Jeśli
ktoś zapragnąłby mieć udział w wydaniu następnych moich pism oraz działaniu dla
dobra wspólnej idei „System Miłości” i zdobywania niebiańskiej wiedzy dla
siebie, „Wiedza od Ojca Pio” - to podaję osobiste konto:
Wiesław Matuch BNP Paribas Bank Polska S.A. Konto:902030 0045 1130 0000 1538 6050
w tytule podać DAROWIZNA – aby uniknąć podatku.
Natomiast żeby przesłać kwotę do Polski z zagranicy trzeba podać tak:
PLPK90203000451130000015386050
- Wiesław Matuch Darowizna:
Lub : Wiesław Matuch
90 2030 0045 1130 0000 1538 6050
w tytule podać DAROWIZNA
Wpisać:
PPABPLPK Jak
braknie pola dodać XXX
Założyłem też konto na PayPal -
wiesiorynka@gmail.com Jeśli ktoś chciałby
wesprzeć duchową naszą wspólną oddolną działalność - to jest taka możliwość.
PayPal przekierowuje na moje konto w BGŻ w Polsce. W
tytule podać DAROWIZNA – aby uniknąć podatku. Komfort jest, bo można
korzystać z podstawowych walut z całego świata. Wiesiu
1910 - Urodził się Akira Kurosawa. 37 - Początek rządów cesarza Kaliguli. 1364 - Konsekracja katedry wawelskiej. 1892 - Urodził się Stanisław Dąbek, dowódca Lądowej Obrony Wybrzeża w 1939 r.. 1933 - Rozwiązanie Obozu Wielkiej Polski. 1941 - Zmarła Virginia Woolf, pisarka angielska. 1943 - Zmarł Sergiej Rachmaninow kompozytor rosyjski. 1947 - Zginął gen. Karol Świerczewski. 1969 - Zmarł generał Dwight Eisenhower, prezydent Stanów Zjednoczonych. 1994 - Zmarł Eugene Ionesco, dramatopisarz francuski.
Czwartek, 28 marca, 2024 roku. Do końca roku zostało 279 dni. Imieniny obchodzą:
Joanny Jana Anieli Kastora Guntrana Krzesisława Doroteusza. Bł. Joanna Maria de Maillé, wdowa (1332-1414). Poślubiła młodego barona de Silly który wróciwszy z niewoli angielskiej zmarł z trudów i wyczerpania. Joanna osiadła w Lours, w skromnym mieszkaniu przylegającym do klasztoru franciszkanów. Wiodła życie pełne umartwienia, modlitwy i poświęcenia. Przez pewien czas pracowała jako posługaczka w miejscowym szpitalu. Umarła mając 82 lata.
Św. Teresa
z Avila -
Dzieła św. Teresy Wielkiej...
O jakże długie jest ziemskie wygnanie! Jakże tchną smutkiem te pustynne głusze! Jakże bolesne w tym życiu konanie i te kajdany, co skuwają duszę! Tylko nadzieją, że skończą się męki ten ból wygnania opanować mogę. Lecz chociaż ufam, płyną z duszy jęki.
Św. Jan od
Krzyża -
Dzieła św. Jana od Krzyża...
Wszedłem - hen kędyś w nieznane, trwałem w zamarłym stanie, wyższym nad wszelkie poznanie.
Myśli Ojca Anthony de Mello - hinduskiego Jezuity:
Bogactwo - W jaki sposób duchowość mogłaby pomóc człowiekowi światowemu, takiemu jak ja? - zapytał człowiek interesu. - Pomoże ci mieć więcej - odpowiedział Mistrz. - W jaki sposób? - Ucząc cię, byś pragnął mniej.
MISTRZ SHOJU I WILKI - We wsi w pobliżu świątyni Shoju zauważono wilki, więc co noc przez cały tydzień Shoju chodził na wiejski cmentarz i siedział tam pogrążony w medytacji. Położyło to kres nocnym atakom wilków. Wieśniacy nie posiadali się z radości. Błagali go, żeby im objawił tajemne obrządki, które wykonywał tak, aby mogli zrobić to samo w przyszłości. Powiedział Shoju: "Nie musiałem się uciekać do tajemnych obrządków. Gdy siedziałem tam pogrążony w medytacji, kilka wilków zebrało się wokół mnie. Polizały mi koniec nosa i powąchały tchawicę. Lecz, ponieważ pozostałem w odpowiednim stanie umysłu, nie zostałem ugryziony".
POPRAW PISMA - Pewien uczony człowiek poszedł do Buddy i rzekł: - Sprawy, o których nauczałeś, panie, nie znajdują się w świętych Pismach. - W takim razie, ty je tam umieść - odparł Budda. Po chwili zakłopotania człowiek mówił dalej: - Czy pozwolisz zauważyć panie, że pewne sprawy, których obecnie nauczasz są wręcz sprzeczne ze świętymi Pismami? - W takim razie popraw Pisma - odpowiedział Budda. W ONZ przedłożono propozycję poprawienia wszystkich pism religii świata. Wszystko, co mogłoby w nich prowadzić do nietolerancji, okrucieństwa czy fanatyzmu, miałoby być wykreślone. Cokolwiek byłoby przeciwne godności lub dobrobytowi człowieka, miałoby zostać opuszczone. Kiedy odkryto, że autorem propozycji był sam Jezus Chrystus, dziennikarze oblegali jego rezydencję szukając pełniejszego wyjaśnienia. Okazało się ono bardzo proste i krótkie: "Pisma, podobnie jak szabat, są dla człowieka - stwierdził Jezus - a nie człowiek dla Pism".
