Wiesiu Matuch
Moje
myśli z 2015r. (
najnowsze na dole )
Dusza kocha wszystko i wszystkich w całej swej pełni. Problemem jest tylko ciało
i wyostrzone zmysły. Gdyby ich brakło - problem się rozwiązuje natychmiast.
Dlatego "w Niebie za mąż się nie wychodzi i nie żeni się", bo tam nie ma ciała
zmysłowego. Całkowicie inne warunki materialne, duchowe, niekrzywdzące nikogo i
niczym. "Ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało...co Bóg przygotował tym,
którzy Go miłują".
W pierwotnych pismach nie ma nic o piekle, w hinduizmie również. Ale ja pomijam
te pisma, tylko patrzę we własną duszę, i to co nią jest. I tam nic nie mówi mi
o piekle. Życie w obecnej formie - to jest to piekło. Wystarczy wziąć pod uwagę
łańcuch pokarmowy, którego zadaniem jest pożeranie innych. Horror, czyściec i
piekło jednocześnie. Nie wspominam o zwierzętach, co non stop zabijają się
nawzajem. Owszem są niższe piekła, niższe planety, częściowo stany psychiczne,
gdzie beznadzieja i głód doprowadzaj a do nieprawdopodobnych tragedii. Pytanie
pozostaje jedno: kto do tego doprowadził?
Wszystko się zgadza, ale nauczanie, ewangelizowanie przez czyste dusze, np.
wykłady, to również jest pewna relacja by jednak unikać zła, które jest
niedobre. Ostatecznie dążymy do bez-cierpienia, a nie odwrotnie. Ja uważam, że
zło nam się przydarzyło poprzez wolność i w ślad za nią idącą pychę, miliardy
lat temu. Z tej wolności powstał, dziś już można powiedzieć - upadły kosmos,
który dla wielu miał być rajem, niebem. Dziś pozostały już zgliszcza po nim. A
my zmanipulowani przez kolegów, nadal się tu kręcimy bez sensu. Z ziemi tak
ciężko się wydostać. Bardzo dzieżko. I ma Pan racje, Panie Adamie. Cierpienie
nie było to zamiarem Najwyższej świadomości. Bo część istot nigdy nie
doświadczyły i nie doświadczą niskich stopni, ani żadnego rozwoju, podobnie jak
Bóg, bo po prostu pozostali z Bogiem. Nietkniętym myślami, ani materią.
Pokochać to, co jest nie do pokochania. To prawda, to sedno rozwoju w przypadku
ziemian. Jezus o tym wyraźnie mówił. I kościół katolicki to cały czas naucza:
"Jeśli się nie zaprzesz samego siebie, nie wejdziesz do królestwa.... Kochaj
bliźniego jak siebie samego.... Moją Matką, bratem, siostrą, żoną, są wszyscy
ci, którzy słuchają słowa Bożego... To są te teksty. Te prawdy są w
chrześcijaństwie dostępne. Ale może trzeba by je na nowo odkryć?
Dychotomia jest problemem naszych bardzo ograniczonych świadomości. Powłoka
ciała, (nie jedna zresztą ) zepsuła nam duszę. I wiedzieli o tym wielcy. Np. Św.
Paweł też doszedł do tego, kiedy doświadczał znoju zmysłów, które opanowały mu
świadomość. Powiedział: "Duch dąży do czego innego, a ciało do czego innego, i
stąd nie ma między nimi zgody". W obecnym stanie naszej 3D problemem największym
jest jednak ciało. Ono jest naszą piwnicą życia. Dlatego tyle tłuczemy mu
(ciału) poprzez naukę, zachęcanie, wykłady, a ono i tak nie rozumie. Ponieważ
ciało przy duszy nie istnieje w rzeczywistości stałej, i dusza nie rozumie do
końca swojej kuli u nogi. Obecnie mamy ciało, dlatego jest tak źle z naszą
świadomością. Chociaż dusza od razu też nie mądrzeje, nawet poza ciałem, bo za
dużo przez miliardy lat straciła swego piękna i lekkości. Ale kiedyś, kiedy
nauczymy się przechodzić w zaświaty, pewnie nam się polepszy?!
Uważam, że dopiero religijność stawia naszą duszę w polu nad-świadomości. Zwykłe
spojrzenie na rzeczywistość spłaszcza obraz nas samych. Stąd potrzeba poszukiwań
kończących się jednak na religii, czyli osobistym doświadczeniu Istoty, która
pozwoliła nam być. Ale być, znaczy wiele, i tu się zaczyna odyseja kosmiczna..
Nawet wyjść poza miłość. O tym samym mówił doktor kościoła św. Jan od krzyża. To
sedno sprawy. Ale jakże mało dusz potrafi się odklejać od powłoki psychicznej i
cielesnej. A powinni wszyscy. Żeby być szczęśliwym, trzeba szczęście porzucić...
Buddyści mają taką teorię o jednej wspólnej jaźni. Ale jak na początku jest
napisane "nikt nie może zrozumieć Prawdy", to dotyczy również teorii
buddyjskich. Dusza musi wyjść poza wszystkie kosmiczne i psychiczne układanki,
wówczas pozna na nowo indywiduum wszystkich i Serce Największego Indywiduum -
Maga - Boga. Ale to też na ludzki sposób powiedziane. Poznanie pozazmysłowe i
bez-pojęciowe, wciąż pozostaje wyższą tajemnicą.
Pozostaje pytanie - co doprowadziło do takiej tragedii życia. To jest
niesamowite.... Pewnie jakieś teorie na to są.
Dopiero jak się porzuci swoją miłość, można pokochać innych. To nie jest prosty
proces. Na początku kosztuje dużo cierpienia. Kto podjął to zrozumienie,
doświadczy na początku klęski, ale potem to tylko sama radość...
Jak mało słów ciepłych i mądrych może zmienić nawet Boga...
Wszystko jest poszukiwaniem, wszystko jest doświadczeniem, uczeniem się i
odnajdywaniem choć skrawka radości, w tym tajemniczym świecie. Seks jest jedną z
odsłon. Obojętnie jaki on jest. Seks potrafi rozbudzić duszę, jak słowo
"kocham". Ale z drugiej strony, do końca nie zadowalający. Bo nawet gdyby
mężczyzna miał 100 kobiet, to i tak nie zaspokoi duszy. I odwrotnie oczywiście.
Gdyż dusza ma większe aspiracje niż doznania zmysłowe. Ale człowiek sobie
wyobraża, że bliskość spełni te oczekiwania. Owszem, na chwilkę tak. Lecz ta
chwilka potrafi zmienić całe życie na lepsze, bo skojarzona zostaje z boską i
wieczną przyjemnością. Dlatego wszyscy tak uwielbiają seks, bo tęsknią za
najwyższym uniesieniem duszy. Więc lepiej nie osądzajmy prostytutek, bo ktoś
ważny na ten temat powiedział zawstydzającą nas historię: "Celnicy i nierządnice
wyprzedzą was do Królestwa Niebieskiego". Zdziwienie..... A Stary Testament, to
lepiej o nim już zapomnieć. Liczy się tylko nowy, streszczony w dwóch
przykazaniach : Miłości Boga i bliźniego. To wszystko. A wszystko, to dopiero
przestrzeń nie do ogarnięcia...
Świadomość zespołowa, kulturowa jednak istnieje. Atmosfera panująca wśród ludzi
ma wpływ na przywódców, na wybory. Nie ulega wątpliwości. Tej presji ulega nawet
kościół. Dlatego pobłądził w swej zewnętrznej misji. Świadomość jest istotą
wszelkiego dynamizmu. Nie zawsze idealnego.
Ludzie to aniołowie w drodze do nieba, i różnie z nimi w ty życiu bywa...
Wydaje się, że aby polityka była czytelna i czysta, to chyba musimy zacząć od
siebie. Samemu być takim ideałem, jakiego oczekujemy. A wiadomo, że każdy ideał
promieniuje na okolicę. I tym sposobem doczekamy się naszych naśladowców, którzy
piastować będą w sposób szlachetny i słuszny swoje urzędy. Innej drogi raczej
nie ma. Cudu nie będzie. Cud jest wyłącznie w nas.
Otwartość umysłu to wytrych do poznania. Świetnie... Kosmos robi wszystko, aby
nas zatkać, pomimo iż wyraża się sugestią jakoby jest przychylny do jego
penetracji. Lecz to złudzenie. Nadal nic o nim nie wiemy. Naukowcy zrozumieli,
że jądro atomu jest puste. I zatkało kakao.... Czyli co? Energia powstaje z
niczego? Na to wygląda. Ale tak wskazuje szkiełko i oko. Lecz za kurtyną nicości
kryje się manipulacja i śmiech. Co innego zaświaty....
W życiu nie ma oszustów. Są ludzie, którzy mają przeróżne dylematy,
osobowościowe, polityczne, wojskowe, społeczne, rodzinne. I cały czas poszukują
rozwiązania. Często kłamią siebie samych, by zrozumieć swoją sytuację. Tylko
zrozumienie przynosi spokój. Gdy go nie ma, toczą się wojny psychiczne i
bratobójcze. Gdyż nie wierzą już nikomu, Nawet biblii. Prawdę ma Pan w sobie.
Przyjdzie Duch prawdy i doprowadzi was do całej prawdy.... Coś to oznacza. Dziś
mamy mentalność i umysły dostosowane do nowego spojrzenia. Pewnie, jak się
będzie hermetycznym i literalnym, nic się nie zmieni. Szukajcie a znajdziecie...
Co wtedy poradzić? Nie wiem. Każdy powinien szukać swojego punktu odniesienia,
bo zasługuje na niego z racji swoich przemiennych klęsk i zachwytów.
Umysł potrafi wiele, nawet stworzyć świat, podobnie jak np. młotek, czy
komputer...
Czasem trzeba narobić dużo błędów, aby coś zrozumieć głębszego. Ale póki co
trzeba praktykować wiele cnót, by demokracja była normalna.
Trudna sprawa, wolności do końca nie można naruszać... Gdzieś to życie, takie
czy inne, musi się toczyć, dlatego jest jeszcze podtrzymywane. Nauka trwa...
całe szczęście. Bo już całkiem mogło być pozamiatane. A tak to jeszcze możemy
nieco doświadczyć tej podłogi, aby coś zobaczyć ciekawego.... dla rozwinięcia
skrzydeł...
Nie trzeba nikomu odbierać wiary. Wystarczy rozświetlać jej struny tajemne...,
Taki jest sens wiary, aby poznawać.... A potem wiara i nadzieja odpadną,
pozostanie tylko... MIŁOŚĆ. Tak mówi to nasze Pismo św. Póki co, musimy się
trudzić nad rozszyfrowaniem życia, przy pomocy m.in. religii, ale nie tylko,
Boga przede wszystkim. Religia, a Bóg, to jednak odległe kosmosy. Bóg ma swoje
ścieżki prowadzenia dusz do siebie, a kościół swoje. Nie zawsze one są zbieżne,
to już chyba widać... Nie mówię, na początek wiara musi być, inaczej człowiek
zwariuje. Ale potem...? To jeż co innego...
Ważne, aby stawić opór głupocie i otworzyć bramy dla wszystkich, nie tylko dla
"wybranych". W myśl zasady: "miłuj bliźniego.... jak... siebie...." Czy dogmat i
przepis tu obowiązuje?, i coś zmienia? Zmienia - obniża zdolność komunikacji z
Bogiem. Stąd ten krzyk. Krzyk oznacza bezradność i zarazem szczerą, choć nie
zawsze uświadomioną tęsknotę, jednak, za całą prawdą. Dlatego każdy zasługuje na
usprawiedliwienie i ciepło.
Człowiek sam dla siebie jest zagadką. Myślę, że nie tylko czasem... stale... Co
ja czuję? A co może czuć dusza? Tęsknotę jeno... Wszystko wynika z tego, że
jesteśmy podobni do Boga, czyli zupełnie szaleni... On kiedy nas stwarzał,
ryzykował, a jednak to zrobił. Tak i my, szalejemy za miłością, za prawdą, bo
chcemy się cieszyć i wyżywać w miłości do nieopamiętania - jak Bóg. On zupełnie
zwariował, kiedy nas tworzył.... .I tego, mimo wszystko nie żałuje...To z tego
wszystko wynika... Uwielbiam się dawać wszystkim, jak Bóg. Ty zresztą robisz to
samo... Psychika, to pułapka, liczy się tylko miłość... Ale bez granic i ram...
Istność w istności, bez opamiętania i logiki. To jest to zjednoczenie, o którym
"śpiewa" światło pragnień nieopisanych...
Tak naprawdę Prawda to przykrywka. To taka zabawa w chowanego, tu na ziemi, póki
mamy ograniczenia, z pewnych powodów... Tam już nie ma prawdy, bo ona jest
odsłonięta... I spotkać się mogą wszyscy ze wszystkimi, jeśli tylko tego
zapragną. A ja pragnę... Bo taka jest moja duchowa natura, a nie wiem skąd ją
mam...:-)
A jakie ograniczenia ma Bóg? Skoro wszystko jest ostatecznie Jego? Śpimy dzięki
Niemu, więc i poszukujemy dzięki Niemu. Wszędzie, i w gałązce bzu i w internecie,
w protonach i jądrach atomu, które jak się okazuje są puste... Wszędzie, nawet w
duszy Szatana...naszego kochanego brata, kompana z dalekiej przeszłości...,
który spodziewa się od nas życzliwości i zrozumienia...
Siłą wszelkiej energii jest dobro. Póki dusza generuje chociażby minimum dobra
ma szansę się wydostać ze świata materialnego. Ale... Ale... jeśli dusza neony
lat nie dba o dobro, jest możliwość, że zostaje unicestwiona, a jej energia
powraca do Boga. Ale nigdy nie jest wiecznie potępiona. Piekło to głupoty
wymyślone w celu kontroli umysłów.
Hologram, to jedna z możliwości... Sprawa jest jeszcze bardziej złożona. Atom,
jego jądro jest puste - okazuje się. Tu zaczynają się prawdziwe teorie...
Pewnie, że Biblia oszukuje. To bardzo prymitywne dzieło... Archaiczne, nie na te
czasy. Dziś należałoby napisać coś na nowo. Ale czy się da? Dogmatyzm
neutralizuje wszystkich. Nic, jeno cicho sza... Ale w tej ciszy budzi się wielki
anioł zrozumienia.... Budzi się miecz, który odetnie iluzję pogubionych i
oszołomionych władzą i bogactwem...
Owszem, wolna wola... Ona nie jest Matriksem, ona jest przyczyną świata.
Powiedziałbym raczej, że to stan pychy jest Matriksem, owładniający wszystkich w
czasie, i nie w czasie. Wola to serce pragnienia szczęścia. Nie powinno się jej
podejrzliwie przyglądać. Ona jest naszym szczęściem i kochaniem na wieki...
Problem zmysłów, ograniczeń, to całkiem inna kwestia, w większości niezależna od
naszej woli... Są tacy, co zdominowali nasze widzenie, i gównie oni są za to
odpowiedzialni. Ale my również możemy coś w tym kierunku zdziałać, aby polepszyć
to widzenie... Cnoty... i szlachetność... Tak na początek są one potrzebne....
Właśnie, to jest problem... Praca nad sobą, to też jest pewnego rodzaju
dochodzeniem do specyficznej filozofii życia. A Być doskonałym, a dążyć do
doskonałości, to jednak różnica. Jest wiele dróg do formacji duszy. A zasłon
jeszcze więcej. Trzeba przejść przez wszystkie formy, kształty i doznania, nim
dusza stanie się, jak Bóg. Długa, czy krótka do tego droga...? To zależy od
wielu czynników fizycznych. Nawet zależy to od tego, czy jesteśmy zatrudnieni na
umowach śmieciowych, czy na zwykłą umowę o prace. Wbrew pozorom, to również ma
wpływ na nasz rozwój duchowy. Bo gdy się pracuje po 10 godzin dziennie, - dusza
się wycofuje mimowolnie, gdyż nie jest przez nas zabawiana....
A kto nie udaje? Każdy chce być innym... pięknym....mądrym....sympatycznym...
uduchowionym.... A tak bliżej... każdy jest zaledwie trawką na wietrze...
Pisarze i zbawiciele są po to, aby wykonywali dzieła, jakie im przydzielono. I
nie koniecznie mącą. Częściowo Biblia namąciła, i teraz nie umiemy się od niej
odczepić. A Duch św. działa i teraz. Przecież nie przepadł gdzieś w zakamarkach
nieba. Duch działa, ale niestety na poziomie kwantowym i wiele wyższym. W
świecie materialnym Go nie ma i nie będzie. Gdyż to nie Jego przyjazny rewir.
Dlatego pisarze mistyczni tak są ważni. Oni poddali się tej mocy. Nie każdy to
potrafi... Nikt nie chce mącić świadomie. Każdy szuka na różnych pułkach, by
cokolwiek znaleźć dla duszy. Czasem szuka się przez ateizm i materializm.
Właściwie, każdy od tego zaczyna. I trzeba zrozumieć każdego, ich chęć poznania,
chęć zanurzania się we własny byt. Bóg rozumie wszystkich, dlatego nie grzmi....
Raczej On płacze nieustannie. Bo dał wszystko co najlepsze, a i tak aniołowie
poodchodzili od Niego. Ale czeka. Podał pierwszy rękę i czeka zalany łzami aż
jego najpiękniejszy anioł - Szatan, do Niego powróci. Ten syn marnotrawny, a my
razem z nim. Historia ludzkości, nie jest prosta do ogarnięcia. Biblia nie
wszystko wyjaśnia. Tam wiele brakuje...istotnych spraw, a niektóre są
przekręcone.
Tak. Lubimy szczegóły. I właśnie te szczegóły powodują, że nie szukamy całości.
Szczegóły nas zniechęcają. A nie powinny. Bo np. gdyby nie było zera i jedynki,
system operacyjny by nie działał. Prawda powinna być czytelna. Ale problem leży
w nas... faktycznie. Dlatego odpuszczamy sobie nowe horyzonty. A jest
powiedziane: "szukajcie a znajdziecie, kołaczcie a otworzą wam". To nie są puste
słowa, ale ogromna moc wyzwalająca się spod tych słów. Gdyż moc kryje się za
słowem. A nie za bicepsem.
Problem w tym, że tak naprawdę herezja nie istnieje. To określenie jest
wyłącznie teologiczne. A świat nie jest teologiczny... A raczej sposobem na
odkrywanie i bawienie się nim...Jeśli ktoś woli, przy Bogu i z Nim, co
polecam...
Myślę sobie, że pozytyw czują wszyscy, ale z przekory i nie odpuszczania sobie,
tak dla picu, mówią, nie...! Ale w głębi wiedzą, że tu jest światło. Moim
zdaniem, każda świadomość umieszczona w ludzkim ciele, dokładnie wie czy robi
dobrze, czy źle. Kwestia jest taka, na co jako pierwszemu pozwolimy na
określenie sytuacji. Wybór... satysfakcja... podnieta... nieopanowanie emocji...
Dotykasz samej membrany. Każde jej muśnięcie wstrząsa życiem... Ech... życie...
jakie ono jest kolorowe...
Kościół nie jest taki zły, nikomu przecież źle nie życzy... namawia do miłości
bliźniego i ukierunkowania nas na Boginię Miłości-Boga. Nie lubimy go, bo może
sami mamy coś za uszami... . księża też tylko ludzie i potrzebują takiej samej
miłości, jak my. Może zobaczmy choć troszkę światła w tym kościele. To jest
również pozytywna energia, to nasze usprawiedliwianie wszystkich... Bóg chyba
lubi taką postawę...
Demony to są te same istoty, co my i inni w kosmosie. Oni nawet nie upadli,
tylko się wyrodzili, z powodu braku perspektyw, z braku zasilania... To są nasi
bracia z dalekiej przeszłości. A ci, mało wyszlifowani, wcielają się w ludzkie
ciała, i albo usilnie pragną zostać mistykami, albo karierowiczami...albo
stwarzają zwykłą rodzinę... różne związki... w ogromnej niewiedzy przybycia tu i
życia... Może to zbyt śmiałe stwierdzenie... I masz babo placek... Wszyscy
poszukują miłości przez jej zaprzeczanie niejednokrotnie, dlatego to tak boli i
niszczy.... Wszyscy po czasie... znajdą wieczną radość, już nie przez negację,
ale triumf zadowolenia... i świętej korzyści...
Serce jest najważniejsze. Ale pełniejszą wersją tego pojęcia, tak mi się wydaje,
było by stwierdzenie: Serce Umysłowe. Bo powiem tak, niezbyt popularnie może:
Sam umysł jest za surowy, a samo serce, pałające ogniem, może narobić sobie
przykrości... pędząc trochę na oślep. Ale połączone razem.... można oddychać
dwoma płucami...
To nie świat wizualny, do końca, obecnie, jest wielkim naszym problemem, ale
spojrzenie nań...Gdy patrzymy poprzez chęć poszukiwania..., tego nietuzinkowego
doznawania przyjemności z jego tajemnych wyjawień.... staje się Celem dla nas...
Wszystkie niepowodzenia... , czarnowidztwo..., czyści jedynie wewnętrzna
modlitwa... z prośbą o pomoc w wybieraniu, wyłącznie boskiego odczuwania
rozkoszy... . Zapisanej przez magnetyzm miłości, na unerwieniach naszej duszy...
Czy czegoś tu nie przeoczyłem?.... Pewnie, tak... jak zawsze... mi się nie
udaje...
Nie ma ograniczeń, sami je stwarzamy pod kontrolą kosmitów...
To cudownie, że jest trochę tych Aniołów-nas-ludzi, którzy niczego innego nie
pragną, tylko obdarowywać wszystkich innych pojęciami świetlanej przyjemności...
. O Boże.... jak mi dobrze... być z Wami...
Ja tam i w szarości widzę kolory... chyba jestem wyjątkowym daltonistą...
Chyba żaden... Atom mówi co innego...jest bardzo obiektywny, nawet z racji
swojej powszechności... dla wszystkich... wszędzie... i jednakowo... bez
końca...aż zgaśnie....
Ażeby ten żaglowiec przywiódł nas na wyspę rozkoszy... Może się uda... - A
jakże...siłą wiatru pragnień, potrafi nas oswobodzić... z ciężaru napięć...
nieuzasadnionych...
Żyć i umierać, to już jest motyw do niekonwencjonalnego sposobu na wyjaśnianie
sobie przyczyn i skutków. Uszczypnięcie boli... Dlaczego...? Niestety, ale
boli... Więc, po co się szczypać?! Motor bezwładnych emocji jest naszym
sytuacyjnym, niechcianym najczęściej, obciążeniem. Kto go unieszkodliwi? Moim
zdaniem, jedynie zachwyt...i drganie z nim związane...
Kochać... "jakże łatwo powiedzieć"... Powiem, może coś przeciwnego, miłość to
gra, i jak się kogoś zaczepi - jest Twój, w duszy Twojej. On tam natychmiast
zamieszkuje, w pięknych komnatach radości.... Ale musisz chcieć zaczepić, i ująć
w swoje dłonie jego wolność... Ponieważ miłość powinna być bezinteresowną... Ze
swej świetlistej i nieprzewidywalnej natury, staje się "zgaduj zgadulą", dlatego
tak cieszy i uszczęśliwia. Życie nie może być poważne w sensie światła, gdyż to
światło straci blask... Raczej powinno być szalone...szaleństwem... , unoszone
przez powiew podróży hen... To jakby inne horyzonty... odczuwania... mało
ziemskiego..., ale w końcu świadomość jest nieziemska... może co tylko chce, co
sobie wymyśli - to zaraz ma... nawet jak pocałuje żabkę w łapkę czy jaszczura w
usta - nie widzi różnicy... jest ponad formę...
Piękno... świat - to my... nie ma nas - nie ma świata. A światów jest wiele, i
potrafią się sobą zachwycać, i nawzajem przenikać..., pieścić delikatnie
uśmiechem... i czymś tam jeszcze niepojętym...
Ciekawe kto taką pięknotę, (kolorowy owad) zaprojektował...? Ja myślę, że brało
w tym udział paru magików-artystów, genetyków z cywilizacji, która zapewne już
odeszła i "przepoczwarzyła" się w jeszcze większych artystów... A tu pozostawili
po sobie trochę obrazków z przyrody... Mam do nich główny żal.... - po co ten
układ pokarmowy, co zmusza wszystkich do zabijania i niszczenia...? Czy nie
można było ustawić jakiegoś perpetuum mobile...? Na przykład zasilanie wolą,
samą chęcią życia..? Tacy artyści... a tak pewne sprawy, na chłopski rozum,nie
wykończyli jak należy... A może to zazdrość była powodem użycia układu
pokarmowego.... by konkurencje... innych kosmicznych inżynierów.... stworzycieli
innych gatunków tego piękna - wycinać? Trudno powiedzieć. Było to tak
dawno...(...). A może nie umieli sobie poradzić z przemianą materii na tym
globie, która już istniała wcześniej ?...Tak czy inaczej, - pięknota.... jest
piękna... Kolorki i kształt dopracowane, że ech...
Coś mi mówi...?, że wszystkie sfery upadły, bez wyjątku. Jak się popatrzy choćby
na Drogę Mleczną, która zieje ogniem, pyłem, promieniowaniem i eksplozjami
rozwalających się słońc i planet, to w wyższych, niewidzialnych dla oka sferach,
może być podobnie... To nawet św. Paweł już kiedyś powiedział, jak on do tego
doszedł... - nie wiem. Ale stwierdził: "wszyscy zgrzeszyli". Użył słowa
"zgrzeszyli", ale ja bym go nie zastosował. Na tamte czasy, może było akuratne.
Wolność i brak stałego źródła zasilania, spowodowały degeneracje układów
atomowych, czy nawet subtelniejszych, dotykających nawet duszy. Dusza doznała
skazy, a jak ona zmniejszyła się, to i stworzenia doznawały uszczerbku przy ich
projektowaniu... Takie mam, jakieś przemyślenia... (science fiction).
Miej głębokie spojrzenie, emanujące filozoficzną potrzebą świętego spokoju, a
spokój tu jest najważniejszy...
Co spojrzenie, to nowy Raj, nawet troszkę już na ziemi... Warto tworzyć te Raje,
by było cieplej i mądrzej... Kto się dzieli od serca, tworzy nam wszystkim
komnaty rozkoszy w duszy. Dzielenie to budowanie naszej wzajemnej miłości...
Świetne te wiersze Pan napisał.... To tlen do oddychania...
Życie ludzkie, jakby na to nie spojrzeć, to ciężki kawałek chleba, kołchoz pracy
i przymusu z różnych stron, nawet rodziny... A dusza pragnie radości, obojętnie
jakiej. Chwilka lansowania siebie, zabawy, sprawia to ciepło, pośród tych
wstrętnych prac kołchoźniczych.. Nie jest to złe. Daje troszkę radości,
uśmiechu, podziwu.... A duszyczka stale chciała by być w zachwycie, bo taka jest
jej ciekawa natura... Parafrazuję: Ej! Tam...! umęczeni trawieniem przez
ekonomię... przyjdzie do mnie, a ja was pocieszę... Proszę trochę szaleństwa...
dla zdrowia myśli i spokoju serca...
Oprócz serca, mamy serce mechaniczne, i ono już komplikuje nam egzystencje, boć
to samo serce jest egzystencją samą w sobie bardzo złożoną, która, jak wiesz,
szwankuje: arytmie, zapalenia, itd., zawały. Ciało to takie cudo, które trzeba
karmić, popychać jak osiołka czasem, chłostać, głaskać, myć, kochać go i
wyrzekać się go. Same w nim sprzeczności. To właśnie jest zamykaniem "gwiezdnych
wrót" przeszłości... Lecz praktycznie, to już pewien szaleniec powiedział: "Duch
dąży do czego innego, a ciało do czego innego, i nie ma między nimi zgody". Jak
patrzę na siebie..., to mu, bez sarkazmu, przyznaję jednak racje.
Potrafię myśleć jednocześnie wieloma religiami.
Duch potrafi się rozstrzępić... na wiele części... Teraz pytanie, jaka jego
cześć jest tu, i jaką "rysę" zaliczyła dusza...? Trudne pytanie i trudna
odpowiedź....
Kwanty kwantami, a poza kwantem zaczyna się dopiero bilokacja...
Piekło wymyśla się co chwilę, wystarczy otworzyć wiadomości... ale to nie
znaczy, że cierpienie jest potępieniem wiecznym... pitu... pitu...
Duch sam w sobie z założenia i pragnienia jego zaistnienia, maksymalnie
idealnego - jest u swych korzeni doskonały. Jednakże po różnych ucieczkach,
znalazł się na "wiosce". I musi tyrać "motyką" ciała. ...pies pogrzebany....
Większość nawet sobie nie uświadamia, że ma ducha - tak to jest sprytnie
zakamuflowane. Dary ducha, co u niektórych się dopiero objawiają, jak: mądrość,
rozum, tolerancja, pragnienie, poznanie transcendencji, podróże w zaświaty, i
wiele, wiele innych. Świat materialny to zasłona przed doskonałością i jej
lekkim, subtelnym przejawianiu się. To są sprawy wzniosłe, święte, czyli...? -
szalone barwami nieopanowanej niczym, i nigdzie, bezinteresownej i osobowej,
inteligentnej, artystycznej - Miłości... do wszystkich, w każdym pałacu
rozkoszy, których nie brak po drugiej stronie życia... A tu? Cóż nam
pozostaje... Jedynie płakać i tęsknić za skarbami... pisać myśli i poezje o jej
piękności... próbować na swój indywidualny koloryt pragnień... przypodobać się
jej przestrzeni figur i obrazów... łapać się za jej sukienkę... każdego dnia i
każdej nocy...
Na początku było Słowo a Słowo było u Boga, i Bogiem było Słowo. U podstaw mocy
sprawczej jest myśl, potem słowo a na końcu czyn - odpowiedzialność. Tylko za
co? Oto jest pytanie odwieczne... za oddychanie i pocenie się? Zbyt to
skromne... za ekonomię? ...zbyt małostkowe... za co...?! Za siebie? - zbyt
egoistyczne... jak pojąć Ducha, aby nie przypisać mu z byt dużo cech
wciągających nas w przestrzeń ograniczoną... ? Trudne...
Radość... i luz...to studnia orzeźwiająca... świadomość, której zawsze potrzeba
owej wody, na stałe...
A Ciałem stał się cały świat, jęczący i wzdychający za "Synami światłości, -
Boginiami światłości", aby było cieplej i lżej... Uf... ale się zrobiło gorąco
Anitko... A odwołania końca nie widać, tego "grzania" się fotonów bólu i
przyjemności... kiedy zakończenie tu...? A kiedy początek tam...ukojenia? Och,
Anitko słodka...idziemy wyć do księżyca, ale chyba dziś pełni nie ma...
szkoda...
Jedność w całkowitej i wiecznej odrębności. Dlatego powstały dusze by podkreślić
indywiduum przeżyć bez wiedzy innych. Magia tajemnicy oczarowania... To się
nazywa boska prywata... poprzez wielość różnorodności zdziwień...
Niebo nie jest niczym innym, jak sposobem na zaskakiwanie. Dlatego nas tak
pociąga jego idea... majestatu pokazania swoich wdzięków... jak u
ludzi...podobnie...
Jeśli Kabała mówi pewne zdania zgodne z oczekiwaniami Boga, to chyba jest ok.?
Pięknie, ale ta wiedza wynika jedynie z Biblii, a jej miliardy lat nie było.
Kiedyś istniała inna wiedza i inne sposoby na potrzeby świadomości... Biblia w
dużej mierze zasłania prawdę, a nie ją odkrywa.. Trochę tam historii, filozofii
myślenia, i dużo manipulacji celowej. Więcej prawdy odsłaniają hinduskie pisma.
W nich jeszcze troszkę pozostało z dobrych czasów... Resztę można rozbić o
beton... Poza dwoma przykazaniami miłości... I tylko w tym ewangelie mają
racje... Reszta to papier..., który do niedawna był nawet zakazany do czytania.
A teraz nagminnie drukuje się biblie, by zaciemniać obraz, by nie umieć szukać
Celu samemu. Jedynie człowiek, indywiduum, posiada monopol na prawdę i
spełnienie, wszyscy z boku, którzy wciskają swój punkt widzenia, są
nieprzyjaciółmi..."Boga"...
Siła przede wszystkim jest we łzach i samotności... Tam są pokłady
nieodgadnione... wizualizacja świata to iluminacja holograficzna, która ludziom
na poziomie najgłębszych pragnień, nie daje zadowolenia... ale zaczynać należy
od dotyku...
Opinie jakiekolwiek..., to ukryta głęboko w sercu potrzeba doznania
przyjemności. Dobra sprawa, nic złego. Dążą do niej i tym sposobem. To jakaś
sprytna metoda poznać samego siebie... trzeba ich usprawiedliwić...i
zrozumieć... tolerować, jeśli komuś przypadkowo sprawia to przykrość.
Smak dotyku to podstawa to twórczych luminescencji, które ogarniają pojęciowanie
szczęścia w ciele jak i w duszy... na początek..
Mimo wszystko, uprę się... to mój świat... jak i Twój inny... choćby z racji
kodowania płci... Ale samotność... to poezja życia, choćby się miało wielu pod
ręką... do rozmów... w samotności jest najprawdziwsza rozmowa i rozkosz z tymi,
których uwielbiasz bezgranicznie... w świecie fizycznych konkretów i form
ujemnych, nie do spełnienia...
W duszy zorganizowanej, nie ma czasu, dlatego można kochać wszystkich z
przeszłości, teraz, i z przyszłości... Młodość jest starością, a starość
młodością.. bez różnicy,... każdy sposób ruchu uzupełnia drugi sposób na ruch, u
wielu innych.... ale to dotyczy przede wszystkim skojarzenia z tym wymiarem...
choć tam jest całkiem podobnie...przykład idzie z góry... Każdy jest wcielony z
różnych pobudek filozoficznych i koncepcji spełnienia siebie, - dla różnego
odczuwania "poezji życia"... i to nas zachwyca właśnie... a czasem dobija...
zwłaszcza... kiedy odczuwamy beznadzieję...
Oczy fizyczne człowieka, są odzwierciedleniem umysłu, który sam w sobie ciągle
ogląda i podziwia wszystko... Nie ma chwili, w której by czegoś nie
postrzegał... Każda myśl jest widzeniem... i uświadomieniem... Oczy, czyli sam
mózg uświadamiają nas o wszystkim, co sobie skojarzy... Ale, z punktu widzenia
ograniczonych fotonów i ich zagadkowego zachowania się, oczy fizyczne hamują
prawie wszystko, czego oczekuje odbiór wizualny mózgu... Oczy nie widzą swoich
myśli, a myśli mózgu nie potrafią się przebić w świat materialny. Harmonia
pomiędzy nimi? Nierealna. Trzeba "przymrużyć" oczy, aby zacząć widzieć innymi
zmysłami - bardziej dostosowanymi do umysłu. Umysł jest narzędziem z kolei
tajemniczej w nas duszy. Dusza, okiem ciała, przebija się do świata, i przebić
się nie może... bo zasłon jest zbyt wiele...Po czasie, kiedy zasłony opadną
już... Oko ciała poczyna widzieć... autentyczną, anielską namiętność...
potrzebną koniecznie, do bezbolesnego życia... radość namiętności rozprasza
wszelkie przypadkowe cierpienie...
