Strona główna SMN

Ks. prof. dr habilitowany
Włodzimierz Sedlak

Ks. W. Sedlak - biografia
Wszystko musi mieć początek
Syzyfa wcielenie drugie
Homo wchodzi na taśmę
Ewol. wyselekcjonowanie
Człowiek a kwant
Analiza układu bioelektr...
Zakręt ewolucji człowieka
Człowiek przyspiesza rozwój
Centralne sterowanie
Działanie na układ scalony
Homo electronicus...
Przyszły świat homo electr...
Czytelność modelu homo el..
Antropologia od podstaw
Futorologia całkiem inaczej
Homo cosmicus
Electronicus lustruje horyzon
Oto homo zwany electron...
Post Homo

Technologia Ewangelii

Technologia Ewangelii
Wiosna
Lato
Jesień
Jesienny zbiór
Zimowy zmierzch objawienia
W Ewangelii zawsze dziś

Opracowanie Ks. Sobocza

Uwarunkowania życia
Bioelektroniczny model
Implikacje metodologiczno...

Wspomnienie Srokowskiego

Pamiątkowy Kamień Sedlaka
Fundacja im x. Siedlaka

 

SM

Oto homo zwany electronicus

„Homo electronicus jest człowiekiem nadziei życia, nie defetyzmu umierania. Tylko struktury biologiczne podlegają procesowi umierania i jako masa wracają w chemiczny obieg pierwiastków. Ale on pragnie nieśmiertelności myśli i dzieł, pragnie nieśmiertelnej świadomości. Bioplazma zanurzona startowym krańcem w otchłań pięciu miliardów lat jest dla niego początkiem, który pragnie instynktem plazmowego serca rozciągnąć w trwanie na dalsze pięć miliardów lat. Electronicus pragnie wielki krąg trwania zamknąć w ustawicznej rotacji jego świadomości. Jeśli świadomość jest energią, i to elektromagnetyczną, to indywidualność electronicusa, zamknięta w charakterystykę pasma zachowania energii i pędu, jest nieśmiertelna.”

Prezentacja jest od dawna przyjętą formą nawiązywania stosunków towarzyskich i wielu innych. Podaje się do wiadomości nazwisko, dawniej "zawołanie", czyli herb, obecnie czasem wysokość konta bankowego, tytuły naukowe, zawodowe, a przy ubieganiu się o pracę czy wstęp na studia - również walory zdrowia i normy psychiczne tudzież moralno-społeczne.

Wypadałoby więc zaprezentować Homo electronicus, a zwłaszcza jego najistotniejsze podstawy - kwantowe. Ponieważ strona kwantowych odniesień jest podstawą życia nawet w najdalej od mózgu odsuniętej komórce czy drobinie białka, kwantowy fundament Homo electronicus - stanowi istotny czynnik życia w jego najdrobniejszych wymiarach. Prezentacja od tej strony nie jest grzecznościową formą towarzyską, lecz wyjawieniem, czym się w ogóle jest, jeśli już znalazło się w klasie materii ożywionej, która doszła do etapu człowieka.

Wszystkie wymienione historyczne i współczesne formy prezentacji stają się niedorzeczne w jedynym przypadku - jeśli kwantowe podstawy odmówią sprzężenia procesów elektronicznych z metabolizmem. Wówczas tytuł najwyższy - człowiek - przestaje być adekwatny. Poprawnie należałoby wtedy powiedzieć - były człowiek.

Electronicus przeprasza za zawód, jeśli wyzna, że jest taki sam, jak wszyscy ludzie; taki sam, lecz jednocześnie odmienny, choć nie różni się ani anatomią i fizjologią, ani histologią i cytologią, ani biochemią. Niestety, jest bardzo niedyskretny, jak nieznośny pasażer statku, który trafił wreszcie do maszynowni, gdzie odstrasza umieszczony przez przyrodę napis: "Wstęp wzbroniony". Zna ten zakaz, widział go w czasopismach popularnonaukowych i fachowych, wbijały mu go do głowy podręczniki akademickie i profesorskie wykłady, uczył się go do egzaminów i ... złamał go, niesubordynowany.

Nie jest anarchistą z usposobienia, ale skoro największe odkrycia dokonywały się często za cenę nieposłuszeństwa nawet bogom, skoro odkrycie największe - własnego człowieczeństwa - dokonało się w pełni również wskutek nieposłuszeństwa, o czym donosi biblijny przekaz, to po niewielkim wahaniu electronicus zaryzykował wdarcie się tam, gdzie przyroda podobno, a uczeni na pewno umieścili ów napis zakazujący wstępu.

