Pamiętnik moich przemyśleń na ważne tematy.
Dedykuję ten pamiętnik Matce Najświętszej - Aniołowi, który zeszedł na
Ziemię by urodzić naszego Brata i Wybawcę, krzewiciela serdecznej
Miłości - Jezusa.
Wiesław Matuch
Motto
„Jeszcze wiele mam wam do powiedzenia, ale teraz /jeszcze/ znieść nie
możecie. Gdy zaś przyjdzie On, Duch Prawdy, doprowadzi was do całej
prawdy. Bo nie będzie mówił od siebie, ale powie wszystko, cokolwiek
usłyszy, i oznajmi wam rzeczy przyszłe. On Mnie otoczy chwałą, ponieważ
z mojego weźmie i wam objawi. Wszystko, co ma Ojciec, jest moje. Dlatego
powiedziałem, że z mojego weźmie i wam objawi. (J 16:12-15)”.
20.01.2015r.
TOLERANCJA – BRAK RADYKALIZMU W RELIGII I NAUCE
Powyższy tekst Pisma świętego jest tak czytelny, że każdy może go
zrozumieć bez najmniejszego problemu. A więc sprawa wygląda tak, że to
co stare, pradawne, może nawet otoczone tradycją, w obecnych czasach nie
musi być całą prawdą. I zapewne nie jest. To, co pisano kiedyś,
dedykowane było ówczesnym ludziom. Dziś sprawa prawdy, Boga, rozwoju
duchowego, kosmosu, jest już inaczej widziana. Uważam, że bardzo
głęboko. Dlaczego? Właśnie dlatego, że Jezus zaznaczył to w swoich
słowach: ”Gdy zaś przyjdzie On, Duch Prawdy, doprowadzi was do całej
prawdy.” W tej chwili ludzkość jest bardziej świadoma swojej tożsamości.
A co zatem idzie – bliższa Boga i Jego tajemnic. Mimo to, iż jesteśmy w
rozwoju posunięci dość wysoko, nie brakuje niedomówień, niedoskonałości
i błędów. Nie można jednak powiedzieć, że jest to całkiem złe. Wciąż się
uczymy, więc mamy prawo być pod wpływem iluzji, a nawet kłamstwa.
Kłamstwo i zło tak samo jest nauczycielem. Może mniej miłym niż dobro,
ale bez niego tu na ziemi, obejść się nie można. Takie jest tu życie,
taki dziwny system niedomówień i tajemnic. Nie jest to oczywiście
wyłącznie kwestia teraźniejszości, ale tak samo cywilizacji przeszłych,
zamieszkujących tę ziemię.
Dziś teolodzy i filozofowie upierają się przy swoich przekonaniach,
fizycy przy swoich, astronomowie przy swoich. Co najciekawsze, ich
poglądy, co jakiś czas jednak zmieniają się. Czy to dobrze? Czy może
źle? Oczywiście dobrze, ponieważ ziszczają się w nich słowa Jezusa,
choćby te:” I Ja wam powiadam: Proście, a będzie wam dane; szukajcie, a
znajdziecie; kołaczcie, a otworzą wam.” Uważam, że prawda w przypadku
człowieka jest bardzo rozwojowa i elastyczna. Nie jest jednoznaczna i
oczywista jak byśmy chcieli. Dlatego tak wszyscy się kłócą o poglądy,
dowody i przeróżne interpretacje. Dziś robią z danej dziedziny
doktoraty, a już za chwile ktoś odkryje coś jeszcze głębszego, bardziej
naukowego i oczywiście degraduje poprzednią doktorancką pracę prawie, że
do zera. I tak się dzieje stale. Bóg przecież wie, że i tak nie poznamy
tutaj wszystkiego, więc, aby pomóc nam rozumieć życie i związane z nim
zagwozdki istnienia, zaprzągł do tego celu „Ducha Prawdy”, by porcjował
nam przez wieki prawdę o życiu i świecie. I jak obserwujemy historię,
dokładnie tak się dzieje. Czy to coś złego? Nie! Troskliwy Ojciec zrobi
wszystko dla swojego dziecka, by było szczęśliwe. Więc nie powinno nas
dziwić, że Bóg nie stawia ram, barier i bezwzględnych warunków.
Doskonale wiemy, że rodzice są bardzo dobrzy i miłosierni wobec swoich
dzieci. Znajdują dla nich całkowite usprawiedliwienie. Nawet, gdy zdarzy
się, iż dziecko jest niegrzeczne, niesforne i złośliwe. Rodzic zniesie
wszystko. Tak i Bóg. Bóg, to Najlepszy z Najlepszych Rodziców. Nie ma w
Nim radykalizmu, przeciwnie - wielkie zrozumienie, miłosierdzie,
przebaczenie, usprawiedliwienie i bezwarunkową miłość. Czy człowiek o
zdrowym rozumie może wyobrazić sobie lepszego Boga? Lepszego Rodzica?
Nigdy! Serce nam podpowiada, że Bóg właśnie taki jest. To właśnie nie
kto inny, a boskość proponuje nam uczyć się wszystkiego, obserwować
życie, zadawać pytania, pozwala na prywatne przekonania, intymność i
zachęca cieszyć się dosłownie wszystkim, co znajduje się pod ręką.
PIEKŁO, CZY ROZWÓJ?
21.01.2015r.
Jak istniało przez całe wieki przekonanie o istnieniu piekła, tak ja
dzisiaj mówię, że żadnego piekła nie ma. Ktoś może poczuć się tym
stwierdzeniem urażony, że niby, jak to?! Pismo święte mówi jasno o
istnieniu piekła. No cóż, to dyskurs na zupełnie osobny temat. Dużo
można by o tym dywagować, w jaki sposób Pismo św. powstawało, i w jakich
rękach korektorskich przed wiekami było we władaniu, co z nim uczyniły
tłumaczenia na różne języki. Zostawmy to jednak uczonym. My trzymajmy
się ducha miłości Ewangelii. Kwestia jest w tym, czy w Piśmie należy
brać wszystko dosłownie? Czy może należy czuć w nim ducha, a nie literę
przekazu? Zdecydowanie należy skupić się na duchu, na zbawieniu poprzez
miłość i przebaczenie. Obdarzać ludzkość oraz całe stworzenie,
bezgraniczną tolerancją i przyjaźnią. Dawać światu właśnie to, czego
brakuje zbuntowanym aniołom. Ta najwyższa forma przykładu miłości, czyli
tolerancji, bo miłość to tak samo tolerancja, jest najlepszą formą
refleksji dla istot, które chętnie potępiają siebie oraz innych. Na
szczęście Jezus przynosi nam dogłębną, zbawczą wiedzę, na jaką nie stać
prawie nikogo. Oto ona: ”„Nie przyszedłem bowiem po to, aby świat
potępić, ale by świat zbawić” (J 12,47).
Wszystko, co jest srogie w ewangeliach - jest z gruntu niewłaściwe,
ponieważ przeczy miłości, pokorze i przebaczeniu. Zapewne, przed wiekami
komuś zależało na tym, z powodów egoistycznych, religijnych czy
politycznych, aby zastraszać ludzi, mieć nad nimi władzę. Stąd,
zdecydowano się, co nieco pozmieniać w Ewangeliach. Na pewno to miało
miejsce. Przecież dobra nowina ma zachęcać, wprowadzać radość, miłość,
zadowolenie. Ma zbawiać, podnosić na duchu, a nie prześladować i
oskarżać. Znamy życie, uczyliśmy się historii – wiemy jak to różnie bywa
z tą miłością i tolerancją. W imię Miłości nawet potrafiono zabijać
ludzi. A wszystko dlatego, że ktoś nieuczciwy zmienił zapisy ewangelii i
zradykalizował ją.
Tak mi moje serce podpowiada. Być może się mylę. Kontrowersje jednak
pozostają. Ja, np. gdybym opowiadał o Bogu, lub miałbym pisać ewangelie,
to na pewno czyniłbym to, przez pryzmat miłości Boga i bliźniego. Nie
inaczej. Jestem też przekonany, że kto ma w sobie ducha tolerancji i
miłość Boga, podobnie to rozumie. Mało tego, wie dokładnie, które zdania
w Ewangeliach są na sto procent prawdziwe, a które nie mają znaczenia
duchowego. Które słowa zbawiają nas, a które potępiają i oskarżają.
Ja proponuję trzymać się tej, jednej z najwspanialszych wypowiedzi
Jezusa, która mówi całą prawdę o duchu miłości. Nie ma tu mowy o prawach
ludzkich, prawie litery, przestrzeganiu czasu i świąt, o jakimkolwiek
filozofowaniu i hermetyzmie, dogmatach, czy teologii. Ale mowa jest o
uczuciu pokoju, wolności, piękna i uwielbieniu najwyższego stanu
Wiecznej Miłości. Jednym słowem: zdanie to mówi o sednie sprawy. Oto ta
wypowiedź - jakże zbawienna dla każdego umysłu ludzkiego: ”Nadchodzi
jednak godzina, owszem, już jest, kiedy to prawdziwi czciciele będą
oddawać cześć Ojcu w Duchu i prawdzie, a takich to czcicieli chce mieć
Ojciec. Bóg jest duchem: potrzeba więc, by czciciele Jego oddawali Mu
cześć w Duchu i prawdzie”. I może jeszcze jedna wypowiedź tego
wspaniałego, wielkodusznego człowieka - Jezusa, który czuł i rozumiał
istotę rzeczy, jak nikt na tym świecie. Niewątpliwie pozostaje w tej
dziedzinie niedościgłym ekspertem. Proszę bardzo. Oto mówi mistrz i
herold miłości, profesor ciepłej, dobrej, kochającej wiedzy: (Niebo) „I
niech wam nie mówią: Oto tu jest lub tam. Królestwo Boże jest bowiem w
was (Łuk17.21) ".
I to wszystko na ten temat. Nie da się tej wiedzy interpretować
filozoficznie, ideologicznie lub ekonomicznie. Proste. Czyste. Bez
ubocznych wyobrażeń. Doskonała szlachetność wypowiedzi. Kto ma w sobie
subtelnego ducha, od razu zrozumie treść tego przesłania. Nie dajmy się
omamić zdaniami, nawet tymi z Ewangelii, które nie mają ducha miłości i
tolerancji. Jak już wspomniałem, zdania niemiłości, nietolerancji, były
celowo dopisane do ewangelii, aby mógł się ktoś wywyższyć, a ktoś inny
być poniżany. Słowa o piekle, wiecznym potępieniu, nie pochodzą od Boga,
ale od ludzi. Tak mi wnętrze podpowiada. Więcej komentarza w sprawie nie
duchowych zdań ewangelii - nie dodam. Niech się inni tym martwią. Ja
wiem swoje. I każdy, kto kocha – widzi to doskonale.
Koniec końców, Jezus zawarł swoją naukę w dwóch największych
przykazaniach: miłości Boga i bliźniego. Koniec. Kropka. Amen. Te dwa
przykazania, są „Alfą i Omegą” wiedzy o zbawieniu. To istota przesłania
Ewangelicznego. Reszta, to mało znaczące dodatki literackie. A jeśli
chodzi o Stary Testament, to w ogóle o nim należy zapomnieć. Tylko
Jezus! I to prawdziwie odkryty, bez tych otoczek
teologiczno-ewangelicznych. Jezus, ze swoją życiodajną wiedzą i
miłością. Przekonuję wszystkich do tego, aby ufali tylko Jemu i do Niego
się modlili, prosili Go o poznanie tajemnic życia i miłości. To wszystko!
Bo tylko On jest Jedynym ekspertem od miłości doskonałej, ekspertem od
wieczności. Poświęcił tej sprawie całe swoje życie, włączając w to
haniebną śmierć, która dla nas okazała się ostatecznie zbawcza.
Potraktował nas jak przyjaciół: „Nikt nie ma większej miłości od tej,
gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich”.
Osobiście, tak na prosty rozum, nigdy bym nie przypisał Jezusowi słów o
piekle i potępieniu. Skoro ja nikogo nie jestem w stanie potępić, a
raczej zrozumieć i wytłumaczyć, to o ileż razy więcej On?! Zauważyłem,
że w Piśmie jest wiele takich niedobrze świadczących o Bogu zdań. To
jakieś szaleństwo! Więc należy raczej to zignorować, w wybrać tylko to,
co jest korzystne dla rozwoju i zbawienia. Z dziecinną łatwością można
to wyczuć, co jest z ducha, a co ludzkie jedynie. Jezus przemawiał
głównie w przypowieściach, aby w prosty sposób można było tę wiedzę
sobie przyswoić. A i tak pozostawał niezrozumiany, nawet pośród
apostołów.
Sprawy piekła należy potraktować podobnie. To alegoria, metafora mająca
na celu obudzić duszę do wzrostu. Nic innego. Jeżeli w ogóle, Jezus
takie słowa kiedykolwiek wypowiedział. Inna sprawa, że to nie jest dobry
sposób na zachęcanie duszy do dobra.
Pomyślmy... jakby to wyglądało, że ten cudowny, wspaniały, kochający
Bóg, miałby strącać swoje ukochane dzieci w otchłań piekła, i to na całą
wieczność? Czy nie patrzylibyśmy na takiego Ojca z niesmakiem? Zapewne
tak. Nikt takiego Boga nie kochałby. Odwracałby się od niego.
Niestety... Taka prawda.
A przecież zarazem czujemy, iż Bóg to najczulsza matka. Coś tu się chyba
gryzie. Tak. Z ludzkiego podwórka wiemy, że każda matka, nie wiem jaka
by nie była, nawet syna zbrodniarza, będzie broniła i usprawiedliwiała
przed sądem..
Bóg, stwórca dzieci, byłby mniej czuły niż ludzka matka? Przenigdy! Jest
taki sam, jak każda mama. Piekło to pewnego rodzaju narkotyk dla umysłu.
Manipulator, pobudzacz strachu, i nic więcej. Istnieje w życiu tylko
rozwój, doświadczenie i nieustanne poznawanie poszerzanie świadomej
duszy. Owszem, życie na ziemni jest pewną formą czyśćca, zbieraniem
cennych dla rozwoju osobistego, doświadczeń. Ale, piekło to abstrakcja,
pogląd pewnych elit, które najchętniej wszystkich umieściły by w tym
piekle. Tak na szczęście nie jest.
Aby tych doświadczeń nam nie zabrakło możemy się reinkarnować, powtarzać
życie, aż zdobędziemy to, czego pragnęliśmy. Czy biblia mówi o takim
przywileju dusz? Mówi, i to w niejednym miejscu. Ale my, tym zajmować
się nie będziemy. Każdy winien sam to sprawdzić, i z miłością
przemyśleć. Kościół nie chce się do tego przyznawać. Ale czy podtrzyma
dalej to stanowisko, zobaczymy później. Myślę osobiście, że jednak po
namyśle, zmieni zdanie w tej kwestii. Lecz to nie jest w tej chwili
takie istotne. Tu akurat, o dziwo, starożytne cywilizacje nie myliły
się. Dobrze zrozumiały cele i pragnienia duszy. Prawie wszystkie jakie
poznaliśmy, przyjmowały wędrówkę dusz w tym świecie, i po zaświatach.
Jak powiedziałem, to nie jest aż tak bardzo istotne. Bardziej doniosłe
sprawy to rozwój wspaniałej, stworzonej przez Boga duszy. To są
najważniejsze rzeczy. Przystosować własną duszę do przyjęcia wiecznego
życia, - już bez reinkarnacji, w szczęściu i miłości wzajemnej. Ale może
ktoś zapyta: dlaczego musimy się rozwijać, skoro dusza jest podobna
Bogu? Na ten temat powiem kilka refleksji innym razem, kiedy będę pisał
dalsze pamiętniki.
ZIEMIA, KOSMOS, POZNANIE
27.01.2015r.
Dzisiaj prowadzone są dysputy na różne kluczowe tematy. Jednym z nich,
jest sprawa naszej ziemi i kosmosu. Naukowcy, astronomowie, spierają się
o różne kwestie w tym temacie. Podobnie czynią instytuty
filozoficzno-teologiczne. Jedni powołują się na starożytne przekazy,
inni na nowoczesne badania. I kto ma racje? Uważam, że po części jedni i
drudzy jakąś część prawdy znają. Lecz na pewno nie jest to cała odkryta
tajemnica. Ja trzymam się słów Jezusa, które zacytowałem na początku.
Pozwolę sobie znów je przytoczyć: „Jeszcze wiele mam wam do powiedzenia,
ale teraz /jeszcze/ znieść nie możecie. Gdy zaś przyjdzie On, Duch
Prawdy, doprowadzi was do całej prawdy.”
Dla mnie sprawa jest jasna. Ani nauka współczesna, ani religia, ani
starożytność nie zna, i nie znała całej prawdy. Więc upieranie się
jednych i drugich, że coś wiedzą, bo to zbadali lub intuicyjnie wyczuli,
nie ma sensu. Jedna i druga strona powinna sobie dać trochę luzu i
tolerancji w stosunku do nauki, religii i pism starożytnych. Bo ani
dawna nauka, ani współczesna, dotyczy to również filozofii i religii –
nie znała wszystkiego. Nawet tak zwani mistycy, mogli rozumieć życie na
pewnym pułapie. Większość prawdy pozostawała przed nimi zakryta. To
chyba logiczne. Przyglądając się procesowi naszego myślenia, już możemy
wywnioskować, iż ludzki mózg nie jest w stanie objąć wszechwiedzy, a tym
bardziej tajemnic Boga.
Odnośnie naszej planety, jedni uważają, że jest ona płaska, inni, że
jest kulą, a jeszcze inni, że życie jest na jej powierzchni, i zarazem
wewnątrz. Są i tacy, co uważają, że ludzkość żyje wyłącznie wewnątrz tej
kuli, a nasz świat jest wklęsły, pomimo, iż widzimy go wypukłym.
Twierdzą, że poza ziemią jest tylko otchłań, i nie ma tam żadnych
galaktyk, ani planet. Gdzie jest prawda? Jedno na pewno jest pewne, iż
wszystkie poprzednie cywilizacje szukały prawdy. Nam współczesna, czyni
podobnie. Ale pośród poszukujących i odkrywców znajdywali się i tacy,
którzy świadomie okłamywali społeczeństwo. Dzisiaj jest podobnie. Jedni
robią to świadomie, inni, nie. Komu zatem można wierzyć? Moim zdaniem,
nigdy nikomu nie można wierzyć w stu procentach. Ponieważ po części
poznajemy, a raczej całe życie uczymy się poznawać. Więc horyzont
prawdy, jest przed ludzkością bardzo daleko. Dowody naukowe, na to, czy
na tamto, są nieprecyzyjne i cząstkowe. Energia życia wciąż wymyka nam
się spod kontroli. Starożytne cywilizacje miały ten sam problem, co i
współczesna nauka. Nikt nie posiadał, i nie posiada monopolu na prawdę.
Nie mamy więc, szczególnego powodu do dumy z jakichkolwiek osiągnięć. Na
ziemi, nie żyjemy w stanie jawności wszystkich tajemnic.
Podporą naszą jest jedynie wiara. Człowiekowi brak jest odpowiednich
zmysłów i talentów, by mógł dowiedzieć się całej prawdy, o sobie i
świecie. Zdaje się, że przyjdzie nam jeszcze długo czekać, nim wiedza i
miłość, zaczną tańczyć taniec „pełni”. Co dzień jesteśmy zapraszani
przez Boga na ten bal. Jest jeden warunek, aby uczestniczyć w tym balu,
potrzeba się odpowiednio przystroić, ubrać. Musi być kolorowo i pięknie.
A tym atrakcyjnym strojem, jest bezwarunkowa miłość. W miłości
wzajemnej, poznać można wszystkie atrakcyjne tajemnice nieba i ziemi. A
przecież potrzebujemy ich, abyśmy mogli doznawać rozkoszy szczęścia i
spełnienia. Więc, odblokujmy miłość, byśmy mogli poznać prawdziwą
wiedzę, rozkosz, Boga i Jego fantastyczny, niekończący się, „bajkowy”
świat. A przy okazji, i nasz, kosmiczny świat, który nie jest tak
bajkowy, jakiego byśmy sobie życzyli. Ale, to już osobny temat.
Na koniec powiem od siebie. Są wloty do wewnątrz ziemi. W jej wnętrzu
żyją inteligentne istoty. A odnośnie naszego układu słonecznego - życie
na nim jest, ale tylko w jednym miejscu, oprócz naszej planety. Istnieje
ono na jednym z księżyców Jowisza, tam gdzie jest dużo wody. Lecz jest
to inne życie, niż na ziemi.
COŚ NIE TAK Z TYM ŚWIATEM
30.01.2015r.
Temat dość trudny, ale pewne sprawy, warto sobie jakoś wytłumaczyć.
Wiem, nie będzie to łatwe. Mimo wszystko - spróbujmy. Dodam, że to, co
tu powiem, traktować należy jako moje osobiste przemyślenia. W żadnym
przypadku, nie są to jakieś dogmaty lub próby kogoś przekonywania do
mojej filozofii myślenia. Absolutnie! Nie! Przecież nie każdemu może to
odpowiadać. To nie o to chodzi. Opowiem, jak ja widzę życie i związane z
nim cele oraz problemy. Zrobię to jak najprostszym językiem. Zaznaczam -
to są wyłącznie moje wynurzenia i wyciągnięte wnioski. Nie zawsze
głębokie i prawdziwe, ale za to na pewno szczere. Dzielę się tym, do
czego doszedłem i zrozumiałem. To wszystko. Nie jestem świadomością
zespołową, jak to ma miejsce w wyższych światach, ale nadal
indywidualną, uwikłaną w fałszywe ego, nad którym ciężko mi jest
zapanować. Zatem, trochę dystansu do tego, o czym piszę. W pamiętniku
może być wszystko. Poezja, iluzja i prawda. Proszę o przymrużenie oka...
Jak wiemy, historia na tej planecie jest dość zawiła, a za względu na
odległy czas, również tajemnicza.. Matka ziemia nosiła na sobie wiele
narodów, kultur i cywilizacji. Rozgrywały się tu różne, dziwne rzeczy.
Jestem przekonany też, że były cywilizacje znacznie wyżej stojące niż
nasza. Lecz ślad po nich zaginął. Być może kiedyś zostanie to
potwierdzone z dużą dokładnością, ale trochę powątpiewam, ponieważ było
to bardzo dawno. Nie posiadam w ręku artefaktów, ale o tym wiem, dzięki
logice oraz intuicji. Niektórzy zresztą, również o tym mówią. A jak się
podejdzie do tematu jeszcze od innej strony, np., od strony wędrówki
dusz - łatwo możemy wywnioskować, że skoro żyliśmy już wiele razy, we
wielu cywilizacjach, to jakieś echo pozostaje w nas za każdym razem.
Stąd czujemy, że to jest możliwe. Każdy człowiek jakiś bagaż doświadczeń
niesie z poprzedniego życia. Choć nie zawsze jest się tego świadomy.
Schemat jest dość prosty i standardowy dla wszystkich. Za każdym razem
odbierana jest nam świadomość, kiedy schodzimy na ziemię jako dusza.
Człowiek rodzi się, i właściwie nie wie, skąd przychodzi i dokąd
zmierza. Zaczyna jakby od niczego. Wszystkiego musi się uczyć i wszystko
poznawać. Zadajmy zatem zasadnicze pytanie: Dlaczego tak jest? Czy to
nie jest jakaś beznadziejna sytuacja? Ba. Katastrofa?! Skoro wspaniały,
przecudowny Bóg nas stworzył, to dlaczego zrobił nas od momentu
poczęcia, kompletnymi analfabetami? Jakoś w to nie wierzę. Logika
podpowiada, że to nie jest normalne. Najwyższy, Jedyny Bóg, jest zbyt
cudowny, aby nas tak zepsuć. Coś musiało się wydarzyć nie takiego, że
życie jest tak niesamowicie pokomplikowane, i to na każdym poziomie.
Samo to, iż z prochu powstajemy i w proch zamieniamy. To jakaś paranoja!
Pomiędzy narodzinami, a śmiercią, dzieją się nieprawdopodobnie
nieprzyjemne rzeczy. Nawet myślenie sprawia nam trudność. A co dopiero
coś mądrego powiedzieć. Każdy to wie, bo na sobie tego doświadcza. Dobra
i miłości, światła i radości - jest tu raczej niewiele.
Jestem zdania, iż warto to zdemaskować. Ujawnić defekty, jakie nam ktoś
zafundował w tym ziemskim życiu. Bo ewidentnie, ktoś tu coś ukrywa.
Odpowiedź nasuwa się jednoznaczna: To nie ten Bóg stworzył ten świat, i
człowieka w nim. Ale jakiś inny, niekompletny. Przecież o doskonałym
Bogu, zawsze mamy jak najlepsze zdanie i wyobrażenie. Był to zapewne
marny Bóg, nieudolny. Bo jak mógł nam urządzić tak straszne piekło,
gdzie jeden drugiego atakuje, a nawet morduje. Młodość to szaleństwo i
nieodpowiedzialność, a starość – niedołężność, ból i rezygnacja. To
takie rzeczy podarowałby nam Doby Ojciec? Wiemy, że nie! Idźmy tym
tropem dalej. Oczywiście, moje przemyślenia będą częściowo bazowały na
Biblii. Ale wiem, że to nie jest jedyne źródło wiedzy. Tych stwórczych
aktów niemądrego stwarzania, mogło być więcej. Zapewne tak jest. My
należymy do kręgu jednej z wielu odysei kosmicznej. Dla naszej
świadomości takich światów materialnych, czy pół-materialnych, może być
nieskończona ilość. Podkreślam, dla naszej świadomości, bo dla Boga
Wszechmogącego, Wszechwiedzącego – wszystkie wszechświaty stworzone są
ograniczone. Ponieważ nie pochodzą od Niego. Takie jest moje
przekonanie. I nie ma co szukać innych historii kosmicznych, gdyż
kompletnie nie mamy do nich dostępu. Nam musi wystarczyć ta historia, w
której czynnie uczestniczymy. A i tak jeszcze niewiele wiemy na temat
dziejów naszej galaktyki, czy naszej ziemi. Skrawki dosłownie. Trzeba
jednak podejmować próbę odpowiedzi, bo inaczej niczego się nie dowiemy.
Jeśli nie podejmiemy duchowego rozwoju, czyli poznania prawdy, będziemy
mieli problem z wydostaniem się z tego tragicznego kosmosu – do wiecznej
krainy Prawdziwego, Kochającego BOGA.
A dlaczego tak trudno się wydostać z tego kosmicznego śmiecia, kołchozu
ciężkiej pracy? Według mnie, jest to bardzo prosta odpowiedź. Dlatego,
ponieważ ktoś inteligentny, a jednocześnie straszny, poprzez swoich
zmanipulowanych wyznawców, kontroluje tu wszystko. Nasze narodziny,
reakcje, miłość, wiedzę a nawet próbuje zawładnąć naszymi uczuciami.
Kolejne pytanie: po co by to robił? Odpowiedź jedna – brak zasilania.
Brak we wszechświatach Boskiego perpetuum mobile. To jest powód!
Nauczono się czerpać z duszy energię, aby ten świat piękny i marny
zarazem, mógł istnieć, dla czyjejś przyjemności funkcjonować. Bo komuś
zależy, być bogiem numer II. I tu jest przyczyna naszych narodzin, życia
i śmierci. Ponieważ z tego wszystkiego można czerpać energię dla
podtrzymania upadłego kosmosu. By
naszym kosztem, i nie tylko zresztą, ale i innych żywych istot, - im
było jak w raju. W imię własnej wygody, i władzy - niszczą wszystkich, i
wszystko. Tak tu niestety jest. Kto ma oczy -widzi ten problem. Na
koniec, warto dodać, jeszcze jedną refleksję. Mianowicie: tak jesteśmy
wszyscy zmanipulowani, że nie zauważamy, że tego świata nie mógł
stworzyć Bóg Prawdziwy. Pozytywnie podnieceni, z humanizmem na oczach,
podziwiamy wspaniałą przyrodę, zwierzęta, ludzką miłość. Ale, gdyby ktoś
spojrzałby w świat zwierząt bardziej wnikliwie, to zauważyłby, że tam
rozgrywa się nieustanny horror. Władza, dominacja, przelew krwi. No ale,
tego nawet dziś kościół nie widzi. Naucza, że światem rządzi Bóg, i On
go stworzył pięknym. A ja mówię, że nie! Kościół jest w błędzie. Dodam,
że wielcy w tym kościele, znali tę prawdę. Ale, o tych niuansach
pomiędzy pięknem a piekłem, Bogiem nr 1, i bogiem nr 2, opowiem jeszcze.
BOGOWIE A NAJWYŻSZY BÓG
05.02.2015r.
Na wstępie wyjaśnię sam tytuł. Dla mnie określenie Bogowie oznacza tylko
jedno. A mianowicie to są istoty, które naruszyły porządek Miłości
Prawdziwej, czyli są to istoty których ludzie w swoich opowieściach i
mitach nazywają bogami. W rezultacie są to różnego rodzaju stopnia
rozwoju istoty, które podszywają się pod Boga Najwyższego Jedynego i
Prawdziwego. Często są to zwykli ludzie. Jak np. Faraonowie, którzy
przypisywali sobie boskie atrybuty. Jest oczywiście dużo więcej
przykładów. Pośród nich są również kosmici, którzy przylatywali na naszą
planetę, a ludzie oddawali im hołd, jako bogom lub bogu. I nie trzeba
się temu dziwić, bo takie jest to życie. Nieoryginalne, dalekie od
źródła życia. Dlatego tak skomplikowane niesamowicie. Nim powiem o
przyczynie tego zamieszania pomiędzy bogami a Bogiem Prawdziwym, powiem
zdań kilka o bogach Katolickich.
Jak napisałem wyżej, cywilizacji na tej planecie było już wiele w
przeszłości. Każda z nich choć totalnie błądziła w poszukiwaniach sensu
i celu życia, to jednak coś się im udawało. Czcili różnych wielkich
duchów, Bogów. W końcu wykreowali Jednego, Jedynego Boga. I tak stary,
jak i Nowy Testament do tego Boga się odnosi. Tamte cywilizacje coś
czuły, że właśnie może to być jeden Ojciec wszystkich. I muszę
powiedzieć od siebie, że intuicja ich nie myliła. A że potem doszedł Syn
Boży – nasz Zbawiciel, i Duch Prawdy, inaczej Duch Święty, to była
konsekwencja tego właśnie otwarcia umysłu. Dziś powiemy, że było to
objawienie Boże. Następnie Powstała Trójca Święta. I zgadzam się z tym.
