Strona główna SMN

Ks. prof. dr habilitowany
Włodzimierz Sedlak

Ks. W. Sedlak - biografia
Wszystko musi mieć początek
Syzyfa wcielenie drugie
Homo wchodzi na taśmę
Ewol. wyselekcjonowanie
Człowiek a kwant
Analiza układu bioelektr...
Zakręt ewolucji człowieka
Człowiek przyspiesza rozwój
Centralne sterowanie
Działanie na układ scalony
Homo electronicus...
Przyszły świat homo electr...
Czytelność modelu homo el..
Antropologia od podstaw
Futorologia całkiem inaczej
Homo cosmicus
Electronicus lustruje horyzon
Oto homo zwany electron...
Post Homo

Technologia Ewangelii

Technologia Ewangelii
Wiosna
Lato
Jesień
Jesienny zbiór
Zimowy zmierzch objawienia
W Ewangelii zawsze dziś

Opracowanie Ks. Sobocza

Uwarunkowania życia
Bioelektroniczny model
Implikacje metodologiczno...

Wspomnienie Srokowskiego

Pamiątkowy Kamień Sedlaka
Fundacja im x. Siedlaka

 

SM

TECHNOLOGIA EWANGELII
Wiosna Objawienia

Ks. Włodzimierz Sedlak

PALLOTTINUM POZNAŃ 1989

Redaktor Aldona Fabiś
Projekt okładki i opracowanie graficzne Jarosław Mugaj
ISBN 83-7014-092-0

 

Musiała przyjść. Odwiecznym prawem natury, a raczej Boga. Po przedwiośniu idzie wiosna. Na poły legendarne, potem wzruszające powołanie człowieka po zawarciu przymierza przez Boga, po tragicznym głosie rozsądku „nawiedzonych", po kiesce miecza, głodu i zarazy zbliżał się czas zapowiadany przez proroków i czuło się cieplejsze powiewy. Zaczynała się Wiosna Objawienia.

Nikt nie wiedział jak. Czy będzie to drugi Mojżesz wyprowadzający ludzkość w lepsze czasy? Czy zjawi się on również na pustyni?... Wyczuwano, że coś się w odwiecznych planach Bożych przewala, gotuje... Nikt jednak nie mógł nawet przypuszczać, że „Słowo Ciałem się stanie i zamieszka wśród nas".

Ze Starego Testamentu, a wcześniej przez echo tysiącleci przekazana opowieść o Niewieście ścierającej głowę węża, powtórzyła się w proroctwie Izajasza, nawiedzonego poety, o Pannie, która porodzi Syna i nazwie Go Emanuelem.

Najodważniejsze przypuszczenia nie zdobyłyby się nigdy na wyobrażeniowe zmieszanie Boga z ludzką naturą, choć było to przekonanie poniewierające się w najstarszych wspomnieniach o Bogu i jakiejś Niewieście. Nieograniczona wyobraźnia nie zdobyła się jednak na przypuszczenie, że Wiosnę Objawienia rozpocznie kwiat ludzkości o jedynym wdzięku, Kwiat, który wyda Mesjasza zapowiadanego w Starym Testamencie.

Krótki jest wiosny czas, piękny i krótki jak młodość i nie powracający czas. Człowiek zrodzony przez Kwiat ludzkości, w którym Bóg zawarł wszystko co najpiękniejsze w człowieczeństwie, przerastał wizje proroków. Wiosna Objawienia zjawiła się w chwili, gdy Kwiat ludzkości wyrzekł swoje „Fiat". Od jednego słowa zależał cały plan Boski i właściwie dopiero rozwinięcie Wiosny Objawienia - wiosny zwanej Dobrą Nowiną.

Jezus przyniósł urok prawdy Bożej, wdzięk człowieczeństwa, wiosnę szerokiego oddechu i nadziei do sprzecznych i pomieszanych zasad dobra, prawdy i piękna. Od Jezusa zaczął się liryzm Ewangelii. Liryzm przemawiający do dzieci i prostych ludzi. Liryzm urzekający najwyższe wzloty ludzkiej natury. Ten liryzm czują po niemal dwóch tysiącleciach niewierzący. Liryzm Ewangelii urzekł też jakiegoś chłopaka, który Poznawał Jezusa w Ewangelii jak w przecudnym wierszu o najwyższych strofach. Jezus wykazał, że wiara w Boga wymaga pewnej poezji. Że wiara nie jest wynikiem transcendentalnego sylogizmu. W wierze na co dzień musi się znaleźć miejsce na chleb i zdrowie, na smutek śmierci i nadzieję zmartwychwstania, na wróble i spierające się chłopięta na ulicy, na rodzącą kobietę i pójście za Mistrzem, na lilie polne i ptaki niebieskie, które Ojciec Niebieski też kocha i żywi, na wdzięczny plusk fali jeziora z niebezpieczeństwem burzy. Na zafascynowanie słuchaniem Jezusa i zapomnienie, że podświadomie idzie się przecież za Nim. liryzm połowu ryb i żniwa bielejącego już na polach, na winnicę i oliwki oraz ludzką pracę. Nie można się oprzeć tak poetyckiemu Bogu, jakiego głosi Jezus. W naszym smutnym bez odkupienia życiu potrzebny był liryzm wiary, ciepły jak człowiecze ciało. Ludzie szli zasłuchani i zapominali o codzienności chleba i nocy.