Nie ulega kwestii, że psychologiczna geneza electronicusa jest wynikiem nieposłuszeństwa wobec najwznioślejszych systemów, naukowych, tym razem biochemicznego schematu w naukach o życiu. Biochemicznemu schematowi życia należało dorobić jedynie elektroniczne podstawy, gdyż mimo wszystko był zawieszony w powietrzu jako system, brakowało mu kwantowego wymiaru, by stanął na empirycznej bazie. Nowe fakty doświadczalne podważyły cały system, wnosząc dane o półprzewodnictwie, piezoelektryczności, nadprzewodnictwie, ferro- i piroelektryczności związków organicznych biologicznie czynnych. Okazało się wtedy, że istnieje szczelina między biochemicznym systemem a empirycznymi podstawami i w rzeczywistości cały system utrzymywał się, choć nieznacznie, lecz przecież zawieszony w powietrzu. Ale to już należy do przeszłości gatunku Homo electronicus.

A oto rysopis electronicusa. Ciężar w normie, a więc około 70 kilogramów piezoelektryków organicznych i półprzewodników białkowych; nawet zmineralizowany szkielet nie znajduje się w rubryce strat elektronicznych, jest bowiem również piezoelektryczny. Procesy metaboliczne - w normie, jak u Homo sapiens, dysponuje on jednak 4200 metrami kwadratowymi aktywnej elektronicznie powierzchni erytrocytów (przy założeniu, że ma 6 litrów krwi). Krwinki, każda o powierzchni około 140 mikronów kwadratowych, razem zajmują powierzchnię prostokąta o wymiarach 70X60 metrów. Taka powierzchnia przenosi, według biochemików, tlen, w rzeczywistości - transportuje elektrony do najdalszych nawet elementów układu scalonego. Powierzchnia krwinek w stosunku do powierzchni zewnętrznej ciała, wynoszącej , średnio 1,9 metrów kwadratowych, jest więc olbrzymia i czynna elektronicznie, a zasila ją właśnie energia pochodzenia metabolicznego.

Ponadto electronicus odznacza się zagęszczeniem ładunków na powierzchni zewnętrznej warunkującej jego elektrostazę. W kontakcie z otaczającym go aerozolem elektrycznym wymienia ładunki, zyskując lub tracąc elektrony zależnie od stężenia w aerozolu cząstek o ładunku ujemnym i dodatnim. Podobna sytuacja istnieje podczas kąpieli, woda bowiem, mająca wysoką stałą dielektryczną, powoduje ujemną polaryzację powierzchni ciała, a sama rozpryskuje się w krople o ładunku ujemnym. Ta zewnętrzna klapa elektrycznego bezpieczeństwa wykształciła się w toku filogenezy w płuca, w których wewnętrzna powierzchnia pęcherzyków płucnych wynosi od 30 (przy wydechu) do 100 metrów kwadratowych (przy głębokim wdechu).

A więc, poza powierzchnią czynną krwinek, dysponuje electronicus powierzchnią co najmniej 100 metrów kwadratowych elektrycznej klapy bezpieczeństwa, czyli możliwości wymiany ładunków z otoczeniem. Ujemne zjonizowanie aerozolu w pewnej proporcji z dodatnim jest korzystne, samo dodatnie może się okazać groźne dla funkcjonowania układu.

Procesy elektroniczne w białkowych półprzewodnikach nie przebiegają więc przypadkowo wskutek samej obecności półprzewodnika, lecz "wchodzą" w konstrukcję, gdzie funkcjonalne wzajemne przenikanie procesów metabolicznych i elektronicznych w piezoelektrycznych półprzewodnikach jest nie do uniknięcia w wyniku kwantowo-mechanicznych sprzężeń, jakie muszą wówczas powstać. Cała biologiczna masa electronicusa jest przecięta nerwami - bliżej nieokreśloną siecią, kanałów przewodzących impulsy elektryczne. Długość tych przewodów elektrycznych, to znaczy komórek nerwowych bez dendrytów i neurytów, wynosi łącznie około 60 kilometrów.

Już w roku 1949 Burr i Mauro wykazali, że pobudzony nerw żaby wytwarza pole elektryczne, które przy samym nerwie równa się 550 mikrowoltom, natomiast w odległości 12 milimetrów od nerwu - około I50 mikrowoltom. Należało przypuszczać, że owo zmienne pole elektryczne indukuje pole magnetyczne. W roku 1960 Seipel i Morrow udowodnili jego istnienie. Tak więc zmiennym potencjałom elektrycznym towarzyszą pola elektromagnetyczne przenoszące się wzdłuż aksonów. Penetrowanie półprzewodzącej masy biologicznej polami elektromagnetycznymi zostało dobrze rozwiązane w toku filogenezy - odbywa się poprzez kanały nerwów i sięga najdalszych zakątków organizmu.