Na naszej planecie jest bardzo ciężko. To kołchoz... doznajemy tego w naszych
stawach, kręgosłupie i niewyjaśnionych, przykrych okolicznościach... Ale, żeby
dodać radości pięknym i szlachetnym uczuciom, powiem tak: Nie jest źle!
Tajemnica polega na tym, że im więcej nam się nie udaje - tym więcej zyskujemy.
I dlatego ziemia jest przedsionkiem Nieba. Tu faktycznie można osiągnąć
wszystko. Natomiast w wyżej rozwiniętych społecznościach, na różnych planetach,
przy najróżniejszych gwiazdach, nie da rady tego osiągnąć - co my jesteśmy w
stanie zdobyć. A dzieje się to właśnie dzięki zaprzeczeniu, cierpieniu,
niepowodzeniom osobistym... Ciężkie... ale jednak.... Ten nam znany Królewicz z
Nazaretu, sam to w życiu musiał odkrywać. Podobnie jak my. Doświadczył owej
praktycznej wiedzy i dał się za nią wykończyć... Podjął tę drogę, iż zdawał
sobie z tego sprawę, że ona mu nie zaszkodzi, przeciwnie, pokaże światu eurekę
fascynacji pięknem, spokojem i przyjemnością życia samego w sobie.
Człowiek jest tak światły, że nic, a to absolutnie nic... nie wie na bieżąco, co
dzieje się w jego organizmie. Tak bardzo jest "oświecony" - iż stąpa po omacku.
Czy to nie jest pewnego rodzaju "habilitacja antynaukowa"? Naszej szarości
dążenia do oświecenia?
Życie w całości jest spojrzeniem poprzez przypodobanie się. Romantyzm i erotykę.
A czym jest dusza? Niczym innym jak poezją komnat rozkoszy. W ziemskim ujęciu -
jedynie namiastką tych wielkich skarbów... Umysł to kotwica zmysłów duszy,
wyrażonej w przyjemnościach ciała. Dlatego podawanie bromu, czy kastracja,
znaczy uszkodzenie duszy... Mistycy autentyczni są bardzo erotycznymi duszami.
Jak w opisie weselnym "pieśni nad pieśniami" - jest to przedstawione.
Sam nie mogę..., ale Ci pomogę... Pustka..., gorycz....co Ci mogę zaofiarować?
Nic...!!! Najgłębsze rozczarowania...!!! Czy to sprawi Ci ukojenie...? Cóż Ci
mogę dać?! Przyjemność?... Nie! Jedynie głębię beznadziei... Sama zdecyduj czego
oczekujesz... Rozczarowania...? Czy to Ci pomoże? Choć... przybliż się do
mnie... pocałuję namiętnie..., od serca..., szczerze ?, Wybacz...mi... kochana ?
- jestem zniszczony...
Z tym podobieństwem do daleka jeszcze droga... Najpierw trzeba zrozumieć swoja
zapaść...
Każdy niech liczy na siebie..., na swoją wewnętrzną mistyczną prawdę. By uniosła
go w nieznane obszary rozkoszy wiekuistej.... A Niebo, dla każdego znaczy, co
innego...I to jest dopiero początek najpiękniejszych doznań... Nieznane, spotyka
się oko w oko, z uśmiechem błogiego oczarowania... Napięcie nie do opanowania...
Tak ma być...
Nie mogę nic wyrazić, zbyt bolesne naczynie czasu... ciemność świtała...
Nie czas potrzebny jest mi do życia, ale zapomnienie...
Dramat jasności polega na próbie odczarowywania zła...
Filozofia patrzenia na aspekty twórcze duszy, - jakże wspaniała. Pomaga...ale
nie jest to wszystko...
To prawda, ziemia to trudny kawałek chleba. Ale z drugiej strony jakże dla nas
błogosławiony... nic nam nie wychodzi... tnąc kromkę chleba można się
przeciąć... a to uczy pokory i otwiera oczy... dlatego jest już przedsionkiem do
CELU. Ci którzy tworzyli tak złe warunki życia w kosmosie, jakby ten fakt
przeoczyli, że i będąc we wiezieniu - można z niego uciec. A co do życia w
naszym układzie Słonecznym, to jest jeszcze jedna planeta prócz naszej, gdzie to
życie jest. To jest jeden z księżyców Jowisza, gdzie jest dużo wody, lecz życie
tam jest trochę inne niż tu... Tyle mogę powiedzieć... reszta planet jest już
niezamieszkała.
Niezwykłość skupienia się duszy.... jest wonnym bukietem atrakcji cieszenia nas
namiętnym śpiewem melodii szczęścia... bez przekonań i zaprzeczeń... pragnienie
i spełnienie... oczekiwanie... na iskrę... świecić zalotem oczarowania...
spojrzeniem przygarnąć tęskniących.... do wiecznych igraszek duszy...
Zawsze widzisz to, czego pragniesz, i czego szukasz. Lecz denerwuje cię to, iż
zdaje ci się, że tego nie widzisz, co widzisz. Jest to usterka duszy, którą
można naprawić.. i widzenie stanie się realnością nieba, jak dawniej... Po
naprawieniu usterki, poczniesz widzieć oczami ciała to samo, co widzi twoja
dusza... Historia tej usterki trwa luż od początku stworzenia świata
materialnego i osiedleniu się w nim dusz. Mało kto tę tajemnice potrafi
zrozumieć... a powinni wszyscy, bo wszyscy szukają przyjemności... droga jest
niezwykle prosta, dlatego jej nie zauważamy... widzimy to, ale nie smakujemy, bo
wydaje nam się to gorszące.... kiedy są to same rozkoszne cnoty czarowania
życia...
Wszystko może być powodem do rozkoszy, nawet odwiedzająca cię muszka w pokoju...
Możesz się kochać z każdą duszą na świecie, ale musisz wiedzieć, jak się to
robi. Możesz się kochać z duszą, której umysł jej ciała, jest tego
nieświadomy... to nie przeszkadza zupełnie, bo dusza, tego uśpionego umysłu,
wszystko widzi i odczuwa. To są najsłodsze tajemnice, za które warto oddać
życie...
Życie wieczne polega na chaosie i nielogiczności, to jest ten tajemniczy
potencjał rozkoszy i bogactwa, bez planów i podłoża bytu. Naukowcy tego jeszcze
nie czują, a filozofowie zjadają sobie zęby nad koncepcjami, jak to się
dzieje... W świecie miłości, logiki w tym żadnej, i naukowości zero... Owszem,
świat materialny zmusza do logiki... Ale on nie jest dziełem Boga. Dusza w swej
głębi wyklucza konkret, naukę i logikę.... niczego nie obserwuje, niczego nie
odbija i niczego nie absorbuje. Fotony, membrany, poziomy czasu, struktury
ludzkiej świadomości. Fizyka, chemia, cząsteczki energii - jest starym światem
badań i przekonań, dlatego tak konkretnym, przez wielu mistrzów duchowych
nagminnie kreowanym... gdyż nigdy nie poznali duszy. Rzeczywistość duszy jest
nierealna i ta nierealność jest jej mocą szczęścia i siłą bycia, jako
indywiduum. Jednym słowem: realność duszy to siła energii nieistniejącej. Idea
niebytu energii jest jej najwyższą cząstką duchową i nieskończoną. Krócej? "Nic"
- jest energią wszystkich energii. Jest istotą rozkoszy wszelkiej przyjemności,
czarującej wszystkich dotykiem niebytu niestrukturalnego... Dusza nigdy nie zna
fizyki, matematyki, itd., bo nie z tego ona jest stworzona i nie dla niej żyje,
i nie tym się cieszy. To są światy, poza światami... ...wskażę wam drogę jeszcze
doskonalszą.... i tak w nieskończoności materii niebytu... Światy duszy są
materialne, konkretne, ale w światach poza logicznymi, rozumnymi światami...
Wiry...atomy...fotony, nauka książkowa... to świat zdartych płyt... - to
przestarzałe nauki, nie przydające się duszy w najmniejszej cząstce... Być w
niebycie... oto tajemnica istnienia... tajemnica rozkoszy niezazdrosnej...
Luźne rozmowy o niczym przy grilu z piwem, winem, wódką... nie dadzą ci tego,
czego oczekujesz i za czym tęsknisz... Ale w ziemskiej sferze pragnień, od
czegoś trzeba jednak zacząć... nawet ludzka przyjemność może wyzwolić eksplozję
pragnień, owianych światłem szlachetnego szaleństwa...
Zawsze najpiękniejsze są kształty, których nie da się zobaczyć oczami
ziemskimi...
Każda poezja, piosenka mówiąca o miłości, to nic innego, jak tęsknota duszy za
doznaniami poza cielesnymi... i tak się dzieje... nawet ciało na to reaguje... -
oby ciało jak najmniej... żeby nie spotkała nas nieoczekiwana przykrość...
Jeśli skierujesz myśli w biznes i pracę, będziesz człowiekiem zapracowanym i
smutnym, bo nie wszystko Ci wyjdzie. Lecz jeśli myśli skierujesz do środka, do
duszy nieograniczonej w niczym, odkryjesz światy, w których natychmiast możesz
zamieszkać. A będą to światy idealne dla Ciebie...
W słowie zawarta jest tajemnica działania. Słowo potrafi zmienić życie. Słowo w
znaczeniu ludzkim, jest algorytmem potęgowania pojęć, potrzebnym do zrozumienia
duszy. A potem? Słowo już nic nie znaczy. Dusza wypełnia wszystko po
brzegi...swoją cudowną istnością... ogarnięta widzeniem... niewidzialnego...
widzenia..., i odczuwaniem nieodczuwalnego uczucia... Tak to wszystko jest
lekkie... i prawdziwe...
Wszystko jest takim, jakim jest, i jakim nie jest. Piękne... Jakże różnymi
możliwościami na radość jest wyposażona dusza, uwieziona w ciele....
Precyzyjne określenia rzeczywistości dotyczą iluzji, niewydolności systemu
oczekiwań i nadziei, wobec pragnienia uprzywilejowanego dla funkcjonowania duszy
- komfortu. Dlatego małe dzieci zachowują się całkiem inaczej, niż dorośli. Bo w
nich jeszcze nie przebiła się strategia materialnych uzależnień dla świadomości.
A brak określeń i konkretów świadczą o niepojętym uczuciu, które nie potrzebuje
pojęć do życia i jego określania. Precyzowanie wytwarza ból, a określanie i
konkret - sztywność. ...motyw ograniczenia... w byciu, gdzie się chce, i w jaki
sposób się chce... Chcenie... istnieje poza wszelkim strukturalnym światem
określeń. O ironio...! Oto konkret...? rozbudzonej duszy...
Miłosierdzie... jakże to wspaniałe uczucie... właściwie jest to sama esencja
miłości do każdej duszyczki kochanej..., która czeka... na jeden choćby miłosny
odruch dla szczęścia w wieczności... tak trudno na tym świecie o to uczucie...
Jak mało ludzi o to walczy.... bo może tego nie czują? Sam nie wiem, gdzie jest
to zaszyfrowane... Siostrzyczka wie zapewne więcej... Ech... życie...
Choroby i śmierć nie jest w domenie myślenia wiecznego...
Jesteś prawdziwy... Jedziesz po bandzie..., a to jest istotne, by doznać
smażenia i dymu... Trzeba nagrzeszyć, by to zrozumieć... jak słodkie jest potem
ukojenie w dłoniach Boga... Pierwsi będą ostatnimi... a ostatni... pierwszymi...
Co to jest?!!! Do jasnej... cholery... A jednak... Niemądrość ludzka... koszula
ubrana na lewą stronę... A Bóg widzi to normalnie... Szok... i niedowierzanie...
On mnie kocha bez umiaru... pomimo moich "ukrytych, szatańskich przekrętów..."
Wszystko mi w życiu pasuje... ale jednak, coś jest nie tak, z tym losem...p...
Gdybym go złapał,... to bym mu pokazał, gdzie raki zimują... Gdzie jesteś ty...
losie bezlitosny...!!! Gdzie....!!!
Wszystko jest narzędziem i mną jednocześnie, nie jest to takie głupie...? Co?
Ale sobie wystrzeliłem... w nieznane...fatalnie...
Najgorsze, że te zbiegi okoliczności i patrzenie nań, dzieją się w przedziale
czasu życia komórek nerwowych... i w końcu bolą te nerwy... czy tam głowa... i
kawa się chce... lub powąchać kadzidełko na pocieszenie.... Ale...dopiero potem,
to co innego...
Nic nie jest względne, jak nie ma przypadków. Wszystko jest obwarowane wokół,
ciałem nieustającego cierpienia. Dlatego trzeba zaglądać jak najczęściej, do
Twierdzy swojej duszy. Tam jest ochłodzenie.
Dziś dwa razy wsypałem do kawy sól, zamiast cukru... Ech życie... Ty mój boski
oszuście... Ale i tak Cię podziwiam... choć mi dajesz popalić... na maksa... nie
tylko dziś... A ile się naklnę na Ciebie, kiedy pisząc tekst, nie trafiam w
klawisze klawiatury..., właściwie, co dzień..., klnę jak wyborowy... No wiecie
Państwo? To już jakaś przesada z tym życiem... O co tu chodzi? Może ja już
zgłupiałem do reszty? Zastanawiam się nad tym..., czy oby... Kto mnie tu
oszukuje...?! Ja sam siebie? Nie sądzę... Myślałem nad tym... - bez rezultatu!!!
Przecież tego nie chcę...! I specjalnie nie robię...Siebie gnębić?! W życiu!!!
Nie...! Tego, z samego egoizmu przecież bym nie zrobił. Boże! Wyjaśnij... bo
inaczej pogrążę się do reszty... w niewiedzy i smutku... Czy lubisz mnie jeszcze
choć trochę, gdy jestem smutny, upokorzony, i zmniejszony do insekta?
Witaj "radosna" świneczko, siostrzyczko z Asyżu, "kochanko" mojego brata
Franciszka. Moja Marylin Monroe - ukochana i wielbiona. Nie mów nic... Wszystko
rozumiem... Klęska... To ja... Cię dorwałem... i uderzyłem mocno...
Wybaczysz...? Serdeczności moje... Straszny ból... Tak mi beznadziejnie
przykro... moja córeczko... Przeklnij mnie..! Zrób to!!! Proszę... Wezmę to na
klatę... Jestem okrutny i nie wiem dlaczego...? Brakuje mi piątej klepki..!.
Moja dusza ma chyba wadę... Oczyść mnie świneczko... Moje Serce jedyne... Oczęta
najpokorniejsze na świecie... Oczyść...! Przelejesz za mnie swoją świętą
krew...! A ja? Jestem fatum Twego jedynego życia... Siostrzyczko..! Oto krew i
Ciało Twoje... Nie chce już czynić tego, na Twoją pamiątkę...! Od dzisiaj
będziesz moim życiem, a ja - Twoim... I od tej pory będziemy się cieszyć
wolnością i brykaniem bez końca...
Mężczyzno.., jeśli nie dotkniesz pośladków kobiety, i nie pocałujesz jej
piersi..., nie zaglądniesz jej w oczy rozkoszy, nie szepniesz do ucha..., nigdy
nie zrozumiesz swojej duszy... będziesz ślepy... Aż odzyskasz wzrok... Kiedy?...
Kto to może wiedzieć..? Ty! Facecie bez fantazji... Zmień coś... Odwagi..!
Rozkosz to odwaga..! Nie stać Cię? Już zaczynaj...! Nie czekaj! Bo może minąć
milion lat, a Ty niespełniony? Jak to będzie wyglądać?! Przyjaciele... co oni
pomyślą... Skromnie, cichutko, zacznij dziś... może się uda...? Ale pamiętaj:
świece, wino i te sprawy... Powodzenia duszo nieogarnięta...Trzymam za Ciebie
kciuki... Spełnij oczekiwanie..., które czeka...
Nic nie działa... wrona kracze nie wiadomo dlaczego, a czajnik się wyłącza.
Pukam się w czoło... Ale zagadka..! Iluzja jakaś, czy co? To wszystko, chyba nie
tak?! Nie dla mnie... odlatuję... Tylko gdzie? Spadam! W to samo...? Znów...
Uf..! Dobrze, że nie odleciałem. Jednak wolę moje śmieci... te, co są...
Błoto... ale jednak moje... Może ktoś, kiedyś je przefiltruje i doznam
odświeżenia? Jakiegoś pozornego oświecenia? A niech będzie i pozorne...
Uwielbiam zapach krowiego i końskiego gnoju. Ty, nie? Gdzie masz nos...? Kubki
smakowe nie sygnalizują Ci otumanienia percepcją dominacji i nieopamiętania w
czynieniu krzywdy swojemu zadowoleniu? No, nie wiem... To kwestia zadawanych
pytań... I przenikliwości doznań...
Być dla każdego do w dyspozycji... oto służebność dziewicy... w ujęciu
duchowym...
W tym, co mi się nie podoba, - coś mi się podoba... Dziwne uczucie... jakieś
irracjonalne..., głupie?! Ach, ten mój umysł jedzie chyba na żółtych
papierach...! Na pewno tak jest...! Ja tu czegoś nie wiem...zdecydowanie...
Umysł jest, był i będzie. Gdyż jest on strumieniem istnienia życia. Mowa, aby
być poza nim, jest czystą filozofią, ale filozofią, właśnie dzięki temu
umysłowi. Jak można nie widzieć dziury w dziurze...? Pustki w pustce? A ból to
historia, która zdarzyła się zupełnie niepotrzebnie. Bólu nigdy nie było w
planach Umysłu. Dlatego z serca nikt bliźniemu, nie życzy nigdy cierpienia, a
raczej spokoju i miłości. To taka serdeczna pozostałość po niespodziewanym
zaistnieniu cierpienia. Stało się to umysłom, którym wydawało się, iż umysłu nie
posiadają i pozostają nieograniczeni w niczym. Ten brak pokory, przed
wewnętrznym umysłem, wyemanował cierpienie... Kapłani, Jogowie... też go
produkują, nawet wtedy, a może i szczególnie, kiedy "myślą", że osiągnęli
"nirwanę". Ile w tym pychy... jeszcze...
Strojenie ciała, sukienki, - to najściślejszy wyraz strojenia się duszy na
boskie podrywy i oczarowania... Czy coś źle powiedziałem..? Może się
zagalopowałem... ale czuję, że jest coś na rzeczy...
Świat prawdziwy dzieje się w myślach... Na zewnątrz są jedynie atomy, fotony i
inne promyczki, potrzebne do widzenia kwiatów... Dlatego nasze wnętrze jest tak
potężne i nieogarnione. Świat zewnętrzny można spalić, wysadzić w powietrze, w
każdej chwili. Idziesz spać: skasowałeś go, nie istnieje. Obudziłeś się: znów
jesteś w jego ramionach, a czasem w jego ostrych jak brzytwa, zębach... Wspinaj
się do swojej ukrytej kryjówki, wysoko, do swojej Twierdzy. Niezdobytej przez
nikogo Księżniczki, Księcia - Duszy, a unikniesz skaleczeń światem... gdzie
każdy ruch powoduje odbijanie i zderzanie się ze ścianą ograniczeń...
Nie ma się czego bać... i tak umrzemy... a pomoc innym zrozumieć świat, to jakby
się go zbawiło...
Siłą erotyki jest twórczość, stwarzanie przyjemnej iluzji miłości, której celem
jest niekończąca się bezcelowość szczęścia..
Najlepszy związek na świecie, to taki, którego się nie ma. A wtedy dopiero ma
się całe Niebo do dyspozycji. Wyłącznie poza ciałem... Droga otwarta dla
wszystkich.... W każdej chwili można z niej skorzystać... Potrzeba tylko troszkę
szaleństwa... Zwrócić w tym kierunku swoją uwagę i ciało... Przyjaźń z Aniołami
może być bardzo atrakcyjna...
Wolno mi wszystko, bo nie wszystko mi się podoba. Wolno mi wszystko, bo sięgam
najdalszych płaszczyzn absurdu. Wolno mi wszystko, bo upatruję nicości. Wolno
mi, bo noszę swą wolność na garbie Boga, wikłając pokrętnie Jego wolność z moją.
Wolno mi być więźniem swojego udręczenia. Wolno mi wszystko, bo nie wolno mi
poznać wiedzy. Wolno mi przeżywać nieprzeżyte.. Wolno mi rozmawiać z nikim.
Wolno mi, bo mi nie wolno. Wolno mi ruszyć palcem, ale trwa to miliony lat, więc
sobie odpuszczam, bo mi wolno. Wolno mi kochać, bo mi wolno z niej czerpać
nektary, uwięzione w niewoli wolności. Uwolnisz się od wolności wszystkiego, co
cię zmusza do wolności, dopiero wtedy, kiedy pójdziesz na układ z dyktaturą
Boga, który nie kreuje wolności i jej nie poleca nikomu... Wówczas zatracisz się
w Jego bezcelowym istnieniu..., przestaniesz być wolnością rysującą horyzonty
zdarzeń..., staniesz się podróżą a nie podróżnikiem: doznając niedoznanego,
pojawiającego się z niczego, i do niczego nieprzydatnego. Wolność bez wolności,
radość bez radości, forma bez formy, miłość bez miłości, wszystko bez niczego,
światło bez ciemności, cień bez światła ego. Cel bez celu. Pełnia - nieodkryta
żadnym poruszeniem, świeża, oczekująca na gest...
Jak uciekasz od przykrości, tak samo możesz uciekać od miłości...
Jesteś nikim, dlatego tworzysz co się nie klei i nie ma wyrazu. Lecz tylko przed
ludźmi i przyrodą. Przed Bogiem zagrasz na grzebieniu, i będzie to
najpiękniejsza symfonia. Bóg patrzy w intencje i głębię pokory. Tam jest Jego
filharmonia złotem przyozdobiona. Siedzi zawsze w pierwszym rzędzie, by oddać ci
szacunek i oklaski...
Raz się uwolniłeś od błędów, i miałeś poczucie, że do nich nie powrócisz
więcej... Ech..., dziś znów w nich siedzisz po pachy... znów masz nadzieję...
Wyjdziesz..., ale powrócisz... nim spokorniejesz... Jeszcze nie raz zaskoczysz
sam siebie... i zapłaczesz przed niemocą swoją...
Kochać i tańczyć wcale nie musisz z partnerem, możesz z samą muzyką...
Taka jest tęsknota, natura, potrzeba duszy, by należeć do wszystkich. Lecz
dopiero mistyka może nam to udostępnić głęboko i dosadnie..., przebijając grotem
miłości nasze serce, aż poczujemy ból rozkoszy...
Zaczynam rozumieć, że nasza dusza jest stworzona z płatków poezji, która z
ograniczeniami nauki i kultury, nie ma nic wspólnego. Wszystko, co nie jest
uroczym uśmiechem zachwytu, jest dla duszy kamieniem młyńskim na szyi życia...
niezrozumienie dla wiecznej poezji duszy... staje się cierpieniem, aż do śmierci
ciała...
Jesteś wolny na tyle..., ile siądziesz na chwilę...
Śmierć bezmyślna i nieświadoma - może się znów powtórzyć... Śmierć prawdziwa
jest tylko jedna..! wszystkie inne... nie odpuszczają i pojawiają się
ponownie... by zadowalać i straszyć...wytwarzać energię do podtrzymywania
życia...
Zdrowie jest tak ważne, choć ono, niewidzialnie najczęściej, upokarza naszą
duszę... Im jesteś zdrowszy, tym bardziej podskakujesz... i łatwiej ci się
pięści zaciskają... gdy słabniesz - odpuszczasz, nie chce ci się już walczyć.
Pięść... życiodajna... pokonała ciebie samego... z dumą pokazała ci środkowy
palec.... pokory...
Żeby być, musisz mieć byt. Sam byt - straszliwie nudny... Potrzebujesz form, by
być... przejawu przed oczami swego bytu... inaczej byt zwariuje i straci sens
bytu... ten problem był... ale już go nie ma... byt począł zauważać przejawy
obcych bytów... gdy zasmakował w przejawie różnorodności form, to właśnie mu się
spodobało... aż po wieczne bytowanie...
Jeśli miałbym ci poradzić, od kogo chciałbyś się uczyć świętej cierpliwości, to
wskazał bym ci największego mistrza... on nie jest fałszywym guru. Większy od
Jezusa...Pokłoń się przed nim serdecznie, a nawet klęknij,,, oto twój mocarz
cierpliwości - Pająk na twojej ścianie! Którego ciągle wymiatasz z obrzydzeniem
i gardzisz nim, kiedy tylko na niego spojrzysz. A to właśnie On - Mistrz nad
Mistrze - twój ideał...
Piosenka, to jakby rozpaczliwe wycie... za szczęściem...
Od wieków śmierdzę... Boże... nie czuję..., ale czuję, że mnie kochasz...
Nie dopuszczaj do siebie ludzi zbyt blisko, bo ci wyprują flaki... gadaniem,
milczeniem, byciem wokół ciebie. Nie ufaj ludziom, ufaj tylko dobremu sercu...,
a ono najdoskonalsze, jest ciut z boku...
Alfonsie, patronie świętych prostytutek, pomóż Jezusowi, by katolicyzm się
nawrócił.
Jeśli jesteś dobry jak Bóg..., weź wszystkich w obronę. Zgrzybiały katolicyzm
również... Ale pomyśl... grzyby też są jadalne... jak się je odpowiednio oczyści
i przetworzy...
Zbierasz te owoce..., zbierasz te owoce..., i ciągle to samo... Dokąd będziesz
zbierał...?!
Nie mamy wielkiego wpływu, bo nie mamy dopływu...
Chcesz rozmawiać z Bogiem? Zacznij na początek od rozmów z trawą, robaczkami,
drzewami... A dopiero potem zaprowadzą cię przed Króla. Najpierw musisz się
nauczyć rozmawiać prostszym językiem.
Musisz się troszkę wychylać, iść pod prąd. Nawet przeciwko ewangelicznemu
Jezusowi. Dlaczego? Bo tam wiele jest niedopowiedziane i pominięte. Jak się nie
wychylisz, nie pocierpisz niesprawiedliwie, i nie zbawisz swojej duszy tak
szybko. Jezus się sprzeciwiał cały czas i to właśnie swojej religii. Dostał po
kościach? Dostał...
Jezus smucił się i cierpiał, przede wszystkim z powodu słów innych. Musiał nie
raz uciekać, by uniknąć pobicia. Jakie to były słowa? No... takie same jak
dziś....bolesne.... radykalne... niemiłosierne...
Tu mnie pocieszasz Panie, a tu każesz płakać jednocześnie...
Jeśli kochasz, to powinieneś znaleźć usprawiedliwienie dla wszystkich, w tym i
dla własnych uchybień, choćby: - niezrozumienia innych.
Każdy chce udawać, że jest piękny i cudowny.... a tymczasem... niestety... -
jest piękny...
Im bardziej będziesz udawał, że jesteś święty i przykładny, tym bardziej się
pogrążysz w dumie z siebie samego... i poczniesz cuchnąć na odległość, jak ja...
Na każde wspomnienie, możesz odtworzyć niebo...
Na ziemi może być ci jak w niebie, ale tylko we wspomnieniach...
Masz zepsute pióro, ale krzyżyk jakoś nagryzmoliłeś...dwie kreski, a takie
intrygujące...
Pomóż Boże mojemu buntowi..., aby był jeszcze większy...
Złapiesz myszkę, i jesteś zadowolony... z czego? Ty musisz złapać Boga, jeśli
chcesz być mu podobny..., a wtedy wszystko będzie twoje, i myszka i to i
tamto...
Boże, dlaczego wszyscy się lękają, i ludzie i zwierzęta. Co to jest...?!
Odwróć świat do góry nogami, a zbliżysz do niego harmonię...
Zmusiłeś mnie, więc jestem..., To teraz pokaż mi swoją pokorę...!
Mądry stajesz się dopiero wtedy, kiedy pojąłeś irracjonalność świata,
nieobliczalność ruchu, kiedy zrozumiałeś pustkę i wypełnienie, i swój rozum
nienormalny...
Jednym słowem: mądry jesteś dlatego, że Bóg poprzewracał ci w głowie, stąd
widzisz ten świat normalnie.
Myślę, bo jestem głupi. Gdybym był mądry, to nie myślał bym, ale wiedział bez
myślenia.
Błogosław złu, a dostrzeżesz w nim niebo...
Nie chcę brykać..., chcę robić większe skoki, by szybciej leciał czas...
Widzieć inaczej, to zrobić dziurę w koszuli... świata...
Dziś, Boże, naprzeklinałem na Ciebie, ile się tylko dało..., ale wiesz przecież,
że nie oto mi chodziło... Znam Cię od tej strony już dawno... Ty wszystkim
przebaczasz nie tylko wulgaryzmy... Czasem mi się wydaje, że jesteś trochę za
dobry. Ale, wolę Cię takiego, niż każdego innego...bo przy Tobie czuję się
bezpiecznie ze swoimi grzechami...
Dlaczego zmysły są smutne? Szkoda ich...to prawda. Smutne są, bo one nic nie
czują, i nic nie widzą.. Jakie to przykre, mimo wszystko. Ale tak musi być, póki
nie opadną owoce, i nie zostaną przerobione na smaczny sok.
Chcesz mieć radość by ulecieć gdzieś... hen... to poddaj się..., jak zając..
Usprawiedliwianie jest przejawem tolerancji, z czego najprzyjaźniejsza jest –
Miłość...
Tolerancja to najwyższa forma miłości na ziemi... za którą oddaje się życie...
jak np. matka za swoje dzieci, nawet te złe...
Celnicy i nierządnice wyprzedzą was do Królestwa Niebieskiego..." biedny ten
Jezus, jakie musiał dostać cięgi za te słowa...
Bóg się ukrył za Miłosierdziem i oddaniem bezgranicznym.
Miłość na ziemi nie jest tylko radością, kompletna radość, to daleka
przyszłość...
Światłość świata jest niezauważalna. Świeci skutecznie, ale nikt prawie tego nie
zauważa... A kryje się ona w Miłości i Miłosierdziu. Rozumiała to dobrze święta
siostra Faustyna Kowalska.
Nikt nie może powiedzieć, że jest oświecony, bo to już jest dalekie od
oświecenia. Do Jezusa mówiono, że jest dobry, a On odpowiedział: tylko Bóg jest
dobry.
Dziękuję Ci Boże za cierpienie, bo dopiero w jego obliczu widzę siebie
prawdziwie nędznego i małego... A przeważnie kreuję się na bohatera i
wszystkowiedzącego, zjednoczonego z Tobą w świetle... bo tak mi wygodniej...
Jesteś słońcem, możesz ogrzać wielu...
Jeszcze troszeczkę wina-życia, w tym kieliszeczku nam zostało. Zatańczmy
wesoło... niech to będzie już ostatni taniec...
Daj mi spokój Boże! Nie nalegaj! Nie chcę żadnych myśli... chcę Tylko Ciebie -
mój Stwórco ostateczny.
Spacerując wolno, możesz wymyślić szybką podróż w nieskończoność. A co by mnie
napędzało...? Wola...?
Życie to nie "jajecznica", ale "jaja", w których ukryte jest życie.
Wypluj emocje, bo w nich jest twoje piękno...
Gadać o świętości sobie można, i żyć byle jak, też można; żyć święcie, też sobie
można..., ale to wszystko nic nie znaczy, kiedy już skończysz wszystkie
uniwersytety. Będziesz się z tego śmiał...
Potęga do potęgi, oto słowa moc...
Piękno dostrzeżesz wszędzie..., ale najpierw musisz go odrzucić, głęboko
odrzucić...
Zachwycasz się, bo umiesz już przeklinać życie, inaczej byś się nie zachwycał...
Mówisz, że mądrość jest piękna, a to jest świństwo egoizmu... Mądrości nie ma...
Do czego ona komu potrzebna? Podobnie jest z prawdą...
Złapałeś myśl... nie możesz jej wyrazić..., bo ona chyba jest niewyrażalna? Ale,
jednak zapisujesz ją z beznadzieją...
Lepiej jednak zapisuj to, co przez ciebie przecieka, bo stracisz coś fajnego...
Aspirujesz do głębin, a jesteś na mieliźnie... Tak to właśnie jest... z tobą, od
dawna...
Jak tu się modlić...?! Skoro mowę odjęło, a głowa pusta...? A, nie modle się...
Idę do małp na drzewo...
Słowo jest moją inkwizycją.... Nawet nie wiedziałem, że posiada ono taką potęgę
dobra i zła...
Dziecko korzysta z wszystkich swoich zmysłów na całość, i pozostaje niewinne.
Dorosły gdy to zrobi, zaraz oburzenie, krytyka, zgorszenie i nienawiść, Sztuczny
grzech, wywołany sztuczną moralnością. Pięć zmysłów ciała, oznaczają pięć
ośrodków przyjemności w tym świecie. A pięć ran Jezusa, symbolizują by nad nimi
panować. Ale nie chodzi oto by je zniszczyć, bo by się skończyło to śmiercią.
Lecz by je nieco wyhamować. Dlaczego wyhamować? Ponieważ dusza posiada pewną
skazę i potrafi być egoistyczna. Wtedy zmysły mogą przejąć pałeczkę i komuś
zrobić krzywdę. Stąd tak ważne wyczucie i opanowanie ich, by innych, przez
przypadek nie skrzywdziły. Z samej natury są one cudowne i szalone jak dusza.
Jedynie ze względu na tę usterkę duszy, trzeba nad nimi jednak troszkę panować..
Jeśli nie odczujesz miłości z zewnątrz z tego czy z tamtego świata, twoja miłość
uschnie, i do niczego się nie będzie nadawała. Miłość sama w sobie jest niczym,
najwyżej chwilowym zadowoleniem z siebie. Miłość prawdziwa potrzebuje innych...
Miłość ożywa, jak patrzy w miłość innych, i do życia potrzebuje kochania
innych...
W nas nie ma miłości, miłość zawsze jest obok nas. Ona uaktywnia się w naszym,
"reaktorze duszy", kiedy napotka miłość po drodze... i zaczyna żyć taką samą
miłością, wdzięcznością... Dusza zawsze jest pusta, oczekująca na przygodę
miłości, na jej widzenie... wówczas potrafi się zachwycać miłością... i w zamian
ją dawać... To się nazywa zakochanie. Bez pustej duszy, nie ma miłości. Miłość
sama dla siebie jest egoizmem... "Piersi rozkoszy", to jest dawanie miłości nie
swojej, ale cudzej...
Masz się kochać z Bogiem w imieniu wszystkich, albo kochać się ze wszystkimi w
imieniu Boga. To na jedno wychodzi. Pod warunkiem, że zapomnisz o swojej
miłości... Wówczas wszyscy będą ci służyć, w czym tylko zechcesz...
Ci co klną, palą i piją, okazują się bliżej Celu. Są szczerzy i autentyczni. W
przeciwieństwie do tych, co się sztucznie zachowują kulturalnie, a w głębi
najchętniej wywołali by wojnę globalną... Tym, niby z fasonem, bardziej przydały
by się karabiny, niż gołąbek pokoju...
Miłość nie jest zazdrosna, bo gdy straci jedno umiłowanie, zachwyci się jeszcze
większym... i tak wiecznie. Kocha otwarcie horyzonty coraz to nowszych umiłowań.
Dlatego Miłość autentyczna i prawdziwa, zawsze jest świeża i atrakcyjna...
Przestało cię boleć, bo skonałeś z miłości...