Ta codzienność i pospolitość chleba w wierze, to prawdziwy polot wiary i wpatrzenia w Boga. Ten zliryzowany Bóg jest bliższy człowiekowi od wszystkich systemów filozoficznych. Bóg pisany człowieczymi zgłoskami. Codzienny Bóg. Gdyby tak mieć świadomość, że On jest dziś taki sam, a zmieniły się tylko nasze nastroje. Sformalizowaliśmy się w wierze, sądząc, że Bóg jest rubrycystą i najwyższą instancją statystyczną czynów człowieczych.

Nie dziwię się, że Apostołowie byli zakochani w swoim Mistrzu w jego sympatycznym człowieczeństwie, które znacznie więcej do nich przemawiało niż bóstwo Syna Bożego. To ostatnie zdobyli znacznie później już bez Jezusa w widzialnej postaci na ziemi. Ci prości ludzie również dostrzegli przepiękną codzienność tego Człowieka.

Wiosna Objawienia, jak każda rozkwitła wiosna, trwa krótko niby wiew piękna, rozkosznego dobra, zachwytu i jakiegoś oszołomienia urokiem życia.

Myślę, że umiłowani szczególnie Apostołowie nawet się nie spostrzegli, jak i kiedy mija Wiosna Objawienia. Czas musiał płynąć niezwykle szybko podzielony na doroczne święta Paschy. Resztę miał im dopowiedzieć Duch Święty oraz przypomnieć wszystko, co w przelocie chwil i zdarzeń słyszeli od Mistrza.

Liryzm nauki Jezusa został na wieki zamknięty w czterech Ewangeliach. Dobrze, że Bóg natchnął autorów do wiernego oddania tego wdzięku, którego nie znali teoretycznie. Pisali tak, jak potrafili. I to właśnie stanowi liryczny wdzięk tych ksiąg.

1. Szalom lah, Miriam

Nie wiemy, w jakiej fazie rozwoju Wszechświata powołał Bój pierwszych biorców Objawienia. Zakładamy, że było to zaraz na wstępie. Mimo wszystko, nie wiadomo, jaki okres obejmuje zapowiedź Niewiasty w kontraście do węża. Mniejsza o to. Stoimy wobec Starego Testamentu ciągnącego się teoretycznie przez dzieje ludzkości. Nie wiadomo też, jak długo będzie istniała populacja ludzka Nowego Testamentu. Nieznany jest dzień zmierzchu świata. Na pograniczu tych dwóch Testamentów umieścił Bóg jako słup graniczny Niewiastę, jakby dla podkreślenia, że dzieje Boże wśród ludzkości zaczęły się od winy Ewy. Pod symbolem pierwszej kobiety trwał Stary Testament. Kończy tę erę winy i grzechu również Niewiasta.

Pozycja graniczna dwóch różnych er dziejów Boga na ziemi jest sytuacją jednorazową i nigdy już nie do powtórzenia.

Od Jej przyzwolenia mogła się zacząć era Łaski. Dipol wolnej woli człowieka zdolnego do „tak" lub „nie"; wybrała Ona bez wahania „tak". „Niech się stanie."

W starej erze ludzkości wina niewiasty i wizja Niewiasty nieokreślonego czasu jest bardzo charakterystyczna w Genesis. Niewiasta była zwidem proroków, potem oczekiwaniem i po wypełnieniu czasów faktem. „Szalom lah, Miriam" - rzekł anioł. Dlaczego tę scenerię łączy się z zachodem słońca, nie wiadomo. Może wtedy zachodził Stary Testament tym pogodnym zmierzchem oczekiwania od tak rzekomo nic nie znaczącego w historii ludzkości słowa-zwrotnicy czasów. Może od tamtej pory, kiedy rozegrał się pierwszy autentyczny Anioł Pański, naprawdę były wieczorne zorze z nadzieją świtu?

Dlaczego Bóg sobie upodobał tę naturalną rolę Niewiasty do zawrócenia biegu świata na wieki w inną stronę i na symbol Nowych Czasów?

Wiara wymaga gigantycznego niekiedy spojrzenia bez partykularnej emocji, kiedy trzeba wyczuwać nerw drgający całej ludzkości i przemianę tysiącleci, przemianę ustanowioną przez Boga popartego dobrowolnym wypowiedzeniem przez Niewiastę jedynego „fiat".

Na granicy największych połaci historii ludzkości stanęła Ona, jedyna w Boskim wyborze, jako symbol zniszczenia Starej Ery i Matka -symbol Nowych Czasów. Niewiele jeszcze wiemy z analizy czasu, gdyż mijają zaledwie dwa tysiąclecia, ale bardzo dużo można dostrzec, choć bez możności prowadzenia statystyki. Ave Maria jest wzrastającą falą ludzkości. I jeśli chrześcijan jest około dwóch miliardów, to codziennie płynie najskromniej licząc fala około czterech milionów Ave. Bywa inna jeszcze wiara. Można zapotrzebowanie złożyć na Ave i jest ono spełnione. W ciągu bodaj dwóch miesięcy dzieci z krucjaty eucharystycznej Ćmielowa odmówiły przed Drugą Wojną Światową milion Ave licząc po 50 w jednej cząstce różańca. Ta Boska wygrana modlitwy Maryjnej padła w tamtym środowisku dwa razy po milionie. Może to śmieszne, naiwne. Nie wiem, nie moja rzecz, skoro Bóg był „naiwny" i postawił Ją na pograniczu dwóch er ludzkości. Mogę dodawać do tego depozytu Maryjnego, ale zapewne również brać. Mam prawo do jednego i drugiego.