Przepiękne teksty wielkiego Jogina Sri Nisargadatty Maharaja (1897 - 1981)
Pytania i odpowiedzi (poniższe teksty, losowo
wyświetlane, dopracowałam na potrzeby
katolików - Wiesław Matuch)
PYTANIE: Jak nauczać innych? ODPOWIEDŹ: Kimże jestem aby nauczać i kogo miałbym nauczać? Czym jestem ja, tym jest i pan. Jestem jest wspólne dla wszystkich. Poza nim znajduje się nieskończoność światła i miłości. Nie wiemy tego, ponieważ w innym kierunku patrzymy. Mogę tylko wskazać niebo, zaś samo widzenie i gwiazdy należą już do pana. Zobaczenie gwiazdy zabiera niektórym więcej czasu niż innym. Zależy to od ostrości widzenia i gorliwości, z jaką się szuka. Potrzebny jest wzrok i gorliwość; ja mogę tylko zachęcać. PYTANIE: Jak zostać wierzącym w Boga? ODPOWIEDŹ: Wierzącym się zostaje nie przez słowa, a nawet uczynki, lecz w milczącej głębi własnej istoty. PYTANIE: Jakie są oznaki postępu w życiu duchowym? ODPOWIEDŹ: Uwolnienie się od wszelkiego niepokoju, poczucie wolności i radości, głęboki spokój wewnętrzny i dużo zewnętrznej energii. PYTANIE: Jak pan to osiągnął? ODPOWIEDŹ: Znalazłem to wszystko u Chrystusa, niczego nie zrobiłem samodzielnie. Powiedział: "daję wam pokój, jakiego świat dać wam nie może". Czyli nie mógł mi dać tego żaden samochód, żaden komputer, książka, żaden nowo wybudowany pałac czy kościół, żaden ładnie wyhaftowany ornat księdza, świat mody, czy nawet działalność charytatywna. I stałem się spokojny.
Tęsknota:
Z dala od Ciebie snuję marzenia z dala od Ciebie ślę pozdrowienia gdzie tylko jestem, cokolwiek robię zawsze pamiętam i myślę o tobie.
Ryszard
Kapuściński:
Jestem zafascynowany światem, a nie poszczególnymi miejscami na ziemi. Przebywając w jakimś kraju, zastanawiam się, czy nie powinienem być gdzie indziej. Ciągle mam telefony i listy z propozycjami. "New York Times", "Frankfurter Allgemeine Zeitung", "Le Monde", różne wydawnictwa - wszyscy chcą, aby dla nich coś pisać. Jestem wręcz wypychany w różne rejony świata. Trudność polega na pogodzeniu dwóch sytuacji: podróży, które są akumulatorem, gromadzeniem doświadczeń i wrażeń, i pisania, które wymaga ciszy, skupienia, koncentracji. Trzeba szukać złotego środka.
Cytaty Przemówienia Papieża Jana Pawła II w parlamencie polskim z 11 czerwca
1999
Wszyscy zdajemy sobie sprawę z tego, że to dzisiejsze spotkanie w Parlamencie byłoby niemożliwe bez zdecydowanego sprzeciwu polskich robotników na wybrzeżu w pamiętnym sierpniu 1980 r. Nie byłoby możliwe bez Solidarności, która wybrała drogę pokojowej walki o prawa człowieka i narodu. Wybrała także zasadę, jakże powszechnie wtedy akceptowaną, że "nie ma wolności bez solidarności": solidarności z drugim człowiekiem, solidarności przekraczającej różnego rodzaju bariery klasowe, światopoglądowe, kulturowe, a nawet geograficzne, czego świadectwem była pamięć o losie naszych wschodnich sąsiadów.
Tęsknota:
W moim życiu zjawiłaś się nagle, jak obłok na niebie. Teraz myślę ciągle o Tobie i smutno mi bez ciebie.
W naszym zorientowanym na działanie społeczeństwie, zasypiający człowiek
przestaje niejako istnieć. Ponieważ leży prawie nieruchomo od sześciu do ośmiu
godzin więc nie "działa", nie może "myśleć produktywnie" czy robić czegokolwiek.
Wszyscy wiemy, że ludzie śnią, lecz równocześnie wychowujemy nasze dzieci tak,
aby uważały zarówno same sny jak i zjawiska zachodzące podczas snu za nieważne,
nierealne w porównaniu z wydarzeniami dnia codziennego. Dlatego większość ludzi
zapomina swe sny, a jeżeli zdarzy im się pamiętać, zazwyczaj uważają je za
zwykłe dziwactwa.
