Strona główna System Miłości Narodów

 

Wiesław Matuch
 

Moje odpowiedzi na posty... i luźne myśli,  2015r. ( najnowsze na dole )

Z tą transformacją to różnie bywa. Nasz pobyt na ziemi to czysta utopia stworzona przez genetyków innych cywilizacji. I wcale nie chodzi im o nasze dobro, ale o wyzysk energetyczny. Jeśli pomagają nam, to tylko wysłannicy z Nieba, a ich jest garstka. Reszta aniołów, co powychodzili z Nieba, wcale nam nie pomaga, odwrotnie, przeszkadzają. Podobnie jak ludzie, są wścibscy. Żyją na różnych planetach, w tym i na naszej, np. pod postacią ludzkiego ciała oraz umieszczonego w nim układu pokarmowego, który nic innego nie robi tylko trawi i niszczy inne żywe istnienia. Po to, by przeżyć w tym groźnym świecie. Więc z tą transformacją różnie jest. Zależy to od tego, na ile znamy nasze przeznaczenie i przeznaczenie Kosmosu. A nie jest ono za wesołe... To jest właściwie piekło, czyli upadłe niebo, z którego pozostało jeno wielkie rumowisko, dym, pył i planetki z wulkanami i trzęsieniami. Nadzieja tylko w Bogu, którego i tak na razie nie znamy, z własnej winy. Wszystko jednak można ponaprawiać...

Coś w tym jest, ale jest też coś, co wyrasta ponad to. To druga strona wzoru tego dywanu, której nie rozumiemy. Choć dla dobrych obserwatorów wzór pokazuje CEL. 

Zbyt Pan filozofuje i sam nie rozumie potem tego, do czego Pan dąży i w czym pokłada swą nadzieję. Po co ta filozofia? Nikt Panu w niej nie pomoże. Powinien Pan zmienić język. To nie dla ludzi, a przecież chce Pan kochać wszystkich jednakowo... Proste zasady nawet dziecko odczuwa. Nadbudowa komu potrzebna? Chyba tym kontrolerom z kosmosu...

Ale ja nie myślę o etyce, estetyce i moralności - w tym jesteśmy ograniczeni, to oczywiste. Raczej chodzi o sedno nas... A tam ograniczeń nie ma.

Dusza kocha wszystko i wszystkich w całej swej pełni. Problemem jest tylko ciało i wyostrzone zmysły. Gdyby ich brakło - problem się rozwiązuje natychmiast. Dlatego „w Niebie za mąż się nie wychodzi i nie żeni się”, bo tam nie ma ciała zmysłowego. Całkowicie inne warunki materialne, duchowe, niekrzywdzące nikogo i niczym. „Ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało...co Bóg przygotował tym, którzy Go miłują”.

W pierwotnych pismach nie ma nic o piekle, w hinduizmie również. Ale ja pomijam te pisma, tylko patrzę we własną duszę, i to co nią jest. I tam nic nie mówi mi o piekle. Życie w obecnej formie - to jest to piekło. Wystarczy wziąć pod uwagę łańcuch pokarmowy, którego zadaniem jest pożeranie innych. Horror, czyściec i piekło jednocześnie. Nie wspominam o zwierzętach, co non stop zabijają się nawzajem. Owszem są niższe piekła, niższe planety, częściowo stany psychiczne, gdzie beznadzieja i głód doprowadzaj a do nieprawdopodobnych tragedii. Pytanie pozostaje jedno: kto do tego doprowadził?

Nie, to nie oto chodzi. Ale z drugiej strony, szatan, czyli anioł, który mam nadzieję, kiedyś odzyska swój dawny blask i splendor, będąc kiedyś Aniołem pięknym i świetlanym, i on na obecnym etapie, również ma swoje potrzeby. A wyrazicielem tych potrzeb są również wszyscy ludzie, bez wyjątku. Mamy z nim ścisłe związki, bo on jest naszym życiem... obecnym... Jeśli to zrozumiemy, pokonamy poznanie..., cały Kosmos tego oczekuje... w milczeniu i wycofaniu...

I znów jest sama w sobie staje się formą, bytem, itd. w nieskończoność...Aż dosięgnie granicy swego pragnienia, by spróbować w drugim "kierunku", dla zabawy... i uwielbiania...

Drugą, ważną formą miłości, i to bardzo ważną jest tolerancja i przebaczanie sobie nawzajem. Życzę cudownej miłości i patrzenia mimo wszystko szeroko. Wiem coś na ten temat, jakie to trudne. Jednakże konieczne by być razem szczęśliwymi. Kochające serce, to serce otwarte i tolerancyjne... no i czasem modlące się w samotności...

Witam pięknie. Jest sporo osób co o tym mówi. Ja do nich się zaliczam. Doszedłem do tego rozumem, intuicją i natchnieniami. Jest to przerażające, owszem, ale droga wyjścia jest. Co prawda bardzo trudna. Tylko nielicznym udaje uciec się z tej ziemi. Reszta jest spychana, albo z powrotem, albo na inne ziemie. Udaje się tylko mądrym, o dobrym oraz czystym sercu. I nie pomoże w tym ani kościół ze swoim katechizmem (choć może pomóc), ani ateizm, lecz własne doznanie klęski. Porażka otwiera oczy, niczym śmierć bliskiej osoby. Tylko my sami, z otwartym umysłem i sercem, możemy to zrozumieć i nie poddać się tej „świetlanej rzeczywistości”, która została specjalnie zaaranżowana dla niemoty ludzkiej świadomości. By się mogła troszkę cieszyć i jednocześnie trząść spodniami. A oto właśnie im chodzi. W następnych notatkach dopowiem o tym. Ograniczoność, to jest ta rzeczywistość kontrolowana, przy poczuciu wolności i poruszania się na dwóch nogach.

Wszystko się zgadza, ale nauczanie, ewangelizowanie przez czyste dusze, np. wykłady, to również jest pewna relacja by jednak unikać zła, które jest niedobre. Ostatecznie dążymy do bez-cierpienia, a nie odwrotnie. Ja uważam, że zło nam się przydarzyło poprzez wolność i w ślad za nią idącą pychę, miliardy lat temu. Z tej wolności powstał, dziś już można powiedzieć - upadły kosmos, który dla wielu miał być rajem, niebem. Dziś pozostały już zgliszcza po nim. A my zmanipulowani przez kolegów, nadal się tu kręcimy bez sensu. Z ziemi tak ciężko się wydostać. Bardzo dzieżko. I ma Pan racje, Panie Adamie. Cierpienie nie było to zamiarem Najwyższej świadomości. Bo część istot nigdy nie doświadczyły i nie doświadczą niskich stopni, ani żadnego rozwoju, podobnie jak Bóg, bo po prostu pozostali z Bogiem. Nietkniętym myślami, ani materią.

A jeszcze dopiszę. Pokochać to, co jest nie do pokochania. To prawda, to sedno rozwoju w przypadku ziemian. Jezus o tym wyraźnie mówił. I kościół katolicki to cały czas naucza: ”Jeśli się nie zaprzesz samego siebie, nie wejdziesz do królestwa.... Kochaj bliźniego jak siebie samego.... Moją Matką, bratem, siostrą, żoną, są wszyscy ci, którzy słuchają słowa Bożego... To są te teksty. Te prawdy są w chrześcijaństwie dostępne. Ale może trzeba by je na nowo odkryć?

Panie Adamie, wiem, że Pana wykłady są bardzo ciekawe, ale jednak koncepcje, nawet te pozareligijne i poza dogmatyczne są różne. Ani Budda, ani Kriszna, nigdy nie powiedzieli wszystkiego o pochodzeniu życia i jego tragiczności. I tak jak Pan w wykładzie podkreśla, że nie trzeba cierpienia fizycznego by go przeżyć, wystarczy odczuć go na skórze innych, - to jest naturalne, że tak się dzieje. Tak samo nie potrzeba, aby Bóg musiał się sam rozsiać w niezgrabnym i strasznym kosmosie, aby doświadczyć swojego holokaustu, a potem się poprzez doświadczenia z niego wybawiać. Tego nie trzeba robić. My, bo znaleźliśmy się tu, mamy już pozamiatane. Wybraliśmy ten symptom wolności i niezależności, czyli dogmatyzmu umysłu i zmysłów. Teraz mamy problemy by się stąd wydostać. Ale to nie Bóg się rozproszył, ale dusze które stworzył na swoje podobieństwo. I nie wszyscy z tej możliwości doświadczeń, cierpienia i zbawienia potem - skorzystali. Ja Pana rozumiem, co Pan mówi. Szanuję Pana świadomość w tym aspekcie, w najwyższym tego słowa rozumieniu. Podkreślę, nie wszyscy musieli pakować się w te doświadczenia. A tym bardziej Istota Najwyższa, bo nie było takiej konieczności, ani przymusu. Po co? Dla samego doświadczenia? Dla rozwoju? Zbawienia? Rozwój to mit dla duszy. Tym bardziej dla Istoty Wszechogarniającej, Wszechwiedzącej, Idealnej, Światłej, Najdoskonalszej z Najdoskonalszych. Nikomu nie potrzeba ani dobra, ani zła, ani doświadczenia. Bo wszyscy byli i są świętymi. Doświadczenie, to nasz problem, dusz stworzonych, lub wyselekcjonowanych z Serca Boga, jako indywiduum w różnych stanach świadomości.

To prawda, ta dychotomia jest problemem naszych bardzo ograniczonych świadomości. Powłoka ciała, (nie jedna zresztą ) zepsuła nam duszę. I wiedzieli o tym wielcy. Np. Św. Paweł też doszedł do tego, kiedy doświadczał znoju zmysłów, które opanowały mu świadomość. Powiedział: „Duch dąży do czego innego, a ciało do czego innego, i stąd nie ma między nimi zgody”. W obecnym stanie naszej 3D problemem największym jest jednak ciało. Ono jest naszą piwnicą życia. Dlatego tyle tłuczemy mu (ciału) poprzez naukę, zachęcanie, wykłady, a ono i tak nie rozumie. Ponieważ ciało przy duszy nie istnieje w rzeczywistości stałej, i dusza nie rozumie do końca swojej kuli u nogi. Obecnie mamy ciało, dlatego jest tak źle z naszą świadomością. Chociaż dusza od razu też nie mądrzeje, nawet poza ciałem, bo za dużo przez miliardy lat straciła swego piękna i lekkości. Ale kiedyś, kiedy nauczymy się przechodzić w zaświaty, pewnie nam się polepszy?!

W każdym razie, Panie Adamie, Pana wykłady są bardzo pożyteczne, inspirujące i pomagające wielu umęczonym ciałom i duszom. Dlatego trzeba je cały czas czynić. W ten sposób poprzez poszerzenie, stajemy się lepszą i spokojniejszą jednością. Już w tym życiu nawet.

Uważam, że dopiero religijność stawia naszą duszę w polu nad-świadomości. Zwykłe spojrzenie na rzeczywistość spłaszcza obraz nas samych. Stąd potrzeba poszukiwań kończących się jednak na religii, czyli osobistym doświadczeniu Istoty, która pozwoliła nam być. Ale być, znaczy wiele, i tu się zaczyna odyseja kosmiczna...-:)

A co do jajek. To kura ewidentnie zrobiona została dla człowieka. Niesie niewiarygodnie dużo i nie musi być kogut. Poza tym w jajku jest wszystko, poza witaminą C. To cała tablica Mendelejewa i to w łatwostrawnym płynie. A wegetarianie, co nie uznają jaj, - to ich problem. Tu się nic nie zabija. Ale, cobyś nie zrobił to i tak zabijesz. Wystarczy pójść na spacer, i zaczyna się holokaust pod stopami. Dlatego niektórzy jogowie, jak szli, zamiatali przed sobą, aby nie nadepnąć mrówki, czy.... Zresztą sam wiesz najlepiej jak to jest. Tłuszcze roślinne i białko, mikroelementy w jajku, to musi być w organizmie ludzkim. Jak kiedyś ostro zawegetarianizowałem, że mi w kolanach skrzypiało. I w końcu strzeliła mi łąkotka w kolanie. I jej już nie mam. Brak smarowania.

Słusznie, lecz nasze myśli są zawsze poza życiem komórkowym i kwantowym, ale tego nie uświadamiamy sobie.

Myślę, że te oskarżenia jednak są niepotrzebne. Każdy z nas zmienia zdanie i postawy, i to niejednokrotnie. A życie układa się każdemu na różne sposoby. Najważniejsze są intencje. Pan Zbigniew ma dobre serce, to widać, Chce dobrze. To gołębia dusza, dlatego klnie. To jest jego jedyna obrona, gdyż wszyscy są przeciw niemu. Ja nie widzę w nim rubasznego człowieka. Ale zwykłego człowieka, który chce dobra. To widać z jego twarzy i podejścia do rzeczywistości. Błędy każdy popełnia. Człowiek cały czas uczy się życia. I jakby mógł odwołałby wiele ze swojego postępowania. Ale się nie da. Pomówienia nic nie dadzą. Prawda zawsze wyjdzie na wierzch. Pan Zbigniew jest tego świadom. Gdyby źle życzył Polsce, za rok jego zwolennicy by go zlinczowali. On tego nie chce, i rozumie w czym rzecz. Uważam, że to bardzo dobry człowiek, a te epitety z jego strony, wcale nie są groźne ani obraźliwe, bo jak powiedziałem, to gołębia dusza. I wszystko można wybaczyć takiej duszy. Kontakty ma się różne, nie zawsze nam na rękę, jak się potem okazuje. Ale to też wchodzi w zakres naszej wolności, oraz poszukiwań bytowo – filozoficznych. Często sami manipulujemy innymi, nie zdając sobie z tego sprawy. Więc byłbym przeciwny z taką opinią, jaką Pan wydał o Panu Stonodze. Na koniec podam definicję najwyższej świadomości człowieka: „Pokochać to, co jest nie do pokochania”.

Nawet wyjść poza miłość. O tym samym mówił doktor kościoła św. Jan od krzyża. To sedno sprawy. Ale jakże mało dusz potrafi się odklejać od powłoki psychicznej i cielesnej. A powinni wszyscy. Żeby być szczęśliwym, trzeba szczęście porzucić...

Buddyści mają taką teorię o jednej wspólnej jaźni. Ale jak na początku jest napisane „nikt nie może zrozumieć Prawdy”, to dotyczy również teorii buddyjskich. Dusza musi wyjść poza wszystkie kosmiczne i psychiczne układanki, wówczas pozna na nowo indywiduum wszystkich i Serce Największego Indywiduum - Maga - Boga. Ale to też na ludzki sposób powiedziane. Poznanie pozazmysłowe i bez-pojęciowe, wciąż pozostaje wyższą tajemnicą.

To prawda, ale pozostaje pytanie - co doprowadziło do takiej tragedii życia. To jest niesamowite.... Pewnie jakieś teorie na to są.

To prawda. Dopiero jak się porzuci swoją miłość, można pokochać innych. To nie jest prosty proces. Na początku kosztuje dużo cierpienia. Kto podjął to zrozumienie, doświadczy na początku klęski, ale potem to tylko sama radość...

Jak mało słów ciepłych i mądrych może zmienić nawet Boga...

Pięknie powiedziane. Tak właśnie jest. Ale pęd za „smakołykami”, poniekąd dobrymi, skutecznie zasłania ukrytą przed nami realną rzeczywistość. Nadzieja – usypia nasz wgląd. Nadzieja oddala nas od prawdy i poszukiwań. Nadzieja to jeden z największych manipulatorów rzeczywistości. Nadzieja to gen lenistwa dodanego do naszego ciała. Wiara zresztą podobnie. Wierzymy, bo zasłonili nam prawdę o życiu. „Zadowólcie się niewiedzą, czyli wiarą i miejcie nadzieję w uczynieniu sobie ziemi poddanej”. Takie jest główne przesłanie wiary i nadziei. Dlatego nawet jest powiedziane, że wiara i nadzieja kiedyś odpadnie. Lecz niewielu zdaje sobie z tego sprawę, bo nie wyobrażają sobie życia bez nadziei. Przecież jest z nią łatwiej w materialistycznym świecie żyć, i z wizją przebijać się przez świat po różne zdobycze. Bez nadziei i wiary, nie potrafilibyśmy grzeszyć. Zawsze mamy od niej nagrodę w postaci samozadowolenia i satysfakcji. A sprawa jest całkiem inna. Nadzieja to dar i narzędzie manipulacji, aby nie poznać prawdy. Czysta sztuczka naszych protoplastów ( bogów, genetyków kosmicznych - aniołów), którzy umieścili nas w skorupach ludzkiego ciała, by móc czerpać z tego zyski dla ego. A myśmy na to się zgodzili, jak każde inne zwierzątko, które niewiele ma do powiedzenia, bo jeszcze nie widzi ducha.

Bez świadomości Boga, jako niewierzący, ateista, materialista, realista – oczywiście, że można być prawym. Ba... nawet lepszym od wierzących. I tak na ogół jest. Zaczyna się zawsze od życia materialnego, czyli naszego szarego bytowania i filozofowania. To naturalna droga. Dlatego nie można do nikogo mieć najmniejszej pretensji, że nie wierzy, lub że wierzy. Wiara i niewiara to problem bardzo złożony i nie wolno nikogo osądzać, ponieważ kogoś niewiara może być bliższa Celu niż wiara oficjalna innej osoby, będącej daleko, daleko od Ideału. I jedni i drudzy mają pod tym względem zawsze dylematy. Nawet kapłan katolicki, czy buddysta, hinduista, musi tylko wierzyć, bo nic nie wie, i nic nie rozumie z życia. Podobnie jest z naukowcami. Zjedli zęby na interpretacjach i poszukiwaniach. Tuż przed śmiercią, zawsze mówią, że dalej nic nie rozumieją i nic nie wiedzą, jaka jest istota życia. Wszyscy z tego powodu siwiejemy...:-)

Wszystko jest poszukiwaniem, wszystko jest doświadczeniem, uczeniem się i odnajdywaniem choć skrawka radości, w tym tajemniczym świecie. Seks jest jedną z odsłon. Obojętnie jaki on jest. Seks potrafi rozbudzić duszę, jak słowo „kocham”. Ale z drugiej strony, do końca nie zadowalający. Bo nawet gdyby mężczyzna miał 100 kobiet, to i tak nie zaspokoi duszy. I odwrotnie oczywiście. Gdyż dusza ma większe aspiracje niż doznania zmysłowe. Ale człowiek sobie wyobraża, że bliskość spełni te oczekiwania. Owszem, na chwilkę tak. Lecz ta chwilka potrafi zmienić całe życie na lepsze, bo skojarzona zostaje z boską i wieczną przyjemnością. Dlatego wszyscy tak uwielbiają seks, bo tęsknią za najwyższym uniesieniem duszy. Więc lepiej nie osądzajmy prostytutek, bo ktoś ważny na ten temat powiedział zawstydzającą nas historię: „Celnicy i nierządnice wyprzedzą was do Królestwa Niebieskiego”. Zdziwienie..... A Stary Testament, to lepiej o nim już zapomnieć. Liczy się tylko nowy, streszczony w dwóch przykazaniach : Miłości Boga i bliźniego. To wszystko. A wszystko, to dopiero przestrzeń nie do ogarnięcia...

Słusznie... Ja jednak widzę również w demokracji tego przywódcę. Jest on w postaci zespołowej, jak partie, frakcje...
Bo najczęściej widzą one swoje interesy grupowe, a nie całego narodu. Robią to samo niczym jeden przywódca, a nawet często jeszcze gorzej. Dlatego Platon wyśmiewał demokrację. Uważał, że najlepszy system to monarchia i jednocześnie demokracja, odpowiednio sprofilowane. W demokracji najgorszy przestępca ma prawo głosu. Kilka więzień może zdecydować o losach narodu, o jego kierunku.

Ma Pan całkowitą racje. Inkwizycje i te wszystkie sprawy.... Ale przecież Bóg tego nie robił. Ludzie sobie to zafundowali. Dla mnie to aniołowie - jako dzisiejsi ludzie, którym pomieszane zostało w głowach i opacznie zrozumieli misję miłości i równości, jaką głosił Jezus. Mistyczny Kościół Jezusa nie miał z tym nic wspólnego. Jezus głosił o zaparciu się siebie, wyrzeczeniu złej woli, o łagodności i tolerancji. A ten „potwór” stworzyli zmanipulowani aniołowie-ludzie-władcy-kapłani-zakonnicy. Aniołowie jako dusze, a ludzie jako ciała. Zresztą, do dziś ten straszny potwór istnieje, o nieco łagodniejszym obliczu. Lecz w głębi swej, jest identyczny jak dawniej. Blokuje wiele dusz i nie pozwala im się rozwinąć. To prawda. Stąd taka nienawiść do tej instytucji. Nawet franciszkanie dzisiejsi są nie wiele więcej warci. Zdradzili ideały swego założyciela. Franciszek z Asyżu był zupełnie kim innym i czego innego pragnął. Papież nazwał się Franciszkiem. To dlaczego nie chodzi w worku i nie siedzi z biednymi, bezdomnymi i nie pomaga im? Wiele by o tym mówić. Wszystko zostało zdradzone przez pychę, przepych i ambicje. Lecz wynika to z niedoskonałości ludzkiej natury. Bóg przecież o tym wszystkim wie, i nic nie może zrobić, gdyż obiecał, że będzie szanował naszą wolną wolę i wszystkie, obojętnie jakie, wybory. Więc słowa z pewnością dotrzymuje. Nie wtrąca się do ludzkości, ani do innych kosmitów-aniołów, żyjących w różnych systemach wszechświata. Jeśli jest jakaś pomoc z Jego strony, to taka, że podał pierwszy rękę na zgodę. Niektórzy mogą się tu urodzić jako „sanitariusze”, ale muszą tego chcieć. Wtedy ta pomoc jakby jest... Nawet jeśli Bóg pozwoli się takiej duszy tu urodzić, to przecież nie zawsze może ona coś zdziałać. I Bóg przegrywa, po raz kolejny i kolejny i kolejny.... Od czasu do czasu tylko coś Mu w tym świecie wyjdzie. Na ogół nic nie wychodzi. Bo to nie Jego teren, lecz wolnych i dumnych kosmitów. Ci, zatem co zepsuli, sami muszą to ponaprawiać. Niestety, taka jest gorzka prawda. I o takim, idealnym kościele ja myślę. W samym środku serca, on nadal taki jest, lub może być. Ale czeka go ogromna reforma, nieziemska reforma. Musi powrócić do mistyki i skromnego życia. Dlatego dobrze jest być w jego samym środku, chociażby wkoło byli sami szubrawcy. Być owcą w środku stada wilków nie jest łatwo. Ale szlachetność i zaufanie duchowi, może wszystko zmienić. Historia ludzka lubi się powtarzać. Raz jest tak, a raz tak. W zależności ile, i jakich dusz się wcieli w danej epoce. Teraz czas na odnowę i reformy. Widać to nawet w polityce. To kwestia czasu. Ale zauważmy, trzeba sięgnąć dna, by „czasem” coś zrozumieć. Kościół i Państwo się odnowią, a potem pewnie znowu upadną. Gra się toczy o każdą pojedynczą świadomość. Te upadki nie mają większego znaczenia. Gdyż generalnie wszyscy są we więzieniu.