Rozumiem ten Punkt Graniczny tęsknot ludzkich i nadziei. Rozumiem ten moment spełnienia. Tę jakąś niewysłowioną Macierzyńskość co się nazywa Błagającą Wszechmocą. Rozumiem Istotę, która ni| prowadzi nigdy rozrachunków sprawiedliwości, ale jest symbole miękkiej, dobrej, kochającej Matki. Bo ja wiem, może Matki Wszechrzeczy, skoro została matką swego Stwórcy? Matka Wszechświat Kosmosu.

Dlaczego po latach tylekroć dziennie szeptanych Ave podchodzi się do Niej z uczuciem narażenia się na wysłuchanie? Bo Ona, Matka Codziennych Spraw, bierze ten ziemski pył codzienności, przesiewa w swoich dłoniach i spełnia nieśmiałą prośbę, tak delikatną, by Jej nie zmuszać. Dziwne, ale jest lęk jakiś, by nie nadużyć Jej dobroci.

A przecież w tej drugiej historii świata Ona, Kobieta Starego Testamentu, przesypuje z ręki do ręki Czas ku Nowemu Przymierzu z Bogiem. Nie wiem, dlaczego proszę o rzeczy tak nieproporcjonalnie małe, drobne i banalne jak otaczający mnie kurz codzienności?

Czy Ona pamięta to pierwsze kazanie w refektarzu na obiedzie w obecności profesora wymowy, w syzyfowym polocie młodości kazanie zaczynające się od słów: „Na Anioł Pański biją dzwony"? Po te by całe życie żenować się mowy o Niej, ponieważ mimo woli trzeba odsłonić swoje najintymniejsze przeżycia. Z nikim nie mówiłem nigdy o mojej matce. To moja matka... Nie interesuje nikogo w tym stopniu co mnie. Miłość do matki musi być dyskretna, nie obnoszona na rynku i przyległych ulicach. I co Jej zawdzięczam jest moją i Jej sprawą chyba... chyba że ktoś do Niej przylgnie... i zamknie się przede mną, jak ja przed wszystkimi.

Żywa Kolumna dzielących się czasów. Kolumna mojego życia,. Na spojeniu czasu przeszłego i przyszłego mojego życia stoi Ona. Dobrze mi z tym splotem granicznym w poziomie między czasami, w pionie między niebem a ziemią. Muszę mieć coś tak wielkiego i świętego, że nie mogę tego obnosić publicznie, coś co jest tak wtopione w Kogoś, co nakrywam złożonymi dłońmi, by mi wiatr tego cennego Kwiecia nie rozwiał, a chłód nie zwarzył.

Kocham Stary Testament, przepiękny w swej tęsknocie za Bogiem. Kocham Ją, Niewiastę z Genesis, z wizji Iząjasza i reszty proroków. Ją zmieniającą w swych dłoniach ery świata na Nowe Przymierze. Czasy wypełnione Nią - Matką Czasu. Rozumiem Ewangelię, która rozwijała się u Jej stóp i na Jej rękach. Unieść ciężar czasów.. Wprowadzić w czas - Boga. Tajemnica tajemnic - Bóg w czasie, to Bóg dostrzegany przez człowieka.

Wybacz. Za dużo powiedziałem... Może trzeba było? Nie wiem.

2. Anioł Pański

Pogubił Bóg paradoksy w ludzkiej ocenie racji. Nieśmiertelny jawi się w ludzkiej naturze. Niewiasta poczyna Bóstwo, nie przestając być człowiekiem. Jaką trzeba być, by zasłużyć jako jedyna w historii ludzkości na miano Bożej Rodzicielki? Matka Boga, a więc Matka Wszechmocy? Matka Nieśmiertelności i Nieskończoności? Oczywiście. Dlaczego? Naiwne pytanie, Bogu tak się zachciało z powodu takich j podobnych głupców, bo ich za bardzo ukochał. Chciał się podzielić Nieskończoną Wszechmocą i Nieśmiertelną Naturą.

Nie rozumiem. Ale wiem, że zrobił to Bóg dla mnie i analogicznych rozważniaków kategorii mózgowej. Wiem, że ukochał takie egzemplarze dociekające istoty Bożej. Dlaczego? Widocznie lubuje się w niedorzecznościach naszej logiki, o ile ona cała nie jest pozbawiona sensu. W ocenie Pana Boga na pewno tak.

Chcę sobie wyobrazić Tę Jedyną z ludzkości - Matkę Boga na ziemi. Wszystko pozostaje prawdą i wielkość Boga, i Jej wyniesienie ponad ludzkość z głębokim tkwieniem w ludzkości. Dziś Ją nazywam Cudem Bożym wysyconym łaską do pełni. „Łaski pełna." Droga do tego... Czuła się zwykłą dziewczyną z Nazaretu, nie odbiegała od innych. Nie wiedziała zapewne, że Bóg uczynił jedyny wyjątek zachowując Ją od winy Ewinej. To przygotowanie Jej do tej roli było niewyczuwalne i nie mogła wiedzieć, że właśnie jest Tą zapowiadaną w Genesis i przez Iząjasza.