W przyszłości nie będzie kościołów, zakonów, duchownych, ani świeckich. Będzie
ciało niebieskie i duch, rozpoznany jako wieczna miłość.
Nie rozumiejąc zmysłów ciała, i jedności ich z duszą, często doznają
schizofrenii. Zwłaszcza ludzie żyjący w celibacie.
Jeśli mówisz komuś: "Ty moja Kochana Słodyczy", to w tym momencie czujesz swoją
duszę, która chce dać tę słodkość bezwarunkowo i bezinteresownie... Ale...,
miłość na odległość, może się okazać najwyższą miłością... Dlaczego? Bo dusza
czasem potrafi być egoistyczna... i zazdrosna... Miłość nie jest nasza... jest
zawsze w czyimś imieniu... dlatego jest tak piękna..., dogłębna, usłużna bez
granic, nie narzekająca, dająca z siebie wszystko, rycerska... oddana na
zawsze...
Skrajne więzienie jest dla tych, którzy czują skrajną wolność...
Zawsze zaczyna się od odejmowania i dodawania, a potem dopiero potęgowanie. Nie
ma możliwości, aby spotkać się z wyższym stanem świadomości, będąc pijakiem,
dziennikarzem, politykiem, aktorem, czy coś tam innego...Trzeba zwariować jak
Faustyna, by stać się świetlistą i jednocześnie okłamywaną przez Boga, dla jej
dobra. Tylko wielcy duchem mogą to osiągnąć.
Rzecz w tym, aby zobaczyć swoje ograniczenia i wybuch mentalności. Nie radzić
sobie w uczuciach, to jedyna droga, aby wypełnić umysłem duszę. Wtedy następuje
wyzwolenie. Nie da się uciec od myśli, gdyż myśli to dusza. Głębia to wejście w
zenit swoich pasji i uczuć. To kochanie bez granic niechęci i depresji. Wszystko
odwrotnie!! Trzeba słuchać gry życia, i jego szaleństwa ekspresji. Nie ma
poprawności u Boga, ani żadnego spokoju. Jest Ekstaza, która zaburza wszelki
pokój w niebie miłością...
Dobrze życzyć wszystkim, to praca najwyższego gatunku. Nie ma większej pracy,
jak dobrze życzyć innym. Więc nie ma powodu do niepokoju i stresu związanego z
byciem niepotrzebnym innym. Modlitwa za innych? Co to jest....?
Nie rozumiesz tego, co ja rozumiem i dlatego się nie rozumiemy... A mogło być
tak blisko...
Nic nie szkodzi, czy się rozumie czy nie, czuju czy nie... wszystko się liczy
przed Bogiem.
Gdyby nie muzyka i kolory życia, już dawno byłbyś na silnych psychotropach... i
kiwałbyś się bez sensu na życzenie wykształconych lekarzy...
Nie ma co się zadręczać. Niebezpieczeństwo zawsze jest po twojej stronie. Czyli
w miłości bezinteresownej. Bo inni nie widząc twych intencji zawsze cię oskarżą
o najgorsze, a ty jesteś czysty jak łza. Grzeszysz wobec innych, wobec Boga
jesteś najświętszą osobą.
Twoją sambą jest rytm bezgranicznej wolności, niezagrażającej nikomu.
Uwodzenie to najpiękniejsza strona mistyki.
Jestem medium niekończącej się katastrofy. Nie wiem czy to zmienię...
Powtarzalność uczuć i miłości, jest źródłem jej nieskończoności.
Praca jest twoją ucieczką przez Bogiem.
Już wiem... Bóg jest bezrobotny i bezdomny... Nie ma co jeść i gdzie się
podziać... Chodzi po dziurach i zbiera złom, aby się napić i zapomnieć o swoim
cierpieniu... Jest brudny, śmierdzący... wszyscy się Go wyrzekli. Miasto, gdy Go
zobaczy - spluwa na Niego. Biedny Bóg... jest jak Matka na wojnie, co straciła
wszystkie swoje dzieci, i chodzi po gruzach z nadzieją, że się znajdą. Od tej
nadziei postradała zmysły, zachorowała psychicznie... Bóg... stracił nas... i
stracił przez to wszystko..., cały majątek Nieba. Wszyscy myślą, że jesteś
Królem, a Ty jesteś nędzarzem odrzuconym, leżącym w ropie i krwi, umierającym i
gnijącym. Nie masz mnie..., więc umierasz ze zgryzoty, jak prawdziwa Matka.
Szukasz mnie na wysypisku śmieci, w kubłach, w nocnych klubach, w rynsztoku, w
węzłach ciepłowniczych, gdzie się chronię przed zimnem... szukasz mnie w
instytucie naukowym, gdzie zjadłem zęby na nauce, i zsiwiałem od rozwiązywania
zagadek. Dziś siedzę przy budce z piwem... przysiadłeś się Boże, prosisz bym
postawił Ci piwo. Postawiłem bo widzę, że skóra i kość na Tobie sama. Pijesz ze
mną... ale nie poznaję Cię Boże... źle wyglądasz... Sam jestem bezdomny, ale
takiego nędznika jeszcze nie widziałem... To nie możesz być Ty... Panie...
Jestem przekonany, to nie Ty! Odejdź żebraku śmierdzący, nie pasujesz tu... I
odszedł kuternoga, ze łzami w oczach..., znów się mną zgorszyli, a byłem wśród
swoich... Ile mam z nimi wypić, aby przejęli Mnie za swojego...?
Wszystko można kochać, nawet puszkę po piwie. Wszędzie jest Bóg. O Matko Boska
Chrystusowa... nie... to nie możliwe... kochasz bez granic zrozumienia...
Muszę się otrząsnąć z myślenia, aby zacząć cokolwiek myśleć.
Jakże się Boże pomyliłem! Zawsze myślałem, że jesteś bogaty, a Ty jesteś
najbiedniejszy z biednych... Bo odeszły od Ciebie Twoje dzieci i z tęsknoty za
nimi porzuciłeś Niebo. Włóczysz się tu i tam... bez nadziei... i promyka
światła... Od dziś, będę Cię nazywał biedniejszym od biedaczyny z Asyżu...
Tak... Zasługujesz na moją ochronę, aby wilki Cię nie pożarły Boże... Pasuję się
na Twojego Rycerza, bez zbroi i miecza. Mam jedynie worek po ziemniakach i
kawałek sznurka. Przyjmij moje oddanie.... Pragnę Cię chronić. Ofiaruję Ci całe
moje bogactwo: ból i słabość, tylko to posiadam. Przyjmij moją służbę Panie.
Klękam przed Tobą, pasuj mnie... człowieka marnego, bezdomnego nędznika...
proszę, korny Twój sługa... uniżony pył...
Co znaczą moje uczucia? Nic. Są za bardzo bogate.
Ani serce, ani mój umysł nic nie znaczy. A tym nadziej moje pieniądze.
Nie przychodźcie do mnie, proszę. Nic nie mam. Jestem przyjacielem biednych,
pijaków, psychicznie chorych, narkomanów, i umęczonych życiem. Nic nie mogę wam
dać, bo nic nie mam... sam jestem chory... a chory chorego nie uzdrowi...
Boże, jakie katusze przeżywasz, bo musisz tęsknic za nami... Jaki to Twój ból
rodzicielski...! Przepraszam, że stałem się Twoim synem marnotrawnym... Boże...!
Nie masz nic prócz nas, a my uciekliśmy daleko, i nawet do Ciebie nie
zadzwonimy... Wyrodnym jestem Twoim synem...
Jak jesteś w stanie normalnym, to raczej jest z tobą coś nie tak...
Raczej powinieneś się poruszać jak leniwiec albo panda, a jak ty się
zachowujesz? Nerwus i nic więcej...
Wyrazić się można różnie, a przeżywał będziesz tak samo.
Rozmawiasz, kochasz, oglądasz, podziwiasz, adorujesz i pozostajesz zawsze taki
sam. Dlaczego?!
Trzymasz nogi na suficie, a dusza boli cie u podłogi.
Napięcie cię niszczy, stres tak samo, a z drugiej strony daje ci życie - wizje i
światłość.
Boli cię krzyż, bo już dawno na nim leżysz, nim jeszcze się urodziłeś.
Wróble nie pracują, a żyją. Jedynie co robią, to się czyszczą i szukają...
Aniołowi w niebie się kochają a na ziemni wojny mają...
Lęk i słowo, to miecz bardzo ostry, potrafi ranić. Trzeba na te rany być
przygotowanym...
Odrzucanie do końca wszystkich przywar egoizmu i poglądów, wizualizacji własnej
wizualizacji może w końcu doprowadzić do uwalniania Boga.
Tak jak jeden człowiek potrafi zniszczyć całe państwo, tak dla jednej chwili
przyjemności można zniszczyć sobie całe małżeństwo.
Nie ma przypadków i nic nie jest względne. Wszystko z czegoś się bierze i do
czegoś dąży. Twoja fałszywa teoria względności polega na tym, że myślisz sobie,
aby na głowie wyrosły ci rogi byka. I nie rosną... Całe szczęście... Chaos
zaczyna się dopiero w czystej miłości. Ona jest względna i bezwzględna w dążeniu
do Celu - wiecznej zabawy, bez ograniczeń skutków i przyczyn... Ale tu...? W
materialnych światach ego...? To jakby trudniej o to...
Miłość to najczęściej lęk. Pragniesz jak najlepiej... i to Cię jednocześnie
przeraża... Nigdy się to nie skończy, w tej okolicy...
Miłość umiejscowiona jest w bólu Matki. Każda dusza jest Matką, nawet jak nie
urodziła żadnego dziecka...
Lisku, nie czujesz moich miłosnych intencji i uciekasz, gdzie pieprz rośnie. A
ja chciałem cię tylko pogłaskać... Ech... ta natura... jakaś lękliwa, nie
wiadomo dlaczego... podobnie chyba jak u człowieka...
Boże...! Jak mi dobrze, kiedy się upiję. Chciałbym tak stale..., podobnie jak
apostołowie po zesłaniu Ducha Świętego. Mówili, że się upili... bredzą jakimiś
językami, czy coś tam....!? Czy było to pół litra czystej? Mam nadzieję..., że
tak! Inaczej nie chcę ich znać!!! Bawmy się dalej w chowanego... Nie jestem
święty, jestem cały Twój... gotowy do grzeszenia... Franciszku z Asyżu, mój
najlepszy Przyjacielu w życiu, nie wstydź się mnie! Wiesz, że zawsze będę Cię
kochał...! Pimy dalej razem, by nie zwariować...
Dusza stanie się Bogiem, i jedno z Nim, kiedy to zrozumie.... Kiedy? Gdy
grzechami swymi spali swoją pychę odwieczną. Kiedy zrozumie, iż stale była w
błędzie tożsamości i cech.
Zamiast być dilerem narkotyków i dopalaczy, spróbuj zostać dilerem miłości
bezinteresownej. Więcej na tym zyskasz niż z narkotyków...
Wszelką teologie trzeba "rozwalić...", bo pcha ona ludzi do więzienia sztucznie
wykreowanych sumień. I czyni ludzi fanatykami, posłusznymi pieniądzu. Pcha ona
wolnych ludzi do więzień, z wielkim nabożeństwem poklepującym cegły świątyń,
utworzonych dla wielkiego Ego. "Czy nie wiecie, że jesteście świątynią Boga?..."
Jezus nie był teologiem i nie wybudował ani jednej świątyni. Był prawdziwym
Mistykiem, obserwującym i doświadczającym ciała i duszy, przez całe swoje
młodzieńcze i dorosłe życie.
Dzisiaj jestem gorący, jutro zimny. A to dlatego, że moja dusza nie widzi... w
ciele jest prawie, że ślepa... Nie radzi sobie z życiem..., a przecież tego nie
chce...
Boże, jak Ty mnie oszukujesz...! Idę spać i śpię. A przecież moja dusza nie
śpi...
Kto się umie wygłupiać, być kabareciarzem, gawędziarzem, a jak najmniej
teologiem i moralistą, - staje się najlepszym przyjacielem Boga. Ale do tego,
jakby trzeba dorosnąć. Samemu na początku moralizować i fiksować z grzechem...,
Potem odrzucasz wszystkie ludzkie mądrości, nawet te z ludzkich pism świętych. Z
chrześcijańskich, hinduskich, buddyjskich, czy islamskich. Jezus napisał tylko
jedno zdanie i to na piasku. Zero ewangelii. Gdyż On przyszedł pocieszać,
przebaczać, kochać... bezprzyczynowo, bez warunków wstępnych. A do tego
moralizowanie, pokrętne nauki teologów i filozofów, nie są potrzebne... Bóg się
bez nich obchodzi, a nawet się od nich odwraca plecami...
Ponieważ, kiedyś bardzo dawno temu, zepsuła ci się dusza, to będzie co
naprawiać...
Chciałem dobrze - wyszło źle. Chciałem źle - wyszło dobrze. Tak to z aniołami
jest... Oto miłość bez żadnych granic...
Nie chcesz mnie pocieszyć Boże? Bez łaski... Sam się pocieszę... najem się
smakołyków i jakoś wytrzymam...
Boże, daj ulgi chociaż przez chwile... Ale nie..!!! Ty wolisz mnie dręczyć...
dociskać... A dręcz sobie, bylem w przyszłości z tego coś miał... chociaż mały
skrawek Nieba... Idę na ten układ..., lecz pamiętaj Boże... jak mnie za bardzo
przyciśniesz, mogę zwymiotować.... Miej to na uwadze, i bądź ostrożny... jeśli
potrafisz... Jestem cholernie wrażliwy... potrafię bić kopytami o beton... Więc
uważaj... Abyś nie przegiął i nie wykończył mnie...
Nie myśl, że masz piękne życie. Jeszcze nie teraz...
Najczęściej jest tak, że skamieliny przyzwyczajeń naszego życia, powodują
zamknięcie na nowe otwarcie miłości...
Czas jest rozkoszą, zamienioną w krótkie życie ciała...
Boże, wszystko zepsułem. Więc już nic mi nie pozostało, jak tylko psuć dalej...
Pewnie się niedługo wkurzysz i wyrzucisz mnie z tąd do tego swojego Nieba... Aby
się mnie pozbyć, byś miał już tu spokój ze mną...
Życie to taka ciekawa gra w chowanego. Ja się chowam, a Ty mnie szukasz... Kiedy
mnie znajdziesz... cieszymy się jak wariaci...
Chcesz innym pomóc? Biedzisz musiał płakać...
Życie jest samobójstwem rozciągniętym w czasie. To ciało doprowadza cię do
samobójstwa, czyli do naturalnej śmierci. Dlatego samobójców nie wolno
potępiać... To choroba... form...
Oddychasz, bo dusza skazała cię na tlen...
Trzymasz duszę w swoich rękach, lecz te ręce są dziurawe... wylewasz duszę na
świat... cierpisz...
Przewrotność. Dzisiaj nie lubisz osoby, którą kiedyś kochałeś... Rada. Porzuć
wszelką miłość, a zyskasz wszelką miłość...
Kochasz prawdziwie, bo uwolniłeś się od uzależnień mistyki innych...
Jest tak, że protestujący mają rację, a władcy i politycy, nie mają racji.
Dlatego lud zawsze jest, a władcy znikają... często bardzo szybko...
Życie otrzymasz wtedy prawdziwe, kiedy zaczniesz zmagać się z własną śmiercią...
Przebijesz dno... rozpaczy i wyjdziesz z drugiej strony...
Wiedza, jest potrzebna, aby cię wyleczyć z pychy samowiedzy i
samowystarczalności.
W sprawie zdrowia zaufaj bardziej lekarzowi niż sobie. Obyś przez brak wiedzy
nie łyknął kwasu solnego, a wtedy już po tobie. Raczej ufaj lekarzom. To
aniołowie z nieba, którzy przyszli pomagać w zwalczaniu chorób ciała i przez to
i duszy. Lekarz, to Twój dom ulgi w cierpieniu. Bólu nikt przecież sobie nie
życzy. Wiedza lekarzy jest zdobywana w twoim imieniu, abyś był zdrowy. Czy jest
na świecie lekarz, który pragnąłby abyś cierpiał i chorował? Lub sanitariusz,
który łamałby ci nogi i ręce? Nie! Więc ufaj tym aniołom... Pamiętaj, nawet
cudowne zioło, nie skonfrontowane z wiedzą, lekarzem, może cie w niektórych
przypadkach, zabić...
Lepiej jest zażyć tabletkę na uspokojenie, niż komuś nagadać... za dużo. Skutki
są o tysiąckrotnie gorsze niż tabletka.
Dziś, wszystko jest już tak zatrute: powietrze, woda i żywność, że tylko chemia
jest w stanie człowiekowi coś pomóc. Kiedy to zatrucie się odwróci...? Trochę
czasu upłynie. Na ten czas, chemiczne tabletki są skuteczne i jeszcze potrzebne.
Z miłością jest taki problem, że nie wszyscy na ziemi czują jak ty. I z tego
względu musisz się powstrzymywać z kochaniem, raz za razem. Ale to nie znaczy,
że nie kochasz. Ten dylemat występuje jedynie w światach ziemskich... Prawdziwi
aniołowie, nie mają już tych problemów, gdyż nie patrzą oni na poziom wiedzy,
ale w serce tętniące czystym szaleństwem niebiańskim....
Nie myśl sobie, iż żyjąc na ziemi w tych kolorach i formach, że do Nieba stąd
daleko.. Mylisz się. Jak od nienawiści do miłości tylko krok, tak samo między
ziemią a Niebem - tylko krok. Na ziemi jest coś z nieba, w końcu ten kosmos był
projektowany przez aniołów według koncepcji niebiańskich. Ale pewne sprawy nie
wyszły, i się pokićkało. Natomiast jeśli umiesz dostrzegać piękno i zadowolenie
z miłości bezwarunkowej i bezinteresownej, jesteś o krok od Nieba. Lecz zwróć
uwagę na to, iż zobaczyć piękno i miłość, to prawie cud. Świat wyłącznie myśli o
miłości osobistej... a w tym nieba nigdy nie odnajdzie... Dlatego tak często
ludzie bywają rozgoryczeni i niezadowoleni z życia... A wystarczyłby jeden krok
trochę w inną stronę i niebo stoi otworem...przed każdym...
Jeśli ktoś ciągle mówi o zmysłach i przyjemnościach ludzkich, jako o czymś
złym... to nie rozumie, jak dusza jest powiązana z tym małym niebem, czyli z
ciałem. Zmysły nasze przypominają z całą pewnością, zmysły duszy. Owszem, jak
wiemy sami z ich używania, łatwo się męczą i nadwyrężają. Taki prosty przykład:
oczy by jadły w nieskończoność, a w brzuchu robi się już niedobrze. Dlatego
śmiem stwierdzić, iż zmysły są niedoskonałymi nośnikami duszy. Trochę duszę
zasłaniają i hamują jej swawolne pragnienia. Ale ten problem się rozwiązuje
automatycznie po śmierci ciała fizycznego, kiedy odzyskuje się ciało
niebiańskie, i wszystko wraca do normy, czyli do harmonii między duszą a ciałem.
Jedność wrażeń-zachwyceń... ciało-dusza, dusza-ciało.
Czy Niebo jest prywatne? Oczywiście! Tak samo jak na ziemi. Ale nie egoistycznie
tak jak w naszej cywilizacji. Każdy ma swoje Pałace. Lecz nikt nikomu niczego
nie zazdrości. Życie towarzyskie istnieje w formie idealnej i o wiele bogatszej
niż tu na ziemi. Tu jesteśmy powiązani, pieniędzmi, układami, papierami,
małżeństwami, itd. Tam nie istnieje walka o prestiż, czy wyłączność na
zawsze...Jeżeli wyłączność to na jakiś czas, do nasycenia duszy inną
pięknością... Tam życie zespołowe, towarzyskie ma o wiele lepsze zasady,
bezkonfliktowe przede wszystkim... oparte na wolności, tolerancji i miłości,
jednakowej do wszystkich...
Jeśli się nie pochylisz nad potrzebującym człowiekiem, choćby zbierał na piwo,
to znaczy, że nie rozumiesz swojej duszy i swojego ciała. Nie identyfikujesz się
ze swoimi głębokimi potrzebami, a jedynie z arogancją i dumą, która w tobie
jeszcze szaleje.
Życie to słodka tajemnica oczekiwania... spełnienia... oczekiwania....
spełnienia..., aż do niewyczerpania teorii miłości.... Bóg chyba oszalał... ale
jednak, to jest przyzwoicie piękne... kupuję to, Boże mój.... Poszalejmy
razem... może ktoś się do nas przyłączy? A jak nie... to trudno... poczekamy....
w końcu zwrócą na nas uwagę... Szaleńców szybko wypatrzą... z tego co wiem,
wariaci są lubiani mimo wszystko... Teoretyzujmy względnie.. .Lejmy wino...
dziewczyny lubią brąz... Nieba... a nawet aksamit... Boże, czy my dwaj jesteśmy
jeszcze trzeźwi i normalni? Nikt nas nie rozumie..., uciekają..., olaboga -
gorszą się... E tam... róbmy swoje... i bawmy się wiecznie...
Nie wolno ci nikogo odrzucać, bo przez to tracisz rozkosz życia. Jak nie
odrzucisz, będzie cię bolało. Ale za to przyjdzie zrozumienie sensu... Pocałunek
od Boga...
Nie mogę iść w świat. Świat budów, kopania rowów, algorytmów księgowości,
rozbijania atomów, maltretowania moich krwinek czerwonych, łapania neuronów w
siatkę policyjną, malowanie kolorami świata, bez wyrazu. Nie chcę tego! Wolę coś
innego... To mój sekret... i nikomu o nim nie powiem... chyba, że mnie ktoś
przyłapie na gorącym uczynku tej przyjemności... Będzie to jego zasługą i
pocieszeniem... Oby mnie to nie spotkało... jak mojego Przyjaciela... który się
czerwienił ze wstydu i skromności...
Same ograniczenia.... Boże, czy Ty też tak masz? Skoro ja, to i Ty! Póki ostatni
z nas, nie zjedzie z tej sceny? Czy dobrze myślę? Ale to życie jest...chwilami
szmatławe. Nie godzę się na to, abyś Ty mój Bóg, cierpiał i był tak wykończony.
Przecież tylko Ty mi zostałeś, i tylko przy Tobie tli się moja ostatnia
nadzieja...! Wstawaj! Nie upadaj Boże! Bez Ciebie, gdzie ja będę mieszkał? Z kim
się będę kochał? Nie wygłupiaj się...! Nie bądź taki... Pomyśl o moim kochaniu,
ja bez niego nie mogę żyć i umrę jak Ty teraz. Ty może się z tym pogodziłeś, ale
we mnie jeszcze krew się burzy. Czy jest to nam potrzebne? Nie sądzę. Kto Cię
polubi jak widział będzie Twoją depresję. Wstawaj na nogi... i zacznij kochać,
jak należy... niech wszyscy uwierzą na nowo w wieczną rozkosz... Możesz to
zrobić...!!! Potrzebujesz nadziei? Zapamiętaj sobie: jeszcze ja w Ciebie nie
zwątpiłem, no może jest jeszcze parę kobiet, które Cię kochają. I służą Ci swoim
Ciałem. Uwierz mi i zrób to, o co Cię proszę. Odpuść sobie i daj nam namiętność
życia, aby chciało nam się żyć i uszczęśliwiać innych...! Niech Ci się chce,
Boże, jaki mnie...
Jedynie, co cię trzyma przy życiu, to namiętność i smaki duszy. Spróbuj z tego
zrezygnować, to wylądujesz na elektrowstrząsach, lub na bujanym fotelu
psychotropów. Nie bądź "mistyku życia" znów taki święty. Aby się nie okazało
kiedysik..., że to Ja, grzech odrzucony, jestem Twoją upragnioną światłością...
przynajmniej na teraz...?
Co robisz? Nic wielkiego... Myślę sobie o głupotach... jak powstał świat... Ale
co konkretnie!? Buduje właśnie Twoją dusze od początku. Nie! Źle powiedziałem,
buduję swoją duszę od początku, bo mi się ona jakoś nie podoba. Zadowolony z
odpowiedzi...? Nie za bardzo...
Możesz się modlić ile chcesz, i tak ci to nic nie pomoże. Chyba, że pogadasz
szczerze, bez ogródek z epitetami. To ich wkurzysz i z powodu twojego natręctwa,
ci pomogą. A tak, to zapomnij... Oni znają się na wulgaryzmach. Wiedzą, że to
najszczersza modlitwa świata. Ewentualnie wściekły i słodki jednocześnie płacz.
Lecz nie licz na pomoc materialną. Nie mają na materię wpływu, są za daleko
niej. Dostęp posiadają jedynie do twoich myśli, i jeśli otworzysz umysł, i nie
zablokujesz go swoim, to poprzez natchnienia, mogą sprawić zmianę, którą sam
wykonasz, lub inni za ciebie, podobnie natchnieni jak ty.
Widzisz i czujesz psychicznie chorych? Trudno... powiem to... Prawda jest ukryta
i stoi po stronie chorych, a nie po stronie polityków i biznesmenów. Często jest
tak, że: zdrowy ma chorą duszę, a chory cieleśnie ma zdrową duszę. Kiedy nastąpi
harmonia? Nie prędko. Ale dusze zawsze można wyleczyć, choćby dziś.
Elektrowstrząsem ozdrowieńczym, jest nagłe jej otwarcie się. I dusza staje się
nagle zdrowa. Może zacząć płynąć do niej strumień miłości bezinteresownej, i
taki sam z niej wypływać. Ciało musi poczekać, jeśli jest chore... Ale świat
będzie szczęśliwy ze zdrowej duszy...
Wiem, Boże że zawsze mnie oszukujesz i inteligentnie podchodzisz. Nigdy nie
wiem, gdzie mnie podniecisz i kiedy podłożysz nogę. Niezła szachownica... Ale
czuję, że to robisz dla mojego dobra. Dlatego szacunek... Boże-Moja Gieniu
Najsłodsza, daj za to buziaka...
Poparzyłeś sobie nogę, złamałeś rękę, wystrzeliła ci łąkotka w kolanie, wycieli
ci ślepą kiszkę, załapałeś się na śmierć kliniczną w wieku 15-u lat, złapały cię
korzonki, w końcu rwa kulszowa: ciekawe na kogo będziesz klął.? Na siebie? No
chyba nie. Niby z jakiej racji? Sam sobie dałem życie i duszę? Jeśli już bym
miał komuś wypomnieć, to tylko Jemu. Wolność..... Zabija Ciebie i mnie Boże.
Wolałbym Ci służyć swoimi wszystkimi zmysłami ciała i duszy, i pieścić się z
Tobą, siedzieć Ci na kolanach, niż mieć nieustannie do czynienia z tym
cholerstwem, zwanym wolność.
Inteligencja jest formą nieporozumienia i znakiem upadku. Czy Bóg jest
inteligentny i myśli? Gdyby za bardzo kombinował, musiał by nas pozabijać, bo
cały czas mamy do Niego pretensje. Zadajemy Mu nieustannie zagadki do
rozwiązania, nasze problemy, modlitwy..., itd. "Jestem", jest poza inteligencją,
pojęciem, myśleniem, poza składankami wiedzy. Im bardziej jest się
inteligentnym, tym więcej jest agresji. Niebo... w duszy... tam nie potrzeba
inteligencji, ale prostoty, aby łykać mleko miłości... Małe dziecko nie ma
pojęcia o tym, że jest inteligentne. Dlatego jest kochanym dzieckiem. Ono chce
tylko mamy, i do niej się przytulać. Taka jest dusza... Inteligencja, podobnie
jak ego, jest sztucznym tworem materialnych cywilizacji... Rozbroić dusze z tych
ładunków, nie jest łatwo. Mały ruch, literówka, błąd ortograficzny, małe
urażenie ambicji, odrębne zdanie, podważenie przekonań, i już wielki hałas,
bitwa na miecze...wojny... stosy ognia... obcinanie członków... nabijanie na
pale... - Oto owoc egoistycznych neuronów w mózgu...
Nie wierzysz w Boga? To bardzo dobrze robisz. Lepiej jest nie wierzyć, niż
używać pseudointeligencji. Poprzez nią właśnie zbudowałeś sobie Boga takiego,
jaki nigdy nie istniał i nie istnieje. Cały ten Twój Bóg nadaje się do kosza
ateizmu. Masz świętą rację.... Tak właśnie zawsze rób, a może uda ci się
uratować Boga w swoim całościowym rozdarciu...
Samotność to najwyższa, Królewska droga na ziemi, do rozkoszy Nieba. Chodzi
głównie o samotność umysłu... Dzięki tej samotności możesz mieć nieograniczony
kontakt ze wszystkimi aniołami, na ziemi i w niebie...
Hulajnoga świata, dopada każdego brata...
Płeć ciągnie do płci... Dlatego, że dusze są płciowe... zabarwione aspektami
żeńskimi i męskimi bez cech... na wieki... bez prokreacji... Rodzenie się
dzieci, następuje jedynie w światach odrzuconych, czyli materialnych. Lecz dusze
pozostają płciowe, w wyższy sposób niż cielesny.
Cechy utrudniają życie każdej cielesnej istocie. Cechy związane są z chemią,
fizyką... itd., ze słońcem..., promieniami... Więc jesteśmy powiązani z
wszystkim, co nas pobudza do życia i jednocześnie zabija. Nawet najdrobniejsze
cząsteczki atomu, jego jądro, lub pustka którą może wytwarzać, wpływa bardzo
niekorzystnie na duszę i więzi ją w bycie cech. Aż w końcu, ten oto "wieczny
atom", ubiera duszę w piękną szatę cech, i wystawia nam wzory na mizdrzenie się
ku życiu... skończonemu...
Każde spojrzenie na piękno, na człowieka, na malowidło, lub przeczytanie
ciekawej myśli, - zawsze kojarzy się z wiecznym trwaniem w przyjemnościach,
zadowoleniu, z rozkoszą. Warto na ten świat tak patrzeć, aby umieć cieszyć się
tęsknotą... za... nieskończonością wrażeń... w wyższym świecie... i tam zacząć
kochać nieprzytomnie cechy bez cech...
Jeśli jesteś uparty nawet na 50 procent, to ciągle bronisz wyłącznie swojej
racji. Sam powiedz, tak naprawdę, do czego są ci potrzebne racje? A jakbyś
zebrał racje wszystkich, i je wypowiedział za jednym oddechem? Może to by była
jakaś wielka racja? ...zbliżona zaledwie do komnat tajemnic...?
Tęsknisz gdziekolwiek i za czymkolwiek, czyli za czymś, co przypomni ci radość i
szczęście. Dlatego lubisz wracać do miejsc, myślą, tam gdzie ci było dobrze.
Dusza wszystko może sobie odtworzyć. Szkoda, że tak ciężko nam przypomnieć sobie
Niebo. Aż się płakać chce z tej tęsknoty... za tym przypomnieniem...
Szczęście jest płynne i daje się formować każdą serdeczną myślą, każdym
spojrzeniem, każdym rozwianym włosem u damy... i mężczyzny... opalenizną i
bezcechowością. Do woli, jak kto oczekuje, czego chce i nawet czego się nie
spodziewa... by być mile zaskoczonym... tak ma...
Nie rozumiem świata, nie rozumiem swojego ciała, nie rozumiem swojej duszy. Nic
nie rozumiem. I co mam zrobić w takiej sytuacji? Hm... Spróbuje odrzucić
rozumienie i może choć coś troszkę z tego zrozumiem? A jak nie? Powtórzę to
kilka razy, może coś pomoże? .... Usłyszę nieznaną melodię.... i zachwycę się?
Oby... wtedy "nie rozumiem" nie będzie miało najmniejszego znaczenia... Tak
sobie to wyobrażam...
Wystawiłeś mnie Boże do wiatru pychy i inteligencji, i ja teraz mam się
przebijać przez tę wichurę z deszczem? Nie dam rady...! Boże, to chyba będzie
samobójstwo iść w taką pogodę... Nie sądzisz Boże? Ale mnie wciągnąłeś w grę,
którą przegrywamy razem... przecież już od dawna... czy warto? Sam, Boże,
pomyśl... Wszyscy chcą tylko być religijni, modlić się, pokutować, chodzić do
bogatych świątyń i patrzeć na złote obrazy, udawać skromnych... a mało kto
naśladuje Ciebie, aby kochać wszystkich bezinteresownie... tak, jak Ty to robisz
co dzień... Sam widzisz, że to utopia...
Jeśli chcesz, aby na tym świecie było ciut lepiej, musisz całą jego nienawiść, i
swoją tak samo, jeśli ci się przydarzy - brać na siebie. I zamieniać ją myślami
w radość, spokój i dobry dobrobyt. Wówczas tak zwany "szatan", inaczej szata
tego świata, będzie przemieniana, powoli przebóstwiana, i wszystko się będzie
uspokajać, robić na lepsze... Dziś brakuje takich Zbawicieli. Ostatnim wielkim
pochłaniaczem i przetwornikiem zła na dobro, był Jezus. On to robił... i tylko
to robił.... Nic innego. Pokazywał jak to czynić, poprzez bezinteresowność i
miłość bliźniego. Ty też możesz przelać swoją krew za ten świat, biorąc na
siebie, w duszy, udręki tego świata, prosząc Boga o pomoc i odwrócenie biegunów.
Wszyscy mogą zostać w ten sposób Zbawicielami. Co ci szkodzi upuścić trochę
swojej krwi, dla miłości bezinteresownej...? Takie to wzniosłe i szlachetne,
budujące pokój i zgodę na całym świecie... Nie bunt i ślepa krytyka, a podawanie
wszystkim ciepłej dłoni na zgodę. Nie można dzielić, wiary i niewiary, duszy i
ciała, musi być jedność. Uśmiech i dobre oczy dla wszystkich, serce swe na dłoni
dla każdego bez wyjątku, - to Twa zbawienna, ciepła krew, spuszczana co dzień,
dla pojednania i radości życia... Nie licz na cuda, cudem jest twoja miłość i
dobre nawyki, które potrafią zamieniać iluzję zła, na prawdziwy świat dobra...
Są osoby na świecie, które nigdy nie zastanawiają się nad życiem. Lubują się w
zbieraniu różnych przedmiotów, w gotowaniu, praniu, ciągłym sprzątaniu,
przyrządzaniu wigilii, imienin, świąt, siedzeniu na działce; lubują się w
robieniu kariery zawodowej, nauce, itd. Nigdy, ale to nigdy, nie pomyślą o
sensie głębszym tego, co wykonują. I w ten sposób troszkę coś przegapiają
ważnego... Przegapiają jeszcze większe zadowolenie i rozkosz z życia... Ale, co
tam... zawsze można się urodzić powtórnie i lekcje nadrobić... by osiągnąć tym
razem, sam szczyt przyjemności życia...