Mózg u electronicusa zaznacza się już na etapie polaryzacji zapłodnionej gamety żeńskiej, która ma dwa bieguny: apikalny i bazalny; w miejscu tego pierwszego wykształcony zostaje później zawiązek przyszłego mózgu. Nie wiadomo jeszcze, na jakiej zasadzie dokonuje się emisja pola elektromagnetycznego przez mózg, na razie zbadano tylko częstotliwości między 0,5-30 herców.

Wymowne są niesione w każdym przedziale energie dla odpowiedniego kwantu elektromagnetycznego oraz długości fal, na jakich pracuje stacja nadawcza mózgu, poznana w bardzo niewielkim wycinku pasma. Częstotliwość 0,5 herca niesie w jednym kwancie energię równą 1,24x10 do minus 15 potęgi elektronowolta, natomiast długość fali wynosi milion kilometrów, a więc mogłaby ona opasać kulę ziemską 25 razy. Przy częstotliwości 3,5 herców energia kwantu promieniowania wynosi 1,5x10 do minus 14 elektronowolta, a długość fali 8,6 x 10 do 4 potęgi kilometrów. Początek pasma dla fal alfa, o częstotliwości 8 herców, niesie energię jednego kwantu równą 3,3x10 do minus 14 elektronowolta przy długości fali 3,7 x 10 do 4 potęgi kilometrów, górna zaś granica fal alfa, o częstotliwości 13 herców, daje energię kwantu równą 5,4x10 do minus 14 elektronowolta przy długości falc 2,3 x 10 do 4 potęgi kilometrów. Maksymalna częstotliwość fal beta wynosi 30 herców i niesie energię kwantu równą 1,2x10 do minus 15 potęgi elektronowolta przy długości fali około 10 000 kilometrów, czyli równej ćwierci równika ziemskiego.

Radiację mózgu można rozpatrywać dwojako: jaka lekki dotyk ramion elektromagnetycznych, ramion bardzo słabych, ale ustawicznie przeczesujących przestrzeń. Jeden electronicus winien odebrać od drugiego subtelny sygnał - dotyk głaszczącego ramienia elektromagnetycznego. Przestrzeń między kilkunastoma przedstawicielami gatunku Homo electronicus cechuje się pewną niewielką gęstością energetyczną, mierzoną na 1 metr powierzchni Ziemi, nieznaczną, ale przecież nie zerową, skoro jeden mózg dysponuje mocą rzędu 10 do minus 17 potęgi wata, w znanym nam wycinku pasma.

Można też spojrzeć na radiację mózgu od strony wyemitowanej energii w całej szerokości pasma, niestety, nie znanego nam jeszcze, dlatego niemożliwe jest obliczenie łącznej mocy emitowanej przez mózg.

W świetle tego anatom wie tyle o pracy mózgu, co murarz zatrudniony przy budowie stacji nadawczej o elektromagnetyce, a wiedza fizjologa o działaniu mózgu odpowiada znajomości bezpośrednich połączeń telefonicznych u robotnika instalującego kable telefoniczne. W każdym razie electronicus jest ciekawą postacią, choć długo trzymaną pod kloszem fizjologicznych badań i mikrotomowych cięć na plasterki, które miały zdradzić architektonikę komórkową jego mózgu.

Interesujący musi być behawior mózgu u electronicusa w polu przez niego emitowanym. Brak nam danych na ten temat; działamy zwykle polami o dużej mocy, otrzymywanymi z generatora technicznego, nie znamy zaś minimalnych mocy pochodzenia naturalnego. Czy znowu ma się powtórzyć historia precyzji badań mózgu prowadzonych na podstawie pomysłów pochodzących od elektrotechników i instalatorów urządzeń alarmowych? Tym razem chodzi o coś zupełnie innego: czy mózg jednego Homo electronicus orientuje się w lokalizacji drugiego mózgu na zasadzie radarowego odbicia fali i odbioru informacji tą samą drogą. Na razie nie wiadomo na ten temat nic określonego; wszelkie możliwości nie są wykluczone. Po przeniesieniu telepatii i hipnozy z parapsychologii do bioelektroniki, i po odebraniu posmaku sensacyjności badaniom w tej dziedzinie, będzie można znacznie poszerzyć znajomość ludzkiej natury, a zwłaszcza systemu myślenia. Oczywiście detektor świadomościowy jako mało subtelny należy wykluczyć, w przeciwnym bowiem razie wyniki mogą być mylne.