Leży na stole kawałek margla z groty Zwiastowania w Nazarecie. Margiel wydłubany moimi palcami ze ściany. Takich grot jest wiele w pobliżu, odsłoniętych przez archeologów razem jeszcze ze śladami wygasłych ognisk i skorupami glinianych naczyń. Jakby wczoraj odeszli ich mieszkańcy w niewiadome. Kawałek marglowej skały był na pewno obecny w Nazarecie, gdy Ona była dzieckiem, dorastała w rezonansie z łaską, nie wiedząc o niej. Miała dziewczyński świat, tylko głębszy, bogatszy, bardziej wyczuwający Jahwe. Stała się dojrzała biologicznie, a nade wszystko jako człowiek. Była pełna rozeznania praw życia, w odpowiedzi na misję Anioła Pańskiego widzi naturalną trudność - nie zna męża. W tym momencie przystając na niedorzeczność absolutną ze stanowiska człowieka, wyraża zgodę bezdyskusyjnie - „niech się stanie". Odszedł Anioł Pański. Pozostał i stał się Anioł Ziemski. Rezonans z łaską Bożą najpełniej zabrzmiał wówczas zgodą na niedorzeczność po ludzku rozumiejąc. A jednak - niech się stanie. Logiki Bożej się nie kontroluje ani uzgadnia. Jest do wykonania. Zamienić trzeba nasze dysonanse z łaską na poddanie się jej tajemnej mocy bez zastrzeżeń. Mogę nie rozumieć faktu, ale muszę zrozumieć racje przemawiające zdarzeniami Bożymi. Nie moc Przedwiecznego staje mi na przeszkodzie tylko przyczyna skoncentrowania się w Jej jedynej, wybranej nie spośród gwiazd ani całych światów, lecz spośród nas - ludzi. Nie mogę sobie wyobrazić Jej piękna, Jej wartości ludzkich, Jej w centrum spojrzenia Bożego.

Matka Boga... Już mi łatwiej pojąć, że nie było czasu na Ciebie, byłaś mniej ważna aktualnie od „słuchających słowa Bożego i strzegących go". To pojmuję w żarliwości o chwałę Bożą. Nie przesłaniałaś działalności Jezusa swoją osobą. Matki są zawsze kochane i stają jednocześnie marginalne wśród wielkich zadań. Wiesz o tym...Nie przesłaniałaś Go swoją postacią. Raz jedyny wyszłaś na światło pod krzyżem. Umierał na Twoim tle - Boży Cudzie łaski. Na Twoim tle dokonało się Odkupienie.

Na stole leży margiel z groty Zwiastowania, jedyny autentyczny świadek obecny wówczas, gdy Anioł Pański...

Chcę to pojąć, a nie tylko rozumieć. Wiem. Sercem. Trochę podobnie jak Ty.

Może ktoś inny pojmie?... Dziwne są drogi...

3. Ona

Jak powstała Łukaszowa opowieść o Marii? Chciał być jedynie oryginalny i niezależny od innych ewangelistów? Czy zbierał wiadomości o Marii jako historyk? Zapewne tak, jednak nie wprost od Niej ale od podeszłych w latach znajomych Marii i od wyznawców jej Syna Jeśli wiadomości nie były z pierwszych ust, to musiały być trochę podkreślone legendą powstającą wokół tak pięknej istoty jak matka Mistrza. Magnificat nie robi zresztą wrażenia improwizacji, wzoruje się na hymnach Starego Testamentu z jednym osobistym akcentem - Jahwe uczynił Jej wielkie rzeczy i dlatego zwać Ją będą błogosławioną.

Tragizm grożącego zerwania małżeństwa przez Józefa, rozstrzygnięty ostatecznie jego snem, nie jest zbyt jasny. Czy Józef sam dostrzegł zmianę u Niej? Czy wiedziała uprzednio, czy była zaskoczona bezwinnym poczęciem? Czy miała rozterkę i przypuszczenie, że panna ma porodzić, jak przepowiedział Izajasz? Odpowiedzialność wobec surowego Prawa Mojżeszowego, czym uzasadnić bezwinność? Czy dopiero spotkanie z Elżbietą upewniło Ją o Boskim poczęciu w Jej łonie -„Skądże mi to, że przyszła matka Pana mego do mnie?" Skąd płód w łonie Elżbiety mógł zareagować ruchem na obecność Pana przyniesionego przez Marię? I po tym upewnieniu rozradowała się dusza Marii w słynnym Magnificat. A resztę dopowiedziała wieść zinterpretowana przez publiczną działalność Jezusa, a dla Niej następowały akty potwierdzające słuszność interpretacji - sen Józefa, wzięcie Jej do domu, starzec Symeon i proroctwo miecza, który przebije Jej duszę z powodu tego Dziecka, ocalenie życia przed gniewem Heroda, ucieczka do Egiptu i powrót stamtąd znaczony snami Józefa.

Ostatecznie wszystko wyjaśnił Jej dopiero Jezus, Ten najbardziej i jedynie dobrze poinformowany w sprawach Ojca. Reszta szczegółów mogła być opowieścią wiary pierwszych chrześcijan pochodzenia żydowskiego. Oczywiście Anioł Gabriel proroka Daniela musiał być przy Zwiastowaniu, a nie kto inny.

W całej sprawie jedno jest pewne - nieskończenie wielka wiara Marii. Dostrzegała oraz interpretowała sprawy Boże zaiste po Bożemu, choć inkarnacja Boga w naturę ludzką przewyższała nieskończenie możliwości pojęcia przez Izraelitę jedynego Boga. To przecież kamień obrazy, który w rezultacie doprowadził do śmierci Jezusa. Ona wie, czuje to całym jestestwem, że Odkupienie poczęło się w Niej. Może matki proroków Starego Testamentu to samo czuły przed narodzeniem dziecka? Przecież Elżbieta jest na pewno matką proroka, który ma się narodzić. Jej dziwne zachowanie, prorokowanie o Marii?