Prawdą jest jednak, że psychologowie i psychiatrzy traktują sny swoich pacjentów
jako wskazówkę przy określaniu odchyleń osobowości, lecz nawet takie
zastosowanie snów i innych nocnych doświadczeń właściwie nie pozwala ich uznawać
za realne w jakimkolwiek sensie. Uważa się je za rodzaj wewnętrznych danych
przetwarzanych przez "ludzki komputer".
Istnieją pewne ważne wyjątki od takiego spojrzenia na sny, lecz dla ogromnej
większości ludzi w naszym współczesnym społeczeństwie sny są w dalszym ciągu
kwestią, którą poważni ludzie nie powinni zawracać sobie głowy.
Jak odnieślibyśmy się do kogoś kto twierdzi, że podczas snu lub w innych stanach
nieświadomości miał doznania, które wydały mu się nie tylko wstrząsające, ale
jak najbardziej prawdziwe?
Załóżmy, że ta osoba twierdzi, jakoby ubiegłej nocy unosiła się w powietrzu
ponad Nowym Jorkiem. Co więcej, mówi że doznanie było nie tylko nadzwyczaj
realne, ale jednocześnie wiedziała, że to nie sen i że istotnie szybuje nad
Nowym Jorkiem.
Prawdopodobnie zignorujemy takie twierdzenia lub też dyplomatycznie (albo mniej
dyplomatycznie) poinformujemy ową osobę, że być może coś jest nie w porządku z
jej głową, albo że jest szalona, i będziemy sugerować jak najszybszą wizytę u
psychoterapeuty. Jeżeli ten ktoś dalej będzie się upierać przy realności swoich
przeżyć i może jeszcze opowie nam o innych swoich dziwnych doświadczeniach, to w
najlepszej wierze możemy wyekspediować taką osobę do szpitala dla wariatów.
Z drugiej strony, jeżeli nasz "podróżnik" jest wystarczająco bystry, to szybko
nauczy się nie opowiadać o swoich doznaniach. Jedynym problemem jaki odkryłem
rozmawiając z wieloma takimi ludźmi jest obawa czy nie popadają przypadkiem w
szaleństwo.
Dla celów dalszych rozważań przypomnijmy, że nasz "podróżnik" jest bardziej
nawet kłopotliwy. Załóżmy że twierdzi, iż po locie nad Nowym Jorkiem "wpadł" na
krótko .do twojego mieszkania. Widział ciebie i dwie inne, zupełnie nie znane mu
osoby. Opisuje je dokładnie i relacjonuje toczącą się wtedy rozmowę.
A teraz załóżmy, że się nie mylił. Rzeczywiście rozmawiałeś z takimi osobami, na
tematy, o których wspominał. I cóż mamy z tym wszystkim począć?
Typową reakcją byłoby stwierdzenie, że wszystko to jest bardzo interesujące, ale
ponieważ wiemy, iż nie może się wydarzyć, więc nie musimy się zastanawiać, co
oznacza. Lub też spokojnie można by zbyć to wszystko powołując się na "zbieg
okoliczności". Cudowny zwrot - zbieg okoliczności - a już mamy przywrócony
spokój umysłu.
Na nieszczęście dla spokoju naszych zmysłów, istnieją tysiące podobnych
przykładów, o których mówią ludzie jak najbardziej wiarygodni. Nie zajmujemy się
więc czysto hipotetyczną sytuacją.
Przypadki takie określane są jako wędrowne jasnowidzenia, projekcja astralna lub
bardziej naukowo - doznania poza ciałem (OOBE) [ - out of body experiences -
doznania poza ciałem. (przyp. tłum.)]. Formalnie możemy zdefiniować OOBE jako
przypadki, kiedy osoba: (I) wydaje się odbierać wrażenia z otoczenia, które nie
mogą być odbierane z miejsca, gdzie się akurat znajduje jej ciało fizyczne, oraz
(2) osoba ta ma świadomość, że w tym czasie nie śpi ani nie fantazjuje, i nawet
zdaje sobie sprawę z nieprawdopodobieństwa takich zdarzeń. Będzie się czuła
całkowicie przytomna, w pełni władz umysłowych i będzie wiedzieć, że nie śni. Co
więcej, po przebudzeniu nie będzie uważać tego wszystkiego za sen. Jak więc mamy
rozumieć ów fenomen?
Gdybyśmy chcieli szukać naukowych źródeł informacji na temat OOBE, to
praktycznie nie znajdziemy żadnych. Naukowcy, ogólnie mówiąc, po prostu nie
zajmują się tymi fenomenami [Obecnie prowadzi się już w pełni naukowe i
udokumentowane badania nad fenomenami parapsychicznymi, do których należy OBE.