Tak by się prezentował Homo electronicus od strony działania podukładu scalonego, nazywanego w gwarze anatomicznej mózgiem. Czy go nigdy nie "boli głowa" w elektromagnetycznym hałasie wytwarzanym przez urządzenia techniczne, które przecież sam zbudował i uruchomił? Przydałaby się osłona, zresztą bodaj Faraday taką wymyślił (lub przynajmniej jemu to przypisano) - jest nią uziemiona siatka miedziana. Ale to nie należy już do charakterystyki electronicusa, a jest raczej sprawą przyszłej, być może profilaktycznej, mody. Oczywiście nie jest dla niego problemem odbiór pozareceptorowy. Filogenetycznie podukład mózgu został podłączony do informacji receptorowej, ale bynajmniej nie stanowi ona jedynego źródła wiadomości. Electronicus wie o naturze środowiska i o swej własnej konstrukcji znacznie więcej, niż mu to mówi jego fizjologia.

Jeśli nawet jego myślenie można związać z działalnością płatów czołowych, to nie wydaje się, że podukład mózgu pracuje jako skoordynowana całość bez udziału generowanych pól elektromagnetycznych, nawet tych mierzalnych, jak wyżej wspomniano, Podstawa poznawczej zdolności bioukładu, przypisywana świadomości, nie jest wyłącznie zdolnością mózgu, lecz podobnie jak metabolizm stanowi cechę rozlaną w całym układzie. Można jej przypisać elektromagnetyczny charakter, podobnie jak samej myśli. Dosyć to niedorzeczne, że najmniej wiemy o zdolności myślenia, choć gatunkowa różnica między nami a zwierzętami polega na tej właśnie umiejętności.

Intelektualna strona electronicusa jest rozlana we wszystkim, co stanowi życie, choć lokalizuje ją w mózgu. Jego świadomość jest ogólną właściwością materii biologicznej, przy szczególnym udziale mózgu na obecnym szczeblu filogenetycznego rozwoju. Zresztą umiejętność myślenia narasta od bruzdkującej komórki jajowej poprzez stopniowe wyodrębnianie się układu nerwowego aż do budzenia się rozeznań w życiu postnatalnym. Umiejętność owa tkwi w naturze metabolizującej masy biologicznej i jej elektronicznych możliwościach, sprzężonych z tamtymi.

Po zapoznaniu się z mózgiem, należy nieco miejsca poświęcić sercu. Homo electronicus nie lubi serca lokować w mięsistym worku rytmicznie bijącym średnio 72 razy na minutę, choć anatomicznie i fizjologicznie niczym się pod tym względem nie różni od "normalnych" ludzi. Patrzy jednak głębiej w naturę swego życiodajnego rytmu odmierzanego sercem. Każde uderzenie serca to rzut nowej fali ładunków elektrycznych, przenoszonych w najdalsze zakątki ustroju na owych 4200 metrach kwadratowych czynnej powierzchni erytrocytów magnetohydrodynamiczną falą tętnic.

Serce electronicusa jest w jego biologicznej masie wszędzie, a więc w żadnym konkretnym miejscu; serce jego znajduje się tam, gdzie jest życie, gdzie się dokonuje metabolizm, gdzie przebiegają procesy elektroniczne w białkowych półprzewodnikach. Nie ma zakątka w jego organizmie, gdzie nie ma życia, z wyjątkiem starczych siwych włosów i martwiczej, patologicznie zwyrodniałej tkanki. Serce więc znajdować się musi wszędzie poza tym. Uniwersalne serce, nie tylko symbol jego życia, ale i rzeczywisty jego wykładnik, motor i napęd. Naprawdę - wszystko, co najpiękniejsze w życiu, lokuje Homo electronicus w tym uniwersalnym sercu, sprawcy nie tylko jego pulsu powyżej dłoni i w skroniach, lecz rytmu całego życia.

Zanim przejdziemy do bliższej charakterystyki nie tyle tajemniczego, co raczej niezwykle dynamicznego serca, należałoby zaprezentować pojęcie, które formułowała polska myśl naukowa równolegle z tworzeniem zarysu bioelektroniki, Chodzi o bioplazmę. Przelewa się ona wśród molekularnych struktur półprzewodzących białek, podobnie jak krew w naczyniach, jest bowiem "odmaterializowana" masą biologiczną. Analogia do krwi zjawia się sama. Krew jako ciecz symbolizująca życie - z jednej strony, z drugiej zaś "ciecz elektryczna" plazmy ciała stałego podlegająca tym samym prawom hydrodynamiki, co krew, i ponadto jeszcze prawom elektrodynamiki. Homo electronicus mimowoli czuje przepływ energii, prężność, rozmach. Ale co on w praktyce przez to rozumie? Bioplazma jest "odmaterializowaną" masą biologiczną, a więc zawiera w sobie minimum inercji, czyli bezwładności. Niebywała ilość stopni swobody, znamienna dla plazmy w ogóle, jest warunkiem nie tylko spadku inercji, ale również zapewnienia jej dynamiki. Jest to masa obdarzona ładunkiem i dlatego przelewać się może jak elektrodynamiczna krew w międzymolekularnych przestrzeniach półprzewodnikowego białka. A więc jest to najprawdziwsza plazma ciała stałego, jeśli użyjemy analogii do takiego samego terminu przyjętego w fizyce.