Każdy człowiek posiada Portal Gwiezdnych Wrót, raczej należało by powiedzieć:
Portal Niebiańskich Wrót. Lecz mało jest wykorzystywany, gdyż głęboko został
ukryty pod powłoką egoizmu i braku otwartości. Jeśli tylko zdoła się do niego
dostać, przez rozbicie "fotonów ego", będzie mógł widzieć prawdziwe piękno. A
podróże w niebiańskie krainy, nie będą miały końca. Ten portal wyłącznie otwiera
się na hasło; "Kocham Bezgranicznie". Kto wypowie to hasło z ręką na sercu, może
podróżować po całym niebie, i zaglądać we wszystkie osobliwe komnaty szczęścia i
galerie podziwu... Tym wspaniałym Portalem do Niebiańskich Wrót, jest oczywiście
Twoja boska dusza. Jeśli ją w sobie upiększysz... Wrota będą Twoje. Co masz
uczynić, by Wrota otworzyć i móc się bezgranicznie cieszyć? Nie wiele. Właściwie
nic. Wydobyć duszę na zewnątrz... czyli mieć na zawsze takie oto usposobienie, i
nic więcej: daje Ci moje oczy, daję Ci moje serce, oddaję wszystko co mam, do
Twojej dyspozycji. Oddaję Ci mój świat obrazów kolorowych...muzę mojego serca...
tęsknoty i pragnienia. Będę Ci służyć pokornie, oświetlać drogę swoimi oczyma, i
nic w zamian nie chcę... Tylko bym mogła być blisko Ciebie i usługiwać bez
wytchnienia... Wszystko dla Ciebie.... Ty bądź moim wiecznym Księciem w
potrzebach, a ja Twoją Księżniczką usłużną. To jest ten typ duszy, jaki trzeba
mieć, aby za jej drgnięciem, otwierały się Niebiańskie Wrota... To nie jest
wiele! Wszystkich pociąga taka przyjemność... Więc na co czekać..?! Wiej
Gwiezdny pyle... rozwiej mój egoizm... obawy... Tyle przede mną atrakcji, a ja
się tak mozolę niepotrzebnie w szarościach...
Szczęście jest płynne i daje się formować każdą serdeczną myślą, każdym
spojrzeniem, każdym rozwianym włosem u damy... i mężczyzny... opalenizną i
bezcechowością. Do woli, jak kto oczekuje, czego chce i nawet czego się nie
spodziewa... by być mile zaskoczonym... tak ma...
Nie rozumiem świata, nie rozumiem swojego ciała, nie rozumiem swojej duszy. Nic
nie rozumiem. I co mam zrobić w takiej sytuacji? Hm... Spróbuje odrzucić
rozumienie i może choć coś troszkę z tego zrozumiem? A jak nie? Powtórzę to
kilka razy, może coś pomoże? .... Usłyszę nieznaną melodię.... i zachwycę się?
Oby... wtedy "nie rozumiem" nie będzie miało najmniejszego znaczenia... Tak
sobie to wyobrażam...
Wystawiłeś mnie Boże do wiatru pychy i inteligencji, i ja teraz mam się
przebijać przez tę wichurę z deszczem? Nie dam rady...! Boże, to chyba będzie
samobójstwo iść w taką pogodę... Nie sądzisz Boże? Ale mnie wciągnąłeś w grę,
którą przegrywamy razem... przecież już od dawna... czy warto? Sam, Boże,
pomyśl... Wszyscy chcą tylko być religijni, modlić się, pokutować, chodzić do
bogatych świątyń i patrzeć na złote obrazy, udawać skromnych... a mało kto
naśladuje Ciebie, aby kochać wszystkich bezinteresownie... tak, jak Ty to robisz
co dzień... Sam widzisz, że to utopia...
Jeśli chcesz, aby na tym świecie było ciut lepiej, musisz całą jego nienawiść, i
swoją tak samo, jeśli ci się przydarzy - brać na siebie. I zamieniać ją myślami
w radość, spokój i dobry dobrobyt. Wówczas tak zwany "szatan", inaczej szata
tego świata, będzie przemieniana, powoli przebóstwiana, i wszystko się będzie
uspokajać, robić na lepsze... Dziś brakuje takich Zbawicieli. Ostatnim wielkim
pochłaniaczem i przetwornikiem zła na dobro, był Jezus. On to robił... i tylko
to robił.... Nic innego. Pokazywał jak to czynić, poprzez bezinteresowność i
miłość bliźniego. Ty też możesz przelać swoją krew za ten świat, biorąc na
siebie, w duszy, udręki tego świata, prosząc Boga o pomoc i odwrócenie biegunów.
Wszyscy mogą zostać w ten sposób Zbawicielami. Co ci szkodzi upuścić trochę
swojej krwi, dla miłości bezinteresownej...? Takie to wzniosłe i szlachetne,
budujące pokój i zgodę na całym świecie... Nie bunt i ślepa krytyka, a podawanie
wszystkim ciepłej dłoni na zgodę. Nie można dzielić, wiary i niewiary, duszy i
ciała, musi być jedność. Uśmiech i dobre oczy dla wszystkich, serce swe na dłoni
dla każdego bez wyjątku, - to Twa zbawienna, ciepła krew, spuszczana co dzień,
dla pojednania i radości życia... Nie licz na cuda, cudem jest twoja miłość i
dobre nawyki, które potrafią zamieniać iluzję zła, na prawdziwy świat dobra...
Są osoby na świecie, które nigdy nie zastanawiają się nad życiem. Lubują się w
zbieraniu różnych przedmiotów, w gotowaniu, praniu, ciągłym sprzątaniu,
przyrządzaniu wigilii, imienin, świąt, siedzeniu na działce; lubują się w
robieniu kariery zawodowej, nauce, itd. Nigdy, ale to nigdy, nie pomyślą o
sensie głębszym tego, co wykonują. I w ten sposób troszkę coś przegapiają
ważnego... Przegapiają jeszcze większe zadowolenie i rozkosz z życia... Ale, co
tam... zawsze można się urodzić powtórnie i lekcje nadrobić... by osiągnąć tym
razem, sam szczyt przyjemności życia...
Każdy człowiek posiada Portal Gwiezdnych Wrót, raczej należało by powiedzieć:
Portal Niebiańskich Wrót. Lecz mało jest wykorzystywany, gdyż głęboko został
ukryty pod powłoką egoizmu i braku otwartości. Jeśli tylko zdoła się do niego
dostać, przez rozbicie "fotonów ego", będzie mógł widzieć prawdziwe piękno. A
podróże w niebiańskie krainy, nie będą miały końca. Ten portal wyłącznie otwiera
się na hasło; "Kocham Bezgranicznie". Kto wypowie to hasło z ręką na sercu, może
podróżować po całym niebie, i zaglądać we wszystkie osobliwe komnaty szczęścia i
galerie podziwu... Tym wspaniałym Portalem do Niebiańskich Wrót, jest oczywiście
Twoja boska dusza. Jeśli ją w sobie upiększysz... Wrota będą Twoje. Co masz
uczynić, by Wrota otworzyć i móc się bezgranicznie cieszyć? Nie wiele. Właściwie
nic. Wydobyć duszę na zewnątrz... czyli mieć na zawsze takie oto usposobienie, i
nic więcej: daje Ci moje oczy, daję Ci moje serce, oddaję wszystko co mam, do
Twojej dyspozycji. Oddaję Ci mój świat obrazów kolorowych...muzę mojego serca...
tęsknoty i pragnienia. Będę Ci służyć pokornie, oświetlać drogę swoimi oczyma, i
nic w zamian nie chcę... Tylko bym mogła być blisko Ciebie i usługiwać bez
wytchnienia... Wszystko dla Ciebie.... Ty bądź moim wiecznym Księciem w
potrzebach, a ja Twoją Księżniczką usłużną. To jest ten typ duszy, jaki trzeba
mieć, aby za jej drgnięciem, otwierały się Niebiańskie Wrota... To nie jest
wiele! Wszystkich pociąga taka przyjemność... Więc na co czekać..?! Wiej
Gwiezdny pyle... rozwiej mój egoizm... obawy... Tyle przede mną atrakcji, a ja
się tak mozolę niepotrzebnie w szarościach...
Duchowość, są to sekretne i niezwykle imponujące gry, pomiędzy różnymi
Osobowościami Miłości. To właśnie nazywa się duchowość najprawdziwsza,
najczystsza w swej substancji... I dotyczy ona życia na ziemi, a przede
wszystkim w zaświatach.
Jedynie Miłość potrafi być dobra, i tylko ona jest źródłem szczęścia. Miłość
jest "Słońcem-Duszą" naszej podstawy istnienia. Dlatego pragniemy jej, bo jest
ona w nas najgłębszym, najczulszym i najwrażliwszym punktem. Z tego Punktu
tworzone jest pachnidło życia, które zachwyca... Jezus do tego doszedł sam, i
wypowiedział to w słowach: "poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli". Zatem..?
poza Miłością raczej prawdy, nie ma. Wychodzi na to, że to właśnie Miłość jest
Prawdą, malującą nam życie u podstaw, i na samym szczycie. Pozostaje jeszcze
słowo: ...poznacie... a to oznacza czas i drogę do uszlachetniania tej miłości,
z jakiegoś dziwnego powodu. Ale tak jest.... Na drodze, czasem powstaje pył i
trochę przydusza oddech. A ponieważ Miłość potrafi być cierpliwa i łaskawa...,
zniesie i trochę kurzu. W końcu się z niego otrząśnie i pozostanie już tylko
błogość... Z Miłości, należy w wszystkim życzyć, Miłości. Jest to obojętne, jaką
ona formę obierze, żeby się wyrazić i zapachnieć w koło... wszystkie są
dozwolone. Nasycone miłością, przestają być zwykłymi formami, i już nigdy nie
skrzywdzą...
Miłość, tak naprawdę, jest przede wszystkim widzeniem. A widzenie jest czuciem
czegoś bardzo dotykalnego, a więc kształtnego. A jak wiadomo - kształty trzeba
widzieć, by je poznać, czyli czuć i otaczać mgiełką zachwytu. Dusza jest
widzeniem.... Nie widzę tego inaczej... Dlatego i wśród ludzi niewidomych jest
ogromna tęsknota, by móc widzieć i cieszyć się kolorami, formami, itd.. Nawet
Jezus to zauważył. Był niezwykle bystry w obserwacji swojego życia. Stwierdził
po wszystkich swoich medytacjach i przemyśleniach, że: "Światłem ciała jest oko.
Jeśli tedy oko twoje jest zdrowe, całe twoje ciało będzie w świetle." Czyli, co?
Ja się akurat z tym zgadzam. Też nad tym się zastanawiałem nie raz. Wydawało by
się banalne. Lecz nie. On ma racje. Dusza widzi. Inaczej nie miałaby po co żyć.
Miłość jak obraz, musi być widziana i podziwiana przez kogoś. Nie da się istnieć
dla pustki...! Pustka oznacza, że duszy nie ma. Miłość i dusza, to jedno i to
samo. Jezus wydedukował, że skoro ciało musi widzieć, aby się w pełni cieszyło,
tak samo dusza musi widzieć. Wniosek nasuwa się taki: Miłość, Dusza, Widzenie -
to jest jedno i to samo. Nie ma duszy bez widzenia, nie ma miłości bez duszy, i
nie ma widzenia bez kształtów miłości. Wszystko doskonale współgra. To jest
wielkie bogactwo życia: móc czuć, widzieć i kochać wszystko... Czujemy obrazami
i kochamy kształtami. I wydaje mi się, iż odwrotu od tego nie ma. Tak jak w
świecie fizycznym musimy dotykać, by czuć świat, tak samo jest i w duszy
pozamaterialnej, czującej i widzącej o wiele, wiele szerzej i dosadniej niż tu u
nas... Taką mam nadzieję, że tak właśnie jest... A jak chybiłem, to moja
rozkoszna strata...
Słowa są magią bogów, albo w złą stronę, albo w dobrą, prezentowane. Pośredniość
też istnieje... Ale... Zła nikomu nie trzeba tłumaczyć. Cierpienie i te
wszystkie problemy.... A dobro...? tym bardziej nie trzeba tłumaczyć: same
pozytywy i przyjemności życia... Lecz tę magię mamy w sobie..., bo jesteśmy
bogami z Boga. I tu jest armata...! Często nad nią nie panujemy, wystrzelimy
albo w niebo, albo w piekło. Ale jak życie uczy, jednego i drugiego trzeba
doznać, by się przekonać na własnej skórze, co przynosi więcej korzyści. Nie
jest to łatwe, gdyż by to ocenić, sto razy trzeba skrzywdzić i sto razy trzeba
kogoś uszczęśliwić. A nim się przekonasz co lepsze, zdążysz zsiwieć... Tyle
mądrości złego i tyle mądrości dobrego musisz przetrawić... Mimo to, warto
zaszaleć... i niczego nie żałować potem... Ostateczne wnioski, dadzą ci nowe
życie... Od tej pory już nikogo świadomie nie skrzywdzisz. Gdybyś to zrobił,
stracisz błogość. Dlatego jeśli już, to wiesz... tylko cudem uda ci się
nawalić... W twoich oczach, wszystko pozostanie cudowne, lecz wścibskość
niektórych, oskarży cie o najgorsze. Jezus nie miał lepiej... Wszyscy są tylko
ludźmi.... Widzisz, nawet nieznający cię, potrafią powiedzieć, że jesteś
fiśnięty... tak na odległość... dla zabawy... Lecz dla ciebie, to już nic nie
znaczy. Potrafisz ich za to kochać na równi z innymi... Czy to nie jest
przypadkiem jakaś dziwna choroba mistyków? No... dałbym głowę, że jednak "chyba"
tak...
Ego jest tak silne, że wstydzi się poprzeć dobro innych... by czegoś tam nie
stracić. Tylko co? Chyba trochę dodatkowego cierpienia, z radości
samozadowolenia? Nie kombinuj mi tu, moje ego! Idź za sercem... A zyskasz
błogość i spokój...
Kobieca dusza, jest pod pewnymi aspektami, jednak inna niż dusza mężczyzny. To
nie oznacza, że to jakaś wada. Nie. Wręcz przeciwnie. Z tego powodu dusza
mężczyzny właśnie lgnie do duszy żeńskiej, bo z natury swej uwielbia taką duszę.
Ciało i płeć w świecie duchowym istnieje. Płeć jest magnetyzmem przyciągania
miłości do siebie. Dzięki temu przyciąganiu zachodzi namiętność miłości, co
uskrzydla i czyni wszystkich boskimi kochankami. W pełni realne do osiągnięcia
dopiero na najwyższym, jedynie doskonałym świecie istnienia. Oczywiście, że tam
nie ma prokreacji. Aspekt płci duszy jest potrzebny w innych celach... w celach
wiecznego oczarowywania Nieba...
Taki mam dylemat miłości, że muszę kochać dla miłości... Z miłością ginę w
miłości, by odnaleźć Ciebie w najwyższej Miłości... Co to jest, ta Miłość
szalona...? Gubię się w niej i zapomniałem tabliczki mnożenia... Chcę miłości,
ale widzę, że muszę zadać sobie gwałt, by ją zdobyć... Dziękuję Ci Miłości ma,
za te szaleństwa niepojęte... Zraniłaś me serce, abym już nigdy nie wpadł w
odmęty obojętne...
Nie ma sensu zazdrościć, bo gdy to uczucie się pojawi, wtedy sam sobie
zazdrościsz, i hamujesz innym dostęp do romantyczności. Nie skupiaj się na
zazdrosnym bólu. To mały błąd, a jakże śmiertelny. Wiem, moja Miłości
Najpiękniejsza, że mnie kochasz bez granic... W tym tajemnica ukryta, bym nigdy
Ci nie zazdrościł, kiedy kochasz innych, wedle swych tajemnych skrytości. Otwórz
serce, a wypełnię je rozkoszą, w swoim niebiańskim czasie... Zazdrość jest
ślepotą. Zapamiętaj!
Chcesz chodzić po Niebie i błyszczeć, by Cię wszyscy podziwiali? Poczekaj, aż
dojrzeje twój owoc. Musi stać się słodki a jego skórka-sukienka w odpowiednim
kolorze... Ale wiesz, jak to z tym dojrzewaniem jest... Podobnie jak dojrzewają
jabłka na jabłoni. Nim dojrzeją, robaczki je nieco spenetrują, nadgryzą. Ale tym
się nie przejmuj. Dusza ma ogrom jabłek pięknych i soczystych. I romantycy
Niebiescy, zabiorą się za te zdrowe... słońcem miłości doświetlone, pełne
smakowitego soku i witamin.... Na tamte, nadgniłe nawet nie spojrzą. Zmarnieją
same. Zapomnisz o nich...
Ego jest kołem z gwoździkami... co utrudnia życie... Taka jest miłość... z
niespodziankami, dość przykrymi w tym wymiarze kolorów i pejzaży.... Ale i tak
Cię kocham... Miłości moja, niepojęta... Czuję, że kochasz najbardziej
szaleńców... Dlaczego nim jeszcze nie jestem? Nie wiem...
Bóg nie zna się na językach, więc mów w taki sposób, aby On to mógł zrozumieć...
Bóg wcale nie zna się na polityce i ekonomii.. I co? Konsternacja? On jest za
"płytki". aby tak daleko sięgać w głąb ludzkich spraw... On woli bawić się
wyłącznie Miłością...
Ledwo żyję, ale Cię kocham na całość, bo jesteś wszystkich Boże, i mój
troszeczkę też... na chwileczkę chociaż... to mi wystarczy, dla życia przy
Tobie... w innych, kochanych, Twoich miłościach...
Wiesz co? Doszedłem do wniosku, że muszę zwariować, aby pokochać to, o czym nie
mam zielonego pojęcia...
Szukasz kształtów miłości tutaj? Wymaluj sobie obraz, to zrozumiesz, albo
przynajmniej pogłaskaj dłońmi obraz wymalowany przez inną miłość... wtedy
poczujesz żar życia...
Nie jest łatwo kochać tych, którzy mniej rozumieją. Najlepsze rozwiązanie dla
świętego spokoju, jest kochać ich na odległość.., ale kochać! Przykre, ale
praktyczne...
Dziś dałem się ukrzyżować i przelałem swoją krew. Mało co prawda, ale bolało.
Komar siadł i pił moją krew przez długą chwilę. Ale to była rozkosz, świadomie
się zgodziłem. I krzyczałem momentami: "Ojcze, czemuś mnie opuścił"...
bolało...i odleciał skrzydlaty, by odpocząć po ssaniu. Po chwili
zmartwychwstałem i poczułem wielką miłość do całej natury...
Popatrz, co się dzieje na tej ziemi... Nic się nie dzieje... Nieustanny brak
miłości... Ale jakiej miłości? Tej zwykłej, ciepłej, wyrozumiałej,
tolerancyjnej, bezwarunkowej, itd. Miłości nie można skojarzyć z pieniądzem.
Owszem, jeśli je posiadasz, to podziel się choć troszkę. Ale miłość to nie
pieniądz, ani słowo, ale Miłość... bez przyczyny... Nie chodzi o niegrzeczność,
czy przewidywalność skutków, ale o serce bezinteresowne... Uch... łatwe i
trudne, ale dla świętego nic trudnego...
Co to za umysł, który jest ślepy, lepiej go nie używać, bo jeszcze bardziej
zaślepi...
Wszystko się pochrzaniło, czy jest wyjście? No, jest... Czekać cierpliwie i spać
dłużej niż zwykle... Bądź praktyczny, aż do bólu... Zdrowy rozsadek, pomoże ci
przywrócić spokój wśród Twych szaleństw, związanych z gonitwą za Bogiem...
Jeszcze nie całkiem oszalałeś. Jeszcze widzisz wschód słońca i pełnię księżyca,
i deszcz co schładza twoje serce...
Jezus-Kriszna-Budda, cię opętał. I nie masz już wyjścia, albo wóz, albo przewóz.
Albo rozkosz, albo speluna...
Najtrudniejsze jest czekać na swą miłość... Ale, gdy ona nadchodzi, już ją
czujesz z daleka... I wdychasz jej zapach z kadzidełka czasu przyszłego. O
dziwo, żyjesz w tej chwili, jej rozkoszą.... Nie musisz starać się o wizytę.
Książę Cię zaprasza na swoje komnaty... pomijając czas i przestrzeń... Wystarczy
jedynie, że puścisz zalotne oczko aprobaty...
Nie licz na ten świat, on nie ma żadnej pamięci. Zapomina o wszystkim. Rośnie
drzewo wielkie i wspaniałe... Po burzy już po nim.... Czy ktoś będzie pamiętał,
że tu rosło? Ech... cywilizacje... ile was tu już było?... bo zapomniałem...
Piękno wyraża coś szczególnego, ale nie musi się być aż tak idealnym w
kształtach, aby kochać idealnie pięknie...
Miłość jest tak dziwna, że jak kochasz szczególnie kogoś, to jakby kochasz
jednocześnie wszystko na świecie... Czy to tak jest? Czy tu nie ma jakiegoś
konfliktu zdarzeń? A może właśnie tak ma być? Sam już nie wiem... Ideał to
jednak bezinteresowność... Ale jak masz w umyśle obraz pojedynczy, np. Boga,
czy... to czy jesteś w stanie kochać innych? Chyba tak... Och... zapomniałem...
Kochaj Boga, i bliźniego swego, jak siebie samego... Już sobie odpowiedziałem...
Przepraszam za zamieszanie... Ale burza z piorunami...
Jesteś igłą w stogu siana. Miła ma duszyczko, najsłodsza na świecie... Nikt Cię
nie znajdzie, za dużo tego siana tutaj jest... Kto Cię wygrzebie z tych milionów
źdźbeł...? Daj się oszukać... pozwól... Proszę...
Jezu, mój skarbie jedyny, moja Najwznioślejsza Miłości, która, nie żałowała
siebie. Dlaczego jestem dla Ciebie tak niedobry i przykry?! Przecież nic złego
mi nie zrobiłeś. A ja taki wredny... Sam siebie nie rozumiem. Czy może jestem
zazdrosny o Ciebie? A może niewygodny mi Jesteś w osiąganiu celów religijnych,
czy finansowych? Nawet o tych świństwach nie chcę myśleć... Tak mi przykro Jezu,
Panie, Mój jedyny Królewiczu Miłości Bezinteresownej... Dałeś wszystko dla mnie,
ogołociłeś się ze wszystkiego, nawet nie chciałeś być żadnym bogiem, jedynie
bratem mym. A co ja robię? Babram się w polityce, karierze i biznesie. Nikogo
już nie kocham poza pensją i podlewaniem działki... Panie mój... mimo mych
grzechów, cenię Cię. Staram się zrozumieć przelaną Twoją krew. Wiem, że nie o
krew chodziło, a o przykład miłości bezinteresownej... Jak mi przykro..., że Cię
zawiodłem... Wybacz mi...Skarbie mój...Najukochańszy z wszystkich
bogów...Dlaczego tak późno, to do mnie dotarło...?! Tak mi przykro, Miłości ma
najcudowniejsza na świecie... Nie poznałem się na Tobie... przepraszam... słabo
mi... Oszukałem Cię... Zdradziłem Twoje intencje... Odwróciłem Twoją Miłość do
góry nogami...Tyle głupot nagadałem... same śmieci... a wystarczyło Cię
zrozumieć...i być wdzięcznym dozgonnie... i podarować Tobie choć jeden promyczek
Miłości, by Ci ulżyć... a mnie nawet na to nie było stać... Dzisiaj zmieniam
wszystko... zwariuję z powodu Twojej Miłości - łzami nasączonej... Skarbie
mój... Amen.
Miłość jest Oceanem..., a po nim można tylko pływać...., jego płynność pić,
ochlapywać się, schładzać z nadmiaru porywów serca...
Już to wiem..., Jezus szedł drogą naturalną do zrozumienia życia. Niczego nie
pomijał. Począwszy od nauki robienia krzeseł...itd. Doświadczył wszystkiego, aby
innych zrozumieć. Poznał istotę miłości, bo cały czas czuł jej lekkie pocałunki.
A potem, zdobył odwagę, aby sprzeciwić się wszystkim, którzy płaszczą się przed
prawem i przepisami. Po wielu trudnościach i ucieczkach, przed wariatami -
kapłanami, podjął dramatyczną decyzję, a jednocześnie najpiękniejszą w historii
całej tej planety..., że dla tego malutkiego, rozkosznego promyczka serca - odda
swoje życie... Zrobił to w porozumieniu ze swoją Mamą, którą wcześniej
uprzedził, co pragnie zrobić. Ona się zgodziła, bo znała swego syna, bardziej
niż ktokolwiek na świecie. Sama miała podobną duszę...I zrobił to świadomie, jak
na Rycerza przystało..., bo doszedł do wniosku, iż właśnie to jest najcenniejsze
dla człowieka... tu i teraz. Czyli Miłość... i zanurzanie się w niej całego
stworzenia... Dziękuję Ci mój wielki Przyjacielu, że miałeś tyle odwagi...,
poświęciłeś wszystkie dogmaty, i swoje młode życie, by ukazać, że warto dla
jednej, najmniejszej iskierki miłości, poświęcić wszystko... Dziękuję... w swoim
imieniu, i wszystkich, co się Tobą zachwycają...i tych, co Cię jeszcze nie
lubią... Zrozumiałem, że jedynie zachwyt zbawia duszę..., a nie cierpienie, ani
żadne świątynie, ani żadne nabożeństwa..., żadna msza, żadna pamiątka przelania
krwi, żadne pieniądze z tego tytułu. Tylko zachwyt Miłości... Tobie jedynie o to
chodziło...To, co zbudowali ludzie z cegieł, liturgii i kanonów prawa - nic nie
jest warte. Ty, niczego nie zbudowałeś Jezu, ani jednej świątyni, ani nic nie
nakazywałeś, poza obdarowywaniem oczarowań miłością... Jestem z Ciebie dumny i
onieśmielony jednocześnie, Twoim wielkim uniżeniem. Dziękuje Ci za Twoją pracę
wewnętrzną, bo gdybyś sam do tego nie doszedł, byłbyś zwykłym człowiekiem, jak
inni. Ty jednak ciągle szukałeś, dlatego z doświadczenia swego, dla dobra
wszystkich, by osiągnęli to samo, powiedziałeś: szukajcie, a znajdziecie,
kołaczcie a otworzą wam: - jakie to cudowne... to Twoje doświadczenie. Niewielu
było takich szaleńców, którzy szukali malutkiej łódeczki, na wielkich oceanach.
Tobie się udało. Może i mnie się uda...? Dziękuje... Nigdy już nikomu nie dam za
przykład kogoś innego prócz Ciebie, bo nie ma większej miłości, jeśli ktoś
oddaje życie swoje za przyjaciół swoich.... I to właśnie zrozumiałem... Kocham
Cię bezgranicznie... za Twą miłość najczystszą na świecie... Zrozumiałem też
przy okazji, Twojego największego wielbiciela - Franciszka z Asyżu, który,
doświadczywszy tego samego co Ty, wciąż wykrzykiwał po ulicach: "Dlaczego Miłość
nie jest kochana..!".
Miłość jest szalona, szybka i gwałtowna, jak promień światła. Chce mieć wszystko
zaraz. Nie ma co się jej dziwić... Taka jest jej skomplikowana boska natura...
Obym za nią nadarzył... Nie dziwię się Jezusowi, kiedy to zrozumiał. I
powiedział:"Królestwo niebieskie doznaje gwałtu i ludzie gwałtowni zdobywają
je":..
Jezu, jak na Ciepie patrzę, to tylko płaczę..., bo nie mogę pojąć głębi Twojej
Miłości... Czego sobie życzysz Królewiczu moich wizji i tęsknot...? Powiedz
tylko słowo, a otoczę Cię swoimi wdziękami... które będą naszą tajemnicą skrytą,
i nikt o nich się nie dowie...
Gdy zdobędziesz to, co Jezus dopiero pod koniec swojego życia rozszyfrował,
będziesz mógł bywać głową w wielu światach, których nigdy jeszcze nie widziałeś.
I zdziwisz się, jak jest cudownie... Dla ludzkiego oka, mogło by to być nawet
zgorszeniem... Dlatego tylko oszalali z Miłości, mogą to zobaczyć...
Jezu, Ty nikim nie pogardziłeś, bo wiedziałeś, że w każdym jest Iskra....
Dlatego zasiadałeś z celnikami i grzesznikami, i piłeś z nimi wino. Wiem, nie
raz byłeś lekko podchmielony, ale robiłeś to dla nich i troszkę też dla siebie,
aby się odstresować od tych wściekłych kapłanów... i zapomnieć o przykrościach,
jakie Cię na każdym kroku spotykały. Bądź za to błogosławiony... za to, że nie
pogardzasz nikim... i jesteś gotowy siąść do stołu z każdym... Kocham Cię za to
Mistrzu wyrozumienia i łagodności, baranku dobroci i tolerancji bezgranicznej...
Jezu, Ty nikim nie pogardziłeś, bo wiedziałeś, że w każdym jest Iskra....
Dlatego zasiadałeś z celnikami i grzesznikami, i piłeś z nimi wino. Wiem, nie
raz byłeś lekko podchmielony, ale robiłeś to dla nich i troszkę też dla siebie,
aby się odstresować od tych wściekłych kapłanów... i zapomnieć o przykrościach,
jakie Cię na każdym kroku spotykały. Bądź za to błogosławiony... za to, że nie
pogardzasz nikim... i jesteś gotowy siąść do stołu z każdym... Kocham Cię za to
Mistrzu wyrozumienia i łagodności, baranku dobroci i tolerancji bezgranicznej...
Tak naprawdę, to niewiele masz do powiedzenia o życiu, a tym bardziej o jego
zdarzeniach, obojętnie czy się na nie godzisz, czy nie. Rzeka płynie, a wirów w
niej jest sporo, przy każdym nierównym dnie - szczególnie. Potrafisz wejść w tę
samą wodę, gdzie wszystko kręci się wkoło tak samo. Powierzchniowa świadomość,
chce nam zasugerować, że to my kreujemy życie. Kropelka wolności, nie widzi
oceanu, choć z niego pochodzi.... Trzeba być bardzo wysoko, by spojrzeć okiem
orła na byt, i różne wybory w nim dokonywane. Kurka tego nie zobaczy, widzi za
mały horyzont. Orzeł natomiast ogromne połacie, po widnokręgi... Ale czy i takie
widzenie, coś załatwia? Chyba jednak nie. Była by to zbyt wielka pycha
świadomości... A droga do uwolnienia Boga w sobie, jest długa. Czasem i czucie
błogością jest destrukcyjne. Trzeba iść dalej, aż do zatracenia świadomości... w
tym kształcie jej postrzegania...
W nas, więcej dzieje się przed narodzinami, niż potem w ciele.
Ciało-mózg-komórki, zawężają pole widzenia. W mózgu, i nie tylko w nim, pomimo
szybkich neuronów, następuje zgęstnienie reakcji i zesztywnienie filozoficznych
poszukiwań. Dziś istnieje moda myślenia, że wszystko od nas zależy. Pomyślisz i
się zdarzy. Albo, jak siądziesz na medytacji, zbawisz świat swoim spokojem.
Bzdury... Na razie żyjesz w ciele i tylko ono się liczy... w twoim różnorakim,
pełnym cech, bytowaniu. Więcej zrobisz urokliwym uśmiechem tolerancji i dobra
niż tymi metodami, opartymi o szelesty ego. Lampka wina wypita z kimś w zgodzie,
więcej da niż modlitwy kapłanów i joginów całego świata, (ale pomedytować,
różaniec odmówić, zawsze można) ...przysłowiowy Jezusowy kubek wody, podany
bliźniemu... Ciepło duszy wyraża się w uśmiechu i serdecznej dłoni...I tak, np.
nic nie chcesz, a życie i tak zmienia twoje bieguny, co chwilę. Szef powykręca
ci nerwy, poplamisz sukienkę, pęknie ci bak w samochodzie...upały niemiłosierne,
powodzie, kury nie niosą ci jajek, mimo że je dobrze i ekologicznie karmisz...
itd., Itd. Zachorujesz na jakąś chorobę. A tu nic, a tu nic... To też nie jest
tak, że karma z poprzednich żyć, topi dzisiaj twoje życie. To też nieprawda.
Jest jeszcze inaczej... I za każdym razem inaczej... Kołowrotek kręci się
bezmyślnie, dopóki coś go nie zatrzyma, np. śmierć. Lecz ta bezmyślność
kołowrotka ma drugie dno, jeszcze bardziej złożone....Takie jest życie. Nawet
burczenie w brzuchu nie od ciebie zależy. Nie wszystko jest dla nas pewne, i nie
na wszystko mamy swój wpływ, nic nam nie obiecano, że będzie tak, jak pragniemy.
Nawet Jezus na to wpadł, kiedy powiedział: "Wiatr wieje tam, gdzie chce, i szum
jego słyszysz, lecz nie wiesz, skąd przychodzi i dokąd podąża. Tak jest z
każdym, który narodził się z Ducha".; nie wie skąd przychodzi i dokąd zmierza...
Ostre słowa. Owszem, na wyższym poziomie, niektórzy nieco więcej wiedzą, ale to
wciąż za mało, albo już za dużo..., by się Oświecić i Zjednoczyć z Miłością, o
Krystalicznej Rozkoszy.
kto zrozumie, że w miłości pokora jest najważniejsza - staje się Przyjacielem
Świata... Ta droga do Niebiańskiego Zjednoczenia - jest najdoskonalsza. Prosić o
zbawienie, pomimo oświecenia... To jest bliskie płomienia... Pokora sprawi
piękne zakłopotanie, podziw....i uwielbienie - dla tak Głębokiej Miłości. Pokora
dla Miłości oznacza piękną muzykę... Uniżenie z powodu swojego oświecenia, to
lament podniety zmysłów gorącej duszy... Oto Najszczersza Miłość. Taka sama,
jaką czuje kochanka czuwająca, szlochając po nocach, kiedy jej kochanek jest
wciąż daleko. Czeka wytrwale i modli się, by wytrzymać bóle swojego umęczonego
czekaniem - serca... Wdzięczna i spragniona, prosząca... Otwarta i ochocza w
usługiwaniu swemu kochankowi we wszystkim, czego tylko sobie zapragnie... To
jest Miłość pokorna... Muza nieuchwytna... Pieśń naszych marzeń duchowych...
Możesz powiedzieć, że osiągnąłeś coś wielkiego wtedy, kiedy pokochasz bez
narzekania, to co jest niemożliwe do pokochania, czyli przykrość od innych i ból
ciała. Wtedy możesz przestać straszyć..., a zająć się Rozkoszą Boską, jaka na
Ciebie czeka, od tej pory... A jeśli jeszcze powiesz Swojej Największej Miłości,
że żyjesz już nie swoim życiem, a Jej Miłością. Osiągniesz Szczyt Rozkoszy. To
jest Czystość... nad Czystościami... Ukochanie nad Ukochaniami...
Duch to Najlepszy Kochanek, Kochanka Wszystkich zagubionych w Miłości....
Nie ma większej słodyczy na świecie niż ta, jeśli ktoś słodycz swoją odda, dla
słodkich swych Przyjaciół...
Życie jest proste, jak rozszczepienie atomu. A robimy to w każdej chwili w
sercu. Atom i foton jest poza zasięgiem duszy. Elementy elektryczne, nie mają
wpływu na jej życie. Gdyby ona jednak zechciała, pod pewnymi warunkami, umowami
z sercem, może rozbić fizycznie wszystko: osiągnąć lewitację, przenosić góry,
stać się bilokacyjna w tym świecie chemii i fizyki..... Wszystko to prawda...
lecz bez serdeczności i tolerancji, nie da się tego osiągnąć... Ponieważ siła
Najwyższa, tym w istocie jest... Wszędzie, gdzie miłość jest słaba, przeważa
układ mechaniczno-elektryczny. Natomiast jeśli obdarujemy go niefizykalną siłą,
czyli sercem miłości z duszy, staje się ona zwiewna jak letnia sukienka... Mało
tego, wówczas i fizyka przemienia swój punkt myślenia i podąża ku miłości, aby
jak najmniej skrzywdzić swoim oporem.