To dobre zrozumienie istoty rzeczy. Ale... Problemy i tak się pojawiają,
czy chcemy czy nie. Bo ja uważam, że w starym testamencie pojawił się
fałszywy Bóg. Znamy tam boga zazdrosnego, karzącego, mściwego
smakującego w wojnach i grabieżach, w mordach i wszelkich bezeceństwach.
Taki Bóg prawdziwy nie może być. To chyba logiczne. Więc ewidentnie
podszył się fałszywy, choć pewne znamiona miał podobne Boga Prawdziwego.
Trudno dziś powiedzieć czy to był kosmita, czy zwykły człowiek, czy
pewien mit. Niemniej namieszał w historii wiele. A szczególnie w Starym
Testamencie. Okłamywanie było ogromne. Lecz w tej lawinie zła,
przejawiał się, poprzez dobrych ludzi, i ten Prawdziwy Bóg, który
przemawiał, że bardziej „Miłości i miłosierdzia pragnie, niż ofiary”.
Ten ewidentnie był prawdziwy.
Owszem, jest tu zagmatwana historia, bo występuje dwóch Bogów. Dobry i
zły.
Jezus, nasz katolicki Bóg Prawdziwy, objawił się jako światłość i
oskarżył tamtego drugiego boga o to, że zwodzi ludzi. Służącym mu
nazwał: „grobami pobielanymi”, itp. Każdy to może odnaleźć w Piśmie
świętym. W końcu zabili Go za głoszenie prawdy i miłości. Dziś, coby
złego nie powiedzieć o kościele katolickim, to jedno trzeba wiedzieć:
założył go Jezus. Jestem przekonany, że będzie on istniał do końca tej
ziemi. Bo cóż innego można dać w zamian? Jezus mówił o Bogu miłującym,
kochającym, że my wszyscy jesteśmy Jego dziećmi, że nas kocha, że
każdemu przygotował w Niebie pałace do zamieszkania. Co można
piękniejszego powiedzieć? Zachęcał byśmy powrócili do Prawdziwego Boga.
Nic dodać, nic ująć, co do takiego kościoła. Opartego na wyrozumieniu,
tolerancji wzajemnej, na pomaganiu sobie, na miłosierdziu i miłości
powszechnej. Co może być lepszego? Ja osobiście nie widzę nic takiego.
Kościół katolicki, jest najwłaściwszą religią z wszystkich na tej
planecie. Bo nikt nie dał tak wielkiego przykładu miłości bliźniego, jak
Jezus – założyciel tegoż przyjaznego, miłosnego i miłosiernego kościoła.
Trzeba więc szanować Kościół Katolicki i być w jego sercu, bo nic
lepszego trafić się na tej ziemi, nam już nie może. Owszem, trochę
reform tenże kościół potrzebuje. Ponieważ przez wieki powstał duży
nagar. Szczególnie w formie pychy i materializmu. Kompletnie
niepotrzebnego hermetyzmu i dogmatyzmu. Wiedzmy jedno, że złe cechy
kościoła katolickiego, a jest ich sporo, jak zresztą prawie w każdym
człowieku, są pod wpływem złego boga. Ale wydaje mi się, że to wszystko
jest do odremontowania. Trzeba tylko chcieć. Według mnie, kościół
powinien powrócić do średniowiecznego, mistycznego ducha. Mistyka, to
przede wszystkim relacja duszy z Bogiem Prawdziwym. A średniowiecze tym
się cechowało.
Kościół to nie tylko kapłani, papież, budynki świątynne. Kościół to
droga do Boga Ojca, jako ostatecznego celu wędrówki duszy. Żadna władza,
czy sztucznie wykreowana hierarchia. Tam gdzie władza, jest pycha, a
pycha, wiemy od kogo pochodzi. Bóg Ojciec Prawdziwy, nie jest Ojcem
władzy, polityki, czy religii. Jest po prostu dobrym Ojcem dla
wszystkich stworzonych przez siebie istot duchowych, których pragnie
mieć w Niebie, przy sobie. To wszystko. Tam, gdzie jest przejaw władzy,
dominacji, wyższości np. kapłanów nad zwykłym człowiekiem - jest
przejawem nieprawdziwego boga. Zresztą każdy to rozumie. Jezus stał się
bratem dla każdego z nas. Tak i kapłani nie są niczym więcej, niż
braćmi. I takimi zawsze powinni pozostać. Kapłani są ważni, gdyż pełnią
zbawienne funkcje. Pomagają ludziom w pogłębianiu relacji duszy z Bogiem
Prawdziwym. Żadnej innej funkcji nie mają. Właściwie, jeśli zwykły
człowiek czyni podobnie, nie posiadając wykształcenia teologicznego i
święceń, też jest kapłanem.
MOJA PRAWDA O STWORZENIU BYTÓW
23.02.2015r.
Powiedzmy w końcu skąd się wzięli aniołowie, demony, bogowie, kosmici, ludzie,
przyroda i zwierzęta. Skąd się wziął wszechświat w takiej formie. Podkreślę, że
wszystko, co tu teraz powiem, oparte jest na moich przekonaniach i na niektórych
przekazach biblijnych. Mówię na niektórych, bo jak wcześniej zaznaczyłem, nie
wszystko w biblii jest zrozumiałe, i nie wszystko jest prawdziwe. Wiele wątków
jest tam fałszywych, dopisanych przez nieuczciwych ludzi. Mam nadzieję, że nie
jest to dalekie od prawdy. Być może moje rozważanie będzie jednostronne.
Możliwości jest ogrom. Obecnie tak to rozumiem. Dumałem nad tym jako katolik,
wiele, wiele lat. Praktycznie od dzieciństwa nurtował mnie sens i cel życia.
Owocem tych rozmyślań są moje dzisiejsze wnioski i spostrzeżenia. Nigdy nie
uciekałem od żadnej możliwości, nawet od katolickich objawień, które dzisiaj
odpowiednio rozumiem i doceniam. Objawienia nie są oczywiście dogmatami. Jeśli
się zdarzały, były dedykowane głównie dla danej osoby, w danym czasie. Dlatego
nie znaczy to, że prawda w nich została raz na stałe zdefiniowana. Nie. Na ile
kto rozumie, na ile kto jest otwarty, na ile jest w określonej grupie
religijnej, na tyle zeszło z góry światła dla danej osoby, czy grupy społecznej.
Przez wieki różnie to bywało.
Dziś Duch Prawdy dostosowuje wiedzę do zdolności rozumienia we współczesnych
czasach. I dlatego pragnę tę możliwość wykorzystać. Nie stawiam oporu Duchowi
Świętemu. Jak na to patrzę z boku, na to ile dano mi zrozumieć, to widzę, że nie
jest to wyłącznie moją zasługą, ale również owego Ducha Prawdy, który jednak
wtrąca się w moje życie pozytywnie.
Naturalnie, to o czym mówię, jest bardzo starą wiedzą. Moim zdaniem wiedzy nie
przybywa, wiedzę po prostu odkrywamy, uczymy się ją znajdować. Jest ona od
początku niezmienna. Zmieniają się tylko formy jej postrzegania i odkrywania. W
Bogu wszystko jest kompletne i doskonałe. Jest jawną pełnią. Lecz w tym świecie,
w którym obecnie się znajdujemy, jest trochę inaczej. Ponieważ brakuje tu
wszystkiego, brakuje i wiedzy.
Jestem na sto procent pewny, że Jezus będąc w tym świecie, na krótko jakby nie
było, zdążył mimo to, wiele wyjaśnić, jak to jest z tą prawdą. Opowiadał o tym
wielu ludziom. Biblia to odnotowała, mówiąc, że ksiąg na świecie by brakło,
gdyby przyszło spisać to, o czym Jezus mówił. To coś jednak znaczy. Ewangelie,
są zaledwie zrębkiem tej wiedzy, częstokroć niespójnej, a na dzisiejsze czasy -
bardzo archaicznej.
Najlepiej by było, według mnie, żeby Ewangelie były dziś napisane na nowo. Tylko
pytanie, kto by to zrobił? Jezusa, fizycznie już nie ma. Pozostaje zatem męczyć
się ze zrozumieniem starych ewangelii. Mam nadzieję, że Duch Prawdy, każdemu w
kościele, pomoże zrozumieć tę mało praktyczną na dzisiejsze czasy, wiedzę. I
dopomoże osiągnąć życie wieczne. A przecież w końcu o to wszystkim chodzi. Żyć
wiecznie i szczęśliwie, w czystych światach, urządzonych pięknie przez samego
Boga Najwyższego.
A teraz powróćmy do początku. Miałem odpowiedzieć skąd się wziął świat i
wszelkie w nim byty. Wbrew pozorom, nie jest to trudna odpowiedź. W świetle
tego, co powiedziałem wyżej, że jest to moja prywatna wiedza, z uwzględnieniem
źródeł biblijnych – odpowiem: ten świat, jaki postrzegamy obecnie, stworzyli
zbuntowani aniołowie, na czele których stoi Szatan. Tak, nie pomyliłem się.
Powoli to wyjaśnię. Historia nieprawdopodobna, ale według mnie, prawdziwa. Wielu
świętych, wielu historyków, egzegetów, teologów, biblistów, pseudo mistyków -
myliło się, co do pochodzenia świata. Nie było im to dane wiedzieć. Napomknę, że
z własnej winy nie poznali tej wielkiej tajemnicy Szatana. Ponieważ Szatan ich
przechytrzył. On dominuje nawet w sprawach filozofii i religii, nie tylko w
postępie technicznym czy kulturowym. Po dzisiejszy dzień ludzkość i pseudo
święci z wszystkimi sprawami na tym świecie, odwołują się do Boga. Naprawdę to
odwołują się do Szatana. Prawdziwy Bóg to zupełnie coś innego, i owszem można
się do niego odwoływać ale nie przez pryzmat bytu tego świata. Nie Bóg stworzył
ten upadły świat. Tutaj wcale nie rządzi Kochający, Jedyny Bóg, ale przeciwnie,
rządzi Szatan. Bóg Najwyższy z tą kreacją świata, nie ma nic wspólnego. Powiem
później jak i ten świat można podporządkować prawdziwemu Bogu, jak go
przekierować do źródła Miłości. Ale o tym, już w osobnym rozważaniu.
Zdaje sobie sprawę, że mało kto w ten sposób postrzega świat. Uważam, iż
niebawem wyjdzie szydło z worka i wielu odejdzie od wpływów Szatana, przestanie
mu schlebiać i ufać ślepo. A robi to praktycznie cała cywilizacja, i każdy
człowiek z osobna. Każdy jest przesiąknięty jego pomysłami, wynalazkami, jego
kontrolą, systemami ekonomicznymi lub systemem życia prymitywnego, ograniczonego
materialnie. A nade wszystko systemem starzenia się, chorób i śmierci. To jego
pomysły na życie. Mało tego, każdy ma obecnie psyche, świadomość i ciało,
zmontowane przez naukowców, genetyków Szatana. Tak to zaprojektowali, aby
wymazać nam pamięć o świecie oryginalnym, harmonijnym i wiecznym. W zamian tego,
mamy się kształcić i uczyć tego świata, czyli penetrować w całej skali, jego
fałszywy byt. Mamy zajmować się wszystkim, tylko nie wiecznym, oryginalnym
życiem. W nasze psyche wtłoczył chłonność i nudę, abyśmy byli czynni i zawsze
coś robili. Nawet zaprojektował nam poczucie sztuki i piękna, ale piękna
wyłącznie z tego świata. Możemy mieć piękne idee, filozofię, być turbo
religijni, lecz i tak wszystko jest jego sprytnym dziełem. Nie zabrania się
modlić, wierzyć w Boga, śpiewać godzinki, odmawiać różaniec, przystępować do
komunii świętej, być kapłanem, mnichem itd.. To wszystko jest dziełem Szatana,
ponieważ jest sprytniejszy i mądrzejszy od naszej ograniczoności, którą zresztą
sam zaprojektował w laboratoriach naukowych, jakie posiada w różnych światach.
Wszyscy kosmici, cywilizacje pozaziemskie - to jego produkt. Poza jednym,
którego nie potrafi zrobić. Nie jest zdolny stworzyć duszy. I to go boli. Z tego
powodu nie może spać spokojnie. Owszem, udało mu się stworzyć coś podobnego do
ludzi. To zwierzęta, które nie mają duszy od Boga. Tak to jednak inteligentnie
zrobił, że wydaje nam się, iż dusze mają. Zastanówmy się może, jak przebóstwić
zwierzęta, jawne dzieło Szatana, aby umieścić je w Niebie, bo taka możliwość
istnieje. Opowiem o tym w największym skrócie. Trzeba po prostu robić to, co
robił święty Franciszek z Asyżu. Wszystkich przyjmował za swoich braci i
siostry. Ludzi i zwierzęta - tak samo. I w ten sposób umieszczał całe
stworzenie, jakie znał, w Niebie. A Bóg Najcudowniejszy, wszystkim zwierzętom
dopracowywał psyche, zamieniając ją w duszę wieczną. W ten prosty sposób
wszystkie zwierzęta mogły lądować w Niebie.
Kochając zwierzęta na równi z ludźmi, czynimy właśnie to samo, co czynił
Franciszek. Odsyłamy je do nieba i powierzamy Bogu. To, czego nie umiał dokonać
Szatan, czyli stworzyć duszę, my to możemy zrobić kochając je bezgranicznie i
bezinteresownie. Przebóstwimy wówczas ich psyche, a Bóg prawdziwy zamieni je na
dusze doskonałe, zdolne do bycia szczęśliwymi na równi z nami. Odpowiedzialność
duża. Nawet jeśli ludzkość musi jeszcze zabijać zwierzęta, aby się pożywić, to
jednak może z nich uczynić wieczne, cudowne istoty. Wystarczy je uwielbiać, jako
dzieło niedokończone i powierzać Bogu, by tego dzieła dokończył. I to wszystko.
Takie to proste, a nikt tego jakoś nie pojmuje.
Wracając do poprzedniego wątku. Tu właśnie ukazuje się inteligencja oraz
wielkość Szatana. Dlatego wszyscy mu ulegają w stu procentach. Bo jak nie
posłuchać kogoś mądrego, rozsądnego, logicznego, współczującego, dbającego o
postęp i wygodę ludzi? No nic, tylko iść za takim. I okazuje się, że idziemy za
wielkim oszustem, zdrajcą, kłamcą, krwiopijcą, mordercą i pyszałkiem. Ten wielki
wódz i wojownik - Szatan, choć wie dokładnie, że przegrał już dawno, to nie
odpuszcza, i każe nam ten świat kochać, służyć mu, modelować go, jak nam się
tylko rzewnie podoba. Bowiem wolności również nam nie zabrania, przeciwnie
promuje ją, nawet za cenę życia. Tylko po to, aby on dalej mógł istnieć, i grać
w swoją nieuczciwą grę.
Na przykład święta Siostra Faustyna wiedziała o tym wszystkim. Ale ze względu na
moc Szatana, jaka przejawiała się w kościele, jej klasztorze, przełożonych i
kierownikach duchowych, nie pozwoliła tego wszystkiego ogłosić. Szatan nie mógł
dać się zdemaskować, że mieszka również w kościele. Stąd święta Siostra Faustyna
była maksymalnie przez niego ograniczana w swym przekazie. Jezus pod tym
względem kolejny raz przegrał. Ale nie we wszystkim oczywiście. Pokazał swe
Miłosierdzie i dobroć Bożą. Powiem tak: jakże trudno się przebić z czymkolwiek w
świecie Szatana. Nawet Bóg ma z tym problem, a co dopiero człowiek. Dlatego
Faustyna też była targana w dwie strony. Nie wszystko mogła powiedzieć, i nie
wszystko Jej Jezus Powiedział, w poufności swej. Tak widocznie było dla Faustyny
lepiej. W końcu mieszkała na ziemi, w królestwie Szatana, a on tu rządzi, nie
Bóg Prawdziwy. To samo się działo, jeśli chodzi o tak potężne postacie duchowe,
które Bóg prawdziwy wysłał na tę ziemię, by pomagali ludzkości, jak: święty
Ojciec Pio, święta Teresa Wielka z Avila, święty Jan Bosko. Oni to wszystko
wiedzieli, ale Szatan tak robił, aby w kościele jawnie o tym nie mogli
powiedzieć. Bo inaczej ekskomunika i koniec. Do tego stopnia Szatan rządzi
kościołem. To nie znaczy oczywiście, że prawda o życiu Boga i Szatana nie jest o
wiele głębsza, a nawet bardziej optymistyczna. Bo ja wiem, że piekła nie ma, a
nasz dobry przyjaciel, kompan po fachu i kolega z dawnych lat - Szatan,
ostatecznie stanie po prawicy Bożej i zbawi się. Czy to nie jest piękne?
No, ale kontynuujmy dalej to rozważanie, niezbyt korzystne na ten czas dla nas.
Bo nadal jesteśmy w więzieniu tegoż Szatana. Żyjemy tu i zastanawiamy się
niejednokrotnie, o co w tym wszystkim chodzi? Po co i skąd to wszystko!? Prawda,
jak zwykle jest banalnie prosta. I ta prostota właśnie nas paraliżuje, nie
pozwala zrozumieć sensu i celu naszego, tak bardzo skomplikowanego, bytu.
Właśnie dlatego, że nasz byt jest skomplikowany i trudny, to odpowiedź tym
bardziej jest czytelna i oczywista. Ale wiadomo, Szatan robi wszystko, aby tego
się nie dowiedziano. Woli stworzyć nam pozory, czyli piękno tego świata,
filozofię, naukę, religie, i skutecznie zasłonić swoją wszechwładzę nad tym
światem. Trudne? Chyba nie! A jednak! Niezwykle trudno to zrozumieć. A jeszcze
odciąć się od jego fałszywego dzieła? To zakrawa o cud nad cudami, dla naszej,
ogromnie zawężonej świadomości. Ale jednak, jeśli chcemy wydostać się z jego
sieci i uciec mu do Nieba, musimy jego niechlubną historię nagłaśniać. Musimy
stać się sprytni. Bo pamiętajmy, Szatan umie kochać, promuje miłość, nawet do
niej zachęca. On nie jest tylko ciemną stroną mocy. O, nie! On jest przede
wszystkim w tym świecie pozytywną mocą! Bardzo pozytywną. Przynajmniej tak to my
widzimy. Posiada blask i splendor. I właśnie w tym nie wolno dać mu się oszukać.
W pozytywności najtrudniej go namierzyć. Miłość społeczna, charytatywność,
harmonijność i błogość życia na ziemi, pamiętajmy, jest jego produktem. Nie
tylko lęk, depresje, nerwice, są dziełem Szatana. Nawet miłość ludzka, związki
małżeńskie, są jego podstępną kreacją. O tym powiem jeszcze w innym miejscu.
W każdym razie, aby to lepiej zrozumieć, uświadommy sobie, że wszystko co
ludzkie, jest jego dziełem. A filozofie, religie, związki małżeńskie,
partnerskie, homoseksualne, to wszystko są jego narzędzia gry. Wiemy, jak to
jest w małżeństwach, czy w przyjaźniach. Wszystko się zmienia z chwili na
chwilę. Brak boskiego spokoju i miłości bezinteresownej, niezazdrosnej. Szatan
to również miłość, ale ostatecznie zazdrosna, zaborcza, depresyjna, na końcu
nienawistna. A nienawiść to wiadomo - wojna na całego. Takie ostatecznie jest
środowisko Szatana. Niestety. Wielu z tym się nie zgodzi. Nie zgodzi się
dlatego, ponieważ Szatan zawładną ich prawdziwą duchową inteligencją. I nie
widzą rzeczywistości tak, jak widzieć ją powinni. Skutecznie uwięził tych ludzi
na swojej smyczy. Ale kiedy tę smycz, dany człowiek, dobrowolnie, swoją własną
świadomością przetnie, - otworzą mu się oczy ducha. Ślepota postępu i
materializmu przejawianego na miliony sposobów, tworzy skuteczną zaćmę na oczach
ducha. Dusza jest ślepa. A wówczas rządzi Szatan duszą. Stąd ta sympatia do
niego, wśród prawie wszystkich ludzi. Ta sympatia objawia się postępem, kreacją
materialną, kulturą, itd.. Dziwić się nie ma co. Są to bardzo silne i
ugruntowane związki z Szatanem. Wszystkim prawie objawia się jako Bóg, lub jego
nieistnienie. A my ateizmowi, albo fanatyzmowi religijnemu, łatwo ulegamy. Gdy
to czynimy, uśmiechamy się w jego stronę. I tak to się kręci. Jak mówiłem,
bardzo ciężko przebić się nawet z najmniejszą iskrą boskości w tym świecie,
ponieważ zaraz jest się odrzucanym. Stworzenie przez niego prawa, nie pozwalają
na to. On jest nawet stróżem moralności. Jezusa podobnie odrzucili. Kościół
stara się pokazać boskość, a tymczasem sam się uwikłał i upadł. W sposób
niewidoczny – uległ gierce Szatana. Stał się jego sługą. No może nie do końca,
ale w dużej części. Czy jest z tego wyjście? Jest! Oczywiście! Trzeba powrócić
do Boga prawdziwego, Jedynego, Najcudowniejszego, który mówi, że nie pochodzi z
tego świata.
Powiedzmy jeszcze o tym Szatanie. Jest na tyle bezczelny, że zakodował nasze
mózgi tak, aby nic nie pamiętały, by nic nie pojmowały o co w tym życiu chodzi.
Ograniczył możliwości duchowe i każdy z nas stał się wyalienowany z wszystkiego,
co prawdziwe i wieczne. Sam oczywiście to wszystko pamięta. Ale w pysze swej nie
odpuszcza i chce mieć nas za poddanych jego prawom, mentalnym, ekonomicznym,
biologicznym, i wszystkim innym systemom ucisku naszej duszy. Szatan wie, że
jest Prawdziwy Bóg. Lecz nam nie pozwala nawet tego sobie przypomnieć. Stąd
potrzebujemy nauczycieli, którzy przebili się przez jego zasłony i mówią nam, że
jest zupełnie inaczej, niż obecnie to pojmujemy. A wiadomo jak pojmujemy, ano
tak, jak chce Szatan. Jak nas naucza współczesna edukacja - tak rozumiemy świat.
Jesteśmy skazani na pięć zmysłów ciała, które Szatan zaprojektował ludzkości i
poprzez nie manipuluje nami w sposób absolutny. Powtarzam, że bardzo trudno się
wyrwać z tego świata do Nieba. Mało kto pokonuje jego zapory. Dlatego święta
Teresa Wielka radziła, aby zamknąć się w twierdzy ducha. Kto wyjdzie na zewnątrz
- jest narażony na pokusy i uwikłanie się w ten świat, czyli świat Szatana.
Prawdziwa Mistyka u Szatana nie wchodzi w rachubę. Dobrze wie, iż jest ona dla
niego zagrożeniem, rozszyfrowaniem jego podstępnej gry. Z tego powodu nienawidzi
on wszystkich szlachetnych mistyków i filozofów. Wspiera jedynie to, co jest
ładne, ale świeckie. Choć jak wyżej wspomniałem, religią umie swobodnie
manipulować tak samo. Oczywiście mistyki zabronić nie może, bo jesteśmy
stworzeni przez Boga Najwyższego. Gdyby stworzył nas zwierzętami, moglibyśmy być
mu poddani poprzez czystą biologię i system psychiczno-wegetatywny. Ale ponieważ
wie, że mamy duszę od samego Boga, nie wszystko leży już w jego mocy. Możemy się
mu sprzeciwić. I wielu aniołów, czyli ludzkich dusz uwięzionych w ciele przez
niego, to właśnie uczyniło. I za to nienawidzi nas, którzy mówimy mu – nie! On
zdaje sobie z tego sprawę, że w końcu będziemy mieli przebłyski Prawdy i Miłości
oryginalnej. I to właśnie jest jego utrapieniem, ponieważ wychodzimy w ten
sposób z jego szaleńczej organizacji, burząc mu wszelaki porządek. W tym również
porządek, społeczno-polityczny na tym świecie, którego jest wspaniałym autorem.
Wspaniałym, ale przecież nie dla każdego, jak się orientujemy.
Jak wspomniałem, niektórym duszom udaje się wyrwać z okowów ziemi i systemów na
niej panujących. Przebijają się przez kontrolę śmierci i urodzin. Po czym idą do
Nieba. Bo jak wiemy, wszystko jest pod Szatana jurysdykcją. I dobro i zło, cały
dualizm i fajerwerki naszej psychiki. Ciało, inteligencja wchodzi w skład jego
kontroli i uzyskiwania dzięki temu, dla siebie, oraz swojej elity rządzącej,
energetycznych profitów. Człowiek, w formie ciała i wszelakich nakładek na
duszę, jak: ego, lęki, emocje, wyobraźnia, jest żelazną podstawą, do skutecznej
kontroli, panowania i wykorzystywania przez inteligentne, niezwykle pracowite i
sprytne, ciemne moce. Dla Szatana jesteśmy jedynie ofiarami. Nic więcej. Nie
mamy żadnych przywilejów duchowych. Jesteśmy zdeprawowani egoizmem oraz
naznaczeni ogromną zasłoną niewiedzy. Jaką posiadamy wiedzę? A no taką, że
jedynie znamy to, jak działa i funkcjonuje, w obrazie tego, poniekąd ciekawego
świata, sam Szatan. Nic poza tym. A jak funkcjonuje? To przecież wiemy z życia.
Postęp, edukacja, technika wyobraźnia, projekty
polityczno-religijno-filozoficzne. Tak właśnie działa system Szatana.
Najciekawsze jest to, że nie dziwi to nikogo. Tak bardzo ludzkość utożsamia się
z tymi systemami. Właściwie to normalność. I oto właśnie chodziło. Cel ostał
osiągnięty. Nikt się nie zorientował w jakiej pułapce żyje. To funkcjonuje w
dalszym ciągu. O Niebie, o własnej duszy - nie wiemy na dobrą sprawę, nic!
Zrozumieć powinniśmy, że Szatan oszukuje nas na każdym kroku. Samo życie,
jakiego doświadczamy jest jego wielkim, bardzo inteligentnym, oszustwem. Dlatego
możemy nazwać się frajerami, którzy dali się nabrać na przyjemność i kolorystykę
życia w materii. Krótka sprawa. Szatan ma swoje wyższe i bardzo bogate światy.
Żyje w nich ze swoją świtą i śmieje się z ludzi, których uwięził w ciałach, na
różnych planetach. Czerpiąc z nich nieprawdopodobnie wielkie zyski. Kiedy my
szarpiemy nerwy; Szatan i jego koledzy, imprezują w swoich świetnie urządzonych
światach. On tam nikogo nie chce zaprosić. Te światy są dla wybranych. Innych
zatrudnił w niższych światach, aby na niego pracowali. To jest to piekło, to
jest ten kołchoz.
Przykładem podobnego systemu, są nasze państwa ze swymi rządami nieuczciwymi.
Rządzący bawią się i bogacą, a normalny lud ciężko pracuje. Trzeba przyznać,
mamy się od kogo uczyć. Stąd te straszne ziemskie klasy społeczne, hierarchie,
obrzydliwa wolność, niszcząca nas demokracja, zamazująca prawdę i sprawiedliwość
Brak szacunku i pyszna naukowość. A widząc to wszystko, co robimy? Jeszcze z
tego się szczycimy. Lecz pojawiają się jednostki, które to zaczynają rozumieć.
Świadomie sprzeciwiają się, odwołując się do prawdziwej miłości, Prawdziwego
Ojca-Boga, który bardzo pragnie, abyśmy wszyscy powrócili do szczęścia. Jego
wiecznego, zagwarantowanego nam na wieczność, Domu - Pałacu najcudowniejszej
niebiańskiej rozkoszy.
Pamiętajmy, cała walka z życiem i Szatanem, dokonuje się w naszej głowie. W
myślach. Z myśli spływa na ciało. Ale główny opór przeciwko naszemu ciemiężcy,
następuje w naszych myślach. Na ogół je nie kontrolujemy wcale. Stąd łatwo je
wyginać na wszystkie strony. Jeśli staramy się dążyć do prawdy, otwieramy sobie
drogi do wyższej świadomości. A to oznacza, że uciekamy Szatanowi z pola jego
jurysdykcji i władzy nad nami.
Sedno błogosławionego sprzeciwu, dokonuje się w sposobie naszego myślenia. Nie
gdzie indziej. W materii już jesteśmy. Oddychać i jeść musimy. Z tej pułapki
uciec się już nie da. Pozostaje nam głowa. Uciec z jego matni możemy tylko za
pomocą głowy. Bo mamy w niej iskrę boską. Ta iskra w nas, jest zarazem
problemem, a nawet nieszczęściem Szatana, gdyż nie ma nad nią władzy absolutnej.
W przeciwieństwie do pięciu zmysłów i całej materii, nad którą panuje. W myślach
szlachetnych, dążących do ujawnienia całej prawdy o bycie, możemy pokonać
Szatana. W innym przypadku, skończy się tym, że wylądujemy z powrotem w jego
sieci kontroli i ucisku. Wielu próbowało. Skończyło się to fiaskiem. Świat dalej
zaczął się im podobać i wszystkie systemy, jakie w nim obowiązują, stały się dla
nich odnowicielskie, przyjazne i pełne nadzieli na lepsze. Tak właśnie dokonuje
się ucisk.
Fałszywa nadzieja i fałszywe piękno jest promowane, jako coś szczęśliwego i
niemal boskiego. A tymczasem, jest to Szatańska, celowa pułapka. Świetny sposób
na usidlenie duszy w okowach materii oraz pustki duchowej. Jeśli dokonamy w
myślach konsekwentnego opowiedzenia się za Najwyższą z Najwyższych Istot, Bogiem
Ojcem, i zaufamy tylko Jego Najwyższej Miłości, to na pewno wygramy tę walkę.
Iluzja życia, jaką wykreował Szatan w egoistycznych celach, zostanie pokonana
przez naszą duszę.
Wszystkie doktoraty świata, wszystkie prace naukowe, odkrywcze i nowatorskie
projekty, są tylko i wyłącznie jego dziełem, jako aspekt poznawczy, rozwojowy
dla nas. Telewizja, radio, kultura, to wszystko jego szczególne dzieci. Media,
film, informatyka, medycyna, to jego naczelne dzieło. Chce nas zachwycić, i
dokładnie to zrobił. Za wszelką cenę pragnie nas odciągnąć od prawdziwego Boga,
którego kiedyś z powodu wolności i pychy, jaka się w nim zrodziła, świadomie
opuścił.