Zgodnie ze zwyczajem należałoby podać skład morfologiczny tej "plazmowej krwi": są to elektrony, protony, jonorodniki uwalniane jako stany przejściowe reakcji biochemicznych oraz quasi-cząstki - fotony i fonony. Jak już mówiono wcześniej, bioplazma jest ogólnym wyrazem dynamiki życia sprzężonych procesów elektronicznych i metabolicznych. Między procesami metabolicznym i plazmowym istnieją zresztą podobieństwa: anabolizm i katabolizm w przemianie materii dobrze korelują ze stabilizacją i degradacją plazmy i oba wymagają zasilania, by nie ustały. Pozwólmy naszej wyobraźni ujrzeć plazmowe serce jako pompę tłoczącą ciecz elektrodynamiczną złożoną z elektronów, protonów, jonów, fotonów i fononów w molekularnych strukturach białek. Bioplazmowa pompa pracuje, odmierzając w nieustannym rytmie swój dwutakt: anabolizm-katabolizm, stabilizacja-degradacja...

Plazmowe serce, symbolizowane bioplazmową pompą, nie wymodelowało się w żaden morfologiczny kształt, lecz jest dosłownie energetyczną pulsacją i prawdziwym kwantowym tętnem życia. Życie przebiega więc w ustawicznej euforii stanów wzbudzonych biologicznej masy, czyli w stanie wyższej energii. Statystycznie sięga prawdopodobieństwa znalezienia się w stanie podstawowym, który dla niego równa się śmierci. Życie igra nieustannie z pobliżem śmierci, plazmowa pompa musi więc ustawicznie pracować, by wznosić odmaterializowaną masę do stanu metastabilnego.

Homo electronicus wie dobrze, że jego kwantowe serce musi pulsować, jak anatomiczne, bez przerwy, ale też wie, że plazmowe serce znajduje się w jego organizmie wszędzie, podobnie jak białko, jak metabolizm, jak procesy elektroniczne. Teraz dopiero rozumiemy znaczenie owych 4200 metrów kwadratowych czynnej powierzchni zatrudnionej w przenoszeniu elektronów w jego morfologicznej krwi przez 25x10 do 12 potęgi krwinek. A zatem Homo electronicus dostrzega w sobie coś w rodzaju dwóch pomp: jedną - mechaniczną i jest to anatomiczne serce znane z atlasów dla studentów medycyny, i drugą - kwantową pompę bioplazmową, różniące się tym, że pierwszą można jeszcze reanimować, natomiast druga, kiedy zerwie sprzężenia kwantowomechaniczne między reakcjami biochemicznymi i procesami bioelektronicznymi, niesie nieodwracalny kres jego egzystencji.

Homo electronicus, wyposażony w owo podwójne serce, nie jest bynajmniej lirykiem, lecz przeciwnie myśli konkretnie i realistycznie. W pojęcie rytmu życia wkłada niebywałą głębię przekonania, a kiedy mowa o pulsie swych naczyń, widzi jednocześnie tętniącą plazmę rozlaną jako dynamiczna ciecz elektryczna w całym jego jestestwie. Kwantowe serce zawiera w sobie więcej treści niż jednostkowa historia życia.

Coś kryje się za tym, że tak często i łatwo sięga się do pojęcia bioplazmy w różnych okolicznościach. Nic dziwnego, że stało się pożywką teozofów, nadzieją psychotroników, potwierdzeniem dla parapsychologów, uzasadnieniem aury joginów, rzekomą tożsamością z wyładowaniami koronowymi w polach elektrycznych o wysokiej częstotliwości. Kluczem do rozwiązania zagadki psychiki, energetycznymi ośrodkami akupunktury, nadzieją rolniczych i sadowniczych urobków. Było tematem co najmniej trzech międzynarodowych konferencji i sympozjów (odbyło się już kilkanaście "pierwszych" światowych imprez tego typu). Jednakże nikt nie zadał sobie trudu teoretycznego opracowania podstaw bioplazmy i jej empirycznego uzasadnienia. Zaczęła się inwazja terminu-panaceum na wszystkie niedomówienia i kurtyny przesłaniające każdy układ biologiczny, łącznie z człowiekiem. To nie przejaw głodu sensacji, lecz intuicyjne zapotrzebowanie na syntezę w naukach biologicznych, wyraz lęku przed zagubieniem całościowego obrazu życia wśród informacyjnej sieczki. Nie miejsce tu na wykład, czym jest bioplazma, jak doszło do sformułowania tego pojęcia. Wystarczy stwierdzić, że Homo electronicus jest napędzany bioplazmową pompą, by mógł żyć, rozwijać dynamikę i niezmiernie głęboko pojmować swe istnienie. Zaduma nad kwantowymi wymiarami życia i medytacja nad jego fundamentem jest, jak dotychczas, przywilejem tylko electronicusa. A nie jest on przecież filozofem ani poetą.