Każda dusza z osobna jest wszystkim w tym świecie. Gdyby Pan nie był świadomy – świat nie istnieje. Nie ma go. Nie ma Pana – nie ma świata. Dlatego to takie ważne, aby stworzyć dla każdej świadomości warunki, by coś zrozumiała więcej, a przez to poszerzyła swoją możliwość wydostania się do lepszego świata. Niby nic się nie dzieje, a jednocześnie w ukrytym życiu toczy się nieprawdopodobna walka o każdego. Na tym, polega m.in. manipulacja i ignorancja, świadomie zaszczepiona nam w genach i psychice. By spłaszczyć i ośmieszyć każdego. Tylko jednostki są najważniejsze, i tylko one mogą się wydobyć z tego oceanu ludzkiego cierpienia. Masa się nie liczy, chociaż ktoś może poprzez bunt społeczny, naprowadzić się na lepszy kierunek. Obecnie wielu już to rozumie. Można powiedzieć, z tym się urodzili. Niektórzy z nich bezinteresownie, wbrew kosmitom, podjęli swoją indywidualną pomoc humanitarną duszom. Kościół powinien im pomóc, a tymczasem niszczy tych bohaterów i nazywa szarlatanami. Tak było i tak będzie. Tym bohaterom, skromnym, często niewidocznym, udaje się choć parę świadomości pozyskać. Wystarczy, że nawet jednej pomogą, to już wojna wygrana. Świat został uratowany. A przecież wiele światów można by uratować.
Gra bardzo subtelna. To gra na słowa i moc. Nie na miecze czy lasery.

Jest w tym część prawdy. Świadomość zespołowa, kulturowa jednak istnieje. Atmosfera panująca wśród ludzi ma wpływ na przywódców, na wybory. Nie ulega wątpliwości. Tej presji ulega nawet kościół. Dlatego pobłądził w swej zewnętrznej misji. Świadomość jest istotą wszelkiego dynamizmu. Nie zawsze idealnego.

Prawda. Jest cała rozprawa o demokracji u Platona. Ja mówię o więzieniach u nas, obecnie. Przestępcy mają prawo głosować. To chyba nie najlepszy pomysł. Demokracja to wolność, a oni nie są wolni, bo uderzyli kiedyś w czyjąś wolność, i za to siedzą. Demokracja nie jest ideałem, jak zresztą i w życiu ludzkim, nie ma ideałów. Więc i w systemach społecznych jest podobnie. Ale, demokracja jest jednak trochę dobra, gdyż wyzwala w nas energie i poczucie wolności. Lecz z drugiej strony, jest to taki sprytny klucz do otwierania się ludzkich serc przed władzą. Ufność i wiara we władzę. W pospolitym, naszym szarym życiu demokracji, ani monarchii nie potrzeba, gdyż samemu jest się wszystkim jednocześnie. Każdy po prostu wie, co ma robić. I się dzieje. Demokracja to jedno z świetnych sposobów na twórczość i otwartość. Ale w świetle tej wolności osacza nas niewidzialne prawo i przymus. Krok po kroku, dokonuje się zakaz wolności. Dokonuje się to niewidzialnie, bo w czasie. I w końcu nas dopada. Każe ci np. płacić podatek od okna, od marchewki, którą zasadzisz w ogródku, itd. Ale znów z drugiej strony w monarchii też są służby, które mogą to samo robić. Dlatego najlepszego wyjścia nigdy nie będzie. Trzeba optymalizować straty. Pozostając w miarę wolnym. Dlatego podkreślam, że od ludzi wiele zależy, czego chcą i jak będą rządzić. Potencjał jest w woli i świadomości. Nawet najdoskonalsze prawo można obejść. Więc, rozwiązania najlepszego systemu społecznego, należy szukać bardziej w sobie. Tam się zaczyna ten wir, i pomysł na dobrobyt oraz przyjazną wolność.

Powiem krótko: ideałów nie ma. Demokracja uśmiecha się do nas i dlatego ją lubimy. Ale i w dyktaturze jest wolność, choćby w myślach i oddychaniu... Prawa naturalne, to skomplikowany temat. My nazwaliśmy sobie tak te prawa i według ich instynktów, je wykonujemy. Ale często jest tak, że robi się to, czego się nie chce, co stoi w sprzeczności z naturą. Natura to niezbyt dobry pomysł, jaki nam wtłoczono miliardy lat temu. Można było się bez niej obejść. Ale wyższość innych i niewiedza nasza, wytworzyła ten łańcuch, który idealnie pożera sam siebie i niszczy wszystko wkoło. Choćby układ pokarmowy, który nic innego nie robi jeno morduje i likwiduje inne gatunki. Natura. Ale jakże krwiożercza.

Zgadza się. Każdy robi na ile umie, lub na ile próbuje oszukać siebie, a przez to również innych. Uszczęśliwiać to dobra idea, ale jednak w polityce trzeba robić to rozsądnie. W miłości jest tylko szaleństwo bez żadnych miar. Do ideału daleko. Niemniej starać się powinno. Wszędzie. Już ktoś kiedyż powiedział, że miłość wypełnia prawo i je znosi.

Nim napisałem komentarz uciekł mi właściciel posta. Więc dodaje teraz... A to sprawa Smoleńska dotyczy... i nie tylko....Powiem tak. Ja nie mam teorii. W internecie jest ich wiele. Ja wiem..... skąd? Powiedzmy intuicja..... ? To był zamach!!! Bardzo przykre.... ta katastrofa Smoleńska. Ale trzeba to wykorzystać dla dobra nas wszystkich. Kiedyś się o to upomnimy w świetle całej „widowni...” Nie tylko Rosjanie są temu winni. Tak na prawdę Rosjanie bronią swojej wiekowej tradycji. A my? Niszczymy bezmyślnie swoją wspaniałą kulturę, zakłamujemy historię, choćby o Królach Polski i Słowianach. Zachłystujemy się Ameryką. Kiedy tymczasem to Ameryka powinna od nas się uczyć. Dlaczego?!!!! Zapominamy świadomie o wizji miłości do wszystkich narodów.. Nie osądzam kategorycznie nikogo, bo wszyscy zasługujemy na szacunek i tolerancję. Na miłość i przytulenie. I PO i PIS i Kukiz, Stonoga, ze swoimi zwolennikami - wszyscy jesteśmy wspaniałym narodem, z piękną przeszłością. Szkoda, że nas tak skłócono. Natura ludzka potrzebuje naprawy. I PIS i PO, i inni.... muszą zrozumieć, że są Polakami i jednocześnie obywatelami tej Galaktyki. Jak to zrozumieją, będzie tylko lepiej. Nawet Urbanowi musimy podać rękę, on tego oczekuje, jest bardzo samotną i smutną duszą, i liczy na kogoś, kto pokaże mu sens tolerancji i miłości. On potrzebuje Przyjaciół od serca. Takich samych, jak my posiadamy. A On ich nie ma. Nie ważne, że w przeszłości kogoś skrzywdził, czy nawet teraz krzywdzi, pewnie nie miał takich zamiarów, (nie mamy prawa osądzać czyjejś świadomości). Najprawdopodobniej system o tym zdecydował. Może w tym miejscu, dla równowagi, zacytuje kogoś ważnego: „Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci na nią kamień”. I wszyscy się rozeszli....Kto zatem przestanie osądzać i rozumie Pana Urbana, bardzo kontrowersyjnego człowieka, jego wewnętrzne dylematy, które są bardzo ciężkie w znoszeniu? I poda mu rękę? Może kapłan? O zgrozo.... Ksiądz nigdy....!!!! Musiałby oszaleć....! Ech.... Bez przesady.. A Jezus wybaczał wszystkim i nigdy już do błędów innych nie powracał. Jak wybaczył, to raz na zawsze. A ile razy nam osobiście, niestosowność się zdarzyła? Setki razy, 1000 razy i więcej. Nie ma ludzi bez błędów. Ktoś kiedyś powiedział, „wszyscy zgrzeszyliśmy.... Całe stworzenie jęczy i wzdycha w bólach rodzenia, oczekując Synów Światłości”. Nie miejmy żalu do innych, bo inni to my, Urban - to my, Kopacz – to my, Szydło – to my, Karolak – to my, komunista – to my, Esesman – to my, TVN – to my, Telewizja Trwam – to my, Talibowie -to my, Islamiści-radykałowie, to my, Hitlerowcy - to my, staliniści - to my. Nie wiem, czy ktoś to od razu wyczuje, o co mi chodzi. Może ktoś się oburzy. Ale ja go rozumiem. To trudne tematy...Ale jest na to wyjaśnienie..... Trzeba głęboko posłuchać przyczyny samego siebie. Może wtedy będzie łatwiej to sobie uzmysłowić. Naprawdę. jest to trudna sprawa... Przepraszam... być może zszedłem zbyt nisko, ale? mam takie przeczucie, że tak pewnie jest.....

Nic się nie wycofuję. Jeśli mówię to biorę pod uwagę i inne aspekty życia, które rzutują na naszą rzeczywistość. Bo nawet siku nie można oddzielić od naszej rzeczywistości. Natura to natura. Zwierzę? Człowiek? Co prawda więcej znaczymy niż wiele wróbli, ale czy to nie tylko poczucie naszych osobistych, czy kulturowych zwyczajów? A co do demokracji: gdzie jest jej ideał? W przeszłości czy w przyszłości? Z tego co wiem, to zachód już ma jej dość. Za duża kontrola i terror policyjny. Ale to może znów jej wypaczenia... Nie jestem przeciw demokracji, absolutnie, ale wytykam jej, aby jeszcze bardziej ją wyszlifować....

No pewnie, ludzie to aniołowie w drodze do nieba, i różnie z nimi w ty życiu bywa...

Wydaje się, że aby polityka była czytelna i czysta, to chyba musimy zacząć od siebie. Samemu być takim ideałem, jakiego oczekujemy. A wiadomo, że każdy ideał promieniuje na okolicę. I tym sposobem doczekamy się naszych naśladowców, którzy piastować będą w sposób szlachetny i słuszny swoje urzędy. Innej drogi raczej nie ma. Cudu nie będzie. Cud jest wyłącznie w nas.

Na temat fałszerstw Konstantyna, można poczytać w różnych książkach, czy w internecie. Poza tym, nie wiem czy czytał Pan dzieła Orygenesa, biskupa z II wieku. Tam jest sporo wytłumaczone. Książka wydana przez jezuitów jako Dzieła Ojców Kościoła. Orygenes nie jest popularny, bo sam się wykastrował, aby żyć bardziej duchowo. U niego jest również mowa wprost o reinkarnacji. Poza tym, to już Jezus sugerował, że ten świat jest pod rządami anioła ciemności. Można to sprawdzić, jeśli Panu tak zależy na tekstach pisma. Mnie akurat ich nie potrzeba, choć je znam. Wystarczy ostro spojrzeć na rzeczywistość i już się wie, że coś tu jest nie tak. Zbyt tu pięknie i zarazem dramatycznie - czyli stan nienormalny. Niekoniecznie lepszy jest byt, niż niebyt. To sprawa bardzo złożona. Byt z jakiego powodu? I to jest zasadnicze pytanie.

Dobrze Pan wie, że herezja, jako zjawisko socjologiczne nie istnieje. Jedynie jako teologiczne. A to już zupełnie inna historia. Ja nie wnikam kto stworzył teologię i dogmaty. Widocznie kiedyś była taka potrzeba i konieczność chwili, aby nie wymknęła się cała prawda na jaw. Czy słuszna? W jej imieniu katowano ludzi. Więc nie było to idealne rozwiązanie na religijność, a tym bardziej na mistykę. O bajkach raczej zapomnijmy, bo takowe nie istnieją. Jest twarda rzeczywistość, wyciskająca łzy rozpaczy, albo chwilowej radości. Nie można, według mnie, omijać schodów do wyżyn, zadowalając się fikcją tradycji. My dziś również tworzymy jakąś tam tradycję. A ile w niej zakłamań i zniekształceń? Choćby historycznych? Czy kiedyś było inaczej? Nie sądzę. Znając naturę ludzką – wątpliwe. Bardzo wątpliwe.

Witam. Myśleć odważnie trzeba próbować. David Icke - znana postać. On jest prawdziwy. Na początku był rzetelniejszy, lecz ostatnio, pod wpływem pogróżek, trochę zaczął mieszać. Jak wielu podobnych autorów. Jedyny, który wytrwał w swych tezach do końca - był Chrystus. Dał się za nie zamordować. Takich pisarzy życia jest niewielu. Pozdrawiam i życzę mocy...

Otwartość umysłu to wytrych do poznania. Świetnie... Kosmos robi wszystko, aby nas zatkać, pomimo iż wyraża się sugestią jakoby jest przychylny do jego penetracji. Lecz to złudzenie. Nadal nic o nim nie wiemy. Naukowcy zrozumieli, że jądro atomu jest puste. I zatkało kakao.... Czyli co? Energia powstaje z niczego? Na to wygląda. Ale tak wskazuje szkiełko i oko. Lecz za kurtyną nicości kryje się manipulacja i śmiech. Co innego zaświaty....

To nie o to chodzi. Niech Pan na chwile odstawi wszystkie pisma święte. Biblię czy Bhagawadgitę. Lub inne. Niech Pan spróbuje sam napisać coś świętego. Przecież Pan może. Nie ma Pan ducha w sobie? Nie myśli Pan? Przeciwnie! Jest Pan wspaniałym, inteligentnym człowiekiem. W czym problem. Natchnienia trzeba? Żadna sprawa. Wystarczy się pomodlić z serca, poprosić i pozna Pan na początek dość sporo.

W życiu nie ma oszustów. Są ludzie, którzy mają przeróżne dylematy, osobowościowe, polityczne, wojskowe, społeczne, rodzinne. I cały czas poszukują rozwiązania. Często kłamią siebie samych, by zrozumieć swoją sytuację. Tylko zrozumienie przynosi spokój. Gdy go nie ma, toczą się wojny psychiczne i bratobójcze. Gdyż nie wierzą już nikomu, Nawet biblii. Prawdę ma Pan w sobie. Przyjdzie Duch prawdy i doprowadzi was do całej prawdy.... Coś to oznacza. Dziś mamy mentalność i umysły dostosowane do nowego spojrzenia. Pewnie, jak się będzie hermetycznym i literalnym, nic się nie zmieni. Szukajcie a znajdziecie... Co wtedy poradzić? Nie wiem. Każdy powinien szukać swojego punktu odniesienia, bo zasługuje na niego z racji swoich przemiennych klęsk i zachwytów.

Pewnie tak. Ale znów, kto to będzie robił? Jeśli zbyt mało odpowiedzialny, to zepsuje. Dlatego sugeruję stałe dążenie do osobistej doskonałości, do życia za pan brat z cnotami. Wówczas, coś z tego wyjdzie. Mam nadzieję, że tak będzie.

Lud – Król. Owszem, to dobry przykład. Ale są lepsze. Gdzie jest tylko lud. Zbiera się, obraduje, podejmuje wspólnie decyzje. Rozchodzą się i system jest wdrażany w lud bez przywódcy. Były takie, tudzież może gdzieś jeszcze się to stosuje. No, w małżeństwach, rodzinach ewentualnie. Szczególnie współczesnych.
Nawiasem mówiąc, sam bardzo się modlę do św. Kazimierza Królewicza i do św. Jadwigi o powrót Króla do Polski. Powiem więcej.... Mam przeczucie, że on będzie. Zobaczymy.

Dosłownie tak jest. Skoro myślimy i posiadamy refleks, to oznacza, że sami też coś potrafimy. Po coś nam jest to dane. Tylko dla polityki i domowego budżetu? Sprawa sięga nie jednego podłoża. To, co inni powiedzieli, to powiedzieli. Ale my tak samo mamy głos. Taki sam. Więc możemy mówić i poznawać, na ile sami zostaliśmy poznani. Nie mówię, żeby negować wszystko. Ale mieszkać dziś w norach, raczej nam nie przystoi. A różne przekazy tradycyjne, to takie właśnie nory w stosunku do współczesnej mistyki. Mistyka również się rozwija, nie tylko technologia i systemy społeczne, edukacja, itd.. Na ile potrafimy, na tyle mamy. To dotyczy tak samo poznania Boga, a więc naszego jestestwa. Uśmiech Boga zawsze jest skierowany życzliwie w naszą stronę, cokolwiek byśmy nie pomyśleli...

Kochany Panie Marcinie. Bardzo Pana wspierałem i promowałem w internecie. Ale ze znanych Panu przyczyn zakończył Pan swą dziejową misje... Jakże się cieszę, że Pan powrócił, przemyślawszy kilka kwestii filozoficzno-bytowych. Jest Pan Młody, więc pomimo oczytania, serce potrafi zabić mocniej. Bunt wobec rzeczywistości, z powodu braku jego zrozumienia. Dziękuje Panu za ten osobisty bunt, i w pewnym sensie klęskę. Na to liczyłem. Bo teraz Pan z nowym spojrzeniem będzie ogarniał rzeczywistość i historię, którą Pan tak smakowicie zajada i przetrawia, aby nam ją przedstawiać w telegraficznym skrócie. Liczymy na Pana wywiady w internecie. To ogromna publiczność, żywa jak w sali. Niech Pan coś w tym kierunku działa,,, Nie każdy ma taki talent i pamięć jak Pan. Pozdrawiam najmilej. Wiesław Matuch.
Oczywiście, że ci przyznaje rację. Nigdy nie byłem przeciwnikiem demokracji, ani przeciwnikiem Króla. Mnie interesuje bardziej ludzka natura, która jest przyczyną i skutkiem tych systemów, jednak niewydolnych, jak sam człowiek. I tu jest sprawa... Natura jest słaba, otoczona cierpieniem i żądzą, i to samo przekłada się na system, który jest jedynie użytkowany przez ludzką, niedoskonałą naturę. Pytanie, jak poprawić demokracje? Nie da się! - dopóki nie poprawi się duchowej natury człowieka. Taka jest moja konkluzja. System szczurów to inna cywilizacja, one mają swoje sprawy, a człowiek swoje. Podobieństw można się doszukiwać, ale to nie to, jednak. Dalekie od możliwości ludzkich.. Pomimo, iż te same atomy używamy...

Cudne słowa... Miara i bezmiar...Miłość potrafi wszystko... Jest lekka i życzliwa... Myśli częstokroć ją pętają. Słusznie o tym mówisz. Myśl może stworzyć niebo i piekło...nawet jednocześnie... I to się dzieje teraz i tu... Doskonałość uczuć i myśli, to wyższa szkoła jazdy cnoty, by nie generować przypadkowo i ciemnej mocy. Dlatego najlepiej skupiać się tylko na dobru i miłości, i to dawać innym, a nie będzie większych kłopotów w naszym zagęszczonym bytowaniu. Widzę jak wiele spraw masz pięknie przemyślanych. Same pozytywy. To rzadkość w obecnych czasach.:-) Coś Ci Anito powiem. Gdyby w naszym kraju politycy byli tacy jak Ty... to piekło odeszło by hen w dal a nastał raj... Strasznie tęsknię za takimi duszami jak Ty, bo chciałbym je pokazywać całemu światu, i chwalić się tym... Zobaczcie, oto kogo ja znam...?!

Umysł potrafi wiele, nawet stworzyć świat, podobnie jak np. młotek, czy komputer...

Właśnie i o to chodzi. Ale trzeba sobie cały czas dawać przestrzeń na dochodzenie do przyczyn i skutków. Mozolna to praca, ciągnąca się czasami całe lata. Nie od razu się mądrzeje. Czasem trzeba narobić dużo błędów, aby coś zrozumieć głębszego. Ale póki co trzeba praktykować wiele cnót, by demokracja była normalna.

Będzie..., ale wszystko po kolei. Pewnie jeszcze nie jednym porównaniem lub konkluzją, nie spodobam się. Jeśli gdzieś Pana w czymś uraziłem, to przepraszam. Ja nie jestem taki...Nikogo w niczym nie pragnę pouczać. Artykułuje tylko swoje poglądy. Dialog, owszem, o to chodzi.... Ale z drugiej strony dobrze jest słuchać też siebie. Rozumie Pan o czym myślę.... Malarz nie może kopiować czyjeś obrazy, musi malować swoje. Inaczej nie byłby oryginalny, nie czułby swojego talentu, itd.

