Jeśli
ktoś zapragnąłby mieć udział w wydaniu następnych moich pism oraz działaniu dla
dobra wspólnej idei „System Miłości” i zdobywania niebiańskiej wiedzy dla
siebie, „Wiedza od Ojca Pio” - to podaję osobiste konto:
Wiesław Matuch BNP Paribas Bank Polska S.A. Konto:902030 0045 1130 0000 1538 6050
w tytule podać DAROWIZNA – aby uniknąć podatku.
Natomiast żeby przesłać kwotę do Polski z zagranicy trzeba podać tak:
PLPK90203000451130000015386050
- Wiesław Matuch Darowizna:
Lub : Wiesław Matuch
90 2030 0045 1130 0000 1538 6050
w tytule podać DAROWIZNA
Wpisać:
PPABPLPK Jak
braknie pola dodać XXX
Założyłem też konto na PayPal -
wiesiorynka@gmail.com Jeśli ktoś chciałby
wesprzeć duchową naszą wspólną oddolną działalność - to jest taka możliwość.
PayPal przekierowuje na moje konto w BGŻ w Polsce. W
tytule podać DAROWIZNA – aby uniknąć podatku. Komfort jest, bo można
korzystać z podstawowych walut z całego świata. Wiesiu
1768 - Zmarł Bernardo Bellotto (Canaletto). 1807 - Urodził się Wincenty Pol, poeta i geograf. 1889 - Urodził się Adolf Hitler, dyktator III Rzeszy. 1893 - Urodził się Harold Lloyd, amerykański aktor filmowy. 1910 - Urodził się Jan Dobraczyński, pisarz i działacz polityczny. 1941 - Utworzenie Uniwersytetu Rzeszy w Poznaniu. 1945 - Zmarł Wacław Sieroszewski, pisarz i działacz polityczny. 1957 - Premiera filmu "Kanał" Andrzeja Wajdy. 1973 - Urodził się Wojciech Korfanty, polityk i działacz niepodległościowy.
Sobota, 20 kwietnia, 2024 roku. Do końca roku zostało 256 dni. Imieniny obchodzą:
Agnieszki Mariana Czesława Bereniki Marcelina Zenona Fabiana Teodora Sebastiana. Św. Agnieszka z Montepulciano, dziewica, zakonnica (1268-1317). pochodziła ze szlacheckiej rodziny Tamtejszym zwyczajem mając 9 lat zostaje oddana na wychowanie do klasztoru sakinek, jako czternastoletnia dziewczyna postanawia zostać w nim zakonnicą. Mając kilkanaście lat zostaje przełożoną klasztoru w Proceno, gdzie daje się poznać jako osoba pobożna, pokorna, cierpliwa i roztropna. Była mistyczka. W roku 1306 założyła w swoim rodzinnym miasteczku klasztor, który włączyła do dominikańskiej rodziny zakonnej. Kanonizowana w 1726 roku.
Św. Teresa
z Avila -
Dzieła św. Teresy Wielkiej...
Skróć, o mój słodki Boże, Konania tego czas i spraw, by nikły płomień ziemskiego życia zgasł.
Św. Jan od
Krzyża -
Dzieła św. Jana od Krzyża...
Lecz będę już tu płakał i znosił ból istności, bo trwa moje wygnanie za grzechów moich złości. Lecz kiedyż ten czas przyjdzie, na który duszę otwieram, kiedy szczęśliwy zawołam: żyję, bo nie umieram!?
Myśli Ojca Anthony de Mello - hinduskiego Jezuity:
Zaniechanie - Co muszę robić, by zostać oświeconym? - Nic. - Dlaczego? - Dlatego, że oświecenie nie wypływa z działania... Oświecenie po prostu przychodzi. - Nie można go więc zdobyć? - Ależ można. - W jaki sposób? Przez niedziałanie. - A co trzeba robić, by osiągnąć taki stan? - A co trzeba robić, żeby zasnąć albo żeby przebudzić się?