Ostatecznie wolę przekaz Łukaszowy o Zwiastowaniu. Przekaz jest w istocie prawdziwy, choć ubrany w niedopowiedzenia, przy czym mówi wszystko, co winno się znaleźć w tak ważnej sprawie jak wcielenie Słowa Bożego. Ona jedna tylko wiedziała, że jest matką Mesjasza. Uwierzyła w nieskończenie wielką niemożliwość zrozumienia tego faktu przez człowieka. Radosna tajemnica wyśpiewała się w Magnificat.

Przepadam za tą sceną z Nazaretu. Spędziłem wiele godzin w grocie Zwiastowania. Jedyną dostępną relikwię zabrałem z niej. Mieszkałem na podwórku Świętej Rodziny. Nigdzie na świecie nie widziałem tyle jaskółek, co tam. Jak bardzo rodzinnie było na tym podwórku- ryk osła przeplatał się z płaczem i zabawą dzieci. Jak wtedy. Zupełnie tak samo. Odsłonięty rozbiórką konstancjańskiej bazyliki, kompleks mieszkań skalnych z zachowanymi węglami i resztkami glinianych skorup przemawiał bardziej do wyobraźni niż najpiękniejsza bazylika.

Kocham modlitwę Anioł Pański zainicjowaną w Nazarecie. Anioł Pański - natchnienie malarzy, rzeźbiarzy, poetów. Moje pierwsze kazanie próbne na trzecim kursie kleryckim było właśnie „Anioł Pański". I zostało na zawsze wśród dokumentów przeszłości. Nie policzy nikt przeżyć doznanych o wieczornych zorzach, jakie niesie ton dzwonu, lub w upalne południe na polu, gdy słychać dzwon na „Anioł Pański". W mieście zagubiony dzwon nie budzi już nic w przechodniach.

Od Nazaretu zaczęła się u Marii kontemplacja codzienności. Dorastała Róża Mistyczna, aż Ją utuliła litania loretańska wyszeptaną legendą wezwań towarzyszących przez wieki.

Maria, postać spowita zawsze w legendę, co jedną to piękniejszą Czy to falsyfikacjaJej postaci? To ludzka miłość Ją otacza, grzeszna rozpacz, człowiecza nędza, próżnia życia, śmiertelny lęk lub resztka nadziei, na jaką jeszcze stać człowieka. I Ona cała tak szczelnie okryta legendą nie traci nic ze swej autentyczności. Jest bogatsza w miłość troskę, znaczenie, rozpacz czepiającą się Jej stóp. Madonna staje się zamierzchła w pierwszym odczuciu i ciągle jest żywa, dzisiejsza. Ludzkie serca nadają Jej treść, której nie zawierają Ewangelie.

I Ona tak piękna, że musi istnieć, gdyż wydaje się, że ludzkie piękno nie byłoby nigdy pełne. Ona ma w sobie rzeczywisty refleks Boski I to dostrzegło starożytne chrześcijaństwo. Profil Marii ma zawsze oświetlenie Jezusowe. Od momentu Zwiastowania jest w Niej Boska świetlistość. Jest ideałem kobiecości zaakceptowanym przez Boga Pierwsi chrześcijanie też snuli legendę o Matce Jezusowej. Słyszeli dużo o Niej w pospolitej opowieści, zasłyszanych zdarzeniach. Zapewne nie od Niej wprost, tylko upiększona albo lekko przeinaczona opowieść nadawała Jej żywy kształt. W Ewangeliach tak mało o Niej - była Matką Jezusa, chodziła w pierwszych krokach ewangelizacji (Kana Galilejska Kafarnaum), ochraniała Go cieniem swojej miłości, kiedy oblegały tłumy spragnione słowa Bożego, chleba i zdrowia. Ona była pod krzyżem i Jej cień umierał tam obok Jezusa. Znalazła się w Wieczerniku podczas zesłania Ducha Bożego. Parę razy próbowała w pilnej sprawie dotrzeć do Niego. Dano mu znać, że Matka czeka na dworze. Powiedział, kto jest Jego matką, bratem i siostrą - ci, co Go słuchają i pełnią Jego słowa.

I ja mam swoją legendę o Matce Jezusa, legendę przy Niej powstałą i o Niej, legendę, ale nie zmyśloną. Ukradłem Jej obraz. Ukradłem klasztorowi. Na serio. Podobała mi się. „Jeśli będziesz mi błogosławić, zabieram Cię do Radomia." Były dwa miesiące pracy terenowej w Górach Świętokrzyskich. Uderzył piorun w kuchnię klasztorną, skąd przed chwilą wyszedłem z dwoma kucharzami. Byłem w refektarzyku obok, kiedy wpadł piorun oknem, wyłupał kawałek posadzki przy kratownicy zlewowej dla zadokumentowania swe obecności.

Nie skrzywdziłem klasztoru, to oleodruk Murillowski, spaczony u wilgoci, zatykał dziurę w ścianie mojego pokoju. Dziurę zasłonił św. Teresą, a Ją zabrałem. Od tej pory, od tej kradzieży, niebywale mi błogosławi Bóg. Odchodząc z domu proszę Ją o błogosławieństwo (taki był zwyczaj w domu z matką, jak się szło do szkoły). Dziękuję Jej za powrót do domu. Zaczęły się dziwne rzeczy. Urosła nowa legenda -Matka Codziennych Spraw, tych kuchennych, gospodarczych, osobistych, spraw higieny i zdrowia, pospolitej troski, której nie warto panu Bogu przedkładać, ale Jej można, nie ma spraw drobnych, których by nie znała Madonna od codziennego kurzu mojego żywota. Matka na nieświąteczne dni.