Skrót OOBE został też do tej pory przekształcony w krótszą formę OBE. (przyp.
red.)]. Podobnie ma się sprawa z literaturą naukową na temat postrzegania
pozazmysłowego. Zjawiska takie jak telepatia, jasnowidzenie, prekognicja [ -
przewidywanie przyszłości. (przyp. red.)] i psychokineza [ - odkształcanie
przedmiotów na odległość siłą woli. (przyp. red.)] nie są "możliwe" w rozumieniu
świata nauki i znanych nam fizycznych praw rządzących materią. A ponieważ jakoby
nie mogą mieć miejsca, większość naukowców nie zadaje sobie nawet trudu by
zapoznać się z przykładami wskazującymi, że istnienie tych zjawisk jest faktem,
a w oderwaniu od tych faktów, ich niewiara jeszcze się umacnia. Skutkiem tego
rodzaju okrężnego rozumowania często spotykanego wśród naukowców, jest niewielka
ilość badań nad doznaniami pozazmysłowymi.
Pomimo braku danych naukowych, wiele wniosków możemy wysnuć na podstawie
materiałów już istniejących.
Po pierwsze: OOBE jest doznaniem powszechnym w tym sensie, że wzmianki o nim
pojawiają się od początku historii człowieka a opisy brzmią podobnie,
niezależnie od różnic kulturowych pomiędzy doświadczającymi go ludźmi. Relacja
na temat OOBE gospodyni domowej z Kanady jest niezwykle podobna do opisu
pochodzącego ze starożytnego Egiptu lub źródeł orientalnych.
Po drugie: OOBE zwykle przydarza się raz w życiu i najczęściej związane jest z
silnym zagrożeniem. Czasami wywołuje je choroba, szczególnie jeżeli jest
niezwykle ciężka, czasem bardzo mocny stres. W wielu przypadkach OOBE występuje
podczas snu jakby zupełnie samoistnie. Jedynie bardzo rzadko jest rezultatem
świadomych działań.
Po trzecie: OOBE jest zazwyczaj jednym z najgłębszych doświadczeń w życiu
osobistym człowieka i jako takie radykalnie zmienia jego przekonania [Takie
przypadki oraz ich wpływ na dalsze życie przedstawiają Melvin Morse i Paul Perry
w książce Przemienieni przez światło. Paul Perry jest także współautorem dwóch
książek R. Moody'ego W stronę światła oraz Życie przed życiem. (przyp. red.)].
Wyraża się to zwykle wiarą w nieśmiertelność duszy i życie po śmierci. Człowiek
który doświadczył przebywania poza ciałem wie, że posiada pewien rodzaj
świadomości, która będzie istnieć po śmierci ciała. Pozornie nie brzmi to zbyt
logicznie, gdyż nawet jeżeli OOBE jest czymś więcej niż tylko snem czy
halucynacją, to jednak występuje wtedy, kiedy ciało fizyczne żyje i funkcjonuje,
więc wydaje się, iż OOBE może zależeć lub pochodzić od niego. Wątpliwości tego
rodzaju nie mają tylko ludzie, którzy doświadczyli OOBE. Jestem pewien, że nasza
wiara w duszę wywodzi się z przeżyć ludzi doznających OOBE.
Po czwarte: OOBE jest przeważnie niezwykle zabawne dla tych, którzy go
doświadczają. Z grubsza szacuję, że około 90-95% ludzi z takimi doznaniami jest
zadowolonych z pojawienia się OOBE i uważa je za zabawne, podczas gdy jedynie 5%
osób jest nimi przerażonych, ponieważ w czasie trwania OOBE wydaje im się, że
umierają. Prawie za każdym razem, kiedy mam odczyt na ten temat, ktoś potem
podchodzi i dziękuje, że poruszyłem ten problem, gdyż ludzie nie potrafiąc go
wytłumaczyć martwią się, że oszaleli.
Po piąte: w niektórych przypadkach OOBE, opis tego co działo się w odległym
miejscu jest dokładny i o wiele bardziej zgodny z rzeczywistością, niż można by
się spodziewać po zwykłym zbiegu okoliczności. Oczywiście nie mówię tu o
wszystkich przypadkach, ale o sporej ich części. Aby je wytłumaczyć musielibyśmy
uznać, albo że "halucynacyjne" przeżycia OOBE związane są z doznaniami
pozazmysłowymi, albo że nasz "podróżnik" naprawdę tam był. W ten sposób OOBE
staje się czymś realnym.
Fakt, że większość naszej wiedzy na temat OOBE pochodzi z relacji osób, które
doświadczyły ich tylko raz w życiu, stwarza nam dwa poważne problemy. Pierwszy
polega na tym, iż większość ludzi nie może wywoływać doznań poza ciałem przy
pomocy woli, co wyklucza możliwość badania ich w precyzyjnych warunkach
laboratoryjnych. Drugim jest to, że osoba wtłoczona na krótko w nowe i dziwne
otoczenie może nie być dobrym obserwatorem. Jest zbyt podniecona i przejęta
niezwykłością tego zjawiska. Dlatego też relacje ludzi, którzy doświadczyli OOBE
tylko raz w życiu są bardzo niedokładne.
Książka, którą trzymacie w rękach jest bardzo rzadkim okazem. Jest to opis
dziesiątek OOBE osoby, która doświadczyła ich wszystkich osobiście i jest, jak
uważam, doskonałym sprawozdawcą. Nic podobnego nie zostało opublikowane przez
wiele lat.