SZATAN NIE ODPUSZCZA, ALE BÓG POMAGA
07.03.2015r.
Napisałem dużo negatywnego o Szatanie. Pora powiedzieć coś pozytywnego. Bo jakże
może być inaczej? W końcu był i jest On nadal najpiękniejszym dziełem Boga.
Szatan to cudowne dziecko Boga. Tak naprawdę, za bardzo go oskarżamy o zło. On
nigdy nie był zły, i nie chciał być zły. Na początku nie przyszło mu nawet do
głowy, aby kogokolwiek krzywdzić. Zachęcał do szczęścia i miłości. Był Święty
nawet wtedy, kiedy świadomie i dobrowolnie opuścił Niebo. Psuć się zaczęło długo
potem, gdy zaczynało brakować światła i energii Boga. Prawda o Szatanie jest
pozytywna, a nie negatywna. Zaraz o tym opowiem. Ale nim to zrobię powiem,
jeszcze inną szokującą wiadomość. I chyba nikt w to nie uwierzy. Otóż, Niebo
jakie Bóg wykreował razem ze swoimi dziećmi, czyli aniołami, cieszy się do dziś
absolutną wolnością. Cały czas jest wybór, co się chce robić, co zwiedzać, co
kreować. Nieustannie korzysta się z promieni Boga do robienia czego dusza
zapragnie. Bóg nikomu niczego nie odmawia. Bowiem grzech, ani nawet cień
niedoskonałości w Niebie nie istnieje.
Było by nietaktem, gdyby Bóg zabronił nawet opuszczania Nieba. Każdy może to
zrobić. A jak powiedziałem wyżej, myśmy to zrobili. Dlatego każdego anioła
trzeba usprawiedliwić, jeśli chce opuścić Niebo, by zbudował swoje, niezależne
Królestwo. Jako ludzie, do dziś mamy taką tendencję, by mieć coś swojego,
niezależnego, poza Bogiem. Tak postąpił wielki Anioł, zwany dziś Szatanem.
Odszedł, ale nic złego nie zrobił. Opuścił źródło Wiecznej Energii. To wszystko.
Teraz zadziwię. Tak samo dziś Aniołowie w Niebie, decydują się na odejście. I
robią to. Zwyczajnie odchodzą z Nieba i kreują swoje światy. Oczywiście nie
wszyscy.
Dlaczego to robią? Bo są wolni, a Bóg obdarowywał wszystkich aniołów potężną
mocą do kreowania czegokolwiek. Jest tylko jedna rzecz. Bóg nie mógł stworzyć
istot wyższych i mądrzejszych od siebie. Więc stworzył niemal na równi z sobą.
Dał im takie same atrybuty wolności, kreacji, szczęścia i wieczności.
Przygotował im światy duchowe, planety itd. aby mogli być w nich wolni i
szczęśliwi. Niczego w Niebie nie brakowało. Mogli pławić się rozkoszą i
szczęściem nieopisanym. Dał im wszystkie umiejętności, miłość, sztukę i zabawę.
Nie mógł inaczej. Dał to, co miał najlepszego - swoje serce i wszelkie
możliwości. Na dokładkę, żeby nie było za nudno, każdego Anioła stworzył innego.
Bóg okazał się wspaniałomyślny, bo dał z siebie wszystko, co mógł tylko dać.
Dlatego pełne uznanie oraz usprawiedliwienie dla Boga za jego rozwagę i
otwartość.
Lecz niektórym aniołom było jakby mało i zapragnęli iść dalej. Pokonać akt
stwórczy Boga, i udowodnić sobie, że można więcej niż dał Bóg.
Ale teraz pojawia się pytanie, co się stało, że po odejściu aniołów z nieba,
czyli również nas, bo do nich właśnie się zaliczamy, nastąpiło cierpienie.
Odpowiedź jak zwykle jest prosta. Bóg nie mógł nic zrobić. Dał tyle ile mógł.
Całe swoje serce oddał, by wszystkim dogodzić. I to im zagwarantował na
wieczność. Ale okazało się, że moc i siła istot stworzonych przez Boga jest
ograniczona. Bez bliskości Boga, nie da się żyć wiecznie, ponieważ Bóg jest
Słońcem, które oświetla i daje życie. Kiedy Aniołowie odchodzili z nieba,
zdawali sobie z tego sprawę. Jednak zaufali głównie sobie. Stworzyli sobie
przekonanie, że podołają wszystkiemu sami. A tymczasem rzeczywistość ich
przerosła. Po czasie zaczyna brakować energii. Następują przeszacowania i błędy.
Okazało się, że wszystko wygasa. Słońca karłowacieją, a urządzenia do produkcji
energii psują się. Następuje katastrofa. Wówczas Aniołowie, którzy dali z siebie
wszystko, by stworzyć piękne światy, zaczynają się denerwować, i narzekać na
siebie. A przy tym następuje jeszcze choroba duszy – egoizm i pycha. Tworzą
różne projekty, by podtrzymywać świat przez siebie stworzony. Postanowili nie
odpuszczać. Uparli się brnąć poprzez swoje dzieło. Po czasie stworzyła się wokół
nich aura niezbyt ciekawej atmosfery. Przyjaźń się skończyła. Zaczęła się
rywalizacja. I dziś mamy, co mamy. Aniołowie pogłupieli i zaczęli tworzyć niższe
światy, galaktyki materialne, ziemię, ludzkie ciała, itd.
Ale, żeby było jasne, powiedzmy sobie to otwarcie. Całe stworzenie, jakie
Aniołowie wygenerowali, ostatecznie jest boskim dziełem. Moc jaką dostali, atomy
i wszystkie inne energie duchowe i materialne, pochodzą tylko i wyłącznie z mocy
Boga Najwyższego. Poza tym, te światy tworzyły jego dzieci, to tym bardziej
łatwiej zauważyć, że to ostatecznie dzieło Boga. Choć osobiście takiego dzieła
by nie stworzył, gdzie wszyscy się zjadają nawzajem i nienawidzą. Wolność
aniołów to spowodowała. A z drugiej strony, jakby Bóg nie dał wolności, to kim
by On był? Tyranem? No i tak to się dzieje. Z miłości i niewinności Boga, dzieje
się tragedia. Ale inaczej nie było jak tego zrobić. Dlatego Bóg jest tak cudowny
i piękny w swych zamiarach. Chciał i chce dobrze dla nas wszystkich, a wychodzi
z tego również zło. Taka jest cena wolności. A Bóg wolność szanuje i respektuje.
Oczywiście, pomaga wszystkim Aniołom, który odeszli. Nawet Szatanowi pomaga, bo
to jego przecież dziecko. Szatan wie, że przegrał tę kampanię już dawno, ale
jeszcze mu brak dobrej woli i pokory. Nie chce podać ręki do zgody Bogu. A Bóg
cały czas trzyma ją pierwszy wyciągniętą. Kto z tej wyciągniętej ręki Boga
skorzysta, powróci do Nieba i skończą się jego przygody z cierpieniem.
Bóg na nikogo się nie gniewa. Własne dzieci ma prześladować i tępić? Wie, że i
tak w końcu przyjdą do Niego z powrotem. Zapasy energii się wyczerpią, i powrócą
do Domu Ojca. Bez pretensji i wyrzutów. Uznają z pokorą, że Bóg więcej nie był w
stanie uczynić, jak stworzyć ich wolnymi przede wszystkim. Pojmą ostatecznie, że
w takiej sytuacji, musieli boleśnie doświadczyć swoich wyborów. Chociaż nie
musieli. Bóg nikogo do niczego nie zmusza. Jest bezinteresowną istotą.
W tym miejscu dopowiem jeszcze dwie refleksje. Pierwsza to taka, że Bóg stworzył
Niebo umieszczając w nim swoje dzieci. I od tamtej pory już nic nie stworzył
więcej. Światy materialne, jakie obecnie widzimy i doświadczamy, są dziełem
dzieci Boga. A energię jaką zastosowali do wykreowania ich, również pochodzi od
Boga. Bo jak wiadomo poza Bogiem nic nie istnieje.
I druga rzecz. Reinkarnacja jest konsekwencją odejścia Aniołów z Nieba. Nie Bóg
ją wymyślił. Aniołowie, tak zwani zbuntowani, bawią się życiem, i ściągają dusze
na ziemie z powrotem. Zamazując im pamięć i wspomnienia. Ale nie do końca oni
rządzą tym procesem czyszczenia pamięci. Bóg ma swoich wysłanników do światów
Szatana, którzy pomagają duszom wydostać się z tych okowów braku energii i
pamięci. Aniołowie od Boga też mają władzę nad duszą, a nawet większą niż
Szatan. Bo on już przegrał dawno. Ale to dusza nie chce z kolei się nawrócić.
Woli zanurzać się w świat uciech iluzorycznych, tymczasowych. Aniołowie
Stróżowie, mają władzę nad duszą, i tak samo posiadają możliwości zamazywania
pamięci z poprzednich żyć danej duszy. Ale robią to tylko dlatego, aby nie
pamiętała rzeczy jakich dokonywała, często złych. By na nowo stała się czystą
kartą na życie. Tyle szans daje Bóg. Odnawia nasze dusze, czyści pamięć, a my
ciągle to samo. Ponownie kolejny raz zaśmiecamy ją marną energią.
Kiedy Aniołowie
wychodzili, bądź wychodzą z Nieba, u podstaw jest założenie, że w świecie przez
nich stworzonym, nie będą oglądać Prawdziwego Boga. Stwierdzili, że sami są tak
piękni i wielcy, że nie ma potrzeby oglądać Boga Ojca. Uczyniono to standardem
dla każdej duszy, mieszkającej poza Niebem Oryginalnym. Co z tego wynika? A no
to, iż w tych światach, również na tej naszej biednej ziemi, nikt nigdy Boga nie
widział. Od początku nastąpiła blokada. Żaden święty na ziemi, nigdy Boga na
oczy nie widział. Zobaczyli Go dopiero wtedy, kiedy dostali się na drugą stronę,
czyli do Nieba. Tam, Boga można widzieć i bawić się z Nim. Poza Niebem jest to
niemożliwe.
W takim razie kim był Jezus na ziemi? Był Synem umiłowanym Boga, z którym
stanowił szczególną jedność. Dusza Jezusa nie zrezygnowała z niebieskiej oferty
Boga. Nigdy nie odszedł z Nieba. Niektórzy nawet twierdzą, że Jezus to to samo,
co Święty Michał Archanioł. Inaczej mówiąc, Święty Michał Archanioł, zeszedł na
ziemię w postaci Jezusa. A jak wiemy, Michał Archanioł stoczył kiedyś poważną
walkę duchową z Szatanem, pokonując jego naukę i moc. A ponieważ Michał był, jak
my wszyscy zresztą, jego kolegą i bratem, to Michał z miłości i przyjaźni do
Niego, pierwszy wyciągnął rękę do zgody. W ten sposób chciał Go przybliżyć do
Ojca. I po części Mu się to udało. Michał w końcu powrócił do Nieba i dalej
pracuje nad zbawieniem dusz, pozostających w różnych zakątkach świata
materialnego, czy na wpół materialnego, lub nawet duchowego. Ale to taka
dygresja.
Więc Jezus, jako człowiek, również nie mógł oglądać swojego Ojca, ponieważ ci,
którzy kontrolują światy przez siebie założone, tak to wszystko ustawili, że
Boga nie można widzieć. Jezus będąc czystym bytem, ogołocił się z wszelkich
atrybutów boskości, aby stać się bratem z nami. Zatem wynika z tego, że Boga
można oglądać tylko w jego oryginalnym Niebie. W kosmosie stworzonym przez
aniołów, aniołowie sami robią się bogami, i chcą żeby ludzie lub inne anioły,
ich za takich uważały. W rożnych historycznych mitach jest to nawet opisane. Na
przykład faraoni robili się bogami, albo politycy w różnych okresach historii.
Współcześnie, również są takie przypadki. Na planetach kosmosu, nie ma zwyczaju
oglądać prawdziwego Boga. Nie przystoi. Dlatego między innymi Go nie widzimy. W
sumie, to jest naukowy nakaz. Założona została zasłona na duszę. Każdy, kto się
rodzi, rodzi się z filtrem przeciw widzeniu Boga. Nic na to nie poradzimy. I nie
ważne jest, czy urodzi się to Jezus, zwykły człowiek, czy kapłan. Wszyscy
zostają przy narodzinach upośledzeni. Bo taka jest wola Szatana. Bóg nie ma tu
nic do powiedzenia, ponieważ są to światy aniołów, poza oryginalnym Niebem, i
oni wolną wolą tu rządzą. A myśmy, na to się kiedyś zgodzili. Choć pod wieloma
względami zostaliśmy oszukani przez naukowców Szatana. Dlatego podjęliśmy
decyzje odejścia z ich grupy, a przyłączenie się do Jezusa, który pokazał drogę
do prawdziwego Domu. A z tego powodu, że oderwaliśmy się z jego grona -
nienawidzi nas do dziś. I nie odpuszcza, chcąc się na nas zemścić.
Jeszcze bym coś napisał, ale nie wiem, czy powinienem. Otóż, chodzi mi oto, że
Bóg stwarzając aniołów, którzy od Niego odchodzą, - stworzył ich na własny obraz
i podobieństwo. A skoro Aniołowie okazali się trochę szaleni, to oznacza, że Bóg
chyba też musi być trochę szalonym ryzykantem. Licząc na to, że wszystko będzie
z nami super. W końcu to nasz Rodzic. A dzieci zawsze są podobne do rodziców.
Jak w rodzinie ludzkiej. Wiem jedno, wszystkich trzeba usprawiedliwiać, nawet
Boga, bo przecież i Bóg, i jego dzieci ostatecznie chciały dobrze. Może, jak
przejdziemy przez te różne kosmiczne przygody, zrozumiemy gdzie jest najlepiej?
O RELIGIACH I
AUTOSTRADZIE DO BOGA
16.03.2015r.
Powiem teraz mało popularne stwierdzenie, a może nawet heretyczne i skandaliczne
dla wielu ludzi. Ogólnie stwierdzę o wszystkich religiach, ale zajmę się głównie
moją religią katolicką. Bo wiem, że jedynie ona jest najwłaściwsza z wszystkich
w tym świecie. A dlaczego najwłaściwsza, mimo, że nie było wolą Boga jej
istnienie, powiem za chwilę, jak będę wyjaśniał, w jaki sposób Bóg się wtrąca w
religie, aby je wykorzystać dla zbawienia dusz, a nie potępiania, jak to jest w
przypadku Szatana.
Niech nikt nie myśli sobie, że religie, filozofie i wszelką naukę tego świata,
wymyślił Bóg Ojciec. Nic bardziej mylnego. Bogu takie rzeczy nie są potrzebne. W
oryginalnym życiu w Niebie, takie fakty nie występują. A więc skąd i dlaczego
pojawiło się to na różnych ziemiach w kosmosie?
Przypomnę. Kiedy odeszliśmy jako aniołowie z Nieba, sami skazaliśmy się na
poważne problemy, w przyszłości. Stało się tak, jak opisałem wyżej. Energia
malała, a duma i pycha wśród aniołów rodziła się coraz większa. Zaczęło
dochodzić do wojen i podbojów w galaktykach. Wynikiem czego powstawały różne
systemy do kontroli i ucisku. Z cudownych aniołów, za ich częściowym
przyzwoleniem, poczęto produkować maszyny fizyczne, czego owocem i ofiarą
jednocześnie, jesteśmy my, ludzie. Stworzono nam ciała, które potrzebują jeść i
oddychać. Jednym słowem, abyśmy mogli żyć musimy przetwarzać materię, zabijając
tym samym inne istoty ożywione. Nieprawdopodobna ułomność. W porównaniu z
pierwotnym istnieniem, to niebo a ziemia - jak to się mówi. Zrobiono z nas
aniołów, ludzkie, ograniczone potworki. Taka jest prawda. I to w każdym calu.
Nie tylko fizycznym. Nałożono nam na duszę niewiedzę, dzikie emocje związane z
tym światem, psyche, które ma nam zastąpić duszę, i jeszcze wiele innych rzeczy
nam uczyniono, abyśmy zapomnieli o Bogu Ojcu i wiecznym, spokojnym, szczęśliwym
życiu w Niebie. Zniszczono nas całkowicie, pomimo, że nazywają nas ludźmi bardzo
inteligentnymi. Nie wierzmy w te brednie, że jesteśmy obecnie wielcy i mądrzy.
Jesteśmy raczej zdegradowani z pięknych aniołów, do poziomu kosmicznego pyłu. A
kto to zrobił? Inni aniołowie. Sprytniejsi, pełni pysznej przyjemności rządzenia
i panowania nad światami. Mieli w tym swój cel, o którym po części mówiłem
wcześniej.
I teraz dochodzimy do sedna sprawy. Skoro świat stworzyli Aniołowie, którym nie
wyszło, jak chcieli na początku, a miało być pięknie, to oni, z przyczyn sobie
wiadomych, zrzucili nas w ciemniejsze światy. Ziemia do nich również się
zalicza. Utworzyli życie i cywilizacje, a w niej cudowne religie. Nie jedną,
wiele, by było większe zamieszanie i kataklizm z tym związany.
Więc mamy prostą podpowiedź. Religie pozakładał Szatan, i to wszystkie, jak
jedna. Religie to dobry kąsek na stworzenie piekła, a oto im właśnie chodziło.
Piekło dla nisko wykształconych ciał i bardzo osaczonych i zalęknionych dusz.
Oni potrafią wykorzystać potencjał zła, i cierpienia całego społeczeństwa.
Zwierząt i przyrody, tak samo zresztą. Na przykład: aby w ich światach świeciło
światło i było ciepło w domach. To jest bezpośrednia przekładnia. Tak się dzieje
cały czas. Wykorzystują nasze emocje, intelekt, mięśnie, rozpacz, choroby
narodziny i śmierć. To są ich tłuste kąski, aby mogli siebie odżywiać i utrzymać
swój dom na jakimś tam poziomie. Nasze życie, to ich wypłata, nagroda za
utrzymywanie nas w reżimie i ucisku, w strasznym kołchozie pracy. O czyśćcu
powiem przy okazji, o co w nim chodzi.
Wiem, że jest to okrutne, co tu mówię. Ale nie ma co się obrażać. Święci, nie
wszyscy, wiedzieli, że właśnie tak jest. Ale dlaczego tego nie powiedzieli
innym? Bo Szatan miał jeszcze zbyt dużą władzę. Mógł z łatwością zabić, za takie
poglądy. Obecnie ją po kolei traci. Do głosu dochodzą światłe dusze, które
zdobyły wiedzę i doświadczenie, jak przełamać zasłonę ciemności. Na ziemi jest
obecnie coraz jaśniej, czyściej, coraz więcej wiemy o historii tego świata. A im
więcej wiemy, tym jesteśmy bliżsi zbawienia, bliżsi własnej oryginalnej duszy,
jaką nam Bóg stworzył bardzo dawno temu. Im więcej wiemy, więcej jesteśmy
miłosierni, tolerancyjni, otwarci. Dzięki wiedzy i poznaniu, i miłości
oczywiście, przywracamy sobie samym status pierwotnego Anioła. A przecież o to
chodzi. By nie być już w gronie Szatana, ale w gronie świętych, cudownych i
wolnych istot. Gdzie wszystko jest darmowe i wieczne. A teraz o tej autostradzie
do Nieba.
Wystarczająco dużo złego powiedziałem o religiach. Pora powiedzieć, co one
oznaczają dla Boga. Jak Bóg wykorzystuje różne religie dla wyłapania dusz z
sieci Szatana. Ja mówię tylko o kościele katolickim, gdzie jest jeden pasterz i
jedna owczarnia.
Powiem zatem bez ogródek. Od momentu, kiedy pojawił się Jezus na ziemi, wszystko
uległo radykalnej zmianie. Jezus schodząc na ziemię, wiedział jakie zadanie ma
do spełnienia. To nie było nieplanowane wcielenie. Wiedział już dużo wcześniej,
że Szatan go zniszczy a to, co On stworzy jako jego kościół katolicki, zostanie
w dużej części zmarnowane. Mimo tej wiedzy jaką miał, zeszedł i podjął się
zadania. Powiedzmy sobie szczerze, jedyna religia nie szatańska została
stworzona przez Jezusa. Może źle powiedziane. Jedyny kościół prawdziwy, nie
założony przez Szatana, jest kościołem katolickim. Dlatego jest ten kościół
najwłaściwszy z wszystkich innych podobnych, tworzonych przez ludzi na bazie
słów Jezusa. W kościele założonym przez samego niezbuntowanego Syna Boga –
Jezusa, jest najwięcej prawdy i ducha. Oczywiście tym kościołem tak samo
chciałby rządzić Szatan. W dużej mierze rządzi, ale nie przemoże go, bo na czele
Jego stoi Jezus o wiele mądrzejszy niż legiony szatanów. Nie ulega wątpliwości,
że Szatan niszczy kościół katolicki, jak tylko potrafi. Kusi do złego, czasem do
dobrego, stawia warunki, zsyła pieniądze na parafie, aby proboszcz tylko nimi
się zajmował, itd. Znamy to dobrze.
Dużo przez wieki narosło „warstw” szatańskich w kościele. Przede wszystkim jest
to pycha i przepych. Ale i z tym można sobie poradzić. Najważniejsze jest to, że
pomimo upadłości kościoła, Jezus jest jego założycielem i robi w nim wszystko,
by dusze poprzez ten kościół, pewnie wchodziły do Nieba. Jezus posyła na świat
takich, jak Święty Franciszek z Asyżu A ten biedaczyna staje się filarem,
odnowicielem całego kościoła. Jak znamy jednak życie, po czasie Szatan znów
rujnuje wszystko, grzebie mistykę i duchowość w kościele. I ponownie Jezus zsyła
innych odnowicieli tegoż kościoła. Tak, że nie jest aż tak źle. Cały czas dzięki
kościołowi, nawet temu pysznemu i bogatemu, Jezus pomaga przez swoja ofiarę i
pamiątkę mszy św. w przybliżaniu zbuntowanych aniołów do Domu Ojca. Widać to
każdego dnia, jak ludzie się modlą i chodzą do kościoła, aby spotykać tam Boga i
samych siebie. To trzeba zauważyć i docenić.
Jak wiemy, do źródła zawsze idzie się w górę rzeki. Wiec nie jest łatwo. Źródło
osiąga się idąc pod prąd rzeki. Szatan zrobi wszystko, by rzucać kłody pod nogi
i zniechęcać się. A będzie tego dokonywał rękami wiernych, kapłanów, biskupów,
polityków, biznesmenów, myślicieli, filozofów i naukowców. Tak niestety jest.
Nie dziwmy się, w końcu żyjemy w świecie Szatana. W ogóle, to już jest wielki
cud nad cudy, że Jezusowi udało się taki kościół, w cywilizacji Szatana,
założyć. I by mógł mimo wszystko funkcjonować, idąc pod prąd światu.
Przed Jezusem nie było łatwego wejścia do Nieba, z tej ziemi. A teraz dzięki
jego informacjom jakie nam pozostawił, swojej miłości i ofiary z własnego życia,
ta droga się otwarła szeroko. Kto tylko zechce, może się zbawić bez problemu,
nawet niewiele musi robić. Wystarczy być dobrym i uśmiechać się do Boga, i
świętych. Niech tylko trzyma z kościołem, bo kościół prowadzi bezpośrednio do
Serca Matki, do Serca Boga Najwyższego. A inni manipulują i zwodzą mentalnością
Szatana.
Każda modlitwa z kościołem powszechnym, każde nabożeństwo, każda Msza, to
błogosławieństwo dla wszystkich utrudzonych aniołów, którzy dali się wciągnąć w
grę tego życia. Zbawienie, odnalezienie siebie i Boga, oferuje właśnie Jezus w
Kościele, w bardzo prosty i czytelny sposób. Być w jego Sercu - to wszystko. A o
Matce Jezusa i nabożeństwach do niej, opowiem kiedy indziej. W każdym razie,
Maria jest obecnie najcudowniejszym Aniołem w Niebie, który wiele może uczynić
dla dusz. Ale trzeba czasem o tym pomyśleć i pomodlić się do Niej.
Na koniec powiem taką rzecz. Jezus z Maryją, nawiasem mówiąc, wspaniały Syn i
wspaniała córka Boga, Aniołowie, którzy nigdy nie odeszli z Nieba, otworzyli nam
prawdziwą, szerokopasmową autostradę do Nieba. Bardzo piękną, bezpieczną i
szybką drogę do celu. Ta szeroko-pasmówka to Kościół Katolicki, wraz z misją
łowienia i przemieniania dusz na szczęśliwe, przy Bogu. Z misją przemieniania
świata w świat boski. Ale! Uwaga! Przy tej autostradzie są zjazdy na boczne
drogi, aby wolność była zachowana. Wiodą one do celu tak samo, lecz bardzo
okrężną drogą, daleką, pełną cierpień i wyrzeczeń. I co powiem? Niestety.
Wszyscy są dziś poza autostradą, nawet biskupi i kardynałowie, którzy powinni
świecić przykładem i być na autostradzie na czele. To nawet nie o biskupów czy
księży chodzi, bo to tacy sami ludzie, jak wszyscy. Też uwikłani w materię i
zmysły, nic nie wiedząc. Tak samo jak każdy, muszą jedynie wierzyć. Chodzi o
wszystkie dusze, dzieci Boga.
Przykro to mówić. Autostrada jest wolna, żadnej duszy tam nie widać. Wszyscy
wybierają boczne drogi. Tylko na bocznych, nie oświetlonych drogach można ich
jedynie spotkać. Co zatem zrobić, aby wjechać na autostradę? Znaleźć jak
najszybciej wjazd z powrotem. Tym wjazdem jest serce kościoła, założonego przez
Jezusa. I nic więcej nie trzeba robić. No może nie do końca nic. Trzeba
przyciskać pedał do dechy, by się szybko jechało do celu. Gaz do dechy, oznacza
zrozumienie: po co to wszystko, skąd się wzięło, i jakie jest rozwiązanie, aby
osiągnąć życie wieczne. Czyli, jadąc autostradą, trzymasz z kościołem a
jednocześnie zadajesz pytania, czekając cierpliwie na odpowiedzi, które na pewno
nadejdą od Boga. Poza tym, to luksus być na takiej autostradzie do Nieba, jakże
wygodnej, bez dołków i zwężeń.
Najszybciej na tej autostradzie, wiecie kto pruje? Ich już nikt nie prześcignie.
To są wszystkie anioły zbuntowane, czyli ludzie, inaczej dusze, jak kto woli,
które mają doświadczenie, wiedzę o życiu i szalonego ducha świętego Franciszka z
Asyżu. Oni posiadają pełne turbo. Nie mają nawet czasu oglądać się na boki. Bo
nic na tym świecie, nie robi na nich najmniejszego wrażenia. Gdyż poznali, że to
wszystko pokusy iluzoryczne Szatana. Takie osoby, owszem, żyją normalnie, robią
i posiadają wszystko co trzeba i co jest konieczne do normalnego funkcjonowania,
ale nie ma to dla nich żadnej wielkiej wartości. Dla nich wartość to: Bóg i
Niebo. „Któż jak Bóg!”, - powiedział Święty Michał Archanioł. Może jeszcze
dodam, że święty Franciszek z Asyżu uważał pieniądze, jak kamienie przy drodze.
CELNICY I
NIERZĄDNICE WYPRZEDZĄ WAS DO NIEBA...
25.03.2015r.
Jezus głosząc miłość i świętość życia, nagle mówi takie słowa, że celnicy i
nierządnice wyprzedzą was do królestwa niebieskiego. Co o tym sądzić? Jak to
rozumieć? Ja powiem to po swojemu. Najpierw parę zdań teorii, a potem
uzasadnienie.
Otóż. Sprawa się ma inaczej niż zwykło się przyjmować, w naszym ukochanym
katolicyzmie, którego przecież kocham i sam uczęszczam na msze i przystępuję do
komunii św., często nawet codziennie i to przez wiele wiele lat. Czasem bywały
przerwy, ale generalnie jestem bardzo blisko kościoła, a nawet w jego sercu.
A teraz strzelę z grubej rury. My jako aniołowie, jako dusze, nie posiadamy
płci. Anioł ma w sobie wszystko. Mężczyznę i kobietę jednocześnie. Jak Bóg.
Posiadaliśmy pełnię osobowości bez rozdzielenia na płeć. Taki został stworzony
Anioł przez Boga. Ale, kiedy aniołowie powychodzili z nieba, jak już o tym
pisałem, zaczęli majsterkować przy duszach. I wykombinowali, że dzięki temu
rozdzieleniu powstanie więcej emocji podlegającej ich kontroli i prób ich
wykorzystania. Tak byli perfidni. Oczywiście nie działo się to zaraz po odejściu
z nieba, lecz daleko później, kiedy powstawały niższe planety. Aniołowie wówczas
się rozbrykali w poszukiwaniu energii potrzebnej do życia. I tak namieszali że
stworzyli płeć u ludzi. Jasne, nie byli już to czyści aniołowie, lecz naukowcy
genetyczni z określonych cywilizacji, które napadły istoty, jakie mieszkały na
ziemi i rozdzielili ich osobowość na dwie płcie. Jak to w biblii jest napisane:
z żebra Adama stworzyli Ewę. To oczywiście nie Bóg stworzył Adama i Ewę, lecz
uczyniła to inna cywilizacja z kosmosu. Ale dziś mówimy poprawnie teologicznie,
że to Bóg zmajstrował Adama i Ewę. To jest nieprawda. Zupełna nieprawda. Bóg nie
miał z tym nic wspólnego. Kłamstwo kapłanów i wybryk teologiczny pod auspicjami
Szatana. Wybaczcie, może szokuję tym, co tu mówię, ale jak to się stało, że
czyste anielskie dusze nagle stały się dwu płciowe? Oto pytanie i oto odpowiedź.
No dobrze dlaczego tak długo, tyle wieków, jest głoszone, że to Bóg stworzył
płeć. Jak powiedziałem, to stanowi o jednym. Wiedza na ten temat przez kościół
została ukryta, a częściowo źle zinterpretowana. Oczywiście na życzenie szefa
ciemnej mocy. Kościół uległ szatanowi, nie tylko materialnie, ale również
teologicznie. To jest widoczne bardzo jasno.
No i teraz spróbujmy w tym kontekście wytłumaczyć słowa Jezusa o tym iż, celnicy
i nierządnice wyprzedzą was do królestwa niebieskiego. I odpowiadam. Ponieważ
nasze dusze zostały zranione przez innych i częściowo przez samych siebie,
powstała poważna skaza na duszy. Tą skazą jest płciowość, i nie tylko zresztą.
