Moje krótkie wspomnienia o Fulli Horak
Autor - Wiesław Matuch Wrocław, dn. 11-03-2008
|
Fulla ( po prawej ) ze swoją siostrą Zofią. Zdjęcie z początku lat 70-tych.
Naukowcy z wyższych Cywilizacji tworzyli Życie na przeróżnych Ziemiach, w tym na naszej - mówiła Fulla.
Fulla - wybitna mistyczka katolicka i moja serdeczna Przyjaciółka.
Studiowała filozofię, skończyła lwowskie konserwatorium – pracowała jako
nauczycielka muzyki. Lwowianka, urodziła się w Tarnopolu w roku 1909.
Dziadek był Czechem, ale jej bracia ginęli za wolność Polski.
Obecnie Stefania Horak nie żyje ( Zofia - jej siostra również nie żyje, zmarła
później ). Pochowane zostały na
cmentarzu w Zakopanem.
Wspomnienie o niej dedykuję właśnie Jej.
Na wstępie powiem, że dziesiątki razy byłem u Fulli. Najczęściej jeździłem z bratem
zakonnym -Ludwikiem. Jezuitą. Trwało to przez kilka lat. Godzinami
wsłuchiwaliśmy się w jej rewelacje. Czasem odbywało się to w grupie. Najczęściej
jednak umawialiśmy się z nią wcześniej, aby grono osób było odpowiednio dobrane.
Z uwagi na wiedzę jaką posiadała, nie wszystkim mogła o tym mówić. A więc dość w specyficzne
grono. Niejednokrotnie
byłem tylko z Ludwikiem, wówczas kameralny i poufny nastój wyzwalał u Fulli
ogromną energię i chęć do mówienia. W zasadzie Fulla mówiła
nam najwięcej, ponieważ znała nasze usposobienie i otwarte umysły.
Działo się to w Zakopanem przy ulicy Chałubińskiego, w latach 80-siątych.
Przyznam - Fulla udzieliła mi ze swojego skarbca mądrości, wiele cennych wskazówek na
mojej drodze życia. Pocieszała, uspokajała, koiła ból, jaki częstokroć siedział
w moim sercu. Ale najważniejsze były rozmowy o życiu w zaświatach. To mnie
fascynowało i podniecało. Życie od Boga w zaświatach, jak ono się odbywa? - to
mnie ciekawiło od dziecka. O to więc najwięcej pytałem. Potem dowiedziałem się
od niej, że Boga należy inaczej pojmować niż uczy kościół i tradycja. Był to nie
mały dla mnie wstrząs. Przyzwyczajony do jednego Boga, raczej nie wyobrażałem
sobie, aby mogło być inaczej. Na szczęście zrozumiałem, że Fulla kiedyś miała
ten sam problem. Na początku uczona była o Bogu, jak wszyscy. Gdy się
dowiedziała w końcu, że jest inaczej, nie było jej łatwo. Tym się pocieszałem.
Za jakiś czas przemogłem się i pokonałem stary model Boga, jaki tkwił w mojej
wyobraźni. Brat Ludwik, o wiele starszy ode mnie, zrobił to znacznie wcześniej.
Wiele o tym rozmawialiśmy. Nie uważał Jezusa za Boga. Choć bardziej kościelnego
i pokornego Jezuity, w życiu nie widziałem. Wiedział straszliwie dużo, ale
milczał, rozmawiał o tym jedynie ze mną.
Na spotkanie z tą wspaniałą osobą, przyjeżdżało zawsze sporo osób. Pośród nich
było bardzo wielu duchownych, księży i zakonnic. Poruszane tematy dotyczyły
głównie mistyki. W swojej książce z lat 40, "Święta Pani" i potem:
"Niewidzialni" - 1938 - 1956 ", Kraków 1997 - nic nie mówiła o
reinkarnacji, ani o istotach, które tworzyły życie na Ziemi. W okresie, gdy
pisała "Świętą Panią" - miała ona swoistą misję do spełnienia. Później - jak mi
powiedziała - ta książka stała się nieaktualna. Swoje zadanie spełniła. Wtedy gdy ją pisała, tak rozumiała pewne
zjawiska. W drugiej połowie swojego
życia, Fulla wiedziała już dużo więcej. Święci mówili jej o rzeczach, jakie
przeciętnemu katolikowi w głowie się nie mieszczą. Między innymi o reinkarnacji.