Robert A. Monroe jest dobrze prosperującym biznesmenem, który całkiem
nieoczekiwanie zaczął doświadczać OOBE przeszło ćwierć wieku temu. Pochodzący z
rodziny akademickiej, wykształcony i inteligentny, szybko dostrzegł niezwykłość
tych doświadczeń i od początku zaczął je systematycznie zapisywać. Jego zbiór
jest fascynujący i nie wymaga tu dalszego wprowadzenia, a jego relacje wzbudzają
we mnie pełne zaufanie.
Kiedy człowiek ma głębokie doznanie o charakterze religijnym okazuje się
zazwyczaj, że jego relacja związana jest nie z tym co się wydarzyło, ale z tym
co oznacza to w jego wierze. Przypuśćmy, iż pewna osoba znalazła się
nieoczekiwanie ponad swoim ciałem, a wciąż jeszcze zaskoczona tym zjawiskiem,
dostrzegła w kącie pokoju ciemną, niewyraźną postać, i przenikający ją niebieski
krąg światła. Dobry reporter tak właśnie opisałby tę scenę. Jednak wielu ludzi
inaczej by ją zinterpretowało: "Ubiegłej nocy na skutek łaski Boga, moja
nieśmiertelna dusza została wyniesiona z grobowca mego ciała i pojawił się
anioł, który na znak łaski ukazał mi symbol świętości".
Często, kiedy pytałem kogoś co właściwie zaszło, spotykałem się z takimi właśnie
zniekształceniami, ale większość publikowanych relacji na temat OOBE nie była
poddawana tego rodzaju indagacjom. Stwierdzenie, że OOBE spowodowane zostało
wolą Boga, że ciemna sylwetka przeobraziła się w anioła, a błękitny krąg był
symbolem świętości, wszystko to stanowi część osobistej interpretacji, a nie
opis przeżycia. Większość ludzi nie uświadamia sobie jak ich umysły
automatycznie interpretują tego typu rzeczy. Sądzą, że doznanie przebiegało w
taki właśnie sposób.
Robert Monroe jest wyjątkiem pośród tych, którzy opisywali OOBE. Dostrzegł on
mianowicie skłonność umysłu próbującego interpretować doznania tak, aby
dopasować je do znanych schematów. Dlatego też relacje Monroe'a są szczególnie
cenne.
Wstępną serię badań laboratoryjnych przeprowadzono w okresie między wrześniem
1965 roku a sierpniem 1966 roku, kiedy to miałem możliwość korzystania z
Elektroencefalograficznego Laboratorium Uniwersyteckiej Szkoły Medycznej w
Wirginii, co umożliwiło mi studiowanie wykresów fal mózgowych.
Ośmiokrotnie Monroe, podłączony do przyrządów próbował wywołać u siebie OOBE. W
przypadku sukcesu miał się kierować do sąsiedniego pokoju, co umożliwiłoby mu
zarówno obserwowanie krzątających się przy sprzęcie techników, jak i próbę
odczytania tabliczki z pięciocyfrową przypadkową liczbą umieszczonej na półce
sześć stóp nad podłogą. Równocześnie dokonywano pomiarów fal mózgowych
(elektroencefalogram), ruchów oczu pod zamkniętymi powiekami, oraz rytmu serca
(elektrokardiogram).
Laboratorium nie było niestety przystosowane do takich doświadczeń, więc
zmuszeni byliśmy przynieść do pokoju badań łóżko polowe. Jedna z elektrod
mierzących fale mózgowe posiadała kształt zapinanego na uchu klipsa,
powodującego nieprzyjemny ucisk, a co za tym idzie, trudności w relaksacji.
Przez pierwszych siedem nocy Monroe nie miał ani jednego OOBE. Ósmej nocy udało
mu się przeżyć dwa bardzo krótkie OOBE a ich opis znajduje się w dalszej części
tej książki. W pierwszym OOBE występowało kilka nierozpoznanych, pogrążonych w
rozmowie osób. Ponieważ nie udało się określić miejsca, nie można było
sprawdzić, czy to fantazja, czy odbiór rzeczywistych wydarzeń. Podczas drugiego
OOBE Monroe stwierdził, iż nie może w pełni kontrolować swoich ruchów, dlatego
też nie był w stanie dojrzeć tabliczki z cyfrą w sąsiednim pokoju. Powiedział
jednak zgodnie z prawdą, że pracownica laboratorium znajdowała się poza
pomieszczeniem i razem z mężczyzną (zidentyfikowanym później jako jej mąż) stała
na korytarzu. Jako parapsycholog nie mogę twierdzić, iż "dowodzi" to, że Monroe
rzeczywiście widział, co się działo w innym, oddalonym od niego miejscu i trudno
jest oszacować wielkość prawdopodobieństwa tego faktu. Niemniej jednak rezultat
uważam za zachęcający do podjęcia prób badań tego niezwykłego fenomenu w
warunkach laboratoryjnych.
Następna okazja pracy z Robertem w laboratorium nadarzyła się, kiedy odwiedził
mnie w Kalifornii latem 1968 r. Mogliśmy odbyć co prawda tylko jedną sesję, ale
za to w znacznie dogodniejszych warunkach: dysponowaliśmy normalnym łóżkiem
zamiast polowego i innym typem elektrody, nie powodującym ucisku. W tych
warunkach Monroe był w stanie przeżyć dwa krótkie OOBE.