KIEDY DZIEŃ JEST WIELKIM DNIEM? - Młody Amerykanin dostał posadę urzędnika w Białym Domu i właśnie brał udział w przyjęciu wydanym przez prezydenta dla całego personelu Białego Domu. Pomyślał, że jego matka będzie zachwycona, gdy dostanie telefon z Białego Domu, zamówił, więc rozmowę poprzez jego centralę. "Mamo", powiedział dumnie, "to dla mnie wielki dzień. Wiesz co, dzwonię do ciebie z Białego Domu". Reakcją, jaką uzyskał po drugiej strome nie było takie podekscytowanie, jakiego się spodziewał. Pod koniec rozmowy matka powiedziała: "No cóż, synu, dla mnie to też był wielki dzień". "Naprawdę? Co się stało? "Zdołałam w końcu wysprzątać poddasze".
MEDALIK - Człowiek jest sam, zagubiony w tym ogromnym wszechświecie. I jest pełen lęków. Dobra religia czyni go odważnym. Kiepska religia potęguje jego lęki. Pewna matka nie mogła sobie poradzić z synkiem, który zawsze wracał do domu po zmroku. Dlatego przestraszyła go: powiedziała mu, że na ścieżce do domu pojawiły się jakieś duchy wychodzące zaraz po zachodzie słońca. Odtąd nie musiała mu przypominać, by wracał do domu w porę. Kiedy jednak chłopiec urósł, tak bał się ciemności i duchów, że nie było sposobu, by wyszedł z domu wieczorem. Wtedy matka dała mu medalik i przekonała go, że gdy będzie go nosił, duchy nie będą mu mogły zrobić nic złego. Teraz już chłopiec wchodzi odważnie w ciemności, mocno ściskając swój medalik. Kiepska religia daję wiarę w medalik. Dobra religia pozwala wiedzieć, że takich duchów nie ma.
Przepiękne teksty wielkiego Jogina Sri Nisargadatty Maharaja (1897 - 1981)
Pytania i odpowiedzi (poniższe teksty, losowo
wyświetlane, dopracowałam na potrzeby
katolików - Wiesław Matuch)
PYTANIE: Czy miłość jest stanem umysłu? ODPOWIEDŹ: Zależy, co pan rozumie przez miłość. Pragnienie jest oczywiście stanem umysłu, ale urzeczywistnienie jedności wykracza poza umysł. Według mnie nic nie istnieje samo przez się. Wszystko jest mną, wszystko jest we mnie. Widzieć siebie we wszystkim i wszystko w sobie - to właśnie jest miłość. Jak pan kocha wydaje się panu, że cały świat należy do pana. To jest jedność i miłość. Miłość prawdziwa nie zna lęku ani prywaty. Jest poza umysłem. PYTANIE: Gdy widzę coś przyjemnego, chcę tego. Ale kto właściwie tego chce - dusza czy umysł? ODPOWIEDŹ: Pytanie jest błędnie postawione. Nie istnieje ktoś. Jest tylko pragnienie, lęk i gniew, zaś umysł powiada to ja, to moje. Nie ma tu jednak niczego, co można by nazwać mną lub moim. Pożądanie jest stanem umysłu dostrzeżonym i nazwanym przez sam umysł. Czy możliwe jest pragnienie lub cierpienie bez dostrzegającego i nadającego nazwy umysłu? PYTANIE: A czy istnieje dostrzeganie bez nazywania? ODPOWIEDŹ: Oczywiście. Nazywanie nie wykracza poza umysł, podczas gdy dostrzeganie jest samą świadomością.
Tęsknota:
Dałaś mi miłość i nauczyłaś jak kochać mam. Byłem szczęśliwy bo byłem z Tobą - dziś tylko smutek mam.
Ryszard
Kapuściński:
Mam straszną obsesję - lęk przed zanudzeniem czytelnika. Myślę sobie często - Boże święty, trzeba szybko kończyć, zanim ich doszczętnie znudzę! Tak jak malarze dzielą się na twórców wielkich scen batalistycznych i tych, którzy, jak Kulisiewicz, jednym pociągnięciem piórka, za pomocą jednej linii rysują portret czy sylwetkę. Mnie pociąga to, co współcześnie nazywa się czasem minimal art. Jestem wychowany na literaturze kartezjańskiej, szalenie oszczędnej: minimum słów, wyrzucanie wszystkich przymiotników. Bardzo lubię czytać aforyzmy, lubię jasną, czystą, oszczędną kreskę - do tego zmierzam.