W czasie kiedy do niej jeździłem, wiedziała już, że reinkarnacja ma miejsce. Mówiła mi o naukowcach (dla nas -
aniołach) , którzy programowali kody genetyczne dla przyszłego życia na naszej
planecie. Zresztą nie tylko na naszej.
Twierdziła, że wzorce kodów genetycznych... roślin, zwierząt i ludzi, stwarzali w swoich
laboratoriach na wyższych planetach. Cytuje dosłownie: jeden
zaprojektował nogę, inny skrzydło, jeszcze inny serce, takie czy inne, itd.
Tych naukowców nazywała: "Stwórcami - Rękami Boga". W systemach genetycznych jakie oni stworzyli, przewidziane były również różne mutacje i
ewolucja gatunków. Mówiła mi o życiu w Kosmosie i niezliczonych Cywilizacjach we
Wszechświecie, na różnych Galaktykach.
Najczęściej do Fulli jeździłem z bratem Ludwikiem i jego siostrą Bronisławą.
Jechało się tam, jak do najbliższej rodziny. Nie spotkałem drugiej takiej osoby, żeby w podeszłym
wieku, była tak młoda duchem i posiadała tak niezwykle jasny umysł. Dlatego -
przypuszczam - tyle osób ją odwiedzało do końca. Muszę przyznać, że bardzo mi jej
brakuje i tęsknię za nią do dziś.
Zawsze z Fullą rozmawialiśmy swobodnie, na luzie, bez jakiejś nadzwyczajności.
Była bardzo sympatyczna, otwarta i szczera. Przenikliwa, lecz nigdy nie dawała
tego odczuć. Posiadała ogromne horyzonty myślowe, intelektualne. Wiedziała, że mój umysł jest otwarty i przyjmuje
taką wiedzę, więc mówiła mi wszystko. Nie z każdym mogła tak porozmawiać. Z Bratem
Ludwikiem, z jego siostrą i paroma jeszcze osobami, mówiła o tych sprawach
całkowicie otwarcie. Była wspaniałą, wielkoduszną osobą. Kochała Franciszka z Asyżu, za jego prostotę i porywczość w czynieniu dobra.
Warto zaznaczyć, opiekunką Fulli była święta Zofia Barat.
Fulla nie wyszła za mąż,
ponieważ wywieziona na Sybir, późno wróciła do Polski. A poza tym, kto by
chciał się żenić z "szaloną i nowatorską osobą?"
Chodziła do kościoła. Przystępowała do Komunii.
Pod koniec swojego życia, kiedy właśnie ją poznałem, dzięki Bratu Ludwikowi
oczywiście, Komunię przyjmowała w domu. Przychodził do niej z pobliskiej parafii
ksiądz i komunikował ją. Ale robiła to raczej dla przykładu innych. Powtarzała, że nawet przyjęcie
sto
tysięcy komunii świętych nic nikomu nie
da. Krytykowała chrzty i wczesne komunie dzieci. Uważała, że powinni to robić
ludzie dorośli i sami decydować czy tego chcą, czy nie. Dla kościoła oficjalnie
zachowywała pozory, jednak gdy napotkała odpowiednich słuchaczy, np. jak my -
mówiła zupełnie inaczej.
Nie wspomnę, jak oburzona była tym, że kościół uzurpował sobie prawo odprawiania
coś w rodzaju mszy świętej i na tym zarabia fortuny. Jak wiadomo ofiara
była jednorazowa. Na dodatek to nie śmierć Jezusa pomogła ludzkości, a jego
nauki o miłości i dobru. Nie mogła się z tym pogodzić, że kapłani co dzień
mordują Chrystusa, przypominając jego zabójstwo nagminnie w każdym kościele i
jeszcze za to biorą pieniądze. To już woła o pomstę do nieba - powtarzała.
Wielka osobistość, święty Ojciec Pio był do końca ślepo posłuszny Kościołowi.
Jednakże przyjął z łatwością wszystkie zmiany soborowe, choćby odprawianie mszy
twarzą do ludzi, co dla tradycjonalistów było kolejną zbrodnią. Ojciec Pio
głównie pomagał ludziom, uczył jak zostać dobrym, leczył ich psychikę. I to się
liczyło najbardziej. Na temat zafałszowań nie wypowiadał się. Co nie znaczy, że
tego nie robi dziś, ale już w inny sposób... Każdy ksiądz odprawiający mszę i
tak musi wierzyć, bo nic innego mu nie pozostaje. Jest tylko człowiekiem. Czy
prawdziwe czy nie - musi wierzyć. Taki system...