Obudził się prawie natychmiast po pierwszym doznaniu i ocenił jego długość na
osiem do dziesięciu sekund. Zapis fal mózgowych tuż przed jego przebudzeniem
wskazywał Fazę 1 snu, wystąpił też pojedynczy, gwałtowny ruch oczu pod
powiekami. Jego ciśnienie krwi wskazywało nagły spadek, utrzymując się na niskim
poziomie przez osiem sekund, a potem równie nagle powróciło do normy.
Monroe zrelacjonował (patrz opis tego doznania w tekście) że "wytoczył się" ze
swego ciała, znalazł się w holu oddzielającym jego pokój od pokoju z
urządzeniami rejestrującymi i po kilku sekundach odczuł potrzebę powrotu do
ciała, spowodowaną trudnościami w oddychaniu. Asystentka Joan Crawford i ja,
obserwowaliśmy go na monitorze telewizyjnym i zauważyliśmy, że tuż przed
przebudzaniem jego ręka przesunęła się w kierunku gardła.
Monroe ponownie spróbował wytworzyć OOBE. Chciał przenieść się do pokoju z
urządzeniami rejestrującymi i odczytać znajdującą się na półce tabliczkę z
cyframi. Wykres jego fal mózgowych wykazywał, że pogrążony jest w bardzo lekkim
śnie, więc po trzech kwadransach przypomniałem mu przez interkom, żeby spróbował
wywołać OOBE. W chwilę później powiedział, że wywołał, ale zamiast znaleźć się w
pokoju z urządzeniami monitorującymi stwierdził, iż jest na zewnątrz w dziwnym
otoczeniu, którego nigdy przedtem nie widział. Poczuł się straszliwie
zdezorientowany i postanowił wrócić do ciała. Opis owego otoczenia wskazywał, że
był to wewnętrzny dziedziniec, na który rzeczywiście mógł zawędrować w trakcie
OOBE, jeśli obrałby kierunek przeciwny do zamierzonego. Nie jest co prawda
absolutnie pewne, czy odwiedzając mnie wcześniej tego samego dnia w biurze, nie
widział tego dziedzińca. Tak więc eksperyment sam w sobie nie stał się niezbitym
dowodem na paranormalny charakter OOBE.
W obrębie zmian fizjologicznych ponownie widoczna była Faza 1 snu i tylko dwa
gwałtowne ruchy oczu. Tym razem nie wystąpił jednak wyraźny spadek ciśnienia
krwi.
Doznania Monroe'a, podobnie jak doświadczenia uznanych mistyków na przestrzeni
wieków, oraz wszystkie dane na temat doznań pozazmysłowych wskazują, że nasz
obecny materialny pogląd na świat jest bardzo ograniczony, oraz że istnieją
wymiary rzeczywistości daleko szersze niż nasze obecne koncepcje. Wysiłki moje i
innych badaczy zmierzające w kierunku wyrażenia tych doświadczeń w taki sposób,
który byłby możliwy do zaakceptowania, mogą nie przynieść oczekiwanych
rezultatów. Posłużę się tutaj przykładem dwóch eksperymentów z Monroe'm, które
co prawda zrobiły na mnie duże wrażenie, jednak z naukowego punktu widzenia
trudno je ocenić.
Krótko po ukończeniu pierwszej serii doświadczeń laboratoryjnych, opuściłem
wschodnie wybrzeże Kalifornii. W kilka miesięcy później moja żona i ja
zdecydowaliśmy się podjąć je na nowo. Pewnego wieczoru koncentrowaliśmy się
intensywnie przez około pół godziny, próbując w ten sposób pomóc Monroe'owi
wywołać OOBE i skomunikować się z nami. Gdyby potrafił potem opisać nasz dom,
byłby to dowód na parapsychiczne aspekty OOBE. Wcześniej tego dnia zadzwoniłem
do Monroe'a i powiedziałem mu tylko, że dziś w nocy będziemy się starali
skierować go do naszego domu. Innych szczegółów nie podałem.
Wieczorem wybrałem przypadkowy czas, w którym jak sądziłem Monroe będzie już
spał. Mój wybór padł na 23.00 czasu kalifornijskiego, co odpowiadało 2.00 nad
ranem na Wschodnim Wybrzeżu. O jedenastej wieczorem przystąpiliśmy z żoną do
koncentracji. O 23.05 przeszkodził nam telefon. Nie odebraliśmy go i aż do 23.30
staraliśmy się kontynuować koncentrację. Następnego ranka zadzwoniłem do
Monroe'a i powiedziałem mu tylko, że rezultaty były zachęcające i że oczekuję na
listowne sprawozdanie z jego doświadczeń, by porównać nasze relacje.
W noc eksperymentu Monroe miał następujące doznanie, które cytuję na podstawie
nadesłanych mi przez niego notatek:
Wieczór minął bez szczególnych wydarzeń i około 1.40 w nocy, wciąż rozbudzony,
poszedłem w końcu do łóżka (pozycja północno-południowa). Kot leżał w łóżku
razem ze mną. Po długim okresie uspokajania umysłu całe moje ciało ogarnęła fala
ciepła - bez żadnych przerw w pełnej świadomości i bez oznak stanu przedsnu.