Cytaty Przemówienia Papieża Jana Pawła II w parlamencie polskim z 11 czerwca
1999
Niech nam w tej refleksji pomoże przywołanie na pamięć jakże licznych w ciągu ostatnich dwu stuleci heroicznych świadectw polskiego dążenia ku własnemu suwerennemu państwu, które dla wielu pokoleń naszych rodaków istniało jedynie w marzeniach, w przekazach rodzinnych, w modlitwie. Mam tu na myśli przede wszystkim czasy rozbiorów i związaną z nimi walkę o odzyskanie utraconej niepodległości Polski wykreślonej z mapy Europy. Brak tej podstawowej struktury politycznej kształtującej rzeczywistość społeczną był zwłaszcza podczas ostatniej wojny światowej tak dotkliwy, iż w warunkach śmiertelnego zagrożenia samego biologicznego istnienia narodu, doprowadził do powstania Polskiego Państwa Podziemnego, które nie miało analogii w całej okupowanej Europie. Zanim tu przyszedłem, poświęciłem pomnik upamiętniający to Państwo Podziemne oraz Armię Krajową. Było to dla mnie okazją do głębokiego wzruszenia.
Tęsknota:
Tak bardzo mi Ciebie brak, nie umiem bez Ciebie żyć uwierz mi że z każdym dniem umiera cząstka mnie, bo już nie umiem bez Ciebie żyć. To Ty nauczyłeś mnie kochać, nauczyłeś mnie śmiać się, a teraz odszedłeś i jak mam żyć, nie umiem już nic...
Jedną z największych tajemnic opisywanych tu wydarzeń jest to, iż ktoś (czasem
więcej niż jedna osoba) od czasu do czasu pomaga mi w tych eksperymentach. Może
ktoś jest przy mnie przez cały czas, a ja po prostu nie jestem świadomy tej
obecności: Nie wiem kim są, ani dlaczego mi pomagają.
Nie wydają się być aniołami stróżami, choć bardziej schematycznie myślące osoby
mogłyby to właśnie tak zinterpretować. Istoty te nie zawsze się pojawiają gdy
potrzebuję pomocy, nie zawsze też reagują na modlitwę. Mentalne udręki oraz
wołanie sprowadzają czasami jedną z nich. Ale częściej pomagają mi, kiedy o to
nie proszę – lub raczej kiedy nie jestem świadomy; że proszę o pomoc. Ta asysta
wydaje się być bardziej ich wyborem, niż moim.
Istoty te rzadko bywają “przyjacielskie" w naszym rozumieniu tego słowa. Jednak
w ich działaniach wobec mnie istnieje zrozumienie, wiedza i celowość. Nie
wyczuwam chęci wyrządzenia mi krzywdy, więc ufam ich wskazówkom.
Najczęściej okazują mi swą pomoc, bardzo subtelnie jak w przypadku gdy jakieś
ramiona uniosły mnie na wzgórze, gdzie stał dom dr Bradshawa. Owi Przewodnicy w
oczywisty sposób pomogli mi osiągnąć to, co zamierzałem. Nie widziałem, kto mi
asystował. Jednakże tuż przed tym zdarzeniem widziałem kogoś siedzącego w pozie
jogina, w długiej szacie i hełmie na. głowie. Czyżby to był “Pomocnik"?
W rozdziale 10, mężczyzna o zadziwiająco znajomych oczach i twarzy, ubrany w
długą szatę, przybył co prawda na moje błagania gdy próbowałem uwolnić się od
“napastników", ale prawie wcale nie interesował go mój stan psychiczny. Jednak w
oczywisty sposób pośpieszył mi na ratunek. Przybył w wyniku owego problemu. Nie
powiedział jednak ani jednego słowa pocieszenia, czy otuchy.
