Jeśli
ktoś zapragnąłby mieć udział w wydaniu następnych moich pism oraz działaniu dla
dobra wspólnej idei „System Miłości” i zdobywania niebiańskiej wiedzy dla
siebie, „Wiedza od Ojca Pio” - to podaję osobiste konto:
Wiesław Matuch BNP Paribas Bank Polska S.A. Konto:902030 0045 1130 0000 1538 6050
w tytule podać DAROWIZNA – aby uniknąć podatku.
Natomiast żeby przesłać kwotę do Polski z zagranicy trzeba podać tak:
PLPK90203000451130000015386050
- Wiesław Matuch Darowizna:
Lub : Wiesław Matuch
90 2030 0045 1130 0000 1538 6050
w tytule podać DAROWIZNA
Wpisać:
PPABPLPK Jak
braknie pola dodać XXX
Założyłem też konto na PayPal -
wiesiorynka@gmail.com Jeśli ktoś chciałby
wesprzeć duchową naszą wspólną oddolną działalność - to jest taka możliwość.
PayPal przekierowuje na moje konto w BGŻ w Polsce. W
tytule podać DAROWIZNA – aby uniknąć podatku. Komfort jest, bo można
korzystać z podstawowych walut z całego świata. Wiesiu
1616 - Zmarł William Shakespeare. 997 - Zginął św. Wojciech, biskup i misjonarz. 1616 - Zmarł Miguel de Cervantes, pisarz hiszpański. 1775 - Urodził się William Turner, malarz i grafik angielski. 1858 - Urodził się Max Planck, fizyk niemiecki. 1891 - Urodził się Sergiej Prokofiew, kompozytor rosyjski. 1899 - Urodził się Vladimir Nabokov, pisarz amerykański. 1928 - Urodziła się Shirley Temple, amerykańska aktorka filmowa. 1935 - Uchwalenie tzw. konstytucji kwietniowej.
Wtorek, 23 kwietnia, 2024 roku. Do końca roku zostało 253 dni. Imieniny obchodzą:
Wojciecha Gerarda Jerzego Idziego. Św. Wojciech (Adalbert), biskup, męczennik (956-997). Urodził się w możnej rodzinie Sławnikowiców w Lubicach (Czechy). Kształcił się w Magdeburgu pod opieką tamtejszego arcybiskupa Adalberta. Ku jego czci Wojciech przyjął (podczas bierzmowania?) imię Adalbert, pod którym jest znany i czczony w Europie. Mając 27 lat zostaje biskupem Pragi. Po pięciu latach wysiłków pasterskich, widząc brak ich skuteczności, św. Wojciech udaje się do Rzymu, aby papież zwolnił go z obowiązków. Za radą sędziwego ascety, św. Nila, przyjął habit benedyktyński. Po paru latach zmarł biskup Falkold, który zastępował go w zarządzaniu diecezją. Czesi zażądali, aby Wojciech powrócił na biskupią stolicę. Przychylając się do życzenia papieża, Święty wrócił do Pragi. Jednak stosunki wewnętrzne w kraju nie poprawiły się i biskup znalazł się pośrodku rywalizujących ze sobą rodów. Kiedy zaprotestował przeciwko zamordowaniu kobiety szukającej na terenie kościoła azylu, wrogie stronnictwo przymusiło go do opuszczenia kraju. Wkrótce potem spaliło doszczętnie rodzinny gród Lubice oraz wymordowało czterech braci Wojciecha wraz z ich rodzinami. Biskup Wojciech udał się do Italii, gdzie spotkał się z Ottonem III, który zachęcał go do działalności misyjnej. Wojciech podjął tę myśl. Jesienią 996 roku wybrał się do Polski, aby podążyć dalej na północ. Król Bolesław Chrobry przyjął go na swym dworze życzliwie. Proponował mu funkcję pośrednika w polskich misjach dyplomatycznych. Biskup Wojciech wyraził jednak chęć pracy wśród pogan. Wiosną roku następnego popłynął Wisłą do Gdańska. Król dał mu osłonę z 30 wojów. Udając się z Gdańska w okolice Pregoły (?) biskup oddalił rycerzy Na terenie Prus 23 kwietnia 997 roku w piątek o świcie uzbrojony tłum rzucił się na Wojciecha i towarzyszących mu misjonarzy Najpierw został uderzony wiosłem, potem przeszyty włóczniami. Odcięto mu głowę i wbito na pal. Chrobry wykupił ciało Męczennika i z honorami pochował je w Gnieźnie. W dwa lata później papież Sylwester II uroczyście wpisał Wojciecha do kanonu świętych. W marcu 1000 roku Otton III odbył pielgrzymkę do grobu Świętego. Wtedy - podczas spotkania z Bolesławem Chrobrym - została uroczyście proklamowana metropolia gnieźnieńska z podległymi jej diecezjami w Krakowie, Kołobrzegu i Wrocławiu. Św. Wojciech stał się patronem Kościoła w Polsce. Jego kult ogarnął Węgry Czechy oraz kolejne kraje Europy Św. Wojciech jest jednym z trzech głównych patronów Polski. Jest też patronem archidiecezji gnieźnieńskiej, gdańskiej, warmińskiej i diecezji koszalińsko - kołobrzeskiej oraz miast, m.in. Gniezna, Trzemeszna, Serocka. Życie św. Wojciecha zostało przedstawione na drzwiach gnieźnieńskich - jednym z największych dzieł sztuki średniowiecznej w Polsce. W IKONOGRAFII Święty występuje w stroju biskupim, w paliuszu, z pastorałem. Jego atrybuty to także orzeł, wiosło oraz włócznie, od których zginął. Jan Kanapariusz tak wychwala św. Wojciecha w napisanym przez siebie żywocie głównego patrona naszej Ojczyzny: "O, jak święty i błogosławiony to mąż, na którego obliczu zawsze jaśniał blask anielski, w którego sercu zawsze Chrystus przemieszkiwał. Jak pobożny i wszelkiej czci najgodniejszy!". Słusznie chwalimy Wojciecha i uważamy go za swego wielkiego patrona, skoro