O seksie też będzie, kiedy delikatnie porozbieramy, nie dziewczyny, a swoje potrzeby i skąd one się wzięły. Co one oznaczają i na ile spełniają nasze oczekiwania. Ale to kiedy indziej.

Trudna sprawa, wolności do końca nie można naruszać... Gdzieś to życie, takie czy inne, musi się toczyć, dlatego jest jeszcze podtrzymywane. Nauka trwa... całe szczęście. Bo już całkiem mogło być pozamiatane. A tak to jeszcze możemy nieco doświadczyć tej podłogi, aby coś zobaczyć ciekawego.... dla rozwinięcia skrzydeł...

Ależ jestem świadomy słów, które piszę. I odpowiadam za nie. Jak chce Pan być homoseksualistą, to kto Panu zabroni? Nikt. Ilu jest biskupów, joginów... , polityków,,, mężów... żon... blogerów, nawet bardzo młodych. Sam Pan nie uwierzy, jakie to jest powszechne. Lecz wynika to z potrzeb duszy, a nie ciała. Dusza jest przecież bezpłciowa. Umieszczona w powłoce ciała - trochę fiksuje. Jak kościół odtajni swoje archiwa, to się Pan zdziwi. Może się okazać, że niektórzy apostołowie, też byli homo. To już raczej nie jest herezja. Jak Pan wie, w świecie socjologii, herezji nie ma, ona dotyczy jedynie struktur religijnych, teologii. A to zupełnie inna bajka. Kościół pierwotny był nieco inny. Jeszcze w III wieku krążyło ponad 30, a może nawet więcej, zeszytów dla katechumenów, - czyli ewangelii. Kiedyś się to wyjaśni, gdy się zmieni papież i przyjdzie odważny, jak św. Piotr. On sięgnie po konkretną prawdę. Ludzie Konstantyna i jego żona, sporo w tej kwestii namieszali...z tym kościołem. Przestrzeń jeszcze nikomu nie zaszkodziła, natomiast przepisy i ograniczenia, - tak. Ma Pan szczęście, że urodził się Pan katolikiem...? To najwłaściwsza religia na dzisiejsze czasy, najbardziej bezpieczna.

Nie trzeba nikomu odbierać wiary. Wystarczy rozświetlać jej struny tajemne..., Taki jest sens wiary, aby poznawać.... A potem wiara i nadzieja odpadną, pozostanie tylko... MIŁOŚĆ. Tak mówi to nasze Pismo św. Póki co, musimy się trudzić nad rozszyfrowaniem życia, przy pomocy m.in. religii, ale nie tylko, Boga przede wszystkim. Religia, a Bóg, to jednak odległe kosmosy. Bóg ma swoje ścieżki prowadzenia dusz do siebie, a kościół swoje. Nie zawsze one są zbieżne, to już chyba widać... Nie mówię, na początek wiara musi być, inaczej człowiek zwariuje. Ale potem...? To jeż co innego...

Ważne, aby stawić opór głupocie i otworzyć bramy dla wszystkich, nie tylko dla „wybranych”. W myśl zasady: „miłuj bliźniego.... jak... siebie....” Czy dogmat i przepis tu obowiązuje?, i coś zmienia? Zmienia – obniża zdolność komunikacji z Bogiem. Stąd ten krzyk. Krzyk oznacza bezradność i zarazem szczerą, choć nie zawsze uświadomioną tęsknotę, jednak, za całą prawdą. Dlatego każdy zasługuje na usprawiedliwienie i ciepło.

A czy musi to docierać? Nie! Ja mówię za siebie i trochę dla siebie. Dzielę się jak chlebem, przełamanym... Lecz nie każdy się nim posili przecież...

Dziękuje! Jestem dość odważny w swych przemyśleniach... natchnieniach..., wiem... . Ale wulkanu nie da się powstrzymać, jest to silniejsze niż wszelka technika materialna czy medytacyjna. Jest coś, co jest ponad świat i ludzką logikę, i ja to dostrzegam... Nie wiem dlaczego. Widać taka jest tendencja tych, którzy pragną nas oświecać i prowadzić, mimo wszystko, mimo naszych „kiepskich” sprzeciwów...

Człowiek sam dla siebie jest zagadką. Myślę, że nie tylko czasem... stale... Co ja czuję? A co może czuć dusza? Tęsknotę jeno... Wszystko wynika z tego, że jesteśmy podobni do Boga, czyli zupełnie szaleni... On kiedy nas stwarzał, ryzykował, a jednak to zrobił. Tak i my, szalejemy za miłością, za prawdą, bo chcemy się cieszyć i wyżywać w miłości do nieopamiętania - jak Bóg. On zupełnie zwariował, kiedy nas tworzył.... .I tego, mimo wszystko nie żałuje...To z tego wszystko wynika... Uwielbiam się dawać wszystkim, jak Bóg. Ty zresztą robisz to samo... Psychika, to pułapka, liczy się tylko miłość... Ale bez granic i ram...

A czego się bać? Jesteś na obraz Boga, a czy On się czegoś boi? Czy ma jakieś ograniczenia? Bądź jak On, chociaż na parę chwil, a to już dużo...

To prawda, co mówisz. Ale jest moment, kiedy i to nie starcza. Nawet wiedza nie starcza.... Bezmiar...- nawet to nie starcza... I najdziwniejsze jest to, że chyba „nic” starcza...Ale co to jest nic? To dopiero zagadka do rozwiązania... Myślę, że właśnie to nic jest pełnią życia...

Dziękuję. Nie myśl sobie, że ja nie błądzę. Błądzę...A kimże ja jestem? Trawką na wietrze. Ale ta trawka jednak patrzy szpicem do góry. Nie położyła się, nikt jak do tej pory jej nie stratował. Na szczęście. Świat na razie mnie nie pokonał. Ale to nie moja zasługa. Raczej kogoś innego, z wyżyn... Sam nie miałbym najmniejszych szans. Świat połyka, czy chcesz, czy nie. Koto się zorientuje że został połknięty stara się wydostać choć na szczękę, a potem jakoś pójdzie.

Cudownie Anito, jest w Tobie to szaleństwo naszego boskiego Królewicza. Sama świętość przyjemności....

Pewnie bez tego głodu nie bylibyśmy szczęśliwi na tej ziemi. Mówię na tej ziemi świadomie. Gdyż obecnie jesteśmy odseparowani od Królewicza, swego Oblubieńca..., na jakiś czas. Potem będzie twarzą w twarz. A to już inna odyseja rozkoszy bezpośredniej i wiecznej... Już Ci Jolu po ludzku zazdroszczę... tych boskich igraszek...

Istność w istności, bez opamiętania i logiki. To jest to zjednoczenie, o którym „śpiewa” światło pragnień nieopisanych... Ty to czujesz...

Tak naprawdę Prawda to przykrywka. To taka zabawa w chowanego, tu na ziemi, póki mamy ograniczenia, z pewnych powodów... Tam już nie ma prawdy, bo ona jest odsłonięta... I spotkać się mogą wszyscy ze wszystkimi, jeśli tylko tego zapragną. A ja pragnę... Bo taka jest moja duchowa natura, a nie wiem skąd ją mam...:-)

Cudownie powiedziane. Strzał dychę...Najważniejsze tu i teraz, aby ta strzała nas dogłębnie zraniła...

I znowu powiem, że to prawda. Ale życie, w naszym ludzkim rozumieniu, jest dość pogmatwane, usankcjonowane „podatkami”, trudne do sprecyzowania. Stąd tyle chorób psychicznych i fizycznych, tyle ucieczek.... i słusznych, bo każdego denerwuje, że prawie nic nie rozumie z tego, co się dzieje. Brutalne, niestety. I kto poda rękę tej bezsilności? A takie to bolesne, czasem... aż kości strzelają...

Słowacki już powiedział o duchu globu. Glob jest żywy, na swój sposób, jak np. kamień. Atom ziemski jest wszędzie taki sam. I w naszym ciele, i w lawie wulkanu. Ale jądro atomu jest puste, I jak to zrozumieć? Oszaleć można... Ten Królewicz z Góry, jest strasznie zabawny... i zalotny....zazdrosny o nas...

A jakie ograniczenia ma Bóg? Skoro wszystko jest ostatecznie Jego? Śpimy dzięki Niemu, więc i poszukujemy dzięki Niemu. Wszędzie, i w gałązce bzu i w internecie, w protonach i jądrach atomu, które jak się okazuje są puste... Wszędzie, nawet w duszy Szatana...naszego kochanego brata, kompana z dalekiej przeszłości..., który spodziewa się od nas życzliwości i zrozumienia...

Siłą wszelkiej energii jest dobro. Póki dusza generuje chociażby minimum dobra ma szansę się wydostać ze świata materialnego. Ale... Ale... jeśli dusza neony lat nie dba o dobro, jest możliwość, że zostaje unicestwiona, a jej energia powraca do Boga. Ale nigdy nie jest wiecznie potępiona. Piekło to głupoty wymyślone w celu kontroli umysłów.

Jakże szkoda, że tacy jak Pan nie zasiadają w parlamencie naszym... Tam powinni być sami artyści i twórcy miłości...

Hologram, to jedna z możliwości... Sprawa jest jeszcze bardziej złożona. Atom, jego jądro jest puste - okazuje się. Tu zaczynają się prawdziwe teorie... Pewnie, że Biblia oszukuje. To bardzo prymitywne dzieło... Archaiczne, nie na te czasy. Dziś należałoby napisać coś na nowo. Ale czy się da? Dogmatyzm neutralizuje wszystkich. Nic, jeno cicho sza... Ale w tej ciszy budzi się wielki anioł zrozumienia.... Budzi się miecz, który odetnie iluzję pogubionych i oszołomionych władzą i bogactwem...

Man nadzieję, że jednak Pan pojmie swoim rozumem, a ma Pan go wielkim, że wcale nie oto mi chodzi. Przeciwnie... Być może nie czuje jeszcze Pan moich intencji, bo i skąd...? Mój owoc jest bardzo, a bardzo pozytywny.... Nie ma tu żadnej manipulacji, lub obniżania lotów świadomości. Odwrotnie, otwieram bramy do Nieba.... W następnych pismach więcej wyjaśnię... Ale zaznaczam, aby to nie było jakimś zamknięciem... to są wyłącznie moje myśli. Nie mam zamiaru zmieniać Pana poglądów. Nie było by to taktowne na obecną chwilę. Tak na razie musi być, jak jest. Są chwile w życiu, kiedy coś przeskakuje i jądro atomu okazuje się puste... Zadziwiające i zachwycające. Stereotyp myślenia... rozumiem. To żadna nowość... oparty o przeszłość. A co z przyszłością? I dopinaniem cegieł poznania obecnie, bez fałszerstw czasu minionego? Oto przestrzeń do zadawania pytań oraz tworzenia poezji kwantowo - wyobrażeniowej. Życie to bajka, o bardzo zasadniczym podłożu egzystencjalnym. Ja uważam, że bardzo zmanipulowanym przez odwieczne prawa Kosmosu... Ale... to dopiero początek cierpienia...


Owszem, wolna wola... Ona nie jest Matriksem, ona jest przyczyna świata. Powiedziałbym raczej, ze to stan pychy jest Matriksem, owładniający wszystkich w czasie, i nie w czasie. Wola to serce pragnienia szczęścia. Nie powinno się jej podejrzliwie przyglądać. Ona jest naszym szczęściem i kochaniem na wieki... Problem zmysłów, ograniczeń, to całkiem inna kwestia, w większości niezależna od naszej woli... Są tacy, co zdominowali nasze widzenie, i gównie oni są za to odpowiedzialni. Ale my również możemy coś w tym kierunku zdziałać, aby polepszyć to widzenie... Cnoty... i szlachetność... Tak na początek są one potrzebne....

Ależ tak... tylko że świat,,, to właśnie ta biblia..., To księga życia,,, która nas oszukuje. Jest tak prosta, że nie można się zorientować jaki jest cel naszej wędrówki. Nikt nic nie wie, pozostaje przeczucie i wiara, Kapłan też musi tylko wierzyć, bo nic nie wie. Przekaz starych ksiąg, to już przeszłość. Choć jest tam parę istotnych zdań i przesłań. Ale czy dziś ich nie ma? Są, jeszcze bardzie bliższe Boga niż przedtem... „Duch prawdy doprowadzi was do całej prawdy...” To jedno z istotnych przesłań. To nadzieja, że nie pobłądzimy w kierunkach..., że odczepimy się od przeszłości, od pępowiny..., a zakotwiczymy w wyższej mądrości niż to było do tej pory... Ale trzeba uważać, bo strategia rąk pracujących nad pozorem mądrości tylko czyha, aby nas złowić...i dać poczucie zwycięstwa ducha nad materią. A to poczucie, może być powodem depresji duszy. A co dalej... znowu praca od nowa...i tak stale... Aż... w końcu... obejmie nas Królewicz naszej duszy. Wtedy będzie już tylko śmierć i rozkosz bez ograniczeń świadomości postępującej...

Właśnie, to jest problem... Praca nad sobą, to też jest pewnego rodzaju dochodzeniem do specyficznej filozofii życia. A Być doskonałym, a dążyć do doskonałości, to jednak różnica. Jest wiele dróg do formacji duszy. A zasłon jeszcze więcej. Trzeba przejść przez wszystkie formy, kształty i doznania, nim dusza stanie się, jak Bóg. Długa, czy krótka do tego droga...? To zależy od wielu czynników fizycznych. Nawet zależy to od tego, czy jesteśmy zatrudnieni na umowach śmieciowych, czy na zwykłą umowę o prace. Wbrew pozorom, to również ma wpływ na nasz rozwój duchowy. Bo gdy się pracuje po 10 godzin dziennie, - dusza się wycofuje mimowolnie, gdyż nie jest przez nas zabawiana....

Dobrze wiesz Haniu, że sens istnieje. Nawet gdyby się żyło miliard razy, to w końcu po ostatniej siwiźnie, coś się ruszy w posadach. A to będzie oznaczało eurekę... I wówczas czas się skończy, a zacznie nowy, ale z inną perspektywą, już nie taką, jak do tej pory. Życie w swej głębi, choć nas upokarza raz za razem, uśmiecha się do nas i oczekuje, że to my właśnie, tej głębi, pomożemy się unicestwić. By się wynurzyła i przestała nas prowokować niewiadomymi...

Szczepienia.... wiadomo o co chodzi.... smugi na niebie... - to wszystko wiadomo. Ale, do końca nie jest to tylko wina ludzi. Wszyscy zasługują na miłość. Miłujcie swoich nieprzyjaciół.... Sednem, takim naocznym, konkretnym, celem samym w sobie, jako aspekt wieczności, jest pokochać to, co jest nie do pokochania. W korporacjach manipulacyjnych, pracują ludzie.... nasi przyjaciele... od serca, z którymi... kiedyś.... sami psuliśmy ten świat. Nie da się ich wyeliminować, to tak jakbyśmy wyeliminowali samych siebie. Co można zrobić? Głosić na wszystkich ścianach, że miłość bezinteresowna jest najpiękniejsza i przynosi najwięcej zysku... Może oni o tym jeszcze nie wiedzą? Delikatnie można im to podpowiedzieć, i niech sami spróbują jej fascynacji i spokoju...

A kto nie udaje? Każdy chce być innym... pięknym....mądrym....sympatycznym... uduchowionym.... A tak bliżej... każdy jest zaledwie trawką na wietrze... Przepraszam za te porównania... Tak sobie to wykombinowałem.

Okradł... okradł... Zgadza się. Słynna historia... Ale przecież nie o kradzież jemu chodziło. Franciszek akurat wtedy był bardzo młody i myślał sobie, widząc to bogactwo i biedę wkoło, że przysłuży się dla Boga. Oszalał, to prawda, dlatego do dziś uważają go za psychicznie chorego.... Ale On taki nie był. Franciszek urodził się jako wielka dusza, stąd od początku fiksował w tym świecie. To nie jest proste...dla mistyka...dużo niedomówień i cierpienia...miał poważne kłopoty z komunikacją z Bogiem... I zrobił coś co zaskoczyło rodzinę, sędziów - biskupów i nas dziś...Ale koniec końców, wyszło to na dobre...

To, co Pan mówi, to prawda. Lecz prawda zawsze jest cząstkowa, jednak. Bo nawet św. Paweł wspomniał, że poznajemy ją po części... Więc sam rozszerzył pole percepcji, dla całych pokoleń. Wielu było myślicieli w kościele, i nie tylko. A skoro byli tacy, to czy dziś ich nie może być? Ależ tak! Prawda dzisiaj może być ciekawsza niż 2000 lat temu. A to dlatego, że żyjemy trochę w innych epokach. I więcej nam dane dla zrozumienia przyczyn i skutków bytu. Nie mówię, że wszystko musi być idealnie – nie. Ale ciekawiej, może nawet głębiej, bo współczesnym językiem podane. Mistyka, również jest rozwojowa. O tym mówili najwięksi Doktorzy Kościoła, np. św. Jan od Krzyża, który sam był więziony przez kościół w lochach klasztornych, za swoje odważne stwierdzenia. Wszystko zależy od tego, jaką głowę kto otrzymał w darze od Protoplasty. Na ile zasługuje wiedzieć coś więcej. A możliwości daje...Ktoś... po odblokowaniu naszego ciała i psyche...

Pisarze i zbawiciele są po to, aby wykonywali dzieła, jakie im przydzielono. I nie koniecznie mącą. Częściowo Biblia namąciła, i teraz nie umiemy się od niej odczepić. A Duch św. działa i teraz. Przecież nie przepadł gdzieś w zakamarkach nieba. Duch działa, ale niestety na poziomie kwantowym i wiele wyższym. W świecie materialnym Go nie ma i nie będzie. Gdyż to nie Jego przyjazny rewir. Dlatego pisarze mistyczni tak są ważni. Oni poddali się tej mocy. Nie każdy to potrafi... Nikt nie chce mącić świadomie. Każdy szuka na różnych pułkach, by cokolwiek znaleźć dla duszy. Czasem szuka się przez ateizm i materializm. Właściwie, każdy od tego zaczyna. I trzeba zrozumieć każdego, ich chęć poznania, chęć zanurzania się we własny byt. Bóg rozumie wszystkich, dlatego nie grzmi.... Raczej On płacze nieustannie. Bo dał wszystko co najlepsze, a i tak aniołowie poodchodzili od Niego. Ale czeka. Podał pierwszy rękę i czeka zalany łzami aż jego najpiękniejszy anioł – Szatan, do Niego powróci. Ten syn marnotrawny, a my razem z nim. Historia ludzkości, nie jest prosta do ogarnięcia. Biblia nie wszystko wyjaśnia. Tam wiele brakuje...istotnych spraw, a niektóre są przekręcone.

Tak. Lubimy szczegóły. I właśnie te szczegóły powodują, że nie szukamy całości. Szczegóły nas zniechęcają. A nie powinny. Bo np. gdyby nie było zera i jedynki, system operacyjny by nie działał. Prawda powinna być czytelna. Ale problem leży w nas... faktycznie. Dlatego odpuszczamy sobie nowe horyzonty. A jest powiedziane: „szukajcie a znajdziecie, kołaczcie a otworzą wam”. To nie są puste słowa, ale ogromna moc wyzwalająca się spod tych słów. Gdyż moc kryje się za słowem. A nie za bicepsem.

Problem był, ale z zakresu duchowości jego. Sprzeciwiał się bogactwu kościoła i jego przepychowi. Stąd ubrał worek na siebie, jako znak sprzeciwu. W tym czasie było źle z duchowością kościoła. Sam nawet reguł nie chciał napisać dla kolegów. Lecz go podeszli i coś tam naskrobał. Na końcu otrzymał stygmaty, co go uwiarygodniło. Był świętym szaleńcem Boga.

Michale, mówię o tym Bogu, co nie grzmi... Być może jest i inny, który wycina... ale takiego nawet nie chciałbym znać. :-)

Ludzka interpretacja, nie oznacza zawsze coś złego i ułomnego. Jeśli Ty interpretujesz, czy to oznacza, że jesteś zaraz ułomny? A przecież nawet w tym poście wyrażasz swój pogląd, przeciw innym poglądom? Niekoniecznie. Ludzki duch potrafi wiele poznać. Lecz schody zaczynają się przy wcieleniu, i potem. Dopiero, gdzieś przy końcu życia, kiedy zęby się zjadło na poszukiwaniach, coś zaczyna promieniować.... Ale to bardzo złożony problem, z tą mistyką. Choć jednocześnie banalnie prosty. Lecz sami to komplikujemy, to prawda... Pozdrawiam Cię serdecznie.

Ale masz tekst.... Inteligentny. Tak zwyczajnie, jednak, pokodowałeś go tak skutecznie, że ciężko go zrozumieć. Cóż mogę powiedzieć w takiej sytuacji? Nie wiem, jestem całkiem głupi... Ale pewnie masz swoje style w przekazie, których mi brakuje. Pewne nitki mógłbym zinterpretować, ale nie wiem czy nie przyczyniłbym się do niezgody pomiędzy nami. A tego unikam, bo już nigdy nie wypilibyśmy razem dobrego napoju. Jeśli postarasz się, i pogadasz ze mną językiem „żaby”, to się dogadamy. Może potrzebny nam czas na zaprzyjaźnienie się. Być może...

Problem w tym, że tak naprawdę herezja nie istnieje. To określenie jest wyłącznie teologiczne. A świat nie jest teologiczny... A raczej sposobem na odkrywanie i bawienie się nim...Jeśli ktoś woli, przy Bogu i z Nim, co polecam...

Myślę sobie, że pozytyw czują wszyscy, ale z przekory i nie odpuszczania sobie, tak dla picu, mówią, nie...! Ale w głębi wiedzą, że tu jest światło. Moim zdaniem, każda świadomość umieszczona w ludzkim ciele, dokładnie wie czy robi dobrze, czy źle. Kwestia jest taka, na co jako pierwszemu pozwolimy na określenie sytuacji. Wybór... satysfakcja... podnieta... nieopanowanie emocji...