Nigdy nie widziałem jak wyglądał Pomocnik, który zabrał mnie w podróż do dr
Gordona w Obszarze II. Czułem jego ręce i słyszałem głos, ale tylko tyle.
Podobnie kiedy próbowałem udać się tam tydzień później powiedział mi, że
przecież już tam byłem. Akceptuję tę asystę bez żadnych pytań. Rzadko i
przelotnie nachodziła mnie chęć odwrócenia się i ujrzenia mego przewodnika.
Pomoc ich wydaje się rzeczą naturalną.
Dwaj młodzi ludzie, którzy zabrali mnie do mieszkania po zakończeniu seansu
spirytystycznego, nie wydają się pasować do owej kategorii Pomocników. Miałem
uczucie, że przybyli ten jeden raz z tego właśnie konkretnego powodu. Otwiera to
kolejną ciekawą kwestię. Ze wszystkich Pomocników, tylko raz zidentyfikowałem
tego samego po raz drugi.
W czasie mojej wizyty u Agnew Bahnsona w Obszarze II ktoś utrzymywał mnie we
właściwej pozycji. Uczucie podtrzymywania przez delikatne ale mocne dłonie było
bardzo silne. Te same ręce odwróciły mnie przed opuszczeniem tego miejsca, jak
ktoś kierujący ślepcem. Był to jeszcze jeden Pomocnik, który odpowiedział na
moje pragnienie.
Kiedy przed barierą zagradzającą mi drogę powrotną wpadłem w panikę, krzyczałem
i modliłem się. Żadna pomoc nie nadeszła. Kiedy byłem atakowany i nękany przez
nieznane Istoty, pomoc nie nadeszła. Lub ściślej – jeśli nadeszła, nie byłem jej
świadomy. Dlaczego? W jaki sposób “oni" decydowali, kiedy należy mi pomóc a
kiedy pozostawić własnemu losowi? Nie wiem. a
A przede wszystkim kto nalegał, abym powrócił do fizycznego ciała, kiedy
dryfowałem w obszarze zda się wieczystej rozkoszy? Nie wiem, czy powinienem być
wdzięczny czy nie, za tę akurat pomoc.
Nie biorę "Gospodarza" (patrz rozdz. 12) za jednego z takich Pomocników, chociaż
mogę się mylić. Jest on jednym z tych, których rozpoznałbym bez trudu, gdybym
oczywiście znów ich zobaczył. Wyczuwałem płynące od niego uczucie ciepłej
przyjaźni i koleżeństwa, ale pod pewnymi względami nie był taki jak ja – był
starszy i dysponował wiedzą z innych dziedzin. Różnił się od pozostałych tym, że
wyszedł mi naprzeciw i sam zaoferował swą pomoc. Było to w czasie jednego z
nielicznych przypadków, kiedy to wybór należał do mnie.
Dziwne, ale kiedy bardzo potrzebowałem pomocy, nikt się nie zjawił – na przykład
w trakcie owego niesamowitego przeświadczenia, iż znalazłem się w fizycznym
ciele innej osoby (rozdz. 12). Wydawałoby się, że to najbardziej dramatyczna
sytuacja do tej pory i jako taka wymaga natychmiastowej interwencji. W moich
zapiskach nie ma jednak nic co świadczyłoby, że prócz własnych wysiłków pomogło
mi cokolwiek.
Oto kilka z wielu zapisów w moim dzienniku, które pomogą zilustrować niektóre
cechy Pomocników.
14 września 1958 r.
Wczesny ranek, na werandzie. Jestem pogrążony w relaksie. Nagłe wibracje o
wysokiej częstotliwości. Eksperymenty z szybkimi wyjściami i wejściami do ciała
fizycznego. W czasie jednego z wejść trudności z połączeniem. Dwie ręce chwyciły
moje biodra i obróciły do właściwej pozycji. Przesłałem mentalne podziękowanie,
ale nie widziałem kto to był.
18 marca 1962 r. – popołudnie.