Wiesz dużo.., ale i tak nic nie możesz zrobić, ponieważ czas musi najpierw
dokonać swojego przeznaczenia, rozbić elementy twojego pancerza
ciała-fizycznego, by wydostać w niego oryginalne świetliste ciało-duszę.
Każda epoka, każda cywilizacja musi dojść do swoich wniosków, i swojej
duchowości. Nie można lać młodego wina do starych bukłaków, bo popękają.
Przeszłość jest za nami. I ci, co tam zjedli swoje zęby na filozofii -
przeminęli. My musimy zjadać swoje... lecz tak powinniśmy żuć rzeczywistość, by
zębów twórczej emocji, nie zjeść do samej szczęki... Zbudujmy taki most
integracji, wspólnej myśli, który przetrwa dłużej niż milion lat świetlnych..
Pokażmy przeszłości, że stać nas na lepsze oko poszukiwań...
Życie przestaje boleć dopiero wtedy, kiedy dusza uwolni się od wszystkich
cząsteczek energetycznych i świetlnych, czyli czasowo i migawkowo
wyobrażeniowych - na słoneczny sposób. Bo... to... właśnie energia boli. Wielka
tajemnica... A co nie boli...? - Prawdziwa Miłość... poza wszelkim odruchem
nieuprzejmości... Ona działa na zasadzie bezwarunkowości i niecechowości
energii... Prawdopodobnie właśnie dlatego, jedynie ona, bywa największą
rewolucją w naszym fizykalnym świecie...
Jakie to piękne, jak się czegoś nie wie w sferze ducha, a potem dowie, z
perspektywy ukrywanej tajemnicy, dla twojego dobra i rozkwitu... Cudowne..., a
jakie mądre...!, że aż się chce zaszaleć i zwariować...
Bądź słodka dla innych, i narzucaj się na siłę z tą słodkością, niech ich wkurza
Twoja słodycz... Zobaczysz..., że docenią to jeszcze dziś wieczorem, a
najbardziej po Twojej śmierci...Będą szlachetne wspomnienia... z pewnością...
Zostaniesz "Mis Serca Oddanego"... na pokolenia...
Im więcej się w nas ujawni egoizmu, tym lepiej. To znaczy, że energia
mechaniczna od nas odchodzi, a pozostaje czyste echo miłości...
Czasem jest tak, że jeśli ktoś wyczuje, że go przerastasz polem widzenia i
odczytywania rzeczywistości, choć sam tego w ten sposób nie odczuwasz, lecz z
dobrego serca czynisz... to się od ciebie odwraca. Ale po co? Zamiast się
cieszyć, że ktoś wie więcej i daje coś fantastycznego dla dobra wspólnego?!
Ech..., te ego, jak zwykle kręci młynem na potęgę...
Nie ma większej głupoty niż wyrzekać się swojego życia. Pisarze, którzy
spreparowali Idee Jezusa o Miłości bezwarunkowej do całego stworzenia, do dziś
nie mogą się wydostać z tej galaktyki, w sferę Nieba. A minęło już 2000 lat.
Podobnie jak Lenin, nie uwolni się od tego życia, póki nie zapomną jego dzieł...
Jego własne idee ściągają go tu z powrotem, czytane przez inne dusze. Jest tak,
z wielu pisarzami, którym nie zależało na miłości, lecz na manipulacji i
karierze... Sprzedali się dla pieniędzy... Kto nie kocha duszą i ciałem, traci
swoją moc i światło. Dawanie, dawanie, dawanie..., to było Ideą Jezusa. Dawanie
przyjemności życia. Bo niby po co jest życie? Dla przyjemności i kosztowania go.
A ci chuligani polityczni, religijni - wszystko zniszczyli. Dlatego Jezus,
Budda, Kriszna, podjęli na nowo swe starania, by odbudować autorytet
przyjemności życia... Oni, to Heroldowie rozkoszy, zbawiciele naszych tęsknot i
pragnień wiecznych... Dlatego sam sobie zostań kapłanem, kapłanką swojego
życia... Kochaj swoją duszę nieskończoną i ciało ją otaczające, niebieskie,
cudowne wyposażone w dotyki rozkoszy... Nie ufaj, żadnemu guru, żadnemu
kapłanowi, żadnemu nauczycielowi, żadnemu zakonnikowi. Zaufaj Miłości, która od
niepamiętnych czasów kręci zwariowanie twoje chcenie i wyobraźnię nieskończoną,
skierowaną ku radości i odpocznieniu... Oczekujesz tak naprawdę tylko jednego
bogactwa: uwielbiania i uwielbienia... I to powinno ci starczyć po wsze czasy...
A jak nie? To przedłóż sobie umowę w nieskończoność nieskończoności... I
naprawdę będziesz zadowolony z życia, które i tak na zawsze pozostanie dla
Ciebie niepojęte.... Ale, po co znać jego istotę...? niech nam wystarczy sama
Rozkosz niezmierzalna i nieogarniona... Niech ona, na zawsze, pozostanie naszą
Królową, Królem Szczęścia...
Jak szukać sensu, to trzeba iść na całość, we wszystkie strony jednocześnie, jak
światło...
Żeby się ustabilizować w tym gąszczu chemii i fizyki, naszego ciała i naszej
psychiki, czasem warto zmówić Zdrowaś Mario, łaski pełna... I zrozumieć to,
dlaczego Boski Kochanek Marii, Gabriel, powiedział jej tak bardzo słodkie
pozdrowienie?? Albo, jak ktoś woli, zaśpiewać sobie jakąś mantrę... W sumie,
oznacza to samo...
Łap serce za serce. Nie ma innej drogi do wieczności... Pozostałe prowadzą przez
ścieżki pełne cierni i zawodów... Daj swoje serduszko... a otrzymasz wulkan
wdzięcznej rozkoszy...
Piękne Anitko, to sedno uniesienia. Tantryzm jest przecudowny. Chiński, tam
jeszcze niektórzy czują jego idee. Aby być w tak ścisłym zjednoczeniu z kimś,
obydwoje muszą czuć to samo, po swojemu. Ale fakt, podstawa to zatracona dusza w
Bogu. Wówczas trwanie w uniesieniu może trwać bardzo długo. A odbiorcą relacji
rozkoszy jest Bóg, a dusza z przyjemnością mu ją oddaje, sama czerpiąc
nieprzytomnie, nie będąc tego w pełni świadoma. No... wręcz... zatracenie...
Dziękuje Ci Anitko za ten tekst... To znaczy, że to znaczy... coś pięknego..
Jak to boleśnie boli, kiedy tęsknię, a Twoja Miłość Królewska, jedyna, dopiero
nadciąga z dalekiej Krainy... Żyję życiem nie swoim... ukrytym... tajemnym...,
dla Ciebie, ukochana ma Iskro... zapalająca wyschłe od czekania, zmysły...
Na początku był chaos...- jak to starożytni powiadają. E.. tam... ja go widzę i
czuję cały czas. Na początku, w środku, tu i teraz. Życie daje ci to, czego się
nie spodziewasz, by dać się polizać z nieznanej jeszcze strony. I to jest
najcudowniejsza romantyka... nie wiedzieć, co się stanie za chwilę... Nie ma
tak, że ja coś dam i otrzymam jeszcze więcej... To iluzja powtarzana przez
wielu. Jest tak.., że ktoś cię pokocha niespodziewanie, i całe Niebo zwali Ci
się na głowę, bez żadnej przyczyny.... Taka właśnie jest szalona miłość Boga,
bezwarunkowa i nie mająca względu na żadne osoby. Ot tak, aby cię zniewolić
szczęściem... Mamy chyba za małe dusze, aby to pojąć... Dlatego nas to cały
czas, romantycznie, podświadomą nadzieją czaru, wciąga jak w czarną dziurę...
Żyjemy w dwu światach jednocześnie. W małym Niebie - na ziemi, i w Niebie
Oryginalnym, kiedy świadomość wznosi się ponad wszystko, co jest tu
obowiązujące, jako pojęcie miłości...
Nie odpłacaj mi Miłości moja niczym, wole umrzeć dla Ciebie, niż pomyśleć o
sobie... Tylko cierpienie trzyma mnie w równowadze, ale nie ono jest mym celem,
i nie muszę tu cierpieć (łatwo powiedzieć). Więc? Hulaj duszo... Niebo jest.. tu
i Tam... Szkoda, że dzisiaj dowiedziałem się, że jestem tak głupi, jak mądry...
Nie rozumiejąc zmysłów swojego ciała, i jedności ich z duszą, często doznajemy
"schizofrenii" pamięci z realiami rzeczywistości... - zwłaszcza w zaściankowym
celibacie umysłowym. Czasem trzeba dotyku, by miłość nabrała rumieńców i
orzeźwiła duszę.. aby dusza poucztowała przy wykwintnym stole czarujących
posiłków, doprawionych mimozą uniesienia... w nieznane kosmosy i odyseje
niepojęte.... wystarczy troszkę wyobraźni i uczucia, by mogło stać się to
realne, namacalne oczom i innym wrażliwym sensorom, kwitnącej duszy.. A jak
dusza taka jest, kwitnąca i wiecznie pączkująca, to myśli tylko o jednym... by
zadowalać zainteresowanych swoim przenikliwym, powabnym zapachem boskiego
testosteronu... W końcu uwieźć zdobycz na manowce Boskiego Raju, choć na czas
mgnienia oka. Dusza moja - zwariowana Róża..., kusi romantyką zapachów, a słodko
kłuje po same obrzeża. Witaj Muszkieterze Serc!!! Duszo męska i żeńska -
wyśpiewaj swoją serenadę Miłości kochliwej, kochanej, bezwarunkowej... Już wiem
czym Cię mogę zauroczyć i doprowadzić do szaleństwa... Panie... jaki Ty
jesteś... Jaki jesteś... Po prostu ukryty i strzelasz Ostrzem Miłości tam, gdzie
idealnie on pasuje... Kurtyzano Moja, Bogini rozpadu mojej duszy... unicestwij
mą Miłość na zawsze... Moja perwersyjność, nie ja... to Ty.... Stałaś się mą
udręką wieczną... dla której żyje, by umrzeć... Czy ja już jestem zakochany? Czy
jeszcze mnie nie ma... Nie wiem nic... Zanurzony... w Tobie bez najmniejszej
pamięci...
Nawet nie zdawałem sobie z tego sprawy, że mój umysł jest tak umysłowy... To
chyba źle! Bo czuję niepokój od niego... Ale jestem chłopskim filozofem...!!!
O.. ho.. ho...! Każdy już dawno na to wpadł, dlaczego ja na końcu..?! Tyle męki
beznadziejnej... przez niego mnie spotkało... I co mam zrobić? A.. idę na
spacer... może tam o nim zapomnę, niczym o nieudanej miłości...
Nie mogę się nawet nigdzie ruszyć - Moja Miłości Wszechświatowa. Wszędzie mnie
atakujesz, czy to się kiedyś skończy?! Wszystko mam w dole..., a Ty wyrzucasz ze
mnie lawę rozkoszy... Poparzyłem się mocno... ale nie boli...o dziwo, jakaś
kojąca ta lawa...
Coś mi wypala mózg, to dobrze, bo wcale do niczego on się nie nadaje, jedynie do
kłótni... Ale..., co jest tym laserem, co go tnie? Cholera wie... Jakaś tajemna
siła... działająca z zaskoczenia... Fajne, ale psychiatryk gwarantowany...
Każdy z nas nosi inny brylant na czole... i to jest najpiękniejsze... dzięki
temu możemy się sobie podobać..
Taka jest duchowa dusza żeńska i męska..
Jeśli idziesz na spacer, by się zrelaksować, chodzisz pośród łąk, drzew,
zwierzątek. To nie rób tego, co się robiło według starej wiedzy, to znaczy, że
dotykałeś drzew, chodziłeś na boso, kąpałeś się w strumyku, aby czerpać moc z
przyrody. To jest stara filozofia myślenia i obchodzenia się ze świadomością.
Wiesz, że to twoja dusza i świadomość jest koroną stworzenia, wiesz... Więc
pomyśl, czego żądasz. Jest odwrotnie. To ty, ponieważ ze względu na swoją duszę,
jesteś najpotężniejszy, to w takim razie, Ty powinieneś obdarowywać zwierzątka,
drzewa, kwiaty, trawę - swoją boską mocą. Taka jest niepospolita, przewrotna
prawda. Wyraża się ona nawet w słowach pewnego nawiedzonego Szawła:
"...Stworzenie bowiem zostało poddane marności - nie z własnej chęci, ale ze
względu na Tego, który je poddał - w nadziei, że również i ono zostanie
wyzwolone... Wiemy przecież, że CAŁE stworzenie aż dotąd jęczy i wzdycha w
bólach rodzenia...". To takie prosto odwrócone, konkretne i piękne...
szlachetne... Warto się nad tym zastanowić, kiedy idziemy się np. kąpać czy
opalać... kto komu ma dać energie, czy Słońce nam, czy my Słońcu...? Woda nam?
Czy my wodzie?! Jakieś to nieswoje... A może jednak...?!
Modlimy się, medytujemy i buntujemy, tylko dlatego, że nie rozumiemy życia do
końca.. Buntujesz się, bo nie rozumiesz. Buntujesz się, kiedy coś zrozumiesz.
Buntujesz się, kiedy osiągnąłeś nirwanę. Jednak... kiedyś, chyba, z tym buntem i
modlitwą wokół siebie trzeba skończyć, bo inaczej znów wyjdziesz z Nieba. I
ponownie poczniesz Go szukać. A miałeś Go w swych rękach, i puściłeś. Zmądrzej
Aniele.... Bądź bardziej praktyczny. Nie daj się zagonić do kąta, gdzie będziesz
miał poczucie: "dobrze żarłem a zdechłem". Nie daj się namówić na doświadczenia
siebie..., ani doświadczenia mocy... ani doświadczenia pustki... ani
doświadczenia biblijnego: "Jestem, Który Jestem". Miłość nieświadoma, że jest
miłością, mówiąca ? Kocham... nie wiedząc skąd ona się bierze.... Bez pytań i
bez odpowiedzi. Bez Miłości - Miłość. Może dopiero wtedy, powtórnie nie
wyjdziesz w świat..., który Ci się należy jak zawsze. Ale więcej rozsądku
życzę... w praktykowaniu nirwany i miłości... To takie ulotne, piękne i
zawodne... Wolność była i jest... kluczem do nieba i trudności. Wolność znaczy
świadomość... A świadomość, to nic innego jak szlifowanie pokory... dla
zniszczenia niezadowolenia jakie się zdarza i w Niebie i na Ziemi... By się
spotkać Oko w Oko, nie trzeba filozofii, ani wzniosłych idei, nic nie potrzeba,
patrzysz i widzisz, podziwiasz i uwielbiasz... bez zwracania uwagi na siebie...
Trzeba być wielkim egoistą i, obłąkanym kochliwym romantykiem, aby potem sobie
to jakoś zgrabnie poukładać... by wszyscy byli zadowoleni... Kochajcie się
kochajcie, ale mi też miłości dajcie... Już nie wiem, co ja mówię... Może "nie
wiem", to jesteś Ty? Ma miła...
Nie pokonasz Miłości, poczekaj... Miłość z opóźnieniem jest słodsza... Jest....
I już uciekam... czekaj znów... tak wiecznie niech będzie i na wieki wieków...
czekaj na mnie w swych komnatach duszo... Niebawem przyfrunę... by Cię
przytulić...
Żeby rozpalić duszę, musisz używać różnych romantycznych sztuczek..., jak
intensywne o niej myślenie... podobnie jest z ciałem - jej odpowiednikiem. Aby
je rozpalić musisz pobudzać zmysły, inaczej nie dozna ono rozkoszy. Tu i tu
trzeba namiętnego pobudzania, ruchu, uniesienia myśli i uczuć, wysiłku
fizycznego, by na końcu w ekstazie, spotkały się razem i ciało i dusza, by stały
się jednością w uniesieniu... Bóg, tak właśnie ma... a my jesteśmy Jego
odbiciem...
Nie obawiaj się jak wpadniesz w ekstazę przy muzyce i tańcu.... Nie tylko mądra
myśl potrafi zmienić człowiekowi całe życie, ale namalowany obraz, zdjęcie,
muzyka, piękna kobieta, mężczyzna, czy przytulny stary człowiek... cholerka, ale
wojna też... zmienia...
W sumie każdy kocha podobnie i tak samo. Kłopot się zaczyna wtedy, kiedy nie
umie się tego kochania uzasadnić. Po co? Dlaczego? Jak z miłości korzystać. I co
ona daje... Jeśli się jej nie wysublimuje i nie udelikatni, nie uwrażliwi na
wycofanie... dla potrzeb partnera Anioła, może stać się tylko koszmarem. Nawet w
Niebie... Tak czy siak, żeby kochać, potrzebujesz wizji partnera, jego czułości,
i nic konkretnego więcej... Mówię, jakbym coś na ten temat wiedział... Nic nie
wiem, bo takiej miłości nie doświadczyłem, no może przez minutę...a włos mi się
już odbarwił... Pretensjonalność wygrywa nawet z rozkoszą...
Jedna chwila rozkoszy duszy i jej ciała, daje moc radości na pół wieczności. A
takich chwil możesz mieć co chwilę... To jak długo trwa wieczność?...Bo chyba mi
jej braknie, z moimi możliwościami... Coś mi się wydaje, że wieczność zignoruję
i wymyślę sobie coś lepszego... bardziej konkretnego... i dosadnego, bardziej
zmysłowego...pojęciowego... Wszystko mi się odwróciło do góry nogami... Może to
jest ta tajemnica? Jak mnie rozszarpią, to Wam powiem na czym polega ta gra. A
jak mnie nie rozszarpią to przynajmniej dostanę w pysk... Ale i tak Wam wszystko
opowiem. Bo od urodzenia czuję się zdrajcą tajemnic Miłości... Czy nie jestem
czasem tylko fircykiem w zalotach? Chwilami mam o sobie takie mniemanie. A może
fircyk i klaun wiedzą więcej niż Król? Chyba, że to Król jest klaunem.
O...o...o..., to by się dopiero siara wylała...
Za bardzo nie filozofuj, bo to Cię doprowadzi do depresji, a w najgorszym
przypadku do samobójstwa. Więc co masz robić? A wyrzuć śmieci, o co Cie żona
prosi już od dwóch dni... Wyrzuć..., zobaczysz jak Ci ulży. Przy kuble spotkasz
kumpli od serca i pogadacie o pierdołach. I to będzie twoja twórcza filozofia
życia... A potem się okaże, kto miał rację, czy twoja pycha, czy karaluchy w
kuble...
O, mylisz się! Jeśli filozofia życia zaprowadziła cię na manowce, to jesteś
najszczęśliwszą osoba świata... Dopiero teraz czujesz jej obiekcje i żeglujesz
świadomie poprzez naukę i tęsknoty nieodgadnione, do wysp szczęśliwych w swojej
duszy... Tam jest Twoja Największa Miłość, i kogo zechcesz masz... Nie miej
najmniejszych oporów...
Wszelkie zmysły dające życie - zostaną zrehabilitowane i dodane do nich
czarujące słońca romantyki, energii boskiej, którym jest jej brak, dziś, jak
wody w czasie suszy. Jest pustka romantyczna, nie ma gry, wyzwolenia swoich
uniesień... A gdy je masz, to się z nimi kryjesz, aby cię nie wyśmiano rechotem
przyziemności. Codzienność, a nie poezja - czyni nam problem spłaszczania
najpiękniejszych potrzeb duszy, wyrażanych zmysłami ciała. Tylko mistycy i
artyści czują ten buchający żar życia wielowymiarowego... Oby, jak najszybciej
się to skończyło, co jest teraz: Mistyk wystyg - wynik cynik...
Życie jest tańcem, wystarczy abyś tylko tańczył i kochał Miłość. Nie potrzeba
wtedy, żadnej dodatkowej modlitwy, skupiania się, uciekania w niebyt form. Całe
życie jest formą i w Niebie i na Ziemi... Jak zatracisz się w takim tańcu, nawet
nie zauważysz, że umarłeś, gdyż nie zdziwiony - dalej się bawisz tańcem...
Sensem życia jest czerpanie z niego przyjemności, bo i co robią nasze: oczy,
dotyk, słuch, węch i smak? Jedynie 24 godziny na dobę są właśnie tym zajęte. I
tylko czerpią, i jednocześnie dają, a może więcej dają niż czerpią? Mimowolnie,
poprzez ciało staramy się dotrzeć do środka duszy, a ona również nic innego nie
czyni - czerpie rozkosz w nieskończoność.. z zakątków całego Nieba...
Każdy z nas nosi inny brylant na czole... i to jest najpiękniejsze... dzięki
temu możemy się sobie podobać.
Dzisiaj, w dobie wolności dusz, łatwiej nam zrozumieć mistykę piewców takich
jak, np.: św Franciszek z Asyżu, św, Klara, św. Teresa z Avila, św. Jan od
Krzyża. Łatwiej jest nam ocenić przyczynę ich wielkiej Miłości. Niewątpliwie,
prawie wszystko zostało wylukrowane i ocenzurowane z ich życia, podobnie jak z
życia innych świętych mistycznych cudownych Par zaślubionych sobie węzłem
Oczarowań. Mam tu na myśli szczególnie św. Teresę z Awila i św. Jana od Krzyża.,
którzy szli podobną drogą.. Można spokojnie ocenić, że było nieco inaczej, a
nawet bardzo inaczej, niż podają to kroniki, a nawet ich osobiste wspomnienia
musiały zostać odpowiednio pisane i korektorska ręką cenzury, opatrzone.. W
tamtym czasie wszystko, co ludzkie nie miało przyzwolenia, więc utajniano. Taka
była moda na zaganianie wszystkich pod ścianę. Tymczasem zapomniano o tym, że
istnieje boska gra pomiędzy duszą męską i żeńską, i że to się dzieje w Niebie i
na ziemi. Stąd następowały te wybuchy miłości pomiędzy nimi. Franciszka i Klarę
powiązał wielki ogień, dzięki niemu ich życie miało później smak wyłącznie
duchowy. Franciszek, który bardzo kochał Klarę, porwał ją jako 16 letnią
dziewczynę z jej domu rodzinnego. Okazał się wielkim Księciem romantycznym.
Widział w Klarze swoje cudo, z którym będzie mógł rozmawiać i płonąć miłosnymi
emocjami, dla wydobycia ze swojej duszy, najpiękniejszej Miłości do Boga. Gdyby
nie ich związek, najpierw ludzką miłością owiany, a później już tylko boską, nie
było by takiego szaleńca na tym świecie, jakim się stał. Porzucił wszystko,
bogactwo, karierę, pieniądze, świat, by go pokochać na nowo, ale już inną
miłością, delikatną, wycofaną. Tak właśnie wychowała Franciszka miłość do Klary,
Epokowa historia romantycznej i mistycznej miłości. Łatwiej nam zrozumieć św.
Jana od Krzyża, największego mistyka i psychologa ludzkiego ciała i duszy, który
porównywalnie do Franciszka, pokochał św, Teresę z Avila, stawszy się jego
największą miłością na ziemi. Dzięki niej, obie pary świętych oblubienic i
oblubieńców, odkryli skarby miłości mistycznej, łączącą miłość ludzką z miłością
Nieba. Jedna i druga para, śpiewali nieustannie swoje serenady miłosne w jedną i
drugą stronę, dla siebie samych i Miłości Niepojętej - wewnętrznej... Na koniec
jeszcze taka ciekawostka z zakresu miłosnej miłości, od ciała do duszy: Kiedy
św. Jan chorował, źle się czuł. Poprosił więc kolegów, aby sprowadzili
muzykantów, by pocieszyć jego strapione ciało. Kiedy kapela uliczna zaczęła grać
przy jego łóżku swoje kawałki, Janowi stało się przyjemniej, a po chwili wpadł w
wysoką ekstazę... Kiedy św Teresa, pomyślała tylko o miłości, częstokroć wpadała
w ekstazy łącznie z lewitacją. A kiedy pewnego razu zobaczyła Jezusa, powiedział
jej: "masz się zachowywać i żyć jakbyś była moją żoną", ja bym to zamienił na -
"boską kochankę". Duchowe zaślubiny właśnie to oznaczają. Akurat w jej pismach
pozostawiono to zdarzenie i można o tym przeczytać. Zdarzało się i tak w
historiach miłosnej mistyki, że niektórzy dostawali na palcu pierścionek, jako
znak miłości. Nie był on widoczny dla ogółu, jedynie dla zakochanej duszy, jako
sekret duchowej rozkoszy. Są takie opisy... Zranienia miłością nieraz były tak
wielkie u niektórych mistyków, że nawet dostawali stygmatów, ( np:. Franciszek z
Asyżu pod koniec swego życia (zm. mając 45 l) na znak zakochanej w romantycznej
miłości Boga, wyrażonej również w życiu Jezusa, poprzez końcowe jego wnioski:
Miłości Boga i Bliźniego.. oddanej i przywiązanej do wewnętrznej Mistyki
Miłości. Trzeba powrotu do średniowiecza, ale tylko w znaczeniu odczuć miłości i
pełnego wachlarzu romantyki mistycznej. Doznać ich wiedzy, jak oni rozumieli
stan zmysłowego ciała i stan zmysłowej duszy, co ich pobudzało do tak wielkiego
żaru pragnień do Boga. Zrozumieć ich wewnętrzne emocje i rozterki związane z
formami skrystalizowanej miłości zmysłowej, i zrozumieć ich żar miłości do form
pozacielesnych, wyższych o wiele niż zmysły ciała. Warto do tego powrócić, bo to
dotyczy tak samo każdego człowieka żyjącego tu i teraz, w tej dobie techniki i
postępu. Powinniśmy dla naszego ukojenia duszy i ciała, powrócić myślą do
romantyki mistycznej, tak jej dzisiaj brakuje... Słowa, słowa, puste słowa
jedynie słychać, filozofia, która duszy nigdy nie rozgrzeje, łączenie różnych
sloganów, skojarzeń słów, by kogoś zaskoczyć, że jest się lepszym od innych...To
wszystko jest za słabe, za suche, by nawilżyć bezkresem miłości naszą duszę...
Szukać trzeba poprzez miłość ludzką, miłości mistycznej, i tylko na niej się
skupić. Wtedy nic już nam nie zagrozi. Będziemy mogli kochać wszystkich Aniołów
Boga, jak i on to czyni. Zatem nie mamy nic do zrobienia, ani do stracenia, jak
Bóg. Jedynie kochać i płonąć z tej miłości, uwielbiając jej różne boskie,
nieskończone, a ciągle zmieniające się formy. Których cechę możemy odczuć, jako
płynna, szalenie atrakcyjna i barwna forma bez formy... Czy średniowiecze nie
jest piękne...? Rycerskie i Romantyczne...? Jeśli dziś chcesz być mistykiem, nie
wolno ci niczego przegapić i mieć oczy szeroko zamknięte, uśmiechem, przyjaźnią
i zadumionym uwielbieniem...
Proszę, bez żadnej najmniejszej obrazy..., i abyście nie widzieli mnie w złym
świetle, bo taki nie jestem. Mam dobre serce i nastawione do wszystkich Aniołów
jednakowo. Ale zdarza się, iż, niektórzy przybierają pozę niesympatyczną. Nic na
to nie poradzę... Mnie się niestety też to zdarza... raczej z nieopanowania
chwili. Piszę szczerze i od serca..., a mówię, jak jest.... Nie wszystko jest
mną - tylko część. Prawdą jest, że "najgorsze" chwilami, mąci mój spokój...
Piszę do serc, których nie znam i już nigdy nie poznam, ale i do tych, które
zdążyłem musnąć swoimi myślami i uczuciem ciepłej, zalotnej i frywolnej
Mistyki... - posłuchajcie mych praktycznych wynurzeń... Czasem jest taki spadek
energii psychiczno-fizycznej, że jedynie ponarzekanie, płacz, skomlenie - może
ją przywrócić. Mało tego, trzeba nawet poprzeklinać rubasznie i to ostro..., ale
jedynie na papierze, pisząc np. 20 przekleństw, i potem je oczywiście spalić, by
nikt nie widział tych "zbawczych" bezeceństw. W tym przypadku są to słowa
"ocalenia"... uwalniające od zgryzot spowodowanych mało wytłumaczalną tajemnicą
naszej egzystencji... A dodatkowo, jeśli nie wypijesz pół butelki wina, to po
prostu jesteś wrakiem.... Nie uwierzycie, a jest to w książkach... największy
stygmatyk Ojciec Pio, który nosił stygmaty przez 50 lat, a dodam, że był
wyjątkowym fenomenem..., np.: nie pozwolił fotografom z całego świata
przyjeżdżających, by udokumentować go poprzez fotografię. Dlatego z tego okresu
praktycznie nie ma żadnych zdjęć. Co to znaczy? A no to, że kiedy klisze
wywoływano, były zwyczajnie puste. I tak przez 50 lat. Dopiero pod
posłuszeństwem, kiedy przełożeni nakazali mu, by dał się fotografować - zdjęcia
zaczęły wychodzić. Stąd jego stygmaty są widoczne na fotografiach dopiero pod
koniec jego życia. I chyba jest jedno zdjęcie z młodości. Ale by nie stracić
wątku: to właśnie ten największy stygmatyk na świecie, w swojej celi miewał przy
drzwiach butelkę piwa. Chętnych częstował po łyku i sam wypijał łyczka, w
najgorszych chwilach. A propo płci pięknej..., tłumy kobiet zawsze wokół niego
się kręciły, gdyż wyczuwały w nim nieziemską, romantyczno-mistyczną Miłość.
Nawet mówiono, że z nimi się kocha. Szkoda, że tylko mówiono... (duchowo na
pewno to robił) Skoro Jezus rzekł św. Teresie z Avila, (Mistyczny Doktor
Kościoła, XV wiek) że powinna być jego kochanką i tak się zachowywać jak
kochanka? (żona?) - to jak może być u Jego naśladowców? Inaczej? Już nie wspomnę
o darze bilokacji O. Pio. Widziano go np. w 5 miejscach jednocześnie. Więc życie
jest bardziej kolorowe niż niektórym filozof-zjologom się mogło nawet
przyśnić... Kochajmy łagodnie, ale czasem trzeba sobie ulżyć, by przeżyć
normalnie do jutra. Taka jest moja konkluzja końcowa. A teraz biorę długopis i
kawałek kartki... By jutro był lepszy dzień...
Brak cudów w kościele to wina celibatu i dogmatu...
Był w historii taki facio, co mówił, że nawet w smaku pożywienia trzeba odczuwać
Boga. Mawiał też: jeśli odnajdziesz smakołyk w medytacji, zatrzymaj się na nim,
i czerp rozkosz z niego do końca, dopóki nie straci swego smaku.. Sam kiedy
grywał na fisharmonii - wpadał w wielokrotnie ekstazę... a na imię miał Ignacy
Loyola...
Wykończyłeś swoje kości i żołądek, bo źle "żarłeś". Jak powiadają: byle co jesz
- byle kim jesteś... Ależ to nie zawsze jest stosownym powiedzeniem... Można nie
jeść i żyć, można nie mieć mózgu, a myśleć... życie jest bezmyślne i nie
żarłoczne... ale póki co, idziemy na lampeczkę upojnego wina... wdzięcznej
miłości...
Życie to nie życie, to o wiele coś bardziej ciekawego...
Świat materialny, to ciekawa i czasem wykańczająca gra pomiędzy Bogiem a jego
partnerami - Aniołami, których sobie sam w końcu wymyślił, bo istniejemy....
Jako ciała jesteśmy wytworem "genetyki obcych, no, tych niepokornych aniołów" -
bardzo wykształconych w tworzeniu światów i ich podtrzymywania, za wszelką cenę.
A dusze nasze - iskry boskie? jak zresztą i tamtych niepokornych naukowców,
również stworzył, co by nie powiedzieć - ten sam Bóg. Reszta to gra i chodzi
oto, by miłością jakąkolwiek... przywrócić blask tej duszy. Techniką, ani
pobożnością tradycyjną, dzisiejszą, nie da się tego uczynić. Trzeba patrzeć na
fenomen ducha z wszystkich stron jednocześnie, ogarniać siebie, by zdecydowanie
i na pewniaka, oszukiwać genetyków kosmosu (innych naszych przyjaciół - aniołów,
którzy poddali się twórczości marniejącej, przemijającej). Nie ma innego
sposobu: tylko miłością można ich oszukać i zwieść w pole..., a jednocześnie
zachęcić do spuszczenia z tonu, ze swoich eksperymentów przyrodniczych... Brak
miłości, to znak, że oni jeszcze tu rządzą... Odkrycie Miłości na świecie, jest
triumfem zaciekawienia i naszych tęsknot..., którzy w końcu oderwaliśmy się od
nauki i doświadczeń, a podążamy, z trudem i lekko jednocześnie - ku Światłości.
Obyśmy jak najwięcej tęsknili... tworzyli poezję wokół niej, malowali obrazy
pokazujące piękno, tworzyli muzykę łamiącą serca - wtedy będzie więcej dobra i
miłości, a jednocześnie mniej nauki i techniki, która nawet z najmniejszym
poruszeniem ducha - nie ma nic wspólnego. Kiedy Stworzyciele galaktyk to
zrozumieją? Oby szybciej, niż później... bo wszyscy tu zwariujemy, choćby od
tych upałów...
W świecie informatycznego hologramu naszego ciała i jego powiązań ze światem
zewnętrznym, kolejnym cząsteczkowym hologramem - dobitnie namacalnym w naszych
końcówkach nerwów, możemy sobie powiedzieć, jeśli wprzódy analitycznie
poobserwujemy wszystkie te przekładanki atomowe i subatomowe - to się okazuje,
że wszystkim szybko się nudzimy. Poszukując co chwila nowych dostaw wrażeń, by
nie oszaleć. Skąd to się bierze? Odpowiedzi może być kilka, lecz która trafna?
Zapytałem najbliższej osoby - siebie, co mnie może nie nudzić? I odkryłem bardzo
prostą rzecz... nie nudzi mnie jedynie świadomość, bo ona ciągle jest, czy o
niej myślę, czy nie, ona wciąż tam siedzi i się do mnie jakby z daleka uśmiecha.
A ja tu walczę z "nudnościami". Ech... głęboki jest ten świat... A ukryty przed
nami do potęgi...?! Śpiewasz mu piękne piosenki, a on i tak u podstaw jest
niewzruszony... jak ma piorun strzelić to i tak strzeli nawet w sam środek
rynku... Nic nie poradzisz.. życie rozgania nas po mieszkaniach i chodnikach,
instytutach naukowych, po miejskich pomocach społecznych, ośrodkach dla
bezdomnych, po kurortach wypoczynkowych, po falach eteru medialnego, itd...,
abyśmy przypadkiem czegoś się nie dowiedzieli, co dało by nam moc opanowania
tych wygłupów holograficznych.. Ale nie...! trzeba szaleć i odpoczywać, pędzić
po bezdrożach.... W tym przypadku, by ochłonąć światem... możemy tylko zrobić
jedno, ale ważne - przypinać się do wewnętrznej świadomości, do tej, która do
nas się z daleka i bliska - uśmiecha... Chyba tam trzeba będzie najbardziej
kierować serduszka... Lecz jeśli tam dotrzemy, zaczynają się nowe horyzonty
zdarzeń, mam nadzieję, że już nie nudnych... jak te mocno realne, powiązane z
rozbijaniem się o ściany w swoim pokoiczku... Spróbować należy, bo inaczej się
znów nic nie dowiemy... a wiedza jest potrzebna by ogarniać boską przyjemność
istnienia... Chyba tak? A już sam nie wiem...