Rozumiem. Haniu. Masz świętą rację. Ale Ty jesteś jednym z mieczy światłości, tutaj. A na ziemi toczy się jednak walka w myślach. Nie dawaj ziemianom całkowitej wolności: pokazuj drogę, proś i nakłaniaj do dobra. Już to robisz, dając te artykuły w necie. Ty masz myśleć: nie wyście mnie wybrali, ale ja Was... W tym systemie to najlepsze rozwiązanie dla postępu zapóźnionych...Wiem, że nad tym się pracujesz...

Dobrze, że tak odczuwasz wszechświat. Ale czy przyczyny i skutki jego są tak oczywiste? Otacza go gęsta mglistość.... Ale z drugiej strony, jakoś trzeba się w nim odnajdywać, mimo wszystko...


Świetnie, że działasz... Coś Ci Haniu powiem na potwierdzenie. Kolejka, by się urodzić na ziemi, jest ogromna. Lecz tylko kilka osób wydostaje się z tej ziemi, po zakończeniu jednego, tego, żywota. Taki to jest postęp duchowy. Omotanie percepcją widzenia tego świata materialnego, jest prawie w 100-u procentach. Przyczyny tego stanu są trochę niejasne...Dlatego schodzą tu synowie i córki światłości, ( bardzo ich mało) by choć jednego przygotować na lepsze życie... Ale nikomu o tym nie mów...:-)

Cieszę się bardzo Anitko. Oczywiście, masz rację. Prawda, na różnych etapach jej poznawania, pojawia się na różne sposoby. Tego nigdy nie zostaniemy pozbawieni... Stąd ujawniają się różnice między nami wszystkimi. To nie jest groźne. A nawet twórcze. Lecz z drugiej strony, na płaszczyźnie materialnej, przekonanie, – potrafi zabić. Tak to silna energia.... Przekonania tu zabijają, psychicznie lub fizycznie. A jednocześnie otwierają archiwa naszych ukrytych możliwości... . Tarcia z dochodzenia do „Bogini Miłości”, to nasza codzienność. Z miłości i przekonań powstają wojny. Zło również umie kochać, co prawda zanieczyszczonymi pragnieniami, ale jednak. Każdy, jak niszczy, myśli, że kocha... Nawet zwierzątko na polu to robi, zagryzając inne, słabsze... . Stąd tak ważne, by zrozumieć każdego i nigdy nie potępiać, lecz wyłącznie usprawiedliwiać. Podnoszenie głowy do Góry..., jakże intrygujące..., bolesne, i w tym samym momencie szczęśliwe są to procesy... . Dziękuję Ci Anitko, za komentarz. Świetnie napisany... ode mnie - buziaki... . My nigdy się nie poróżnimy...., bo mamy zapasy przestrzeni....

Ja wiem to nie z internetu. Jeszcze go nie było, już wiedziałem. Ale o tym nie chcę mówić. Mogę tylko wskazać palcem w gorę... Wyłomy w Kosmosie są... nawet „ten zły” o tym nie wie, bo gdyby wiedział, zabiłby nas... więc cicho....sza.... Ale Ty jesteś już na tyle silna, że możesz mu spojrzeć w oczy i nic Ci nie zrobi...

Dotykasz samej membrany. Każde jej muśnięcie wstrząsa życiem... jesteś cudowna...

Ech... życie... jakie ono jest kolorowe...

Już się nie boję, bo Go pokochałem. Zrozumiałem, że „Ojciec - Bogini” też Go kocha. Nie chcę być nienowoczesny...i pozostawać w tyle... A jak kochamy, to mamy wsparcie od samej Bogini...

Kościół nie jest taki zły, nikomu przecież źle nie życzy... namawia do miłości bliźniego i ukierunkowania nas na Boginię Miłości-Boga. Nie lubimy go, bo może sami mamy coś za uszami... . księża też tylko ludzie i potrzebują takiej samej miłości, jak my. Może zobaczmy choć troszkę światła w tym kościele. To jest również pozytywna energia, to nasze usprawiedliwianie wszystkich... Bóg chyba lubi taką postawę...

Ale bym dodał coś jeszcze ważnego... demony to są te same istoty, co my i inni w kosmosie. Oni nawet nie upadli, tylko się wyrodzili, z powodu braku perspektyw, z braku zasilania... To są nasi bracia z dalekiej przeszłości. A ci, mało wyszlifowani, wcielają się w ludzkie ciała, i albo usilnie pragną zostać mistykami, albo karierowiczami...albo stwarzają zwykłą rodzinę... różne związki... w ogromnej niewiedzy przybycia tu i życia... Może to zbyt śmiałe stwierdzenie... I masz babo placek... Wszyscy poszukują miłości przez jej zaprzeczanie niejednokrotnie, dlatego to tak boli i niszczy.... Wszyscy po czasie... znajdą wieczną radość, już nie przez negację, ale triumf zadowolenia... i świętej korzyści...

Serce jest najważniejsze. Ale pełniejszą wersją tego pojęcia, tak mi się wydaje, było by stwierdzenie: Serce Umysłowe. Bo powiem tak, niezbyt popularnie może: Sam umysł jest za surowy, a samo serce, pałające ogniem, może narobić sobie przykrości... pędząc trochę na oślep. Ale połączone razem.... można oddychać dwoma płucami... Przepraszam za moje, takie, myśli...

Powiem Ci Anitko... jesteś wyćwiczonym zawodnikiem i strzelasz w same dziesiątki....należy Ci się za to medal...

To nie świat wizualny, do końca, obecnie, jest wielkim naszym problemem, ale spojrzenie nań...Gdy patrzymy poprzez chęć poszukiwania..., tego nietuzinkowego doznawania przyjemności z jego tajemnych wyjawień.... staje się Celem dla nas... Wszystkie niepowodzenia... , czarnowidztwo..., czyści jedynie wewnętrzna modlitwa... z prośbą o pomoc w wybieraniu, wyłącznie boskiego odczuwania rozkoszy... . Zapisanej przez magnetyzm miłości, na unerwieniach naszej duszy... Czy czegoś tu nie przeoczyłem?.... Pewnie, tak... jak zawsze... mi się nie udaje...

Nie ma ograniczeń, sami je stwarzamy pod kontrolą kosmitów...

To cudownie, że jest trochę tych Aniołów-nas-ludzi, którzy niczego innego nie pragną, tylko obdarowywać wszystkich innych pojęciami świetlanej przyjemności... . O Boże.... jak mi dobrze... być z Wami...

No tak, ale jednak, taki nieco stereotyp, przecież. Już lepiej jest tu, niźli w państwie islamskim. Żaden ksiądz na Panią ręki nie podniesie. To tak, z perspektywy czysto praktycznej... Warto pokochać na nowo nasz kościół. Owszem, dobrze by było, gdyby trochę odpuścił, w tych dogmatach i pracy za darmo.... To przecież jest możliwe do zmienienia. Naprawdę nasz katolicyzm jest fajny... można zawsze odkryć go na nowo... A te sprzątanie w świątyniach... no jednak ktoś to musi wykonać... , bo kto...? Ksiądz? Jakby miał wszystko robić sam, to nawet mszy nie miałby czasu odprawić. W korporacjach, dyrektorzy, nie mogą takich rzeczy robić, bo by zaprzepaścili firmę. Księża, to naprawdę fajni faceci, ale trzeba się z nimi choć trochę zaprzyjaźnić, poznać ich, zrozumieć ich rozterki, niewiarę, problemy... Życie nie jest takie swobodne, jak nam się obiecuje... Sami wiemy ile „dymu” wydzielamy.... Księża robią to samo... posiadają mięśnie i kości, i egoizm również... Dlatego miłość jest tak szalona, i nie wybiera dla siebie najlepszych, przeciwnie, zapóźnionych i ze wszechmiar dogmatycznych, aby rozmiękczać.... i doprowadzić do zapalenia się - na początek - choć, słabej żarówki.... - tolerancji i ciepła...

Seks jest pod każdą postacią pragnieniem spełnienia..., źle powiedziane... dosadnego spełnienia duszy... . Seks nie jest dziedziną wyłącznie związaną z ciałem i przyjemnością orgazmu... to coś głębszego... Bo np. gdyby Pani była pozbawiona reakcji świadomości, żaden seks by się nie udał. To dusza pragnie seksu.... jak na razie musi posiłkować się ciałem i figurami fizyczno-mentalnymi... Seks nie jest żadnym złem.... pobudza duszę do żywotności i inwencji, zalotów, nieopisanej w żadnym wierszu miłosnym - inwencji... wiecznej tęsknoty... Więc, w pojęciu duchowym, na poziomie ciała, żaden, a to żaden wulgaryzm nie istnieje... przeciwnie... chęć przyjemności, dla podkreślenia kim jesteśmy... - bogami przyjemności..., obdarowani...tą zdolnością niesienia wszystkim zadowolenia z życia.... Wszystko jest piękne i dozwolone, pod warunkiem, - nie dostać zawału.... z miłości... czułości...., ciepła i wyrozumienia dla potrzeb wszystkich dusz w całym kosmosie, a potem w kosmosie wiekuistym, gdzie już wszyscy należą do wszystkich...gdzie na zawsze, całe Niebo ma się do dyspozycji...

Ja tam i w szarości widzę kolory... chyba jestem wyjątkowym daltonistą...

Chyba żaden... Atom mówi co innego...jest bardzo obiektywny, nawet z racji swojej powszechności... dla wszystkich... wszędzie... i jednakowo... bez końca...aż zgaśnie....

Ażeby tan żaglowiec przywiódł nas na wyspę rozkoszy... Może się uda... - A jakże...siłą wiatru pragnień, potrafi nas oswobodzić... z ciężaru napięć... nieuzasadnionych...

Żyć i umierać, to już jest motyw do niekonwencjonalnego sposobu na wyjaśnianie sobie przyczyn i skutków. Uszczypnięcie boli... Dlaczego...? Niestety, ale boli... Więc, po co się szczypać?! Motor bezwładnych emocji jest naszym sytuacyjnym, niechcianym najczęściej, obciążeniem. Kto go unieszkodliwi? Moim zdaniem, jedynie zachwyt...i drganie z nim związane...

Strzał... to mam na myśli, że to dobry kierunek myślenia. Kochać... „jakże łatwo powiedzieć”... Powiem, może coś przeciwnego, miłość to gra, i jak się kogoś zaczepi – jest Twój, w duszy Twojej. On tam natychmiast zamieszkuje, w pięknych komnatach radości.... Ale musisz chcieć zaczepić, i ująć w swoje dłonie jego wolność... Ponieważ miłość powinna być bezinteresowną... Ze swej świetlistej i nieprzewidywalnej natury, staje się „zgaduj zgadulą”, dlatego tak cieszy i uszczęśliwia. Życie nie może być poważne w sensie światła, gdyż to światło straci blask... Raczej powinno być szalone...szaleństwem... , unoszone przez powiew podróży hen... To jakby inne horyzonty... odczuwania... mało ziemskiego..., ale w końcu świadomość jest nieziemska... może co tylko chce, co sobie wymyśli – to zaraz ma... nawet jak pocałuje żabkę w łapkę czy jaszczura w usta – nie widzi różnicy... jest ponad formę...

Szatan, bo tak go dzisiaj chyba nazywamy, nie lubi tolerancji, raczej umacnia indywiduum i miłość osobistą. W tym się kocha - poprzez, skrzętnie ukrytą i cichą manipulacje. Bawiąc się naszą nie ukończoną edukacją pojmowań i wniosków. I póki z umiejętności dodawania i odejmowania, nie przejdziemy na umiejętność potęgowania - on w tym obszarze - będzie manipulował. A Jezus?- „Miłujcie swoich nieprzyjaciół...” Lub: "Moją matką i moimi braćmi są ci, którzy słuchają słowa Bożego...” Tak ja to mistysmakuje... Każdy zapewne, pod osłoną swoich osądów i pojmowań, może sprowadzić miłość do jaskini egoizmu, obrzucania się na bolesne argumenty, ot tak, z powodu np., własnego uporczywego zdania, itd.... Tak może być... ze mną tak samo... Przekonania, nawet w sprawie miłości... - zabijają. Stąd tyle krzywdy z miłości, pojętej indywidualnie, nie altruistycznie... Jedynie tolerancja, która jest najwyższą formą jej uduchowienia, stwarza warunki do pokochania wszystkich jednakowo. Radość z kochania wszystkich, jest objawieniem się łaski Boga. Najwyższa Istota, kocha i tuli wszystkich, tak samo... „Bóg nie ma względu na osobę”... Moje intencje nie są złe, a tylko z nich powstaje siła.... u każdego, jeśli ma je serdeczne... otwarte... nie krzywdzące świadomie. Słowa, przyznam, nawet te o miłości, mogą być wykorzystane w doprowadzaniu do różnych chorób. Ale jeśli ma się dobre serce, intencje, to nawet błędy przemienią swą siłę w przeciwnym kierunku, - tym lepszym. Choć skutki mogą czasem wydawać się odwrotne. Patrzenie z uczuciem przyjaźni, miłości i braterstwa... tworzymy życie w mgnieniu oka, to daje przestrzeń i pokój przede wszystkim. Ale, można rozpatrywać to inaczej... Ja nie wyróżniam nikogo i nie hierarchizuję, jedynie namawiam do podania sobie ręki z miłością. Bo tak czuję, że jedynie ciepła, dobra miłość, przekonuje i uskrzydla życie nasze. Liczy się dla mnie i morderca i święty król Polski, - np.. Wszyscy zasługują na miłość, i zdrowi, i chorzy. A jak wiem, to Jezus przyszedł bardziej dla chorych niż zdrowych... Tak przynajmniej uczy ten nasz Kościół.

Piękne... świat - to my... nie ma nas – nie ma świata. A światów jest wiele, i potrafią się sobą zachwycać, i nawzajem przenikać..., pieścić delikatnie uśmiechem... i czymś tam jeszcze niepojętym... Czy ja Anitko to kumam...? Jak żabka?

Ciekawe kto taką pięknotę, (kolorowy owad) zaprojektował...? Ja myślę, że brało w tym udział paru magików-artystów, genetyków z cywilizacji, która zapewne już odeszła i „przepoczwarzyła” się w jeszcze większych artystów... A tu pozostawili po sobie trochę obrazków z przyrody... Mam do nich główny żal.... - po co ten układ pokarmowy, co zmusza wszystkich do zabijania i niszczenia...? Czy nie można było ustawić jakiegoś perpetuum mobile...? Na przykład zasilanie wolą, samą chęcią życia..? Tacy artyści... a tak pewne sprawy, na chłopski rozum,nie wykończyli jak należy... A może to zazdrość była powodem użycia układu pokarmowego.... by konkurencje... innych kosmicznych inżynierów.... stworzycieli innych gatunków tego piękna – wycinać? Trudno powiedzieć. Było to tak dawno...(...). A może nie umieli sobie poradzić z przemianą materii na tym globie, która już istniała wcześniej ?...Tak czy inaczej, - pięknota.... jest piękna... Kolorki i kształt dopracowane, że ech...

Coś mi mówi...?, że wszystkie sfery upadły, bez wyjątku. Jak się popatrzy choćby na Drogę Mleczną, która zieje ogniem, pyłem, promieniowaniem i eksplozjami rozwalających się słońc i planet, to w wyższych, niewidzialnych dla oka sferach, może być podobnie... To nawet św. Paweł już kiedyś powiedział, jak on do tego doszedł... - nie wiem. Ale stwierdził: „wszyscy zgrzeszyli”. Użył słowa „zgrzeszyli”, ale ja bym go nie zastosował. Na tamte czasy, może było akuratne. Wolność i brak stałego źródła zasilania, spowodowały degeneracje układów atomowych, czy nawet subtelniejszych, dotykających nawet duszy. Dusza doznała skazy, a jak ona zmniejszyła się, to i stworzenia doznawały uszczerbku przy ich projektowaniu... Takie mam, jakieś przemyślenia... (science fiction).

Jakże głębokie spojrzenie, emanujące filozoficzną potrzebą świętego spokoju, a spokój tu jest najważniejszy...

Co spojrzenie, to nowy Raj, nawet troszkę już na ziemi... Warto tworzyć te Raje, by było cieplej i mądrzej... Kto się dzieli od serca, tworzy nam wszystkim komnaty rozkoszy w duszy. Dzielenie to budowanie naszej wzajemnej miłości... Świetne te wiersze Pan napisał.... To tlen do oddychania...


Życie ludzkie, jakby na to nie spojrzeć, to ciężki kawałek chleba, kołchoz pracy i przymusu z różnych stron, nawet rodziny... A dusza pragnie radości, obojętnie jakiej. Chwilka lansowania siebie, zabawy, sprawia to ciepło, pośród tych wstrętnych prac kołchoźniczych.. Nie jest to złe. Daje troszkę radości, uśmiechu, podziwu.... A duszyczka stale chciała by być w zachwycie, bo taka jest jej ciekawa natura... Parafrazuję: Ej! Tam...! umęczeni trawieniem przez ekonomię... przyjdzie do mnie, a ja was pocieszę... Proszę trochę szaleństwa... dla zdrowia myśli i spokoju serca...

Osho jest świetny, trochę go kiedyś poczytywałem. Ma racje...To jest ta jedna z możliwości układania się w pełnię, a dróg ku temu jest wiele. Gdyż każdy inaczej maluje... Dzięki za ten tekst Anitko...

Masz Anitko racje.... Pięknie to czujesz... to ideał, tak powinno być. W sercu.... tak, ale oprócz serca, mamy serce mechaniczne, i ono już komplikuje nam egzystencje, boć to samo serce jest egzystencją samą w sobie bardzo złożoną, która, jak wiesz, szwankuje: arytmie, zapalenia, itd., zawały. Ciało to takie cudo, które trzeba karmić, popychać jak osiołka czasem, chłostać, głaskać, myć, kochać go i wyrzekać się go. Same w nim sprzeczności. Ty widzisz...cudownie, piękniej ode mnie, ja może bardziej przyziemnie. W końcu jesteś kobietą... A ja złotą rączką od „śrubek i podkładek”. To bardzo dobrze. To miłe, jak Ty to generujesz w swojej duszy. To właśnie jest zamykaniem „gwiezdnych wrót” przeszłości... Lecz praktycznie, to już pewien szaleniec powiedział: „Duch dąży do czego innego, a ciało do czego innego, i nie ma między nimi zgody”. Jak patrzę na siebie..., to mu, bez sarkazmu, przyznaję jednak racje.


Nie to nie groza Anitko. Nic tu nam po niej.. Jesteśmy przeznaczeni, gdzie indziej mieszkać. Ja potrafię myśleć jednocześnie wieloma religiami. Dlatego mam tak pokomplikowany obraz, dla kogoś z boku. Ciebie rozumiem w całej pełni, bo znam ten sposób odczuwania co Ty. Jestem w jego sercu. I jednoczę się z Tobą. Z każdym potrafię się zjednoczyć i zrozumieć go. Ale są takie dziwne fakty oprócz tego.... i jakby ich odbieram... One nie zakłócają mi zbytnio obrazu Źródła. Ale mnie to wszystko ciekawi, dlaczego jest tak dobrze, skoro jest źle...? Taką dostałem w prezencie głowę, abym przy tym sobie „majstrował”... i chyba majstruję z niedowierzaniem...

Duch potrafi się rozstrzępić... na wiele części... Teraz pytanie, jaka jego cześć jest tu, i jaką „rysę” zaliczyła dusza...? Trudne pytanie i trudna odpowiedź....

Jesteś Anitko kochana, za tą odpowiedź.... Nic tylko dać Ci słodkiego buziaka za Twą mądrość....

A teraz tak z mojego ziemskiego punktu odniesienia... Każdy ma skrawek swojego nieba, i dla każdego „Niebo” znaczy, co innego. Ja będę latał statkami i podróżował.... tak czuję..., podróże będę zaczynał od swojego Pałacu, chyba mam nawet ich kilka, o ile mnie pamięć nie zawodzi..., z jednego krańca Nieba do drugiego.... zwiedzał cudowne planety duchowe i wspaniałych gościnnych mieszkańców... a jak mi się wyczerpie radość, polecę tam, gdzie jeszcze mnie nie było.... i tak stale...”ponoć” Niebo jest ogromne i wieczne... przygód miłosnych - co niemiara.... w Niebie uczucia zazdrości nikt nie zna, i nigdy nie pozna, bo nawet nie ma takiej potrzeby... wszyscy to doskonale rozumieją... wszyscy należą do siebie... na zawsze.... jeśli ktoś kogoś zapragnie, to go ma... w najwyższym zachwycie... całe Niebo praktycznie ma się do dyspozycji... podróże w zaświatach Nieba, i wieczne ekscytowanie się poznawaniem nowego Boga, - to jest moim Celem... - trochę ziemskim, co prawda. Wiem, że na ziemi nie do osiągnięcia, choćby się tu żyło nawet 1000.000 lat. Dlatego zmierzam Tam... Już tyle razy to przerabialiśmy, i nic z tego nie wyszło. Zawsze jedno i to samo – spadek energii i niewydolność duszy... Ale.... tak mi się wydaje, że jednak coś z Nieba na ziemi, jednak jest... bo w końcu tworzono kosmos na wzór niebiańskiej wizji Nieba... Dlatego pojawiają się te skrawki radości, co nas przenikają... pomimo zła, w całym materialnym kosmosie... . Dlaczego kochamy ten świat? Wydawało by się, że nie wiadomo dlaczego. A właśnie dlatego, bo to odbicie wszech-matrycy. Prawie nikt tego sobie nie uświadamia, - wyjątki. Ale, tak naprawdę, jest tylko krok od Eureki. Co prawda kurczącej się naocznie, lecz jednak to odbicie... lecz po długim okresie eksploatacji go – z powodu słabej energii pamięci – zamiera. Wszystko jest pod dywanem. Dopiero jeśli ktoś włączy odkurzacz i porządnie odkurzy wszędzie, jak się należy, - zobaczy gdzie jest.... Ale bajek naopowiadałem...!!!! ….. A co tam..., przecież bajki są po to, by rozbawiały do rozpuku...:-)

Wszystko się zgadza jak pomiędzy PISEM a PO. Ludzka natura... Papier przyjmie wszystko. Trzeba szukać u Boga a nie u pisarzy. I w swoim sercu, a tam o piekle ni...ni... strach na wróble... Ech... Dlaczego uciekamy się zawsze do przeszłości? Bo nie umiemy szukać w przyszłości. Umysł brnie w samych zaprzeczeniach i niewiadomych, nawet jeśli w ręce trzyma czyste artefakty... to i tak to zmanipuluje... są tego powody...