Odwiedził nas E.W. obaj postanowiliśmy odpocząć nieco przed obiadem, około
piątej po południu. Weszliśmy do sąsiadujących ze sobą pokoi. Położyłem się i
prawie natychmiast usłyszałem głosy. Brzmiało to tak, jakby E.W. dyskutował z
kimś obcym. Wtedy myślałem, że może rozmawia z kimś w hallu za drzwiami. (E.W.
powiedział później, że natychmiast poszedł spać a przedtem z nikim nie rozmawiał
i w ogóle niczego nie pamięta).
Po usłyszeniu tej przytłumionej rozmowy szybko wydostałem się z ciała. Wtedy
właśnie rozległ się głos, który wydawał się przemawiać gdzieś ponad moim
ramieniem:
“Jeżeli uważasz, że powinieneś wiedzieć, to chyba będziemy musieli ci
powiedzieć".
Po tych słowach ktoś ujął mnie pod ramię. Poddałem się chętnie i bez oporów. Po
przebyciu, jak mi się wydawało dużej odległości, zatrzymaliśmy się w
zaciemnionym domu. Odniosłem wrażenie, że jest to klub, siedziba jakiegoś
bractwa lub coś w tym rodzaju. W pokoju po prawej znajdował się milczący ludzie,
a ja wydawałem się wiedzieć, że gdzieś na górze są jeszcze inni.
Kiedy tak stałem i czekałem, coś podobnego do projektora rzuciło na ścianę lub
na jakiś ekran białą plamę światła, jak przy oglądaniu filmu. Widniała tam
odręcznie napisana wiadomość:
Dla uzyskania czysto psychicznych efektów weź
sześć kropli lekarstwa na
szklankę wody.
Podekscytowany podszedłem do projektora i spróbowałem cofnąć film, tak aby
ponownie przeczytać wiadomość, chcąc mieć w ten sposób pewność, że odczytałem ją
prawidłowo. Szukałem przycisku przewijania, ale nie mogłem znaleźć. (Tymczasem
film już się skończył). Nagle ujrzałem coś, co przypominało rozwijającą się na
podłodze taśmę i pomyślałem, że zepsułem mechanizm obchodząc się z nim
niewłaściwie, Zdenerwowało mnie to i chcąc uniknąć kłopotów skierowałem się z
powrotem do ciała. Połączyłem się bez przeszkód.
3 maja 1960 r. – popołudnie.
Leżałem w pełni świadomy z zamkniętymi oczyma. Wibracje przybierały na sile, ale
odczuwałem jedynie wrażenie ciepła. Miałem właśnie unieść się z ciała, kiedy
dwie ręce umieściły przed moimi oczami książkę. Odwracano ją na wszystkie strony
bym widział, że to rzeczywiście książka. Potem została otwarta i zacząłem
czytać. Z treści wynikało, że aby przywołać ponownie jakiś stan należy odtworzyć
uczucia towarzyszące podobnemu doświadczeniu z przeszłości. Zrozumiałem przez
to, że powinno się raczej myśleć o “wrażeniu", niż o szczegółach zdarzenia.
Podano mi kilka przykładów, a potem stopniowo, wraz ze słabnięciem wibracji,
książka zaczęła się rozmazywać, tak że nie mogłem już dłużej czytać, chociaż
bardzo się starałem. W końcu otwarłem oczy, wstałem i zrobiłem notatki.
9 marca 1959 r. – noc.
Leżałem w mroku czując intensywne wibracje. Nagle głęboka ciemność, którą
"widziałem" przez zamknięte powieki zaczęła się w jednym miejscu rozjaśniać,
zupełnie jakby rozchodziły się chmury, i w końcu gdzieś spoza mojej głowy
wystrzelił biały promień światła. (Ciągle słyszałem odgłosy rodzinnej krzątaniny
w domu i byłem całkowicie świadomy upływu czasu.)
Poczułem przypływ podekscytowania, ale udało ma się zachować spokój. W centrum
białego promienia wydawał się tworzyć niewielki szczyt górski, dokładnie tam
gdzie rozpraszał on chmury. Zebrałem się na odwagę i poprosiłem o odpowiedź na
moje podstawowe pytanie. Nie wiem dlaczego to zrobiłem, ale wydawało mi się, że
powinienem to zrobić. Silny, głęboki głos – nie głos, a już na pewno nie mój
świadomy umysł – odpowiedział:
“Czy Jesteś pewny, że chcesz wiedzieć?" – pytanie wydawało się płynąć wprost z
promienia światła.