Fulla nigdy też publicznie nie głosiła wiedzy, jaką tu przytaczam z rozmów z nią. Nigdy
jej nie opublikowała. Robię to chyba pierwszy. Ale mogliśmy jej rozmowy nagrywać na magnetofon. Miałem z
Ludwikiem trochę tych nagrań. Poza zakon jednak ich nie wynosił. Być może
przepadły. Treści bardzo odmiennych od kościelnych, jednak nie pozwalała
nagrywać. Fulla wiedziała, iż jej poglądy są dalekie od aktualnej doktryny
kościoła. Była ostrożna, nie chciała nikogo narażać. Dlatego zawsze mówiła,
abyśmy i my byli ostrożni. Z tego co mi przekazała, raz spotkała się z młodym
księdzem Karolem Wojtyłą. Jednak nie polubiła go. Był zbyt tradycyjny.
Skromna, spontaniczna, otwarta, uwielbiała zwierzęta. Dużo czytała. Znała wszystkie
mistyczne dzieła katolicyzmu, buddyzmu i hinduizmu. Znała Ojców Kościoła, w tym
Orygenesa, który wyraźnie mówił o wędrówce dusz. Często mi
go cytowała. Była otoczona w swoim pokoju mnóstwem książek.
Dowcipna i
pełna humoru.
Wielka, a
lubiła się pośmiać i pożartować na każdy temat. To mnie w niej ujmowało. Uwielbiała Elvisa Presleya, uważała, że piękniej śpiewa niż wszystkie chóry
kościelne. Jak wiemy Elvis nie był materialistą, rozdawał pieniądze na wszystkie
strony.
Kupował auta i domy przyjaciołom. Udzielał się charytatywnie w różnych
organizacjach.
Odnośnie wiary, jej wniosek był jednoznaczny: dokąd
człowiek będzie potrzebował bardziej religii i wiary niż jawnej wiedzy, to pośród
wszystkich systemów religijnych i wiar - chrześcijaństwo jest na teraz najwłaściwsze, ale to
odnowione, oczyszczone z fanatyzmu, zafałszowań, z niewiedzy i
nietolerancji. Chrześcijaństwo miłujące i postępowe. Lecz finałem będzie i tak
zanik wszelkich religii. Bo one nie były w programie Stwórców, a jedynie
przyzwolili na nie.
Twierdziła: kapłanami
i kapłankami są wszyscy, którzy widzą dobro, są dobrzy, uczą dobra i gdy je czynią. Studia teologiczne i "sukcesja" nie czynią człowieka kapłanem.
- Takie
wyrażała poglądy na temat kapłaństwa w Kościele. Zresztą moje zdanie jest
identyczne. Maria była pierwszą
kapłanką chrześcijańską, bo na ołtarzu swego łona, przyjęła Jezusa, który potem
przekazywał niezwykłe treści i uczył miłości bliźniego.
Mówiła często, że za mało jest uśmiechu, a za dużo smutku, sztucznej powagi i
nietolerancji. Miłość również jest tolerancją i przebaczaniem - podkreślała.
Powiedziała mi kiedyś, że MARILYN MONROE
już dawno jest w Niebie, ponieważ bardzo kochała. Miała wielkie serce,
podobnie jak Elvis. Wielu ogłoszonych świętymi, wcale nimi nie są do dziś, natomiast Niebo usiane jest takimi, z których kościół się prawieże
gorszył. Wśród nich są również ateiści, homoseksualiści, prostytutki... Wtedy
Jezus rzekł do nich: „Zaprawdę, powiadam wam: Celnicy i nierządnice wchodzą
przed wami do królestwa niebieskiego". To nie bajka, ale inne spojrzenie, inna niż uczy
"tradycja" - rzeczywistość.
Mówiła: w Niebie wszyscy posiadają swoje
przepiękne Pałace. Wypuszczają się z nich w wędrówki poznawcze po całym Niebie. Potem wracają, by znów pomyśleć o wędrówce w innym kierunku Nieba. I tak
stale... bez nudy i zgorzknienia, jak często jest to na innych planetach, czy na
ziemi. Zawsze podkreślała, iż prowadzi się tam życie towarzyskie, podobne jak na ziemi.