Kwanty kwantami, a poza kwantem zaczyna się dopiero bilokacja...

Piekło wymyśla się co chwilę, wystarczy otworzyć wiadomości... ale to nie znaczy, że cierpienie jest potępieniem wiecznym... pitu... pitu... Masz racje.

Duch sam w sobie z założenia i pragnienia jego zaistnienia, maksymalnie idealnego – jest u swych korzeni doskonały. Jednakże po różnych ucieczkach, znalazł się na „wiosce”. I musi tyrać „motyką” ciała. ...pies pogrzebany.... Większość nawet sobie nie uświadamia, że ma ducha – tak to jest sprytnie zakamuflowane. Dary ducha, co u niektórych się dopiero objawiają, jak: mądrość, rozum, tolerancja, pragnienie, poznanie transcendencji, podróże w zaświaty, i wiele, wiele innych. Świat materialny to zasłona przed doskonałością i jej lekkim, subtelnym przejawianiu się. To są sprawy wzniosłe, święte, czyli...? - szalone barwami nieopanowanej niczym, i nigdzie, bezinteresownej i osobowej, inteligentnej, artystycznej - Miłości... do wszystkich, w każdym pałacu rozkoszy, których nie brak po drugiej stronie życia... A tu? Cóż nam pozostaje... Jedynie płakać i tęsknić za skarbami... pisać myśli i poezje o jej piękności... próbować na swój indywidualny koloryt pragnień... przypodobać się jej przestrzeni figur i obrazów... łapać się za jej sukienkę... każdego dnia i każdej nocy...

Fiasko, tylko po pół litrze, a tak to nawet wychodzi.... można tworzyć... i posiadać łuk naprężonej strzały, która, uważaj... może i Ciebie przebić... nawet się nie spostrzeżesz kiedy... i padniesz na kolana... przed sobą...

Na początku było Słowo a Słowo było u Boga, i Bogiem było Słowo. U podstaw mocy sprawczej jest myśl, potem słowo a na końcu czyn - odpowiedzialność. Tylko za co? Oto jest pytanie odwieczne... za oddychanie i pocenie się? Zbyt to skromne... za ekonomię? ...zbyt małostkowe... za co...?! Za siebie? - zbyt egoistyczne... jak pojąć Ducha, aby nie przypisać mu z byt dużo cech wciągających nas w przestrzeń ograniczoną... ? Trudne...

Radość... i luz...to studnia orzeźwiająca... świadomość, której zawsze potrzeba owej wody, na stałe...

A Ciałem stał się cały świat, jęczący i wzdychający za „Synami światłości, - Boginiami światłości”, aby było cieplej i lżej... Uf... ale się zrobiło gorąco Anitko... A odwołania końca nie widać, tego „grzania” się fotonów bólu i przyjemności... kiedy zakończenie tu...? A kiedy początek tam...ukojenia? Och, Anitko słodka...idziemy wyć do księżyca, ale chyba dziś pełni nie ma... szkoda...

A zapomniałem...dlaczego w Biblii powiedziane jest: „Czy nie wiecie, że Bogami jesteście?!” Ale mi głupio...myślałem, że jestem kimś, a okazało się, iż trawką na wietrze, a może tylko pyłkiem...? Co...? Pociesz mą duszę...! Anitko...

Jedność w całkowitej i wiecznej odrębności. Dlatego powstały dusze by podkreślić indywiduum przeżyć bez wiedzy innych. Magia tajemnicy oczarowania... To się nazywa boska prywata... poprzez wielość różnorodności zdziwień...

Niebo nie jest niczym innym, jak sposobem na zaskakiwanie. Dlatego nas tak pociąga jego idea... majestatu pokazania swoich wdzięków... jak u ludzi...podobnie...

Twoje przekonanie jest jednak mylne. Jak mówiłem Biblię znam, ale... jest coś, co jest ponad archaizmy przeszłości. Lecz nie zaprzeczam, Pismo będzie udziałem ludzi długo jeszcze. Stan psyche... Bo ziemia to niski poziom poznania, bardzo niski...

Jeśli Kabała mówi pewne zdania zgodne z oczekiwaniami Boga, to chyba jest ok.?

Pięknie, ale ta wiedza wynika jedynie z Biblii, a jej miliardy lat nie było. Kiedyś istniała inna wiedza i inne sposoby na potrzeby świadomości... Biblia w dużej mierze zasłania prawdę, a nie ją odkrywa.. Trochę tam historii, filozofii myślenia, i dużo manipulacji celowej. Więcej prawdy odsłaniają hinduskie pisma. W nich jeszcze troszkę pozostało z dobrych czasów... Resztę można rozbić o beton... Poza dwoma przykazaniami miłości... I tylko w tym ewangelie mają racje... Reszta to papier..., który do niedawna był nawet zakazany do czytania. A teraz nagminnie drukuje się biblie, by zaciemniać obraz, by nie umieć szukać Celu samemu. Jedynie człowiek, indywiduum, posiada monopol na prawdę i spełnienie, wszyscy z boku, którzy wciskają swój punkt widzenia, są nieprzyjaciółmi...”Boga”...
Siła przede wszystkim jest we łzach i samotności... Tam są pokłady nieodgadnione... wizualizacja świata to iluminacja holograficzna, która ludziom na poziomie najgłębszych pragnień, nie daje zadowolenia... ale zaczynać należy od dotyku...

Opinie jakiekolwiek..., to ukryta głęboko w sercu potrzeba doznania przyjemności. Dobra sprawa, nic złego. Dążą do niej i tym sposobem. To jakaś sprytna metoda poznać samego siebie... trzeba ich usprawiedliwić...i zrozumieć... tolerować, jeśli komuś przypadkowo sprawia to przykrość.

Piękne... rege to mój świat...A lubisz wino? Ile ja tego się narobiłem z różnych owoców. Teraz już nie robię bo szkoda mi czasu...ale zdrowe jest... Palić? - nigdy nie paliłem... bo mnie odrzucało, tak jak Ciebie od spirytusu. Ale coś Ci powiem.... czasem kieliszeczek jest potrzebny dla oczyszczenia . A poza tym nie wiem czy wiesz. Ludzki mózg produkuje alkohol na potrzeby ciała. Jak czasem mu się troszkę poda – nie musi się tak wysilać aby go stworzyć. Nawet słonie szukają sfermentowanych owoców. Bo im to jest potrzebne dla przemiany... i myślenia może...?

Aniołów na tym świecie jest zaledwie parę sztuk. W najbliższym czasie będzie ich może 10? Wszyscy jesteśmy aniołami-demonami, jako ludzkość. Demon to dusza żyjąca w kosmosie materialnym. Są i tacy, co maja większe możliwości wpływania. Nazywają to światem astralnym...? Ale to jest trochę chyba inaczej...

Smak dotyku to podstawa to twórczych luminescencji, które ogarniają pojęciowanie szczęścia w ciele jak i w duszy... na początek..

Mimo wszystko, uprę się... to mój świat... jak i Twój inny... choćby z racji kodowania płci... Ale samotność... to poezja życia, choćby się miało wielu pod ręką... do rozmów... w samotności jest najprawdziwsza rozmowa i rozkosz z tymi, których uwielbiasz bezgranicznie... w świecie fizycznych konkretów i form ujemnych, nie do spełnienia...

W duszy zorganizowanej, nie ma czasu, dlatego można kochać wszystkich z przeszłości, teraz, i z przyszłości... Młodość jest starością, a starość młodością.. bez różnicy,... każdy sposób ruchu uzupełnia drugi sposób na ruch, u wielu innych.... ale to dotyczy przede wszystkim skojarzenia z tym wymiarem... choć tam jest całkiem podobnie...przykład idzie z góry... Każdy jest wcielony z różnych pobudek filozoficznych i koncepcji spełnienia siebie, - dla różnego odczuwania „poezji życia”... i to nas zachwyca właśnie... a czasem dobija... zwłaszcza... kiedy odczuwamy beznadzieję...

Żadna cywilizacja się nie dogada, jak np. PIS i PO, czy SLD. Wszyscy chcą dominować i rządzić. Jesteśmy dla nich bydłem. A wyższe cywilizacje mają swoje inklinacje..., u których jest jeszcze gorzej, gdyż czują więcej pychy w sobie, dzięki własnym osiągnięciom...... ale chyba tego nie rozumiesz... Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak jesteś znienawidzona, na ziemi i z góry...Dlatego szukać należy zupełnie gdzie indziej...to długa droga...Dopóki posiadamy matematykę, fizykę i rozum, nigdy we wszechświecie nie będzie zgody... Będzie walka i ogień, huragany i potopy, wojny i zniszczenie... trwa to już miliardy lat... i będzie tak w dalszym ciągu... Wyzwolenie polega na całkiem innych koncepcjach i metodach dochodzenia do CELU, niż zgoda międzyplanetarna. Pokój to utopia świata, który na oczach się wali... Czyż nie mówił już o tym, pewien Pan z Betlejem? ...… Wyraźnie wspomniał o końcu tego świata materialnego, o jego zniszczeniu...

Najwyżej postawione cywilizacje - panicze techniki i podboju galaktyk - są najbardziej upadłe ze wszystkich. Dopóki duszy nie dosięgnie stygmat bólu i osobistego dramatu, nigdy tego nie zrozumie. Ale czasem jest i tak, iż cierpienie staje się bezwartościowe w zmierzeniu z głupią upartością...

To osad nas wszystkich, bez wyjątku. Jedni to widzą inni, jeszcze nie. Ta cywilizacja nie ma już wielkiego znaczenia. Za kilkadziesiąt lat, meteoryty pokażą swoje.. Wszyscy, cały wszechświat musi powrócić do tego, jak było na samym początku. Wszyscy stać się duszami czystymi, anielskimi. Lecz bytowanie takich dusz, już nie w tym prochu kosmicznym, ale w zaświatach idealnych.  Po co zatem się przywiązywać do tej puszki pandory? I kusić ją rozwojem egoistycznej cywilizacji?

Zosiu, tak, w pismach jest wiele powiedziane, ale tylko powiedziane, powtórzone - zniekształcone, a na końcu sprzeczne i nieaktualne... Powrót Jezusa ( paruzja – po co komu ta jednorazowa pompa?!) nie ma najmniejszego sensu, ponieważ: „mieszkań w domu Ojca mego jest wiele”. A tu nie jest dom Ojca. Wracamy do Niego... To samo ze zmartwychwstaniem ciał. Nie o te komórki chodzi. Tu nigdy nie będzie zmartwychwstania, bo niby w jakim celu? Ucząc się dobra i miłości, sami co dzień zmartwychwstajemy. Co dzień jesteśmy w stanie podróży i bilokacji. I Jezus nikomu w tym nie przeszkadza i nie pomoże. Dzieje się ten proces od tysięcy lat. Świadomość nigdy nie umiera, przybiera jedynie powłoki cierpienia z własnej i nie własnej przyczyny. To zależy od wielu czynników... Zmartwychwstania nie potrzeba, ponieważ nigdy nie umieramy. To taki prosty opis dla tych archaicznych ludzi, na tamte czasy, aby zachęcić ich do poszukiwań i wyzwolenia. Nauki Jezusa dzisiaj trzeba by bardzo, a to bardzo poprawić, bo już są nieaktualne, nie na te czasy, poza dwoma przykazaniami miłości.

Wiem, Zosiu, że tak jest. Wszystko niszczymy, wszystko trujemy, złe technologie, promieniowanie, itd. Ale słońca też szkodzą, i zabijają... Woda, ta czysta, też może nas zabić, bo taki jest system zmysłów i jego chemicznych uzależnień... Tak było i tak już będzie. Nigdy nie wyjdziesz na spacer, aby kogoś nie zniszczyć i nie zabić. Zabijesz ich setkami pod stopami, modląc się w tym samym czasie na różańcu... Tak tu jest źle, niedoskonałe systemy przemiany materii. Tylko nowe Niebo może dać nam spokój, ale nie w kosmosie, ...już w zaświatach...

Dla nas osobiście, jako ludzi, nie ma znaczenia ile jest cywilizacji w kosmosie, jakie są tam gatunki, i sposoby na życie. Czy są tam gady, demony, inne dusze obrośnięte pancerzem... to nie ma dla nas najmniejszego znaczenia. Ponieważ ludzkość uciekła od tego, i jest już w innym miejscu dziejowym swego rozwoju. Choć dalej pod kontrolą innych inteligentnych, co nie znaczy dobrych, istot. Mimo to jakoś dajemy radę, nie wszyscy są szczęśliwi, co prawda... Mamy do pomocy kilku wielkodusznych aniołów na ziemi, którzy pomagają miliardom. I wcale nie są oni wyłącznie w naszym kraju. Wdarli się tu z miłości do nas, bo zauważyli, że można z nami rozmawiać i polemizować na tematy życia... Dostrzegli w nas odpowiednie segmenty ducha... Otrzymali pozwolenie, i są z nami. Niektórzy z nich przybrali postać żebraka na ulicy... biedę... i niewygody ofiarowują za nas... To wspaniałe dusze.... ciche... odrzucone przez nasze zadowolenie z życia... Niezbadane są ścieżki ewolucji dusz, wzajemnych relacji ich ze sobą, i z wszechświatem materialnym. Na końcu jednak, wszystkie ludzkie dusze, jeśli się wyedukowały, po dokonaniu odkryć mistycznych, opuszczają ten iluzoryczny świat materii, sięgając po najpiękniejsze pałace... w wiecznej wieczności...

Oczy fizyczne człowieka, są odzwierciedleniem umysłu, który sam w sobie ciągle ogląda i podziwia wszystko... Nie ma chwili, w której by czegoś nie postrzegał... Każda myśl jest widzeniem... i uświadomieniem... Oczy, czyli sam mózg uświadamiają nas o wszystkim, co sobie skojarzy... Ale, z punktu widzenia ograniczonych fotonów i ich zagadkowego zachowania się, oczy fizyczne hamują prawie wszystko, czego oczekuje odbiór wizualny mózgu... Oczy nie widzą swoich myśli, a myśli mózgu nie potrafią się przebić w świat materialny. Harmonia pomiędzy nimi? Nierealna. Trzeba „przymrużyć” oczy, aby zacząć widzieć innymi zmysłami - bardziej dostosowanymi do umysłu. Umysł jest narzędziem z kolei tajemniczej w nas duszy. Dusza, okiem ciała, przebija się do świata, i przebić się nie może... bo zasłon jest zbyt wiele...Po czasie, kiedy zasłony opadną już... Oko ciała poczyna widzieć... autentyczną, anielską namiętność... potrzebną koniecznie, do bezbolesnego życia... radość namiętności rozprasza wszelkie przypadkowe cierpienie...

Na naszej planecie jest bardzo ciężko. To kołchoz... doznajemy tego w naszych stawach, kręgosłupie i niewyjaśnionych, przykrych okolicznościach... Ale, żeby dodać radości pięknym i szlachetnym uczuciom, powiem tak: Nie jest źle! Tajemnica polega na tym, że im więcej nam się nie udaje – tym więcej zyskujemy. I dlatego ziemia jest przedsionkiem Nieba. Tu faktycznie można osiągnąć wszystko. Natomiast w wyżej rozwiniętych społecznościach, na różnych planetach, przy najróżniejszych gwiazdach, nie da rady tego osiągnąć - co my jesteśmy w stanie zdobyć. A dzieje się to właśnie dzięki zaprzeczeniu, cierpieniu, niepowodzeniom osobistym... Ciężkie... ale jednak.... Ten nam znany Królewicz z Nazaretu, sam to w życiu musiał odkrywać. Podobnie jak my. Doświadczył owej praktycznej wiedzy i dał się za nią wykończyć... Podjął tę drogę, iż zdawał sobie z tego sprawę, że ona mu nie zaszkodzi, przeciwnie, pokaże światu eurekę fascynacji pięknem, spokojem i przyjemnością życia samego w sobie.

Człowiek jest tak światły, że nic, a to absolutnie nic... nie wie na bieżąco, co dzieje się w jego organizmie. Tak bardzo jest „oświecony” - iż stąpa po omacku. Czy to nie jest pewnego rodzaju „habilitacja antynaukowa”? Naszej szarości dążenia do oświecenia?

Życie w całości jest spojrzeniem poprzez przypodobanie się. Romantyzm i erotykę. A czym jest dusza? Niczym innym jak poezją komnat rozkoszy. W ziemskim ujęciu - jedynie namiastką tych wielkich skarbów... Umysł to kotwica zmysłów duszy, wyrażonej w przyjemnościach ciała. Dlatego podawanie bromu, czy kastracja, znaczy uszkodzenie duszy... Mistycy autentyczni są bardzo erotycznymi duszami. Jak w opisie weselnym „pieśni nad pieśniami” - jest to przedstawione.

Sam nie mogę..., ale Ci pomogę... Pustka..., gorycz....co Ci mogę zaofiarować? Nic...!!! Najgłębsze rozczarowania...!!! Czy to sprawi Ci ukojenie...? Cóż Ci mogę dać?! Przyjemność?... Nie! Jedynie głębię beznadziei... Sama zdecyduj czego oczekujesz... Rozczarowania...? Czy to Ci pomoże? Choć... przybliż się do mnie... pocałuję namiętnie..., od serca..., szczerze …, Wybacz...mi... kochana … - jestem zniszczony...

Z tym podobieństwem do daleka jeszcze droga... Najpierw trzeba zrozumieć swoja zapaść...

Jak nie można być?! To ideologia buddyjska, po części filozofa Platona... A gdzie jesteś TY? Co do mnie mówisz?

Z tym jasnowidztwem, to nie przesadzajmy... zdarza się jeden na 200 lat, ale i tak błądzi... ponieważ ma cholerne zmysły... które są zawsze ślepe, jak kret... Rzecz jest w całkiem czymś innym... ale, to trzeba samemu odkryć i zarazem porzucić, zapomnieć... unicestwić...

Skoro ja nie istnieję i mnie nie ma? - jak Pani sugeruje - to kto będzie odpowiadał za mnie? - Budda?

By się unicestwić...i wygadać swoją pełnię, która nic nie znaczy... może mi to pomoże.... Kto wie? Próbować należy.

Każdy niech liczy na siebie..., na swoją wewnętrzną mistyczną prawdę. By uniosła go w nieznane obszary rozkoszy wiekuistej.... A Niebo, dla każdego znaczy, co innego...I to jest dopiero początek najpiękniejszych doznań... Nieznane, spotyka się oko w oko, z uśmiechem błogiego oczarowania... Napięcie nie do opanowania... Tak ma być...

Nie mogę nic wyrazić, zbyt bolesne naczynie czasu... ciemność świtała...

Nie czas potrzebny jest mi do życia, ale zapomnienie...

Dramat jasności polega na próbie odczarowywania zła...

Filozofia patrzenia na aspekty twórcze duszy, - jakże wspaniała. Pomaga..,ale nie jest to wszystko...

To prawda, ziemia to trudny kawałek chleba. Ale z drugiej strony jakże dla nas błogosławiony... nic nam nie wychodzi... tnąc kromkę chleba można się przeciąć... a to uczy pokory i otwiera oczy... dlatego jest już przedsionkiem do CELU. Ci którzy tworzyli tak złe warunki życia w kosmosie, jakby ten fakt przeoczyli, że i będąc we wiezieniu – można z niego uciec. A co do życia w naszym układzie Słonecznym, to jest jeszcze jedna planeta prócz naszej, gdzie to życie jest. To jest jeden z księżyców Jowisza, gdzie jest dużo wody, lecz życie tam jest trochę inne niż tu... Tyle mogę powiedzieć... reszta planet jest już niezamieszkała.

Niezwykłość skupienia się duszy.... jest wonnym bukietem atrakcji cieszenia nas namiętnym śpiewem melodii szczęścia... bez przekonań i zaprzeczeń... pragnienie i spełnienie... oczekiwanie... na iskrę... świecić zalotem oczarowania... spojrzeniem przygarnąć tęskniących.... do wiecznych igraszek duszy...
Zawsze widzisz to, czego pragniesz, i czego szukasz. Lecz denerwuje cię to, iż zdaje ci się, że tego nie widzisz, co widzisz. Jest to usterka duszy, którą można naprawić.. i widzenie stanie się realnością nieba, jak dawniej... Po naprawieniu usterki, poczniesz widzieć oczami ciała to samo, co widzi twoja dusza... Historia tej usterki trwa luż od początku stworzenia świata materialnego i osiedleniu się w nim dusz. Mało kto tę tajemnice potrafi zrozumieć... a powinni wszyscy, bo wszyscy szukają przyjemności... droga jest niezwykle prosta, dlatego jej nie zauważamy... widzimy to, ale nie smakujemy, bo wydaje nam się to gorszące.... kiedy są to same rozkoszne cnoty czarowania życia...

Wszystko może być powodem do rozkoszy, nawet odwiedzająca cię muszą w pokoju...