Zlecił Ci Bóg czuwanie nade mną. Wiem o tym, nie skrywaj. Wiem też, że, doskonale to spełniasz. Zanim Cię poznałem, wyjęłaś mnie jako niemowlę z rąk śmierci. Nie mój był pierwszy krok ku Tobie. Tyś zaczęła. Ty byłaś wcześniej, zanim wiedziałem, kim jesteś. Za Matkę się nie dziękuje. Chyba jedynie Bogu.

Anim się spostrzegł, jak nie Ona poczęła obrastać w legendę, tylko moje życie stawało się legendarne. Co to znaczy? Na pierwszy rzut oka urojone, faktycznie jednak realne, tylko niecodzienne Boską dziwnością. Nie rozumiem tego. Wiem o tym.

Poznałem Ją jeszcze jako dziecko. Czy działał tu nieomylny instynkt dziecka, że najlepiej mu przy matce? Okazała się na pewno matką. Aby to dostrzec, nie trzeba wiedzy, w dziecinnym wieku posiada się instynkt wyczuwania matki.

Legendę znalazłby każdy wierzący w swoim życiu, gdyż wydaje się mało prawdopodobne, by nie otrzeć się o Jej postać w niezwykłej sytuacji życia. Prastara końcówka Ave jest modlitwą o spotkanie z Nią w momencie odchodzenia z tej ziemi. W tak doniosłej chwili pragnie się mieć matkę przy sobie. Jedno Ave odmówione w życiu jest już legendą o Niej. Ciepłą, ludzką legendą wyszeptaną z jakąś otuchą. Ona - niech stanie przy mnie. Jak tyle razy stawała we wszystkich potrzebach.

4. Już w łonie matki napełniony będzie Duchem Świętym (Łk l, 15)

Zainteresować musi styk Boga z człowiekiem, styk choćby tego typu, co w odniesieniu do Jana Chrzciciela. Wiem, że bywają pierwotniejsze powołania niż z łona matki -według ludzkich odbiorców. Przeznaczenie musi mieć jakiś moment czasu i jakąkolwiek możność materiałową. W łonie matki jest się w postaci zapłodnionej komórki, a więc zygoty. W takiej sytuacji można wnioskować, że sprzężenie „Duch Święty - masa organiczna" późniejszego Jana z pustyni, to niezróżnicowana materia ożywiona z wszelką potencjalnością zdolną wykształtować odpowiedniego człowieka. Powołanie z łona matki odbyć się może tą samą drogą. Bóg zaprawdę znać się musi na mechanice kwantowej Jeśli przewiduje typ człowieka do swoich zadań, to musi go przygotować fizycznie, biologicznie i duchowo. Dokonać się to może na drodze kwantowej, Bóg wybiera odpowiednią gametę męską spośród kilku milionów. Potem właściwa gameta żeńska musi odbyć swą owulację. W obu wypadkach jest zapewniony dobór chromosomalny. Stronę pozytywną z jej zakończeniem poznajemy dopiero potem w życiu. Ale przecież istnieją geny niekorzystne, trzeba je wykluczyć albo zminimalizować, by nie stanowiły zbyt dużej przeszkody w działaniu planu Bożego. Przygotowanie biologiczne zaczyna się więc już w stanach kwantowych. Określony człowiek nie jest losowym przypadkiem, który Bóg pod koniec życia płodowego adoptuje dopiero do swych celów.

Zmienia to nie tylko istotnie całą sprawę, ale czyni ją logiczną biologicznie i w sposób przygotowany do odbioru działania łaski ostatecznej. Mieszanie celowe w garniturze chromosomowym i dobór obu gamet z olbrzymiej ilości 300 000 możliwości po stronie żeńskiej i paru milionów możliwych przypadków po stronie gamety męskiej, może się dokonać jedynie przez Boga. Wszystko u Boga jest przemyślane, planowane, układane i ostatecznie zatwierdzone jako nadprzyrodzone. Plan Boży w odniesieniu do człowieka rozpoczyna się w stanie kwantowym po stronie ludzkiej przez wszystkie docelowe łaski do ostatecznej i skutecznej. Piękne są te Bosko-ludzkie ronda, jak nas informują Ewangelie, a wcześniej Stary Testament.

5. Oto Matka twoja

Ja, stary i doświadczony awanturnik intelektualny świata. Awanturnik pozbawiony lęku nawet w walce z całym światem umysłowym. Człowiek, któremu nie straszne osamotnienie i odsłonięte plecy w potyczce. Człowiek mężny, bo oparty o Boga i przekonany o swej słuszności odczuciem, że pewność moja nie wynika z samych argumentów przyrodniczych, zaczęła się bowiem od nietypowej intuicji, która wyzwoliła pracę i uruchomiła wyniki. Widziałem w tym palec Boży. Wyraźnie ponad wszelkie złudzenie. Pole bitwy, napięta uwaga, skoncentrowana myśl, naciągnięte nerwy, wszelkie manewry niewidzialnego przeciwnika nie mogą być odbierane inercją myśli i błogostanem w już osiągniętych rezultatach. Ja, doświadczony, zimny - w sensie odważny bojownik o nowe i odmienne w poznaniu przyrody - mam momenty, kiedy jest mi potrzebny nie tyle zwolennik czy sojusznik ani oznajmiacz, że mam rację, ile potrzebna mi matka. Jestem nie tylko publicznym człowiekiem wymienionym w „Informatorze nauki polskiej", ale jestem całkiem prywatnym, codziennym człowiekiem, pozbawionym tytułów naukowych. Jestem tylko sobą. Jak każdy inny. I tu mi bywa źle, jak innym na świecie. I tu jestem mały, porzucony, zagubiony lub bez-radny w istotnym drobiazgu codziennego życia. A bez tego przecież nie może być dużego rozmachu twórczego. To sprzężenie zwrotne całej konstrukcji życia.