Całą dynamikę wydobył nie z chmur ani słońcem okraszanych obłoków, lecz z siebie. Wystartował do wielkości z własnego wnętrza. Wyprowadzić wielorakość człowieka z nic nie znaczącego biegu elektronów, generowanych fotonów w fononowym wstrząsie białkowych półprzewodników! Obudzić człowieka w mikrowymiarach, podpatrzeć rodzącą się świadomość w kwantowej kolebce, wyzwolić potęgę drzemiącą w tym dziwnym świecie, niewymiernym dla naszych taśm pomiarowych!

Homo electronicus jest człowiekiem nadziei życia, nie defetyzmu umierania. Tylko struktury biologiczne podlegają procesowi umierania i jako masa wracają w chemiczny obieg pierwiastków. Ale on pragnie nieśmiertelności myśli i dzieł, pragnie nieśmiertelnej świadomości. Bioplazma zanurzona startowym krańcem w otchłań pięciu miliardów lat jest dla niego początkiem, który pragnie instynktem plazmowego serca rozciągnąć w trwanie na dalsze pięć miliardów lat. Electronicus pragnie wielki krąg trwania zamknąć w ustawicznej rotacji jego świadomości. Jeśli świadomość jest energią, i to elektromagnetyczną, to indywidualność electronicusa, zamknięta w charakterystykę pasma zachowania energii i pędu, jest nieśmiertelna.

Dokonało się może szalone, ale konieczne cięcie przez naturę życia. Śmiałe - według niektórych nawet ryzykowne - cięcie przez człowieka do jego kwantowych podstaw! Osobnicy z gatunku Homo sapiens będą może urządzać wyprawy w poszukiwaniu electronicusa. Potrzebny im będzie wtedy jakiś ogólny przynajmniej kierunek poszukiwań. Najprościej byłoby sobie wyobrazić, że pod powłoką, czyli chmurą psychiczną myśli, znajduje się człowiek fizjologiczny, głębiej biochemiczny i dopiero w samym środku - elektroniczny, o ile w ogóle taki istnieje. Tak się przecież poszukuje np. genów: chwyta muszkę drozofilę, w jej części głowowej znajduje śliniankę, w niej dopiero komórkę, w komórce - jądra, a w nim chromosomy, które ostatecznie zawierają geny. Taka kolejność poszukiwania electronicusa musi zawieść oczekiwania.

Homo electronicus nie jest poziomem organizacyjnym, a więc nie znajduje się na żądanym pięterku żywego ustroju, rozpatrywanym według administracyjnego podziału, dokonanego przez biologów wraz z psychologami. Jako stan kwantowomechanicznych oddziaływań procesów elektronicznych z metabolizmem w białkowym ośrodku półprzewodników znajduje się wszędzie i nigdzie zarazem, stanowi bowiem to, co Homo sapiens pragnie określić terminem "życie". Przenika więc cały organizm, warunkuje jego czynność, wyraża ogólną energetykę bioukładu, jest przyczyną jego dynamiki i, z niewiadomych powodów, filogenetycznym ciągiem niewygasającego procesu życia tylko raz uruchomionego w czasie miliardów lat jego trwania.

Nie można więc ustawiać wyobrażeniowego szeregu następująco: Homo electronicus najniżej jako człowiek kwantowego wymiaru złożony z elektronów, fotonów i fononów, potem kolejno człowiek subkomórkowy, komórkowy, histologiczny (jak go przedstawiają atlasy), wreszcie człowiek anatomiczny i, na końcu, psychologiczny szczyt - człowiek myślący, czyli rzeczywisty sapiens.