Możesz się kochać z każdą duszą na świecie, ale musisz wiedzieć, jak się to robi. Możesz się kochać z duszą, której umysł jej ciała, jest tego nieświadomy... to nie przeszkadza zupełnie, bo dusza, tego uśpionego umysłu, wszystko widzi i odczuwa. To są najsłodsze tajemnice, za które warto oddać życie...

Życie wieczne polega na chaosie i nielogiczności, to jest ten tajemniczy potencjał rozkoszy i bogactwa, bez planów i podłoża bytu. Naukowcy tego jeszcze nie czują, a filozofowie zjadają sobie zęby nad koncepcjami, jak to się dzieje... W świecie miłości, logiki w tym żadnej, i naukowości zero... Owszem, świat materialny zmusza do logiki... Ale on nie jest dziełem Boga. Dusza w swej głębi wyklucza konkret, naukę i logikę.... niczego nie obserwuje, niczego nie odbija i niczego nie absorbuje. Fotony, membrany, poziomy czasu, struktury ludzkiej świadomości. Fizyka, chemia, cząsteczki energii - jest starym światem badań i przekonań, dlatego tak konkretnym, przez wielu mistrzów duchowych nagminnie kreowanym... gdyż nigdy nie poznali duszy. Rzeczywistość duszy jest nierealna i ta nierealność jest jej mocą szczęścia i siłą bycia, jako indywiduum. Jednym słowem: realność duszy to siła energii nieistniejącej. Idea niebytu energii jest jej najwyższą cząstką duchową i nieskończoną. Krócej? „Nic” - jest energią wszystkich energii. Jest istotą rozkoszy wszelkiej przyjemności, czarującej wszystkich dotykiem niebytu niestrukturalnego... Dusza nigdy nie zna fizyki, matematyki, itd., bo nie z tego ona jest stworzona i nie dla niej żyje, i nie tym się cieszy. To są światy, poza światami... ...wskażę wam drogę jeszcze doskonalszą.... i tak w nieskończoności materii niebytu... Światy duszy są materialne, konkretne, ale w światach poza logicznymi, rozumnymi światami... Wiry...atomy...fotony, nauka książkowa... to świat zdartych płyt... - to przestarzałe nauki, nie przydające się duszy w najmniejszej cząstce... Być w niebycie... oto tajemnica istnienia... tajemnica rozkoszy niezazdrosnej...

Z każdą duszą, jaka tylko istnieje..., możesz się kochać, jak chcesz, gdzie chcesz i ile chcesz... spełniając jej wszystkie ukryte oczekiwania... wiedz... nie możesz być szczęśliwy sam ze sobą... ale... i Ty powinieneś być do dyspozycji innych, a wówczas spełnisz siebie... Dlatego w każdej chwili, i Ty, ze strony innych, masz ich na każdą okoliczność. Więc bądź i Ty gotowy do tej drogi... Ale tylko pod jednym, jedynym warunkiem może być to spełnione, gdyż inaczej nie będzie to możliwe. Tym warunkiem jest to, że dzieje się to poza ciałem ludzkim. Obok, poza zmysłami i ich przyjemnościami. Dlaczego? Bo nawet, gdybyś posiadał milion zmysłów potrzebnych do odczuwania przyjemności – ciało nigdy nie spełni tych oczekiwań. Stąd należy go wykluczyć. Wiedz, iż każda dusza stworzona jest z miłości i dla nieokiełznanego kochania przeznaczona.... bez nieokreślonych form, słów i emocji... bez neuronów, bez komórek i bicia serca – wyłącznie napędzane szaleństwem... jak zabawa dziecka... Czy dusza posiada płeć? Oczywiście!!! Inaczej nie było by zabawy w grę wzajemnego oczarowywania się. Ale płeć tam nie znaczy rodzenie dzieci, czy sikanie, ale komfort zadowolenia, szczęścia. Każda dusza, raz na zawsze, została naznaczona „genem” erotyki żeńskiej lub męskiej. Dusza męska będzie zawsze i niezmiennie, szukała naturalnie dusz żeńskich, a żeńskie męskich. Podobnie jak u ludzi. Ale przyjaźnić mogą się wszyscy, ze wszystkimi. W systemach kosmicznych jest to zmienne, w zależności od wzrostu duszy i potrzeby zaakcentowania swej edukacji, w danym aspekcie. Dlatego dusza jeśli się wcieli wielokrotnie na ziemi, raz jest mężczyzną, a raz kobietą. Dusza im bardziej pokorna, i doświadczona, tym większy ma dostęp do niezależnych rozkoszy, już tu na ziemi, a potem w świecie oryginalnej rzeczywistości... pełnej nieustannego oczarowania i błogości doznań.... Nie musisz mieć żadnego kontaktu fizycznego, czy geograficznego z człowiekiem, lub z inną formą życia duszy, w kosmosie, aby to osiągnąć. Powiem więcej, możesz kochać również dusze bardzo zapóźnione, demoniczne nawet. Gdyż one w swych strukturalnych umysłowo-cielesnych ograniczeniach, tego nie będą wiedziały, że je pieścisz.... Jeśli chcesz tego doznać, musisz po prostu być poza zmysłami ciała... i to daleko... gdyż one mogą Ci dać jedynie cierpienie, a dusza - wyłącznie nieokreśloną rozkosz... w każdej chwili dostępną... Już dziś spróbuj tego nektaru boskości... Wszystko zależy wyłącznie od twoich pragnień... A każdy przecież ma je niebotyczne... Od tej chwili możesz ssać te piersi rozkoszy, bez jakichkolwiek ograniczeń... Miarą rozkoszy jest, rozkosz bez miary... Wszystko jest twoje... za darmo... pragnienie nic nikogo nie kosztuje... Pomedytuj, a przekonasz się raz na zawsze, że jest to osiągalne dla Ciebie tu i teraz.. Na koniec dopowiem... wszyscy mają problemy, wszyscy tęsknią, wszyscy tworzą poezje życia,,, ale niewielu zna ten sekret... Ja o nim Ci teraz mówię.... Chcesz być szczęśliwy? Czujesz erotykę niespełnioną? Wszystko przed Tobą otwarte, w każdej chwili... Dusza nie podlega czasowi i przestrzenni, ani grawitacji...

Luźne rozmowy o niczym przy grilu z piwem, winem, wódką... nie dadzą ci tego, czego oczekujesz i za czym tęsknisz... Ale w ziemskiej sferze pragnień, od czegoś trzeba jednak zacząć... nawet ludzka przyjemność może wyzwolić eksplozję pragnień, owianych światłem szlachetnego szaleństwa...

Zawsze najpiękniejsze są kształty, których nie da się zobaczyć oczami ziemskimi...

Każda poezja, piosenka mówiąca o miłości, to nic innego, jak tęsknota duszy za doznaniami poza cielesnymi... i tak się dzieje... nawet ciało na to reaguje... - oby ciało jak najmniej... żeby nie spotkała nas nieoczekiwana przykrość...

Jeśli skierujesz myśli w biznes i pracę, będziesz człowiekiem zapracowanym i smutnym, bo nie wszystko Ci wyjdzie. Lecz jeśli myśli skierujesz do środka, do duszy nieograniczonej w niczym, odkryjesz światy, w których natychmiast możesz zamieszkać. A będą to światy idealne dla Ciebie...

W słowie zawarta jest tajemnica działania. Słowo potrafi zmienić życie. Słowo w znaczeniu ludzkim, jest algorytmem potęgowania pojęć, potrzebnym do zrozumienia duszy. A potem? Słowo już nic nie znaczy. Dusza wypełnia wszystko po brzegi...swoją cudowną istnością... ogarnięta widzeniem... niewidzialnego... widzenia..., i odczuwaniem nieodczuwalnego uczucia... Tak to wszystko jest lekkie... i prawdziwe...

Wszystko jest takim, jakim jest, i jakim nie jest. Piękne... Jakże różnymi możliwościami na radość jest wyposażona dusza, uwieziona w ciele....

Precyzyjne określenia rzeczywistości dotyczą iluzji, niewydolności systemu oczekiwań i nadziei, wobec pragnienia uprzywilejowanego dla funkcjonowania duszy - komfortu. Dlatego małe dzieci zachowują się całkiem inaczej, niż dorośli. Bo w nich jeszcze nie przebiła się strategia materialnych uzależnień dla świadomości. A brak określeń i konkretów świadczą o niepojętym uczuciu, które nie potrzebuje pojęć do życia i jego określania. Precyzowanie wytwarza ból, a określanie i konkret – sztywność. ...motyw ograniczenia... w byciu, gdzie się chce, i w jaki sposób się chce... Chcenie... istnieje poza wszelkim strukturalnym światem określeń. O ironio...! Oto konkret...? rozbudzonej duszy...


Miłosierdzie... jakże to wspaniałe uczucie... właściwie jest to sama esencja miłości do każdej duszyczki kochanej..., która czeka... na jeden choćby miłosny odruch dla szczęścia w wieczności... tak trudno na tym świecie o to uczucie... Jak mało ludzi o to walczy.... bo może tego nie czują? Sam nie wiem, gdzie jest to zaszyfrowane... Siostrzyczka wie zapewne więcej... Ech... życie...

Choroby i śmierć nie jest w domenie myślenia wiecznego...

Jesteś prawdziwy... Jedziesz po bandzie..., a to jest istotne, by doznać smażenia i dymu... Trzeba nagrzeszyć, by to zrozumieć... jak słodkie jest potem ukojenie w dłoniach Boga... Pierwsi będą ostatnimi... a ostatni... pierwszymi... Co to jest?!!! Do jasnej... cholery... A jednak... Niemądrość ludzka... koszula ubrana na lewą stronę... A Bóg widzi to normalnie... Szok... i niedowierzanie... On mnie kocha bez umiaru... pomimo moich „ukrytych, szatańskich przekrętów...”

Wszystko mi w życiu pasuje... ale jednak, coś jest nie tak, z tym losem...p... Gdybym go złapał,... to bym mu pokazał, gdzie raki zimują... Gdzie jesteś ty... losie bezlitosny...!!! Gdzie....!!!

Wszystko jest narzędziem i mną jednocześnie, nie jest to takie głupie...? Co? Ale sobie wystrzeliłem... w nieznane...fatalnie...

Najgorsze, że te zbiegi okoliczności i patrzenie nań, dzieją się w przedziale czasu życia komórek nerwowych... i w końcu bolą te nerwy... czy tam głowa... i kawa się chce... lub powąchać kadzidełko na pocieszenie.... Ale...dopiero potem, to co innego...

Nic nie jest względne, jak nie ma przypadków. Wszystko jest obwarowane wokół, ciałem nieustającego cierpienia. Dlatego trzeba zaglądać jak najczęściej, do Twierdzy swojej duszy. Tam jest ochłodzenie.

Dziś dwa razy wsypałem do kawy sól, zamiast cukru... Ech życie... Ty mój boski oszuście... Ale i tak Cię podziwiam... choć mi dajesz popalić... na maksa... nie tylko dziś... A ile się naklnę na Ciebie, kiedy pisząc tekst, nie trafiam w klawisze klawiatury..., właściwie, co dzień..., klnę jak wyborowy... No wiecie Państwo? To już jakaś przesada z tym życiem... O co tu chodzi? Może ja już zgłupiałem do reszty? Zastanawiam się nad tym..., czy oby... Kto mnie tu oszukuje...?! Ja sam siebie? Nie sądzę... Myślałem nad tym... - bez rezultatu!!! Przecież tego nie chcę...! I specjalnie nie robię...Siebie gnębić?! W życiu!!! Nie...! Tego, z samego egoizmu przecież bym nie zrobił. Boże! Wyjaśnij... bo inaczej pogrążę się do reszty... w niewiedzy i smutku... Czy lubisz mnie jeszcze choć trochę, gdy jestem smutny, upokorzony, i zmniejszony do insekta?

Witaj „radosna” świneczko, siostrzyczko z Asyżu, „kochanko” mojego brata Franciszka. Moja Marylin Monroe - ukochana i wielbiona. Nie mów nic... Wszystko rozumiem... Klęska... To ja... Cię dorwałem... i uderzyłem mocno... Wybaczysz...? Serdeczności moje... Straszny ból... Tak mi beznadziejnie przykro... moja córeczko... Przeklnij mnie..! Zrób to!!! Proszę... Wezmę to na klatę... Jestem okrutny i nie wiem dlaczego...? Brakuje mi piątej klepki..!. Moja dusza ma chyba wadę... Oczyść mnie świneczko... Moje Serce jedyne... Oczęta najpokorniejsze na świecie... Oczyść...! Przelejesz za mnie swoją świętą krew...! A ja? Jestem fatum Twego jedynego życia... Siostrzyczko..! Oto krew i Ciało Twoje... Nie chce już czynić tego, na Twoją pamiątkę...! Od dzisiaj będziesz moim życiem, a ja - Twoim... I od tej pory będziemy się cieszyć wolnością i brykaniem bez końca...

Mężczyzno.., jeśli nie dotkniesz pośladków kobiety, i nie pocałujesz jej piersi..., nie zaglądniesz jej w oczy rozkoszy, nie szepniesz do ucha..., nigdy nie zrozumiesz swojej duszy... będziesz ślepy... Aż odzyskasz wzrok... Kiedy?... Kto to może wiedzieć..? Ty! Facecie bez fantazji... Zmień coś... Odwagi..! Rozkosz to odwaga..! Nie stać Cię? Już zaczynaj...! Nie czekaj! Bo może minąć milion lat, a Ty niespełniony? Jak to będzie wyglądać?! Przyjaciele... co oni pomyślą... Skromnie, cichutko, zacznij dziś... może się uda...? Ale pamiętaj: świece, wino i te sprawy... Powodzenia duszo nieogarnięta...Trzymam za Ciebie kciuki... Spełnij oczekiwanie..., które czeka...

Nic nie działa... wrona kracze nie wiadomo dlaczego, a czajnik się wyłącza. Pukam się w czoło... Ale zagadka..! Iluzja jakaś, czy co? To wszystko, chyba nie tak?! Nie dla mnie... odlatuję... Tylko gdzie? Spadam! W to samo...? Znów... Uf..! Dobrze, że nie odleciałem. Jednak wolę moje śmieci... te, co są... Błoto... ale jednak moje... Może ktoś, kiedyś je przefiltruje i doznam odświeżenia? Jakiegoś pozornego oświecenia? A niech będzie i pozorne...

Uwielbiam zapach krowiego i końskiego gnoju. Ty, nie? Gdzie masz nos...? Kubki smakowe nie sygnalizują Ci otumanienia percepcją dominacji i nieopamiętania w czynieniu krzywdy swojemu zadowoleniu? No, nie wiem... To kwestia zadawanych pytań... I przenikliwości doznań...

Być dla każdego do w dyspozycji... oto służebność dziewicy... w znaczeniu duchowym...

W tym, co mi się nie podoba, - coś mi się podoba... Dziwne uczucie... jakieś irracjonalne..., głupie?! Ach, ten mój umysł jedzie chyba na żółtych papierach...! Na pewno tak jest...! Ja tu czegoś nie wiem...zdecydowanie...

Umysł jest, był i będzie. Gdyż jest on strumieniem istnienia życia. Mowa, aby być poza nim, jest czystą filozofią, ale filozofią, właśnie dzięki temu umysłowi. Jak można nie widzieć dziury w dziurze...? Pustki w pustce? A ból to historia, która zdarzyła się zupełnie niepotrzebnie. Bólu nigdy nie było w planach Umysłu. Dlatego z serca nikt bliźniemu, nie życzy nigdy cierpienia, a raczej spokoju i miłości. To taka serdeczna pozostałość po niespodziewanym zaistnieniu cierpienia. Stało się to umysłom, którym wydawało się, iż umysłu nie posiadają i pozostają nieograniczeni w niczym. Ten brak pokory, przed wewnętrznym umysłem, wyemanował cierpienie... Kapłani, Jogowie... też go produkują, nawet wtedy, a może i szczególnie, kiedy „myślą”, że osiągnęli „nirwanę”. Ile w tym pychy... jeszcze...


Świat prawdziwy dzieje się w myślach... Na zewnątrz są jedynie atomy, fotony i inne promyczki, potrzebne do widzenia kwiatów... Dlatego nasze wnętrze jest tak potężne i nieogarnione. Świat zewnętrzny można spalić, wysadzić w powietrze, w każdej chwili. Idziesz spać: skasowałeś go, nie istnieje. Obudziłeś się: znów jesteś w jego ramionach, a czasem w jego ostrych jak brzytwa, zębach... Wspinaj się do swojej ukrytej kryjówki, wysoko, do swojej Twierdzy. Niezdobytej przez nikogo Księżniczki, Księcia - Duszy, a unikniesz skaleczeń światem... gdzie każdy ruch powoduje odbijanie i zderzanie się ze ścianą ograniczeń...

Nie ma się czego bać... i tak umrzemy... a pomoc innym zrozumieć świat, to jakby się go zbawiło...

Siłą erotyki jest twórczość, stwarzanie przyjemnej iluzji miłości, której celem jest niekończąca się bezcelowość...

Najlepszy związek na świecie, to taki, którego się nie ma. A wtedy dopiero ma się całe Niebo do dyspozycji. Wyłącznie poza ciałem... Droga otwarta dla wszystkich.... W każdej chwili można z niej skorzystać... Potrzeba tylko troszkę szaleństwa... Zwrócić w tym kierunku swoją uwagę i ciało... Przyjaźń z Aniołami może być bardzo atrakcyjna...

Wolno mi wszystko, bo nie wszystko mi się podoba. Wolno mi wszystko, bo sięgam najdalszych płaszczyzn absurdu. Wolno mi wszystko, bo upatruję nicości. Wolno mi, bo noszę swą wolność na garbie Boga, wikłając pokrętnie Jego wolność z moją. Wolno mi być więźniem swojego udręczenia. Wolno mi wszystko, bo nie wolno mi poznać wiedzy. Wolno mi przeżywać nieprzeżyte.. Wolno mi rozmawiać z nikim. Wolno mi, bo mi nie wolno. Wolno mi ruszyć palcem, ale trwa to miliony lat, więc sobie odpuszczam, bo mi wolno. Wolno mi kochać, bo mi wolno z niej czerpać nektary, uwięzione w niewoli wolności. Uwolnisz się od wolności wszystkiego, co cię zmusza do wolności, dopiero wtedy, kiedy pójdziesz na układ z dyktaturą Boga, który nie kreuje wolności i jej nie poleca nikomu... Wówczas zatracisz się w Jego bezcelowym istnieniu..., przestaniesz być wolnością rysującą horyzonty zdarzeń..., staniesz się podróżą a nie podróżnikiem: doznając niedoznanego, pojawiającego się z niczego, i do niczego nieprzydatnego. Wolność bez wolności, radość bez radości, forma bez formy, miłość bez miłości, wszystko bez niczego, światło bez ciemności, cień bez światła ego. Cel bez celu. Pełnia - nieodkryta żadnym poruszeniem, świeża, oczekująca na gest...

Jeśli się źle czujesz, to nie oznacza, że twoja dusza się źle czuje. Wypocznij, zrelaksuj się, wypij lampkę dobrego wina, przytul kogoś do serca, pomaluj paznokcie, zmień sukienkę, idź do fryzjera, kup sobie nowe buty. Przejedź się swoim cadillakiem...Lub idź nad wodę..., do lasu..., na łąkę... Złe samopoczucie szybko minie, i przekonasz się, że te nastroje to kotłujące się w twoim ciele algorytmy neuronów, - ich przepływy oraz zapisy w komórkach czuciowych, odpowiadających za komunikację z twoją, tajemniczą cały czas, świadomością... Zauważysz, że winne twym wahnięciom nastroju, są głównie komórki wypełnione różnymi fizykalnymi energiami, które, niestety, rządzą jeszcze naszą duszą... Ich wadą jest to, iż nie potrafią się skomunikować z całymi obszarami duszy. To właśnie ta zasłona duszy w ciele stanowi, o różnym samopoczuciu. Ciało o tym decyduje. Dlaczego źle się czujesz na drugi dzień, gdy za dużo wypijesz? Dusza się źle czuje? Nie! Dusza zawsze jest gotowa na dobre samopoczucie. Prawdą jest, że najlepiej się czujesz, gdy wyłączysz ciało, np. sen. Wówczas dusza nie ma problemów z chemią ciała. Nawet jej nie odczuwasz, tak ci lekko. Ale my chcemy być świadomi ciała, i budzimy się do nowego skoku w huśtawki nastrojów. Apropo duszy poza ciałem, to trochę oddzielny temat... Zdrowie, choroby, to również wyłącznie ciało, nawet choroby psychiczne. Jeśli uszkodzony zostanie przepływ energii do jakiegoś organu – człowiek choruje. Inna sprawa: np. niektórzy czują się dobrze dopiero po zachodzie słońca, a inni przy wschodzie, a wieczorem idą spać z kurami. To dusza jest taka wścipska? Nie. Ciało, które z nami robi, co mu się rzewnie podoba. Nawet pogadać z nim nie można. Płynie sobie w nim krew.... jak chce, bez najmniejszego dialogu z nami osobiście. Pocieszać ciało można na różne sposoby. Dusza to akceptuje, i zarazem tęskni za czymś więcej. Zmysły ciała, dla duszy - to zaledwie kilka cieniutkich słomek, którymi popija zadowolenie z życia. Dusza jest jednak, nie dla takiego ciała stworzona, lecz dla niebieskiego: ..Są ciała niebieskie i ziemskie, lecz inne jest piękno ciał niebieskich, inne - ziemskich... zasiewa się ciało zmysłowe - powstaje ciało duchowe. Jeżeli jest ciało ziemskie, powstanie też ciało niebieskie (św. Paweł). Skoro już się w nim znalazła – jest na niego zdana... Na daną chwilę... chyba, iż dusza tak bardzo pokochała swoje ziemskie ciało, i po śmierci liczy nadal na nie.... Tak czy tak, przyczyną złego samopoczucia i wszelkiej niewiedzy naszej, jest niestabilne funkcjonowanie psychiczne ciała. To głównie rzutuje na uwięzioną w nim, świadomość. Ale jeszcze coś... dusza też ma skazy.. Każda, inną. I to, w jakiś sposób, również odzwierciedla nasze życie w Galaktyce.