Lecz to zupełnie inna jakość współżycia. Życie na planetach nieba jest o wiele barwniejsze
i ekscytujące. Bez zazdrości i wysiłku. Chcenie jest
magiczną twórczynią rzeczy, a pragnienie - siłą różnorakiej rozkoszy.
Mało tego, może to niektórych zszokować, ale świat mody w Niebie też istnieje.
Każdy się stroi jak tylko najpiękniej potrafi, ażeby się innym przypodobać.
Rzecz jasna bez zazdrości i rywalizacji, jak to jest w niższych światach. I
ciekawostka: muzyka dostępna jest w każdym miejscu Nieba. Brzmi to jak z bajki,
ale tak jest. Niebo to przecudowna bajeczna kraina dla kochających.
Warto wiedzieć, że nie ma tam ani jednej osoby bez miłości i marzeń. Na próżno
ich szukać.
Przeżywanie szczęścia, przyjemności, rozkoszy, jest wieczne i nieograniczone...
zawsze ma się ochotę pragnąć jeszcze więcej..., inaczej. Nic tylko: wolność, miłość
i piękno.... Mówiła, że: "tam nic nie potrzeba, nic się nie musi,
tylko się chce....". W niebie nie wychodzi się za mąż i się nie żeni - o
tym wspominał już Jezus. Każda osoba tam mieszkająca ma całe Niebo do
dyspozycji. Robi co chce i z kim chce. Nie zna się tam jedynie zazdrości
i bólu. Jak najbardziej - posiada się tam uczucia. One rozgrzewają i ożywiają
miłość, a nawet są samą miłością. Tęsknoty również istnieją. Bez nich nie było by
uniesień, nie było by pragnień miłosnych przygód, ani poznawczych marzeń.
Osoby inteligentne, dążące do wyższych celów, niebieskich doznań, poszukujące
sensu i celu życia, chętnie rozmawiają o filozofii, religi, erosie miłości....
Fulla bardzo ceniła i lubiła Platona, a on tak się wyraził:
Platon w Uczcie słowami Sokratesa określił Erosa jako
"powszechne dążenie do wiecznego posiadania dobra", Arystofanes jako "dążenie do
jedności i doskonałości", identyfikując go z popędem płciowym, jako "nieświadome
dążenie do nieśmiertelności".
Dziedziny te uskrzydlają duszę i czynią ją świętą, delikatną,
wrażliwą na innych. Przyjemność przeobraża je do tego stopnia, że zamieniają się
w samą Miłość. Dzielą się tym w
delikatny i powabny sposób, aby nie urazić i nie skrzywdzić tych, co jeszcze nie
są przygotowani do takiego myślenia. Dążenie do wyższego życia,
jest ich całodobowym myśleniem, ich jedynym życiem, wzniosłą mistyką. Przykładem
może być jedna z największych świętych - Tersa z Avilla - doktor kościoła,
której dzieła znam całe. Teresa uwzniośliła moje życie i uczyniła pełne
niebiańskiej emocji. W swoich poezjach, pisanych jeszcze na dodatek w okresie
inkwizycji, a więc musiała się ograniczać z poglądami, bo groziło to ekskomuniką
a nawet śmiercią - wyrażała takie dążenia przelewając je na papier. Oto cytat
kilku z nich:
"Gdy Boski Łucznik strzałą swą zranił, przeszył do głębi serce me, ogień miłości
całą mnie strawił, że w nim znalazłam szczęście swe. Odczułam wówczas życia
wiecznego upajający zdrój, i jestem odtąd wszystka dla Niego, a On jest wszystek
mój.
O, życie! ty znasz potęgę miłości, wiesz jak się ona w zaświaty wydziera. Puść
mnie więc! nie więź wśród ziemskiej ciemności, bo szczęścia bramy twa śmierć mi
otwiera. O, jakże czekam mej śmierci zjawienia, bo tylko ona otworzy mi drogę,
wybawi duszę z ciasnego więzienia.
Zdroje obfite życia prawdziwego nie mogą poić mej duszy spragnionej, póki nie
wyrwie się z życia ziemskiego. Więc z głębi duszy tęsknotą trawionej wzywam cię,
śmierci! O, wyrwij mię z ciała! Tylko przez ciebie szczęście zdobyć mogę...
Przyjdź już! jam w tobie pogrążona cała.
Nie żyję w sobie, bo znam inną drogę - pełnego życia, więc wołam w tęsknocie: Ja
tym, umieram, że umrzeć nie mogę.