Dusza to zalotna kochanka, ile musi się człowiek na zalecać romantycznie dla
niej, aby ją zdobyć... Jeden Bóg tylko to może wiedzieć - Książę wszystkich
Kochanek na całym świecie i poza światami... Oj... zazdroszczę Mu... będzie miał
z kim się bawić w uniesienia, lewitacje, wzloty i oczarowania.... Jak mi się
zdaje, ze szczęścia zaniedba nawet swoje Niebo... straci pamięć Kim jest....
Ej...! Panie...! ja tam chcę być jak najszybciej...! Ukryję się w Twoim
zapomnieniu i ssał będę Twe piersi szczęścia..., nawet tego nie poczujesz -
kiedy zajęty będziesz rozkoszą swoich Boginek...
Krótko i węzłowato: Byliśmy w Niebie - Wyszliśmy z Nieba - Wracamy do Nieba.
Nie ważne jaką idziesz drogą, czy dobrą czy złą - według opinii innych. Ważne,
że idziesz w kierunku, do którego czujesz "lep". A jaką szedł Jezus? spędzając
dużo czasu z "celnikami i różnej maści wykolejeńcami, grzesznikami", kiedy
siadał, gadał i pił z nimi alkohol? Co to była za droga tajemna? Idę zaraz na
piwo... w takim razie... Mistrzu mój... może tam spotkam normalnych mistyków...
Nawet świętość nikomu się do niczego nie przyda. To wciąż ego, a co dopiero
wiedza? Dlatego szalony ktoś powiedział: "Miłość przewyższa wszelką wiedzę" . O
wnioskach już nie potrzeba tutaj pisać... Zapaść cywilizacji intelektu nie
wpadła na to jak do tej pory... a to takie proste i przyjemne doświadczenie... z
pogranicza przykrości świata, i przypomnienia sobie o boskiej oraz czułej
namiętności istnienia...
Porzuć wiedzę i co się tylko da, a zobaczysz, że nawet świadomość klęknie przed
Potęgą Miłości.
O moja Śliweczko, posiadasz tysiące wspaniałych owoców, iI wszystkie chcesz mi
je dać. Wiem... Kocham Cię za to. Ale nie mogę ich wiele zjeść, bo mnie brzuch
rozboli... Przyjdę jutro i pozrywam Cię trochę, i po jutrze, aż powoli zerwę je
do końca. Za rok ponownie przybędę. Lecz zimą Cię opuszczę. Wyjadę do ciepłych
krajów... bo wiesz, jak to jest... bez owoców żyć nie można... Miłości ma... nie
zazdrość... kochał Cie będę zawsze tak samo...
Im bardziej masz ostre spojrzenie na rzeczywistość, tym bardziej łagodniej ją
postrzegasz. Dlaczego? Bo twoje oczy zabujały się w Miłości, jaką zobaczyły
inaczej niż zwykle. Właściwie są tak zakochane, że oślepły...
Ojciec Pio, owszem był czasowo w kościele. Ukrył swą mistyczną duszę, zranioną
straszliwie przez Miłość.. pod sutanną zakonnika - kapucyna. Ale nie wolno Go
kojarzyć z tymi marnymi formami kościelnymi. On należał dla dusz wszystkich na
całym świecie, jak Sai Baba, czy inni prawdziwi mistycy. Przepisami kościelnymi
związano mu ręce na maksa, nie mógł nic powiedzieć jaka jest prawda o tym, i
tamtym świecie. Może ktoś to kiedyś odkryje...? I pozmienia w kościele parę
małych reguł teologiczno filozoficznych, poglądowych? Czekam na to... Ale nie
jest to tak ważne. Liczy się wciąż dusza każdego, która sama odkrywa w sobie
Niebo....
Mówta co chceta: wiedza ludzka z zakresu głównie ezoteryki i badań naukowych,
odciąga dusze od prawdziwego Nieba. Majstruje i majstruje przy swoich potrzebach
i nadal jest głupia, nadal nic nie wie. A tymczasem jedno uczucie, jedna ciepła
dłoń, jeden uśmiech - może zawalić wszystkie fałszywe budowle intelektu.
Intelekt jest za konkretny, za suchy, jest jak spalony liść na słońcu, odciąga
od Boga. Powiela odbity wielokrotnie obraz strun fałszywej miłości siebie
samego. Ta skaza duszy jest naszą udręką, co wytworzyła potrzebę uczenia się i
poznawania wiedzy, tak jak by nam czegoś brakowało w oryginale. Stworzenie duszy
było doskonałe, a teraz raczkujemy w pomyjach wiedzy, lęków poznawania,
kupczenia z psychiką niszczenia, co nie moje. Czegoś brakuje?. Czego? Pełni
Miłości i serdeczności... reszta to same wysypiska śmieci wielkich tego świata,
czyli EGO. Skupionego na wytwarzaniu potencjałów i polaryzacji w rywalizowaniu o
resztki niezadowolonej z niczego, duszy... Ech... duszo moja duszo... lepiej się
poddaj miękkości bytu, bo zginiesz w ciemnościach przeintelektualizowania...
Po co jest Niebo? Dla przyjemności....! Po co są światy stworzone na wzór Nieba?
Dla przyjemności...!. Innych powodów, ja nie widzę. Zabijcie mnie, jeśli
wprowadzam Was w błąd. Ale długo już nad tym myślę, i nic lepszego nie
wymyśliłem...
Dlaczego jest mało szczęścia na tym świecie? Bo bardziej aniołom spodobała się
rywalizacja niż źródło rozkoszy.
W Niebie, jest, jak w najwytworniejszych komnatach Erotyki Mistycznej. Dlatego
Jezus porównał Królestwo Niebieskie do Uczty Weselnej. Co oznacza w przekładzie
duchowym, to samo.
Nie narzekam, ale jestem wściekły, że tak trudno zdobyć na ziemi Niebo. Prawie
cały świat jest przeciwko Niebu. Dlaczego tak jest...!
Wszystko jest bez niczego. Myśl nie musi kreować, wystarczy jak się powygłupia
spontanicznie i będzie szczęśliwa. Podobnie, jak Bóg.
Aniołowie tak Cię kochają intensywnie i namiętnie, a nawet klękają przed Tobą,
że czasem musisz z tego powodu przestać myśleć, a nawet modlić się, by z nimi
przeistaczać się w czystą rozkosz. No tak, tak, bo jakby to wyglądało, kiedy
jesteś z kimś, a Ty zajmujesz się czymś innym? Proste. Musisz odlecieć w
bezmyślność...
Miłość w Niebie jest taka, że wszyscy chcą Cię poderwać na swój osobliwy klimat
duszy... Wszyscy patrzą tylko w Twoją stronę, jak by nikt inny w Niebie nie
istniał... Starają Ci się przypodobać, oczarować Cię swoimi zalotnymi wdziękami
i ubiorami... A Ty urokliwie udajesz, że tego nie widzisz... i przedłużasz ich
rozkoszny czas oczekiwania w nieskończoność... W końcu ulegasz i przebijasz ich
swym bagnetem rozkoszy, że aż fotony światów tracą swój blask, przy Twym
majestacie uniesienia.... I to jest Niebo dla wszystkich indywiduum, ogarniętych
szaleństwem kochania bez granic i miar...gdzie każdy chce być kochany i
obsługiwany na wszelkie sposoby, jakby nikt inny nie istniał tylko ja.. Takiego
Nieba chyba nie spodziewaliście się. Jest podobnie jak na ziemi, jednakże
możliwości i wolność jest tam niedotknięta warunkami i cechami stałymi... a poza
tym jest podobnie, bo niby jak miało by być? Może dla skojarzenia zacytuję ST,
którego nie cierpię, ale: "jak Matka pieści swe dziecię, tak ja was pocieszać
będę, przy piersiach was poniosę, a na kolanach będę się z wami pieścić".
Gdy "wypracowałeś" sobie swój najcenniejszy Skarb, czyli anielskie Serce, - już
nic innego nie potrafisz w tym świecie robić, jedynie pieścić i kochać. Gdyż
zrozumiałeś - jakimś cudem nie swoim - że sielankowe jest życie w Niebie, i
próbujesz to Niebo sprowadzić do twojego ciała. Powód prosty - bo z tęsknot za
tą Niebiańską sielanką odchodzisz od zmysłów. Dlatego niektórzy będą cię uważali
za mistyka, a inni za psychiatryka. Ale co tam.... Świat jest mój a ja
nienawidzę go kreować, niech on, jeśli tak uważa - wzbogaca mnie. Lecz gdy
oddasz serce - bo zwariowałeś dla Boga - już przestaje bić ono dla ciebie,
wpatrzone służebnie w inne serce.
Sięgnij po największą sztukę swej, może jeszcze troszkę uśpionej duszy, sięgnij
po jej miłość harmonijnie i szalenie zalotną. Zostań mistykiem przytulania,
obejmowania, kojenia Niebiańskich ciał i dusz. Bądź po prostu Księciem /
Księżniczką wiecznie zakochaną, zalotną, powabną mistycznym pięknem Nieba. I
tylko tym się ciesz, gdyż miarą miłości, jest jej gra uwodzicielska, we
wszystkich okolicznościach i stanach niepamięci - „...jako w Niebie tak i na
Ziemi”. Na ogół dużo się gada, a zazwyczaj mało robi, by zająć się na poważnie
duszą kolorową...
Pamiętaj, każdy mistyk
historyczny i współczesny, jest niezwykle wrażliwy, nerwowy, spokojny i seksowny
jednocześnie. A powodem jest to, iż stara się ogarnąć i zrozumieć swoje
namiętności cielesne i duchowe. Stara się ile tylko może, dając z siebie sto
procent mocy, ile „fabryka dała”, by ogarnąć wszystko w jednym punkcie swojej
świadomości. To ci szaleńcy, rajdowcy amatorzy, ścigacze myśli i emocji, którzy
ryzykują wszystkim - stają się mistykami. I z powodu tych rajdów zamieszania i
poszukiwań, szybkich i niezwłocznych, często wymuszonych przez nerwowość i
niecierpliwość odpowiedzi - wszystko się na nich często wali, a jednocześnie
wybucha miłość po same Niebo. Zatem, nie jest łatwo być mistykiem serca i
filozofii bytu. Kosztuje to dużo wahań, załamań, depresji, bezradności,
irytacji, a z drugiej strony wiele pocieszeń, przyjemności i wzlotów do
rozkosznych komnat - na Ciebie oczekujących od powstania świata. Mistycy, wolą
coś robić, często „nagrzeszyć”, być „skurczybykami, samcami / sukami”, czasem
zwykłą świnią, żeby spróbować wszystkiego. By w nagrodę za te szaleństwa,
sięgnąć po najlepsze wypieki doznań Miłosnych, Mistycznych. Ryzykują wiele, ale
i zyskują Najwyższe Piękno... Tacy byli, tacy są i tacy będą. Bo innej drogi do
sukcesu nie ma. Szybko więc zakładaj chłodny kompres na głowę, w razie
przegrzania mózgu, i o od dziś chciej wskoczyć w burzliwy nurt Mistyki. Wielki
Mistyk to poznał już 2000 lat temu, stąd jego słowa: „Nie przyszedłem przynieś
pokoju, ale miecz, ...Królestwo Niebieskie zdobywa się gwałtem”. Mówię dla
nieuważnych, aby potem nie było... ta pełna schodów i kłód pod nogami droga,
jest wyłącznie dla odważnych i zdeterminowanych, właściwie można powiedzieć -
„psychicznie chorych”... Ale, zapewniam Was - jest słodka... mimo wszystko...I
warto spróbować. Jeśli chcesz zainwestować w siebie i swoją nieskończoną
przyszłość, Twój najlepszy wybór to: zostać „szalonym mistykiem”... E...,
poprawka: szalonym i zawadiackim mistykiem... Spec od spraw sercowych i
umysłowych... I jeszcze Ci coś w sekrecie dopowiem, jak zostaniesz już nim -
poczniesz często pod nosem kląć... na siebie i na ten galaktyczny, bezradny
świat. Zobaczysz, że tak będzie. W pewnym momencie zaczniesz biczować siebie i
wszystkie federacje galaktyczne, za to, że nic jeszcze nie zrozumieli,
podtrzymując politycznie ten świat. A przecież tak nie wiele potrzeba, by zdobyć
Niebo - jak powiedział Jezus: tylko jednego - Miłości szalonej...
bezinteresownej, szczerej, spontanicznej, bez fajerwerków wiedzy, bez praw i
reguł, sztucznie wykreowanych przez uzdolnione i gruntownie wykształcone EGO.
Pokonaj go konieczni już dziś, i zostań samą Miłością w Mistycznym dotyku
ciała... Bo cobyś nie wykombinował, dusza z czegoś jest, nie jest mgiełką...,
jest Ciałem. Duch jest Ciałem, jakkolwiek to rozumiesz... No, ale dałem ciała...
burza mózgów się szykuje... i dobrze...
Cierpienie też potrafi
rozwalić modlitwę, skupienie. I nie będziesz się modlił za „Chiny ludowe”. Jak
cię coś bardzo boli jesteś sparaliżowany. Ale jest pewien wytrych. Swoje
niedomagania, możesz ofiarować za kogoś, i to się na pewno przysłuży miłości.
Spróbuj tak uczynić, a z dalekiej pamięci jakoś próbować się łączyć z Bogiem.
Jak obserwuję życie, różne cywilizacje materialne na naszym świecie, bo dla mnie
każdy inny gatunek zwierząt to inna cywilizacja, to widzę wyraźnie, że owszem
lubimy i cenimy te cywilizacje, ale jednak, kochać się chcemy wyłącznie z
humanoidami. Jakoś nam najbliżej i najserdeczniej. W galaktykach jest podobnie.
Każda cywilizacja predysponuje do swoich kształtów i je kocha. Tak jest... i co
my na to możemy? Nic? Jakiś mądry to wymyślił, i postawił kropkę. Stop koledzy,
dalej nie można. Ale ponoć mityczne opowieści mówią o ludziach z kopytami.
Czyżby genetykom co śię pomieszało?
Dzięki trudom, buntom, pytaniom bez odpowiedzi – możesz poznać cały świat. Pytał
będziesz również innych, ale kogo byś nie spytał: księdza, kardynała czy guru,
czy jakiegoś specjalistę ezoteryka, każdy powie inaczej, coś z reguły
odmiennego. Dlatego zostajesz sam. A to oznacza, że niebo dla każdego znaczy, co
innego. I nie można czynić dogmatów, ani ich projekcji ze względu na
doświadczenia, czy o ocierającą się o nas falę przekonań, swoich i zewnętrznych.
Dogmaty usztywniają nasze potrzeby otwarcia... Uważam, że jedynie czysta
substancja miłości wyjaśnia wszystko. Ona rozszarpuje duszę, ducha, na strzępy
zapomnienia i nieistnienia. Rozszarpuje ducha z wszelkiej dumy z siebie i
powabów wiedzy okolicznościowej. Miłość zmienia wszystko!. Kto jej jeszcze nie
doświadcza, walczył będzie o względy ego, przekonania z czytelni książek, i
haniebne samopoznanie, które buduje niepostrzeżenie cielca samochwalstwa i
znajomości odpowiedzi na wszystko. Ta substancja - Malutka Miłość - niszczy
wszystko, co ludzkie i co duchowe pozostawiając po sobie zgliszcza, na których
już nie wyrośnie najmniejsza roślinka pychy duchowej. Gdyż pod pokrywką ducha,
mieści się smród wszelkiego rodzaju wglądów w niego. Tymczasem Niebo jest poza
sferą ducha, jest w Sercu Miłości, ponieważ ona jest wszystkim, co mamy
najprawdziwszego. Zostać samą Miłością, a nie duchem - było tęsknotą mistyków.
Miłość więc wszystko czyści i usuwa na zawsze, co nie jest nią. Zniszczy nawet
zdrowie, jeśli ono jest powodem pychy duszy, niszczy wszystko, co się jej
sprzeciwia. W każdej sytuacji chce pozostać Najpiękniejszą Królową Serc. Zostaje
tylko Ona, jako prawdziwe Ciało Dobra Najwyższego. Czasem, dla pozoru, każe się
i jej wyrzec, aby potem zatriumfować jeszcze bardziej w Sercu Świadomości. Ona
jest tą kropelką, w której rozpływasz się, nawilżasz, by indywidualnie stać się
następną kropelką Miłości, aby Niebo mogło trwać wiecznie w Oceanie Rozkoszy.
Stąd nawet jest powiedziane: „Przede wszystkim miejcie wytrwałą miłość jedni ku
drugim, ( tu na ziemi) bo miłość zakrywa wiele...”.
Miłość jest tańcem, wyłącznie dla innych. Helo, niespodzianka... Zachwycasz się
nim, bo Miłość cały czas wpatrzona jest w Twoje oczy, trzyma Cię za rękę i tuli
się do Ciebie podczas całego życia, a Ty to kochasz i nie wiesz dlaczego...
Urokliwa jest ta prawdziwa Miłość..., flirtuje dla Ciebie, bo tylko Ciebie sobie
obrała, jako Cel swoich radosnych, roztańczonych rozkoszy...
Niestety, w ziemskim niebie, namalowanym na wzór oryginału, żeby zdobyć energię
i móc istnieć – musimy się nawzajem i konkretnie - zjadać. Cholernie dokuczliwe
i niewytłumaczalnie wredne. Lecz w Niebie, tak już nie jest. Tam zjadamy Boga,
wypijamy mu „Jego Krew”, który na to pozwala, ponieważ tylko On emanuję energią
niewyczerpalną, i można ją plądrować dowolnie, przez całą wieczność. I dowolnie
pić Jego Wino Miłości, bez uszczerbku na zapasach, jakie posiada w swych
wiecznych piwnicach...
Kto szuka wnętrza, a w końcu każdy go szuka w jakiś sposób - najpierw spotka się
z własnym ciałem i zmysłami. Musi jeść, smakować, wąchać i doznawać poprzez nie
różnych przyjemności. Więc, co się robi najpierw? Eksploatuje zmysły do końca,
bo nawet nie ma innej możliwości, a potem, drogą refleksji, zagłębień, po
znalezieniu silniejszych doznań niż zmysły, zaczyna się na maksa eksploatować
swoje wnętrze. W pewnym momencie dochodzi, a właściwie tak jest, póki ma się
ciało, eksploatuje się jednocześnie jedno i drugie. Następnie ciało umiera i
pozostaje co? - to samo, lecz o niebo w doskonalszej formie... Mógłbym tu
filozofować, bo potrafię mącić..., lecz nigdy tego nie uczynię, bo życie jest
prostsze niż prostota uśmiechu... Dodam tylko, że w każdym życiu o nic więcej
nie chodzi, a jedynie o doznanie ekstazy, czy to smakując miód, czy idąc z psem
na spacer. Oczywiście to są tylko namiastki, ale kierunek jest jeden i ten
sam.... Tylko to się liczy w życiu cielesnym i duchowym... A jak nie, to
pozostaje szara manipulacja, obrazy wyszukanej wiedzy, którą lubi miłość własna.
Lania kitu duchowego, że niby jest się znawcą różnych przestrzeni między duchowo
- galaktycznych, relacji z zaświatami. To wszystko są wahadełka do sprawdzania,
czy nam się powiedzie, czy też nie. To zupełnie nie ta droga, ale ludzie
aroganccy lubują się w takiej duchowości... filozofii... suchej
biologii...poszukiwaniach za wszelką cenę... Po co?! Tak niewiele potrzeba,
wystarczy być dobrym i nic nie wiedzieć... a Niebo samo nas znajdzie...
Wczoraj poszedłem do parku na spacer, by między innymi przyrodzie dodać energii,
nie sobie, gdyż to ona jest w większej potrzebie niż ja - takie jest moje
przekonanie. Choć i tak jestem tylko marnym pyłkiem. Siadłem na ławeczce, i po
chwili, tup... tup... przyszła do mnie, ni stąd, ni z owąd taka średniej
wielkości, żaba. Obok mnie, przede mną, zatrzymała się. Obskoczyła ławkę
dookoła, by stanąć przy mnie oko w oko. Ależ byłem zdziwiony. Pierwszy raz w
życiu coś takiego mnie spotkało. Przysiadła przy moich stopach, zupełnie się nie
bojąc, i poczęła mi patrzeć prosto w oczy. Nie ruszyła się, pozostawała jak
wryta. Co za uczucie niesamowite. Zdziwiony, pomyślałem: co ona może chcieć ode
mnie? Więc schyliłem się do niej. Myślałem, że ucieknie. Nie! Zbliżyłem więc
rękę do jej ciałka, a ona gapi się nadal na mnie, jak w obraz. Cholerka, sobie
pomyślałem, pewnie jej się fotony w oczach pomieszały i widzi mnie jako żabę?
Zgłupiałem w tym momencie. Cały czas patrzyła mi prosto w oczy. Więc począłem ją
głaskać jak każdego innego psa czy kota. Głaskałem ją pod bródką, za oczami, po
nóżkach, po grzbiecie. Poddawała się, w niczym nie protestując. Widząc jak
zadowolona - kontynuowałem pieszczoty. I trwało to z 10 minut. Jakieś przyjazne
są te żaby. Ale nagle przejeżdżał po tej parkowej ścieżynie, jakiś rowerzysta,
więc odskoczyła na bok. Ale pan na rowerze zdążył wyłapać moment, rzucając
słowem: ale niesamowite, w taki gorąc i żaba tutaj?! A obok był wielki staw.
Nawiasem mówiąc było bardzo gorąco, lecz żabka była strasznie zimna. Czułem to
pod palcami. Lecz nie uciekła. Była ze mną do końca, dopóki nie odszedłem. Po
pół godzinie wstałem i odszedłem. I takie oto miałem mistyczne spotkanie z
Królową żab. Nieraz lepsze niż z człowiekiem, który nie umie się wpatrzyć z
miłością w drugiego człowieka. Nic nie chcąc więcej – tylko pieszczoty i
patrzenia. Przyszła mi też refleksja do głowy o św, Franciszku z Asyżu, kiedy to
kazania o miłości głosił ptakom i rybom. Gdy ludzie się od niego odwracali. Nie
porównuję się do Niego, broń Boże, ale poczułem namiastkę tych niesamowitych
odczuć. Aż się ze szczęścia wzruszyłem głęboko. Jakie to cudowne uczucie – być
razem z całym stworzeniem. Mam jeszcze jedną opowieść, ale to później - też dla
mnie zaskakująca. Jak nie zapomnę to również opowiem o pewnym psie w Krakowie,
gdzie mieszkałem 6 lat, jak oto ten pies mnie nienawidził.
Wiara jest niewiarą i odwrotnie. Zawiłe... Lecz jak się to gruntownie
przeanalizuje, może stać się ciekawym tematem do rozważań...
Miłość i sens, jest tylko w jednym przypadku: kiedy Miłość zobaczy drugą Miłość.
Inaczej pozostanie samotną wyspą, nikomu nie potrzebną. Ma to wyraz cielesny i
duchowy. W różnych światach materialnych, i w Niebie tak samo. Gdybyś, nie
wiadomo jakimś cudem, urodził się na pięknej planetce z jedną różą z kolcami, na
jej glebie, i był na niej wyłącznie sam, po czasie, nie znając nic, ani siebie
ani planetki z bajki, po prostu tak by ci się nudziło, że nawet nie wiem, cobyś
zrobił, aby sobie humor poprawić... - chyba tylko napił słonej wody...łe...
Dlatego wpadłem na pomysł, czy Bóg przypadkiem nie miał tego samego problemu.
Wkurzył się istotowo zjednoczony w sobie, i eksplodował swoją witalnością, by
coś się wreszcie zaczęło dziać przed Jego oczami. Skupiając swoją wieczną
energię seksualną, wyemanował z siebie Aniołów - dla zabaw i wiecznego
towarzystwa. No, pomyśl zwyczajnie; po co i dlaczego to zrobił? Aby sobie
dowalić? Pogrążyć się w chaosie? Chociaż nota bene, tak się trochę stało, kiedy
część aniołów, a w tym my, jak najbardziej my... poodchodzili od Niego, na
własny plac zabaw, czyli w ten, stary już, zmurszały dziś kosmos, który nic nie
jest wart, poza zbieraniem w nim różnych, nieprzewidywalnych, nieraz trudnych
doświadczeń. I po co? Ale to już inna bajka, dlaczego te doświadczenia są. Na
pewno nie Bóg je wymyślił. Bóg sobie nas zmajstrował potajemnie i skrycie
wyłącznie dla towarzystwa, co my czynimy dziś podobnie, jak On. No, jak to
inaczej wytłumaczyć...?! Ja nie mam innego pomysłu, wszystkie wyczerpałem..,
patrzę w lustro i widzę, że aż zsiwiałem od tego myślenia. Mogę jeszcze
zdecydowanie stwierdzić, że nuda i wieczna samotność zabija, degraduje.. A w
ogóle, ona już nie istnieje, od kiedy Bogu zachciało się aniołów. I tu bym się z
Bogiem zgodził... coś trzeba było tej nudzie zaradzić... Osobiście zrobiłbym
identycznie to, co On... Strzałeczka Panie....Damy radę... Jesteś Mądry
„Facio”..,.z jajami - jak to mówią..., - ale, bez obrazy żadnego anioła... Bo
wiem, że Ty się nie obrażasz Panie, wręcz przeciwnie, umiesz kpić z siebie na
każdym kroku, jesteś Księciem humoru i zabaw... Ale, co ja tam będę zdradzał
Twoje odwieczne tajemnice... No..., przechodzę już samego siebie. Ciekawe do
czego mnie to doprowadzi...
Boże, kocham nade wszystko tylko Ciebie, ale kocham Cię tam, gdzie Ty jesteś. A
gdzie jesteś? Wszędzie, gdzie sięga moja świadomość i przyjemność. Więc mam Cię
w każdej chwili pod ręką. I wyżywam się na Twojej subtelnej delikatności
uniesienia, w każdej formie istniejącej, której jesteś jedyną i ostateczną
przyczyną. Nawet jeśli ona czasem bywa przefiltrowana przez aniołów służącym
ego... Jestem ponad nich. Kocham nade wszystko Ciebie... Ma miłości jedyna,
przybywająca natychmiast na moje wezwanie tęsknot i różnych potrzeb... Boże,
jesteś niezawodny w spełnianiu moich wszystkich pragnień, a dobrze - wiesz jakie
je posiadam. Wiem, kamuflujesz życie... te moje pragnienia, to przecież są Twoje
pragnienia, bo Ty je stworzyłeś, abym mógł z nich korzystać dowoli...
Panie, jesteś tak piękny i prosty, że ze zdziwienia załamię siebie i przy okazji
innych... A dobrze... niech się w końcu wszyscy oświecą... Twoją Miłosną
prostotą...
To, co powiem to może obraza, ale w końcu od kogo pochodzi życie, wolna wola i
możliwość pragnień? No? Od Boga! Bo od kogo innego? Nie widzę innych
możliwości... Czy życie i pragnienia, są takie czy inne, to ostateczna
ostateczność - Jego sprawka. Dlatego kto ma dobre serce, powinien Boga choć
troszkę zrozumieć, a nawet go usprawiedliwiać. Bo co można innego zrobić w tej
sytuacji? Kombinuję jak koń pod górę, i nic z siebie już więcej zrozumieć nie
potrafię... Powiadają, że wolna wola, odpowiedzialność... i te inne cuda
wianki... Lecz to wszystko też jest Jego sprawką! No bo kogo? Istniejemy,
śmiejemy się, kochamy i kłócimy, dlatego, że On łaskawie trzyma nas w Słońcu
swojej Wiecznej Energii. Koło się zapina, i kręci się równiutko... jako wielka
przygoda życia..
Pragnienia moje są pragnieniami Boga, jakiekolwiek one by nie były. Ponieważ dar
pragnień nie pochodzi od nas samych, a został stworzony, przez Niego. I co?
Zatkało kakao? Bo mnie tak... a jak jeszcze nie zatkało, to może
kiedysi...kiedysi....hej...
Bóg stworzył Niebo i aniołów tylko dlatego, że jest romantykiem, i mistycznym
uwodzicielem. Dlatego musiał coś stworzyć, aby miał co uwodzić w swej miłości...
Jak to się mówi, gdy ktoś się zakocha: widzę w tobie cały świat.... I Bóg taki
właśnie jest jak my. W każdym z nas z osobna widzi cały świat...całe swoje
Niebo... Dziwne? Wcale nie, czemu tu się dziwić, skoro my odczuwamy tak samo?
Kobiety wobec mężczyzn, a mężczyźni wobec kobiet? Dziwota? Zdziwiłbym się, jeśli
ktoś by tego nie rozumiał. To by była moja dziwota... hihihi Wszystko u Boga
można wyprosić, nawet trochę nieba wysokiego na niskiej ziemi... U Boga wszystko
jest możliwe....
Boże, jak Ty sobie radzisz z tyloma pięknymi duszami kobiet i mężczyzn?
Aniołami? Nie miesza Ci się to wszystko w głowie? Ciekawy jestem... Bo mnie
czacha dymi... A Tobie przypadkiem nie? Jak tak, to witaj w klubie...
Bóg, jeśli tak powinno się Go określać, ale przyjmijmy tymczasowo, że tak
właśnie jest, bo książki nas do tego skłoniły, to chcę powiedzieć, że Bóg to
najlepszy Ojciec. Ten oto Ojciec, pozwala aniołom na wszystko, na bezwarunkową
wolność. Nikogo nie potępia i niczemu się nie sprzeciwia. Jak najlepszy, to
najlepszy. Nawet daje się zmanipulować naszymi pragnieniami i modlitwami.
Dlatego można wiele u niego wyprosić, przemycić. Nie zawsze spełnia to
natychmiast... ale spełnia... bo jest najlepszym Ojcem, Tatusiem, Mamą,
Partnerem do kochania... i gdzieś ma swoje honory, władzę i ślepe skupienie...
Co by tu dodać krótko jeszcze: Jeśli się zmieni o Nim pojęcie, On zmieni nasze
życie na lekkie i radosne... Da ci ludzi, da ci rzeczy, da ci „chleb” jaki tylko
zapragniesz.. bo wszystkie pragnienia i spełnienia i tak są Jego. Po prostu On
lubi się bawić tak samo jak my, jest z naszej gliny ulepiony... My patrzymy Jego
oczami, a On patrzy naszymi... Ale to są te same oczy...
We wszystkich wymiarach wewnętrznych, zewnętrznych, nie najlepiej
zaprogramowanych, czyli i w galaktykach, więc i na naszej ziemi – jest
konkurencyjność i niezdrowa rywalizacja, w walce o energie i przetrwanie. Tak
ten utopijny świat został stworzony przez „Prezesów Aniołów” - Jako wyraz swojej
dumy, mocy i inteligencji. Ale, jak widać zabawa w stworzycieli, źle się
zakończyła. Jest gorzej niż źle. Cierpienie funkcjonuje wszędzie i na każdym
kroku. W żadnym przypadku, ten świat nie został wytworzony przez Boga - warto to
wiedzieć. On stworzył tylko Niebo i Aniołów, czyli wszystkie dusze anielskie. A
że potem odeszli w światy materialnych nieb – to już nastąpiła inna kwestia,
której podstawą była wolność i wpatrzenie się w swoją piękną wielkość. Do
stworzenia osobnego, owszem, użyto Boskiej mocy, w którą Bóg wyposażył wszystkie
dusze anielskie, ( my jesteśmy właśnie tymi aniołami, co poodchodziły w siną
dal...). Lecz jak widać po owocach, coś nie wypaliło. Nastąpił brak harmonii i
wieczna rywalizacja o wszystko dosłownie. Kiedyś się to zakończy. Już dziś może
to nastąpić, jeśli tylko Ty oddasz swe serce na usługi prawdziwej,
bezkonkurencyjnej Miłości. Bóg pomoże ci to osiągnąć, i ujawnić ci, że i w tym
ułomnym świecie, stworzonym niepotrzebnie, bo wszystko co trzeba duszy, w Niebie
było do dyspozycji za darmo, - że wszystko można poodwracać.. Lecz nie załamujmy
się. Na tej planetce ziemi, ludzie już poodrywali się częściowo od głupot
anielskich zwierzchności i panowań nad tym światem. Uciekliśmy im, bo się
zorientowaliśmy, co jest tu grane. I dziś już można żyć jak w Niebie. Ale
bardziej wewnątrz niż na zewnątrz. Gdyż wewnątrz nie potrzeba żadnej energii, bo
ona jest od stworzenia nas.. A na zewnątrz, niestety zaraz komuś dowalimy, i
radość zniknie. Miłość płynie z serca i do serca. Tego się nie da obejść. Możesz
też dotrzeć do zewnętrznych światów Boga - Niebiańskich, które są cudowne. Lecz
tu, musisz zaczynać od ukrytej w ciele duszy. Ten świat, nasz świat, jaki
ślepkami obserwujemy, jest zaledwie cieniem i malutkim odbiciem Tamtego. Więc
trochę będzie piekło i kuło, póki co... Lecz „wszystko mogę w Tym, Który mnie
umacnia”...
Duszo z miłości utkana - pokochaj kochać Miłość.... I z tego powodu zadaj sobie
podstawowe pytanie: dlaczego miłość nie chce być kochana?!. O co tu chodzi...?!
Kto ją blokuje, jakaś „zaraza jedna”...? A mam ją gdzieś! Wbrew miłości – będę
miłował, nawet jak mi ktoś w policzek przysadzi... A co tam... Tyle się już
przeszło..., choćby samo urodzenie mojego ciałka, to i policzkowanie zniosę...
Kochać, kochać, kochać... to nasze marzenie od tysiącleci... i niech się
przeniesie do wieczności... a tam już nie będę się starał by kochać, ale będę w
niej trwał w kontakcie z różnymi Aniołami, bo oni czują przecież to samo, jak
dusze na ziemi...
Tak naprawdę to tylko Miłość jest najlepszą medytacją. Wszystkie metody, reguły,
style obchodzenia się ze swoim ciałem. Są to jedynie pomoce małej wartości,
naprawdę mało istotne. Miłość, jak jej nie ma – wszystko marnieje, robi się
nieprzyjemne, nawet złośliwe. Bez niej następuje szare, ekonomiczne,
filozoficzne, wręcz biotechnologiczne - życie. Bez radości istnienia, którego
źródłem jest kochająca dusza. Miłość wypełnia wszystko i znosi wszelkie prawa.
Lecz jak to obecnie zastosować? Utopia materializmu nieustannie obcina skrzydła
Miłości, aby nie mogła się wzbić wysoko i zakrólować w każdym człowieku.
Materializm można złagodzić, widząc w nim mimo wszystko romantyczne piękno,
zdolne do wzbudzania uczuć i wzruszeń. Wtedy pokonamy go... i wydobędziemy na
jego powierzchnię Najpiękniejsze uczucie, jakim dysponujemy - Miłość i
Uwielbianie.