Prawie natychmiast poczułem jak ktoś (lub coś) kołysze moim ciałem na boki, a
potem ciągnie za stopy! (Słyszałem pełne dezaprobaty miauczenie kota).
Stwierdziłem, że ma to jakiś związek z eksperymentem Charliego i całkowicie
ufny, nie miałem się jak zwykle na baczności z powodu obcych. Szarpanie za nogi
trwało i w końcu uporałem się z oddzieleniem jednego ramienia mojego Drugiego
Ciała. Uniosłem je do góry wczuwając się w ciemność. Po chwili szarpanie ustało,
a jakaś ręka pochwyciła mnie za nadgarstek - początkowo delikatnie, a potem
bardzo mocno i z łatwością wyciągnęła mnie z fizycznego ciała. Wciąż ufny i
odrobinę podekscytowany wyraziłem wolę udania się do Charliego, o ile było to
tam, dokąd "to coś" chciało mnie zabrać. Odpowiedź brzmiała twierdząco (chociaż
nie wyczuwałem żadnej osobowości, raczej zainteresowanie sytuacją). Jakaś "dłoń"
mocno trzymała mnie za nadgarstek i mogłem wyczuć część ramienia należącego do
tej ręki (było to lekko owłosione, umięśnione męskie ramię). Nie mogłem jednak
"zobaczyć" do kogo należy. Usłyszałem także swoje imię.
Potem zaczęliśmy się poruszać, ze znajomym uczuciem czegoś, w jak powietrze
opływało moje ciało. Po krótkiej podróży (wydawało się że około 5 sekund)
zatrzymaliśmy się i dłoń uwolniła mój nadgarstek. Panowała kompletna ciemność i
cisza. Potem spłynąłem w dół do czegoś, co wydawało się być pokojem...
W tym miejscu kończę cytowanie notatek Monroe'a. Dodam jedynie, że kiedy
zakończył on swą krótką podróż i wstał, aby do mnie zadzwonić, była 2.05 nad
ranem, jego czasu. Tak więc zgodność była doskonała. Monroe poczuł szarpanie
wyciągające go z ciała około minutę po tym, jak zaczęliśmy się koncentrować.
Jednak z drugiej strony, występujący w dalszej części jego opisu wygląd naszego
domu oraz to, co ja i żona robiliśmy w tym czasie całkowicie nie pokrywa się z
prawdą: "widział" w pokoju zbyt wielu ludzi, "dostrzegł" mnie robiącego coś,
czego wcale nie robiłem, a sam opis pokoju był całkowicie chybiony.
Co miałem z tym począć? Jest to jeden z tych frustrujących przypadków, na które
parapsycholodzy napotykają pracując nad słabo kontrolowanymi fenomenami. Nie
można stwierdzić z całą pewnością, że jest to efekt paranormalny, ale też trudno
po prostu uznać, że nic się nie wydarzyło. Wygodnie jest trwać wraz z naszym
zdrowym rozsądkiem przy założeniu, że świat fizyczny jest taki, jakim go
widzimy, a człowiek jest albo zdolny do postrzegania takiego świata, albo nie.
Niektóre relacje OOBE pochodzące ze źródeł literackich, wydają się potwierdzać
ten punkt widzenia, podczas gdy inne są zadziwiającą mieszaniną opisów
rzeczywistych sytuacji z takimi, których w danym miejscu nie było czy też nie
było dla nas - zwykłych obserwatorów. W książce tej Monroe przytacza wiele
takich relacji, szczególnie na temat prób komunikowania się w trakcie OOBE z
ludźmi, którzy zupełnie tego nie pamiętają.
Drugi zabawny eksperyment miał miejsce u schyłku 1970 roku, kiedy złożyłem
Monroe'owi krótką wizytę w Wirginii w drodze do Waszyngtonu. Powiedziałem mu, że
gdyby miał tej nocy OOBE, to powinien przyjść do mojej sypialni i spróbować
wyciągnąć mnie z ciała, tak bym i ja doświadczył czegoś podobnego. Równocześnie
uświadomiłem sobie, iż uczyniłem tę propozycję z mieszanymi uczuciami:
jednocześnie chciałem i nie chciałem by mu się to udało. Ale o tym później.