w obliczu męczeńskiej śmierci wołał: "Bracia, nie smućcie się! Wiecie, że cierpimy to dla imienia Pana, którego doskonałość ponad wszystkie cnoty, piękność ponad wszelkie osoby, potęga niewypowiedziana, dobroć nadzwyczajna. Cóż bowiem mężniejszego, cóż piękniejszego nad poświęcenie miłego życia najmilszemu Jezusowi?". Od św. Wojciecha możemy dowiedzieć się, jak rodzi się świętość. Jest ona owocem poznania Boga w Jego nieskończonej doskonałości i pokochania Go ze wszystkich sił. Czy znów w naszej kwietniowej refleksji nie wraca echem wezwanie świętych, by - jak mówił bł. Padre Pio - czytać święte książki, rozmyślać nad nimi w modlitwie, z nich poznawać prawdę o Bogu, wzbudzać pragnienie miłowania Go i służenia tylko Jemu? Św. Wojciech, który byt mnichem benedyktyńskim oddanym modlitwie, lekturze i rozmyślaniu, tą właśnie drogą kroczył ku doskonałości. Niech i nas, uczy on świętej lektury, bo ona zbliża człowieka do Boga i Jego Matki i stawia na drodze świętości.
Św. Teresa
z Avila -
Dzieła św. Teresy Wielkiej...
O, Panie Uwielbiony, korną Ci prośbę ślę: Wyrwij mnie już z tej ziemi, już teraz umrzeć chcę!
Św. Jan od
Krzyża -
Dzieła św. Jana od Krzyża...
A ilem się wzbijał wyżej, pędząc w górę coraz chyżej, o tyle czułem, że spadam, słabnę i sobą nie władam. Oj, nie złowić tego ptaka! Siebie równam do robaka, co tak wzbił się od padołów wysoko, by schwycić połów.
Myśli Ojca Anthony de Mello - hinduskiego Jezuity:
Pozory - Mistrz niechętnie odnosił się do wszystkiego, co wydawało się nadzwyczajne. Zwykł powtarzać, że pierwiastek boski można znaleźć jedynie w rzeczach i sprawach zwykłych. Pewnego razu słyszano, jak mówił do ucznia, który oddawał się dziwacznym praktykom ascetycznym: - Świętość jest rzeczywistością pełną tajemnic - im jest większa, tym mniej sieją zauważa.
STARA KOBIETA I MNICH - Pewna stara kobieta w Chinach utrzymywała mnicha przez ponad dwadzieścia lat. Wybudowała mu chatkę i karmiła go, podczas gdy on spędzał swój czas na medytacji. pod koniec tego okresu zaczęła się zastanawiać, jaki postęp uczynił ten człowiek. Postanowiła wystawić go na próbę, werbując do pomocy dziewczynę płonącą pożądaniem. "Idź do chaty", powiedziała do dziewczyny, "i obejmij go. Potem powiedz: Co teraz zrobimy?" Dziewczyna złożyła w nocy wizytę mnichowi i zastała go na medytacji. Bez dalszych ceregieli zaczęła go pieścić i powiedziała: "Co teraz zrobimy?" Mnich wpadł w wielką wściekłość na taką impertynencję. Złapał za miotłę i wygnał dziewczynę z chatki. Kiedy wróciła i zdała relację z tego, co się stało, staruszka była oburzona. "I pomyśleć, że karmiłam tego faceta przez dwadzieścia lat", wykrzyknęła. "Nie wykazał żadnego zrozumienia dla twojej potrzeby, żadnej skłonności do pokierowania tobą w twym błędzie. Nie musiał ulegać namiętności, ale po tylu latach modlitwy, mógł przynajmniej rozwinąć w sobie trochę współczucia".
BAMBUSY - Nasz pies Brownie siedział napięty, uszy wyostrzone, ogon drgający nerwowo, oczy w górę - wpatrywał się w koronę drzewa. Tam była małpa. Jedynie małpa zajmowała jego świadomość w tym momencie. Jako, że nie posiada on zdolności rozumowania, nie nachodziła go ani jedna myśl, która przeszkadzałaby jego koncentracji: nie myślał co będzie jadł wieczorem ani czy będzie coś miał naprawdę do jedzenia, ani gdzie pójdzie spać. Brownie był lepszym wyobrażeniem kontemplacji niż wszystko, co dotąd widziałem. Być może i ty doświadczyłeś czegoś podobnego, na przykład kiedy zostałeś całkowicie pochłonięty widokiem bawiącego się kotka. Oto zasada kontemplacji równie dobra jak inne mi znane: żyj w pełni teraźniejszością. Zrób tak naprawdę: Zostaw wszelkie myślenie o przyszłości i przeszłości, wszelkie pojęcia, wszelkie wyobrażenia i stań w pełni obecny. I powstaje kontemplacja. Po latach ćwiczeń uczeń poprosił swego mistrza, by udzielił mu oświecenia. Mistrz zaprowadził go do lasku bambusowego i rzekł: - Zobacz jak ten bambus jest wysoki, spójrz na drugi, jaki jest niski. I w tym właśnie momencie uczeń został oświecony. Mówi się, że Budda, starając się osiągnąć oświecenie, próbował praktykować każdą duchowość, wszelkie formy ascetyzmu i wszelkie zasady stosowane w Indiach jego czasów. Wszystko na próżno. W końcu usiadł pewnego dnia pod drzewem zwanym bodhi i tam otrzymał oświecenie. Później przekazał tajemnicę oświecenia swoim uczniom słowami, które niewtajemniczonym mogą wydawać się enigmatyczne, zwłaszcza jeśli zajmują się swoimi myślami: "Kiedy oddychacie słabo, bądźcie świadomi, że oddychacie słabo. Kiedy nie oddychacie ani za głęboko, ani za słabo, bądźcie świadomi, że nie oddychacie ani za głęboko, ani za słabo". Świadomość. Uwaga. Zaangażowanie. Nic więcej. Tę formę zaangażowania możemy zauważyć u dzieci. Mają one łatwy dostęp do królestwa niebieskiego.