Ponieważ kwantowe sprzężenie procesów elektronicznych z metabolizmem w białkowych półprzewodnikach dało punkt startowy pojęciu bioplazmy, można całkiem poprawnie plazmowe serce Homo electronicusa rozciągać na całe jego jestestwo i powiedzieć, że to electronicus jest dynamicznym stanem materii, określanym bioplazmą. Wszystkie inne cechy Homo sapiens, a więc również jego fizjologię i anatomię, nie wyłączając dość wdzięcznej jego postawy, można odnieść do kwantowych rozmiarów i sprzężeń między elektronicznymi i biochemicznymi procesami. Widzimy, że electronicus jest kwestią ustawienia osi współrzędnych i wpisania w nie człowieka. Środek układu współrzędnych czasoprzestrzennych, przechodzący przez kwantowe sprzężenie między procesami bioelektronicznymi i biochemicznymi, daje na krańcu ewolucji - człowieka. Można go nazywać Homo sapiens, Homo electronicus lub człowiek biochemiczny. Nomenklatura wynika z tego, co się pragnie w owym jestestwie uwydatnić.

No dobrze, ale przecież ten elektroniczny szczątek człowieka wymaga specjalnego gustu, by się nim zachwycać, gdyż redukcjonizm prowadzi tu do całkowitego ogołocenia ze wszystkiego, co ludzkie. A propos redukcjonizmu. Geneza terminu dosyć swoista, a termin wyraża zawsze jakieś stadium poznania, oczywiście bez gwarancji, że jest ono bezbłędne. Redukcjonizm jest nie tyle zubożeniem rzeczywistości, ile redukowaniem mylnego pojęcia u kogoś, kto nie będąc w stanie uchwycić nowego obrazu rzeczywistości, nazywa to redukcjonistycznym zamachem.., na swoje błędne wyobrażenie. Pierwszym redukcjonistą na wielką skalę był Kopernik, po nim Jędrzej Sniadecki i Liebig - odzierający życie z uroku przez sprowadzenie go do reakcji chemicznych, i kolejno Darwin wyprowadzający człowieka od naczelnych, a nie od herosów, wreszcie Morgana, Crick i Watson - zaprzeczający dziedziczeniu błękitnej krwi przodków i sprowadzający wszystko do przekazu genów.

Wiedza o życiu rozwija się, niestety, tylko za cenę redukcjonizmu, bo w zasadzie powstawała w odwrotnej kolejności, niż się życie na Ziemi tworzyło, dlatego nieubłaganie postępy biologii i antropologii będą się dokonywały za cenę wykarczowania mylnego pojęcia. Electronicus jest jednym z koniecznych ujęć, aby zrozumieć człowieka w kwantowych rozmiarach i funkcjach. I jeśli ten zabieg poznawczy łączy się przy tym z redukowaniem błędnych pojęć o człowieku, to należy przyjąć do wiadomości, że na pewno nie po raz pierwszy i zapewne nie ostatni w nauce o życiu. Electronicus jest więc kolejnym i koniecznym etapem wynikającym z nowej wizji życia.

Czy nie za dużo programu, a za mało danych dla opisania nowej odmiany człowieka z przydomkiem electronicus? Czy to już rzeczywista odmiana, czy dopiero przewidywana, a może to tylko fantastyka? Zasadniczo fantazji jest zupełnie obojętne, czy jej siłą nośną będzie biochemia czy bioelektronika. Fantazję, podobnie jak i naukę, tworzą ludzie, z tą różnicą, że fantastyka ma wektor "naprzód", nigdy "wstecz". Z tych powodów nigdy nie nazywamy fantastyką błędnych z perspektywy czasu pojęć w nauce, brak im bowiem zasadniczego warunku - wektora "naprzód". Początek prawdy przyrodniczej leży na osi współrzędnych w punkcie uczoności, czyli w środku masy uczonych aktualnie żyjących. Wektor racji, czyli strzałka skierowana pionowo "w górę", wyraża niechybną słuszność sądów. Spojrzenie "w lewo" wskazuje na postęp w stosunku do ciemnoty poprzednich pokoleń, spojrzenie "w prawo" może być wskaźnikiem rodzenia się fantastyki naukowej. Trochę mądrzejsi, a może tylko ostrożniejsi, nazywają ją niekiedy paradygmatem, diabli bowiem wiedzą, co może być prawdą jutro.