Odpowiedziałem, że jestem pewien.
“Czy jesteś wystarczająco silny, aby znieść prawdę?" w tonie głosu zaszła
niewielka zmiana, ale nie czuło się żadnych emocji.
Odparłem, że tak. Wydawało mi się, że upłynęła długa chwila, nim głos przemówił
ponownie:
Poproś swego ojca, aby powiedział ci o wielkiej tajemnicy".
Zacząłem pytać, co to dokładnie znaczy, ale wtedy ktoś z mojej rodziny wszedł
głośno po schodach i zapalił światło w hallu obok pokoju. Biały promień zaczął
powoli zanikać i chociaż starałem się temu przeciwdziałać, chmury stawały się
coraz bardziej czarne. Kiedy stopiły się z mrokiem, otworzyłem oczy. (Nie było
absolutnie żadnego przejścia od “wizji" do snu i przebudzenia, Przez cały ten
czas byłem najzupełniej rozbudzony.) To było poruszające przeżycie, chociaż nie
zaklasyfikowałbym go jako podróży poza ciało.
Od tej pory próbowałem odtworzyć to doznanie, ale bez powodzenia. Zarazem
napisałem do mojego ojca, który bardzo interesował się podobnymi sprawami.
Sformułowałem pytanie nie podając mu źródła. Odpisał w wymijający sposób
stwierdzając, iż być może znalazłoby się pół setki odpowiedzi i abym napisał
konkretnie, o co mi chodzi. Żaden inny “ojciec" także nie udzielił mi jeszcze
odpowiedzi.
15 marca 1959 r. – noc.
Próbowałem odtworzyć doświadczenie, i oto co się wydarzyło. Leżałem pogrążony w
relaksacji i mentalnie powtarzałem słowa: “Ojcze prowadź mnie, Ojcze powiedz mi
o wielkiej tajemnicy." Po kilku minutach nastąpiło nagłe zaciemnienie i
znalazłem się w wysoko sklepionym pomieszczeniu. Wyszedłem stamtąd i przeszedłem
przez platformę, kierując się w stronę czekającego pojazdu (podobnego do
pociągu), a potem zatrzymałem się i odwróciłem. Ktoś mnie wołał.
Tuż obok mnie stała wysoka szczupła kobieta o dość ciemnej skórze, ubrana w
długą prostą suknię, lub raczej togę. Moim pierwszym wrażeniem było że to
Murzynka, o małej niekształtnej twarzy, ciemnych włosach i przyciętej równo nad
czołem grzywce. (Analizując ten opis z perspektywy czasu wydaje mi się, że mogła
to być kobieta ze Środkowego Wschodu lub Egipcjanka lecz nie o typie
orientalnym, jak wnoszę z kształtu oczu.)
Powiedziała mi, że zrobiłem coś w niewłaściwy sposób Zapytałem co takiego, a ona
odpowiedziała, że mi pokaże. Przeszliśmy za róg dużego budynku i wkroczyliśmy na
brukowany dziedziniec: Zatrzymaliśmy się i było dokładnie tak, jakbyśmy oglądali
trójwymiarowy film w naturalnych rozmiarach i kolorach.
Po lewej stała grupa– ludzi sprawiających wrażenie przedstawicieli władzy: Po
prawej stronie dziedzińca leżała mała ciemnowłosa dziewczynka, dwunasto– lub
trzynastoletnia. Wydawała się związana i bezradna. Ja także brałem udział w tej
scenie, ale równocześnie 'stałem obok owej kobiety i obserwowałem. Odbierałem
każde drgnienie mojej jaźni uczestniczącej w rozgrywających się wypadkach, każdą
emocję.