Przepiękne teksty wielkiego Jogina Sri Nisargadatty Maharaja (1897 - 1981)
Pytania i odpowiedzi (poniższe teksty, losowo
wyświetlane, dopracowałam na potrzeby
katolików - Wiesław Matuch)
PYTANIE: Co to jest osobowość? ODPOWIEDŹ: Usunie pan wolę istnienia i co zostanie? Istnienie i nieistnienie odnoszą się do rzeczy w przestrzeni i w czasie: tu i teraz, tam i wtedy. Przestrzeń i czas mieszkają ciągle w umyśle. Umysł gra w zgadywankę, nigdy nie jest niczego całkowicie pewien. Jest za to nawiedzany przez obawy i niespokojny. Czuje się pan obrażony, kiedy traktuje się pana jako narzędzie i wymaga, by traktowano go jako osobę, ponieważ nie jest pan pewny własnego istnienia i nie chce zrezygnować z wygody oraz pewności istnienia jako osobowość. Może pan nie być tym, za kogo się pan uważa, ale to przekonanie daje osobowości ciągłość, pana przyszłość przepływa w teraźniejszość i staje się bez zakłóceń przeszłością. To przerażające być pozbawionym własnego istnienia, ale trzeba się z tym pogodzić i odnaleźć swą tożsamość w całości życia. Wtedy nie będzie już żadnych wątpliwości, kto jest używany przez kogo.
Tęsknota:
Smutne jest życie w nieszczęściu kiedy się płacze i szlocha lecz trudniej żyć bez kogoś kogo się naprawdę kocha.
Ryszard
Kapuściński:
Przez setki, tysiące, dziesiątki tysięcy lat człowiek postrzegał siebie jako członka jakiegoś plemienia, społeczeństwa, wyznawcę jakiejś wiary, mieszkańca jakiegoś miejsca na ziemi. To były centralne punkty, filary jego duchowej ojczyzny. Istnienie takich centrów ukształtowało naszą wyobraźnię i naszą wrażliwość. (...) Żyjąc, staraliśmy się pozostawać w bezpośredniej bliskości - fizycznej lub emocjonalnej - tych centralnych punktów. A teraz technika i komunikacja zwielokrotniły nasz świat. Centralne punkty rozmnożyły się - i w tym samym momencie przestały być centralne, stały się równorzędne, trudne do zhierarchizowania. Człowiek znalazł się w rzeczywistości dla niego nieprzyjaznej, chaotycznej, trudno rozpoznawalnej.
Cytaty Przemówienia Papieża Jana Pawła II w parlamencie polskim z 11 czerwca
1999
Wszystkim tutaj obecnym i wszystkim moim rodakom życzę, aby próg trzeciego tysiąclecia przekroczyli z nadzieją i ufnością, z wolą wspólnego budowania cywilizacji miłości, która opiera się na uniwersalnych wartościach pokoju, solidarności, sprawiedliwości i wolności.
Tęsknota:
Patrz... Stoję przed Tobą. .. Nic nie mam za sobą, oprócz rozwianych marzeń, zapomnianych wydarzeń, dni spędzonych z Tobą. .. Pogodzenia z odmową...!
Najlepszym potwierdzeniem istnienia jakiegoś fenomenu jest konsekwentna i
wielokrotnie powtarzana obserwacja. Jedynie dzięki dokładnej i wszechstronnej
analizie przeprowadzonych przeze mnie eksperymentów doszedłem do wniosku, który
jednoznacznie potwierdza istnienie Drugiego Ciała. Sądzę, że każdy z nas ma
Drugie Ciało. Nie uważam siebie za unikat w tym względzie.
Jeżeli istnieje, to jakie ono właściwie jest? Jakie są jego charakterystyczne
cechy? Przeprowadziłem na ten temat mnóstwo testów, a oto wybrane notatki
dotyczące tego właśnie zjawiska.
11 czerwca 1958 r. – popołudnie.
Znowu otworzyłem oczy i wszystko wyglądało normalnie, poza wibracjami i
łaskotaniem gdzieś w mojej głowie. Zamknąłem oczy, a ich siła wzrosła.
Postanowiłem spróbować unieść się i zrobiłem to. Przez chwilę dryfowałem w
centralnej części pokoju, po czym bardzo łagodnie– spłynąłem w dół, Zupełnie jak
opadające piórko. Kiedy dotknąłem podłogi, moje barki i głowa wydawały się
spoczywać na dywanie, podczas gdy biodra i nogi zawieszone były w powietrzu.