W pewnej chwili, tuż nad ranem (spałem niezbyt głęboko i pierwsze blaski świtu
raz po raz budziły mnie) śniłem coś, kiedy zacząłem sobie niejasno przypominać,
że Monroe miał próbować wyciągnąć mnie z ciała. Częściowo oprzytomniałem, ale
pozostawałem jeszcze w świecie snu. Odniosłem wrażenie jakichś wibracji wokół
mnie, "wibracji" które niosły ze sobą uczucie nieokreślonego zagrożenia. Pomimo
lęku pomyślałem, że powinienem spróbować wzbudzić OOBE, lecz w tym właśnie
momencie straciłem świadomość i jedynym wspomnieniem, kiedy obudziłem się w
chwilę później, było przekonanie, że eksperyment nie udał się. Po tygodniu
otrzymałem list od kolegi z Nowego Jorku, znanego parapsychologa dr Stanley'a
Krippera i zacząłem się zastanawiać, czy rzeczywiście tamten eksperyment się nie
udał. Pisał co przydarzyło się jego pasierbicy Carie, którą zresztą bardzo
lubię, tego samego ranka, kiedy i ja miałem swoje przeżycie. Otóż Carie
powiedziała, że widziała mnie w restauracji w Nowym Jorku, kiedy szła tamtego
ranka do szkoły. Było to mniej więcej w tym czasie, kiedy miałem ów sen. Ani
ona, ani jej ojciec nie wiedzieli, że jestem na wschodnim wybrzeżu.
Co powinienem o tym sądzić? Po raz pierwszy od lat próbowałem świadomie
wytworzyć OOBE (co nigdy, o ile wiem mi się nie udało) i chociaż nie mam z tym
związanych żadnych świadomych wspomnień, moi przyjaciele twierdzą, że widzieli
mnie w nowojorskiej restauracji. Jeszcze bardziej nawet zabawne jest to, że
gdybym nawet rzeczywiście miał OOBE to i tak za żadne skarby świata nie udałbym
się do restauracji w Nowym Jorku, ponieważ tego miasta chronicznie wręcz nie
cierpię, aczkolwiek odwiedziny u Carie i jej rodziny są zawsze bardzo miłe.
Zbieg okoliczności? I znów mam do czynienia z czymś, czego nigdy nie podałbym
jako dowodu naukowego na cokolwiek, ale też nie mogę tego odrzucić, jako czegoś
zupełnie pozbawionego znaczenia.
To ostatnie zdarzenie ilustruje moje podejście do OOBE, i chociaż nie lubię tego
przyznawać, to jednak trochę obawiam się tego rodzaju doznań. Z jednej strony
jestem bardzo zainteresowany owym fenomenem z powodów naukowych, i zarazem
podniecony możliwością osobistego doświadczania OOBE. Jednocześnie wiem, że OOBE
jest czymś w rodzaju umierania lub otwierania umysłu na nieznaną rzeczywistość,
wcale więc nie palę się do tego typu doznań. Jeżeli OOBE jest zjawiskiem
realnym, jeżeli to, co opisuje Monroe nie może zostać odrzucone jako rodzaj
fantazji czy snów; to nasze widzenie świata może ulec radykalnej zmianie. I nie
koniecznie po naszej myśli.
Jedyną cechą natury człowieka, której psychologowie są pewni, jest niechęć do
wszelkich zmian. Lubimy widzieć świat takim, jakim chcemy go widzieć, nawet
jeżeli uważamy, że jest to niemiłe. Przynajmniej w pewnym stopniu jesteśmy w
stanie przewidzieć, co może się wydarzyć. Zmiany i niepewność mogą zachwiać
biegiem spraw, szczególnie jeżeli nie są zgodne z naszymi pragnieniami, wolą i
ego.
We wstępie tej książki chciałem mówić głównie o bezpośrednich badaniach
naukowych nad OOBE, ale teraz przechodzimy do tego, co może być najistotniejszym
aspektem tematu. Doznania Monroe'a są przerażające. Mówią o umieraniu, a
umieranie nie jest miłym tematem w naszym społeczeństwie. Zostawiamy go w rękach
księży i pastorów, by wspomagali nas pełnymi otuchy słowami, czasami żartujemy i
fantazjujemy na temat śmierci innych osób, choć głębiej się nad tym nie
zastanawiamy. Ta książka spowoduje, że pomyślicie o śmierci. Nie spodobają się
wam niektóre opisane w niej rzeczy oraz myśli, do powstania których nas
inspiruje.
Pokusa, by zacząć myśleć o Robercie Monroe jak o zwykłym szaleńcu, będzie dla
niektórych z was niezwykle silna. Sugerowałbym jednak, byście tego nie robili,
ale też nie wymagam byście wszystkie jego słowa przyjmowali za absolutną prawdę.
Choć jego relacje są obiektywne, a on sam jest osobą, dla której żywię szczery
szacunek, jednak jest tylko człowiekiem, wychowanym w określonej kulturze i
określonym czasie, i dlatego jego możliwości obserwacji są ograniczone.
Pamiętajcie o tym, ale zwróćcie szczególną uwagę na opisywane przez niego
doznania. Możecie być nimi zaniepokojeni, ale możecie nauczyć się też kilku
bardzo ważnych rzeczy.
Jeżeli ty także czytelniku doświadczyłeś kiedykolwiek OOBE, to książka ta może
ci pomóc pozbyciu się związanego z nim lęku, lub w rozwinąć twoje potencjalne
zdolności w cenny talent.
Czytajcie tę książkę uważnie i obserwujcie swoje reakcje. Jeżeli naprawdę
będziecie chcieli doświadczyć tego na sobie, życzę powodzenia!
Charles T. Tart
Davis, Kalifornia
10 stycznia 1971 roku.