Łatwo nam zrozumieć dlaczego w tej sytuacji rozdzielenia płci, jedna płeć
ciągnie nagminnie do drugiej. Nie dlatego że chcą tylko seksualności, ale
dlatego, że każda dusza tęskni za pełnią, za jednością w sobie, tych
rozszczepionych dusz, rozdzielonych płci. To widać na każdym kroku, jak kobieta
i mężczyzna lgną do siebie niczym magnes, żeby się kochać duchowo i fizycznie.
Pieścić, pobudzać ducha i ciało, by być ze sobą. Bo czują że ich dusze są
rozdzielone, a poprzez związek fizyczny doznają po części tej utęsknionej
jedności.
Jezus to doskonale rozumiał. Nie tłumaczył tych zawiłości dlatego, że po
pierwsze, iż nikt by tego nie zrozumiał, po drugie, szybko by się go pozbyto za
głoszenie nieziemskich herezji. Jezus dobrze wiedział, że grzech w tej materii
nie istnieje, istnieje jedynie rozdzielenie, i tęsknota do zjednoczenia,
chociażby poprzez orgazm. Tu nie ma żadnego grzechu. Istnieje jedynie pragnienie
za utraconą jednością, osobowości, pełnią miłości. I to wszystko.
Oczywiście, wszyscy są wstrząśnięci tym, że seks, jest tak krótki i nie niesie
długiej przyjemności. Ale tak chwilka daje dużo satysfakcji i uniesienia. Seks z
głęboką świadomością Boga, może być twórczy, może bardzo pobudzać duszę do
szukania, a nade wszystko seks może być misyjny. Pod jednym warunkiem, że się go
rozumie w aspekcie duchowym i co on oznacza dla jedności duszy. W innym
przypadku może on być bardzo groźny i nieobliczalny w konsekwencjach.
Na koniec powiem, że w niebie nie ma seksu, ani piwa. Tam jest inna przyjemność
i szczęście o miliony razy większe niż „najlepszy” seks na ziemi. Dlaczego? Bo
na ziemi póki jesteśmy rozdzieleni na mężczyznę i kobietę, przyjemność
połączenia trwa tylko chwilkę, a w niebie dusze są zjednoczone i mogą czerpać
przyjemność w nieograniczony sposób. Więc można sobie wyobrazić, jakie to
szczęście spotkać innego anioła, równie pełnego i zjednoczonego. To jest Niebo w
Pełni.
O homoseksualistach powiem przy okazji, jeśli nie zapomnę. Nadmienię, że to
również nie jest żaden grzech, lecz tęsknota duszy za jednością w sobie. To
samo, co między kobietą a mężczyzną.
Na koniec zgorszę chyba wszystkich. Wśród apostołów Jezusa, również byli
homoseksualiści. Jezus o tym dobrze wiedział, ale nie wyrzucał im tego. Ponieważ
rozumiał rozdzielenie płci, i z tego wynikające trudności. Już na koniec: jeśli
ktoś się umie cieszyć z duchowości i z seksu, jest zbawiony. Bo tak czy siak,
energia szczęścia i przyjemności ostatecznie pochodzi od Boga.
CIERPIENIE MOŻNA WYKORZYSTAĆ DO
ZBAWIENIA DUSZY.
03.04.2015r. (Wielki Piątek)
Z powyższych rozważań, wiemy kto jest ostateczną przyczyną wszelkiego cierpienia
na ziemi i w całym kosmosie. Bóg nie mógł stworzyć cierpienia. Nigdy takiej idei
nie miał. Nigdy też nikogo za nic nie ukarał. Cierpienie, jakie się zdarza w
życiu jest naszym wyborem. Proces cierpienia ma swoje początki od momentu
wyjścia aniołów z Nieba, by stworzyć na obraz i podobieństwo swoje niebo.
Dlatego powtarzam, w kosmosie i na ziemi, jest coś z nieba. Ponieważ stworzone
to było na wzór tamtego Nieba, które również jest materialne, ale trwałe i
bezbolesne. Można po nim podróżować, podobnie jak na ziemi. Lecz tam, wszystko
jest bezpieczne, bezkonfliktowe. Oczywiście, materia w Niebie jest doskonalsza
niż nasza. W sposób artystyczny i elastyczny wszystko z nią można zrobić.
Chwilami, na ziemi, można takiej możliwości doświadczyć, jeśli dusza wzniesie
się nieco wyżej.
A więc, to, co mówi biblia, a szczególnie Stary Testament, że Bóg za dobro
wynagradza, a za zło każe, lub, że się mści za grzechy ludzkie – to wierutna
bzdura. To są wersety dodane przez nadgorliwych ludzi. Bóg jest Pełnią Miłości.
Nie istnieje w miłości kara lub nagroda. Taka sytuacja zachodzi w upadłych
cywilizacjach założonych przez degradujących się aniołów, którzy stworzyli
światy na własne wyobrażenie i potrzeby. Chociaż na początku nie było to takie
złe niebo. W końcu stwarzali swoje (nieudane niebo) z miłości, w przekonaniu, że
wszystko będzie idealnie. Koncepcja anielska, a nie Boga spowodowała te
wszystkie uciążliwości i cierpienia istot umieszczonych w ciałach. Kiedy
aniołowie stwarzali przyrodę oraz niezliczoną ilość zwierząt, uczynili im to
samo, używając w tym celu również narzędzi ewolucji. Wszyscy cierpimy na tym łez
padole. I nie ma od tego odwrotu. Zmieni się to dopiero wtedy, kiedy opuścimy
ciało fizyczne.
Ale też nie jest powiedziane na jak długo, ponieważ siatka na wszystkie dusze
umieszczone na ziemi, jest założona, i prawie wszyscy w nią wpadają. Oczywiście
jest to siatka na umyśle, świadomości, która materializuje się w ciele i jego
pięciu zmysłach. Kto tylko pomyśli i otworzy zmysły na ten świat – już jest w
tej siatce. Bo widzi i uczestniczy w świecie stworzonym nie przez Boga. Tylko
pokorni potrafią przepalić tę siatkę, czyli użyć zmysłów i świadomości do
dążenia do Prawdziwego Boga, który nas stworzył i przeznaczył do szczęśliwego,
wiecznego życia.
I tak, przy śmierci, dusze usidlone siatką materialną, są proszone, delikatnie
mówiąc, o urodzenie się z powrotem w świecie materialnym. Dlaczego muszą się
znów urodzić? Powodów jest kilka. Pierwszy jest taki, że dusza w ciele, zjechała
z autostrady na boczne drogi i w końcu zagubiła cel dokąd jedzie. A przed
zejściem na ten świat obiecała Bogu, że będzie zawsze na autostradzie. Jak znamy
życie, nikt tu nie dotrzymuje słowa. I to samo jest wobec Boga. Ku wyjaśnieniu
dodam tylko, że dusza, kiedy jest przełapywana przez pragnienia życia w materii,
to nie tylko Szatan ma do niej dostęp, ale wysłannicy Boga tak samo. Nazywamy
ich Aniołami Stróżami. Oni tak samo rozmawiają z duszą, aby nie dała się zwieść.
Lecz Aniołowie Stróżowie, też nie mogą zmuszać nikogo do niczego. Poza tym
działając w tym świecie, przebywają nie na swoim terenie. Ten świat należy do
Wielkiego Anioła - Szatana. On nie pozwoli na to, aby ktoś z zaświatów za bardzo
mu się tu panoszył. Walczy z wysłannikami Boga. Odpycha ich.
Skoro dusza nie jest gotowa iść wyżej, wciela się z powrotem w niebo materialne
i ponownie zaczyna cierpieć. Świat iluzji tak ją omota, aż straci orientacje, o
co w tym życiu chodzi. Godzi się więc na filozofię materialistyczną. W ten
sposób człowiek przemiela się w przyjemnościach, nauce, postępie i pięknie tego
świata, i myśli, że jest szczęśliwy. Nie widząc kompletnie głębszego sensu
życia, które dało by mu poznanie rzeczywistości i przeniesienie się na wyższe
poziomy szczęścia, po których mógłby się piąć dalej i dalej. Zostaje po raz
kolejny oszukany, przez ciemnych aniołów i przez własne ciało.
Dusza lądując w świecie materialnym, częściowo za własnym przyzwoleniem, zaczyna
być manipulowana poprzez armię ciemnych aniołów, którzy rządzą tym światem. A są
doskonałymi fachowcami w swoich dziedzinach, umiejących wykorzystywać słabość i
potencjał intelektualny ludzi. Potrafią ich kusić dobrami ziemskimi i tłumaczyć,
że wszystko jest wspaniale. Pokazują atrakcje tego świata, przyzwyczajają dusze
do ciała i materii, by potem znów taka dusza zechciała się urodzić w materii. I
tak to właśnie wygląda. Ten czyściec trwa prawie, że w nieskończoność. Nikt nie
potrafi się stąd wyrwać, bo świat kusi bogactwem, pięknem i wszelkimi
atrakcjami.. Wszyscy dajemy się na to nabrać. To, co podkreślił święty Jan
Ewangelista: „pożądliwość oczu, pożądliwość ciała i pycha żywota” - pcha nas ku
ziemi z powrotem.
Przypominam, by nie uciekło to uwadze: to nie Bóg zakładał takie systemy na
ziemi, to nie Bóg stwarzał tę ziemie, i wszystkie inne w cywilizacje w
niezliczonych galaktykach. Lecz uczynili to aniołowie, którzy wyszli kiedyś z
Nieba Prawdziwego. Oni te światy zmontowali na obraz i podobieństwo świata w
Niebie u Boga. Ale doznali klęski i wyszło z tego samo zło.
Myśmy w ogóle tu nie powinni żyć, w tak zanieczyszczonym groźnym
promieniowaniem, mgławicami, latającymi nad naszymi głowami meteorami, kometami
itp., Kosmosie. To nie nasz oryginalny Dom. Trzeba jak najszybciej stąd się
wyprowadzić w bezpieczną krainę. A jest nią Prawdziwe Niebo. Nic tu po nas.
Aniołowie szatana dalej brną w swej pysze. Chociaż widzą, że energia im ucieka,
że jest tylko u Boga pełny komfort życia. Pomimo to, idą wciąż kursem przez
siebie obranym, katując wszystkich światami materialnymi, wszelakimi
cywilizacjami, które w konsekwencji nic nie oznaczają, jedynie wojny, pożogę,
cierpienie i śmierć. I tak w koło Macieju...
Oto filozofia aniołów, którzy nie chcą podać ręki Bogu na zgodę. A wówczas ich
problemy z zasilaniem swojego nieba, skończyły by się. Niestety, aniołowie
zachwycili się swoją mocą, możliwościami, zabawą w strukturze ducha i materii.
Popisali „doktoraty z życia” i nie mają ochoty się z tego wycofać. Dosłownie to
samo, co pośród naukowców u ludzi. Gdy naukowiec napisze mądrą książkę, to
poglądów w niej zawartych, będzie bronił do grobowej deski. Pomimo, że nauka się
zmieniła i poszła daleko do przodu.
A więc cierpienie we wszechświecie jest spowodowane upartością i pychą pięknych
i wspaniałych istot, dzieci Boga. To oni są powodem powstawania wybrakowanych
światów i zamieszkujących w nich istot. Upartość i pycha jest powodem cierpienia
wszystkich istnień. Przypomnę również, iż moc i energia potrzebna do stworzenia
tych nieudanych i walących się nam na głowę światów, pochodzi ostatecznie od
Boga. Bo Bóg jedynie ma moc utrzymywać wszystko przy istnieniu. Ciemnych światów
również.
Dziecko Boga - Szatan wraz całą otrzymaną od Niego energią i wolnością
spowodował pożogę własnych światów, choć sam obecnie żyje w luksusach. Lecz
tylko do czasu, do póki udaje mu się wykorzystywać nasze dobro i cierpienie, do
handlu. Dlatego tak wiele obęcnie może. Kupił sobie wszystkich, a przede
wszystkim wielkich tego świata, bogaczy, królów, prezydentów, premierów, szefów
partii, mafie, biznesmenów i polityków. Czego mu więcej potrzeba? Dostał do
dyspozycji energie i nią manipuluje po dziś. Radość niezależności wydaje mu się
być ciekawsza niż szczęście wieczne z Bogiem.
On nadal promuje cierpienie, zamiast z nim skończyć. Niestety, widzi w tym
niesamowity interes. Cierpieniem potrafi handlować, bo to czysta energia. Lecz
powiem więcej, nie tylko cierpieniem handluje, ale dobrem tak samo. Szatan ma
także w sobie miłość, inaczej nikt by z nim nie chciał być, a jest z nim wielka
rzesza aniołów. Jedni odchodzą od niego, a inni się dołączają.
Kosmos to jego świat, jego dziecko i szkoda mu go porzucić. Woli się w nim bawić
po swojemu. I dlatego to oni trzymają wszystko we własnych rękach; całą ekonomię
tego świata, rozrywkę, przemysł, wszystko co wydaje się być pozytywne dla
człowieka. A nawet po części panują i wykorzystują katolicką religię. Na
przykład: karzą być pobożni, a zaraz po wyjściu z kościoła namawiają, by komuś
sprawić przykrość lub krzywdę. Albo stwarzają w kościele nadmiar przepisów i
modlitw, by ludzi zamęczyć i zestresować. A stres to choroba, cierpienie. I w
tym momencie znów jesteśmy w domu szatańskim. Albo mężczyzna zakocha się w
kobiecie, a ta kobieta do niego nie pasuje. Ten się uprze i ożeni. Życie
zaznaczy się pasmem niezadowolenia. Pod pozorem dobra, poświęcenia, uczuć,
fascynacji nadmiernych modlitw, lub złości, szatan zrobi co trzeba, aby energię
przekierować do swoich spichlerzy. To dzieje się w każdej dziedzinie. Steruje
ludźmi poprzez ich intelekt i zmysły, i najlepiej by chciał, jakbyśmy pracowali
po 15 godzin na dobę i nie mieli czasu na nic: ani na zabawę, ani na refleksję,
ani na modlitwę.
Pamiętajmy, w tym świecie, wszystko można wykorzystać nie dla Boga. Łatwo jest
oddać tę całą grę, zwaną życiem codziennym, Szatanowi. Tak. To prawda. Nie ma co
się obrażać. Wszyscy przecież będą bronić: uczuć, nauki, fabryk, cywilizacji,
kultury. Tylko nie zapominajmy, kto jest tego właścicielem, projektantem i kto
na tym najwięcej zarabia. Bóg? Absolutnie, nie! Wiec kto? Odpowiedzi chyba nie
muszę sugerować. Każdy się domyśli.
No dobra. Teraz powiem, jak się z tego wszystkiego uwolnić i oszukać Szatana.
Jest to możliwe, i każdy potrafi tego dokonać. Ale trzeba trochę spraw poznać,
zrozumieć, zakotwiczyć w dobrej motywacji, i uda się. Szatan ze swoją świtą,
mimo, że żyjemy nadal w jego świecie, już dawno przegrał, i nie ma nad nami
pełnej władzy. Pamiętajmy, posiadamy duszę od Boga, i do niej trzeba się
odnieść. Tu jest klucz. Szatan, szlachetnej i bezinteresownej duszy nie jest w
stanie pokonać. I tutaj leży nasza całkowita wygrana. Wszystkie jego plany
możemy pokrzyżować naszą szlachetną świadomością. Pomimo, że nadal będziemy
dostawać od niego po głowie, to zniszczyć nas nie jest w stanie. Będzie nam
podkładał jedynie kłody pod nogi, i nic więcej. A to nas powinno śmieszyć, niż
być powodem osobistej udręki. Wówczas cierpienie będzie dla nas słodkie, gdyż
nie będzie ono należało już do niego. Nie pohandluje sobie, nie skorzysta i nie
zmanipuluje więcej naszego dobra ani cierpienia, czy chwilowych upadków.
Zapamiętajmy!!! Nasze święte intencje pokonują wszystkich aniołów ciemności. To
trzeba sobie uświadomić i tego się trzymać. A więc, jeśli chcemy pokonać
Szatana, jest na to prosty sposób, powiedzieć mu w oczy, że się kocha go, tak
samo jak każdego innego człowieka. Wszystkich jednakowo. On wówczas staje się
malutki, ale z drugiej strony często jeszcze bardziej nas nienawidzi z tego
powodu. Ponieważ on upatruje wszędzie jakiegoś interesu, by wzbogacać się. A
ponieważ nie będzie mógł czerpać energii z bezmyślnych naszych uczuć i myśli,
będzie jednym słowem - niezadowolony. Lecz tym nie ma co się przejmować, gdyż z
takiej postawy również i on czerpie naukę. Też się uczy stopniowo, choć jest o
wiele mądrzejszy niż człowiek. W końcu podda się i uzna racje nam. A dobrzy
Aniołowie pomogą i jemu, i nam. W końcu Szatan to nasz stary kompan, brat,
przyjaciel, kolega z wędrówek po materialnym kosmosie. Pomagaliśmy mu w
konstruowaniu wielu ciekawych projektów. Obecnie odłączyliśmy się od niego,
kiedy poznaliśmy Jezusa. I właśnie to ma nam za złe. Lecz nie ma co się tym
przejmować, w końcu On też to zrozumie, o co chodziło Jezusowi. Siła zatem leży
w nas samych, w zrozumieniu i miłości, w uświadomieniu sobie, jak to naprawdę
jest z tym naszym życiem. A my co robimy najczęściej? Przyznajemy rację
Szatanowi, godzimy się na manipulacje, złe systemy podatkowe, ekonomiczne, na
systemy polityczne, które z miłością nie mają nic wspólnego. Godzimy się na złe
prawo, które nas upokarza i wysysa energię, czyniąc nas ofiarami i biedakami.
Pozwalamy na zniewolenie, dyktat, kłamstwa i przemoc Szatana. Po co? Po co? To
jest niepotrzebne, wręcz szkodliwe dla miłości i człowieka, który powinien byś
samą miłością. To nie jest ta droga, która pomogła by Szatanowi i nam. Wciąż
jesteśmy pijani tym światem. Pora to zrozumieć, że nie jesteśmy w niebie, ale na
wygnaniu. Powiem jedno, że łatwo jest to zrozumieć, bo to dotyczy naszego
szczęścia i wiecznej przyjemności. Wszystko leży w naszych rękach. Aniołowie
zepsuli ten świat. Dlatego aniołowie, czyli i ludzie, bo oni tak samo są
aniołami, lecz obecnie na chwilę zamieszkującymi ciała ludzkie, sami muszą to
naprawić. Dlatego wybory bezpośrednie na prezydenta, czy króla, czy
parlamentarzystów, są tak bardzo ważne na ziemi. Bo poprzez nie, możemy
zwyciężyć ciemność, i wszelkie manipulacje duszami ludzkimi.
CZY WARTO KOCHAĆ SWOJE ŻYCIE, CZY
RACZEJ NIE?
05.04.2015r. (Święto Zmartwychwstania)
Fakt. Tytuł zabrzmiał, co najmniej jak kiepski żart. Wydawało by się, że nie ma
alternatywy wobec kultury, postępu, pozytywnego myślenia, cywilizowania się. A
jednak jest. Jak to!? Zapytasz. Jest to możliwe, aby swoje życie nienawidzić?
Przecież tyle jest nienawiści na świecie. Wszyscy mówią, że chcieliby miłości a
nie nienawiści. Zgadza się. Może teraz zacytuję słowa Jezusa, a potem będziemy
kontynuować: "Ten, kto kocha swoje życie, straci je, a kto nienawidzi swego
życia na tym świecie, zachowa je na życie wieczne" (J 12, 25).
Zaskoczenie, nieprawdaż? Jezus takie słowa wypowiedział? No, nie dziwię ci się,
teraz przychodzą ci myśli: że chyba wypiszesz się z kościoła. To nie możliwe,
aby kościół powtarzał te głupoty, które Jezus wypowiedział. A teraz cię proszę,
nie rób tego, nie wypisuj się z kościoła, póki po swojemu tego nie wyjaśnię.
Może skłonię cię tym, abyś pozostał. Wiem, jeśli jesteś nauczycielem,
kulturoznawcą, filozofem, albo ojcem utrzymującym swoją rodzinę - nie powiem,
trudno mi będzie cię zatrzymać. Ale spróbujmy. Nie musisz oczywiście, na to
wszystko co powiem, się godzić. Powiem jedynie, jak ja to rozumiem. A przecież
jestem sam, nie mam zaplecza. Jeśli znajdziesz trochę cierpliwości, co coś
postaram się wyjaśnić. Zgodzisz się? To świetnie. Posłuchaj więc, co ta
chwiejąca się trawka, Ci opowie.
Wiej więc wietrze i wyjaśnij nam jak to jest z tym naszym życiem. Jak to jest z
tymi słowami, tak sprzecznymi wobec tego co edukuje współczesna cywilizacja.
Wiej i wyjaśniaj, bo bez tego wyjaśnienia można postradać zmysły i umysł.
Ech... wzdycham... gdyż nie wiem, co powiedzieć. Tak bardzo bym chciał pogodzić
wodę z ogniem. W końcu woda i ogień to ta sama energia, więc może warto podjąć
takie próby. Czy skuteczne by one były? Oto pytanie?... Raczej mało skuteczne.
Zaprzeczać samemu sobie i jeszcze się nienawidzić, to jakaś czysta forma
szaleństwa, paranoi! Czyż nie? No właśnie. A ja mam powiedzieć, że tak się
powinno postępować? Nie wiem. Jestem zdruzgotany...
Czy jest to sens? Czy kogoś nie urażę na tyle, że odejdzie od Jezusa, i posądzi
Go jeszcze o chorobę psychiczną? Wiem, że tak może się zdarzyć. Znam takie
przypadki. Żeby zrozumieć słowa wypowiedziane przez Jezusa, trzeba się uniżyć do
Jego sposobu myślenia. A to, nie jest takie znowu proste i łatwe. To tak, jak
trudno zrozumieć chorego na umyśle. Pewne wersety z ewangelii tak właśnie
brzmią. A z obłąkanymi nikt nie chce mieć do czynienia ponieważ są nieobliczalni
i nie można im ufać. Czy Jezus jest obliczalny? Właśnie. Chyba nie. W tym
przypadku nie. Przecież On jawnie zaprzecza wszystkiemu, co ten świat
reprezentuje. Denerwuję się tym, że mam Jezusa usprawiedliwiać i tłumaczyć, jak
każdego chorego człowieka. To ja mam Boga tłumaczyć, że pozwolił na ten świat, a
teraz karze go nienawidzić? Chyba postradałem całkiem zmysły. Gdzie ja, a gdzie
Bóg!? Jego plany, tajemnice!? Ech... to jakieś wariactwo. No, ale skoro Bóg dał
mi taką głowę, abym miał możliwość, choć troszkę, poznać jego zamiary, to się
podejmę Jego usprawiedliwiania. Lecz z wielką niechęcią to robię. To nie jest
moja działka. Bóg, niech sobie sam to wyjaśnia, a nie angażuje mnie, niemotę.
Mam to gdzieś...! Ma swoich teologów, filozofów, naukowców, niech im to zleci, i
robotę wykonają.
Powiem po cichu... jest mi to całkiem nie na rękę. Ostatecznie zrobię to, tylko
dlatego, że lubię poszukiwać, i że mam z tego głęboką radość. Nikogo nie
powinienem bronić, gdyż każdy wie co robi, i za co odpowiada. Bóg też wie. Kto
jak kto... Szukam przyjemności ducha, dlatego coś o tym, niezgrabnie, powiem.
Wybaczycie? Mam nadzieję...
Czasem mi się wydaje, im więcej na Boga pluję, tym On bardziej mnie kocha i
zbliża się do mnie. Im więcej Mu zaprzeczam i krytykuję, tym bardziej On mnie
chwali i dziękuje mi za bunt. Właśnie to mnie przekonuje do Niego. Bo żaden inny
Bóg, tego by nie zniósł. Jedynie mój katolicki to potrafi. A przyznam, że czasem
próbowałem pogadać z innymi bogami. Wszyscy pluli na mnie. Jeśli urazisz
jakiegoś guru, to się od ciebie odwróci, i powie: spadaj. Zgrzeszysz, albo
naruszysz ich reguły, - już jesteś poza nawiasem. A mój Bóg, Jezus, im więcej
robię Mu przykrości, im więcej mu wytykam, i łatek Mu przykleję, - On jeszcze
bardziej jest bliżej mnie, jeszcze bardziej mnie obejmuje i przytula do siebie.
Im więcej nagrzeszę, tym więcej mi przebacza i bardziej kocha. To jest
zadziwiające i fascynujące. Obezwładnia mnie swą miłością i miłosierdziem,
kompletnie. Pojąłem, że On musi być bardzo kochający i Miłosierny bez granic. Że
jednak Mu na mnie zależy, i nie tylko na mnie, ale na wszystkich czarnych
(zbuntowanych) aniołach.
A teraz już powiem te kilka zdań, na usprawiedliwienie Boga. Nienawiść a
nienawiść to różnica zasadnicza. Jest nienawiść pomiędzy osobami, i nienawiść
wobec świata, który stwarza nam nieustanne kłopoty. Ta nienawiść dotyczy formy
świata, a nie energii z której powstał. I tak, nienawiść do drugiej osoby, jest
grzechem. Jezus powiedział: miłujcie nawet swoich nieprzyjaciół. Więc tu chodzi
o coś innego. Należy nienawidzić dwie rzeczy: formę świata, i skazę na własnej
duszy. Nic więcej. Formę świata dlatego, bo nie Bóg ją stworzył, jak nie
stworzył też łopaty, czy komputera, ale stworzyli ją upadli, o wielkich
możliwościach, aniołowie.
Kiedy cywilizacje anielskie zeszły w ciężką materię, poczęli używać kształtów i
obrazów tego świata do mydlenia oczu duszom. Po to, by jak najdłużej męczyły się
życiem w fizyczności. Po co niby mieliby to robić? Już w poprzednim rozważaniu
tłumaczyłem. Oni potrafią handlować cierpieniem i mieć z tego krocie. Im chodzi
o jedno: aby ludzie cieszyli się wyłącznie tym światem. I to jest właśnie ta
pułapka. Dlatego Jezus mówi o porzuceniu tego świata i nienawiści do własnej,
ograniczonej, egoistycznej świadomości. Nienawiść do świata dlatego, że on
oszukuje nas na każdym kroku sprawiając zrażenie nieba na ziemi. A wcale tak nie
jest. Każdy to wie. Można mieć fortuny, prowadzić życie na salonach, czy
pozwalać sobie na rozpustę to i tak dopadnie nas niesmak, smutek,
niezadowolenie, zmęczenie i wszelaki zawód. Choćby mężczyzna miał do dyspozycji
sto kobiet, a kobieta stu mężczyzn, to i tak nie będą z tego powodu zadowoleni.
Jezus nie mówi: „macie nienawidzić Niebo u Boga”, lecz: „macie nie kochać tego
świata”, tego małego nieba, stworzonego przez chorych na duszy, aniołów. Tak
trzeba to rozumieć. Sama nienawiść dla nienawiści nie ma sensu, ona w ogóle nie
powinna istnieć. Lecz w przypadku życia na tak ograniczonej planecie, i w tak
niedoskonałych ciałach, przy tak upośledzonym umyśle, należy go porzucić,
przeciwstawiać się mu. Innymi słowy - nienawidzić go. A czyniąc to sprowadzamy
na siebie jedną tylko idee: by zyskać prawdziwy świat, komfortowy i bezpieczny.
Czyli, by dostać się do Nieba oryginalnego. Nienawidzimy swojej struktury ciała,
i struktury świata, po to, by zdobyć ten jedyny Skarb. Taki jest powód tej
całej, pozytywnej jakby nie było, nienawiści.
Jeśli nienawidzisz bliźniego, popełniasz straszny błąd, ale jeśli nienawidzisz
swoje materialne i duchowe ograniczenia - zyskujesz cnotę. Jeśli nienawidzisz
szatę tego świata, to dobrze czynisz, lecz gdy przeklinasz energię boską, z
jakiej jest ona utkana ( przez upadłych aniołów ) – popełniasz kolejny błąd.
Trudno znaleźć własne serce w tym materialnym bycie. Dużo subtelności umyka nam
poprzez palce postrzegania materialnego. Świat całkowicie zasłania duszę i
szlachetne w niej uczucia. Blokuje odczuwanie ideałów i czystości. Dlatego
"Twierdza Wewnętrzna", o której wspomina święta Teresa Wielka, jest
najodpowiedniejsza i najbardziej bezpieczna w tym materialnym świecie.
Dusza jest niematerialna, zatem potrzebuje wnętrza, - tam jest jej raj ukochany.
Świata materialnego w tej formie nie potrzebuje. Niestety, dała się oszukać
życiu przed narodzinami, a potem po narodzinach. Dlatego zewnętrzność ciągle ją
rani, i dusza nie umie sobie z nią poradzić. Kiedy tym czasem umysł materialny,
powleczony ciałem, jest w miarę zadowolony z kontaktu z materią. Lecz nie do
końca, bo ciało też dostaje w odpowiednim czasie, za swoje. Cierpi. A dusza to
jakoś na swój ograniczony sposób, odczuwa. I boleje nad ciałem i nad swoją
świadomością, która w gruncie rzeczy, nic nie wie dlaczego tak się dzieje.
Zewnętrzność materialna - jak powiedziałem - nie pochodzi od Boga. Świat brudzi
duszę do tego stopnia, że zapomina ona nawet o samej sobie. Od urodzenia już
jesteśmy brudni poprzez fakt wcielenia się w materię. W tym procederze nawet
chrzest święty nie pomoże, ani komunia święta, bo to są tylko znaki, symbole
oczyszczenia duszy. Ciała to nam nie zniweluje, ani duszy nie wyciągnie na
wierzch ciała. Sakramenty to droga do Boga. Sakramenty to drogowskazy, w jakim
kierunku mamy zmierzać. Dobrze czujemy, że tak jest. Ilu jest katolików, którzy
są notorycznymi grzesznikami, oszustami, a wszystkie sakramenty mają. Ilu wśród
nich jest morderców ochrzczonych i do komunii przystępujących. Z sakramentami
należy współpracować, ale one za nas nic nie zrobią. Żaden ochrzczony katolik,
nic nie wie o swojej duszy. Jedynie co może, to tylko wierzyć, że ją posiada.