Zupełnie, jakby głowa ważyła więcej niż reszta ciała. Wciąż jednak podlegałem
łagodnemu przyciąganiu ziemskiemu. Wciąż miałem wagę – co prawda znacznie
mniejszą, ale miałem.
15 lipca 1958 r. – popołudnie.
Ponownie leżałem na kanapie, czując bardzo delikatne wibracje. Otworzyłem oczy i
rozejrzałem się. Wszystko wyglądało normalnie, ale wibracje były w dalszym ciągu
obecne. Leżąc na plecach poruszyłem założonymi na piersiach rękami, a potem
ciągnąłem je w górę. Czułem, że są wyprostowane, więc zdziwiłem się (przestałem
już używać słowa “zaskoczony") widząc moje ręce w dalszym ciągu założone na
klatce piersiowej.
Spojrzałem do góry, gdzie powinny być ręce i ujrzałem migoczący zarys moich
ramion i dłoni dokładnie w takiej pozycji, w jakiej je czułem! Jeszcze raz
spojrzałem na ręce na piersiach, po czym na ich zarys w górze. Widziałem przez
nie półki z książkami. Jasny i migoczący zarys moich rąk poruszał się, a ja ten
ruch odbierałem. Świetliste palce powtarzały z kolei mój ruch i znów czułem jak
się poruszają. Złożyłem migoczące dłonie i poczułem, kiedy się zetknęły.
Odbierałem je jak normalne dłonie.
Leżałem tak prawie dziesięć minut porównując dziwne wrażenia i starając się
określić różnice. Widziałem ręce złożone na. piersiach. Lecz równocześnie
widziałem świetlisty zarys tych samych rąk i dłoni, które poruszały się
wyciągnięte w górze. Spróbowałem poruszyć ramionami, ale bez powodzenia. Kiedy
spróbowałem poruszyć tymi drugimi, “działały" doskonale. Od moich rąk fizycznych
nie płynęły żadne bodźce czuciowe. Kiedy klasnąłem w drugie dłonie, poczułem ich
dotyk zupełnie wyraźnie. Potarłem nimi przedramiona i odkryłem, że były
całkowicie naturalne, twarde w dotyku. Wysunąłem dłonie w stronę półki, ale nie
wyczułem jej dotykiem! Przeniknęły przez nią na wylot.
Wibracje zaczęły zanikać, więc szybko cofnąłem migotliwy zarys dłoni i ramion na
piersi. Miałem wrażenie, jakbym wsunął je w długie rękawice i ponownie mogłem
poruszać fizycznymi rękami. Nie chciałem dać się przyłapać poza ciałem, kiedy
wibracje znikną zupełnie – nawet gdyby na zewnątrz znajdowały się tylko ręce.
Nie wiem co mogłoby się wtedy stać. Może nic, a może coś o czym nie chciałbym
się przekonać.
5 maja 1960 r. – noc.
Kilka razy, kiedy opuszczałem moje fizyczne ciało czułem kogoś, a raczej jego
ciało ciepłe i żywe, przyciśnięte do moich pleców. Po doświadczeniach z
“myślącymi formami" stałem się oczywiście bardzo ostrożny.
Za każdym razem, kiedy czułem tę “istotę" na plecach, szybko wracałem do ciała
fizycznego. Byłem pewien, że jest to coś więcej, niż “myślące dzieci" – może
jakaś istota zboczona seksualnie, chociaż w dotyku nie wyczuwałem żadnych
erotycznych treści. Byłem jednak ostrożny i z całą pewnością wystraszony.
Wrażenie to potwierdziło się kiedy wyczułem, że opierająca się o mój niefizyczny
kark twarz miała zarost! Całkiem solidny, jak u mężczyzny, który nie golił się
co najmniej od kilku dni. Słyszałem także jego oddech dyszący mi prosto w ucho.
Z pewnością nie był to oddech dziecka. Był to dorosły mężczyzna, dyszący z pasją
i prawdopodobnie z jaki– ; miś odchyleniami seksualnymi, bowiem dlaczego
nastawałby na mnie, innego mężczyznę? Czy czułbym coś innego, gdyby była to
kobieta? Mówiąc szczerze, raczej tak. Ale teraz muszę się go jakoś pozbyć.
22 maja 1960 r. – noc.
Kluczem do całej sprawy okazał się właśnie zarost! Nie muszę się już martwić o
tego “mężczyznę" na moich plecach. Jest tam w dalszym ciągu, ale teraz wiem
przynajmniej, kim on jest. Tym razem, po pięciokrotnej ucieczce do fizycznego
ciała, zdobyłem się na więcej odwagi. Wysunąłem się z ciała powoli, tylko tyle,
aby być już ponad ciałem fizycznym i ponownie poczułem to ciało na piecach, a
także zarost i dyszący mi w ucho oddech. Ostrożnie, aby mój ruch nie został
poczytany za atak, dotknąłem grzbietem dłoni twarzy za mną. Miała zarost, który
wydawał się bardzo autentyczny. Dyszenie trwało i w dalszym ciągu czułem nacisk
na plecy, więc powróciłem do ciała fizycznego.
Usiadłem (fizycznie) i zacząłem rozmyślać nad całą sprawą. W zamyśleniu
przesunąłem dłonią po szczęce. Muszę się ogolić, pomyślałem automatycznie i
nagle coś mi zaświtało. Jeszcze raz pogłaskałem się po szczęce. Uczucie było
bardzo znajome. Zupełnie takie samo jak wtedy, kiedy dotknąłem twarzy tego...
czy możliwe? Potem zauważyłem, że mam suche gardło, jakbym oddychał przez usta,
tak samo jak ten...