Na Anioła trzeba sobie zasłużyć w tym, i tak samo w tamtym świecie. Klękając
przed nim, całując mu dłoń, stopy... Wszędzie trzeba być: Rycerzem, Księciem,
Księżniczką, Królewiczem, Królewną z bajki, w której toczy się bajeczna gra
Miłości. Niedelikatność i brak czarującej muzy uśmiechów, przymileń i
życzliwości - nie popłaca ani w tym, ani w tamtym świecie...
Życie człowieka jest proste, jeśli coś odkryje, co go zaskoczy niezwykle mile.
Ale jeśli to się nie uda, robi się ono tak skomplikowane, że się nie mieści
nawet w okolicach mózgu?! Stąd tyle różnych chorób psychicznych i fizycznych.
Gdyż wiadomo, 90 procent chorób fizycznych wynika z nerwów i stresu. Więc lepiej
jest odkryć to, iż życie jest bardzo łatwe i proste. Nie komplikujmy go na rzecz
koncernów farmaceutycznych, i całej tej chemii leczniczej, która potem z
radością nas leczy... a produkcja specyfików chemicznych osiąga apogeum,
przekładając się na miliardy dolarów dla szefów korporacji i ich popleczników.
Czy nie lepiej być prostym człowiekiem i kochać świat, kwiatki, zioła, ludzi i
Boga mistycznie i fizycznie, i pozostawać zdrowym w miarę? Wydaje mi się, że
tak. Zauważmy, najpierw nas trują niezdrową żywnością, wywołując choroby, a
potem produkuje się leki, by nas z tych chorób wyciągać. Czy przypadkiem
gospodarka żywnościowa i farmacja nie ma jakiejś umowy między sobą? No, jakoś
rzuca się to w oczy, nazbyt wyraźnie. Trzeba by to jakoś na nowo poukładać -
ducha i potrzeby ciała. Ale kto to zrobi? Rząd? A może Król w nowej odsłonie
dziejowej? Coś mi mówi, z tyłu głowy, że chyba Król Polski, jakiś taki normalny
i nowoczesny, a jednocześnie mistyczny, otwarty na dobre i złe, moralne i
niemoralne, może coś w tej kwestii zmienić. Byłoby luksusowo.. i czadowo... E...
mrzonki chyba... Raczej pojadę do lekarza od spraw psychiatrycznych, i spytam go
czy ja jeszcze normalnie myślę...? A może lepiej do premiera? Ona jest w końcu
też lekarzem i coś wie o życiu... A może jednak sobie odpuszczę i pójdę na łąkę,
pogwizdać i poopalać się...?! Dodać Słońcu energii i wice wersa? To może być
celny strzał... A korporacje niech się same wytrują tym co produkują... ha ha
ha... Jakie piękne dziś słoneczko...., trawka, śliweczka... zwierzątka w
trawce... Ech... same odloty poza polityczne i korporacyjno - mafine... I tak
sobie będę trzymał... jak najdłużej... dopóki wytrzymam... A jak nie, to się
wkurzę i powoli zacznę lewitować... Tylko gdzie...? Panie... Gdzie?! Gdzie?! A
nie wyrzucisz mnie stamtąd? Już raz uciekłem, jak poparzony... Może tym razem
nie nawalę...?! Cholerka wie.... Czy ja siebie znam na tyle dobrze, by coś nie
schrzanić? Obawiam się, że wszystko schrzanię... Bo ja bym chciał wszystko naraz
i w tym samym momencie. Kto to wytrzyma. Nawet Ty Panie tego nie ogarniesz...
Więc głupio mi za swoją duszę, którą mi stworzyłeś... Tak głupiej, to jeszcze
nie widziałem, przyznam szczerze...Gdzie tu szukać nadziei? W premierze, w
Tobie? Wszyscy nabrali wody w usta i czekają aż coś trzaśnie... Mam nadzieję
Panie, że jednak jesteś cwańszy ode mnie i jakimś cudem panujesz nad tym
bałaganem... Moje przeskakiwanie samego siebie, już nic nie daje. Panie...
przeskocz lepiej Ty sam siebie, a może będzie lepiej... Już raz to pokazałeś na
krzyżu, kiedy się wykluczyłeś. A teraz? Jezu? Jak to będzie? Cisza jak makiem
zasiał.... Wszyscy się pochowali razem z Tobą.... Podnieście uszy.... do jasnej
ciasnej...!!! Niech się coś dzieje, bo nuda aż piszczy...
Święci mistyczni to osoby, o których mogę powiedzieć, że są „seks bombą
nuklearną”. Najwyższego niszczenia naszego Ego. I tak jest najlepiej i
najpiękniej... Ale nie tylko niszczą ego, lecz i budują przede wszystkim rozkosz
potrzebną do istnienia w Niebie, i pozostawać pod jej nieustannym wpływem...
Niestety, wiedza, wszelka wiedza, wszystkie prawa naturalne i wielowymiarowe, w
tym „ego”, przykute łańcuchami do duszy - jest wynikiem upadku, skazy na duszy.
Gdy wszystko kiedyś powróci na swoje miejsce, ale już poza zdewastowaną naturą -
zniknie wiedza, zniknie wszystko, co obciąża świadomość, męką poznawania...
Pozostanie słodka i uśmiechnięta Miłość.... Nauka i wszelki postęp powoduje
degenerację duszy, a nie jej wzrost. Wzrost, jeśli już o nim mowa, jest jedynie
umiejscowiony w pokorze, wycofaniu ego, dobroci, pokoju i harmonii uniesień
wewnętrznych i zewnętrznych. Dlatego cukierkowata miłość, np. taka jak u
dziecka, więcej znaczy niż wiedza Wszechświata. Jezus – ten prosty mistyk to
zrozumiał, dlatego powiedział: „jeśli się nie staniecie jako te dzieci, nie
wejdziecie do Królestwa Niebieskiego”. Czyżby tam była wiedza?. A komu ona tam
jest potrzebna i do czego? Tam jest radość i szczęście, które wiedzy nie
potrzebują. Żeby pocałować Madam w rękę, potrzebne jest cokolwiek? Nic!
Wystarczy szacunek, zaprzyjaźnienie, uśmiech, który nic nie kosztuje. Jest
darmowy. Dopiero wówczas możemy przypominać Boga, któremu wiedza do niczego nie
jest potrzebna, bo niby do czego? Wiedza napędza pychę, stąd upadek aniołów,
gdyż myśleli sobie, że zdobyli maksimum wszystkiego. Moda na matrix jest tak
głupia, jak cepem ostrzyć kosę. To wszystko pomysły naukowców i fantastów
wyobraźni ego. A tymczasem, jak nie wyjdziesz do toalety od czasu do czasu, to
żaden matrix i żadna wiedza - nikomu nie pomoże. Tak mieli pierwotni, i tak mamy
- my. Choć były już wyższe cywilizacje od naszej, na tej ziemi. I skończyli jak
zwykle. Pyszna wiedza niszczy. Pycha jest przyczyną wszystkich naszych
dolegliwości, wiedzieli to mistycy, wielcy jogowie, Budda.... Fascynować się
nurtami nowej filozofii mentalno-egzystencjalnej, jest fikcją, jak tabliczka
mnożenia. Gdyż nigdy nie można dodać coś, do czegoś w idealnych proporcjach.
Matematyka to wyłącznie teoretyczne zbiory, nie mające pokrycia w rzeczywistości
nawet materialnej. Po rozbiciu atomu, są kolejne niewiadome (kwarki, kwanty,
tachiony, itd...). I gdzie idealna połowa? Nie istnieje dla nas.. Stąd dwa dodać
dwa to lekkie niedomówienie. I tak jest z każdą wiedzą i mądrością ludzką.
Uniwersum nie istnieje - wymysł. Istnieje indywiduum, gdyż go widać i czuć,
sorki, nawet namacalnie już w tym świecie odbitym od oryginalnego. Co zatem jest
prawdą? A cholerka wie... No może nie do końca cholerka, bo ona też nic nie wie.
Na pewno prawdą nie jest wiedza, gdyż i Paweł rzekł: ”Miłość przewyższa wszelką
wiedzę”. Ci, którzy tego jeszcze nie czują, koncentrują się na tomach
bibliotecznej wiedzy. Zauważ wszelako: bez wiedzy całkiem sprawnie możemy
widzieć, ruszać się, itd.. Jak się ktoś kocha, nie myśli wtedy, o wzniosłej
filozofii rozumienia życia w galaktykach. Było by to bardzo niestosowne i
głupie, obraźliwe wręcz. Wiedzę gównie produkują ludzie, którym ego nie daje
spać po nocach. Zawsze pragną ten świat ulepszać, a tym sposobem przedłużać, i
tak nieuchronny jego koniec. Oni wiedzą, że to nastąpi. Jak śmierć każdego z
nas. A mimo wszystko, pieniądz nadal zwycięża, który posiada swoje silne
konotacje z tego rodzaju ego. A życie jest prościutkie i romantyczne, jak rzut
okiem na piękny obraz. Zapamiętajmy: wiedzy i tak nikt nigdy nie pojmie, bo ona
nie jest do pojęcia, ani do ogarnięcia..., gdyż ostatecznie ona nie istnieje...
Władza wiedzy jest tak stara, jak stare tu istniały cywilizacje. Wiedza nie
istnieje, poza jedną informacją, która jest faktycznie przydatna: Miłuj Boga i
bliźniego swego, jak siebie samego. To jest ta cukierkowata, najcudowniejsza
Miłość, przyodziana tylko w jedną informację, która okazuję się potęgą Mądrości.
I jedynie tyle nam potrzeba wiedzy, by się zbawić... Nie wolno produkować wiedzy
po to, by okraszać nią zadowolenie ego. Zauważmy. Wojna na Ukrainie... wielka
wiedza naukowa, technologia z najwyższej pułki laboratoryjnej, na naszych oczach
- niszczy samą siebie i nas przy okazji. Lecz, gdy osiągniesz najwyższy stan
duchowy – Słodką Miłość - ona zagwarantuje ci samoistnie wszystko... podróże i
przygody z udziałem miłości, po całym Niebie. I to za friko... Już dziś można
się przysposabiać na te podróże niebiańskie. Ale wpierw trzeba spokornieć,
bardzo spokornieć, jeszcze bardziej spokornieć... Aż do momentu, kiedy
pozostaniesz już tylko: „Samą Miłością”.
Boże jak ja Cię kocham oddanie. A dlaczego Ty mnie tak nienawidzisz? A może to
wyłącznie moja fatamorgana? No, nieźle... Ale kołysanie się..., aż w głowie się
kręci! Ja dziękuję...! Odpuszczam sobie... moi mili... A jak chcecie - trwajcie
w tym nierzeczywistym matriksie...Ja odpadam... Wolę Miłość...
Czasem, kiedy coś cię gryzie, nie możesz sobie znaleźć miejsca, a myśli ciągle
wkoło te same i męczące - trzeba to w jakiś sposób przerwać. Pójść na spacer,
przejechać się tramwajem. Wybyć na zewnątrz. Tym sposobem trapiące myśli
przykryjesz innymi, spokojnymi, radosnymi. I wszystko się zmieni. Sen też dobrze
robi. Zbyt wielkie nadzieje, jakie sobie człowiek robi, są często tego typu
utrapieniami. Dlatego spokojnie, pokornie i powoli realizujmy swoje plany i
oczekiwania. Nerwy przeszkadzają wszystkiemu..
Ile dzisiaj ludzi-aniołów płacze, wzdycha tęskni, cierpi? To nikt tego nie
wie, przypuszczam, że bóg chyba też nie wie, bo i po co mu taka wiedza
potrzebna? By się wstydzić za to, że doznajemy takich udręczań przez Niego?
Raczej jest wycofany, i liczy na zasoby naszej duszy, abyśmy sami sobie radzili,
i szukali wyzwolenia od tego ustrojstwa. Jezu, co za paranoja...?! Bóg sobie
radzi sam ze sobą, i zlecił nam to samo zadanie... Tylko, że ja mam gdzieś to
wszystko. Coś mi tu ucieka non stop. Boże weź i odpuść sobie, pozmieniaj te
głupiutkie prawa, co mnie dręczą, męczą i zniewalają dyskomfortem. Twoje prawa
Boże mnie zwyczajnie prześladują. Co jest grane?! Gdzie nie pójdę, wszędzie mnie
biczujesz. Wybacz mi mój okrutny bogu, mam takie pytania i myśli, że nawet
psychiatra mi nie pomoże, a tym bardziej Tobie... Wiesz, że jestem odważny, bo
mnie takiego sobie wymyśliłeś w swej „głowie”, i to Twoja wina, a nie moja!!!
Jeśli Ci wypominam wszystko, to znaczy, że sam masz problem...!!! Bo moja dusza,
to Twoja dusza..! No i co? Jak będzie z tą miłością okrutną, co mnie wykańcza
czasami? Bo ja już sobie nie radzę. Nie wiem jak Ty. Rzuć hasło... iż nie jest
tak źle... Przyznam, że czasem mam takie momenty, że naprawdę jest superowo. Ale
ile ich jest?! Jak kot napłakał... Więc bogu mój, pogadaj ze mną szczerze, jak
facet z facetem... Gdyż chcę wszystko wiedzieć o Tobie, i o wszystkich Twych
Miłostkach Niebiańskich... Bo tylko „To” w Tobie mnie pociąga, te miłostki
właśnie..., a reszta nie ważna... nawet mogę pocierpieć, by te miłostki Twoje
stały się moją codzienną ideą... Zgoda? Milczysz jak zwykle... Ale i tak kiedyś
Cię podejdę i zmiękniesz... Zdradzisz swoje przyjemności... Na to liczę cały
czas..., i pokażesz jak facet ma kochać. Wezmę od Ciebie przykład... I może nam
się uda dać czadu razem, podbić serca wielu Niebianek...?
Wszystko ładnie pięknie, tylko że te "Profesory Anielskie" pogłupiały
doszczętnie. Wygenerowali pychę i światy, które jeden po drugim upadają i
wykańcza im się energia, a oni na siłę je podtrzymują oraz eksploatują. I to
jest ich głupota niewybaczalna wręcz. Ale skończy się to kiedyś kiedy sami
powrócą tam, skąd powychodzili razem z nami. A teraz nas tyranizują cierpieniem
i oddychaniem tlenem. To nie jest tak skomplikowane jak się wydaje. Pycha
wygenerowała niezależne nieba - światy. I trzeba po prostu z tym procederem
skończyć. Dlatego już im się sprzeciwiamy. Chcemy do Domu Ojca. To wszystko...A
oni niech zakładają kolejne galaktyki-nieba-piekła, jak żółtodzioby... Kiedyś
się ockną...
Prawdziwa mistyka nie jest to scenariusz naukowy, systemowy. Mistyka prawdziwa,
i owszem jest bardzo werbalna, namacalna, lecz oczarowaniem, twórczością
artystyczną, namiętnością duszy, bezwarunkową przygodą miłości serca. To Jest ta
mistyka prawdziwa i nasz wieczny Cel.
Tu na ziemi mamy wolną wolę. Może nie jest ona do końca taka jakbyśmy chcieli,
ale jest. Są planety, gdzie zapewne jeszcze jej nie ma. Zresztą nie musimy
daleko szukać. U nas dzieje się to samo. Weźmy pod uwagę zwierzęta. Uwarunkowane
instynktem. Muszą robić to, co im natura nakazuje. Więc głównie zajmują się
polowaniem, by utrzymać rodzinkę i siebie. Z musu oczywiście. Więc zwierzęta nie
posiadają wolnej woli. No i jednak są ograniczone na wiele sposobów, pomimo iż
posiadają kod inteligencji. Z wolną wolą, to tak mi się wydaje, że ona zawsze
była. Zwłaszcza w Niebie. Potem po wyjściu z niego, błądzące hierarchie ją
niektórym odebrali. Potem znów przywrócono, lecz już nie wszystkim cywilizacjom.
Ale dodałbym, że odzyskanie tej wolności stało się za sprawą Najwyższej Istności
– Boga - Bogini, który umożliwił bardziej światłym ją odzyskać. Nie zapominajmy
przy okazji, że to Najwyższa Istota pierwsza wyciągnęła rękę na zgodę upadłym
hierarchom, zwierzchnościom, tych galaktycznych światów – nieudanych nieb. I do
dzisiaj tak jest. Nie wzdrygajmy się prosić o pomoc. Naprawdę pośrednicy
istnieją i pomagają. Jest Facebook ze strony Boga. Skoro tu nawzajem sobie
pomagamy, i liczymy na dobre słowo, czy nawet by sobie pogadać. To tak samo jest
ze światem Niebiańskim. Jeśli ktoś włączy duchowy komunikator, pogada sobie z
różnymi istotami wyzwolonymi, które potrafią nakierować każdego na najlepszą dla
niego drogę. Boimy się świętych, dlaczego? To są istoty wyzwolone, które
przeszły różne drogi i zakręty i już są przycumowane do oceanu Miłości. Nie
ważne jaką religią się posługiwały za życia w ciele. Mają możliwość pomagać
wyłącznie natchnieniami w duszy. Wystarczy się zalogować i gadać.. Dlatego można
zawsze liczyć na pomoc od Boga i innych światłych istot. Bóg, co prawda nie
wtrąca się w fizyczne życie, bo zawsze tu przegrywa z Aniołami niefrasobliwymi i
wścibskimi. Ale ma swoje tajemne kanały, komunikatory, którymi dociera do takich
dusz, że tamci nawet tego nie zdołają zauważyć. Kto nawiąże osobisty kontakt z
Aniołami, czyli ze świętymi istotami, zostaje założona zasłona, co zamyka dostęp
nieproszonym gościom. No i tak, chciałem mówić o wolności, a wylądowałem na
komunikatorach. Ech..., ten umysł strzela, jak zimne ognie we wszystkie
strony...
Świadomość jest darmowym cudem istnienia, której celem są wieczne podróże w
poszukiwaniu Przygód Miłości.
Tak się stało, poprzez parę osób, iż nakręcili ludzi, że to niby szyszynka jest
szczególnym gruczołem do kontaktów z zaświatami. Bzdury. Tak samo jest bzdurą,
jakoby bez mózgu nie da się myśleć. Nawet gdybyśmy zamiast mózgu mieli samą
wodę, to i tak będziemy myśleli. A na dowód podam pewnego francuskiego
księgowego, mającego rodzinę i dzieci. Wcale nie ma mózgu jedynie sam pień
mózgowy i jest doskonałym księgowym. By mieć kontakt z wyższymi światami musi
być zgoda Aniołów z góry. To oni decydują kogo dopuścić, a kogo nie. My, nie
mamy wiele do powiedzenia. Oni doskonale widzą nasze tęsknoty i gorącą miłość do
wszystkich. Tylko w tym przypadku nas dopuszczają do siebie. Inaczej nie ma
szans. Szyszynka nie ma nic z tym wspólnego. Pamięć i oczy możemy mieć w każdej
komórce ciała i duszy, jeśli oni zdecydują o naszym dostępie w ich cudowne
niebiańskie światy. Dlatego starajmy się o gorącą, namiętną, miłość duszy i
ciała. A otworzymy sobie bramy Nieba...
Dusza żyje formą słowa, myśli, obrazu, dotyku, czucia. Choć sama tym nie jest.
Jest jestestwem jeszcze wyższym. W różnych sferach do których dociera - dzieje
się tak samo. To nie boli a zachwyca. W niskich poziomach można duszę otrzeć i
poleci krew. Lecz w wyższych, niebiańskich jest to niemożliwe, bo nie znajdzie
się nikt, kto by miał poglądy, przekonania i swoje reguły sprzeciwu. Dlatego
jest lekko i wspaniale. Osiągalne nawet na ziemi... chociaż bardzo trudno...
Czym w istocie jest niebo? Powiem tak: najatrakcyjniejszą w niebie i na ziemi
jest dusza. Nie formy otaczające jej świat, ale żywa, impulsywna dusza, która
jest kłębkiem wszelakich pomysłów działań, zaczepek. Z nią można pogadać,
poimprezować. Wiecznie ma coś w zanadrzu, by oczarować i zainteresować. Tym jest
właśnie Niebo. Samotność pośród form, nie inicjuje szczęścia. Szczęście daje
druga dusza, aniołowie z którymi można się wygłupiać i robić psikusy i kochać
się z nimi do nieprzytomności. To jest Niebo – dusza żywa życiem, mistyczna
wieczna zabawa. Z duszą zawsze coś się dzieje, a formy tylko się na nią gapią.
Dusza jest niebem, a formy jej służą do wyrażania swych szaleństw. To jest
prawdziwe Niebo - pośrodku nas. Ogień atrakcji i rozkoszy. Bo niby kto ma to
odczuwać, jak nie Ty osobiście? Uciekasz od siebie - uciekasz od Nieba.
Bezpieczniej jednak być już po drugiej stronie. Tam dopiero się dzieje. Tutaj
zaledwie namiastki i to jeszcze ograniczone materią. Ale jak ktoś się dobrze
postara i odnajdzie swą anielską duszę w sobie, i tu będzie miał niezły ubaw...
wielka księga wielkich przygód... z nikim tak się nie zabawisz jak z duszą pełną
działań i nieustannych pomysłów na miłość i spontan. Żadna przyroda, żadne niebo
pełne prześlicznych form - tego nie da, co może dać ci z naprzeciwka sąsiadka
dusza anielska. W duszy jest Niebo! A formy pojawiają się niespodziankowe,
dlatego kochane i wciąż oczekiwane. Podróże poprzez duszę i z duszą po formach
Nieba, to podroż do serca innej duszy, wewnątrz i na zewnątrz jej czarujących
światów.
Wszystkie gęstości mamy w sobie i około nas. Lecz dusza nie podlega żadnej z
nich. Ona jest ponad tym i tamtym. Miłością lekką i barwną, można pokonać
wszystko, wszystkie gęstości. Nieba upadłych aniołów, więc galaktyki i te
wymiary, które próbujemy naukowo nawet je nazwać. Podkładając pod nie teorie
strun, fotonów, kwantów, wirów, membran, matryc, itd.. Ale to nie jest tak do
końca. Z tymi naukami o wymiarach. Teorie i praktyki się zmieniają jak w
kalejdoskopie. A dusza pozostaje taka sama. Myśl wciąż istnieje nawet bez nauki,
ciało wykonuje ruch, jak miliardy lat temu. Nic się nie zmienia. Układ pokarmowy
funkcjonuje i będzie funkcjonował, póki ta planeta i wiele innych, nie
przestanie istnieć. Co jest naszym rozwojem? Choć wcale go nie powinno być, bo
zostaliśmy stworzeni kompletni. To kaprys pychy spowodował te anomalie, że teraz
ubiegamy się o wiedzę i różne zasoby, gdyż straciliśmy prawie wszystko. W
pierwowzorze nie miały znaczenia, gdyż wszystko było kompletne i darmowe. Więc
nie potrzeba czekać na coś innego. Tęsknić, że wejdziemy w jakieś wysokie
wymiary, itd. Dalej pycha. Bo chcemy się pchać tam dla własnego interesu. Tu
jest wszystko, co potrzebne do tego, aby odtworzyć w sobie zamazane sektory
miłości. I tylko o to chodzi. Jeśli tego dokonamy, możemy stanąć oko w oko, z
najgorszym aniołem kosmosu i nic nie będzie nam w stanie zrobić. Wystarczy być
po prostu dobrym i nic więcej. Miłość przewyższa wszelką wiedzę i gęstości,
które i tak ulegną degradacji jak wszystko, co zostało przez aniołów stworzone
na żółtych papierach. Trzeba sięgać samemu i razem, Źródła!. Omijać łukiem
wszystkie gęstości. Które są podstawką, pokusą i fałszywką naukową. To wszystko
odciąga od Celu, od odbudowania w sobie Miłości, pięknej i bezinteresownej.
Dlatego Jezus zostawił tylko dwa Największe przykazania o miłości Boga i
bliźniego. A przecież miał potem już świadomość o tych niby gęstościach i
wymiarach. Wszystkie je pokonał, bo wiedział, że one stoją na przeszkodzie i
przedłużają bieg po miłość wieczną..
Tyle już tu było naukowców, filozofów, duchownych i wszyscy przepadli ze swoimi
naukami i technologiami. Cywilizacje na ziemi były już większe od naszej i ślad
po nich zaginął. A Jezus mówił o miłości tylko, i do dziś jest znany i kochany
na całym świecie. Nie tylko na tej ziemi. On przeszedł przez „ziemie”dobrze
czyniąc. Przez wiele różnych ziem... A to jak dziś się interpretuje jego życie,
to już inna sprawa. Kościół musi wiele zmienić i naprawić, oczyścić swoją
wiedzę..i stać się przyjazny, ciepły, pokorny i uniżony.., nie pyszny i
bogaty...jak to jest obecnie.
Dusza potrzebuje piękna i namacalnej erotyki mistycznej, ciało piękna i
namacalnej erotyki fizycznej, a umysł piękna i namacalnej erotyki
intelektualnej. Wszystkie sprawiają ogromną radość po brzegi. Tylko, hmm.. która
z nich wyleje się poza te brzegi? Sprawi powódź i mnie zatopi? A takiej właśnie
szukam.... Czy ktoś ma jakiegoś pomysła...?
Zapalam ogniska, aby powstał wielki pożar, by trawił on słodko i namiętnie
serce, niepohamowane od tęsknot za widzeniem dotyku uwielbień...
Tylko Miłością można zawojować świat. Wiedział to największy mistrz tej planety
– Jezus. Więc kochaj... kochaj... kochaj... i rób co chcesz... z tą miłością...
Najważniejszą rolę w duszy odrywają słowa czarowne i tajemnicze. One budują
pryzmat, przez który łatwiej jest zobaczyć wszystko, co warto dotknąć. By dzięki
temu można było poszybować w nieznane krainy zadowolenia i szczęścia,
nieograniczonego nauką, żadną regułą, wskazówką czy modą...niczym..
Moja droga do nieba jest prosta, naturalna i bezpośrednia. Spełnia się ona
poprzez to, co najbliższe jest duszy - jej zmysły ciała. Poprzez mistykę ciała,
szybciutko i bezproblemowo dociera się do mistyki duszy. A potem one stają się
jednością barw i uwielbień piękna. Droga najkrótsza na świecie, bez ubocznych
pojęć, psychologii, magii wymiarów, iluzji światów. kosmicznych-nieb nieudanych.
Bez Kwantów, atomów słońc. Wszystko to jest w nas. Uśmiechem potrafisz rozbić na
strzępy każdy kwant i atom, każdy tachion duchowy. I to za każdym razem robisz.
Każda przyjemność, radość ciała i duszy, unicestwia wszelki opór materii.
Pozostaje nieokiełznane niczym - oczarowanie. Prosto, prościej, najprościej.
Miarą jest nieinterpretowalność i bezpojęciowość odczuć. Im mniej umysłu, tym
bliżej Boga, który jest bezmyślny. Zachwycam się zdziwieniem, i uwielbiam
spoglądać poprzez uwielbienie. To nic nie kosztuje, jak pocałunek ust. Niebo tuż
tuż, pośrodku nas, od początku stworzenia... Tak wygląda moja droga. Nie musi
się obciążać życiem, by wszystkiego doświadczać. Nie. Lepiej od razu wskoczyć w
uwielbianie i uwielbienie. Odważni potrafią wykonać taki skok na linie. Dlatego
to osiągają, nawet za jednego życia na ziemi. Samą poezją słów i uczuć można
osiągnąć Niebo. Słowo jest magią duszy, jej życiem wewnętrznym. To takie proste.
Tak niewiele potrzeba. Miłość, Miłość, pod każdą postacią Miłość. Tak wygląda
moja droga. Można się po drodze sparzyć, ale przecież pokrzywy leczą. Ponieważ
jestem romantykiem, to chyba mi to łatwiej przychodzi. Ale spokojnie, każda
dusza jest romantyczna, a nawet więcej - zabójczo powabna.
Najszlachetniejszą z prac, najwartościowszym wysiłkiem człowieka na ziemi,
powinna być Miłość. Jedynie ona przynosi największą korzyść we wszystkim. Nie
istnieje pod niebem nic bardziej pięknego i twórczego. Bo ona jest dobra,
łagodna, cierpliwa, słuchająca, pokorna, nieagresywna, nie wynosząca intelektu
nad siebie, lekka, i pracowita powiewem uczuć dookoła, gdzie jest jej obecność.
Nie zabije, nie nadepnie świadomie mrówki lub innego owada, nie złamie gałązki
bez celu ważnego, nie nadepnie nikomu na odcisk, każdego wytłumaczy,
usprawiedliwi, wszystkim poda dłoń, a w prezencie podaruje uśmiech i słowo
delikatne podtrzymujące płomień... Miłość, poza tym, tętni humorem i dowcipem
niesłonym. Jest liryczna, malownicza, poetyczna, romantyczna; jest muzyką
radosnej zadumy i jeszcze tym, na co słowa bledną i klękają przed nią w
zachwycie...
Życia nie trzeba nadmiernie rozwijać. O tyle o ile... Raczej powinno się go
redukować dla celów wyższych niźli jakikolwiek rozwój. Rozwój nie pochodzi od
duszy, a wyłącznie od umysłu, ego i fizykalnych potrzeb ciała. Sztuka nie jest
rozwojem, raczej wydzielaniem, promieniowaniem od środka, czegoś co już mamy w
sobie. Lecz pieniądz już tak. Jest zaangażowany głównie w postęp, rozwój, naukę.
Sztukę trzeba czuć duszą. Sztukę czyni wyobraźnia duszy, której nie trzeba
rozwijać, bo ona wszystko w sobie posiada - wszelkie struny twórczości.
Wystarczy je dotknąć, aby zareagowały jak źrenice na światło. Nie trzeba żadnego
rozwoju, aby urodziła się sztuka. Podobnie nie potrzeba żadnego postępu w nauce,
aby urodziło się dziecko. Poprzez miliony lat tak się dzieje, i postęp nie ma na
to wpływu. Najwyżej może popsuć naturę, którą wymyślono nie naukowo, ale
uczuciowo, poetycznie, na spacerach po mistycznych ogrodach wrażliwych na
dotknięcie piękna i rozkoszy... Postęp pomaga ciału i ego, ale szkodzi duszy.
Dzisiaj z wszystkiego próbuje się uczynić naukę. Postępem właściwie dławi się
duszę, powodując jej wysychanie, zesztywnienie, obcość. Nauka potrafi wyzwolić
nienawiść w duszy, z powodu dysonansów pomiędzy tym, czego ona głęboko oczekuje,
za czym mistycznie marzy, a tym, co się dzieje poza nią, w świecie zewnętrznym,
stechnicyzowanym i przeintelektualizowanym - pozbawionym gajów i jezior, gdzie
czuła by się romantycznie...., szczęśliwa w swoim ukochanym Pałacu uwielbień i
zachwyceń - co w istocie jest jej życiem wiecznym... Straszliwie ją to boli i
zbija z pantałyku. Naukę należy traktować bardzo lekko i z dużym przymrużeniem
oka. Korzystać z jej technologii, a jednocześnie zmiękczać ją pięknem i sztuką.
Wtedy potrafi nam służyć z oddaniem. Nie można z rozwoju i nauki robić narzędzia
tortur. Dusza czysta, głęboka, rozbudzona ogniem pożądań, bo taka ona jest - nie
znosi narzucania się nauki, ani postępu, ani umysłów bez miłości, zdradzonych
przez zachcianki ego. To ją niszczy, czyni ślepą, zniechęconą i samotną. Jedynie
sztuka i serce pałające wiecznym ogniem podniet duchowych, co właściwie jest
jednym i tym samym, daje jej świeży oddech oraz szczęście istnienia. Sztuka jest
wszędzie, po całej duszy rozlana, czasem u niektórych wylewa się na płótno lub
do pióra. Czasem w naukę i technologię. Ale też jest w rydlu na działce. W
winoroślach, w winie, które z nich zrobiłeś. Dusza widzi jedynie poprzez oczy
mistyczne, oczy sztuki, poezji, oczy miłości do wszystkiego i wszystkich. Innego
wzroku ona nie posiada. Lecz umysł ciała, redukuje ją do psychologicznych i
naukowych zwrotów, odcinając brutalnie jej piękne skrzydła. I upadamy na twarde
betonowe podłoże ego umysłowego. I zaczyna się na nowo walka o naukę i postęp,
pomijając mistyczną duszę, która żyje całkiem innym życiem. Dysonans
przeogromny. Stąd na świecie tak mało mistyków sztuki, romantyki, poezji,
muzyki. Gdyż dusza walczy z pozorem życia, podobnie jak ciało samoczynnie walczy
z rakiem, czy inną chorobą. No i nie mam puenty... Musiałbym pisać jeszcze
długo, a to by mogło stać się nudne...
Jeśli miałbyś w życiu coś odpalić, cokolwiek by to znaczyło, to nasamprzód odpal
swoją duszę od środka. Podpal zapalnik i chwile poczekaj, aż wybuchnie
pozytywem, uśmiechem i miłością. Potraktuj miłość jako narkotyk, zaciągaj się
jej czarem aż do nieprzytomności, neutralizacji ego. Potem dopiero bierz się za
resztę... cokolwiek to dla ciebie znaczy...
Nie powinno się angażować w człowieka, ale w jego MUZĘ. Muza jest wszystkim w
człowieku. To właśnie w nim należy kochać. Charakter ciała i drganie komórek,
nie mogą zadowolić wyobraźni duszy. Mogą jedynie poprzez przyjemność ciała,
nakierować na właściwy cel, jakim jest MUZA DUSZY.
Ciało nie jest produktem Boga. Ale inżynierii genetycznej bogów stworzycieli,
Aniołów, tych co zakładali prywatne nieba w galaktykach. Bóg stworzył
niebiańskie ciała – wiecznie młode i piękne. One na nas czekają po opuszczeniu
tego... Znów bajka... Ludzkie ciało jest naszpikowane egoizmem, jest bardzo
zazdrosne o ciało partnera. No i niech tak będzie... skoro nie potrafi jeszcze
inaczej. W Niebie każdy należy do każdego. Całkowicie odmienna koncepcja
współistnienia. No, ale? Zastanówmy się przez moment nad niebem naszej duszy.
Ona odwrotnie reaguje niż ciało. Chce dawać się wszystkim... I to jest bardzo
zdrowy objaw. Dlatego, uwaga! Żeby dusza była szczęśliwa w tym i tamtym świecie,
musi zdradzać i pozwolić się zdradzać duchowo. Innymi słowy, musi się oddać
wszystkim zainteresowanym i zabiegać o miłość do „poszczególnych wszystkich”.
Każdemu, w stosownej chwili, dawać swoje piękne skarby. Ponieważ dusza jest
elementem mozaiki i styka się z całością, więc z racji jej takiego właśnie bytu,
należy w naturalny sposób do wszystkich. Gdyby chciała skupić się tylko na
jednej duszy, na wieki wieków, nigdy nie będzie szczęśliwa. Dusza nie może
inaczej – musi kochać wszystkich jednakowo, z takim samym oddaniem, ale dla
każdego inaczej, by było cudownie i ciekawie.... Nie musi być naraz ze
wszystkimi. Nie... Powoli spotka się z każdą po kolei, z tą która najbardziej
przyciąga. Lub uczestniczyć czasowo we wspólnej grupowej zabawie. Owszem, dusza
może posiadać łączność z wszystkimi naraz, ale po co? Po co?! Liczy się moment
wieczności, podobnie jak na ziemi...
I znowu mi wychodzi przydługawy tekst. Nigdy nie mogę się zmieścić w sednie
sprawy. Najwyżej niech każdy sam sobie resztę dopowie... Następnym razem, jak mi
coś wpadnie do łepetyny, to dopowiem... jakoś...