Może to będzie pewnego rodzaju wstrząsem dla kościoła co tu mówię. Ale to dobrze
według mnie, bo coś tutaj pozostało do zrozumienia w kościele. Inaczej dusze
dalej będą brnęły w niewiedzy, i nie zbawią się tak szybko, jakby tego pragnęły.
Bowiem, przepisy, dogmaty, reguły, rytuały, dewocjonalia i prawo kanoniczne, nic
nie pomogą duszy uwikłanej w ciemną materię. Owszem, pomogą, ale trzeba najpierw
coś zrozumieć, bardzo podstawowego w życiu. Wtedy wszystko może się przydać, ale
bez przesady.
A więc podkreślam, zbytnia aktywność w materialnym świecie, kończy się
katastrofą dla duszy. Święty Paweł powiedział: duch dąży do czego innego, a
ciało do czego innego, i nie ma pomiędzy nimi zgody. Oczywiście, nie ma zgody. A
jakim cudem może ona być? Ciało to tylko powłoka na duszy, zmanipulowana przez
ciemnych aniołów - jak wspominałem wielokrotnie. To oni ukryli nam duszę w
materii. Abyśmy byli upośledzeni i ograniczeni, byśmy byli dla nich robotnikami
fizycznymi i emocjonalnymi, z których czerpią tylko korzyść. A człowiek? Narobi
się i w końcu umrze, niejednokrotnie w biedzie i ubóstwie.
Rzadko się zdarza, aby poznać i odzyskać własną duszę. Dusza jest zalana,
potajemnie, formą materialną. Od tej wylewki, staliśmy się kompletnymi
niemotami. Nic nie wiemy o Bożym świecie od urodzenia, aż do śmierci. A w środku
tej zalanej formy jest Boska iskra, nasza anielska dusza. Lecz niegramotna
zupełnie, bo zasłania ją pięć zmysłów i ciało. Czy to rozumiemy?
Jak wiem z doświadczenia, trudno będzie rozwalić ten odlew, który jest dobrej
jakości, by nie przepuścić świadomości duszy. A dusza, to jest ten skarb, o
którym wspomina Jezus. Najcenniejszy jaki posiadamy na wieczność. Warto o niego
powalczyć. No tak, łatwo powiedzieć, gorzej zrealizować. Świadomość jaką
otrzymaliśmy od ciemnych aniołów, foruje życie tutaj, pokazując nam, że ono jest
super. Młodość i te sprawy... Samochody.... Podróże.... Pięknie urządzone
domy... Kwiaty... Motyle... Ech.... Jak z tego zrezygnować, jak to porzucić
wewnętrznie? Trudno będzie.... Oj, trudno...
A rzeczywistość na świecie jest taka, że nikt nie zdaje sobie z tego sprawy, że
jest aż tak źle dla duszy. Teraz problem następuje taki: jak rozłupać ten odlew
materialny tego świata i naszego ciała, by dostać się do duszy? A no właśnie,
zrobić to można poprzez zrozumienie rzeczy i nienawiść tej formy. Wówczas ona
pęknie i ukaże się nam świetlista, czysta dusza. Taka, jaką ukazał Jezus
apostołom w swoim Przemienieniu się, a potem po Zmartwychwstaniu. Przywracając
nam prawdziwe życie, radość i szczęście w duszy. A potem po śmierci, to już
tylko hulaj duszo po całym, wolnym, cudownym, wiecznym Niebie. Ale, ale... Na
ziemi, nawet po takim odkryciu swojej duszy, nadal będzie ciężko, póki skórę na
sobie jeszcze nosimy. Lecz to już można jakoś przeskoczyć, i nie przejmować się
ułomnością ciała. Ciało to przecież nie dusza. Da się wytrzymać. Ostatecznie to
i tak długo nie potrwa. Warto przeczekać cierpliwie i próbować, jak osła,
popychać je w tym marnym życiu do przodu.
Jeśli mamy się cieszyć jeszcze w tym świecie, to trzeba robić to do środka
duszy. Tylko tam możemy znaleźć stałą i piękną radość. Świat na zewnątrz w tej
formie to utopia. Fatamorgana. Ale stop. Nie myślmy, że świat zewnętrzny jest
zły. Nie jest tak całkiem zły, można się nim cieszyć, lecz od środka, widzieć w
nim Boskie energie. Choć ten świat jest zapaścią nieba, to jeszcze trochę piękna
w nim jest. Ale trzeba na niego spojrzeć wiedzą płynącą z oka duszy. W Niebie, w
Domu Ojca również jest świat zewnętrzny i można po nim się przemieszczać to tu
to tam. Tylko, że w nim nic nie grozi, ani choroba, ani cierpienie, ani lęk, ani
śmierć. A w naszym kosmicznym świecie, jest akurat wszystko na odwrót. I to jest
problem. Stąd nienawiść do takiego świata jest praktycznie uzasadniona. Tutaj
musimy się głównie cieszyć w duszy, na zewnątrz jest ogromne ryzyko. Świat
zewnętrzny jest zmanipulowany przez cywilizacje jawną i ukrytą, niewidzialną,
anielską, szatańską. Stąd musimy się bardzo ograniczać w kontakcie z tym
światem, bo to nie jest cudowny świat Boga, i jesteśmy narażeni praktycznie na
wszystko. I jak tu nienawidzić takiego świata, i jak tu nie kochać Boga, który
oferuje nam idealne warunki egzystencji u siebie. Warto to przemyśleć i
oszacować, nawet egoistycznie, która propozycja jest lepsza.
Nie wiem czy to jasno napisałem. Ale coś mniej więcej, o to chodzi.
Na koniec cytuję słowa świętego Ojca Pio:
„Tu mnie siecz, tu mnie pal, bylem w przyszłości miał Raj”.
Te słowa mogą być niezłą puentą odnośnie ewangelicznej nienawiści do siebie i
świata.
OBRAZY ŚWIĘTYCH, TRADYCJA, PRZEMIENIENIE MATERII
12.04.2015r. ( W Święto Miłosierdzia Bożego )
Teraz powiem parę zdań, o tym jak niektórzy przywódcy religijni
krytykują kościół katolicki w niesłuszny sposób. A problem dotyczy wbrew
pozorom, bardzo ważnej sprawy. W dzisiejszych czasach ignorowana w
szczególny sposób. Nie tylko przez oponentów religijnych, ale i przez
samych katolików po części.
Sprawa dotyczy obrazów i figur świętych. Zarzuca się nam, że często
modlimy się do Boga za pośrednictwem wizerunków świętych, na obrazach i
figurach. Ten zarzut jest całkowicie chybiony.
Zaraz to uzasadnię po mojemu. Dopowiem wcześniej, że osobiście uwielbiam
wszelkie ołtarzyki, kapliczki, obrazy, figurki. Sam się do nich często
modlę, często na różańcu. Powiecie pewnie, że dewociarski człowiek ze
mnie. W mniemaniu niektórych, zapewne tak. Uwielbiam wszelkie obrazy i
obrazeczki świętych postaci, między innymi Jezusa i Maryję. Aniołowie
jak pięknie wyglądają na obrazach, czyż nie?
Ale do rzeczy. Teraz powiem dlaczego obrazy w życiu człowieka, katolika,
są tak istotne i pożądane. Może zacznę od takiego faktu socjologicznego.
Od kiedy katolicy pozbyli się ze swoich domów figur i obrazów świętych,
od tej pory katolicy zeświecczeli zupełnie. Do tego stopnia, że stali
się prawie, że ateistami. Chodzą co prawda do kościoła lecz z tradycji i
obowiązku, a nie z potrzeby serca. Niech ktoś nie powie, że tak nie
jest? Odkąd pousuwali ze swoich sypialni i pokojów, święte obrazy,
zastępując je świeckimi przyozdobieniami, pobożność i wiara katolików
gwałtownie spadła, zatrzymując się na lekceważącej postawie wobec naszej
świętej religii. Pozbyto się jakiegokolwiek dążenia do ideałów. Mówi się
powszechnie, że otoczenie wpływa na wychowanie. Zgadza się. Nie ma
otoczenia świętych obrazów i figur, zdecydowanie to wpłynęło na marazm u
katolików. A nie którzy nawet walczą z wiarą praktyczną. Podoba im się
jedynie ustrój świecki, państwo niezależne od obrazów świętych i
religii. A kto do tego dąży? O zgrozo! Sami katolicy! Otoczenie ma
kolosalny wpływ na wychowanie. To się sprawdza niestety. Ale to pół
biedy. Sama walka katolików z kościołem, z jego zewnętrzną wiarą, nie
jest sprawą najgorszą. To wszystko można zrozumieć. Słabość, wstyd przed
jakimiś średniowiecznymi praktykami.
Cała głębia tego problemu, jest niebagatelna. Opowiem teraz o tym.
Trzeba sięgnąć wzrokiem, bardzo daleko i przenikliwie, zobaczyć gdzie
jest powód oraz przyczyna. Zrozumieć dlaczego likwiduje się z naszych
pokojów, kuchni, ulic, polnych dróżek, nawet obór i kurników, obrazy i
figury - święte znaki naszej wiary. Jeśli uda nam się namierzyć to
źródło, szybko pojmiemy, dlaczego tak się dzieje i kto za tym stoi. A
sprawa nie jest błaha. Jest to świadoma gra. Współpraca naszej słabości
z inteligencją wyższych sfer. To nie żarty, ale prawdziwa bitwa o duszę,
o czystą świadomość. To bitwa duchów upadłych o naszą duszę, by ją jak
najgłębiej zakryć w bezmyślności,
w świeckości, w nauce i wszystkich cudach tego świata. Jednym słowem
chodzi oto, żeby ludzką duszę zmanipulować na wszystkich poziomach jej
postrzegania, w taki sposób, by już nigdy ona nie dążyła do prawdziwej
przyjemności, do prawdziwego szczęścia wewnętrznego. Żeby porzuciła
wszystkie praktyki wewnętrzne. A przecież wiemy gdzie one istnieją,
tylko w kościele, który zachęca do szukania najgłębszego źródła
zadowolenia. A czyni to poprzez modlitwę i różne praktyki zewnętrzne,
takie jak: liturgię, pielgrzymki, sakramenty, nabożeństwa, czczenie
obrazów i figur świętych postaci, które dały największy wzór zwycięstwa
w osiągnięciu największego z możliwych, szczęścia, już tu na ziemi.
Więc walka tak naprawdę idzie o szczęście, któremu towarzyszy spokój,
brak rywalizacji i jakiejkolwiek agresji. Człowiek posiadający w sercu
żywego Boga, którego sobie rozwija w życiu, poprzez zwracanie na Niego
nieustannej uwagi, a może to czynić na różne sposoby, przez obrazy
zewnętrzne, czy wewnętrzne akty strzeliste, w wewnętrznej swej świątyni
- jest człowiekiem miłym Bogu i ludziom. Nikogo nie krzywdzi, wszystkim
daje swoje serce jak na dłoni, aby ukazać tym dobrym przykładem, gdzie
jest prawdziwe, stabilne i najpiękniejsze źródło zadowolenia z życia.
Taka osoba promieniuje dobrem i ogromną energią, która zmienia
cierpienie na słodką i spokojną radość. A stronie przeciwnej, chodzi
oto, żeby taka sytuacja nigdy nie zachodziła. I bardzo się stara,
subtelnie i z zacięciem, kreuje ludziom świadomość, poprzez różne
sposoby, w tym medialne, aby trwała walka ze spokojem i miłością. Więc
co się robi? Ośmiesza kościół Jezusa, za głoszenie mrzonek o pokoju na
świecie, o duchowości do tego potrzebnej, o skromności i pokorze, która
powoduje jedność i harmonię w społeczeństwie. Atakuje się kościół, bo on
to głosi. A jeśli ludzie będą ignorować przesłanie Jezusa o szczęściu i
miłości bez granic, o patriotyzmie międzynarodowym, duchowym, to niczego
innego nie będzie, jak zamęt, nienawiść i pożoga. Niestety, obserwujemy
to na co dzień.
I oto toczy się walka. Będę to ciągle przypominał, bo może to nam cały
czas uciekać z koncepcji rozumienia istnienia naszego życia i świata, że
ten kosmos z naszą ziemią włącznie, nie stworzył Bóg. W mocy ma go
zupełnie kto inny. O tym musimy ciągle pamiętać, inaczej poddamy się, i
będziemy ignorować kościół, dobro, pragnienia polepszenia sytuacji tego
świata. A bez kościoła tego nie da się zrobić w żaden sposób. Podkreślam
– kościoła katolickiego, tylko i wyłącznie, gdyż inne nie głoszą tak jak
należy, o bezgranicznej miłości Boga. Owszem, są inne kościoły, ale
spośród wszystkich, najwłaściwszy i najbliższy ideału, bo otwarty na
miłość i miłosierdzie dla każdego człowieka, bez względu na rasę,
pochodzenie, przekonanie - jest właśnie nasz kościół katolicki. Dziś w
sposób zorganizowany, nawet katoliccy posłowie walczą z nim, a to
świadczy o tym, że jest w nim Boska iskra.
Powiem jeszcze jedno. Zauważmy, wszyscy najwięksi święci, zawsze bronili
kościoła i Ojca świętego, reprezentanta tu na ziemi, Jezusa Chrystusa.
Jacy by oni nie byli, nawet jak św. Piotr, który trzy razy zaparł się
Jezusa ze strachu, to należy im ufać i wierzyć. Bo nawet, gdyby papierze
byli modernistami, grzesznikami, a tacy przecież są, jak każdy z nas, to
jednak Jezus przekazując im pewnego rodzaju władzę boską, to trzeba im
ufać. Choćby kościół sprowadzali na manowce świeckości, to nic nie
szkodzi. To tylko znak, że Jezus jest wciąż niepokonany. Nie ma zła
jakiego Jezus by nie rozumiał i nie pobłażał. Wystarczy, że cokolwiek
robimy, nawet jak grzeszymy, a przecież więcej grzeszymy niż dobra
czynimy, to nawet to zło należy czynić na większą chwałę Bożą – jak mówi
apostoł. Czy jecie, czy pijecie czy cokolwiek czynicie, czyńcie na
większą chwałę Bożą.
Co to ma za znaczenie, czy to jest msza trydencka czy posoborowa. Skoro
papież zdecydował, że posoborowa, to na chwałę bożą jest posoborowa. I
to jest aktualna prawda. Ja osobiście wolę tą, która teraz jest, bo dla
mnie jest czytelna i zrozumiała, mogę się na niej skupić i wychwalać
Boga. A po łacinie, to jakaś dziwna dla mnie. Nic nie rozumie i
najchętniej oglądałbym się gdzieś na boki. Poza tym Ci, którzy uznali
się za fachowców od liturgii mszy, sami wpadli w tą pułapkę materializmu
i niezrozumienia. Czy Jezus, kiedy dzielił się z apostołami chlebem w
wieczerniku, odwracał się do apostołów plecami, jak w mszy trydenckiej
jest? Czy Jezus mówił wtedy po łacinie? Nie. Więc kościół posoborowy
jest bliższy Jezusowi, bo zwrócony do ludzi, jak czynił Jezus. Moja
rada: lepiej jest słuchać Jezusa i jego naśladować, niż fachowców od
liturgii i teologii. Lepiej jest słuchać Jezusa, niż wszystkich mających
tak zwane objawienia. Papież powinien słuchać i naśladować Jezusa, a nie
słuchać świata, filozofów, biblistów, czy jasnowidzów. To są tylko
ludzie.
Papież, jaki by nie był, gdyby grzeszył, gdyby wzbogacił finansowo
kościół, zrobił go pysznym, to jednak jest namiestnikiem Jezusa i trzeba
go słuchać, chociażby jednym uchem. A co to ma za znaczenie, jaki jest
papież? Istota leży w naszej duszy, a nie w kościele czy w biskupach
Rzymu. Jeśli jesteś fałszywym, nieuczciwym mocodawcą, lub biznesmenem,
to żadem papież, żadna msza trydencka ci nie pomoże. Ani chrzest, ani
bierzmowanie, ani codzienne przystępowanie do komunii św. Postaraj się
to zrozumieć. Bo są tacy, którzy odnoszą się do dawnej tradycji. A czym
była tradycja? To samo co dzisiaj. Dziś tak samo wytwarzamy tradycję i
mamy swoje problemy, swój patriotyzm i swoje potrzeby. Dziś również
grzeszymy, kłamiemy, manipulujemy w imię kościoła i Jezusa. Nie dajmy
się nabrać na tradycję. Średniowiecze było piękne, bo bardziej
mistyczne, ale oni też mieli swoje oczekiwania i problemy. Wielu osobom
zamykano usta, kiedy chcieli przekazać coś więcej od Ducha św. Tak było.
Kościół obecny, posoborowy jesteś wspaniały, jedyny, postępujący,
tolerancyjny, mówiący o potrzebie samozaparcia, dążeniu do cnót i
najwyższej mistyki. To, co mówią pseudo objawienia, to jest nie na
miejscu. I wbrew przykazaniom Jezusa o wybaczaniu, miłosierdziu,
zrozumieniu innych. Większość objawień dotyczy osób psychicznie chorych.
Poza tym jest pewna psychologia pychy, która za wszelką cenę chce
zniszczyć kościół Jezusa, wmawiając mu, że totalnie błądzi i nie ma
Pasterza. Błąd! Ci wizjonerzy, to szatańska szkoła. Kto tego nie
zrozumie, będzie w swym sercu miał dylematy i niepokój. A co jest
najważniejsze w nauce Jezusa? Spokój, przebaczenie, zrozumienie,
tolerancja, i uśmiechnięta miłość do wszystkich ludzi jednakowo. Jeśli
tradycjonaliści plują na papieża i kościół - błądzą. Bo czystość i
świętość zupełnie nie na tym polega. Ale na poznawaniu atrybutów Boga i
własnej duszy, przez pokorę i uniżenie. By dusza po oczyszczeniu i
oświeceniu mogła się zjednoczyć z Bogiem Ojcem Niebieskim. I to
wszystko.
Kto jest przeciwko papieżowi, nawet gdyby miał być nim sam szatan –
błądzi. Zapamiętajmy raz na zawsze: Nie ma innego kościoła poza
kościołem Jezusa! Kościół katolicki, w którym Jezus ogłosił, że stanie
się owczarnią całego świata, na czele którego stanie On sam, za
pośrednictwem papieża - to musimy to uznać. Inaczej szatan nas oszuka.
Wszyscy święci katoliccy ze średniowiecza, i wcześniej i później, zawsze
bronili kościoła i papieża - nawet gdy ten kościół brnął w materię i
zmysły. Św. Franciszek z Asyżu, który wiedział, że jest źle, szanował
papieża i hierarchie w nim. Wiedział, że Jezus poradzi sobie z każdą
zarazą, z każdym wirusem, jaki atakuje kościół powszechny. Jezus
obiecał, że zło go nie przezwycięży i tego się trzymajmy. Nie krytykujmy
totalnie. Nie odzierajmy go z Jezusa. On obiecał, że sobie poradzi z
wszystkimi grzechami kościoła, poprzez wielkie Miłosierdzie. Gdyby
kościół zamienił się w bank, - ufajmy mu nadal. Gdyż Jezus to wszystko
unormuje, sprawi, że kościół się opamięta, zrozumie swój błąd i powróci
do miłości Boga i bliźniego.
Bóg jest silniejszy niż kościół. Jeden Anioł Boga, potrafi powalić
wszystkie armie tego świata, to ze swoim kościołem nie poradzi sobie?
Ufajmy! Bóg jest cierpliwy, nie gwałtowny, ma dużo czasu na nawrócenie
się upadłych aniołów – jego własnych dzieci. Więc spokojnie, damy radę,
nawet jeśli chwilowo jesteśmy na rozdrożu. Kościół też się uczy,
testuje, bada co może być najlepsze dla dzisiejszego człowieka. Gdy
kościół coś zdecyduje, to przyjmujmy, nawet gdybyśmy wewnętrznie się
jakoś z tym nie zgadzali. Bo w końcu prawda dojdzie do głosu, wcześniej
czy później. Zresztą, czy to jest najważniejsze, kto ma rację? I co z
tego, że mamy racje? Kompromis jest atrybutem Boga. Dlatego pierwszy
podał rękę zbuntowanym Aniołom. Mało tego, On pragnie, żeby wszyscy się
zorganizowali wewnętrznie, poznali co trzeba i powrócili do Domu Ojca.
Nawet jeśli nagrzeszyli pod same niebiosa. To jest prawdziwy Bóg, Dobry
i nieskończenie Miłosierny. Bóg nie zachowuje się jak radykalista. Nie
jest podobny dyktatorom religijnym lub politycznym na ziemi. Ojciec
Niebieski jest prawdziwym Rodzicem, ukochanym naszym Ojczulkiem, który
chce przytulić do serca wszystkich. Szatana tak samo, bez wyjątku.
Dlatego będzie na niego czekał do końca. Galaktyki się rozsypią ze
starości, a On będzie czekał na ostatniego podróżnika, i przywita go
uroczyście.
Może jestem prymitywny w myśleniu, ale wydaje mi się, że chory na
psychice jeszcze nie jestem. Zresztą nie zależy mi na tym, kto jak mnie
oceni. Moja wypowiedź jest moją. Pisarzem nie jestem i nie będę. Piszę
prostym językiem to, co z góry spływa mi do głowy. To wszystko. Kocham
Jezusa i to mi wystarcza za wszystko. Wiem jedno, że nasz kościół
katolicki jest dobry, bo Jezus Go założył. A wżyciu jest różnie, sami
wiemy po sobie. Ile słabości, ile krytyki kościoła, ile błądzenia,
szukania po omacku, przyznawania racji przeciwnikom kościoła, ile
kłamstwa podstępu, ile w końcu bezradności. Jak już poznaliśmy Jezusa
Miłosiernego, to brońmy Kościoła takim jakim on jest, bo jest bardzo
dobry. Nadal posiada ideały święte, ma wspaniałych świętych i nadal
głosi przebaczenie, jedność, nieagresje, miłość bliźniego i Boga.
Owszem, sprawy się tak potoczyły, że Kościół powinien powrócić do
średniowiecza, ale nie w znaczeniu form i obrządków, ale w znaczeniu
wiedzy duchowej. Aby każdy osobiście poznał drogę do Boga, i zjednoczył
się z Nim. Do tego żadna msza, taka czy inna nie pomoże, żadne
sakramenty. Jedynie świętość, wiedza mistyczna, modlitwa, pokora duszy,
oddanie i zaufanie, prowadzi do jedności z Jezusem. Eucharystia w tym
bardzo pomaga. Jeśli sami staniemy się hostią żywą - osiągniemy Boga.
Formy, kształty i doznania estetyczne, wizualne - nie mają w tym
duchowym procesie, żadnego znaczenia. Liczy się wola, nie umysł czy
uczucia, do których nie zawsze mamy dostęp. Wola, która jest tożsamą z
Boską Wolą, jest sednem rozwoju tu na ziemi. W Niebie jest już pełnia
wszystkiego, w co dusza jest wyposażona. Myśli i działa, szafuje
uczuciami bez ograniczeń. Na ziemi jest trochę inaczej ze względu na
nasz upadek w materię.
Trochę może zboczyłem z tematu, ale to nie szkodzi. To akurat teraz
chodziło mi po myśli. Wracając do obrazów, relikwii, świętych i figurek,
odmawiania różańca, koronek, słuchania religijnych programów, to
naprawdę warto to zrozumieć. A pojmując to jeszcze inaczej, co tu
powiedziałem, to naprawdę cały świat jest taką figurką i obrazem
świętym. Wystarczy go uwielbić i podziwiać jak obrazki świętych, które
wskazują nam Boga. Dosłownie tak, jak zrobił to św. Franciszek w Pieśni
Słonecznej, kiedy uwielbia i kocha namacalnie cały świat. Franciszek
bardzo dobrze rozumiał fakt, kto jest „Panem Wszechmogącym” tego świata
– oczywiście ciemni aniołowie, którzy kiedyś odeszli z nieba i stworzyli
swoje upadłe nieba, do których zalicza się również nasza biedna ziemia.
Ale równocześnie zdawał sobie sprawę z tego, iż energia wykorzystana do
kreacji takiego świata pochodzi od Boga, Ojca Niebieskiego, a nie od
aniołów zbuntowanych. Uwielbiając ten świat, gwiazdy, wodę, zwierzęta i
śmierć, czynił najcudowniejszą rzecz na tym świecie – przemianowywał
niedobre intencje aniołów tworzących te światy, na podległe Bogu Ojcu. W
ten sposób każda rzecz ulegała przebóstwieniu i doznawała harmonii,
uspokojenia w Bogu.
Inaczej mówiąc: promieniowanie świata, które ustawił szatan, zostaje mu
odebrane i zamienione na promieniowanie Niebiańskie. A to już jest spora
różnica dla krzewienia miłości i dobra w świecie szatańskim, w którym
żyjemy. Cały czas w każdym rozważaniu to podkreślam. Bo dobrze jest
wiedzieć, kto tutaj naprawdę rządzi. Sposób na wytrącenie szatanowi
władzy w tym świecie, polega właśnie na tym, aby przełapywać
promieniowanie, i kierować je poprzez miłość i uwielbienie do Domu
Ojca, do Boga Prawdziwego. I po sprawie.
Podziwianie świata, za to, że jest tylko ładny, jest złą energią.
Podziwianie świata bez przyczyny, jest czystym produkowaniem myśli i
emocji bezwartościowych. Natomiast szansą dla ciemnych aniołów, którzy
nas opanowali i wykorzystują. Jeśli wiesz o co chodzi w tym świecie,
który w jest jedynie zapaścią nieba, który ma jeszcze trochę piękna w
sobie, jeżeli zaczniesz go uwielbiać i oddawać każdą rzecz, każdą
planetę, twoje przedmioty potrzebne do życia, wówczas wygrałeś z mocami
zła. Odebrałeś im siłę oddziaływania na materię i na siebie. Ciemni
aniołowie nas za to szczerze nienawidzą, gdy stajemy się łowcami
promieni tego świata, by oddać je Bogu. Pozostaje im jedynie obserwować,
jak atomy, kwanty, i jeszcze drobniejsze cząsteczki duchowe, zaczynają
płynąć nie przez ich duchowe technologie, a przez nasze serce, do Boga.
W ten sposób przegrywają. Ale z drugiej strony to nic złego, że
przegrywają i smutno im z tego powodu. Niech im będzie smutno, bo robimy
to również i dla ich dobra, nawrócenia, aby nie byli tacy uparci by
zechcieli zrozumieć i pokochać na nowo, Boga. Oni tak naprawdę na tym
korzystają, choć nasza modlitwa, podziwianie obrazów, stworzenia, jest
powodem ich pozornych strat.
Skoro my, ukorzyliśmy się i uznaliśmy Boga za naszego Ojca, promując w
tym świecie wszelkie znaki religijne, obrazy świętych, kapliczki,
pielgrzymki, krzyże na ścianach, to tym właśnie przyczyniamy się do
wprowadzania ładu i spokoju na świecie. Gdyż coraz więcej ciemnych
aniołów zaczyna rozumieć w czym rzecz, i o co ta walka z energiami się
toczy.
Oczywiście, tak naprawdę tu nie chodzi o te wszystkie przedmioty kultu
religijnego, bo to tylko materialne przedmioty, które kiedyś przepadną,
ale chodzi o kierunek jaki one pokazują, wiedzę którą mają nam
przekazać, abyśmy poznawali prawdę i miłość. Obrazy, modlitewniki,
figurki, różańce, dobre filmy katolickie, programy Radia Maryja,
Telewizja Trwam, - mają nam pomóc rozwijać się osobiście, pobudzać duszę
do działania i miłowania.
Nawet jak obierasz jajko ze skorupki, pomyśl w sercu, że to co robisz
jest energią Boga, i już w tym momencie jesteś w Niebie.
Prowadzisz samochód? Pomyśl wewnętrznie i uwielbiaj ten silnik, który
pracuje za ciebie, fotele, w których wygodnie siedzisz, uwielbiaj pedał
gazu, że jest ci posłuszny, hamulec, że dzięki niemu możesz się
zatrzymać - i już zamieniasz potencjały energii szatańskiej na Boskie.
To takie proste. Dusza wszystko może, ale musi do tego dotrzeć i
zrozumieć te mechanizmy. Powtarzam. Co trzeba robić z każdą rzeczą na
tym świecie? Przemieniać ją i konsekrować jak kapłan robi to z opłatkiem
podczas mszy św. Twoje przemienianie energii materialnej i jej
konsekracja, ma te same cechy, co konsekracja i przemienienie podczas
mszy św. Uwierz w to! Świat ma być przemieniany z złego na dobry. W ten
prosty sposób możesz zostać kapłanem, lub kapłanką Jezusa.
Zatem, jeśli nie wzbudzisz świętej uwagi, wszystko należy do ciemnych
aniołów. Czy to rozumiesz? Mała rzecz... Twoje duchowe atomy zamieniają
ziemską energie poprzez czystą uwagę połączoną z Bogiem, na Niebo już tu
na ziemi. I tak z każdą rzeczą należy czynić, wówczas wytrącimy ten
świat złu, i zamienimy go na boski, spokojny, zrównoważony i
piękniejszy.
Ale póki żyjesz, i gdy już tak czynisz jak mówiłem, to pamiętaj o tym,
wciąż żyjesz na ziemi. W sercu odczujesz Niebo Boga, ale w ciele nie
zawsze, a przynajmniej nie będzie ono tak odczuwalne, a czasem nawet
wcale. W duszy tak, w ciele nie. Nie pozostaje nic innego, jak wszystko
to poukładać sobie w głowie a wówczas stanie się cud na ziemi.
A na koniec, jeśli miałbym polecić osobę, która miała autentyczne
objawienia, to tylko jedna osobę na tym świecie. A jest nią święta
siostra Faustyna. Nikogo więcej. Ona pokazała drogę dla każdej duszy,
każdego zbuntowanego anioła, jaka należy podążać do zjednoczenia się z
Ojcem Niebieskim. Ona to stała się żywą hostią. Taką właśnie musi się
stać każdy z nas. Mało tego, powiem więcej. Galaktyki, te ogromne, to są
ogromne hostie, które naszą miłością, mądrością i wolą Boga, należy tak
samo przemienić, konsekrować i przyjmować do serca, jak Boskie ciało,
jak ciało Jezusa.
Powiem jeszcze coś ku wyjaśnieniu, dlaczego wszystkie Galaktyki należy
spożywać jako ciało Jezusa? W Piśmie św. jest powiedziane: Jezus
przeszedł przez ziemie dobrze czyniąc. I to jest objawienie.... Otóż,
Jezus przeszedł przez wszystkie ziemie w galaktykach, tam gdzie
mieszkają zbuntowani aniołowie, by pomóc im się zbawić. Wcielał się na
wszystkich Galaktykach, by zastawiać sieci miłości do łowienia dusz.