Miłość płonąca w głębi serca mego, ta miłość, która jest mym życiem, siłą -
zamknęła w wnętrzu mym Więźnia Boskiego, aby się szczęście moje dopełniło. Lecz
bliskość Jego wzmaga me cierpienia i mej tęsknoty rozpala pożogę, aby Go ujrzeć
bez zasłon ni cienia!"
Poezja świetej Teresy, jest moją najukochańszą poezją świata. Dla mnie każdy
poeta jest wobec niej malutki, bo najczęściej nie wie co pisze. Teresa wiedziała
do czego dąży. Jej Celem stała się osobowa miłość i szczęście w świecie wyższym.
A wszystko to sprawia Miłość, która jest Królową Piękna i Atrakcji. Ona
zaspokaja wszystkie potrzeby i życzenia, podobnie zresztą jak dzieje się na ziemi,
lecz w
malutkim stopniu.
Fulla nie kryła, że żyjemy w takim regionie kosmosu, gdzie przyjemność i radość
jest jeszcze rzadkością, i żeby choć trochę móc jej kosztować, musimy sobie na
nią zapracować. Chcąc korzystać z przyjemności, potrzebne są do tego warunki,
które musimy sobie stworzyć. Nie da się tego zrobić bez pracy i
odpowiedzialności. Dlatego Fulla uczyła nas, że najpierw obowiązki, apotem
przyjemności. Inaczej szczęście się zawali. Braknie warunków do jego spełnienia
na ziemi. Przeciwna natomiast była zbyt długiej pracy. Przekonywała, że 4 godziny
dziennie, to aż nadto.
Uważała, że opis stworzenia w Starym Testamencie to
wyłącznie alegoria. Obrazek czegoś, co się dokonało zupełnie inaczej. Mało tego,
jej wnioski sięgały dalej - mówiła: "o Starym Testamencie należy już zapomnieć,
bo to historia narodu żydowskiego - dość krwawa zresztą". Na pewnym
spotkaniu nawet stwierdzała: "Ewangelie nie nadają się do nauczania. Są za
stare i archaiczne. Poza tym zafałszowane. Rodzi się z nich jedynie fanatyzm i spory religijne,
które doprowadzają do krzywd, a nawet wojen. Ewangelie nie tłumaczą życia jak
należy. Przeciętny człowiek nie rozumie Ewangelii.
Fulla zawsze zachęcała każdego rozmówcę do nauki, miłości i szacunku. Nikogo nie
potępiała, wierzyła w moc mądrości, wiedzy oraz miłości. Wszystkich
usprawiedliwiała i tłumaczyła. Każdemu życzyła najlepszego.
Nikt przy niej nie czuł się nieswojo.
Lubiła Łukasza Ewangelistę - lekarza, za
napisanie przypowieści o synu marnotrawnym. Syn marnotrawny według opisu, otrzymał
nowe szaty weselne i pierścień. Co Fulla tłumaczyła: "szaty" oznaczały
nowe ciało, powtórne życie, za zmarnowanie obecnego, a "pierścień" znaczy - dar
nieskończonego życia.
O Chrystusie mówiła: mistrz dobroci, obywatel Wszechświata, ale nie bóg. Nauczał wyłącznie dobra i miłości. Posiadał wielkie
serce. Pragnął przekazać wiedzę, ale ówcześni go nie rozumieli, i wszystko
zmarnowali.
Według Fulli, każdy jest taką samą osobą jak Jezus. Różnica polega
na tym, że On więcej wiedział, za co cierpiał niesprawiedliwie. Czasem musiał
nawet uciekać do innego miasta.
Niejednokrotnie przytaczała słowa Starego Testamentu, jakie Jezus zacytował: "czy nie wiecie, że
Bogami jesteście"?
Jezusa nie uważała za Boga całego Wszechświata, i wcale nie
twierdziła, że to On stworzył świat. Wszystko zostało przez wieki przekręcone i
zmanipulowane przez władze świeckie i kościelne tamtych czasów. Aby dzięki takim
wyżyłowanym filarom jak Jezus i święci, wzmacniać popularność i niepodważalność
kościoła. Łączyło się to bezpośrednio z władzą i pieniędzmi.
Nie kryła tego.
Dlatego hierarchowie nie chcieli z nią rozmawiać. Jednak niektórzy z nich
przychodzili do niej cichaczem, by się czegoś więcej dowiedzieć. Byłem tego świadkiem nie
jeden raz. Wierzyła, że kościół się odnowi, zrezygnuje z hierarchii, której
nigdy nie miało być. Zakony powoli będą zanikać, bo to już przeżytek. Z celibatu
się śmiała w głos.