Był tylko jeden sposób, aby to sprawdzić. Położyłem się i już po krótkiej chwili
byłem w stanie wytworzyć wibracje: Powoli wyszedłem z ciała. Tak, czułem to,
Ponownie to samo ciało, drapiący w moją szyję zarost, dyszenie w ucho. Ostrożnie
dotknąłem twarzy z tyłu i wyczułem zarost. Był taki sam, jak u mnie. Wstrzymałem
oddech lub myślałem, że to robię, dyszenie w ucho ustało. Odetchnąłem dwa razy i
ponownie wstrzymałem oddech. “Ciało" za mną oddychało w takim samym rytmie. To
ciągłe ciepło, przytulone do moich pleców, to byłem ja sam!
Powróciłem do ciała fizycznego, usiadłem i zamyśliłem się. Powstało bowiem
pytanie, kto jest kim? Przemyślawszy to wydało mi się, że tamten na plecach –
którego czułem i słyszałem – to "ja" fizyczny, a ten “ja" z przodu to byłem "ja"
mentalny lub rzeczywisty. Założyłem tak, ponieważ bodźce fizyczne i związane z
nimi działania płynęły z ciała z tyłu, myślało zaś moje "ja" z przodu. Powikłane
to jakoś, ale bardzo prawdziwe.
Od tej pory nie miałem już problemów, kiedy doświadczałem takich sensacji. A
mówi się o ludziach, że boją się własnego cienia!
8 sierpnia 1960 r. – popołudnie.
Przeprowadziłem inny, także, bardzo interesujący eksperyment. Położywszy się
zacząłem odliczać. Po chwili pojawiły się silne wibracje, które łagodniały kiedy
zwiększyły swą częstotliwość (zaczęły się od około 30 Hz i przyśpieszyły, aż
odczuwałem je jedynie jako ciepło). Postanowiłem unieść się wolna z ciała, aby.
zbadać ten proces. Spróbowałem i wysunął się świetlisty zarys nóg, potem bioder,
ale nic więcej! Nie byłem w stanie wysunąć klatki piersiowej i ramion, chociaż
się starałem. Było to bardzo dziwne. Spędziłem cały ten czas poruszając nogami i
biodrami w górę i w dół. Patrzyłem, lecz samo “widzenie" nie było tak ostre, jak
normalnie. Kilkakrotnie wysuwałem nogi z ciała fizycznego, potem przesuwałem je
w prawo i pozwalałem im opaść. Opadały bardzo powoli, a po dotknięciu kanapy
osuwały się po jej bokach na podłogę, zupełnie jakby pozbawione były kości.
Przypominało to pusty fragment ubrania na zwolnionym filmie, załamujący się przy
zetknięciu z twardym podłożem. Po połączeniu z ciałem nie zauważyłem żadnych
zmian. Czas eksperymentu: 22 minuty.
16 września 1960 r. – popołudnie.
W sobotę ponownie wyszedłem z ciała usiłując utrzymać się w “obszarze", tzn.
pozostać w tym samym pokoju. Tym razem także zauważyłem tę dziwną, jakby gumową
elastyczność owego drugiego ciała. Mogłem stać na środku pokoju i dotknąć ręką
ściany oddalonej o jakieś 2,5 m. Początkowo moja ręka nie przybliżała się do
ściany. Nie przestawałem jednak “wyciągać" dłoni na zewnątrz, aż nieoczekiwanie
poczułem pod nią szorstkość ściany. Przez samo wyciąganie moja ręka stała się
niemal dwukrotnie dłuższa; ja jednak nie zauważyłem żadnej różnicy. Kiedy
zaprzestałem tej czynności, ręka skurczyła się i powróciła do normalnych
rozmiarów. Potwierdza to inne dowody, iż świadomie lub nieświadomie można
przybrać taki kształt o jakim się akurat myśli. Pozostawione samo sobie ciało
zachowuje normalny, humanoidalny kształt. Jeżeli myśli się o jakimś innym
kształcie to podejrzewam, że taki kształt można przybrać, na przykład psa lub
kota. Czyżby stąd pochodziły mity o wilkołakach i wampirach zmieniających się w
nietoperze? Nie sądzę, bym chciał się o tym przekonać:
10 października 1962 r. – wieczór.
Ponownie odkryłem coś ważnego w związku z pytaniem: ,jak wyglądasz, kiedy jesteś
poza ciałem fizycznym". Około 19.30 postanowiłem spróbować odwiedzić W.R. w jej
odległym o jakieś 15 km apartamencie. Byłem pewny, że o tej porze nie będzie
jeszcze spać. Z wyjściem z ciała nie miałem większych trudności i prawie
natychmiast znalazłem się w salonie. R.W. siedziała w pobliżu lampy. Zbliżyłem
się do niej, ale wydawała się nie zwracać na mnie uwagi. Potem byłem już pewien,
że mnie zauważyła, ale równocześnie wydawała się przestraszona. Cofnąłem się i
zacząłem mówić, lecz coś przyciągało mnie do ciała fizycznego i znalazłem się we
własnej sypialni i we własnym ciele, a wibracje zmniejszały się. Powodem powrotu
okazało się zdrętwiałe ramię, na którym leżałem.
Jednak najbardziej niezwykłe były następstwa tej podróży. Następnego dnia R.W.
zapytała mnie, co robiłem poprzedniego wieczora. Spytałem, dlaczego o to pyta, a
ona odparła: “siedziałam po kolacji w salonie i czytałam gazetę. Nagle coś
kazało mi spojrzeć w górę i zobaczyłam, jak po drugiej stronie pokoju coś wisi w
powietrzu i macha do mnie!"