Electronicus jest przynajmniej w mniejszym stopniu zwolennikiem złudzeń niż sapiens. W tym kontekście przymiotnik "sapiens" jest mniej usprawiedliwiony niż "electronicus", lecz trudno widzieć w tym coś światoburczego. Konwencja i zwyczaj mają niebywałą moc. Sapiens jest wprawdzie pełen działania, ale i w nim samym, i w rozpoznaniu jego natury nic się nie dzieje - są tylko badania architektoniki mózgu i jego funkcji, a potem wielki skok ponad próżnią do psychologii. Niewiadome - nazwijmy je czarną skrzynką - istniejące między fizjologią i anatomią mózgu a psychologią stanowią dotychczas swoisty ugór w nauce. Nie wiadomo bowiem, jak się zabrać do uprawy tej połaci. Jest to pole niczyje i neutralny pas dla poprawnej koegzystencji fizjologii z psychologią. Wprawdzie czarna skrzynka na skutek odkrycia elektrycznej czynności mózgu znajduje się pod napięciem, ale to niczego nie zmienia. W każdym razie jest ona pożyteczna, przecież wszystko się w niej może dokonać, czego kto pragnie, zarówno skok ilościowo-jakościowy od zwierzęcia do człowieka, jak i odmaterializowanie postrzeżeń w pojęcia, "wypranie" postrzeżeń ze szczegółów jakościowych i ilościowych w procesie abstrahowania, uruchomienie masy, uszlachetnienie popędów, zmiana behawioru na charakter, generacja woli (lub bardziej nowocześnie procesów decyzyjnych) w obliczu dawnego pożądania, windowanie fizjologii zwierząt do apoteozy człowieczeństwa, przejście od destrukcji życia do nieśmiertelności, od determinizmu biologicznego do odpowiedzialności. W czarnej skrzynce wszystko jest możliwe!

Electronicus ukazał przede wszystkim genezę czarnej skrzynki - jest ona wynikiem szukania paraleli między życiem i świadomością na najwyższym piętrze ewolucyjnym człowieka. Kierując problem ku swoim kwantowym podstawom, electronicus nie dostrzega miejsca dla czarnej skrzynki, ponieważ rozpatrywana w rozmiarach kwantowych mogłaby ona być oglądana tylko w skali nieoznaczoności Heisenberga, czyli nierozróżnialności między życiem i świadomością. Jest pograniczem kwantowych sprzężeń między procesami elektronicznymi i chemicznymi. Nie jest zresztą wcale czarna, przeciwnie - jest rozświetlona fotonami i ustawicznie wstrząsana akustyczną falą kwantową. Między życiem a poznaniem, ogólniej - świadomością, nie ma różnicy: jest daleko idąca tożsamość, gdyż oba komponenty są energetyczne i to zapewne elektromagnetyczne, a więc "odmaterializowane".

Psychika stanowi energetyczne kontinuum życia, a poznanie nie różni się w istocie od życia. Czy możliwa jest relatywistyczna biologia, którą nazywamy psychologią, jeszcze nie wiadomo, ale wzrost energetyki układu na skutek przyspieszenia ewolucji nie wydaje się niedorzeczny. Sama natomiast psychika może być traktowana jako akcelerator energetyczny bioukładu i tak się zapewne manifestuje. Problem rozpatrywany w wymiarach kwantowych nabiera cech realności - byłoby to wzmacnianie charakterystyczne dla maserów i laserów (o zjawiskach biolaserowych autor pisał już w roku 1970). Psychika byłaby tedy kwantowym wzmacniaczem bioenergetycznym.

Niezwykłe i ustawiczne wzrastanie dynamiki człowieka w wyniku odkrycia swej świadomości rozpatrywane od strony energetycznej jest zdarzeniem intrygującym. Wzmacnianie "wiązki" elektromagnetycznej świadomości przez wielokrotne odbicie i koherencję daje, być może, w rezultacie to, co nazywamy refleksją, czyli świadomością świadomości. Z drugiej znów strony możliwy się staje holograficzny zapis pamięci, do którego potrzebny jest zarówno molekularny hologram, czyli matryca przyjmująca elektromagnetyczny lub akustyczny zapis, jak i optyczny odczyt. Ponieważ bioplazma łączy w sobie energię z masą, w każdym razie jest elektrodynamiczną mieszanką cząstek materii i quasi-cząstek (fotony i fonony), być może brałaby udział w holograficznym przekazie informacji w żywym ustroju.

Ale ten pomysł przyrody musi przejść jeszcze kilkustopniową weryfikację. Przede wszystkim należałoby zbudować laser plazmowy i uruchomić go. Mówiąc inaczej, trzeba zmusić plazmę do koherentnego promieniowania. Trzeba zgodzić się na to, że plazma ciała stałego może być zmuszona do tego procederu i że bioplazma rzeczywiście wykazuje cechy laserującego ośrodka. Całe szczęście, że przyroda nie pyta nikogo o prawo do rozwiązań ani nie potrzebuje kupować licencji dla swych rozstrzygnięć. A może istotnie bioplazmowe serce bijące w dwutakcie nabiera spójności akcji fotonowej? Wszak electronicus jest wyznawcą teorii, że życie jest światłem. Życie i serce są dla jego natury równoznaczne.

 
 

 

Czytelników na stronie:  

                                            Copyright © Wiesław Matuch - kontakt   Wrocław 2001 System Miłości Narodów