latach 1938 - 51 z Herewardem Carringtonem, napisał na ten temat wiele
znakomitych prac. Muldon dokonywał "projekcji", Carrington zaś był badaczem
fenomenów paranormalnych. Ich książki są klasyką w tej dziedzinie i w dalszym
ciągu stanowią interesującą lekturę. Wciąż jeszcze dziwię się, że tak oczywiste
sprawy zostały pominięte. Przeprowadzono bardzo niewiele eksperymentów, które
dostarczyłyby danych poważnym i obiektywnym badaczom. Ostatnią pozycją z tego
nurtu jest wydana całkiem niedawno książka, której autor ukrywa się pod
tajemniczym pseudonimem Yram. (A może jest to kobieta? Mary - czytane wspak?)
Książka ta zawiera też kilka wskazówek, ale nie ma w niej żadnej relacji
przypominającej moje doznania.
Wiele wysiłku w badania naukowe włożyli Hornell Hart, Nador Fodor, Robert
Crookall i inni. Są to ludzie mający przygotowanie akademickie i większość z
nich podchodzi do zjawisk paranormalnych bez obciążeń, tak charakterystycznych
np. dla literatury opisującej te zagadnienia. Wszyscy oni weryfikują fakt
istnienia Drugiego Ciała, ale równocześnie podają bardzo mało, albo żadnych
danych eksperymentalnych. Jak więc można dyskutować nad eksperymentami, które
nie miały miejsca?
Najbardziej złożony problem, jaki wyłonił się w trakcie moich kontaktów z
undergroundem, polegał na utrzymaniu analitycznego podejścia do problemu w
magmie myśli teologicznej. Kiedyś, wcale nie tak dawno; temu, człowiek uważał
elektryczność za Boga, jeszcze wcześniej Bogiem było słońce, światło i ogień.
Nasza nauka wykazała eksperymentalnie, że to brednie. Być może Drugie Ciało,
przebywające w Stanie Drugim," umożliwi nam zrobienie kroku, dzięki któremu
będziemy mogli dowieść istnienia Boga w sposób empiryczny. Wtedy podziemie
przestanie istnieć.
Parapsychiczny underground nie dał oprócz wielu nowych przyjaciół żadnych
konkretnych odpowiedzi na moje pytania. Ku memu zaskoczeniu, odpowiedzi
oczekiwano raczej ode mnie.
Okazało się, że do obrania pozostał mi już tylko jeden kierunek. Setki
eksperymentów przeprowadzonych w ciągu 12 lat i w dalszym ciągu kontynuowanych,
zaowocowały pewnymi konkluzjami, które wydają się co prawda nieuniknione, ale
równocześnie pozostają obce całej mej naturze. W dalszej części tej książki
ocenicie to sami.