Czy miłość to niepamięć? Na to wygląda... zatracenie... paraliż...
bezwład...czasowa utrata świadomości... Tak mieli mistycy. Jan od Krzyża ( XV w)
nawet nie mógł sobie przypomnieć, jak się nazywa i gdzie mieszka. Mówił o tym w
swoich dziełach... Taki się nasuwa wniosek: gdy się czujemy zbyt praktyczni i
konkretni, to jakby brakuje nam coś z tych romantycznych klimatów miłości. Nawet
w pospolitym powiedzeniu słyszymy, że miłość ślepa jest... Jak obserwuje, to
najbardziej występuje ten stan u młodych zakochanych w sobie, i u po
pięćdziesiątce, hahahaha mówię, też o sobie...W tym stanie nic się nie liczy
tylko zauroczenie, swego rodzaju ekstaza... i wszystko staje się nieważne, prócz
tego uniesienia duszy...
Dusza zapala się ogniem miłości tylko wtedy, kiedy dotykasz ją dobrym słowem,
życzliwością, uśmiechem, bezinteresownością. Kiedy ją tym muśniesz, staje się
wonnym kwiatem pełnym nektarów, które można spijać bez końca. Wszystko inne ją
tłamsi, dusi, przygasza. Warto zwrócić na to uwagę, i uważać jak się stosuje
słowa i gesty wobec innych. Chcesz nektaru? Pragniesz takiej reakcji? Musisz
wpierw oczarować innych zapachem dobroci, a otrzymasz nektar za nektar...
Miłość jest tak zwariowana, że trzeba cały czas ją poskramiać, i czynić
jednocześnie wybuchową, namiętną... zaskakującą.... Inaczej była by zbyt drętwa,
jak nieboszczyk... Nawet w Niebie trzeba się hamować, by nie stać się
natarczywym... Ale ja wolę być natarczywym, niż wiecznie ziewać... Przez moją
natarczywość w końcu dadzą się nasycić tym, co mi w duszy gra... Ile uskubię
tyle mam... Uff... A co...
Dusza jest darowizną, i nie musisz jej sprzedawać. Trzeba ją dawać. W dawaniu
tkwi tajemnica radości... Jak ją sprzedasz, będziesz smutny beznadziejnie...
Dawanie, dawanie, darmocha... Tu jest klucz do Twojego Pałacu rozkoszy..
Bezmyślność. Czujesz coś, nagle wiesz, nie wiadomo skąd i dlaczego. Odczuwasz
jednocześnie całymi zbiorami potęg, naraz, bez konkretnej myśli... i weź to
potem przelej na papier. Ile męki, żeby to napisać, ile myśli trzeba użyć, aby
coś wydukać. Najpierw myślisz bezmyślnością, a potem bezmyślność chce się
przelać na papier i się dławisz... bo się muszą pojawić konkretne litery, a więc
twoje intelektualne,myślowe wykształcenie, następnie słowa, pióro, klawiatura,
komputer, sieć, inni.... Jaka to długa droga od bezmyślności do myśli... wieki
kwantowe... albo i nie... zależy jak się kwanty na to zgodzą... może być czasem
nawet z wyprzedzeniem. Nim bezmyślność pomyśli... już masz napisane...nic tylko
się stuknąć w czoło... kto to pojmie, jak to się dzieje...? Sprawa dotyczy
zarówno innych dziedzin sztuki, np. malarstwa. Ale może dziać się trochę
inaczej. Chociaż wszystko rodzi się z natchnienia, czyli z bezmyślności, samo
wskakuje, wystarczy uchylić szparkę w duszy i się zaczyna...
Bóg stwarzając duszę jest jej zarazem żywicielem, inaczej, przypuszczam, nie
przeżyła by zbyt długo. Po wielkich perypetiach naszych dusz - sami ukryliśmy
się przed Nim, a On mimo to, wysadza ją szafirami piękna, natchnień, talentami i
energiami radości. Jest wierny jak pies każdemu Aniołowi. Dobremu i złemu.
Myślę, że nie wiele się pomyliłem, co tu napisałem...
Dusza jest przede wszystkim marzycielką, fantazjującą nieustannie w poszukiwaniu
szczęścia i rozkoszy. I nikt jej tego nie zabroni i nie odbierze. Myśli o tym
dniem i nocą, w każdej sekundzie swego istnienia. Przyjrzyj się jej wnikliwie, a
przekonasz się, że to prawda. Wszystko co robisz w życiu, podtekstem tego, jest
to jedno właśnie zjawisko: radość, przyjemność, rozkosz. Gdybyś nie czuł tego
celu w sobie, nic by ci się nie chciało. Bo dusza chce przeżywać, czuć napięcie,
satysfakcję, podnietę różnego rodzaju. Emocje, uczucia, są jej życiem wiecznym.
Podobnie jak jest w przypadku jednego znanego wszystkim Jaśnie Pana, Dostojnego
i Najbogatszego z Bogaczy - Boga.
Gdy się zanurzasz w życiu innej duszy, jej miłości, Twoja dusza jest tak
pochłonięta, iż zatraca swoją tożsamość. Podobnie, jak w namiętnym kochaniu się
dwóch ciał. Odlot, i nie wiesz co się dzieje, i co może się stać za chwilę.
Żyjesz jakby nie swoim życiem w tym momencie.... Coś podobnego jak miłość
młodzieńcza, platoniczna, ślepa, nie widzi siebie, nie chce nawet myśleć o
sobie. Czuje wyłącznie myśli i uczucia drugiej osoby. Na jawie i we śnie pragnie
jedynie tej upatrzonej, wymarzonej, ukochanej osoby. Też mówię ze swojego
podwórka. Byłem bardzo kochliwym chłopcem, już w podstawówce. I mam to właściwie
do dziś, ale głębiej o wiele... Co ładniejsza nauczycielka - fruwałem pod sufit.
Nie rozumiałem tego kompletnie, jak i dlaczego się to ze mną dzieje. Porzucałem
dla tych uczuć wszystko. Chodziłem na wagary, nie lubiłem się uczyć, unikałem
wszystkiego co zakłócało by mi wewnętrzną błogość zafascynowania. Pamiętam,
nawet w kościele potrafiłem się zakochiwać w paru dziewczynach naraz, kiedy na
nie patrzyłem i podziwiałem ich odmienne, czarujące mnie piękności, kształty
dziewczęce. Empatia, miłość...? Z perspektywy widzę to zjawisko bardziej
zrozumiale. Wszystko dzieje się z powodu duszy, która mniej lub bardziej
przejawia się poprzez emocje ciała. Zrozumiałem, iż w głębi swego istnienia jest
zatracenie i niszczenie swojej duszy, na rzecz miłości do Boga, który również
„szaleje” w innych istotach. Ten słodki ogień duszy jednak nie zabija, ale trawi
podświadomie, a dusza się tak zachowuje jakby nie istniała, zagubiona kompletnie
w radościach i przyjemnościach..., w miodzie życia. Gdy się to odczuwa, życie
nagle staje się niebem... Lekkie, perspektywiczne, wszechobecne, bajkowo
podróżnicze w nieznane krainy, gdzie by się można ukrywać przed wszystkimi, co
zakłócają tę błogość nasączenia. Dusza wie, że musi się tak właśnie zatracać.
Niesłychana w tym tajemnica, sam jej nie rozumiem... Ale wspaniale, że coś
takiego istnieje w nas wszystkich... bo co w zamian za to...?
Fragment mojej rozmowy z Beatą Słowik. Beatko Jesteś minimalistką?. Ja taki
jestem prawie zawsze, bo poszukiwałem tego samego o czym mówisz. Dla materii
jestem minimalistą, ale dla ducha maksymalistą. Nie popuściłem ani mej duszy,
ani Bogu. A materię zawsze olewałem. Nawet się źle odżywiałem, bo mi nie
zależało. Kiedyś nawet zaparłem się i miesiąc nic nie jadłem. Takie miewałem
stany Beatko, że Boga chwilami przeklinałem za jego milczenie, wściekałem się, a
moje modlitwy, nawet na różańcu, to były nie zdrowaśki, ale same przekleństwa.
Nie uwierzysz. I zmusiłem ich moją rozpaczą, łzami, aby mi wyjaśnili, o co tu
chodzi w tym życiu. Taką miałem metodę wyklinania wszystkich świętych w niebie.
I poskutkowało... Dziś już widzę tylko słońce, zupełne leżakowanie na swojej
duszy, i na duszach podobnych. Lubię kompromisy, ale u mnie przeważa tak tak,
nie nie. Zawsze wiercę dziurę w brzuchu Boga. Boli Go, widać... Więc mówi: A
masz... i daj mi święty spokój ... Tak to ze mną Beatko jest... wariat..!!!
Wiesiu
Teraz powiem, tak mi się wydaje, dość ciekawą bajkę...Schodzimy na ziemię, na
Ziemi, i na Ziemię w Niebie. Tak naprawdę medytacja nie istnieje i do niczego
ona się nie przydaje. Nie ma czegoś takiego, jak zagłębianie się w siebie
samego, wyciszanie, ekstaza, taka bez sensu, psychiczna, zmanipulowana dążeniem
do wiedzy, światła, o którym nikt nic nie wie. To wszystko nie istnieje, jest to
skaza iluzji, jakiej doznała dusza dawno, dawno temu. Zauważmy prostą rzecz.
Żyjemy na ziemi, rodzi się dziecko – ono nie modli się i nie medytuje, jest
pełne ekspresji, życia, ciekawości, zabawy. Cywilizacje w galaktykach tętnią
życiem zewnętrznym, widzeniem, dotykiem, na wszystkich wymiarach są zmysły i
płeć duszy, pokrytej ciałem. W Niebie, ciałem doskonałym, bezbolesnym. I nikogo
tam dusza nie interesuje, podobnie jak dziecka, jego własna dusza go nie
obchodzi. Gdyby zainteresowało się duszą, to zrobiło by się nagle poważne,
skostniałe, jak ciało staruszka, czy wiedza naukowca, itd. I tu mi się nasuwa
myśl Jezusa: „Jeśli nie staniecie się jako te dzieci, nie wejdziecie do
Królestwa Niebieskiego”. W galaktykach, na planetach, jest wyłącznie zabawa i
gra miłości, zupełnie zewnętrzna, jak u dziecka. Mówimy dużo o mistyce, ale ona
polega na miłości form i zabaw. I to samo jest w Niebie, bo galaktyki są
odbiciem Nieba. Jeśli tu na ziemi skupiamy się do środka, i każdą radość tam
kumulujemy, to tylko po to, aby ją przenieść do nieba, albo przypomnieć sobie
piękne korowody zabaw i niekończących się podróży po całym niebie. W niebie są
wyłącznie zewnętrzne zabawy, oparte na dotyku i widzeniu poprzez ciało
niebiańskie. Tak jak na ziemi mamy z tym do czynienia, poprzez ciało fizyczne.
Ale tu, to wiadomo co jest... Mamy odbicie życia od oryginału, więc ogromne
ograniczenia. O tym już Platon wspominał, w swoich wykładach o ideach. Stąd
mistycy uciekali duchem w tamte miasta radości i komnaty rozkoszy. Nie ma
modlitw, medytacji, przekonań, sztywnych dogmatów, ani żadnych praw
ograniczających wolność, ani wolności bez miłości. Dziecko ma niebo w sobie,
póki nie wyrośnie i nie wpadnie do czyśćca umysłu i myśli. Nie ma medytacji, jak
nie ma kościołów ani religii w Niebie. Tak i dziecko jest na te sprawy obojętne.
Zwierzęta zresztą tak samo...i chwała im za to. Zatem, tak jak w tym świecie
masz oczy i inne zmysły, wszystko widzisz na zewnątrz, i zewnętrznością żyjesz.
Tak i w Niebie jest identycznie, lecz z idealnym komfortem. To trzeba
zrozumieć!!! Religie zepsuły wszystko, co piękne, a pozostawiły do
rozszyfrowania nieznaną nikomu duszę, by manipulacja nie miała końca. Straszliwy
błąd. Mistrzowie błądzili i błądzą nadal. A dziecko nie. Gdyż jest najwyższym
mistrzem na tej ziemi. Mistrzem ducha zabawy i niepowtarzalnego uroku piękna. W
niebie jest to samo. Dusza, jest nieznana, szczerze mówiąc, no, nie znana...
właściwie nieznana nikomu. Czy ktoś widział duszę swoją? Wszystko jest
zewnętrzne. W niebie, któż by się męczył skupianiem i medytowaniem, skoro wkoło
tyle szczęśliwych atrakcji, mistyki zdarzeń i sztuki? W niebie są formy,
kształty i doznania, uczucia, zachwyty, ekstazy cielesne. Duszy się nie odczuwa,
duszą się żyje na zewnątrz...Jak na ziemi. Szkoda zachodu o duszę. Nikt jej nie
zobaczy. Tak zdecydował Bóg dla naszego dobra. My mamy używać duszy, a nie o
niej myśleć. Po co ją dręczyć medytacją i myśleniem o niej? No po co, jak ona i
tak jest nieosiągalna dla nikogo, prócz Boga, gdyż tylko On posiada wszystkie
papiery na nią, wszystkie prawa autorskie. Można być w czyimś polu świadomości i
rozkoszować się jej wyobraźnią, ale nie samą duszą I to jeszcze pod warunkiem,
że dusza tego zapragnie, i zechce ci dać swoje skarby intymne. Zawsze jesteśmy
na zewnątrz w formach. I należy zapamiętać: duszy się używa, a nie na niej
skupia. Duszą się nie odczuwa, odczuwamy zawsze zmysłami zewnętrznymi i
wewnętrznymi – w przypadku ciała materialnego. Gdy chodzi o ciało niebiańskie,
tam są już tylko zmysły zewnętrzne, zespolone w jedno z świadomością duszy,
potrzebne do niezliczonych doznań i kontaktów z aniołami, do bogatego życia
towarzyskiego. Tam liczy się tylko to zewnętrzne, nie ma dążenia do wyzwolenia
się z ciała. To już koniec bajki...bo ileż można, jej słuchać..i tak jest za
długa. Naprawdę się starałem...
Jeśli już masz grzeszyć, to grzesz z Bogiem. Zawsze wyjdzie z tego mniejsze
zło...
Z rozmowy z Anitką. Ale to dotyczy wszystkich aniołów na ziemi i w niebie. „Anitko,
ja również Bogu dziękuję za Ciebie, za taką tryskającą życiem i kolorami uczuć,
osobę. Za to, że taką Cię wymyślił. To jest dopiero Artysta.... Zrobił wszystko,
aby nikomu się w Niebie nie nudziło. Pomalował nam światy różnymi kolorami, i
teraz one zachodzą na siebie i jednoczą się słodko, rozszerzając paletę kolorów
o nowe zachwyty... Cudownie Anitko... Wszystkie „czakramy” wariują, bo nie
wiedzą co ze sobą zrobić, kiedy przypatrują się temu, co się dzieje z duszami
płomiennymi... Tak było, i tak jest w tej przestrzeni dobrobytu Miłości...”
I kolejna bajeczka. Chyba faktycznie zacznę pisać bajki, bo to, co tu
przedstawiam nijak się ma do współczesnego sposobu myślenia. A bajka przyjmie
wszystko.... i obróci nawet w żart. W bajkach istnieją rozmowy na różne tematy,
w tym na tematy miłosne, romantyczne, filozoficzne, nieznane, fantastyczne... No
i teraz wysłuchamy bajkę o tym pokroju, czyli filozoficznym, niezbadanym: Gdzie
jest Niebo? Tak naprawdę jest ono wszędzie, na ziemi również. Nawet planety
słabej reputacji i stany piekielne, są niebem. Dlaczego? Ponieważ pierwszy
zamysł tworzenia tych światów przez Aniołów, oparty został na boskich
założeniach. Gdy mówię, w tej bajce, że i piekło jest niebem, to chciałbym
wyjaśnić, że jest, owszem, ale zdruzgotane i zniszczone. Kiedyś na początku
stworzenia, te dzisiejsze piekła były pięknymi niebami. I co się stało, że się
zdruzgotało? Bajka tu się urywa... dotknął ją chwilowo promień piekielnego
nieba..
Jeden myśliciel bajkowy wymyślił, że jego bóg, też bajkowy, nie jest energią.
Jak to nie jest energią? Zdziwieni słuchacze. Wszyscy uważają, że bóg jest
energią. A ty twierdzisz inaczej? Tak, właśnie tak twierdzę...bóg nie jest
energią... Jego ciało jest energią... wszystko co na zewnątrz jest energią...
Ale on nie jest energią, jest poza energiami. Podobnie i wasze bajeczne dusze są
nieenergetyczne. Wasze ciała są energią i światy są energią. Słońca w Niebie,
Słońca w Galaktykach, są energią. Bóg nie jest energią. Daje energię, tworzy ją
za pomocą czarodziejskiej różczki...dla wszystkich, by się nią mogli dowoli
bawić i rozkoszować namiętnie... Kiedy rozpoznano w światach elektryczność,
podciągnięto pod nią wszystko, nawet boga - dodał. Dusza boga i dusze
wszystkich, są o wiele, wiele czymś wyższym niż pojęcie energii, niż energia.
Dlatego boga nie można udowodnić, jak nie można udowodnić waszych dusz, gdyż
żyją one poza energiami. Miłość nie ma energii, ona przejawia się poprzez
energię. Miłość sama w sobie jest słodkością bez energii, lecz umie się pojawiać
jako energia. Trudno to opisać słowami... No i widać po minach, że ta teoria
bajki-duszy, nawet się spodobała niektórym... Ale to tylko bajkowa teoria... i
można sobie pomarzyć, jak kto woli...
Dwa zdania z bajki: w światach, gdzie istnieją dentyści, na boga, nie ma boga...
jest lęk i strach przed bólem. We wszechświatach, gdzie występują jeszcze zęby,
o niebie możemy tylko pomarzyć, jak w bajce przystało. Bo zęby muszą coś
rozgryzać, miażdżyć... łe...e... buuu... A więc bajka życia musi być zjadana...,
a to ją boli, i jęczy i krzyczy, wzdycha..
Tam gdzie zęby, nieba w bajce nie ma...
W tej bajce zacytuję na samym początku największego bajarza jaki żył na tej
planecie - Jezusa. Powiedział czarując kolorowo tak: "Ani oko nie widziało, ani
ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie zdołało pojąć jak wielkie rzeczy Pan
Bóg przygotował dla tych, którzy Go miłują". I właściwie bajka mogłaby się tu
skończyć. Ale podmalujmy ten obraz nieco. Wszędzie są formy, we wszystkich
światach i w niebie tak samo. Ponieważ ich źródło stamtąd pochodzi. Bez bycia
form, nie ma życia. Dusza składa się z form, jest bytem konkretnym, określonym.
Lecz ich istnienia dusza sobie nawet nie uświadamia, tak są subtelne i poza
wyobrażeniowe. Poza energetyczne. Każda dusza posiada też swoje ciało
niebiańskie, lub ziemskie jeszcze. I duszę i ciało, wszyscy posiadają inne.
Dlatego by można było czym się zachwycać, interesować, zabiegać o kogoś,
uwielbiać czar odmienności. Więc jeśli ktoś sobie wyobraża swoją wyobraźnią,
która jest pełna form, i z form utkana, jeśli myśli, że formy nie istnieją - to
się myli. Niebo dla każdego znaczy co innego, właśnie dlatego iż bogactwo form i
kolorów powoduje odmienność odczuwania. Jeśli ktoś odczuwa formę bez formy, to
nadal odczuwa formę. Gdyż nie ma bytu, świadomości, uczuć, widzenia, bez formy.
Więc nie ma co oszukiwać się nieformami, gdyż nikt ich nie może uniknąć.
Podobnie jak nikt nie może uniknąć myślenia. Myślenie i odczuwanie zawsze
rezonuje z formą. Choćby to była forma wewnętrzna, wywołana pragnieniem
bez-foremności. Idee również są formą, lecz na innych zapisach świadomości.
Świadomość również jest formą. Mówimy o bezpojęciowości, a przecież aby tak
myśleć musisz użyć pojęcia. A pojęcie jest formą energetyczną, piękną, lecz oko
ludzkie nie jest w stanie tego zobaczyć. Jezus sugeruje, że nie potrafimy sobie
wyobrazić po ludzku, jak wielkie i piękne „rzeczy” przygotował Bóg.... można to
zmienić inaczej: Jak piękne, formy widzenia, przyjemności, przygotował Bóg...,
iż serce ludzkie nie jest w stanie tego pojąć, ani oko widzieć... Czy nie jest
tam bajkowo, już teraz, jak o tym pomyślimy? O tak... Nie bójmy się form, róbmy
sobie nimi przyjemności, patrzmy na nie, podziwiajmy, kochajmy, już w tej
niekomfortowej ziemskiej bajce. Ale trzeba.... I nie walcz z nimi, bo nigdy ich
nie unikniesz nawet w bajkowym świecie...a może tym bardziej w bajkowym...
Duchowość bajki polega na widzeniu form i ich uwielbianiu miłością
bajeczną...czystą, bez skazy ego...
Najbardziej człowieka blokuje: inteligencja, wiedza, brak dobra i miłości w
sercu. To jest główną przyczyną wszelkiego upadku. Najbardziej inteligentne
istoty, najbardziej wyposażone w wiedzę, narobiły najwięcej szkód w Galaktykach
i poprzez Galaktyki. Gdy czasem pomyślimy o życiu piekielnym, to właśnie ono
jest przyczyną i skutkiem inteligencji i ogromnej wiedzy. Czego w tych światach
brak? Dobra i miłości. A poza tym wszystko jest, podobnie jak na ziemi. Zło jest
bardziej myślicielskie i surowe, a miłość uczuciowa, a mniej intelektualna.
Gdyby mieć tak serce umysłowe w równowadze, piekło nigdy się nie zdarzy w naszym
życiu. Szybko dusza wyszłaby poza błędnie stworzoną naturę galaktyk. Natura
inteligentna, a jakże ułomna. Pomieszana z dobrem i złem, pięknem i brzydotą,
cierpieniem i rozkoszą. Natura stworzona w nierównowadze, jakby z zawiści i
konkurencji wobec innych. Natura niedopasowana do potrzeb i pragnień duszy.
Dlatego jesteśmy jednocześnie szczęśliwi i nieszczęśliwi, spragnieni miłości a
nie wiedzy, ciągle głodni i nienasyceni. Wciąż poszukujący wyzwolenia z tej
natury bardzo uciążliwej i bardzo kłopotliwej. Nie miłość jest przyczyną zła, a
inteligencja, która potrafi przeradzać się w pychę i dominacje. No i końcowy,
bardzo konkretny wniosek: śmierć jest skutkiem inteligencji i wiedzy.
Boże, dlaczego odczuwam piękno. Dlaczego odczuwam zmysłami... Dlaczego odczuwam
duszą... Dlaczego odczuwam... dlaczego odczuwam.... dlaczego odczuwam... Nie
wiem, i już nigdy się nie dowiem, ale dziękuje, że odczuwam. Skąd te prezenty
przybywają, które tak cieszą...? Nic nie wiem... poza tym, że zachwycają...
Tak naprawdę dusze nasze nie są nasze. Są kogoś, kto je wymyślił i pomalował
kolorowymi przeżyciami-światami. I nie możemy się szczycić talentami, mocami i
nie wiadomo czym jeszcze, bo to przecież nie jest nasze. Posiadamy je w
depozycie. Gdyby ten ktoś zechciał, a wiem takie przypadki bywają, duszę może
rozebrać na mak i unicestwić, by przestała istnieć – a do tego celu była
przeznaczona - jako wieczna twórczyni przyjemności. Dlaczego może się tak stać?
A no dlatego właśnie, że zaprzestała na neony lat, stwarzać przyjemność i
piękno. Gdy już nie jest do tego zdolna, po bardzo długim okresie życia, zostaje
zdemontowana - mówiąc nie bajkowym językiem. Można w to nie wierzyć, ale w bajce
wszystko jest możliwe. Cokolwiek robimy, to robimy dzięki temu ktosiowi. Bawimy
się, kochamy, figlujemy mistyką erotyczną, cielesną, duchową, a nawet grzeszymy
dzięki obecności tego ktosia...Bajkowy Bóg jest obecny w swych duszach
nieustannie. Uważajmy więc na to, czy dajemy z siebie urok i przyjemność, czy
nieprzyjemność i wzgardę. To drugie może spowodować, że przestaniemy istnieć.
Przestroga bajkowa... Ale te bajki czasem bywają srogie...buuu...
W tej bajce powiem teraz najstraszniejszą chyba rzecz na świecie: otóż, bardzo
wiele zostało sfałszowane, jeśli chodzi o pisma chrześcijańskie, hinduskie i
buddyjskie. Wszystko jest całkiem inaczej. Platon jedyny miał częściowo rację,
gdy powiedział, że ten świat jest jedynie odbiciem, jak w lustrze wody, świata
wyższego, świata Idei. ( Dla nas Nieba). W historycznych Pismach zostało
dosłownie parę zdań prawdziwych. Reszta to czyste fałszerstwa, świadome i w
jakiejś części nieświadomie dokonane. Przestudiowałem je wszystkie prawie, że na
klęczkach. Takie były początki edukacji, bo od czegoś trzeba zacząć. Teraz kiedy
już nieco zsiwiałem nad tymi dylematami, mogę odpowiedzialnie powiedzieć:
wszystko nadaje się do spalenia. Dzisiaj już ateiści więcej wiedzą o Bogu i
światach, niż religie. A w pisma choćby chrześcijańskich, fałszowano na potęgę,
aby mieć wszystkich pod swoją jurysdykcją. I to, co nam się wydaje wielkie i
święte, wcale takie nie jest. Świat materialny, niczym nie różni się od świata
duchowego. Poza doskonałością Nieba, a upadkiem galaktyk. Religia to fikcja ego,
które stara się być poprawne na pokaz. Czy to w tej, czy w tamtej religii.
Wszystkie są funta kłaków warte. Stworzono je na potrzeby psychologiczne oraz na
potrzeby finansowe, jak np. budowanie aśramów, klasztorów i świątyń różnego
rodzaju. Mało tego, jeśli ktoś pomyślałby, że jest inaczej w danej teologii,
czeka go prześladowanie lub stryczek. Takie to są te wielkie i wspaniałe
religie. Tymczasem prawdziwa religia polega na tym, że wyrywasz swoje szlachetne
i romantyczne serce z piersi, i dajesz je w prezencie drugiemu. Amen. Miłość
jest jedyną religią, jeżeli już. System Miłości jedyną energią dającą dobrobyt
pod każdym względem. Wiem, religii nie ma na razie czym zastąpić. Ale media to
zmienią... wypromują Miłość bezwarunkową, pełną ciepłego dobra.. z filozofią
rozumiejącą powstanie świata, jego upadek, i powrotu do Domu wiecznego,
romantycznego, kochanego, wyśnionego, utęsknionego. Oczekiwanego przez
wszystkich ludzi na świecie... Na koniec tej bajki, zacytuję słowa człowieka,
który podobnie myśli jak ja: Jezus zapytany przez faryzeuszów, kiedy przyjdzie
królestwo Boże, odpowiedział im: «Królestwo Boże nie przyjdzie dostrzegalnie; i
nie powiedzą: „Oto tu jest” albo: „tam”. Oto bowiem królestwo Boże jest pośród
was». I jeszcze cytat innego faceta, Pawła: "... On, który jest Panem nieba i
ziemi, nie mieszka w świątyniach zbudowanych ręką ludzką i nie odbiera posługi z
rąk ludzkich, jak gdyby czegoś potrzebował, bo sam daje wszystkim życie i
oddech, i wszystko.." Czy nie jest to bajka podobna do mojej? Parę dobrych zdań
się ostało z tamtych lat...
Dlaczego jesteśmy często zagubieni i nieszczęśliwi? Bo nie rozumiemy własnej
żyjącej w nas, niezwykle pulsacyjnym życiem, świadomości. Gdy zrozumiemy, albo
przynajmniej zbliżymy się do wyjaśnienia tego bajkowego w nas zjawiska – uspokoi
się nasze serce, spokornieje i wejdzie w stan łatwego uwielbienia i
dziękczynienia. Jeśli nie zastanawiamy się nad własną świadomością, stajemy się
chaotyczni i częstokroć egoistyczni. Ale nie dlatego, że tak chcemy, ale
dlatego, że nie rozumiemy przyczyny zjawiska myślenia. Każdy, kto odkryje tę
bajkę świadomości w sobie, będzie stwarzał wokół siebie same piękne,
uszczęśliwiające baśnie i opowiadania.... Czy to słowem, czy to gestem, czy za
pomocą sztuki, pożytecznej pracy, dbaniem o swój wygląd, czy stały szacunek dla
innych.. Odkrycie skąd pochodzi źródło naszej świadomości i czym jest świadomość
- uszczęśliwia całego człowieka. Warto tę bajkę przemyśleć i począć uśmiechać
się w stronę oblicza wszystkich świadomości. Wówczas szczęście poczyna wrzeć i
kipieć...
W światach doskonałych, istnieje taka różnica w porównaniu ze światami
gasnącymi, czyli niebami galaktyk już rozpadających się, że w świece doskonałym
są formy doskonale i wieczne, a ty nie. Tam tak jak tu można zajmować się
różnymi rzeczami, ale najbardziej wszyscy niebianie uwielbiają podróże poznawcze
do krain, których nigdy nie widzieli. Tam spotykają ich nie bywałe przygody
miłosne. A kiedy pragnienie poznawania ulegnie zmianie, podróżować można w innym
kierunku. I tak czas mile leci przez całą wieczność. Tak że nudy tam nie ma.
Gdyż „pieniędzy” tam nikomu nie brakuje. Wszystko jest darmowe i bezwysiłkowe.
Każdy posiada swoje Pałace, do których po podróżach wraca, by porozkoszować się
domowym klimatem. No oczywiście, dzieci tam się nie rodzą. Gdyż raz stworzeni
przez Boga aniołowie-my, liczebnie ich nie przybywa, ani nie ubywa. Tylko, że
część jest we wszechświatach materialnych i tu się pomnażają, umierają, itd. a
część nigdy nie odeszła i jest w Niebie. Liczba ich jest jednak stała. I Bóg już
nic od tamtej pory nie stworzył. Stworzenie było jednorazowe. A co dzieje się w
galaktykach, to już konsekwencja odejścia od źródła zasilania. Wszystko się
skomplikowało. Powstała agresywna natura, która wymusza narodziny i śmierć tych
samych aniołów po wielokroć, by wykorzystać ich energię, dla podtrzymywania tego
upadłego świata. W oryginale tak się nie dzieje i nigdy nie działo. A odnośnie
zwierząt. Są w niebie ptaki, kotki, piski i wszystkie zwierzątka które przez
aniołów na ziemiach były kochane i uwielbiane. Bóg się zgodził zabierać je do
Nieba. Lecz w Niebie samym w sobie zwierząt nie ma i nie potrzeba by były. Gdyż
tam są jeszcze piękniejsze formy uwielbienia. Ale ponieważ aniołowie w
galaktykach naprodukowali tych zwierzątek sporo, można je ze sobą tam brać, pod
warunkiem że były tu uwielbiane. Reszta istnień jest nieunicestwiania, A
ponieważ my znaleźliśmy się w tym zmurszałym świecie, wydaje nam się, z braku
poznania, że tak musi być. Nie. W Niebie materia jest łatwo modyfikowana,
elastyczna. Ale nie koniecznie, bo są i statyczne, podstawowe. Skoro te światy
zostały stworzone przez aniołów na wzór niebiański, to więc daleko nie
uciekniemy. Tam będzie podobnie. Uciekniemy w taki sam świat, ale doskonały i
wieczny, bez chorób, bez pracy, bez śmierci. Stąd nawet Jezus powiedział, że
„idę wam przygotować mieszkanie u Ojca, albo u „W domu Ojca jest mieszkań
wiele”.
Życie w Niebie jest tak piękne.... porównując przeciwnościami siły odczuć mogło
by to zabrzmieć tak: ... jest tak piękne, jak nieprzyjemny jest odruch wymiotny.
Taka przenośnia, potencjał skrajności porównań...dla lepszego uświadomienia
sobie różnicy szczęścia i komfortu bycia...
Boże, pomimo iż dzisiaj jestem na zewnątrz jeszcze Twojego Kokona Nieba, to i
tak jestem już wewnątrz Go, w swej nadziei i możliwości wypatrywania się w Niego
poza światami skopiowanymi, odbitymi w naszym umyśle.. Patrzę w ten Kokon i
czekam, aż się doczekam... Miłość na pierwszym miejscu cierpliwa jest...
Nie dać się omamić duchowością ostrą, radykalną, skomplikowaną, opartą na wiedzy
wyssanej z palca różnych książek, napisanych pod dyktando ego. Gdyż to nie jest
duchowość. Duchowość to miłość, nawet bez wiedzy, choć jej i tak się nie da
uniknąć w tych systemach życia. Najtrudniej jest jednak zdobyć wykształcenie z
dobra i miłości. Uczymy się tego całe życie, pomimo zdobytych studiów,
doktoratów, różnych papierów na wiedzę skrzydła ludzkiego. A miłość?
Usprawiedliwienie drugiego? Tolerancja? Wyrozumienie? Delikatność? Brak
szorstkości? Dzielenie się z innymi wszystkim? Ten uniwersytet jest
najtrudniejszy... ale i najbardziej słodki w doznaniach.
Ta bajka nie wyklucza innych bajek... Właściwie, żadna filozofia, żadna
duchowość, czy religia nie powinna nas interesować. Ponieważ z samej natury
jesteśmy duchowi. Myślimy, jesteśmy, czujemy, niezależnie od środowiska,
wykształcenia, wiedzy i przekonań. To wszystko jest nam niepotrzebne. Cały czas
żyjemy w raju, chwilowo utraconym, ale jednak w raju. Wystarczy patrzeć,
podziwiać i być wdzięcznym. Oto cała filozofia, oto cała religia, oto cała nasza
ekstaza i miłość. Co można rozwijać, skoro wszystko jest rozwinięte? Co można
szukać, jak wszystko jest? Po co się martwić, jak radość mamy na zawołanie? Po
co szukać Nieba, jak masz go w swoich myślach i uczuciu? Po co starać się o
bogactwa, jak cały świat należy do ciebie? Całego masz do dyspozycji....
Myślisz, czujesz, pragniesz i masz co chcesz. Nie koniecznie w tym świecie, co
jest nieoryginalny, ale duszę za to posiadasz oryginalną. W niej wszystko masz
od zaraz, od ręki. I po co Ci religia, po co rozwój, reguła, systemy, po co?!...
Tylko przeszkadzają miłości i jej smakowaniu. Natura duszy jest Niebem!!!
Dlatego Jezus tłumaczył wszystkim, że niebo noszą ze sobą wszędzie. Proste,
nieskomplikowane, bez poglądowe, czujące bezgranicznie, zawsze i wszędzie, nie
rozwijające, bo niby co ma się rozwijać?.. Pełnię da się jeszcze
napełnić?..Raczej nie.. Dusza to miłość bez miar i przestrzeni, w każdym
momencie gotowa na rozkosz. Dusza nieustannie, w stanie czuwania wyczulona jest
na miłość, jak kwiat, który poczuje Słońce, odwraca się do niego otwierając swe
płatki na powitanie i wymianę swych mocy miłości...