Jak uciekasz od przykrości, tak samo możesz uciekać od miłości...

Jesteś nikim, dlatego tworzysz co się nie klei i nie ma wyrazu. Lecz tylko przed ludźmi i przyrodą. Przed Bogiem zagrasz na grzebieniu, i będzie to najpiękniejsza symfonia. Bóg patrzy w intencje i głębię pokory. Tam jest Jego filharmonia złotem przyozdobiona. Siedzi zawsze w pierwszym rzędzie, by oddać ci szacunek i oklaski...

Raz się uwolniłeś od błędów, i miałeś poczucie, że do nich nie powrócisz więcej... Ech..., dziś znów w nich siedzisz po pachy... znów masz nadzieję... Wyjdziesz..., ale powrócisz... nim spokorniejesz... Jeszcze nie raz zaskoczysz sam siebie... i zapłaczesz przed niemocą swoją...

Kochać i tańczyć wcale nie musisz z partnerem, możesz z samą muzyką...

Taka jest tęsknota, natura, potrzeba duszy, by należeć do wszystkich. Lecz dopiero mistyka może nam to udostępnić głęboko i dosadnie..., przebijając grotem miłości nasze serce, aż poczujemy ból rozkoszy...

Zaczynam rozumieć, że nasza dusza jest stworzona z płatków poezji, która z ograniczeniami nauki i kultury, nie ma nic wspólnego. Wszystko, co nie jest uroczym uśmiechem zachwytu, jest dla duszy kamieniem młyńskim na szyi życia... niezrozumienie dla wiecznej poezji duszy... staje się cierpieniem, aż do śmierci ciała...

Jesteś wolny na tyle..., ile siądziesz na chwilę...

Śmierć bezmyślna i nieświadoma – może się znów powtórzyć... Śmierć prawdziwa jest tylko jedna..! wszystkie inne... nie odpuszczają i pojawiają się ponownie... by zadowalać i straszyć...wytwarzać energię do podtrzymywania życia...

Zdrowie jest tak ważne, choć ono, niewidzialnie najczęściej, upokarza naszą duszę... Im jesteś zdrowszy, tym bardziej podskakujesz... i łatwiej ci się pięści zaciskają... gdy słabniesz – odpuszczasz, nie chce ci się już walczyć. Pięść... życiodajna... pokonała ciebie samego... z dumą pokazała ci środkowy palec.... pokory...

Żeby być, musisz mieć byt. Sam byt – straszliwie nudny... Potrzebujesz form, by być... przejawu przed oczami swego bytu... inaczej byt zwariuje i straci sens bytu... ten problem był... ale już go nie ma... byt począł zauważać przejawy obcych bytów... gdy zasmakował w przejawie różnorodności form, to właśnie mu się spodobało... aż po wieczne bytowanie...

Jeśli miałbym ci poradzić, od kogo chciałbyś się uczyć świętej cierpliwości, to wskazał bym ci największego mistrza... on nie jest fałszywym guru. Większy od Jezusa...Pokłoń się przed nim serdecznie, a nawet klęknij,,, oto twój mocarz cierpliwości – Pająk na twojej ścianie! Którego ciągle wymiatasz z obrzydzeniem i gardzisz nim, kiedy tylko na niego spojrzysz. A to właśnie On - Mistrz nad Mistrze - twój ideał...

Piosenka, to jakby rozpaczliwe wycie... za szczęściem...

Od wieków śmierdzę... Boże... nie czuję..., ale czuję, że mnie kochasz...

Nie dopuszczaj do siebie ludzi zbyt blisko, bo ci wyprują flaki... gadaniem, milczeniem, byciem wokół ciebie. Nie ufaj ludziom, ufaj tylko dobremu sercu..., a ono najdoskonalsze, jest ciut z boku...

Alfonsie, patronie świętych prostytutek, pomóż Jezusowi, by katolicyzm się nawrócił.

Jeśli jesteś dobry jak Bóg..., weź wszystkich w obronę. Zgrzybiały katolicyzm również... Ale pomyśl... grzyby też są jadalne... jak się je odpowiednio oczyści i przetworzy...

Zbierasz te owoce..., zbierasz te owoce..., i ciągle to samo... Dokąd będziesz zbierał...?!

Nie mamy wielkiego wpływu, bo nie mamy dopływu...

Chcesz rozmawiać z Bogiem? Zacznij na początek od rozmów z trawą, robaczkami, drzewami... A dopiero potem zaprowadzą cię przed Króla. Najpierw musisz się nauczyć rozmawiać prostszym językiem.

Musisz się troszkę wychylać, iść pod prąd. Nawet przeciwko ewangelicznemu Jezusowi. Dlaczego? Bo tam wiele jest niedopowiedziane i pominięte. Jak się nie wychylisz, nie pocierpisz niesprawiedliwie, i nie zbawisz swojej duszy tak szybko. Jezus się sprzeciwiał cały czas i to właśnie swojej religii. Dostał po kościach? Dostał...

Jezus smucił się i cierpiał, przede wszystkim z powodu słów innych. Musiał nie raz uciekać, by uniknąć pobicia. Jakie to były słowa? No... takie same jak dziś....bolesne.... radykalne... niemiłosierne...

Tu mnie pocieszasz Panie, a tu każesz płakać jednocześnie...

Jeśli kochasz, to powinieneś znaleźć usprawiedliwienie dla wszystkich, w tym i dla własnych uchybień, choćby: - niezrozumienia innych.

Każdy chce udawać, że jest piękny i cudowny.... a tymczasem... niestety... - jest piękny...

Im bardziej będziesz udawał, że jesteś święty i przykładny, tym bardziej się pogrążysz w dumie z siebie samego... i poczniesz cuchnąć na odległość, jak ja...

Na każde wspomnienie, możesz odtworzyć niebo...

Na ziemi może być ci jak w niebie, ale tylko we wspomnieniach...

Masz zepsute pióro, ale krzyżyk jakoś nagryzmoliłeś...dwie kreski, a takie intrygujące...

Pomóż Boże mojemu buntowi..., aby był jeszcze większy...

Złapiesz myszkę, i jesteś zadowolony... z czego? Ty musisz złapać Boga, jeśli chcesz być mu podobny..., a wtedy wszystko będzie twoje, i myszka i to i tamto...

Boże, dlaczego wszyscy się lękają, i ludzie i zwierzęta. Co to jest...?!

Odwróć świat do góry nogami, a zbliżysz do niego harmonię...

Zmusiłeś mnie, więc jestem..., To teraz pokaż mi swoją pokorę...!

Mądry stajesz się dopiero wtedy, kiedy pojąłeś irracjonalność świata, nieobliczalność ruchu, kiedy zrozumiałeś pustkę i wypełnienie, i swój rozum nienormalny...

Jednym słowem: mądry jesteś dlatego, że Bóg poprzewracał ci w głowie, stąd widzisz ten świat normalnie.

Myślę, bo jestem głupi. Gdybym był mądry, to nie myślał bym, ale wiedział bez myślenia.

Błogosław złu, a dostrzeżesz w nim niebo...

Nie chcę brykać..., chcę robić większe skoki, by szybciej leciał czas...

Widzieć inaczej, to zrobić dziurę w koszuli... świata...

Dziś, Boże, naprzeklinałem na Ciebie, ile się tylko dało..., ale wiesz przecież, że nie oto mi chodziło... Znam Cię od tej strony już dawno... Ty wszystkim przebaczasz nie tylko wulgaryzmy... Czasem mi się wydaje, że jesteś trochę za dobry. Ale, wolę Cię takiego, niż każdego innego...bo przy Tobie czuję się bezpiecznie ze swoimi grzechami...

Dlaczego zmysły są smutne? Szkoda ich...to prawda. Smutne są, bo one nic nie czują, i nic nie widzą.. Jakie to przykre, mimo wszystko. Ale tak musi być, póki nie opadną owoce, i nie zostaną przerobione na smaczny sok.

Chcesz mieć radość by ulecieć gdzieś... hen... to poddaj się..., jak zając..

Usprawiedliwianie jest przejawem tolerancji, z czego najprzyjaźniejsza jest - Miłość...

Tolerancja to najwyższa forma miłości na ziemi... za którą oddaje się życie... jak np. matka za swoje dzieci, nawet te złe...

"Celnicy i nierządnice wyprzedzą was do Królestwa Niebieskiego..." biedny ten Jezus, jakie musiał dostać cięgi za te słowa...

Bóg się ukrył za Miłosierdziem i oddaniem bezgranicznym.

Miłość na ziemi nie jest tylko radością, kompletna radość, to daleka przyszłość...

Światłość świata jest niezauważalna. Świeci skutecznie, ale nikt prawie tego nie zauważa... A kryje się ona w Miłości i Miłosierdziu. Rozumiała to dobrze święta siostra Faustyna Kowalska.

Święta Siostra Faustyna, nie wszystko wiedziała, i nie wszystko rozumiała. Dlatego Jezus jej powiedział, aby nie rozpamiętywała dróg, którymi On ją prowadzi. Na tamte czasy kościelne, sprawy piekła i paru innych kwestii teologicznych..., musiały być tak właśnie wypowiedziane. Inaczej nie przebiła by się ze swoją misją Miłosierdzia i Miłości. Gdyby powiedziała coś niezgodnego z nauką kościoła, zaraz by ją ekskomunikowali, uznali za chorą, odstawili na boczny tor. Więc Jezus, nie mógł jej narażać na takie represje, wszak sam tę misje od początku przeprowadzał. Dziś o swych wizjach, Faustyna, powiedziała by całkiem inaczej. Jezus by jej wytłumaczył w czym tkwił, w tamtym czasie, problem. Wówczas nie mogło być inaczej, zatem zmuszona była mówić głosem kościoła. Z prostej przyczyny: że Bóg po raz kolejny przegrał by z radykalizmem i nienawiścią. A zamiarem Jezusa było pocieszyć ludzi i ukazać Boga całkiem innego, niż to podaje biblia. Choć i w niej jest parę cennych, natchnionych zdań. „Przyszedłem zbawić, a nie potępić...” - taki właśnie jest wydźwięk misji Faustyny. I tylko taką miała do spełnienia: Miłosierdzie, Przebaczenie, Miłość bezwarunkowa. To było podstawą. Teologia zatem, mówienie o potępieniu dusz, o piekle, to taka śpiewka kościoła nienawróconego jeszcze wtedy. I Faustyna musiała trzymać wysoko gardę, by nie być przez kościół znokautowaną. Ta śpiewka, była jedynie wstępną grą, przed celem. Dlatego musiała być w każdym calu w sercu kościoła. W powszechności kościoła, widziała wielkie możliwości powiedzenia o dobrym Sercu Boga... Nie mogła tej szansy zaprzepaścić! I udało się! Pełny sukces. Faustyna ocalała, a Miłosierdzie dla grzeszników się głosi. Co dalej? No...następna misja Jezusa. On nie odpuszcza nigdy. Jeśli jest szansa, zrobi wszystko, aby było lepiej i cieplej..., Kiedy kościół nieco zmiękł dzięki Miłosierdziu „Faustyny”, pozostało jeszcze naprawienie teologii kościoła i jego filozofii myślenia o świecie i ludziach. Lecz to dopiero zaczątki nowej misji... Jezusa... na te czasy. Czy się uda, jak Faustynce? Nota bene, która i tak wiele wycierpiała od chłodnego kościoła radykałów. Zobaczymy... co to Jezus znów wymyśli... Czym nas zaskoczy.... Faustynę wybrał idealnie i zgrał wszystko w czasie... Dziś już się urodziło wiele dusz, gotowych na nowe otwarcie i przymierze Miłości z Bogiem... mam takie małe przeczucie... A wierzgania przy tym będzie..., że o ho... ho..

Nikt nie może powiedzieć, że jest oświecony, bo to już jest dalekie od oświecenia. Do Jezusa mówiono, że jest dobry, a On odpowiedział: tylko Bóg jest dobry.

Dziękuję Ci Boże za cierpienie, bo dopiero w jego obliczu widzę siebie prawdziwie nędznego i małego... A przeważnie kreuję się na bohatera i wszystkowiedzącego, zjednoczonego z Tobą w świetle... bo tak mi wygodniej...

Jesteś słońcem, możesz ogrzać wielu...

Jeszcze troszeczkę wina-życia, w tym kieliszeczku nam zostało. Zatańczmy wesoło... niech to będzie już ostatni taniec...

Daj mi spokój Boże! Nie nalegaj! Nie chcę żadnych myśli... chcę Tylko Ciebie - mój Stwórco ostateczny.

Spacerując wolno, możesz wymyślić szybką podróż w nieskończoność. A co by mnie napędzało...? Wola...?

Życie to nie „jajecznica”, ale „jaja”, w których ukryte jest życie.

Wypluj emocje, bo w nich jest twoje piękno...

Gadać o świętości sobie można, i żyć byle jak, też można; żyć święcie, też sobie można..., ale to wszystko nic nie znaczy, kiedy już skończysz wszystkie uniwersytety. Będziesz się z tego śmiał...

Potęga do potęgi, oto słowa moc...

Piękno dostrzeżesz wszędzie..., ale najpierw musisz go odrzucić, głęboko odrzucić...

Zachwycasz się, bo umiesz już przeklinać życie, inaczej byś się nie zachwycał...

Mówisz, że mądrość jest piękna, a to jest świństwo egoizmu... Mądrości nie ma... Do czego ona komu potrzebna? Podobnie jest z prawdą...

Złapałeś myśl... nie możesz jej wyrazić..., bo ona chyba jest niewyrażalna? Ale, jednak zapisujesz ją z beznadzieją...

Lepiej jednak zapisuj to, co przez ciebie przecieka, bo stracisz coś fajnego...

Aspirujesz do głębin, a jesteś na mieliźnie... Tak to właśnie jest... z tobą, od dawna...

Jak tu się modlić...?! Skoro mowę odjęło, a głowa pusta...? A, nie modle się... Idę do małp na drzewo...

Słowo jest moją inkwizycją.... Nawet nie wiedziałem, że posiada ono taką potęgę dobra i zła...

Dziecko korzysta z wszystkich swoich zmysłów na całość, i pozostaje niewinne. Dorosły gdy to zrobi, zaraz oburzenie, krytyka, zgorszenie i nienawiść, Sztuczny grzech, wywołany sztuczną moralnością. Pięć zmysłów ciała, oznaczają pięć ośrodków przyjemności w tym świecie. A pięć ran Jezusa, symbolizują by nad nimi panować. Ale nie chodzi oto by je zniszczyć, bo by się skończyło to śmiercią. Lecz by je nieco wyhamować. Dlaczego wyhamować? Ponieważ dusza posiada pewną skazę i potrafi być egoistyczna. Wtedy zmysły mogą przejąć pałeczkę i komuś zrobić krzywdę. Stąd tak ważne wyczucie i opanowanie ich, by innych, przez przypadek nie skrzywdziły. Z samej natury są one cudowne i szalone jak dusza. Jedynie ze względu na tę usterkę duszy, trzeba nad nimi jednak troszkę panować..

Jeśli nie odczujesz miłości z zewnątrz z tego czy z tamtego świata, twoja miłość uschnie, i do niczego się nie będzie nadawała. Miłość sama w sobie jest niczym, najwyżej chwilowym zadowoleniem z siebie. Miłość prawdziwa potrzebuje innych... Miłość ożywa, jak patrzy w miłość innych, i do życia potrzebuje kochania innych...

W nas nie ma miłości, miłość zawsze jest obok nas. Ona uaktywnia się w naszym, ”reaktorze duszy”, kiedy napotka miłość po drodze... i zaczyna żyć taką samą miłością, wdzięcznością... Dusza zawsze jest pusta, oczekująca na przygodę miłości, na jej widzenie... wówczas potrafi się zachwycać miłością... i w zamian ją dawać... To się nazywa zakochanie. Bez pustej duszy, nie ma miłości. Miłość sama dla siebie jest egoizmem... „Piersi rozkoszy”, to jest dawanie miłości nie swojej, ale cudzej...

Masz się kochać z Bogiem w imieniu wszystkich, albo kochać się ze wszystkimi w imieniu Boga. To na jedno wychodzi. Pod warunkiem, że zapomnisz o swojej miłości... Wówczas wszyscy będą ci służyć, w czym tylko zechcesz...

Ci co klną, palą i piją, okazują się bliżej Celu. Są szczerzy i autentyczni. W przeciwieństwie do tych, co się sztucznie zachowują kulturalnie, a w głębi najchętniej wywołali by wojnę globalną... Tym, niby z fasonem, bardziej przydały by się karabiny, niż gołąbek pokoju...

Miłość nie jest zazdrosna, bo gdy straci jedno umiłowanie, zachwyci się jeszcze większym... i tak wiecznie. Kocha otwarcie horyzonty coraz to nowszych umiłowań. Dlatego Miłość autentyczna i prawdziwa, zawsze jest świeża i atrakcyjna...

Przestało cię boleć, bo skonałeś z miłości...

W przyszłości nie będzie kościołów, zakonów, duchownych, ani świeckich. Będzie ciało niebieskie i duch, rozpoznany jako wieczna miłość.

Nie rozumiejąc zmysłów ciała, i jedności ich z duszą, często doznają schizofrenii. Zwłaszcza ludzie żyjący w celibacie.

Jeśli mówisz komuś: „Ty moja Kochana Słodyczy”, to w tym momencie czujesz swoją duszę, która chce dać tę słodkość bezwarunkowo i bezinteresownie... Ale..., miłość na odległość, może się okazać najwyższą miłością... Dlaczego? Bo dusza czasem potrafi być egoistyczna... i zazdrosna... Miłość nie jest nasza... jest zawsze w czyimś imieniu... dlatego jest tak piękna..., dogłębna, usłużna bez granic, nie narzekająca, dająca z siebie wszystko, rycerska... oddana na zawsze...

Skrajne więzienie jest dla tych, którzy czują skrajną wolność...

Zawsze zaczyna się od odejmowania i dodawania, a potem dopiero potęgowanie. Nie ma możliwości, aby spotkać się z wyższym stanem świadomości, będąc pijakiem, dziennikarzem, politykiem, aktorem, czy coś tam innego...Trzeba zwariować jak Faustyna, by stać się świetlistą i jednocześnie okłamywaną przez Boga, dla jej dobra. Tylko wielcy duchem mogą to osiągnąć.

Rzecz w tym, aby zobaczyć swoje ograniczenia i wybuch mentalności. Nie radzić sobie w uczuciach, to jedyna droga, aby wypełnić umysłem duszę. Wtedy następuje wyzwolenie. Nie da się uciec od myśli, gdyż myśli to dusza. Głębia to wejście w zenit swoich pasji i uczuć. To kochanie bez granic niechęci i depresji. Wszystko odwrotnie!! Trzeba słuchać gry życia, i jego szaleństwa ekspresji. Nie ma poprawności u Boga, ani żadnego spokoju. Jest Ekstaza, która zaburza wszelki pokój w niebie miłością...

Dobrze życzyć wszystkim, to praca najwyższego gatunku. Nie ma większej pracy, jak dobrze życzyć innym. Więc nie ma powodu do niepokoju i stresu związanego z byciem niepotrzebnym innym. Modlitwa za innych? Co to jest....?

Nie rozumiesz tego, co ja rozumiem i dlatego się nie rozumiemy... A mogło być tak blisko...

Nic nie szkodzi, czy się rozumie czy nie, czuju czy nie... wszystko się liczy przed Bogiem.

Gdyby nie muzyka i kolory życia, już dawno byłbyś na silnych psychotropach... i kiwałbyś się bez sensu na życzenie wykształconych lekarzy...

Nie ma co się zadręczać. Niebezpieczeństwo zawsze jest po twojej stronie. Czyli w miłości bezinteresownej. Bo inni nie widząc twych intencji zawsze cię oskarżą o najgorsze, a ty jesteś czysty jak łza. Grzeszysz wobec innych, wobec Boga jesteś najświętszą osobą.

Twoją sambą jest rytm bezgranicznej wolności, niezagrażającej nikomu.

Uwodzenie to najpiękniejsza strona mistyki.

Jestem medium niekończącej się katastrofy. Nie wiem czy to zmienię...

Powtarzalność uczuć i miłości, jest źródłem jej nieskończoności.

Praca jest twoją ucieczką przez Bogiem.

Już wiem... Bóg jest bezrobotny i bezdomny... Nie ma co jeść i gdzie się podziać... Chodzi po dziurach i zbiera złom, aby się napić i zapomnieć o swoim cierpieniu... Jest brudny, śmierdzący... wszyscy się Go wyrzekli. Miasto, gdy Go zobaczy - spluwa na Niego. Biedny Bóg... jest jak Matka na wojnie, co straciła wszystkie swoje dzieci, i chodzi po gruzach z nadzieją, że się znajdą. Od tej nadziei postradała zmysły, zachorowała psychicznie... Bóg... stracił nas... i stracił przez to wszystko..., cały majątek Nieba. Wszyscy myślą, że jesteś Królem, a Ty jesteś nędzarzem odrzuconym, leżącym w ropie i krwi, umierającym i gnijącym. Nie masz mnie..., więc umierasz ze zgryzoty, jak prawdziwa Matka. Szukasz mnie na wysypisku śmieci, w kubłach, w nocnych klubach, w rynsztoku, w węzłach ciepłowniczych, gdzie się chronię przed zimnem... szukasz mnie w instytucie naukowym, gdzie zjadłem zęby na nauce, i zsiwiałem od rozwiązywania zagadek. Dziś siedzę przy budce z piwem... przysiadłeś się Boże, prosisz bym postawił Ci piwo. Postawiłem bo widzę, że skóra i kość na Tobie sama. Pijesz ze mną... ale nie poznaję Cię Boże... źle wyglądasz... Sam jestem bezdomny, ale takiego nędznika jeszcze nie widziałem... To nie możesz być Ty... Panie... Jestem przekonany, to nie Ty! Odejdź żebraku śmierdzący, nie pasujesz tu... I odszedł kuternoga, ze łzami w oczach..., znów się mną zgorszyli, a byłem wśród swoich... Ile mam z nimi wypić, aby przejęli Mnie za swojego...?