Jego pragnieniem było, aby przyprowadzić wszystkie dzieci marnotrawne do
Domu Ojca. Podjął się tego zadania z wielkiej przyjaźni i miłości do
tych anielskich dusz. Nie na każdej planecie umierał w sposób, jak na
ziemi. Drogi zbawienia są różne. Cechowały je naturalnie wspólne
przykazania: Miłość Boga i bliźniego. Wszędzie, na miliardach planet,
ofiarował za darmo miłość i wiedzę – święty pokarm duchowy wszystkich
dusz. Dlatego właśnie, ze względu na miłość Jezusa, jego duchowy pokarm,
należy cały ten świat uważać jako hostię, którą cywilizacje potrzebują
by ją spożywać i żyć w niej.
Bowiem w tych czyśćcach galaktycznych, jakie aniołowie sami sobie
stworzyli, a czasami wręcz udało im się wygenerować piekło, bowiem w
tych cywilizacjach upadłych mieszkają nasi bracia, siostry, koledzy,
jako nasze części potrzebne do jedności w Bogu całego Nieba.
Wiem jedno, Niebo u Boga, nigdy nie będzie pełnym niebem, nie będzie tak
radosne, dopóki wszyscy aniołowie nie powrócą z wędrówek po
wszechświatach do prawdziwego Domu Ojca. A dodam, że tych aniołów
zbuntowanych, również zamieszkujących ludzkie ciała, jest ograniczona
ilość. Bóg raz stworzył dusze i niebo. I nic więcej potem już nie
stworzył. Więc jest szansa, że doczekamy się momentu, gdy wszyscy
aniołowie, na czele z tym, najpiękniejszym kiedyś, Szatanem, staną po
prawicy Ojca Niebieskiego.
Opłatek, ciało Jezusa hostia, to Jego ciało podczas mszy św. ale jest to
też hostią wszystkich Galaktyk. W mszy św. musimy się łączyć z
wszystkimi naszymi braćmi rozrzuconymi po Wszechświecie. Taka msza
będzie wówczas prawdziwie św. mszą wszech-czasów. Jeśli tak będziemy
przeżywać zjednoczenie z miłością Jezusa, łącząc się z miłością
nawracających się do Boga wszystkich cywilizacji czyśćcowych i
piekielnych, istniejących w różnych częściach wszechświata, to
zrozumiemy i odczujemy najprawdziwszą Miłość Boga do nas, swoich dzieci.
Polecam z całego serca dzienniczki św. siostry Faustyny, która jest
największą, na równi z Ojcem Pio, mistyczką tych czasów. Faustyny należy
bronić i propagować jej dzieło, które mówi o wielkim Miłosierdziu Boga
dla nas i całego świata. Również dla niezliczonych gwiazd, przy których
zamieszkują nasi bracia i siostry. Czekających z utęsknieniem na Boskie
słowo miłości i miłosierdzia.
Jezus prowadził Faustynę swoimi ścieżkami doskonałości, ciągle to
podkreśla. Nakazywał jej, aby nie rozpamiętywała tych dróg po jakich
idzie, bo tylko Jemu są znane. Faustyna z posłuszeństwa Jezusowi stała
się małym dzieckiem w rękach Ojca. W czasie jakim żyła, Jezus tak ją
prowadził i na tyle jej pokazywał, aby było to akceptowane przez jej
kierownika duchowego. Nie mogło być inaczej. Gdy pisała o czyśćcu, czy
piekle, to w klasyczny sposób dla kościoła. I tak mięło być, nie
inaczej. Jezus sam zresztą chciał, aby tak to widziała i rozumiała.
Dzisiaj jest już inna epoka, i Jezus mówiłby więcej na temat czyśćca i
piekła. Według mojego ducha, a też jestem dzieckiem Boga, to owszem,
piekło jest i czyściec tak samo, ale w innym rozumieniu. I nie jest to
sprzeczne z wizją s. Faustyny.
Według tego co ja wiem od Boga, to przede wszystkim, piekło nie trwa na
wieki, z niego się wychodzi. Z czyśćca podobnie. Piekło nie jest niczym
innym jak bardzo nisko upadłą cywilizacją. I jeśli w takiej się
znajdziesz, doświadczysz pasma rozpaczy, beznadziei i wszelakiego
cierpienia, braku perspektywy na lepsze. To jest piekło. Czasowe jednak.
Czyściec oznacza wyższe cywilizacje, w której łatwiej i wygodniej się
żyje. W nim można odnaleźć Boga i połączyć się z Mim w sposób mistyczny,
jak zrobiła to Faustyna. Do takich czyśćców, dość lekkich, zalicza się
nasza ziemia.
Ale, nie daj Boże zmarnować to życie i umrzeć z tym poczuciem, to na
pewno znajdziemy się w piekle, czyli wylądujemy w gorszych warunkach
egzystencji. To wygląda tak, jak by się weszło do ognia piekielnego.
Dlatego lepiej tu pocierpieć i zachowywać przykazania miłości, niż potem
odpokutowywać w dużo gorszym kołchozie. A stamtąd ciężko się wydostać,
bo nie ma kto edukować do miłości, nikt nie głosi dobra, terror wkoło.
Boże chroń przed takim losem.
Owszem, po części dla niektórych dusz, tu na ziemi, zmąconych
niepokojem, przydarza się im dostać do piekła wewnętrznego, a po części
i zewnętrznego. Nie mało jest takich przypadków, gdzie dusza cierpi w
beznadziei swojej, nie odczuwając Boga, ani dobrego serca innych. Tak, że
piekło zdarza się również na ziemi. Generalnie ziemia jest jednak jednym
z lżejszych czyśćców. Dlatego warto go wykorzystać dla zbawienia się.
I już na koniec powiem: Kto by czytał pisma św. Faustyny i naśladował ją
w pokorze - Niebo ma zagwarantowane. Faustyna, niczym św. Franciszek z
Asyżu umiała czcić Boga w każdej rzeczy, w obrazach, w różańcu,
figurkach, kwiatach, gwiazdach.... Modlitwą i uwielbieniem przemieniała
szatański świat na boski. Uszlachetniała go modlitwą na chwałę Boga i
całego Nieba, które wciąż na nas czeka z utęsknieniem. Dodam jeszcze
jedno. Siostra Faustyna swoją modlitwą pokorną więcej potrafiła zbawić
dusz, niż kilka zgromadzeń razem wziętych. Jedno szczere i z miłością
odmówione Ojcze Nasz, więcej znaczy niż podróż dookoła świata. To św.
Faustyna wiedziała doskonale. Może i my byśmy spróbowali to umysłem swym
zrozumieć? I naprawdę już na koniec. Mamy internet, to również dzieło
boga uczynione przez upadłych aniołów, ale można go wykorzystać do
świętości duszy w każdym czasie i miejscu. Jak kto ma taką możliwość
niech wywoła stronę św. Faustyny i choćby w milczeniu, przez chwilę
skupi się na obrazie Jezusa Miłosiernego, a odczuje natychmiast spokój i
radość. Przez internet jesteś jakby w tej samej chwili na żywo przy tym
obrazie. Poza tym przypominam, że o godzinie 15, co dzień jest odmawiana
przez siostry koronka do Bożego Miłosierdzia, koniecznie musimy w niej
uczestniczyć. Kto tylko może. To bardzo poważna sprawa, bowiem, walka
toczy się cały czas o nasze życie, o nasze szczęście i zrozumienie tego
świata. A jak go zrozumiemy, to pozostaje nam jedynie rozkosz w sercu,
bo bóg wtedy nam osobiście powie, że nas kocha najczulej, czulej nawet,
jak ludzka mama.
A już na koniec końców. Przypominam, że zaraz po dwudziestej w telewizji
TRWAM i Radio Maryja, jest odmawiany różaniec. Tej podstawowej modlitwy katolika
pominąć nie można, chyba że wcześniej odmówiłeś go.
KRÓLEWSKA RODZINA
03.05.2015r. ( w Święto Królowej Polski )
Zacznę od rodziny podstawowej. Po pierwsze, my ludzie jesteśmy odwieczną rodziną
Aniołów, która na własne życzenie, bardzo dawno temu, dobrowolnie wyprowadziła
się z Nieba. A poprzez neony lat, różnych doświadczeń i dokonań, zeszliśmy na
koniec w stan, w jakim obecnie przebywamy. Czyli w stan skomplikowanej i trudnej
do pokonania natury materialnej. Z pięknego Anioła staliśmy się osobami
podzielonymi na egoistyczne indywidua i płeć materialną. Od tej pory, kiedy
weszliśmy w naturę ludzką, nie do końca z naszej winy, co już podkreślałem w
innym miejscu, nie możemy odnaleźć swojej tożsamości. Zgubiliśmy po drodze
największy skarb – własne jestestwo, czyli duszę anielską.
I teraz, żeby na nowo zrozumieć kim naprawdę jesteśmy, trzeba się przedzierać
przez nieprawdopodobne gąszcze i chaszcze, postrzępionej, pełnej wad i skaz,
poszatkowanej naszej świadomości – duszy. Muszę tu dodać, że świadomość nie jest
niczym innym jak duszą stworzoną raz na zawsze przez Boga. Ale nie omieszkam w
tym momencie jednak dodać ważną informację odnośnie duszy. Otóż, Bóg który
stworzył aniołów, czyli nas dziś zamieszkujących ludzkie ciała, z przyczyn nam
już znanych, woli duszę unieważnić, niż umieścić ją w wiecznym stresie i
niezadowoleniu. Jednym słowem, woli ją unicestwić niż umieścić w piekle, które
sobie sama stworzyła. Jeśli Bóg widzi iż dusza przez neony lat nie robi żadnego
postępu, przeciwnie, wytwarza samo piekło, na końcu Bóg decyduje rozebranie tej
duszy i unicestwienie. A Bóg może to uczynić, bo sam tę duszę stworzył, dając
jej miłość i wolną wolę.
Rodzina Niebiańska, w znaczeniu jedności, harmonii i bycia wszystkim dla
wszystkich, została rozbita na prymitywne, indywidualne osobowości i w
ostatecznym rozrachunku, płeć. To jest właśnie ten upadek i grzech, o którym
krzyczą wszyscy. A o którym mówi list do Rzymian: „Nie ma bowiem różnicy, gdyż
wszyscy zgrzeszyli i brak im chwały Bożej”. Może dokładniej doprecyzuję ten
grzech. Otóż, grzech jest tylko jeden dla wszystkich i żaden inny nie istnieje,
a którym jest zapomnienie o Bogu. Ten grzech nie dotyczy Boga, lecz stworzenia.
Wyjście z Nieba Aniołów było wolne, ale chyba nie do końca przemyślane. Bo gdyby
aniołowie widzieli co się z nimi potem stanie, że zostaną ubranymi w powłoki
materialne, ciężkie do zniesienia, raczej by takiej decyzji nie podjęli. Lecz
stało się. W konsekwencji następowało zapominanie o Bogu. Obecnie jest to
stadium jedno z najgorszych. Już rodzimy się z tym zapomnieniem. I niewielu
ludziom, przez całe życie, udaje się przypomnieć Miłość Boga - naszego Jedynego
Prawdziwego Rodzica.
To właśnie jest największy, i jedyny grzech wszystkich egzystujących poza Niebem
istot duchowych, zamieszkujących różne wszechświaty. Wszystkie inne problemy,
raczej, nie grzechy, są właśnie pochodną tego jedynego mankamentu wszystkich.
Zapomnienie o Bogu, który nas stworzył i z Miłości umieścił w wiecznym,
szczęśliwym Niebie - to sedno wszystkich naszych kłopotów. Wyjście z Nieba,
oznacza to samo, co zapomnienie o Nim. A myśmy to uczynili i zapomnieliśmy kim
jesteśmy, i co dostaliśmy w prezencie od własnego Taty. Tylko to, jest
najważniejszym naszym problemem, jaki posiadamy w duszy. Reszta, są to bajki
iluzji, i nie ma w tym ani grzechu, ani dobra. Z zagubienia i dezorientacji
powstała matnia życia, której nikt nie rozumie, i nigdy nie było w planach Boga.
I właśnie ona stała się namiętnością Aniołów-Ludzi.
Życie w upadłych Niebach doprowadziło do kompletnej dezintegracji duszy. Dusza
została rozerwana i tym samym pogubiła siebie. A mimo to, Bóg podał rękę jako
pierwszy, by pomóc swoim błąkającym się w czeluściach kosmosu, dzieciom.
Zdegradowana Królewska Rodzina, potworzyła systemy odbudowy zapaści tegoż
materialnego świata. Nie uświadamiając sobie tego, że pracując nad nimi, w
dalszym ciągu tkwią w upadku. Niestety, prawda jest taka, iż zajmują się nie tym
niebem, co potrzeba. Bóg, aby uświadomić ich syzyfowe prace, wysyła co jakiś
czas swoich posłów z Nieba. Misje te jednak nie zawsze wychodzą, ponieważ wolna
wola, jaką wszystkich obdarował, często uniemożliwia skuteczne jej
przeprowadzenie.
Pomimo nawoływań i próśb Boga o powrót do prawdziwego Domu, nadal trwonią swój
cenny czas na podbijanie światów materialnych. To po prostu jest marnowanie
życia. Lecz inteligentne Anioły, nie chcą nawet o tym słyszeć, tak są zajęci
swoimi praktykami i retoryką. Owszem, wykonują ciężką pracę, ale ona nakręca
jedynie cierpienia, które powodują ogromną dysharmonię i dezorientacje w życiu.
Rozbita dusza, bez miłości i energii Bożej, nie wie co ze sobą począć. Na
przykład, jak się spyta mordercy, dlaczego zamordował? Najczęstsza odpowiedź
brzmi: nie wiem, jakiś impuls, nie zdawałem sobie sprawy co robię, byłem pod
wpływem jakiegoś nieznanego mi odurzenia. I to, co on mówi, jest prawdą. Skażona
dusza brakiem najwyższej świadomości i wewnętrznej harmonii, naprawdę nie wie co
robi. Nie wie kim jest, i co jest powodem jej życia na tak trudnej planecie.
Zadaje sobie pytania i nie znajduje najmniejszej odpowiedzi.
Powinniśmy wreszcie uświadomić sobie, że każdy kto się rodzi w kosmosie,
znajduje się poza Niebem Ojca. Każda dusza, która zeszła w światy zmysłowe,
materialne - jest kompletnie rozbita i zagubiona. Nawet, gdy się urodzi w
rodzinie z wysokiego rodu i solidnie się wykształci. To wszystko nic nie znaczy.
Jest zagubiona w niepamięci kim jest i od kogo pochodzi. Zapomnienie o Bogu
dotyczy wszystkich jednakowo, jak śmierć, która każdego zniszczy fizycznie.
Jak powiedziałem, zamiast szukać Boga, Aniołowie od Niego się oddalają.
Utworzyli planety, państwa, hierarchie, urzędy, godności, prawa, by jedni mogli
żyć kosztem drugich, by zamiast miłości i harmonii była niezgoda. Oczywiście
porządki światowe wynikają ze skazy na duszy, pogubienia i zapomnienia o Bogu. A
nam się wydaje, że żyjąc na ziemi, jest normalnie, że są ulice, wsie, miasta,
urzędy, policja, wojsko, itd. To nie tak. Owszem, pierwotne założenia Aniołów
były dość rzetelne, ale brak podłączenia do Źródła zasilania-Boga, spowodowało
karłowacenie się najpierw duszy, a potem świata. Tak bardzo dusze otępiały, że
już nic nie widzą. Dbają z wielkim trudem o upadłe niebo. Można by raczej
powiedzieć dziś – dbają o piekło. Bo jak gdyby głębiej to przeanalizować, to
życie na planetach pozbawionych boskiego zasilania, jest piekłem. Poza
zabijaniem, właściwie nic innego tu nie robimy. Bo żeby przeżyć, musisz zabić,
czy to roślinę czy to zwierzęce ciało. Nie wspominając już o wojnach Aniołów z
udziałem własnych wykreowanych wojsk. To jest marnowanie czasu, to jest dbanie o
upadłe niebo, dbanie o marność nad marnościami tego świata.
Co ludzie-aniołowie upadli, powinni zrobić, aby to naprawić i powrócić do
Taty-Boga, oryginalnego wiecznego szczęśliwego mieszkania? Powinni przeprosić
Ojca, i zacząć się już dziś pakować, a nie pomnażać w nieskończoność dobra tego
upadłego nieba-świata. Powinni przede wszystkim zacząć zajmować się mistyką,
inaczej codzienną rozmową duszy i ciała z Tatą. By nam pomógł i poprowadził
bezpiecznie przez ten świat, do siebie.
Owszem, to o czym mówię, jest bardzo skomplikowane. Ale myślę, że tylko
pozornie. Bo wszystko spowodowane jest tym jedynym grzechem – zapomnieniem o
Bogu. Nie zwracanie na Niego żadnej uwagi, jak gdyby Go wcale nie było. Królów i
Prezydentów widzimy, własne dzieci kochamy, samochody pieścimy, a Boga
absolutnie, nie. Nawet nie mamy o Nim najmniejszego pojęcia. Czy to o czymś nie
świadczy? Dusza, gdyby chciała poznała by Boga. Ale ona nie ma czasu, bo zajęta
jest od rana do nocy rożnymi sprawami materialnymi, które, notabene, umacniają
tylko upadłe niebo. Gdyby dusze, tylko tą jedną rzecz zrobiły, czyli
koncentrowały swoje siły i uwagę na Miłości Ojca Niebieskiego, wówczas wszystko
by się zmieniło, nawet teraz. Ale tego nadal się nie czyni. Więc pozostaje
ciemność i okrucieństwo. A najciekawsze jest to, że każdy w tej ciemności chce
żyć, i uważa to życie za najcenniejsze, co posiada. Taka to przewrotność
spotkała aniołów.
Zatem wszystko, co się stało z naszymi anielskimi duszami, jest spowodowane
wyjściem z Nieba i zapomnieniem o wiecznym życiu. Tak zwane wszechświaty,
inaczej małe nieba stworzone trochę na wzór Nieba oryginalnego przez aniołów
zbuntowanych, spowodowało ogromną aktywność w świecie materialnym. A to, coraz
bardziej powodowało odchodzenie od idei Boga – jednej wielkiej Królewskiej,
Niebiańskiej Rodziny. Gdzie każdy ma całe Niebo do dyspozycji, w pełnej
szczęśliwości, za darmo, dane w prezencie od Miłości wszystkich Miłości.
Wniosek? Zapomnienie o Bogu spowodowało wszystkie nasze upośledzenia na duszy.
Czego skutkiem są te niekompletne wszechświaty, i niszczone przez naturę domy,
oraz nasze ciała. Aniołowie zajęli się swoimi światami i nieustannym ich
naprawianiem, ponieważ się rozsypują, ze względu na braki wiecznego zasilania od
Boga. Zajęci cywilizacjami i ich wiecznymi remontami, nie mają już czasu
zastanawiać się nad przyczyną kosmicznego paraliżu. Zapomnieli o Bogu i żyją
swoim niepełnowartościowym życiem, pełnym dyskomfortu. A szkoda, bo wystarczyła
by jedna myśl, a uzdrowiła by wszystko.
Ta myśl to: „Przepraszam Tato, chcę powrócić do oryginalnego Nieba”. To
wszystko. Z tym pragnieniem rozwiązują się wszystkie sprawy, pomimo że jeszcze
będziemy żyli w okowach pazura materializmu. Ale dusza będzie już wolna. Dusza
uwięziona systemami kontroli i wyzysku, pocznie śpiewać na cześć Miłości Ojca.
Od tej pory, nic jej już nie zaszkodzi. Nawet to małe piekło, jakie jeszcze ją
otacza.
Przypomnę: Każdy człowiek na ziemi rodzi się bez pamięci o Bogu. Tak zdecydowali
(Aniołowie) twórcy naszych ciał, wyżej stojący w hierarchii władzy. Warto
wiedzieć, że powłoka cielesna uniemożliwia nam pamiętanie i modlitwę do Boga.
Ciało jest prawem naturalnym zakazu modlenia się, zakazu pamiętania o Miłości
Boga. A skoro ciało, to i wszystkie systemy świeckie, które ono wyprodukowało w
swoim rozumie, właśnie to czynią, aby wyeliminować całkowicie Boga z świadomości
anielskiej. A nie rozumiejąc tego, że już dawno sami zostali wyeliminowani
poprzez fakt narodzin (czyste prawo natury materialnej), zainspirowanej przez
upadłych aniołów).
Powiem teraz mocno: Narodziny, znaczy eliminacja Boga z świadomości.
Trochę może to trudne do zrozumienia. Ale nie aż tak bardzo. Mówienie o Bogu, a
niektórzy o Nim sobie powoli przypominają, stoi w sprzeczności z tym świeckim
niebem, założonym przez ciemnych aniołów.
Powtarzam, tutaj, w kosmosie, wiedza o Bogu jest prześladowana, zakazana,
znienawidzona aż po krzyż. Ta eliminacja prawdziwego Boga Ojca, naszego Taty i
Mamy jednocześnie, dotyczy nie tylko struktur świeckich państwa, ale również w
struktur religijnych. Tylko, że w strukturach religijnych, jest trochę inaczej.
W nich mówi się o Bogu w taki sposób, aby go ośmieszyć, zrobić z Niego niedołęgę
i skompromitować w oczach świata świeckiego. A skutek jest ten sam. Ludzie tracą
wiarę, widząc tak złego i mizernego Boga.
Aniołowie świeccy stwierdzają, że szkoda im czasu na zabobony, i wolą zajmować
się poprawianiem korodującego świata materialnego. To ich bardziej zadowala niż
religia, która jak wspomniałem, również zapomniała o Prawdziwym, Wspaniałym,
Miłosiernym i Potężnym naszym Stworzycielu. Przedstawiając go raczej mizernie i
nie zachęcająco. Chociażby ukazując go staro-testamentowo, jako karzącego,
mordującego, namawiającego do wojen, wyniszczania plemion nie związanych z Nim
samym. Taki Bóg, nigdy nie będzie w sferze zainteresowań nikogo.
Dziś, jeśli chcemy ukazać ludziom Boga prawdziwego, to trzeba czegoś o wiele
więcej. I właśnie o tym tu rozmawiamy. Należy zadawać poważne pytania. Jak
zrozumieć przyczyny i skutki naszego życia? I jak te wszystkie problemy powiązać
logicznie, w naszych, bardzo rozdartych duszach?
A gdy mówię o Królewskiej Rodzinie ludzkiej, to mam na myśli, jak spowodować,
aby odzyskać siły i wiedzę o realnej rzeczywistości. Co zrobić, by po
zrozumieniu naszych dawnych błędów, przeprosić się z Naszym Tatą, i powrócić do
jego wiecznego Domu. Po to, by już nie tułać się po ogrodach ziemskich rajów,
które czyhają jedynie, aby nam zabrać pamięć i energię.
Jak mówię o Królewskiej Rodzinie, to za przykład takiej rodziny mogę podać tylko
jedną: Rodzinę Świętą. Maryję, Józefa i Jezusa. Inne przykłady odradzam. Ta
rodzina zeszła prosto z Nieba, za Wolą Boga, na tę ziemię, aby przynieść
rozwiązanie naszych wszystkich bolączek. Duchowych i zmysłowych. Inaczej, aby
pomóc ludziom-aniołom zbuntowanym, osiągnąć oryginalne Niebo, podarowane nam już
bardzo dawno temu przez naszego wspólnego Tatę-Mamę-Boga.
Ta święta Rodzina poświęciła całe swoje życie temu celowi. Czyniąc co trzeba w
cichości, aby na koniec krzyczeć do wszystkich: „Dlaczego Miłość nie jest
kochana!”
Myślę, że nie jest to aż tak trudne do zrozumienia. Każda Rodzina może to
uczynić, ale trzeba tego zapragnąć i nakierować swą duszę na jeden kierunek. I
za nic sobie mieć ten świat - to upadłe niebo, które nigdy nie było i nie jest
celem naszego życia.
LIST DO POLITYKÓW
23.05.2015r. ( Na Zielone Świątki )
Tylko niech nie będzie to powodem do pychy, to co teraz powiem. Otóż, po Bogu
najważniejsza w systemach ziemskich jest polityka. Nie kościół i kapłani, ale
przywódcy i politycy. Dlaczego? Ponieważ to od nich zależy cały byt państwa, i
to czy będzie wiara w Boga, czy też nie. Powiem więcej, od jednego człowieka,
mającego ogromną władzę w systemie materialistycznym, czyli na ziemi, zależy
cały byt intelektualny i dobrobyt społeczeństwa. Od mądrości przywódcy lub jego
pychy, może się rozwijać świadomość społeczeństwa w dobrym kierunku, lub poprzez
egoizm i jego manipulacje, spowodować upadek całego narodu.
Polityka warunkuje nasz egzystencjalny byt, nasze życie, naszą twórczą wolność,
nasze dążenie do doskonałości. Polityka, to to samo co kościół, to samo co
reguły zakonne. I tak naprawdę nie ma między nimi żadnej różnicy. Watykan - oto
przykład. Kościół swoim złym przykładem, tak samo może zniszczyć świętość
zakonną, spowodować upadłość wszystkich ludzi. Weźmy za przykład niebezpieczne
sekty religijne.
Tak jak w kościele, tak i w polityce trzeba mieć postawę : tak, tak, nie, nie.
Trzeba być ogromnie przejrzystym i czytelnym. Współczesna polityka jest bardzo
miękka, nijaka, dlatego korupcyjna i sprzedajna. Tacy sami są artyści,
profesorowie, socjologowie. Jaka polityka - taki naród. Politycy się sprzedają
za pieniądze. Profesorowie, a nawet kapłani niektórzy, podobnie. Przede
wszystkim unikają trudnych odpowiedzi, aby się nie narazić nikomu, zachowując
swój niepoważny honor, który jest jedynie wyrazem egoistycznego lęku, małości i
niewiedzy duchowej.
Bóg dał każdemu aniołowi wieczność, miłość i wolność. A ponieważ, jak to ciągle
podkreślam, jesteśmy aniołami, którym zachciało się niezależnego nieba, z
którego pozostały już resztki w postaci wielkiego kurzu, pyłu i smrodu, czyli
kosmosu materialnego - to teraz co mądrzejsi, próbują powrócić do Boga. Oby byli
nimi politycy.
Dlatego trzeba być tak wyrazistym politykiem, aby nie poddać się rozmydleniu i
niewiedzy, jakim popadli ludzie sztuki i nauki. Kariera i pieniądze to narzędzia
wielkiej rozterki dla duszy anielskiej, jaka przebywa na chwilę w ciele ludzkim.
Niestety politycy najbardziej ulegają tym prądom. Dlatego mówię: po Bogu
najważniejsza jest polityka, bo ona w osobie przywódcy może wszystko w państwie
naprawić, albo wszystko zepsuć. Chodzi o dobrobyt i świadomość.
Król, Papież, Prezydent, czy Przywódca ruchu społecznego, jeśli okaże się
pokorny i mądry, poprowadzi ludzi ku dobrobytowi duchowemu i materialnemu. Jeśli
taki się nie okaże, zmanipuluje wszystkich aniołów-ludzi i zepchnie ich z drogi
prowadzącej do uszczęśliwienia. Władza ma uszczęśliwiać, a nie przyduszać i
ciemiężyć narody.
Polityk powinien taką wiedzę posiadać i nią się jedynie kierować, wówczas będzie
popularny i bardzo lubiany. A lubić kogoś oznacza odczuwać szczęście, światłość
i wieczność życia. Gdyż, jeśli ktoś jest zadowolony i szczęśliwy, chce mu się
żyć wiecznie.
Dlatego wzywam przywódców i polityków, którzy mają ogromne narzędzie wpływania
na materię i ducha, aby skupili swoją uwagę tylko na jednym: - na
uszczęśliwianiu bliźniego. A cała reszta związana z prawem, przepisami,
konstytucją, zrealizuje się automatycznie w sposób prosty i bezkonfliktowy. Ale
jak mówię, polityk musi dużo rzeczy brać pod uwagę i wiele się nauczyć, by
zrozumieć, że miłość bliźniego jest najwyższą konstytucją, która jest ponad
wszystkie inne napisane różnym państwom, czy zakonom. Ta jedna, prosta
konstytucja wypełnia wszystkie inne, i realizuje wszelkie prawo ludzkie,
eliminując nadmiar ogłupiających przepisów i ich niekończących się
interpretacji.
Polityka to potęga! Polityka to siła uszczęśliwiająca wszystkich...
KUBEŁ ZIMNEJ WODY NA NASZE GŁOWY
01.06.2015r. ( Na Dzień Dziecka )
Tu i teraz, a powiem to z ducha własnego serca, chciałem wylać kubeł zimnej wody
na siebie, na wierzących z różnych religii, a szczególnie na katolików,
hierarchów kościelnych, łącznie z papieżem, że oto jak wielkie są tajemnice
miłości, że oto w jak wielkim błędzie tkwimy odnośnie historii nieba i świata
materialnego. Chcę powiedzieć, pomijając zasługi wielkich i świętych na tej
ziemi, którzy wiele wnieśli w wyjaśnianie tych zagadnień i niewątpliwie pomagali
w zbawieniu. To jednak, a mówię to z własnego serca, że Bóg nie ma względu na
religie, poglądy i osoby. Dlatego powiem jak jest - może z przykrością dla nas
katolików - że obecnie, ten świat, nasza planeta konkretnie, istnieje jeszcze
dzięki paru świętym, mistycznym joginom. To oni swoim poświęceniem, mocą i
skromnością, miłością i zrozumieniem tego świata, są w bliskości Boga i
przepraszają Go za nasze odejście kiedyś od Niego. To ci jogini, a jest ich
kilku zaledwie, trzymają naszą planetę w całości, aby na niej mogło nadal
dokonywać się zbawienie zainicjowane przez Jezusa. Gdyby nie oni, już dawno
bylibyśmy po potwornych wojnach, po których nic by tu nie zostało jeno
pobojowisko i skażenie.