Zapytałem ją, jak to wyglądało.
“Jak przezroczysty kawałek szyfonu. Widziałam przez niego ścianę i krzesło, aż
nagle zaczęło się do mnie zbliżać. Byłam przestraszona ale pomyślałam, że to
możesz być ty, więc zapytałam: Bob, czy to ty? Ale to trwało po prostu
zawieszone w powietrzu. Ponownie zapytałam czy to ty, a jeżeli tak to wracaj do
domu i nie przeszkadzaj mi. Wtedy to cofnęło się i szybko rozpłynęło".
Potem zapytała, czy to rzeczywiście byłem ja. Odpowiedziałem, że to bardzo
możliwe.
“No cóż, następnym razem powiedz coś, żebym wiedziała, że to ty" – odrzekła. –
“Nie będę się wtedy tak bać".
Zapewniłem, że tak zrobię. Przynajmniej nie jestem świecącym duchem i nie mam
ludzkiego kształtu – czasami.
21 listopada 1962 r. – noc.
Tym razem postanowiłem odbyć czysto “lokalną" podróż. Zacząłem już dryfować w
stronę drzwi, kiedy przypomniałem sobie, że nie potrzebuję przecież przechodzić
przez drzwi. Odwróciłem się i zbliżyłem do ściany oczekując, że przejdę przez
nią na wylot. Nie udało się! Okazało się, że nie mogę jej sforsować. Wyczuwałem
ją tak, jakbym dotykał jej rękami. Pomyślałem więc, że coś robię źle. Przecież
przechodziłem już przez ściany bez najmniejszych problemów. A więc powinno się
to udać i tym razem. Naparłem na nią wyciągniętymi rękami. Przez chwilę
wyczuwałem opór, a potem moje ręce przeniknęły przez nią jakby była z wody.
Przedostając się na drugą stronę wyczuwałem i rozpoznałem wszystkie warstwy, z
których była zrobiona – farba, tynk, listwy, wypełnienie, a w końcu wykończenie
z kamyków, już na zewnątrz. Było to podobne do przenikania przez podłogę. Skąd
jednak ten opór przy pierwszej próbie?
15 marca 1963 r. – noc.
Był to chyba najbardziej niezwykły eksperyment. Po "uniesieniu" się z ciała
zebrałem się na odwagę, by ostrożnie zbadać moje leżące w łóżku ciało. W
półmroku zacząłem się powoli zniżać: (Przez okno wpadało jedynie blade światło i
nie widziałem zbyt dobrze, ale może i lepiej. To raczej dziwne uczucie, kiedy
ogląda się w ten sposób swoje własne ciało.) Sięgnąłem ostrożnie w dół, aby
dotknąć głowy, lecz moje dłonie dotknęły stóp! W pierwszej chwili pomyślałem, że
zdryfowałem, ale wtedy wyczułem palec stopy. Mój duży palec lewej stopy ma gruby
paznokieć, pamiątkę po dawnym przygnieceniu przez pień. Ten duży palec nie miał
czegoś takiego! Zbadałem dłońmi prawą stopę. Duży palec prawej stopy miał
zgrubiały paznokieć! Wszystko było odwrócone, jak w lustrze. Zbadałem powoli
całe ciało i za wyjątkiem tego palca nie mogłem stwierdzić, czy było odwrócone,
czy nie. Najważniejsze, że wyczuwałem je dotykiem. Moje drugie dłonie nie mogły
przez nie przejść. To bardzo dziwne uczucie dotykać własnej twarzy o zamkniętych
oczach, jakby była twarzą kogoś innego. Pochyliłem się na tyle nisko, że mogłem
dojrzeć twarz. W porządku, to byłem ja, być może odrobinę zdeformowany. A może
jestem już o wiele mniej przystojny niż kiedyś, a moja duma nie chce tego
przyznać. Co prawda nigdy nie uważałem się za specjalnie przystojnego, jednak
wydawało mi się, że wyglądam trochę lepiej, niż w tej chwili! Dziwaczna rzecz to
odwrócenie. Unosząc się tak w ciemnym pokoju, mogłem łatwo okręcić się dookoła i
stracić orientację. Ale gruby paznokieć był z pewnością na prawej stopie a nie
na lewej. Muszę sprawdzić to dokładnie.
18 czerwca 1960 r. – noc.
Zostało to sprowokowane pytaniem dr Bradshawa. Pomyślałem, że aby mu
odpowiedzieć muszę zbadać, czy będąc w ciele niefizycznym mam na sobie ubranie.
Nigdy przedtem nie zawracałem sobie tym głowy, przypuszczalnie dlatego, że nic
przykładam wagi do ubrania. W moim pojęciu jest ono po to,, by mi było ciepło i
wygodnie. Zbadałem więc moje drugie, niefizyczne ciało. Pokryte było gęsią
skórką, ale ubrania nie miałem. Może jedynie tym razem.
23 lutego 1961 r. – noc.
Wyszedłem z ciała metodą “obrotu belki". Kiedy zacząłem' płynąć przez pokój, coś
wydawało się ściągać mnie z powrotem. Przypominało to chodzenie w wodzie, kiedy
to porusza się rękami i nogami, ale pozostaje się na miejscu. Nagle coś
szarpnęło mnie za plecy (nie było to bolesne). Przekoziołkowałem do tyłu i
wpadłem do ciała fizycznego. Usiadłem i usłyszałem, że ktoś puka do drzwi. Była
to moja córka. Co tak zdecydowanie mnie ściągnęło? Czyżby to “lina", o której
czytałem?