Ludzie z grupy przekazali tamtemu– mnie co ma zrobić z dziewczynką. On czuł, że
nie powinien, a dziewczynka błagała go by tego nie robiła. Widziałem tamtego –
siebie jak prosi mężczyzn, aby uwolnili go od wykonania rozkazów. Ale oni byli
obojętni, nie zwracali też uwagi na łzy dziewczynki. Stwierdzili, że jeżeli tego
nie zrobię (rytuał religijny?), to inni zrobią to za mnie. Dodali, że dla
dziewczynki byłoby lepiej, gdybym to ja dokonał aktu, będzie to dla niej mniej
szkodliwe.
Z wyraźną niechęcią odwróciłem się i wykonałem rozkazy. W kilka chwil później
kobieta wyprowadziła mnie z dziedzińca i znaleźliśmy się na platformie.
(Straciłem kontakt z tamtym – mną w chwili, kiedy się odwróciliśmy).
“Czy teraz rozumiesz?" – zapytała kobieta.
Oszołomiony stwierdziłem, że niczego nie rozumiem, a ona obrzuciła mnie
przeciągłym smutnym spojrzeniem i odwróciła się. Nie wiedząc co robić,
pomyślałem o swoim ciele fizycznym. Powrót zajął mi sporo czasu, ale w końcu
połączyłem się. Usiadłem i długo nad tym wszystkim myślałem. Kim była ta
kobieta? Co to za wielki sekret? Patrząc na historię mojego obecnego życia,
zaczynam rozumieć.
18 sierpnia 1961 r. – popołudnie.
Ponownie ręce i książka. Tym razem w biurze. Jest trzecia po południu, powietrze
wilgotne i pada deszcz,; o ile ma to jakieś znaczenie. Wystąpiły wibracje, byłem
całkowicie świadomy i rozbudzony. Sprawdziłem to kilkakrotnie, otwierając oczy i
patrząc na zegarek. Upływ czasu był zgodny z moimi odczuciami.
Ponownie czyjeś ręce umieściły książkę przed moimi zamkniętymi oczami. Książkę
znów odwracano, kartkowano i ustawiano w różnych pozycjach tak, abym miał
pewność, że to książka. Pomyślałem, żeby spróbować zobaczyć tytuł na okładce i
natychmiast okładka została mi pokazana, ale druk był zbyt mały, albo ja byłem
zbytnim krótkowidzem. Próbowałem, ale nie udało mi się go odczytać.
W końcu zrezygnowałem, a wtedy książka została otwarta i zobaczyłem zadrukowane
strony. Spróbowałem coś odczytać, ale słowa rozmazywały się. W końcu pomyślałem,
że może byłbym w stanie czytać, gdybym widział po jednej literze. W odpowiedzi
litera “wyleciała" z linijki i zobaczyłem ją wyraźnie, gdy “przepływała" obok.
Składałem literki i sylabizowałem ostrożnie, aż w końcu udało mi się złożyć
cztery, słowa: “Wywołaj nieszczęśliwe istoty przez..." Próbowałem odczytać coś
więcej, ale najwidoczniej skoncentrowałem się za bardzo i stało się to zbyt
trudne. Nad głową dostrzegłem duże białe i postrzępione chmury, co dodatkowo
odwracało moją uwagę. Deszcz przestał padać. Przejaśniało się. Zapragnąłem wyjść
i poprzez góry i doliny poszybować ku niebu. Wtedy zacząłem się powoli unosić.
Ręce zamknęły i zabrały książkę, a w moim umyśle rozległa się przyjacielska i
rozbawiona myśl: “No cóż, jeżeli bujanie w obłokach jest takie przyjemne, to
bierz się do tego!" Zupełnie, jakby wyrozumiały nauczyciel dawał zmęczonemu
koncentracją dziecku chwilę wypoczynku.
Wyfrunąłem przez drzwi i uniosłem się w niebo. Spędziłem pomiędzy chmurami
cudowne chwile i powróciłem do ciała bez żadnych przeszkód. Kiedy otworzyłem
oczy i usiadłem, chmury rzeczywiście były takie, jak je widziałem podczas zabawy
z nimi (chociaż kiedy zaczynałem eksperyment, zachmurzenie było prawie
całkowite).
Być może któregoś dnia Pomocnicy ujawnią się. Przypuszczam, że odpowiedź kim są,
może okazać się zaskakująca.