Jednocześnie przyznawała rację, że ci którzy mieli pragnienie wstępowania w stan
duchowny, lub w nim uczestniczą, są już wyższą klasą świadomości. Ciągnęły ich
sprawy nieprzeciętne, transcendentalne, a nie materialne. Dlatego decydowali się
iść tym tropem. Ale wskazywała na to też, że Kościół upadł, mało kto w nim myśli
już o dobru i miłości bliźniego. Twierdziła - Kościół się nie rozwija, nie
odnawia swojej teologii, nie chce rozumieć więcej.
Fulla wszystkich traktowała jednakowo, bez
względu na wyznanie i kolor skóry. Nie znosiła strojów kościelnych. Była
przeciwnikiem tiar, ornatów i tych wszystkich fatałaszków biskupich i
kardynalskich. Często naśmiewaliśmy się razem z tych strojów. Nie dla pogardy,
ale z przesady, głupoty i przepychu kościoła.
Na koniec kilka słów o bracie Ludwiku, moim zakonnym
Przyjacielu.
Zdjęcie Brata Ludwika z okresu, kiedy jeździliśmy do Fulli
Brat Ludwik był i jest moim największym Przyjacielem,
przekazał mi ogromną wiedzę z zakresu jak wyżej.
On zapoznał mnie z Fullą i jeszcze paroma mistykami, o których tu nie wspominam.
Jeśli chodzi o poglądy Ludwika, miał takie już wtedy, kiedy mnie na świecie
jeszcze nie było. Twierdził, że grzech nie istnieje, że to ludzie go stworzyli.
Owszem uznawał, że zło jest, ale ono kiedyś wypromieniuje i świat się zmieni,
jak na innych Galaktykach. Dopóki się nie wyzwolimy od materii i nie osiądziemy
w Niebie -będziemy umierać i cierpieć.
Dużo czytał i modlił się. Pracował w kuchni jako braciszek zakonny.
Na starość kazali mu sprzątać i myć okna.
Na jego cześć napisałem wiele lat temu dwa proste wierszyki.
Pozwolę sobie je przytoczyć:
BRAT LUDWIK
Cichy wierny i pracowity
usłużny każdemu
Wielkich cnót znakomity
Nie odmówi małemu ni wielkiemu
Modli się nieustannie
za dusze potrzebujące
Dzięki składa Maryi Pannie
Oddaje serca konające
Mądrzejszy niż inni
choć braciszkiem zakonnym uczynił siebie
On wszystkich usprawiedliwi uniewinni
W każdej sytuacji pochwali ciebie
Pokorna z niego dusza
Za najmniejszego uważa siebie
W Towarzystwie to jasna zorza
Na Anielskim żyje Chlebie
Ze świętymi On rozmawia
W cichości serca Boga nosi
Do dobra wszystkich namawia
Światłość innym przynosi
Cały rozkochany jest w Bogu
Co dzień modli się do Patronów
On Polskę i świat dźwiga z grobu
Ogrom przy Nim Anielskich Zastępów
NA IMIENINY BRATA LUDWIKA 25.VIII
To On cały pokryty energiami
To On ładunkiem pokory
To On we wszechświat wpatrzony
To On najlepszym określeniem
To On konsekwentnym przykładem
To On płomieniem myśli
To On gwiazdą uśmiechu
To On wspaniałym szkicem cierpliwości
To On obrazem świętych
To On mieszkaniem stroskanych
To On dłonią gorącą
To On wzniosłym nieutrudzeniem
To On między filozofią a dogmatem
To On klęczącym duchem
To On wewnętrznym przyjacielem
To On absolutną tolerancją
To On pierwiastkiem szukanym
To On jest Miłością Bożą
22-03-2007, o godzinie 11:20, w Krakowskim szpitalu Brat Ludwik Gabryś zmarł.
2015r. Na koniec mój dopisek: Ludwik był świętą duszą. Będą Go zapewne malowali
na obrazach z opuszczona głowa, na znak wielkiej pokory...
Teraz zdradzę sekret: On posiadał pod koniec życia dar bilokacji, jakiego byłem
świadkiem i ekstazy, którą jedną sam widziałem. Ale On udawał, że nic o tym nie
wie...