7 lipca 1960 r. – popołudnie.
To także był eksperyment, którego nie chciałbym powtarzać. Byłem w naładowanej
klatce Faraday'a. Spróbowałem przez nią przejść. Z ciała fizycznego wyszedłem
normalnie, lecz potem znalazłem . się jakby schwytany w dużą sieć zrobioną z
giętkich przewodów. Sieć poddawała się, kiedy na nią naciskałem, ale nie mogłem
przez nią przejść. Miotałem się niczym zwierzę schwytane w potrzask i w końcu
wróciłem do ciała fizycznego. Przemyślawszy to wydarzenie doszedłem do wniosku,
że nie były to przewody lecz pole elektryczne o takim samym kształcie jak
klatka, ale bardziej elastyczne. Może na podobnej zasadzie mogłoby działać
urządzenie “łowcy duchów".
30 października 1960 r. – popołudnie.
Po piętnastej położyłem się z zamiarem odwiedzenia E.W. w jego domu odległym o
jakieś 10 km. Po pewnych trudnościach osiągnąłem stan wibracji i wyszedłem z
ciała, a potem z pokoju. Naprowadziwszy się mentalnie na E.W. zacząłem podróż.
Początkowo poruszałem się wolno (stosunkowo). Nagle znalazłem się w handlowej
dzielnicy “płynąc" powoli około siedmiu metrów nad chodnikiem (tuż powyżej
górnej krawędzi okien drugiego piętra). Rozpoznałem główną ulicę miasta, a także
budynki i róg, który właśnie minąłem. Przez kilka minut dryfowałem samotnie
ponad chodnikiem, aż spostrzegłem stację benzynową, gdzie naprzeciw
podniszczonych drzwi stał biały samochód bez tylnych kół. Byłem rozczarowany, że
nie jestem u E.W., co było przecież celem mojej podróży. Wróciłem więc do ciała
fizycznego. Usiadłem i próbowałem przeanalizować, dlaczego nie poleciałem tam,
dokąd chciałem. Pod wpływem impulsu wstałem, zszedłem do garażu i pojechałem do
tego miejsca. Chciałem sprawdzić to co zobaczyłem. Znalazłem ten sam róg na
głównej ulicy, a także biały samochód i drzwi. Dowody takie jak te, mogą okazać
się bardzo pomocne. Spojrzałem w górę, w miejsce gdzie prawdopodobnie “wisiałem"
nad chodnikiem i oto kolejna niespodzianka! Prawie na tej samej wysokości na
jakiej się poruszałem, rozciągały się przewody wysokiego napięcia. Czyżby Drugie
Ciało było przyciągane przez pole elektryczne? Czy poruszało się właśnie dzięki
temu?
E.W. spotkałem później w domu. Wydaje się, że wtedy nie chybiłem aż tak bardzo,
bo około 1525 E.W. spacerował główną ulicą, a ja unosiłem się bezpośrednio nad
nim.
9 stycznia 1961 r. – noc.
W odpowiedzi na pytanie zadane mi w trakcie dyskusji przez dr Bradshawa,
postanowiłem sprawdzić, czy rzeczywiście istnieje “lina" łącząca ciało fizyczne
i Drugie Ciało. W przeszłości niczego takiego nie zauważyłem, poza dziwacznymi
szarpnięciami, które miały miejsce raczej sporadyczne. Mając to na uwadze
położyłem się o zmroku i zastosowałem procedurę pamięciową. Wyszedłem z ciała
sposobem rotacji osiowej i pozostałem w pokoju wisząc kilka stóp nad ciałem
fizycznym. Obróciłem się chcąc zobaczyć “linę", ale niczego nie dostrzegłem –
albo było zbyt ciemno albo jej tam nie było. Potem dotknąłem głowy sprawdzając
czy stamtąd nie wychodzi. Kiedy dotknąłem tyłu głowy, moja dłoń trafiła na coś,
więc sięgnąłem tam drugą ręką. Cokolwiek to było, wychodziło z punktu pomiędzy
łopatkami a nie z tyłu głowy, jak pierwotnie przypuszczałem. Czułem podstawę
tego czegoś co przypominało rozwinięte korzenie drzewa, wychodzące z grubego
pnia. “Korzenie" rozchodziły się ukośnie w dół; aż do środkowej części ciała, a
potem w górę do ramion i szyi. Sięgnąłem dalej, tam gdzie formowały się one w
"linę", o ile pięciocentymetrowy kabel możemy nazwać “liną". Wisiała luźno i
wyczuwałem jej powierzchnię bardzo wyraźnie. W dotyku była równie ciepła, jak
ciało i wydawała się złożona z setek (tysięcy?) podobnych do ścięgien nitek,
które ułożone były razem, ale nie skręcone czy spiralnie zwinięte. Było to
giętkie i nie wydawało się pokryte skórą. Zadowolony, że coś takiego
rzeczywiście istnieje, puściłem to i powróciłem do ciała.
Te podstawowe charakterystyczne cechy potwierdziły się wielokrotnie także i przy
innych eksperymentach. Wciąż jednak nie istnieje inna metoda udowodnienia tego
zjawiska, jak przekonać się na sobie samym lub obserwując innych. Być może uda
się kiedyś znaleźć inne sposoby.