Ja muszę gdzieś małe, mikroskopijne sprawy zanieść na moich dłoniach, muszę je komuś pokazać, powierzyć, patrząc tak długo w moje wyciągnięte ręce z codziennym pyłem, aż mi oczy zmętnieją i przestanę widzieć, albo coś się we mnie jak w dziecku rozełka. Potrzebna mi matka... Dziwne to. Z codziennym ludzkim pyłem banalnych i nieuniknionych spraw wstydzę się do Boga zwracać, bo On zostawił to naszej zapobiegliwości. Nie żenuje mnie zwrócić się do Matki, do Tej, co przy dziecku nawykła spełniać najniższe posługi, bez których dziecko nie żyłoby. Matka od błogosławionego pyłu codzienności.

To wyraża statua Matki Bożej Świętokrzyskiej ufundowana z pierwszego honorarium książkowego. W ciągu wielu lat mam prawo powiedzieć - Matko Codziennych Spraw, nie zawiodłaś mnie jeszcze nigdy. Dziwna rzecz. Niekiedy wystarcza kilkanaście minut na spełnienie. Ona nie zawiodła mnie jeszcze. Jak mi potrzebna Matka.

To nie jest wyniesione z rodzinnego domu. Matka nas nie rozpieszczała. Miała dyskretną miłość do dzieci, tym bardziej do jedynego syna wśród kilku córek. To wzięło się skądinąd. Po prostu popychanie nowych i odkrywczych spraw, związana z tym walka o prawo do własnego naukowego podejścia, ustawiczna gotowość liniowego żołnierza nauki w pojedynczej potyczce przeciwko wszystkim, wyrzuciło ten istotny margines, kiedy jest się tylko sobą i to najbardziej prywatną osobą. Po prostu oficjalność zaczyna człowieka mierzić, tęskni się do codzienności zwykłych ludzi, a ta codzienność łączy się nieuchronnie z mini-problemami najbardziej osobistymi. I tu nagle brakuje matki. Odkrycie na starość? A kiedy jesteśmy wreszcie dojrzali jako ludzie? Doświadczenie starego pokolenia jest całkowicie zbędne młodemu. Dojrzali stajemy się z momentem przechodzenia na ludzki złom. Wspólna dola wszystkich, którzy nie zdążyli wcześniej zejść ze świata.

To nie są tylko osobiste reminiscencje. Ludzka dusza jest mniej więcej podobna do drugiej i każdej innej, gdy je życie dotrze i wygładzi kanty, zagnie naroża, wygasi dynamikę, obciąży chorobami i niedołęstwem. Jak wiele wspólnych i ludzkich cech znajdzie się wówczas z innymi.

Nie wiem, jak, komu i kiedy, ale mnie wyraźnie potrzeba Matki. Niezależnie od mego wieku i co prezentuję. Matkę znalazłem. Wyszła mi, jak być powinno, naprzeciw. Pierwszy krok uczyniła Ona w moim kierunku. Nie rozumiem, jak nijaka jeszcze dusza dziecka może się odnaleźć w Jej zasięgu i wpływie. Przyszło to w niewiadomy dla mnie sposób. A więc całkiem naturalnie. Przeżycia dziecinne są najtrwalszej niezacieralne. Wiem, że została mi z tamtych czasów Matka. Jednakowo bliska, droga, konieczna, żywa jak wówczas. Ta sama.

Dziwne, że nie łączy się to w ogóle z naturalną matką, dla której nie mam fanatycznej i poetyckiej elegii pośmiertnej. Umiar i realność naszej matki w rodzeństwie były zawsze naturalne i nieprzesadne.

To nie teologiczne racje ani wydedukowane przypuszczenia na podstawie jakiejś analogii. To istotne przeżywanie Matki w idealnym wymiarze i praktycznej potrzebie codziennych spraw. To niezmienne i raczej nasilające się uczucie od sześćdziesięciu kilku lat.

Trudno to nawet nazwać subiektywizmem czy egotyzmem. Ludzka dusza jest w zasadzie taką samą harfą, tylko z innym strojem. Im pierwotniejsza to była dusza, tym bliższa była w jakimś intuicyjnym odkryciu określonej potrzeby. W historii ludzkości jest to do prześledzenia. Różniło się tylko nazewnictwo. Była to Matka-Ziemia bądź ogólny system społeczny z dominacją macierzyństwa (matriarchat), Izyda, Kybele. Ogólnie boskość manifestuje się przez żeńskość. Czytelność faktów historycznych nie musi być koniecznie ateistyczna, jakby chrześcijaństwo było udoskonaloną wyobraźnią tej samej klasy zjawisk z okresu prymitywizmu intelektualnego. Raczej ludzkość w najogólniejszych oraz najistotniejszych pojęciach jest zgodna, choć sposób wyrażenia może być bardzo różny. Chrześcijaństwo zamknęło w sobie wszystko, co najwznioślejsze z ludzkiej myśli razem z Macierzyństwem Bożym, bo przez Boga-Człowieka miała się dokonać dopiero satysfakcja za winy ludzkości.