Wszystko można kochać, nawet puszkę po piwie. Wszędzie jest Bóg. O Matko Boska Chrystusowa... nie... to nie możliwe... kochasz bez granic zrozumienia...

Muszę się otrząsnąć z myślenia, aby zacząć cokolwiek myśleć.

Jakże się Boże pomyliłem! Zawsze myślałem, że jesteś bogaty, a Ty jesteś najbiedniejszy z biednych... Bo odeszły od Ciebie Twoje dzieci i z tęsknoty za nimi porzuciłeś Niebo. Włóczysz się tu i tam... bez nadziei... i promyka światła... Od dziś, będę Cię nazywał biedniejszym od biedaczyny z Asyżu... Tak... Zasługujesz na moją ochronę, aby wilki Cię nie pożarły Boże... Pasuję się na Twojego Rycerza, bez zbroi i miecza. Mam jedynie worek po ziemniakach i kawałek sznurka. Przyjmij moje oddanie.... Pragnę Cię chronić. Ofiaruję Ci całe moje bogactwo: ból i słabość, tylko to posiadam. Przyjmij moją służbę Panie. Klękam przed Tobą, pasuj mnie... człowieka marnego, bezdomnego nędznika... proszę, korny Twój sługa... uniżony pył...

Co znaczą moje uczucia? Nic. Są za bardzo bogate.

Ani serce, ani mój umysł nic nie znaczy. A tym nadziej moje pieniądze.

Nie przychodźcie do mnie, proszę. Nic nie mam. Jestem przyjacielem biednych, pijaków, psychicznie chorych, narkomanów, i umęczonych życiem. Nic nie mogę wam dać, bo nic nie mam... sam jestem chory... a chory chorego nie uzdrowi...

Boże, jakie katusze przeżywasz, bo musisz tęsknic za nami... Jaki to Twój ból rodzicielski...! Przepraszam, że stałem się Twoim synem marnotrawnym... Boże...! Nie masz nic prócz nas, a my uciekliśmy daleko, i nawet do Ciebie nie zadzwonimy... Wyrodnym jestem Twoim synem...

Jak jesteś w stanie normalnym, to raczej jest z tobą coś nie tak...

Raczej powinieneś się poruszać jak leniwiec albo panda, a jak ty się zachowujesz? Nerwus i nic więcej...

Wyrazić się można różnie, a przeżywał będziesz tak samo.

Rozmawiasz, kochasz, oglądasz, podziwiasz, adorujesz i pozostajesz zawsze taki sam. Dlaczego?!

Trzymasz nogi na suficie, a dusza boli cie u podłogi.

Napięcie cię niszczy, stres tak samo, a z drugiej strony daje ci życie – wizje i światłość.

Boli cię krzyż, bo już dawno na nim leżysz, nim jeszcze się urodziłeś.

Wróble nie pracują, a żyją. Jedynie co robią, to się czyszczą i szukają...

Aniołowi w niebie się kochają a na ziemni wojny mają...

Lęk i słowo, to miecz bardzo ostry, potrafi ranić. Trzeba na te rany być przygotowanym...

Odrzucanie do końca wszystkich przywar egoizmu i poglądów, wizualizacji własnej wizualizacji może w końcu doprowadzić do uwalniania Boga.

Tak jak jeden człowiek potrafi zniszczyć całe państwo, tak dla jednej chwili przyjemności można zniszczyć sobie całe małżeństwo.

Nie ma przypadków i nic nie jest względne. Wszystko z czegoś się bierze i do czegoś dąży. Twoja fałszywa teoria względności polega na tym, że myślisz sobie, aby na głowie wyrosły ci rogi byka. I nie rosną... Całe szczęście... Chaos zaczyna się dopiero w czystej miłości. Ona jest względna i bezwzględna w dążeniu do Celu – wiecznej zabawy, bez ograniczeń skutków i przyczyn... Ale tu...? W materialnych światach ego...? To jakby trudniej o to...

Miłość to najczęściej lęk. Pragniesz jak najlepiej... i to Cię jednocześnie przeraża... Nigdy się to nie skończy, w tej okolicy...

Miłość umiejscowiona jest w bólu Matki. Każda dusza jest Matką, nawet jak nie urodziła żadnego dziecka...

Lisku, nie czujesz moich miłosnych intencji i uciekasz, gdzie pieprz rośnie. A ja chciałem cię tylko pogłaskać... Ech... ta natura... jakaś lękliwa, nie wiadomo dlaczego... podobnie chyba jak u człowieka...

Boże...! Jak mi dobrze, kiedy się upiję. Chciałbym tak stale..., podobnie jak apostołowie po zesłaniu Ducha Świętego. Mówili, że się upili... bredzą jakimiś językami, czy coś tam....!? Czy było to pół litra czystej? Mam nadzieję..., że tak! Inaczej nie chcę ich znać!!! Bawmy się dalej w chowanego... Nie jestem święty, jestem cały Twój... gotowy do grzeszenia... Franciszku z Asyżu, mój najlepszy Przyjacielu w życiu, nie wstydź się mnie! Wiesz, że zawsze będę Cię kochał...! Pimy dalej razem, by nie zwariować...

Dusza stanie się Bogiem, i jedno z Nim, kiedy to zrozumie.... Kiedy? Gdy grzechami swymi spali swoją pychę odwieczną. Kiedy zrozumie, iż stale była w błędzie tożsamości i cech.

Zamiast być dilerem narkotyków i dopalaczy, spróbuj zostać dilerem miłości bezinteresownej. Więcej na tym zyskasz niż z narkotyków...

Wszelką teologie trzeba „rozwalić...”, bo pcha ona ludzi do więzienia sztucznie wykreowanych sumień. I czyni ludzi fanatykami, posłusznymi pieniądzu. Pcha ona wolnych ludzi do więzień, z wielkim nabożeństwem poklepującym cegły świątyń, utworzonych dla wielkiego Ego. „Czy nie wiecie, że jesteście świątynią Boga?...” Jezus nie był teologiem i nie wybudował ani jednej świątyni. Był prawdziwym Mistykiem, obserwującym i doświadczającym ciała i duszy, przez całe swoje młodzieńcze i dorosłe życie.

Dzisiaj jestem gorący, jutro zimny. A to dlatego, że moja dusza nie widzi... w ciele jest prawie, że ślepa... Nie radzi sobie z życiem..., a przecież tego nie chce...

Boże, jak Ty mnie oszukujesz...! Idę spać i śpię. A przecież moja dusza nie śpi...

Kto się umie wygłupiać, być kabareciarzem, gawędziarzem, a jak najmniej teologiem i moralistą, - staje się najlepszym przyjacielem Boga. Ale do tego, jakby trzeba dorosnąć. Samemu na początku moralizować i fiksować z grzechem..., Potem odrzucasz wszystkie ludzkie mądrości, nawet te z ludzkich pism świętych. Z chrześcijańskich, hinduskich, buddyjskich, czy islamskich. Jezus napisał tylko jedno zdanie i to na piasku. Zero ewangelii. Gdyż On przyszedł pocieszać, przebaczać, kochać... bezprzyczynowo, bez warunków wstępnych. A do tego moralizowanie, pokrętne nauki teologów i filozofów, nie są potrzebne... Bóg się bez nich obchodzi, a nawet się od nich odwraca plecami...

Ponieważ, kiedyś bardzo dawno temu, zepsuła ci się dusza, to będzie co naprawiać...

Chciałem dobrze - wyszło źle. Chciałem źle - wyszło dobrze. Tak to z aniołami jest... Oto miłość bez żadnych granic...

Nie chcesz mnie pocieszyć Boże? Bez łaski... Sam się pocieszę... najem się smakołyków i jakoś wytrzymam...

Boże, daj ulgi chociaż przez chwile... Ale nie..!!! Ty wolisz mnie dręczyć... dociskać... A dręcz sobie, bylem w przyszłości z tego coś miał... chociaż mały skrawek Nieba... Idę na ten układ..., lecz pamiętaj Boże... jak mnie za bardzo przyciśniesz, mogę zwymiotować.... Miej to na uwadze, i bądź ostrożny... jeśli potrafisz... Jestem cholernie wrażliwy... potrafię bić kopytami o beton... Więc uważaj... Abyś nie przegiął i nie wykończył mnie...

Nie myśl, że masz piękne życie. Jeszcze nie teraz...

Najczęściej jest tak, że skamieliny przyzwyczajeń naszego życia, powodują zamknięcie na nowe otwarcie miłości...

Czas jest rozkoszą, zamienioną w krótkie życie ciała...

Boże, wszystko zepsułem. Więc już nic mi nie pozostało, jak tylko psuć dalej... Pewnie się niedługo wkurzysz i wyrzucisz mnie z tąd do tego swojego Nieba... Aby się mnie pozbyć, byś miał już tu spokój ze mną...

Życie to taka ciekawa gra w chowanego. Ja się chowam, a Ty mnie szukasz... Kiedy mnie znajdziesz... cieszymy się jak wariaci...

Chcesz innym pomóc? Biedzisz musiał płakać...

Życie jest samobójstwem rozciągniętym w czasie. To ciało doprowadza cię do samobójstwa, czyli do naturalnej śmierci. Dlatego samobójców nie wolno potępiać... To choroba... form...

Oddychasz, bo dusza skazała cię na tlen...

Trzymasz duszę w swoich rękach, lecz te ręce są dziurawe... wylewasz duszę na świat... cierpisz...

Przewrotność. Dzisiaj nie lubisz osoby, którą kiedyś kochałeś... Rada. Porzuć wszelką miłość, a zyskasz wszelką miłość...

Kochasz prawdziwie, bo uwolniłeś się od uzależnień mistyki innych...

Jest tak, że protestujący mają rację, a władcy i politycy, nie mają racji. Dlatego lud zawsze jest, a władcy znikają... często bardzo szybko...

Życie otrzymasz wtedy prawdziwe, kiedy zaczniesz zmagać się z własną śmiercią... Przebijesz dno... rozpaczy i wyjdziesz z drugiej strony...

Wiedza, jest potrzebna, aby cię wyleczyć z pychy samowiedzy i samowystarczalności.

W sprawie zdrowia zaufaj bardziej lekarzowi niż sobie. Obyś przez brak wiedzy nie łyknął kwasu solnego, a wtedy już po tobie. Raczej ufaj lekarzom. To aniołowie z nieba, którzy przyszli pomagać w zwalczaniu chorób ciała i przez to i duszy. Lekarz, to Twój dom ulgi w cierpieniu. Bólu nikt przecież sobie nie życzy. Wiedza lekarzy jest zdobywana w twoim imieniu, abyś był zdrowy. Czy jest na świecie lekarz, który pragnąłby abyś cierpiał i chorował? Lub sanitariusz, który łamałby ci nogi i ręce? Nie! Więc ufaj tym aniołom... Pamiętaj, nawet cudowne zioło, nie skonfrontowane z wiedzą, lekarzem, może cie w niektórych przypadkach, zabić...

Lepiej jest zażyć tabletkę na uspokojenie, niż komuś nagadać... za dużo. Skutki są o tysiąckrotnie gorsze niż tabletka.

Dziś, wszystko jest już tak zatrute: powietrze, woda i żywność, że tylko chemia jest w stanie człowiekowi coś pomóc. Kiedy to zatrucie się odwróci...? Trochę czasu upłynie. Na ten czas, chemiczne tabletki są skuteczne i jeszcze potrzebne.

Z miłością jest taki problem, że nie wszyscy na ziemi czują jak ty. I z tego względu musisz się powstrzymywać z kochaniem, raz za razem. Ale to nie znaczy, że nie kochasz. Ten dylemat występuje jedynie w światach ziemskich... Prawdziwi aniołowie, nie mają już tych problemów, gdyż nie patrzą oni na poziom wiedzy, ale w serce tętniące czystym szaleństwem niebiańskim....

Nie myśl sobie, iż żyjąc na ziemi w tych kolorach i formach, że do Nieba stąd daleko.. Mylisz się. Jak od nienawiści do miłości tylko krok, tak samo między ziemią a Niebem - tylko krok. Na ziemi jest coś z nieba, w końcu ten kosmos był projektowany przez aniołów według koncepcji niebiańskich. Ale pewne sprawy nie wyszły, i się pokićkało. Natomiast jeśli umiesz dostrzegać piękno i zadowolenie z miłości bezwarunkowej i bezinteresownej, jesteś o krok od Nieba. Lecz zwróć uwagę na to, iż zobaczyć piękno i miłość, to prawie cud. Świat wyłącznie myśli o miłości osobistej... a w tym nieba nigdy nie odnajdzie... Dlatego tak często ludzie bywają rozgoryczeni i niezadowoleni z życia... A wystarczyłby jeden krok trochę w inną stronę i niebo stoi otworem...przed każdym...

Jeśli ktoś ciągle mówi o zmysłach i przyjemnościach ludzkich, jako o czymś złym... to nie rozumie, jak dusza jest powiązana z tym małym niebem, czyli z ciałem. Zmysły nasze przypominają z całą pewnością, zmysły duszy. Owszem, jak wiemy sami z ich używania, łatwo się męczą i nadwyrężają. Taki prosty przykład: oczy by jadły w nieskończoność, a w brzuchu robi się już niedobrze. Dlatego śmiem stwierdzić, iż zmysły są niedoskonałymi nośnikami duszy. Trochę duszę zasłaniają i hamują jej swawolne pragnienia. Ale ten problem się rozwiązuje automatycznie po śmierci ciała fizycznego, kiedy odzyskuje się ciało niebiańskie, i wszystko wraca do normy, czyli do harmonii między duszą a ciałem. Jedność wrażeń-zachwyceń... ciało-dusza, dusza-ciało.

Czy Niebo jest prywatne? Oczywiście! Tak samo jak na ziemi. Ale nie egoistycznie tak jak w naszej cywilizacji. Każdy ma swoje Pałace. Lecz nikt nikomu niczego nie zazdrości. Życie towarzyskie istnieje w formie idealnej i o wiele bogatszej niż tu na ziemi. Tu jesteśmy powiązani, pieniędzmi, układami, papierami, małżeństwami, itd. Tam nie istnieje walka o prestiż, czy wyłączność na zawsze...Jeżeli wyłączność to na jakiś czas, do nasycenia duszy inną pięknością... Tam życie zespołowe, towarzyskie ma o wiele lepsze zasady, bezkonfliktowe przede wszystkim... oparte na wolności, tolerancji i miłości, jednakowej do wszystkich...

Jeśli się nie pochylisz nad potrzebującym człowiekiem, choćby zbierał na piwo, to znaczy, że nie rozumiesz swojej duszy i swojego ciała. Nie identyfikujesz się ze swoimi głębokimi potrzebami, a jedynie z arogancją i dumą, która w tobie jeszcze szaleje.

Życie to słodka tajemnica oczekiwania... spełnienia... oczekiwania.... spełnienia..., aż do niewyczerpania teorii miłości.... Bóg chyba oszalał... ale jednak, to jest przyzwoicie piękne... kupuję to, Boże mój.... Poszalejmy razem... może ktoś się do nas przyłączy? A jak nie... to trudno... poczekamy.... w końcu zwrócą na nas uwagę... Szaleńców szybko wypatrzą... z tego co wiem, wariaci są lubiani mimo wszystko... Teoretyzujmy względnie.. .Lejmy wino... dziewczyny lubią brąz... Nieba... a nawet aksamit... Boże, czy my dwaj jesteśmy jeszcze trzeźwi i normalni? Nikt nas nie rozumie..., uciekają..., olaboga - gorszą się... E tam... róbmy swoje... i bawmy się wiecznie...

Nie wolno ci nikogo odrzucać, bo przez to tracisz rozkosz życia. Jak nie odrzucisz, będzie cię bolało. Ale za to przyjdzie zrozumienie sensu... Pocałunek od Boga...

Nie mogę iść w świat. Świat budów, kopania rowów, algorytmów księgowości, rozbijania atomów, maltretowania moich krwinek czerwonych, łapania neuronów w siatkę policyjną, malowanie kolorami świata, bez wyrazu. Nie chcę tego! Wolę coś innego... To mój sekret... i nikomu o nim nie powiem... chyba, że mnie ktoś przyłapie na gorącym uczynku tej przyjemności... Będzie to jego zasługą i pocieszeniem... Oby mnie to nie spotkało... jak mojego Przyjaciela... który się czerwienił ze wstydu i skromności...

Same ograniczenia.... Boże, czy Ty też tak masz? Skoro ja, to i Ty! Póki ostatni z nas, nie zjedzie z tej sceny? Czy dobrze myślę? Ale to życie jest...chwilami szmatławe. Nie godzę się na to, abyś Ty mój Bóg, cierpiał i był tak wykończony. Przecież tylko Ty mi zostałeś, i tylko przy Tobie tli się moja ostatnia nadzieja...! Wstawaj! Nie upadaj Boże! Bez Ciebie, gdzie ja będę mieszkał? Z kim się będę kochał? Nie wygłupiaj się...! Nie bądź taki... Pomyśl o moim kochaniu, ja bez niego nie mogę żyć i umrę jak Ty teraz. Ty może się z tym pogodziłeś, ale we mnie jeszcze krew się burzy. Czy jest to nam potrzebne? Nie sądzę. Kto Cię polubi jak widział będzie Twoją depresję. Wstawaj na nogi... i zacznij kochać, jak należy... niech wszyscy uwierzą na nowo w wieczną rozkosz... Możesz to zrobić...!!! Potrzebujesz nadziei? Zapamiętaj sobie: jeszcze ja w Ciebie nie zwątpiłem, no może jest jeszcze parę kobiet, które Cię kochają. I służą Ci swoim Ciałem. Uwierz mi i zrób to, o co Cię proszę. Odpuść sobie i daj nam namiętność życia, aby chciało nam się żyć i uszczęśliwiać innych...! Niech Ci się chce, Boże, jaki mnie...

Jedynie, co cię trzyma przy życiu, to namiętność i smaki duszy. Spróbuj z tego zrezygnować, to wylądujesz na elektrowstrząsach, lub na bujanym fotelu psychotropów. Nie bądź ”mistyku życia” znów taki święty. Aby się nie okazało kiedysik..., że to Ja, grzech odrzucony, jestem Twoją upragnioną światłością... przynajmniej na teraz...?

Co robisz? Nic wielkiego... Myślę sobie o głupotach... jak powstał świat... Ale co konkretnie!? Buduje właśnie Twoją dusze od początku. Nie! Źle powiedziałem, buduję swoją duszę od początku, bo mi się ona jakoś nie podoba. Zadowolony z odpowiedzi...? Nie za bardzo...

Możesz się modlić ile chcesz, i tak ci to nic nie pomoże. Chyba, że pogadasz szczerze, bez ogródek z epitetami. To ich wkurzysz i z powodu twojego natręctwa, ci pomogą. A tak, to zapomnij... Oni znają się na wulgaryzmach. Wiedzą, że to najszczersza modlitwa świata. Ewentualnie wściekły i słodki jednocześnie płacz. Lecz nie licz na pomoc materialną. Nie mają na materię wpływu, są za daleko niej. Dostęp posiadają jedynie do twoich myśli, i jeśli otworzysz umysł, i nie zablokujesz go swoim, to poprzez natchnienia, mogą sprawić zmianę, którą sam wykonasz, lub inni za ciebie, podobnie natchnieni jak ty.

Widzisz i czujesz psychicznie chorych? Trudno... powiem to... Prawda jest ukryta i stoi po stronie chorych, a nie po stronie polityków i biznesmenów. Często jest tak, że: zdrowy ma chorą duszę, a chory cieleśnie ma zdrową duszę. Kiedy nastąpi harmonia? Nie prędko. Ale dusze zawsze można wyleczyć, choćby dziś. Elektrowstrząsem ozdrowieńczym, jest nagłe jej otwarcie się. I dusza staje się nagle zdrowa. Może zacząć płynąć do niej strumień miłości bezinteresownej, i taki sam z niej wypływać. Ciało musi poczekać, jeśli jest chore... Ale świat będzie szczęśliwy ze zdrowej duszy...

Wiem, Boże że zawsze mnie oszukujesz i inteligentnie podchodzisz. Nigdy nie wiem, gdzie mnie podniecisz i kiedy podłożysz nogę. Niezła szachownica... Ale czuję, że to robisz dla mojego dobra. Dlatego szacunek... Boże-Moja Gieniu Najsłodsza, daj za to buziaka...

Poparzyłeś sobie nogę, złamałeś rękę, wystrzeliła ci łąkotka w kolanie, wycieli ci ślepą kiszkę, załapałeś się na śmierć kliniczną w wieku 15-u lat, złapały cię korzonki, w końcu rwa kulszowa: ciekawe na kogo będziesz klął.? Na siebie? No chyba nie. Niby z jakiej racji? Sam sobie dałem życie i duszę? Jeśli już bym miał komuś wypomnieć, to tylko Jemu. Wolność..... Zabija Ciebie i mnie Boże. Wolałbym Ci służyć swoimi wszystkimi zmysłami ciała i duszy, i pieścić się z Tobą, siedzieć Ci na kolanach, niż mieć nieustannie do czynienia z tym cholerstwem, zwanym wolność.