Ten kubeł zimnej wody, nie wylewam go po to, by komukolwiek sprawić przykrość,
ale by pomóc otworzyć szerzej oczy na świat, jego przyczynę i skutek, by lepiej
zrozumieć po co tu żyjemy i kto nas tu sprowadził, i za jaką stawkę. Powiem
jeszcze jedno: Bóg jest jeden dla wszystkich i wszyscy, bez względu na
pochodzenie, rasę i wiarę – są Boga. Moją puentą było by takie stwierdzenie:
pora zakończyć spory religijne, bo one nie mają najmniejszego sensu, generują
jedynie nienawiść i agresję. Pora zrozumieć katolikowi, chrześcijaninowi,
muzułmaninowi, hindusowi, buddyście, osobom bezwyznaniowym, ateiście, i jeszcze
wielu innym żyjącym na tej planecie osobom, które może próbują krytykować
wszystkich wyżej pozostałych, by jednak zechciały zrozumieć potrzeby innych, jak
rozumieją swoje.
Powinniśmy bardziej się jednoczyć niż krytykować jeden drugiego. Wszyscy
błądzimy, wszyscy grzeszymy bez wyjątku, wszyscy jesteśmy wierzącymi i
jednocześnie ateistami. W zależności w jakim stanie chwilowo jesteśmy. Każdy ma
prawo do religii, wiary i zwątpienia. Każdy ma prawo grzeszyć i czynić dobro.
Każdy się uczy życia, każdy próbuje wyciągać wnioski z tego, co robi i czego nie
wie, czego jeszcze nie pojmuje. Każdy ma sumienie, chwilami go słucha, a
chwilami gardzi nim. Każdy z nas wie co robi, lecz są momenty w życiu kiedy jest
to niemożliwe. Dotyczy to wszystkich, i kapłanów przy ołtarzu, i ludzi zwykłych.
Tak naprawdę to wszyscy jesteśmy tacy sami i nie różnimy się niczym, poza
stopniem tolerancji i pychy.
Według mnie wszyscy jak jeden mąż i jedna żona, istniejemy poza wiecznym
szczęściem. Istniejemy poza Kosmosem Nieba. Doświadczamy życia takiego a nie
innego, a w tym wszystkim podzieleni na religie, kulturę, nacje, państwa i
finanse. Wszyscy uczestniczymy w życiu na tej planecie z powodu konkretnych
decyzji z przeszłości, dlatego postarajmy się to zrozumieć, że nie różnimy się
od siebie niczym. Jesteśmy jedną rasą, która szuka ostatecznie rozwiązania
problemu wiecznego szczęścia. Stąd powinniśmy raczej scalać naszą wiedzę i
resztki miłości, jaka nam jeszcze została do dyspozycji. I coś wspólnie zrobić,
aby już tu na ziemi przypomnieć sobie, choć po części, czym jest radość i
szczęście nieskończone. Aby to szczęście było nam mobilizacją do jeszcze
głębszych poszukiwań sedna życia.
Podzieleni rozpraszamy wiedzę. Połączeni nicią człowieczeństwa, razem bez zapór
(dogmatów i monopolu na mądrość), jak dzieci, radośnie się bawiąc, które nie
biorą nic zbyt poważnie, możemy bardzo dużo, a nawet wszystko, bo mamy takie
możliwości dane od naszych protoplastów, albo protoplasty – Maga Życia. I tego
sobie życzmy: jedności, zgody, równości, tolerancji, braterstwa. Wszystkich ze
wszystkimi. Razem, bawiąc się życiem jak dzieci, uczmy się poznawać tę grę,
jakim jest nasze codzienny ciekawy byt. Bez niepotrzebnych sporów o szczegóły,
jakimi są poglądy, wiara i przekonania. Miłość jest jedna i taka sama dla
wszystkich, jak powietrze którym oddychamy. Tak, jak nie walczymy o powietrze by
oddychać swobodnie, tak nie walczmy o poglądy. Bo czymże one są? Śmieciem
jedynie wobec miłości i doznawania uczucia dobra wspólnego.
MOJA SKRÓCONA BAJKA O GRZE ZWANEJ
ŻYCIEM
10.07.2015r.
Ten materialny, a częściowo i duchowy Kosmos, nie jest stworzony przez Boga, ale
przez Aniołów, którzy wyszli z Nieba. Następnie postanowili stworzyć świat na
obraz i podobieństwo Nieba oryginalnego, gdyż taki zapamiętali. I się niestety
przeliczyli. Zabrakło im po miliardach, neonach lat, zasilania. Odłączyli się od
Źródła i po długim, długim czasie, energia się zużywała. Słońca, planety,
galaktyki zaczęły słabnąć i gasnąć. I dziś mamy, co mamy. Jakiś horror
kosmiczny, gdzie na planety biją jakieś ogromne kamienie, meteoryty, zienie się
trzęsą, pękają, kręcą się gigantyczne trąby powietrzne, niszcząc wszystko
dookoła, itd.., itd. Stąd mamy ten walący się kosmos nam na głowę. Najgorsze
jest to, że Aniołowie, czyli również my sami, którzyśmy wspólnie wyszli kiedyś z
Nieba, i tworzyliśmy te światy (już dziś tego nie pamiętamy) nie chcą pogodzić
się ze swoją porażką i nadal robią wszystko, by ten świat podtrzymywać za
wszelką cenę. Otumanieni pięknem tego tragicznego świata - tymczasowego,
sztucznego nieba, pochlebiamy wciąż złej narracji. Pytam.... Kiedy w końcu
zrozumiemy, że uczestniczymy w nieciekawej grze, w której jest wykorzystywanie
się wzajemne, bez miłości.
A Bóg, który podał pierwszy rękę na zgodę, od początku pragnie naszego wiecznego
szczęścia. I czeka cały czas na powrót wszystkich, i tych najgorszych aniołów z
Kosmosu - genetyków, naukowców, i innych wojowników...romantyków...
Zdecydujmy w końcu o co nam chodzi. I
pojmijmy przyczynę tego marnego Kosmosu... Jezus o tym mówił w swych
nieodgadnionych do dziś przypowieściach. Mówił kto tym światem rządzi, że rządzą
nim ogłupiali aniołowie. Mówił o tym, że sam nie pochodzi z tego świata...
Podkreślał, by porzucić ten upadły kosmos, i powrócić do oryginalnego Nieba.
Zawsze zachęcał do miłości, bo ona niesie najwięcej korzyści w tym świecie.
Zbawia dusze, poprzez zrozumienie. Lecz kto się tym dziś przejmuje, skoro
biznes, pieniądz, jedzenie i odzienie, jest dla nas wciąż najważniejsze?
Czy my jesteśmy tymi aniołami? Którzy
kiedyś powychodzili z Nieba? Oczywiście, że my i nie tylko, bo jest ich pełno we
wszechświecie, na różnych planetach materialnych, czy pół materialnych! Ziemia
to już taki przedsionek do Nieba. Tu można wiele pojąć i pokochać. Lecz mimo to,
mało komu udaje się stąd uciec. Prawie wszyscy wracają, tu i tam.... Kontrola
jest tak szczelna, że żaden umierający, nie idzie wyżej. Chyba, że potrafił
odblokować wszystkie blokady wiążące go z tym światem, czyli jeśli opanuje
pożądliwość oczu, pożądliwość ciała i pychę życia, o której wspomina św. Jan
Ewangelista. Czyli, jeśli osiągnie w duszy dobro i miłość bezinteresowną do
wszystkich jednakowo - temu udaje się stąd wydostać. Tu rządzą nasi koledzy z
wyższych cywilizacji, i tak „zmądrzeli jak na razie”, że zakazują nam oglądać
Boga, wierzyć w Niego, nawet myśleć o Nim. Zakaz ten zakodowali w naszych
ciałach. Dlatego od narodzin jesteśmy niewidzący i nie oglądający Boga, aż do
śmierci. Każdy nowo narodzony ma nieprawdopodobne dylematy, fizyczne i duchowe
na tym świecie. Nawet szukać, i edukować siebie samego nie potrafi. Musi
korzystać z materialnych i humanistycznych zdobyczy innych ludzi. Nikt na tym
świecie nie widział Boga, i nigdy Go już nie zobaczy. Struktura psychiki i ciała
na to nie pozwala. Owszem jakieś tam przebłyski, uniesienia, w miarę jak
wzrasta, może mieć. Ale nigdy Boga nie zobaczy. Jest zbyt daleko. Choć
jednocześnie blisko. Lecz prawie nikt nie potrafi wyciągnąć swej ręki, aby się z
Nim przywitać. Blokada energetyczna. Poza tym. Ten świat, nie jest rajem Boga,
to nie jego teren.
Tu rządzą samodzielnie aniołowie, i
nie życzą sobie aby On tu się pojawiał. Wszystkie systemy społeczne i polityczne
walczą ze swoim ostatecznym stwórcą. On tu nie ma głosu i zawsze przegrywa. Ale
do czasu, bo jeśli my się odblokujemy, radość z życia powróci, i Bóg stanie się
bardziej osiągalny. Zatem, kto nie utworzy w sobie twierdzy wewnętrznej, o
której świetnie pisze średniowieczna mistyczka, św. Teresa z Avila – Doktor
Kościoła, - tego świat pochłonie na wiele żyć. A im, właśnie o to chodzi, by jak
najdłużej nas wykorzystywać w strukturach kosmosu, czyli w tym dogorywającym
niebie stworzonym na obraz i podobieństwo. Ale tego podobieństwa już nie ma,
było przez jakiś czas na samym początku, kiedy aniołowie po wyjściu z nieba
jeszcze się kochali. I materia była lepsza i dusza łagodniejsza...Obecnie jest o
wiele gorzej. Tak jest źle, że potrzebujemy buntu, poszukiwań, oczyszczenia,
przebudzenia, zbawienia, itd.
Może ktoś w tej mojej bajce, dostrzeże coś ważnego... Nie wiem.... Osobiście
chciałbym.
RESET I START NOWEJ ŚWIADOMOŚCI
14.07.2015r.
Sami stworzyliśmy cierpienie poprzez budowanie świata i zawarte w nim elementy
ewolucji. By powrócić do Źródła, uciec od kosztów i trudu, proces należy
odwrócić... Należy ze zrozumieniem, świadomie i bez żadnego smutku, porzucać ten
świat. By powrócić do owoców ducha, ten świat trzeba skasować, a na początek
zresetować mentalnie, by jego likwidacja dobiegła spokojnie. Jeśli się nie
zresetujemy duchem, zresetują nas już w niedalekiej przyszłości, złośliwe
meteoryty, które sami kiedyś je tam umieściliśmy, w wyniku różnych prac
naukowych i konfliktów pomiędzy stwórcami. Nasz reset jest niestety bolesny,
niejednokrotnie. Bo skoro zostało to przez nas zepsute, sami to musimy uduchowić
i podnieść na wyższe kondygnacje istnienia. Ale..., droga powrotu wiedzie przez
ciężar zmysłów bolesnego ciała. Zatem zbawienie jest zawarte w powrocie,
rekonstrukcji duszy, poprzez mękę życia. Jak było łatwo psuć, tak teraz pora na
krzyż, uśmiech przez łzy, aż do śmierci.... To jest ta bardzo praktyczna
mistyka, kiedy stąpamy po pobojowisku, planetek, pazernej grawitacji i
powykrzywianych przestrzeni, które stały się jedynie złomowiskiem historii i
przekleństw jeden na drugiego. Czy ktoś może słyszy te przekleństwa wszechświata
i rechot przemijania....?. Choćbyśmy nie wiem jak kochali tu, to i tak musimy
cierpieć. To jest ten reset, którzyśmy, jako ludzkość podjęli już dawno dla
wzrostu. Dlatego niektóre cywilizacje, opiekujące, kontrolujące nas wciąż, ale
nie w całej pełni już, - tak nas nienawidzą. A nienawidzą, bo zostawiamy ich z
ich dorobkiem i dobytkiem wszechświata, a budujemy na nowo komunikacje z
Oryginałem. I to ich wścieka. Jakby mogli, zniszczyli by nas za te zdradę
odejścia od nich. Obecnie świadomie się odrywamy, ku świętej przyjemności życia.
A oni tego jeszcze nie pojmują, że jedynie trud i cierpienie może nas stąd
wykurzyć... A my to rozumiemy już ….Stąd te uwielbienia...., tęsknoty...,
szaleństwa za miłością i pięknem..., wszelkiej maści... Bo już posiadamy zadatki
ducha, a oni jedynie psychologię oraz sam egoizm, i jego potężny „silnik” do
manipulacji bytem naszej świadomości. „Alleluja i do przodu”...
BEZNADZIEJNY PROTOPLASTA
15.07.2015r
Poezja Hiobowa
Boże!... po co mnie tak upokarzasz..!!!.
Po co mi zadajesz te cierpienia beznadziejne...?!!!
Fundowane przez moich braci i siostry na ziemi?...
i w Kosmosie nieogarnionym...?
Choć przez Ciebie, może jednak, jakoś tam ogarnionym....
Wiem na pewno, czym mogę Cię, Stwórco, dziś pokonać skutecznie...,
bez żadnego lęku i stresu... Wiesz czym?...
Jeszcze chyba nie...
Widzę jak unikasz mojego wzroku i matematycznej argumentacji...
Stajesz ze mną w zapasy?
Proszę bardzo !!! Już Cię zapewniam – przegrasz w kretesy!!!
Gdy się ockniesz, wszyscy w Niebie będą się z Ciebie śmiali... ha...ha....ha.
Słabeusz!!!... Sierota!!!...
A jak taki Jesteś beznadziejny....
- to wychodzimy już dziś z Twojego prymitywnego Nieba.
Powiedzieli i tak zrobili...
Nie chcemy Cię znać !!!...Jesteś niedołęgą!!! Spadamy stąd!!!...
Wybacz Stworzycielu nieudolny...,
ale mam na Ciebie dość prosty sposób, by cię zabić!!!
Lub upokorzyć ewentualnie.
Załatwię Cię, już dzisiaj wieczorem...
i udowodnię, że jesteś beznadziejny..., chłystek, bez polotu...
skoro muszę cierpieć..., i płakać, dzień i w noc....
- zrobię to bez pardonu..!
Uczynię to po prostu obojętnością wobec Ciebie, ignorancją i wódką!!!
Tak zwyczajnie..!
Złodzieju mojej duszy...
I się zdziwisz, jak nie masz kontroli nade mną!
Wszystko zrobię przeciw Tobie!
Ciemniaku, buraku bez polotu...!
Wyzywam Cię na pojedynek!
Na śmierć i życie...!
Ty, mój wieczny Nieprzyjacielu życia,
cierpiętniku Hiobie zapłakany i namaszczony trądem...
Wieczny mój wrogu...
Oszalały...,
skorumpowany swoją nietykalnością..., tajemniczością.
Który jesteś bez wyrazu i współczucia dla mojego dramatu...!!!
Po prostu..., tak zwyczajnie... Jesteś dupkiem..., jak się to u nas mówi...
Więc kto tu jest szalony... Ja Panie?... Czy Ty? !!!....
Pogadajmy na te tematy....kontrowersyjnie i otwarcie..
Ciekawe, kto wygra na argumenty... takie ludzkie, dotykające aż naszych stóp?!!!
Obawiam się, że jednak ja wygram!
Co Ty możesz wiedzieć o życiu...?!!! - biedaczyno z Asyżu...
Więc prężmy muskuły...
Niech lepszy zwycięży...
Wiesz dobrze, że zwycięzca jest tylko jeden....
Kto nim zostanie?
Niezaprzeczalnie - ja nim jestem...!!!
Wątpisz w to?
Odpuść sobie! W
Widzę wyraźnie Twój nijaki ekwipunek i przestarzałą broń.
Co to jest!, u diabła!?
Już nie żyjesz..!
Nie wygrasz!...
Zapomnij...! W życiu!...
Nie masz najmniejszych szans...
Jesteś nikim..!
Zerem...! dla mnie... na wieki...!
Chyba, że pokażesz swój utajniony splendor i wykażesz się honorem osobistym...
Wtedy uznam Twój kunszt i moc, i się zastanowię...
A póki co, zmień taktykę, jeśli chcesz mnie pokonać....
Paniczu Święty - jak o Tobie gadają wkoło.
Nie uśmiechaj się głupio... mówię do Ciebie!! Poważnie..!
Wyciągnij miecz... i walcz sieroto zapłakany...
Pokaż, kto tu jest silniejszy, albo nieudolny już od urodzenia...
słaby...kaleki... wycieńczony zmaganiem się ze swoimi plemnikami – duszami..!!!
Już Ciebie mam...!
Jesteś mój! Łajzo obsikany...!
Oblejesz się krwią, już za chwilę!...
Czy potrzebne to Ci było? Frajerze?
Więc przegrywaj na wieki - mój Protoplasto, czy jak Cię tam nazywają...
Wiekuistą światłością? Nie żartuj sobie...
Jesteś bęcwałem, że tak się dałeś nabrać na życie..
- i te dusze zakręcone, pokoślawione...do dziś,,,
Czy coś Ci zaświta w końcu?
Mam nadzieję..., wbrew nadziei...
- Twój fan, - mimo wszystko...
Żyj spokojnie samochwało wieczny...
Może Cię kiedyś spotkam - ko w oko
- i wyjaśnisz mi tę zagadkę beznadziejną – oddech świata...
- i odpowiesz mi jasno, co tu jest tak naprawdę zawalone...?
- do jasnej ciasnej...?
A póki co - giń... - ciemnoto mojego umysłu...,
zakało mojego prymitywnego rozumienia rzeczywistości...
Pomyśl nad tym, co zrobiłeś, tak strasznie nieodpowiedzialnego,
że muszę teraz cierpieć niewinnie...
i tęsknic cholernie... za Tobą... ,
pomimo zgryzoty i powikłań wiekuistych...
Ech, lepiej spotkajmy się na małej czarnej
i pogadajmy szczerze, bez ogródek...
Tak będzie najlepiej, jeśli chcesz ze mną żyć w zgodzie...,
na teraz przynajmniej...
Przemyśl tę propozycje, mój wrogu niepojęty i transcendentalny krwiopijco...
I daj mi szybko odpowiedź...,
czasu nie mam na zwlokę....!
Wiesz, jak życie jest zaszyfrowane. Ty to wiesz, bo maczałeś w tym palce...
Lepiej spiesz się z odpowiedzią, inaczej ktoś poniesie fiasko...
- i pogrąży się we łzach...
A szkoda każdej łzy...chwili... jałowej... niby koniecznej... wolnej?
Podejmij wezwanie prostaku, a uszczęśliwisz wielu z nas...
Inaczej skończysz w piekle...na wieki...!
Zabiję Cię w sobie...!!!
I tak skończy się Twój żywot wieczny...
IMPREZA NA CAŁEGO...
16.07.2015r.
Ten człowiek, który bawi się, jest bliżej wyzwolenia, niźli ten, który
pokutuje.... Pod jednym warunkiem: jeśli swoją imprezę potrafi skojarzyć z
imprezami niebieskimi, z zalotem... przypodobaniem... flirt... zwrócenie uwagi
na kogoś... przepięknymi pierścionkami na palcach... balowym odzieniem...
urokliwym nastrojem uniesienia … „Królestwo Niebieskie podobne jest do uczty
weselnej...”, a wiedział, co mówi... ten były znawca wiecznej przyjemności...
Pokutą... może się stać uczucie niedosytu... jedynie tu.... Boże... dlaczego tak
krótko dziś zabawa trwała...?! Ech... potem zwykłego czasu już nie ma... czy to
będzie jakiś szał ekstazy...? silnie odczuwanego uścisku miłości...? Coś w tym
musi być, skoro wszyscy na świecie głupieją na jej punkcie.... Czyżby to jakieś
czary mary?... wyścielone zapachami kwiatów...? Czystej pościeli uczuć...?, na
której pieszczoty gorejącym ciałem zjednoczenia, ...odbierają, ...do zatracenia,
...zmysły duszy...? Taniec w wirze różnorodnej nieskończoności.... bez cech....
ale za to z maksymalnym pożądaniem..
KAŻDA RADOŚĆ DO ŚRODKA SIEBIE
16.07.2015r.
Dlaczego ze swoją każdą radością należy się kierować do wnętrza swojego środka?
Otóż..., ponieważ..., świat komórek materialnych, w swych algorytmach
skończonych kombinacji - chociażby działań neuronów w mózgu - kształtnych form
wizualnych i dotykowych, jest bardzo ograniczony czasem i przestrzenią. To jest
ten główny powód. Inaczej mówiąc: czysta poezja naukowa – dotyk świata,
upokarzający bólem i skończonością zintegrowanego bytu materialnego. A on, jak
praktyka wykazuje, zamyka nam przestrzeń ukochaną otwartych marzeń i tęsknot, co
jest wyłącznie domeną ducha, a nie oczu specjalizujących się w widzeniu: tu i
teraz. Duch, w środku swym, nie do końca świadomy powłoki materii wiszącej nad
nim, dostaje jednak słabiutkie sygnały o całkowitej swobodzie, bez ograniczeń
kwantowo - atomowych. I tu zaczyna się jego cierpienie... Zastanawia się kim u
diabła jest? Skoro tyle w nim przestrzeni i bicia głową w ścianę...? Zachodzi do
siebie, i wnioskuje, że jednak coś mu tu nie pasuje... Dziwne sprzeczności... I
kombinuje z mistyką na końcu, doświadczywszy tylu niezadowoleń i paranoi...
Przeskakuje w system ponad rzeczywistość wizualną zmysłom. Zdziwiony, w swym
obłędzie wrażeń nieodczytanych i pozbawionych ukojenia, doznaje coś w rodzaju
natychmiastowego spełnienia. Spotkał się z możliwościami, swojej, zmęczonej
doznaniami świata - duszy. Doznał dziwnego zrywu w głąb... po prawdziwe kosmosy
przyjemności... Pojął, że nadzieja wiążąca radość z otaczającą rzeczywistością,
krępuje jego możliwości emocjonalne i artystyczne. Jakich, nigdy do tej pory nie
był w stanie wyrazić szczerym zadowoleniem z siebie. A dziś?...kiedy zwrócił swą
uwagę do środka – pojął swój kierunek marzeń spełniających się bez najmniejszego
problemu. Stwierdził, nie oszukując siebie, ile trzeba doświadczyć głupot, aby
doznać niepohamowanej ekspresji duszy - nie szukającej już nigdy własnego
szczęścia, ale sprawiania szczęścia wszystkich innych, prócz własnego, i w tym
zaczyna upatrywać swe szczęście.... Wydawałoby się, że to sprzeczne ze
zmysłami... okazuje się, że tak... Ale może komuś przyjdzie coś innego?... do
głowy? ….
17.07.2015R.
ODWROTNE CYWILIZACJE
Czego najbardziej potrzeba człowiekowi i jego cywilizacji na ziemi, która wcale
nie jest taka różowa, jak nam się zdaje? Otóż, „potrzeba tak niewiele, a nawet
tylko jednego”... - jak to mawiał Mistrz z Nazaretu. Streszczenia się do jednego
aktu, który jest sednem i celem. Tak jak w świecie ekonomii, podatki są tym
samym, co wydatki. Rozdzielone bywają iluzją, połączone są prawdą. To jest jedno
i to samo. A tak wielki hałas wokół nich na świecie. Otóż, wszyscy za wszelką
cenę spodziewają się skoku cywilizacyjnego, jakichś nowych technik zdobywania
kosmosu, darmowej energii, pieniędzy, itd., itd. Ale przecież nie o cywilizację
tu chodzi. Właśnie w cywilizacjach dusze się topią i przestają dążyć do pełni
istnienia. Tak zwany postęp i skoki cywilizacyjne zajmują wszystkich do granic
możliwości, pomijając najważniejsze, to właśnie – „jedno”, wyżej wspomniane. Nic
nikomu nie pomoże, żadna cywilizacja! Odkryję tu coś wstrząsającego, i nikt z
ufologów, i piewców wspaniałych cywilizacji, tudzież bardzo skromnych, się ze
mną nie zgodzi. Ale to nie ma znaczenia. Powiem tak: im wyższy skok, im wyższe
cywilizacje pod względem techniki, intelektu, tym są bardziej oddalone od Celu.
I w tym tkwi cała tajemnica. Im wyżej tym gorzej! Smutne?! Lecz prawdziwe. Widać
to nawet w naszym ziemskim systemie. Im robi się lepiej, - cywilizacja ginie
ostatecznie, i śladu po niej nie widać.. A szczur, jak żył, tak będzie żył
nadal, bez cywilizacji. Luksusy bytowania, nie oznaczają pełni możliwości... Na
wyższych planetach tak samo są problemy, choroby i śmierć. Im bardziej rozwinęli
swoje techniki podtrzymywania życia, tym bardziej odeszli od Oryginału. Wszyscy
zajęci egzystencją, pomijają najważniejsze. I to dzieje się wszędzie, we
wszystkich galaktykach materialnych. Kto nas kontroluje? Słabsi technicznie?
Gorsi intelektualnie? Nie!. Przeciwnie!. Oni wiedzą dużo więcej o materii, mimo
to, dalej są w stanie uśpienia duchowego. Ziemia... dlaczego ona taka cenna...
właśnie dlatego... że tu nic prawie nie wychodzi, a dzięki temu doświadczeniu
klęski, łatwiej nam wzbudzić w sobie płacz duszy i tęsknotę za wiecznym....
Rozwój intelektu nie świadczy o nas dobrze. To raczej skok w przepaść. Wieczność
nie polega na rozumie i algorytmach przetrwania, a nawet na myśleniu, w
znaczeniu ludzkim. Wiedza, ani mądrość tego świata, technika, nie czyni z nas
żadnej ponad czasowej istoty. Przeciwnie. Ucieczka w gąszcz percepcji, tworzenie
różnych matryc rzeczywistości, pogrąża nas powoli w czymś, co nazwałbym -
zapaścią. Widać to już gołym okiem, jak Kosmos staje się niewydolny i
nieprzyjazny, straszny, ziejący grozą z każdej strony. Wyeksploatowany przez
swojego stwórcę... Jedynie uwolnienie się od rozumu ciała, - zmienia wszystko.
Stąd mistycy, kiedy doświadczali wyższej egzystencji duchowej, tracili kontakt z
rzeczywistością, do tego stopnia, że zapominali, jak się nazywają, i gdzie
mieszkają... W ich ujęciu duchowym, planu ponad matrycą subtelnych membran
świadomości bytów wszechświata, nawet prosty dźwięk ulicznego grajka, potrafił
wyzwolić w nich unicestwienie kontaktu z tą rzeczywistością, tu i teraz.., która
już do niczego nie była im w tym momencie potrzebna. W chwili najwyższego
uniesienia, marność rozkoszy ludzkich, w ich odczuciu, była zbyt blada, w
porównaniu z przyjemnościami nieograniczonymi ani czasem, ani praktyką świata
wizualnego.. To tak nawiasem... apropo... św. Teresy św. Avila i św. Jana od
Krzyża z XV wieku, gdzie mistyka miała o wiele większe wzięcie niż dzisiaj...
Stąd podkreślam, - cywilizacja zabija ducha, mimo iż dusza ją tworzyła, w swym
szaleńczym pędzie wizjonerskim. Niepotrzebnie... Skromność i wizja wieczności,
uczyniła by więcej niż wszystkie cuda cywilizacyjne... Więc wcale nie dążmy do
żadnych skoków, dążmy do tego raczej, jak wyzwolić się z materialnego kosmosu...
I co z tego, że podbijemy księżyc? Przecież on już kiedyś był przesunięty ludzką
ręką. I co? Zmieniono przypływy i odpływy. Wiele się dokonało nowego i
twórczego? Nic. Dalej tkwimy w okowach martwoty duszy swojej. Myślenie, to nie
dusza.... Myślenie, to nie neurony przeskakujące w mózgu ciała, i wszystkich
innych organach cielesnych. Przecież, tak naprawdę nie myśli się mózgiem. Nawet,
gdyby się go nie posiadało w czaszce, - i tak się myśli... Więc, po co skakać z
cywilizacji do cywilizacji, z planety na planetę? Przecież, nas tu nie powinno w
ogóle być!!! Do cholery....! Chyba, że ktoś lubi śmierć i troski dnia
codziennego, spanie i ciężkie budzenie się rano - to tylko pozostaje. Warto dla
chwilki przyjemności, zawalić sobie wieczną przyjemność? Ale....ale....
powoli.... spokojnie... po milionach lat, każda dusza do tego dotrze. Drogą
bardzo okrężną, ale dotrze...Uch... jakie szczęście..., że jednak nie jest tak
najgorzej.... Zatem, póki co...sięgajmy po najwyższą wiedzę, a ona jest tylko w
jednym.... - cieszyć się i jednocześnie płakać... Łzy - to najwyższy stan
wiedzy... w nich zawarta jest cała tajemnica upadającego świata i wznoszącej się
w nas iskierki wiecznego szczęścia. No, dałem czadu... Jeśli już... to gaz do
dechy... a jak....! Posmakuj już dziś „Moralnego Niepokoju”, to tak bawi... I na
koniec. Zamiast kląć na okrągło..., zacznij chwalić, zwłaszcza innych, u których
się źle dzieje... Pocieszanie niszczy światy ciemności... Nie? No może i nie.
Ale spróbuj choć raz, a potem pogadamy... czy to zgodne z obietnicą... Nie wiem,
może się mylę... Tu Cię gniecie, tam Cię swędzi... wiem bo i mnie tak samo...
jednak skocz w ten nieogarniony ocean... Ryzyko jest wyzwalające.... adrenalina
jeszcze bardziej... Pokaż, że nie umiesz się buntować... Wszak poprzez
niezadowolenie, powstały wszechświaty utopijne... Ale, już tak na sam koniec....
wypij kielich wódki, bo inaczej załamiesz ręce... tak to jest niesamowite i
ciekawe... I nie zapominaj.... dzięki atramentowi, możesz pocieszyć wiele bytów,
które, nawet sobie nie zdajesz z tego sprawy, jak liczą na Twoje streszczenie..
29.07.2015R.
MISTYKA – ŹRÓDŁO WIECZNEJ PRZYJEMNOŚCI
Ekstaza to bardzo wzniosłe uczucie, doznanie, przeżycie dla duszy. Mistycy, nie
tylko katoliccy, gdy osiągnęli dużo miłości – często doznawali jej oczarowania
ekstatycznego. A Bóg, jak wiemy, jest Miłością. W ekstazie dusza wkracza w inny
wymiar. Zmysły ciała są wyłączone, choć życie nadal jest podtrzymywane. W życiu
zwyczajnym, ziemskim, dusza włożona do ciała, pragnie tylko i wyłącznie ekstaz
miłości. Ale niestety, z ciałem ten numer nie wychodzi... Zmysły tamują rozkosz
z wyższych sfer. Dusza kuleje w rozkoszy, kiedy korzysta z zamiennika - zmysłów.