6. Matriarchat Odkupienia

Minęły tysiąclecia. U narodzin społeczności ludzkiej powstał matriarchat, czyli rządy kobiety-matki. Starożytny kult matki-ziemi wyraża za jeszcze tę dominację. Objawienie dane przez Boga zachowało antyczną formę, widocznie jako najbardziej naturalną. W swoich sprawach Bóg zaryzykował matriarchat. Kobieta-Rodzicielka zarysowana w Genesis jest symbolem tego dziwu, jakim był matriarchat. Pierwotność społeczności ludzkiej i pierwotność Objawienia zeszły się mimo różnic czasowych i progresji patriarchatu. Z biegiem czasu stanowisko Kobiety-Rodzicielki gruntuje się dalej w Objawieniu.

Matriarchat jest tyle samo dziwny w Objawieniu, co rzeczywisty. Ponadto zastanawiający. Kobiecość znamy w ostatecznym wyniku jej ewolucji personalnej możliwej do prześledzenia od tysiącleci. Nie znamy w postaci, nazwijmy to „czystej", jaka wyszła z ręki Bożej. Możemy jedynie utworzyć abstrakcję kobiecości w najdoskonalszym wymiarze dobra i piękna. Tę abstrakcję Bóg uczynił rzeczywistością w postaci Marii - matki swego Syna. Określa to Ewangelia jednym krótkim oświadczeniem - „Pan z tobą". Mówi to za siebie. Nie trzeba niczego dodawać. Maria jest urzeczywistnioną abstrakcją kobiecości, do której można jedynie dorzucać po jednym kwiecie. Jest to jednak wybraństwem Bożym tej kobiety, realnie umieszczonej w historii, obdarzonej pełnią wejrzenia Bożego i upodobania Pana. Z Jej strony absolutnego poddania się Bogu. „Niech mi się stanie". Stenogram Ewangelii jest tutaj niezwykle ubogi, ale nieskończenie przepełniony treścią.

Bóg rozciągnął ten wybrany matriarchat nie tylko na osłonięcie, ale i odsłonięcie swego Syna. Nad Wcielonym Bogiem rozciągnął się jednowymiarowy" matriarchat. O tyle jeszcze dziwny, że niepowtarzalny i nieprzekazywalny. Godność apostołów była przekazywalna, kapłaństwo przenośne w niezwykle długim szeregu czasu. Matriarchat Marii osamotniony, przywiązany do jednej osoby i jednocześnie nieśmiertelny w chrześcijaństwie. Tę nieśmiertelność zarysowała niebywale dyskretnie Ewangelia. „Błogosławioną zwać mnie będą wszystkie narody." W ocenie kobiecości najwartościowsze jest świadectwo innej kobiety. Okrzyk nieznanej słuchaczki z tłumu wyraził wszystko w tej sprawie: „Błogo-sławione łono, które Cię nosiło, i błogosławione piersi, któreś ssał". W Ewangelii rysuje się bezpretensjonalny matriarchat, który towarzyszy całemu chrześcijaństwu przez wieki jako kult maryjny.

Widzimy w Niej pierwotny zarys kobiecości, jaki wyszedł z ręki Bożej przed powstaniem zła. Tak możemy to jedynie określić. Obecnym językiem wyrazić by się to udało pojęciem ideału kobiecości. Niepowtarzalnym pięknem kobiecości i macierzyństwa. Unikatowym kwiatem piękności kobiecej. Nieśmiertelnym wdziękiem macierzyństwa. Możemy się jedynie silić na wyrażenie wszystkiego, co w sobie pojecie matriarchatu tutaj niesie.

Dla dziecka matriarchat po tysiąclecia pozostanie zawsze pierwszoplanowy w życiu. O matriarchacie decydują dzieci, a nie politycy i ścigacze zdobywający władzę w narodach. Matriarchat dla dziecka jest zawsze nienaruszalnym prawem i upodobaniem, brakiem odosobnienia i wyobcowania na poznanym postnatalnym świecie. Matriarchat daje człowiekowi-dziecku ciepło życia, wdzięk miłości, ochronę, pomoc, opiekę i absolutną pewność.

Jest faktem: matriarchat Boży uosobiony w Niej jest symbolem chrześcijaństwa starszym niż Jezusowy krzyż. Ewangelia wyjaśnia nam to dziwne zjawisko od strony Boga. Dziwne ze względu na nieskończoną różnicę między naturą Boga i naturą kobiety, ogólnie człowieka. Zjednoczenie narodzenia natury Boga i natury człowieka poprzez rodzenie Boga-Człowieka przez kobietę wydaje się nam zbyt odległe. Gdyby nie telegraficzne rozwiązanie przez Ewangelie - „U Boga nie jest nic nieprawdopodobne".

Kwiat chrześcijaństwa zasadzony bezpośrednio ręką Boga.

Jakie to piękne, po ludzku i po Bożemu.

Jak bliski mi ten jedyny Matriarchat.

Wiosna Objawienia była długa, ważna i jednocześnie uboga w zdarzenia. Wiosna fermentowała i pogłębiała się w cichym Nazarecie podczas trzydziestu lat jedynego w swoim rodzaju matriarchatu. Nic dziwnego, że Jezus wprowadza w publiczne życie Matkę w drodze do Kafarnaum po zainspirowanym pierwszym cudzie w Kanie Galilejskiej. Jest to również zmierzch matriarchatu w nazaretańskiej rodzinie. Objawienie Boże musiało mieć swoją naturalną fazę życia człowieka -spokój, sielskość, życie rodzinne. Głębię codziennych, małych, a jakże bliskich spraw powszedniości.
 

 
 

 

Czytelników na stronie:  

                                            Copyright © Wiesław Matuch - kontakt   Wrocław 2001 System Miłości Narodów