Na początku roku szkolnego 1999/2000 zaproponowano mi uczenie w klasach
V-tych nowego przedmiotu – przyrody. Przedmiot ten obejmuje swoim
zakresem biologię, geografię, fizykę i chemię. To, że zaczęłam uczyć
nowego przedmiotu nie było dziwne. Jednak w moim przypadku, przedmiot
przyrodę miałam uczyć bez podręcznika. Podręczniki były wydane do klasy
IV-tej a nie do klasy V-tej. Okazało się, że w bibliotece szkolnej nie
ma ani jednego egzemplarza starych podręczników do: biologii, geografii,
fizyki, itp. które mogłabym wykorzystywać do prowadzenia zajęć.
Uczniowie też ich nie posiadali lub najwyżej w pojedynczych
egzemplarzach i to różnych wydawnictw.
Zastanowiłam się, jak w tej nowej (wcale nie łatwej) sytuacji sobie
poradzić. Zdecydowałam się na opracowanie zajęć wg programu WIKINGA.
Każdą lekcję opracowywałam z wykorzystaniem mojego komputera, drukarki,
skanera, Internetu, płyt edukacyjnych CD, filmów edukacyjnych, pozycji
książkowych i czasopism. Opracowane materiały dla każdego ucznia
odbijałam na xero w szkole.
Uczniom zostało zaproponowane prowadzenie skoroszytów z kolorowymi
wkładami. Jeden kolor miał być użyty do jednego działu. W tym
skoroszycie uczniowie mieli prowadzić swoje notatki oraz wpinać
otrzymane materiały. Każdy temat miał się zaczynać od nowej kartki. Było
to potrzebne po to, aby uczniowie mogli w każdej chwili wpiąć dodatkowe
materiały, opisy doświadczeń, ciekawostki, itp.
Szybko jednak okazało się, że skoroszyty nie spełniają oczekiwanej przez
nas funkcji, ponieważ trudno było coś dodatkowo wpinać. Wiązało się to z
wyjmowaniem wszystkich kartek, które w końcowym efekcie ulegały
zniszczeniu. Ostatecznie przeszliśmy na segregatory do których zostały
wpięte tzw. koszulki. W ten sam sposób i ja prowadziłam swoje materiały.
Nim jednak ta forma nauczania została zaakceptowana, to musiałam pokonać
opór uczniów, rodziców i swój własny. Uczniowie i rodzice byli
przyzwyczajeni do posiadania podręcznika i ćwiczeń (które moim zdaniem
zbyt często wyręczają ucznia) oraz zeszytu. Tak rodzice (oczywiście z
pewnymi wyjątkami) jaki i uczniowie nie byli nauczeni korzystania z
różnych pozycji czy materiałów do opracowania jakiegoś zagadnienia. Nie
bardzo chcieli się z tym sposobem prowadzenia zajęć pogodzić. W wyniku
opowieści uczniów w domu zaczęłam mieć przykrości od rodziców, którzy
domagali się podręcznika. Nie podobało im się również to, że materiał
był opracowywany na podstawie różnych pozycji a nie tylko z jednej
książki. Na dodatek program klasy V-tej zaczynał się od zagadnień
fizycznych, co również budziło ogromne kontrowersje, ponieważ przedtem
fizyka zaczynała się w klasie VI-tej. Sądzono, że to mój wymysł.
Dodatkowym problemem, który pojawiał się w ciągu całego roku szkolnego
to było pojmowanie przyrody jako biologii. Zdarzało się, że opisując
jakiś dział uczniowie dokładali kartę tytułową z napisem fizyka,
geografia czy biologia. Mimo, że ciągle to sobie wyjaśniamy, to co
zostało mocno zakorzenione w naszym umyśle trudno zmienić. Zmiany
sposobów uczenia się, dochodzenia do pewnych umiejętności i wiedzy na
poziomie szkoły podstawowej będą zachodzić i będą akceptowane w powolnym
procesie, w długim okresie czasu.
Dla mnie samej wiązało i wiąże się z ogromną pracą, którą tak naprawdę
dostrzega niewiele osób. Nie miałam (i nie mam) dla siebie ani jednej
chwili wolnej. Po powrocie do domu siadałam do opracowywania
poszczególnych lekcji. Przez cały ten okres prześladowało mnie uczucie
niepewności, braku doskonałości i obaw czy przerabiany materiał nie
wykraczał poza określone ramy programu, a może przerabiałam zbyt wąski
zakres. Również moje wątpliwości wiązały się ze sposobem prowadzenia
zajęć. Mimo, że mam za sobą cały poprzedni rok nauki i nabrałam pewnego
doświadczenia i wprawy w tym sposobie prowadzenia zajęć, to i tak mam
ciągle te same obawy. Obecnie nadal uczę tym samym sposobem przyrody w
klasach VI-tych.
Po upływie 1,5 miesiąca nauki, wszelkie pretensje ustały. Może to była
kwestia przyzwyczajenia, a może moje argumenty trafiły do przekonania.
Materiał opracowywałam w punktach, bo tak sobie zażyczyli uczniowie.
Twierdzili, że jest im się tak łatwiej uczyć. Na zakończenie działu
uczniowie otrzymywali zestawienie zagadnień do opanowania. Dla zdolnych
i chętnych uczniów zadawałam dodatkowe zadania, które wymagały szukania
materiałów i wykraczały poza program.
Zaobserwowałam ciekawe zjawisko na koniec roku szkolnego. Uczniowie na
ogół oddają swoje podręczniki lub sprzedają. Jeśli chodzi o te
segregatory wszyscy je zatrzymali. I najważniejsza rzecz, chociaż
wszyscy uczniowie otrzymywali te same materiały i uczył ich ten sam
nauczyciel to jednak każdy segregator jest niepowtarzalny i każdy uczeń
stworzył swój własny podręcznik.
W związku z ogłoszeniem ogólnopolskiego konkursu „Nauczyciel przyrody –
po roku doświadczeń” związanego z I Ogólnopolskim Forum Nauczycieli
Przyrody który odbył się 18.09.2000 r. we Wrocławiu, zgłosiłam do
konkursu swój sposób prowadzenia zajęć z uczniami, dołączając przez
siebie opracowane materiały oraz przykłady segregatorów uczniów – pt.
„Uczeń twórcą podręcznika przyrody”. Prace konkursowe zostały pokazane
na wystawie podczas trwającego Forum. Muszę przyznać, że segregatory
uczniowskie cieszyły się dużym zainteresowaniem uczestników. Otrzymałam
Nagrodę Specjalną ufundowaną przez Centrum Edukacji Nauczycielskiej
Uniwersytetu Wrocławskiego. Otrzymałam również od Centrum segregatory
dla wszystkich moich uczniów, których uczę przyrody bez podręcznika tym
roku szkolnym.
Spotkał mnie i moich uczniów jeszcze jeden zaszczyt, który wywarł na nas
ogromne wrażenie. Przeprowadziłam wraz z moimi uczniami 20.09.2000 r.
lekcję pokazową dla grupy ekspertów z krajów Unii Europejskiej,
przedstawicieli: Ministerstwa Edukacji Narodowej oraz Uniwersytetu
Wrocławskiego.