Owszem, zmysły wyrażają duchowy akt, i przypominają najwyższe życie duszy. Lecz
czynią to w bardzo ograniczonym zakresie. Dlatego lubimy pieszczoty, zapachy,
smaki, a najbardziej orgazm, który jest najwyższą przyjemnością ludzką,
przypominającą duchową ekstazę duszy. W wymiarze ziemskim, przeżycie duszy da
się porównać do orgazmu ciała w czasie rozkoszy cielesnej. Owszem, jakościowo są
to zupełnie inne doznania, ale i w ciele i w duszy - jest ekstaza. Dlaczego np.
wszystkie filmy erotyczne na początku wciągają, są ekscytujące, ale już za
chwilę stają się nudne? Właśnie dlatego, że zmysły ludzkie nie są w stanie
przedłużyć oczekiwań duszy. Podobnie jest z narkotykami, alkoholem, nikotyną,
grami komputerowymi, portalami społecznościowymi, blogami, karierą, polityką,
altruizmem, bezinteresownością, religijnością, itp... Wszystko szybko się nudzi.
Nawet msza w kościele. Używki i rozrywka dla zmysłów mają jeden cel: dać odlot
za czym tęskni dusza. Lecz dusza chce długo, i o wiele wyższych doznań, niż mogą
dać zaloty, pieszczoty, narkotyki, itp.. Dlaczego ludzie się upijają,
narkotyzują, lub uciekają w wir pracy? Bo mają dość swych ograniczonych zmysłów
i kłopotów z nimi związanych, jak np.: zmęczenie, nieudolność, cierpienie,
stres, pustka... A tak nawiasem: praca, polityka, władza, pisarstwo, sztuka,
twórczość, to forma bardzo mocnego narkotyku, ale innego typu. Obowiązkowość czy
nadopiekuńczość, tak samo. Każdy pragnie sobie ulżyć, na różny sposób: harmonią,
pieniądzem, lub przyjemnościami ciała. Zmysły i umysł nie cierpią pustki, więc
pozostaje przyjemność za wszelką cenę... by było ciekawiej, perwersyjnie,
spokojnie, błogo, z poczuciem spełnienia. I dalej... Dlaczego ludzie chodzą do
domów publicznych? To samo... Bo chcą doświadczyć pragnień duszy, nawet o tym
nie wiedząc. Idą za przyjemnościami zmysłów, a one są połączone zawsze z duszą.
Lecz jak wiemy z doświadczenia i obserwacji, wyrażanie swoich pragnień i tęsknot
poprzez widoczne zmysły ciała, jest wstydliwe w obecności innych, narażone na
śmiech, a nawet oburzenie. Dlaczego? Bo ego jest jeszcze w nas tak silne, że
zazdrości przyjemności innym. Gdy np. ktoś się upije i jest mu dobrze na duszy,
inni potrafią go za to skopać, właśnie dlatego że on się dobrze czuje. Albo
przyjdzie obcy i podrywa dziewczyny, lokalni tubylcy mu nie odpuszczą, pokażą mu
gdzie pieprz rośnie.., itd...itd...Taka jest ta zazdrość... Zazdrość z powodu
komfortu, czy nie komfortu, zazdrość z powodu brzydoty czy piękna. W przypadku
piękna zazdrość o wyłączność, brzydota – wściekłość za brak kształtów i
zmarszczki, nie akceptacja, bo nie widzi w swoich zmysłach poczucia zadowolenia.
Gdyby dusza nie posiadała skazy egoizmu, nie rozróżniała by dobra i piękna. Lecz
jedynie była otwarta na boską przygodę. A tak, to jest jak jest... Lecz to, o
czym tu mówię, dotyczy ziemskiego życia..., Tam... są już wszyscy piękni i
młodzi. Ale... idąc dalej tym ludzkim, egoistycznym nurtem odczuwania... To, nie
daj Boże! Gdyby przykładne katolickie małżeństwo, kochało się fizycznie na
chodniku - zaraz oburzenie i potępienie...! Albo, masturbowanie się na mównicy
sejmowej, lub gdziekolwiek publicznie. Skandal nad skandale...! Lecz, gdy z tej
samej mównicy, w celach egoistycznych, robi sobie przyjemność obgadując i
krytykując innych, to się nic nie dzieje, jakoś. A jak kamera przyłapie polityka
na rozpuście - traci swój mandat. I tak to z tymi zmysłami jest. Niewygodne, i
mało praktyczne w użyciu. Lepiej więc mistycznie dążyć do Boga, poza ludzkimi
oczyma. Dusza, pomimo skandali jakie mogą się jej przydarzyć, aż piszczy z
tęsknoty za ekstazą, mimo niedomagań ciała, starości i chorób. Dusza dziecka
wyrazi to w szaleńczych zabawach bez końca. A oczy innych będą się z tego
śmiały, choć podobne mają pragnienia.... W zaciszu, pod osłoną, robią dokładnie
to samo. Przejawem tęsknoty duszy za zjednoczeniem się z oryginalną miłością,
jest również: podziwianie przyrody, komfort życia, bogactwo, władza, sztuka,
erotyka, muzyka, kasyna, samotność, pracoholizm, wykształcenie, biznes, życie
klasztorne, kapłaństwo, sport, rywalizacja, a nawet wojny - są wyrazem tęsknot
duszy za Celem wiecznym.. Tak właśnie to pragnienie duszy, może się wyrażać....
Czasem bardzo nietypowo.. Dusza przygłuszona ciałem, czy też nie, nie potrafi w
zasadzie nic innego.., tylko kochać ze wszystkich swych sił. I takie to są jej
odwieczne tęsknoty i kłopoty, od kiedy znalazła się w świecie materialnym. Warto
zdać sobie z tego sprawę, kto np. ostatecznie zgarnia całą pulę rozkoszy
cielesnych? No..? Dusza! Ciało samo w sobie jest martwe. Ożywia je dusza. A kto
zgarnia przyjemność duszy? No..? Bóg! Który sam te dusze zaprojektował... dla
wiecznej zabawy. Czasem zdarzają się pośrednicy, co kradną tę energię, przyjazną
zmysłom. Ale odbiorcą wiekuistych igraszek duszy, jest sam Bóg. Wspominała o tym
św. Teresa z Avila ( Doktor Kościoła ) w swoich pismach. Kiedy widziała Jezusa
fizycznie, bo i tak, czasem, do niej przychodził, rzekł jej: Masz się zachowywać
tak, jakbyś była Moją żoną. Wiadomo, co się mogło dziać w średniowieczu za takie
wyznanie... mało nie spalono jej na stosie. Wszystkie jej duchowe poezje, zawsze
są osobowe i tęskniące po ludzku, za Wiecznym Księciem Miłości... - Kochankiem
Tajemniczym od doprowadzania duszy do ekstaz. Co zatem, z tymi zmysłami ma się
dziać, z którymi jesteśmy zrośnięci, jak głowa z szyją? Trzeba z nich korzystać,
ale odnosić je zawsze do duszy, jako właściciela ciała. I ostatecznie do Boga.
Czasem robimy to w sposób naturalny, kiedy ciało doznaje ekstazy, najczęściej
mówimy: o Jezu..., o Boże..., jak mi dobrze..., jaki jestem szczęśliwy...,
dziękuję..., ale dlaczego tak krótko to trwało..! Do takiego przeżycia może
doprowadzić również zapach kwiatów, perfumy, picie kakaa z masłem i miodem,
spacer, jazda samochodem... i wiele innych... nawet cierpienie..., wszystko...,
jeśli odkryjemy tajemnicę ciała i duszy. Za pomocą ciała, jego ekstaz, można
szybko zbliżać się do Celu Najwyższego – do ekstazy duszy z Bogiem. I życie i
śmierć - wszystko służy jednemu Celowi – Ekstazie. Inaczej mówiąc: zjednoczeniu
się z Wieczną Miłością. Nigdy nie uciekniesz od ciała, gdyż twoja dusza jest
jakby nim samym. Zabranianie ciału przyjemności jedzenia, picia, wąchania,
dotykania, widzenia, - to zabranianie duszy przypominania sobie o Bogu i
wiecznym szczęściu. Dróg do tego celu w historii, chwytano się różnych.
Począwszy od zwykłego życia, filozofii, rozwiązłości, aż do kastracji, pokuty,
biczowania, celibatu. Zagadka z tym związana, była i jest, ale jak w każdej
epoce, znalazło się wielu, co potrafiło ją rozwiązać. Byli nimi autentyczni
mistycy. Wielcy znawcy duszy i zmysłów.
Na koniec powiem tak, gdyby ktoś miał pewne wątpliwości, jak to rozumieć, więc:
grzech jednego człowieka, przykładowo będzie kosztował 100 zł, ten sam grzech,
innego człowieka tylko już 50 zł, ten sam grzech jeszcze innego człowieka już
nic nie będzie kosztował. Wszystko zależy od zrozumienia istoty rzeczy. I na
tyle jesteśmy spokojni i szczęśliwi, na ile przerobimy to w sobie ze
zrozumieniem. Jeden widzi grzech, inny będzie tym samym, chwalił Boga. I to jest
ta zagadka i zarazem rozwój. Zakończę tak, aby nie było za wesoło: ciało ludzkie
jest więzieniem duszy. Nigdy, aż do śmierci, nie dosięgnie tych przestrzeni, co
dać może dusza, wyposażona już w nie ludzkie, a niebiańskie ciało, które jest,
ale nie mamy do niego obecnie dostępu. No tak, ale znów powstaje pytanie, czy to
niebiańskie ciało ma płeć? Oczywiście, że ma. Lecz to jest aspekt męski lub
żeński danej duszy. Każda dusza ma w sobie chęć podobania się innym, więc to
przyciąganie jest zagwarantowane odmiennością aspektów duszy. To tyle, tym
razem, na pociechę... „Czy jecie, czy pijecie, czy cokolwiek innego czynicie,
wszystko na chwałę Bożą czyńcie” - św. Paweł. I To jest ta mądra puenta...
01.08.2015R.
BOŻE, NAWRÓĆ SIĘ
Nagadałeś, Boże, w historii, ludziom tyle głupot o życiu..., w tych swoich
pisemkach... i jakichś nawiedzonych prorokach, wymyślonych na poczekaniu, że aż
się śmiać z tego chce... Ha..ha..ha... Hi..hi..hi... Jedynie, co Ci się udało,
to Jezus i jego Matka. Reszta do spalenia razem z ewangeliami. To, co w nich
nagryzmolili, to nawet do spalenia się nie nadaje. Szkoda zapałki. I Ty, jeśli
jesteś na tyle inteligentny, to o tym dobrze wiesz. Co Ci będę tłumaczył....
Zapraszam Cię, Boże, do lokalu na lampkę dobrego wina, i na spokojnie Ci
wszystko, po kolei wytłumaczę - jeśli do Ciebie to jeszcze nie dociera. Wydaje
mi się, że masz braki w edukacji... na wagary się chodziło? Przyznam... mnie się
też zdarzało i to często. Ale Tobie? Widać... nie jesteś lepszy ode mnie.
Niestety, Boże, lufa z historii i filozofii bytu. Bierz więc czym prędzej
wszystko na tapetę. Przemyśl na nowo, i podejmij odpowiedzialność, jak na Faceta
przystało!!! Nie bądź sierotą i niedołęgą... Masz szczęście, że mnie znasz.
Jesteś jeszcze taki młody i masz prawo do błędów. Wiem kim jesteś, bo mieszkamy
obok siebie. Mimo wszystko, żal mi Ciebie... tak zwyczajnie. Odkręć więc te
głupoty, póki czas, i to jak najszybciej, abyś całkiem nie został zapomniany...
- tu na Ziemi. Nie ulegaj fanatykom... Dobrze Ci radze, Boże. Jestem łagodnym i
wyrozumiałym prokuratorem... Właściwie Twoim obrońcą, ale tego nie wiesz...
Często się spotykamy, więc trochę Cię znam. Wiem jakie masz słabości...
Wolność... to Twój dylemat. Przez nią pomieszało Ci się wszystko. Ale ja Ci
pomogę... Mówię szczerze... jako Twój dobry znajomy... Posłuchaj chociaż raz
mądrzejszego od siebie... a wyjdziesz z tego z twarzą... Damy radę... Nie chcę
od Ciebie żadnej łapówki... umiem się dzielić... znamy się... więc nie ma
problemu.... tylko się nie wycofaj, Boże... bo zrobisz mi numer i ja potem będę
miał kłopoty u swojego Szefa... Więc jak będzie...? Dobrze...? Ok.
11.08.2015R.
MISTYKA OCZAROWAŃ
Dzisiaj, w dobie wolności dusz, łatwiej nam zrozumieć mistykę piewców takich
jak, np.: św Franciszek z Asyżu, św, Klara, św. Teresa z Avila, św. Jan od
Krzyża. Łatwiej jest nam ocenić przyczynę ich wielkiej Miłości. Niewątpliwie,
prawie wszystko zostało wylukrowane i ocenzurowane z ich życia, podobnie jak z
życia innych świętych mistycznych cudownych Par zaślubionych sobie węzłem
Oczarowań. Mam tu na myśli szczególnie św. Teresę z Awila i św. Jana od Krzyża.,
którzy szli podobną drogą.. Można spokojnie ocenić, że było nieco inaczej, a
nawet bardzo inaczej, niż podają to kroniki, a nawet ich osobiste wspomnienia
musiały zostać odpowiednio pisane i korektorska ręką cenzury, opatrzone.. W
tamtym czasie wszystko, co ludzkie nie miało przyzwolenia, więc utajniano. Taka
była moda na zaganianie wszystkich pod ścianę. Tymczasem zapomniano o tym, że
istnieje boska gra pomiędzy duszą męską i żeńską, i że to się dzieje w Niebie i
na ziemi. Stąd następowały te wybuchy miłości pomiędzy nimi. Franciszka i Klarę
powiązał wielki ogień, dzięki niemu ich życie miało później smak wyłącznie
duchowy. Franciszek, który bardzo kochał Klarę, porwał ją jako 16 letnią
dziewczynę z jej domu rodzinnego. Okazał się wielkim Księciem romantycznym.
Widział w Klarze swoje cudo, z którym będzie mógł rozmawiać i płonąć miłosnymi
emocjami, dla wydobycia ze swojej duszy, najpiękniejszej Miłości do Boga. Gdyby
nie ich związek, najpierw ludzką miłością owiany, a później już tylko boską, nie
było by takiego szaleńca na tym świecie, jakim się stał. Porzucił wszystko,
bogactwo, karierę, pieniądze, świat, by go pokochać na nowo, ale już inną
miłością, delikatną, wycofaną. Tak właśnie wychowała Franciszka miłość do Klary,
Epokowa historia romantycznej i mistycznej miłości. Łatwiej nam zrozumieć św.
Jana od Krzyża, największego mistyka i psychologa ludzkiego ciała i duszy, który
porównywalnie do Franciszka, pokochał św, Teresę z Avila, stawszy się jego
największą miłością na ziemi. Dzięki niej, obie pary świętych oblubienic i
oblubieńców, odkryli skarby miłości mistycznej, łączącą miłość ludzką z miłością
Nieba. Jedna i druga para, śpiewali nieustannie swoje serenady miłosne w jedną i
drugą stronę, dla siebie samych i Miłości Niepojętej – wewnętrznej... Na koniec
jeszcze taka ciekawostka z zakresu miłosnej miłości, od ciała do duszy: Kiedy
św. Jan chorował, źle się czuł. Poprosił więc kolegów, aby sprowadzili
muzykantów, by pocieszyć jego strapione ciało. Kiedy kapela uliczna zaczęła grać
przy jego łóżku swoje kawałki, Janowi stało się przyjemniej, a po chwili wpadł w
wysoką ekstazę... Kiedy św Teresa, pomyślała tylko o miłości, częstokroć wpadała
w ekstazy łącznie z lewitacją. A kiedy pewnego razu zobaczyła Jezusa, powiedział
jej: „masz się zachowywać i żyć jakbyś była moją żoną”, ja bym to zamienił na –
„boską kochankę”. Duchowe zaślubiny właśnie to oznaczają. Akurat w jej pismach
pozostawiono to zdarzenie i można o tym przeczytać. Zdarzało się i tak w
historiach miłosnej mistyki, że niektórzy dostawali na palcu pierścionek, jako
znak miłości. Nie był on widoczny dla ogółu, jedynie dla zakochanej duszy, jako
sekret duchowej rozkoszy. Są takie opisy... Zranienia miłością nieraz były tak
wielkie u niektórych mistyków, że nawet dostawali stygmatów, ( np:. Franciszek z
Asyżu pod koniec swego życia (zm. mając 45 l) na znak zakochanej w romantycznej
miłości Boga, wyrażonej również w życiu Jezusa, poprzez końcowe jego wnioski:
Miłości Boga i Bliźniego.. oddanej i przywiązanej do wewnętrznej Mistyki
Miłości. Trzeba powrotu do średniowiecza, ale tylko w znaczeniu odczuć miłości i
pełnego wachlarzu romantyki mistycznej. Doznać ich wiedzy, jak oni rozumieli
stan zmysłowego ciała i stan zmysłowej duszy, co ich pobudzało do tak wielkiego
żaru pragnień do Boga. Zrozumieć ich wewnętrzne emocje i rozterki związane z
formami skrystalizowanej miłości zmysłowej, i zrozumieć ich żar miłości do form
pozacielesnych, wyższych o wiele niż zmysły ciała. Warto do tego powrócić, bo to
dotyczy tak samo każdego człowieka żyjącego tu i teraz, w tej dobie techniki i
postępu. Powinniśmy dla naszego ukojenia duszy i ciała, powrócić myślą do
romantyki mistycznej, tak jej dzisiaj brakuje... Słowa, słowa, puste słowa
jedynie słychać, filozofia, która duszy nigdy nie rozgrzeje, łączenie różnych
sloganów, skojarzeń słów, by kogoś zaskoczyć, że jest się lepszym od innych...To
wszystko jest za słabe, za suche, by nawilżyć bezkresem miłości naszą duszę...
Szukać trzeba poprzez miłość ludzką, miłości mistycznej, i tylko na niej się
skupić. Wtedy nic już nam nie zagrozi. Będziemy mogli kochać wszystkich Aniołów
Boga, jak i on to czyni. Zatem nie mamy nic do zrobienia, ani do stracenia, jak
Bóg. Jedynie kochać i płonąć z tej miłości, uwielbiając jej różne boskie,
nieskończone, a ciągle zmieniające się formy. Których cechę możemy odczuć, jako
płynna, szalenie atrakcyjna i barwna forma bez formy... Czy średniowiecze nie
jest piękne...? Rycerskie i Romantyczne...? Jeśli dziś chcesz być mistykiem, nie
wolno ci niczego przegapić i mieć oczy szeroko zamknięte, uśmiechem, przyjaźnią
i zadumionym uwielbieniem...
12.08.2015R.
GENETYKA ANIOŁÓW
Świat materialny, to ciekawa i czasem wykańczająca gra pomiędzy Bogiem a jego
partnerami - Aniołami, których sobie sam w końcu wymyślił, bo istniejemy....
Jako ciała jesteśmy wytworem „genetyki obcych, no, tych niepokornych aniołów” -
bardzo wykształconych w tworzeniu światów i ich podtrzymywania, za wszelką cenę.
A dusze nasze – iskry boskie? jak zresztą i tamtych niepokornych naukowców,
również stworzył, co by nie powiedzieć – ten sam Bóg. Reszta to gra i chodzi
oto, by miłością jakąkolwiek... przywrócić blask tej duszy. Techniką, ani
pobożnością tradycyjną, dzisiejszą, nie da się tego uczynić. Trzeba patrzeć na
fenomen ducha z wszystkich stron jednocześnie, ogarniać siebie, by zdecydowanie
i na pewniaka, oszukiwać genetyków kosmosu (innych naszych przyjaciół – aniołów,
którzy poddali się twórczości marniejącej, przemijającej). Nie ma innego
sposobu: tylko miłością można ich oszukać i zwieść w pole..., a jednocześnie
zachęcić do spuszczenia z tonu, ze swoich eksperymentów przyrodniczych... Brak
miłości, to znak, że oni jeszcze tu rządzą... Odkrycie Miłości na świecie, jest
triumfem zaciekawienia i naszych tęsknot..., którzy w końcu oderwaliśmy się od
nauki i doświadczeń, a podążamy, z trudem i lekko jednocześnie - ku Światłości.
Obyśmy jak najwięcej tęsknili... tworzyli poezję wokół niej, malowali obrazy
pokazujące piękno, tworzyli muzykę łamiącą serca - wtedy będzie więcej dobra i
miłości, a jednocześnie mniej nauki i techniki, która nawet z najmniejszym
poruszeniem ducha - nie ma nic wspólnego. Kiedy Stworzyciele galaktyk to
zrozumieją? Oby szybciej, niż później... bo wszyscy tu zwariujemy, choćby od
tych upałów...
13.08.2015R.
MISTYCZNE NIEKONWENANSE
Proszę, bez żadnej najmniejszej obrazy..., i abyście nie widzieli mnie w złym
świetle, bo taki nie jestem. Mam dobre serce i nastawione do wszystkich Aniołów
jednakowo. Ale zdarza się, iż, niektórzy przybierają pozę niesympatyczną. Nic na
to nie poradzę... Mnie się niestety też to zdarza... raczej z nieopanowania
chwili. Piszę szczerze i od serca..., a mówię, jak jest.... Nie wszystko jest
mną - tylko część. Prawdą jest, że „najgorsze” chwilami, mąci mój spokój...
Piszę do serc, których nie znam i już nigdy nie poznam, ale i do tych, które
zdążyłem musnąć swoimi myślami i uczuciem ciepłej, zalotnej i frywolnej
Mistyki... - posłuchajcie mych praktycznych wynurzeń... Czasem jest taki spadek
energii psychiczno-fizycznej, że jedynie ponarzekanie, płacz, skomlenie - może
ją przywrócić. Mało tego, trzeba nawet poprzeklinać rubasznie i to ostro..., ale
jedynie na papierze, pisząc np. 20 przekleństw, i potem je oczywiście spalić, by
nikt nie widział tych „zbawczych” bezeceństw. W tym przypadku są to słowa
„ocalenia”... uwalniające od zgryzot spowodowanych mało wytłumaczalną tajemnicą
naszej egzystencji... A dodatkowo, jeśli nie wypijesz pół butelki wina, to po
prostu jesteś wrakiem.... Nie uwierzycie, a jest to w książkach... największy
stygmatyk Ojciec Pio, który nosił stygmaty przez 50 lat, a dodam, że był
wyjątkowym fenomenem..., np.: nie pozwolił fotografom z całego świata
przyjeżdżających, by udokumentować go poprzez fotografię. Dlatego z tego okresu
praktycznie nie ma żadnych zdjęć. Co to znaczy? A no to, że kiedy klisze
wywoływano, były zwyczajnie puste. I tak przez 50 lat. Dopiero pod
posłuszeństwem, kiedy przełożeni nakazali mu, by dał się fotografować - zdjęcia
zaczęły wychodzić. Stąd jego stygmaty są widoczne na fotografiach dopiero pod
koniec jego życia. I chyba jest jedno zdjęcie z młodości. Ale by nie stracić
wątku: to właśnie ten największy stygmatyk na świecie, w swojej celi miewał przy
drzwiach butelkę piwa. Chętnych częstował po łyku i sam wypijał łyczka, w
najgorszych chwilach. A propo płci pięknej..., tłumy kobiet zawsze wokół niego
się kręciły, gdyż wyczuwały w nim nieziemską, romantyczno-mistyczną Miłość.
Nawet mówiono, że z nimi się kocha. Szkoda, że tylko mówiono... (duchowo na
pewno to robił) Skoro Jezus rzekł św. Teresie z Avila, (Mistyczny Doktor
Kościoła, XV wiek) że powinna być jego kochanką i tak się zachowywać jak
kochanka? (żona?) - to jak może być u Jego naśladowców? Inaczej? Już nie wspomnę
o darze bilokacji O. Pio. Widziano go np. w 5 miejscach jednocześnie. Więc życie
jest bardziej kolorowe niż niektórym filozof-zjologom się mogło nawet
przyśnić... Kochajmy łagodnie, ale czasem trzeba sobie ulżyć, by przeżyć
normalnie do jutra. Taka jest moja konkluzja końcowa. A teraz biorę długopis i
kawałek kartki... By jutro był lepszy dzień...
15.08.2015
MISTYK NIEGRZECZNY
Pamiętaj, każdy mistyk historyczny i współczesny, jest niezwykle wrażliwy,
nerwowy, spokojny i seksowny jednocześnie. A powodem jest to, iż stara się
ogarnąć i zrozumieć swoje namiętności cielesne i duchowe. Stara się ile tylko
może, dając z siebie sto procent mocy, ile „fabryka dała”, by ogarnąć wszystko w
jednym punkcie swojej świadomości. To ci szaleńcy, rajdowcy amatorzy, ścigacze
myśli i emocji, którzy ryzykują wszystkim - stają się mistykami. I z powodu tych
rajdów zamieszania i poszukiwań, szybkich i niezwłocznych, często wymuszonych
przez nerwowość i niecierpliwość odpowiedzi - wszystko się na nich często wali,
a jednocześnie wybucha miłość po same Niebo. Zatem, nie jest łatwo być mistykiem
serca i filozofii bytu. Kosztuje to dużo wahań, załamań, depresji, bezradności,
irytacji, a z drugiej strony wiele pocieszeń, przyjemności i wzlotów do
rozkosznych komnat - na Ciebie oczekujących od powstania świata. Mistycy, wolą
coś robić, często „nagrzeszyć”, być „skurczybykami, samcami / sukami”, czasem
zwykłą świnią, żeby spróbować wszystkiego. By w nagrodę za te szaleństwa,
sięgnąć po najlepsze wypieki doznań Miłosnych, Mistycznych. Ryzykują wiele, ale
i zyskują Najwyższe Piękno... Tacy byli, tacy są i tacy będą. Bo innej drogi do
sukcesu nie ma. Szybko więc zakładaj chłodny kompres na głowę, w razie
przegrzania mózgu, i o od dziś chciej wskoczyć w burzliwy nurt Mistyki. Wielki
Mistyk to poznał już 2000 lat temu, stąd jego słowa: „Nie przyszedłem przynieś
pokoju, ale miecz, ...Królestwo Niebieskie zdobywa się gwałtem”. Mówię dla
nieuważnych, aby potem nie było... ta pełna schodów i kłód pod nogami droga,
jest wyłącznie dla odważnych i zdeterminowanych, właściwie można powiedzieć -
„psychicznie chorych”... Ale, zapewniam Was - jest słodka... mimo wszystko...I
warto spróbować. Jeśli chcesz zainwestować w siebie i swoją nieskończoną
przyszłość, Twój najlepszy wybór to: zostać „szalonym mistykiem”... E...,
poprawka: szalonym i zawadiackim mistykiem... Spec od spraw sercowych i
umysłowych... I jeszcze Ci coś w sekrecie dopowiem, jak zostaniesz już nim -
poczniesz często pod nosem kląć... na siebie i na ten galaktyczny, bezradny
świat. Zobaczysz, że tak będzie. W pewnym momencie zaczniesz biczować siebie i
wszystkie federacje galaktyczne, za to, że nic jeszcze nie zrozumieli,
podtrzymując politycznie ten świat. A przecież tak nie wiele potrzeba, by zdobyć
Niebo - jak powiedział Jezus: tylko jednego - Miłości szalonej...
bezinteresownej, szczerej, spontanicznej, bez fajerwerków wiedzy, bez praw i
reguł, sztucznie wykreowanych przez uzdolnione i gruntownie wykształcone EGO.
Pokonaj go konieczni już dziś, i zostań samą Miłością w Mistycznym dotyku
ciała... Bo cobyś nie wykombinował, dusza z czegoś jest, nie jest mgiełką...,
jest Ciałem. Duch jest Ciałem, jakkolwiek to rozumiesz... No, ale dałem ciała...
burza mózgów się szykuje... i dobrze...
16.08.2015
SUBSTANCJA MIŁOŚCI
Dzięki trudom, buntom, pytaniom bez odpowiedzi – możesz poznać cały
świat. Pytał będziesz również innych, ale kogo byś nie spytał: księdza,
kardynała czy guru, czy jakiegoś specjalistę ezoteryka, każdy powie
inaczej, coś z reguły odmiennego. Dlatego zostajesz sam. A to oznacza,
że niebo dla każdego znaczy, co innego. I nie można czynić dogmatów, ani
ich projekcji ze względu na doświadczenia, czy o ocierającą się o nas
falę przekonań, swoich i zewnętrznych. Dogmaty usztywniają nasze
potrzeby otwarcia... Uważam, że jedynie czysta substancja miłości
wyjaśnia wszystko. Ona rozszarpuje duszę, ducha, na strzępy zapomnienia
i nieistnienia. Rozszarpuje ducha z wszelkiej dumy z siebie i powabów
wiedzy okolicznościowej. Miłość zmienia wszystko!. Kto jej jeszcze nie
doświadcza, walczył będzie o względy ego, przekonania z czytelni
książek, i haniebne samopoznanie, które buduje niepostrzeżenie cielca
samochwalstwa i znajomości odpowiedzi na wszystko. Ta substancja -
Malutka Miłość - niszczy wszystko, co ludzkie i co duchowe pozostawiając
po sobie zgliszcza, na których już nie wyrośnie najmniejsza roślinka
pychy duchowej. Gdyż pod pokrywką ducha, mieści się smród wszelkiego
rodzaju wglądów w niego. Tymczasem Niebo jest poza sferą ducha, jest w
Sercu Miłości, ponieważ ona jest wszystkim, co mamy najprawdziwszego.
Zostać samą Miłością, a nie duchem - było tęsknotą mistyków. Miłość więc
wszystko czyści i usuwa na zawsze, co nie jest nią. Zniszczy nawet
zdrowie, jeśli ono jest powodem pychy duszy, niszczy wszystko, co się
jej sprzeciwia. W każdej sytuacji chce pozostać Najpiękniejszą Królową
Serc. Zostaje tylko Ona, jako prawdziwe Ciało Dobra Najwyższego. Czasem,
dla pozoru, każe się i jej wyrzec, aby potem zatriumfować jeszcze
bardziej w Sercu Świadomości. Ona jest tą kropelką, w której rozpływasz
się, nawilżasz, by indywidualnie stać się następną kropelką Miłości, aby
Niebo mogło trwać wiecznie w Oceanie Rozkoszy. Stąd nawet jest
powiedziane: „Przede wszystkim miejcie wytrwałą miłość jedni ku drugim,
( tu na ziemi) bo miłość zakrywa wiele...”.
cdn |