Podsumujmy więc teraz to wszystko czego dowiedzieliśmy się do tej pory o Drugim
Ciele. Po pierwsze, ma ono wagę w naszym rozumieniu tego słowa. Podlega
przyciąganiu ziemskiemu, choć w dużo mniejszym stopniu niż ciało fizyczne. Fizyk
mógłby to oczywiście wyjaśnić mówiąc, iż jest to kwestia masy i że to co jest w
stanie przenikać przez ściany musi mieć takie małą gęstość, tak aby mogło
przecisnąć się pomiędzy molekułami materii. Taka mała gęstość daje bardzo małą
masę – ale wciąż jest to jednak masa. To ten eksperyment, w którym tylko
częściowo opuściłem ciało biodrami i nogami, a potem pozwoliłem im opaść.
Podobnym przykładem może być napieranie na ścianę. Początkowy opór mógł być
spowodowany formą napięcia powierzchniowego, które raz złamane umożliwia mniej
gęstej masie przenikanie pomiędzy molekułami ściany.
Po drugie, to ciało jest widoczne, ale w określonych okolicznościach. Aby stać
się widocznym musi odbijać bądź emitować światło o znanym nam widmie. Opierając
się na wcześniejszym doświadczeniu wydaje mi się, że widziałem emanację światła,
ale tylko w bezpośredniej bliskości ciała. Reszta w świetle dnia była
niewidoczna. Należy tu założyć, że mój system postrzegania mógł być, a raczej
musiał być w pewien sposób wzmocniony, co umożliwiło mi “widzenie". Ten “szary
szyfon" widziany przez R.W. przy sztucznym oświetleniu i pełnej świadomości,
może być jeszcze czymś innym. Sądząc z opisu można by go zakwalifikować do
kategorii ciał odbijających światło. Jak widać istnieją bez wątpienia warunki, w
których całkowicie świadomy obserwator może “zobaczyć" Drugie Ciało. Jakie to
warunki tego nie wiem.
Po trzecie, wrażenie dotykania Drugiego Ciała jest bardzo podobne do doznania
ciała fizycznego, np. kiedy składałem dłonie Drugiego Ciała, wrażenie było
identyczne jak przy zetknięciu rąk fizycznych. To samo potwierdza się przy
poszukiwaniu “liny". Drugie dłonie wyczuwały się i dotykały wzajemnie, a zmysły
fizyczne wyraźnie odbierały to jak dotyk cielesny. Niefizyczne ręce mogą także
dotykać ciała fizycznego z podobnym rezultatem (badanie palca prawej stopy a
także doświadczenie z “mężczyzną na plecach" wyraźnie wskazują, że inne części
ciała niefizycznego także reagują na dotyk). Możemy więc założyć, iż w stanie
tzw. “niewielkiego oddalenia" Drugie Ciało może postrzegać i dotykać także
przedmiotów niefizycznych.
Po czwarte, Drugie Ciało jest bardzo plastyczne i może przyjmować dowolne
kształty. Zdolność “wyciągania" ręki do jej trzykrotnej długości potwierdza tę
plastyczność. Ktoś mógłby stwierdzić, że wszystkie te podróże poza ciałem
polegają jedynie na niezwykłym rozciągnięciu jakiejś substancji emanującej z
ciała fizycznego. “Odskakiwanie" od ciała, kiedy pragnie się pozostać poza nim,
wydaje się uwiarygodniać tę tezę. Pojawienie się Drugiego Ciała jako kawałka
przezroczystej tkaniny umyka jakiejkolwiek analizie, ale może również wskazywać
na niezwykłą plastyczność. O ile umysł nie nakazuje w danej chwili przyjęcia
określonej formy to możemy założyć, że na skutek nawyku myślowego Drugie Ciało
przybierze znajomy humanoidalny kształt.
Po piąte, istnieje możliwość, iż Drugie Ciało jest dokładną odwrotnością
fizycznego. Świadczy o tym wyjście ż ciała metodą “obracanej belki" oraz
eksperyment, w którym badałem swoje ciało fizyczne leżące nieruchomo na łóżku.
Nastąpiła wtedy zmiana położenia głowy i nóg, ale to akurat może być łatwo
wytłumacz one utratą orientacji w mroku. Jednakże w połączeniu z identyfikacją
dużego palca daje do myślenia. W innych notatkach także występują sugestie na
ten temat, brane początkowo za błąd w orientacji i uznawane za odczucie czysto
subiektywne. Teoria odwrotności może łączyć się w jakiś sposób ze zjawiskiem
antymaterii.
Po szóste, bezpośrednie badania wydają się potwierdzić tezę “liny" łączącej
ciało fizyczne oraz Drugie Ciało, co wielokrotnie było opisywane na przestrzeni
wieków w literaturze ezoterycznej. Dzisiaj nie wiadomo jeszcze, czemu miałoby
służyć takie połączenie. Można jedynie spekulować, że Drugie Ciało i zawarta w
nim inteligencja przy pomocy tej liny sprawuje ciągłą kontrolę nad ciałem
fizycznym. Wydaje się prawdopodobne, że taką właśnie drogą wysyłane są
informacje do Drugiego Ciała, jak miało to miejsce w przypadku wezwania do
powrotu wskutek zdrętwienia ręki czy pukania do drzwi. Jeżeli połączenie takie
rzeczywiście istnieje, to substancja owej “liny" musi być tak samo rozciągliwa
jak Drugie Ciało, aby móc przesyłać impulsy na ogromne odległości.
Po siódme wreszcie, związek pomiędzy Drugim Ciałem a elektrycznością czy polami
elektromagnetycznymi jest niezwykle znaczący. Wskazuje na to eksperyment w
klatce Faraday'a oraz usytuowanie Drugiego Ciała nad ulicą w sąsiedztwie lub
obrębie pól elektrycznych wytworzonych przez przewody wysokiego napięcia.